Skocz do zawartości

ogqozo

Senior Member
  • Postów

    22 605
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    53

Odpowiedzi opublikowane przez ogqozo

  1. a mozesz mi te jedenascie druzyn wymienic? <_< bo ja widze gora 4 druzyny majace realne szanse na final (ja to zwykle bywa jedna pewnie odfrunie w 1 rundzie po) a jakbym mial wymieniac faworytow to odwazylbym sie podac gora dwie nazwy.

     

    W zeszłym roku nikt nie dawał "realnych szans" Cleveland. Dwa lata temu - Miami. Ale w play-offach, kiedy decyduje kilka meczów, wiele drużyn ma szanse, że akurat wejdzie w dobrą formę. Jeśli wielki zawodnik będzie w wielkiej formie przez kilka dni, to wszystko się może zdarzyć. Do tego typu drużyn zaliczam Magic, Rockets, Cavaliers, Nuggets, Mavericks, Jazz. Tam są osobistości. No i "faworyci oczywiści", którzy po prostu doskonale grają, czyli Celtics, Hornets, Pistons, Spurs, Suns, Lakers.

     

    Warto też zauważyć, że w tym sezonie, wśród najlepszych zespołów, praktycznie każdy wygrywał z każdym (wyjątkiem jest Boston, który faktycznie z większością czołowych teamów sobie radzi, ale nikt nie wie, jak im pójdzie w play-offach). Jest wiele zespołów, które pokonały Spurs i Lakers i Celtics... więc czemu nie założyć, że i w play-offach im się uda? Popatrz sobie na tabelę konferencji zachodniej. Miejsce 9., czyli zupełnie poza play-offami, jest tylko o 5 meczów gorsze od lidera. Sezon już na zakończeniu, a jeszcze ani jeden zespół nie zapewnił sobie play-offów. Tak wyrównana ta liga nie była od... wielu lat. Według niektórych statystyk, jeszcze nigdy.

     

    Zaloze sie z toba o 100zl ze McGrady i spolka odpadna maksymalnie w drugiej rundzie... :]

    O Rockets co roku wielu mówi: "kto wie, a może teraz właśnie nadszedł TEN moment?". A kończy się jak zawsze. Druga runda to też byłby ewenement w tym względzie. Ale kto wie, może właśnie w tym roku nadejdzie TEN moment...

  2. Używaną perkusję z kilkoma bębnami i talerzem lub dwoma można kupić po okazji za cenę dwóch zestawów Rock Band. Niby nic wielkiego to nie będzie (niektórzy powiedzą: nędza), ale to i tak inna kategoria, niż naparzanie po plastikowych tackach grubych na kilka centymetrów i machanie nogą w powietrzu.

     

    A z tym wyrywaniem lasek to nie do końca prawda. Guitar Hero, na swój sposób, działa. Większość dziewcząt ma zaskakująco wielką wczuwkę w atmosferę koncertu, nawet te, które z reguły niezbyt się interesują rockowym graniem. Warto zauważyć, że w Polsce naprawdę dla wielu osób Guitar Hero będzie czymś nowym, czego się nie spodziewali, a takie rzeczy zawsze pociągają. No i, w przeciwieństwie do gitary, tutaj jest kilka przycisków, dość prosty interfejs i można namówić dziewczę do samodzielnych prób;].

     

    Sam się zastanawiam, czy sobie specjalnie nie sprawić zestawu GH3 na kompa, żeby móc go nosić ze sobą razem z laptopem;].

  3. Można sobie gdybać, co by było, gdyby ten grał w takim zespole z taką a taką taktyką. Fakt jest taki - LeBron pokazuje, że potrafi na boisku niemal wszystko, a Melo tego nie pokazuje. Według mnie Melo a LeBron czy Wade (sprzed kontuzji) to jest inna liga. Zresztą, można było zobaczyć w poprzednim sezonie, jaki z Anthony'ego jest lider - Nuggets przegrali w play-offach w kiepściutkim stylu, a LeBron praktycznie w pojedynkę wygrał serię z Detroit.

  4. Drive-by Truckers - Brighter Than Creation's Dark

     

    http://www.zona-musical.com/postt72740.html

     

    Według mnie - absolutna rewelacja. Z pogranicza alternatywy, bo to taka mieszanka lekkiego rocka oraz country. Nic, co by dawało w łeb - ot, taka spokojna płytka na nocną przejażdżkę albo po ciężkim dniu. Czysta magia. Pierwsza piosenka, "Two Daughters and a Beautiful Wife", to dla mnie jeden z najpiękniejszych utworów, jakie słyszałem w XXI wieku.

     

    Płytka wyszła dwa miesiące temu, ale jakoś nie zauważyłem, żeby ktoś tu o niej pisał.

  5. To chyba lipa bo Carter nie ma z kim grac ;/

    Nets nie grają wiele gorzej niż przed wymianą, być może dlatego, że wiele gorzej już się nie da. Ogółem wymiana na razie nie przyniosła korzyści żadnemu z zespołów, bo Dallas przegrywa wszystkie mecze z silnymi zespołami, od kiedy przyszedł Kidd.

     

    W tej chwili zaczyna się 2. kwarta meczu Hornets-Celtics, czyli najlepsi na Zachodzie kontra najlepsi na Wschodzie. Boston, mimo że na wyjeździe, gra świetnie i prowadzi kilkunastoma punktami. To jest faworyt nr 1 do mistrzostwa.

  6. No i mecze lecą tylko na C+...

    To akurat mniejszy problem, przecież coraz mniej ludzi ogląda TV. A w internecie NBA jest niezwykle dostępne - praktycznie każdy mecz można znaleźć dość łatwo. Oczywiście, w najlepszym wypadku takie mecze mają angielski komentarz, a w najgorszym chiński, więc niektórych może to odstraszyć, ale dla mnie to jest nawet na plus.

     

    NBA ma doskonałą stronę w internecie, wszystkie wyniki na żywo wraz ze statystykami graczy, z jakiego miejsca rzucali itp. Z każdego meczu relacja, ciekawostki, ogrom statystyk i tabel. Kanał NBA na YouTube codziennie wrzuca Top 10 akcji z poprzedniego dnia plus powtórki innych ciekawych wydarzeń. Gdyby nie ta strona, to trudniej by mi było kochać NBA, to na pewno.

     

    btw powie mi ktos bo od meczu gwiazd nie mam czasu zeby sledzic mecze Jason Kidd przeszedl do Rednack-ow z Dallas ??

    Tak.

  7. Najwięcej to sobie o Polakach pogadamy;]. Obecnie w składach jest 0, czasami bywa 1.

     

    Samo NBA jest arcyciekawe. Zwłaszcza w tym sezonie - jest mniej więcej 11 zespołów, które stać na mistrzostwo, i trudno przewidzieć, kto błyśnie w play-offach. Liga jednak nigdy nie zdobędzie w Polsce wystarczającej popularności, bo godziny 1:00-6:00 to nie jest idealna pora na oglądanie meczów i tutaj trudno o jakąkolwiek zmianę.

  8. Nie zgodze sie ,ze 4 sezon jest najgorszy. Jest lepszy od 2 i 3, ze wzgledy na nową formułę odcinków i ciekawsze historie. No i akcja nie dzieje sie tylko na plazy, a w roznych lokacjach. Jak kogos ten sezon nudzi to widocznie przejadł mu sie ten serial.

     

    Ależ nie... Po prostu nie uważam, że historia jest ciekawsza. Jest, przede wszystkim, uboższa. W tym sezonie może ze 3 odcinki były jakieś głębokie, reszta na zasadzie "akcja idzie do przodu, rzeczy się dzieją". Mało jest dialogów, które by się naprawdę podziwiało (a w 2. sezonie była ich masa). Futurospekcje może i są świeższe niż retro, ale można powiedzieć, że tylko ratują ten sezon przed mianem przeciętnego. No i brak retrospekcji też rezultuje mniejszą głębią psychologiczną, niż to było w sezonach poprzednich. Postaci mniej mnie obchodzą - nie ma ani jednej, do której bym się przywiązał, bo każda pojawia się na swoje 5 minut, po czym znika. Sawyera praktycznie nie ma, Jack to marionetka, Hurley nie rzuca śmiesznymi tekstami. Nowe postacie mają duży potencjał, który jest niewykorzystywany, bo to bohaterowie drugiego planu. A taki Miles na pewno by się nadawał, jest dow(pipi)ny, ma ciekawą historię i umiejętności, pasuje do wyspy. Podobnie Daniel. Natomiast wszystkie postacie są traktowane po macoszemu.

  9. Jak dla mnie... nie najlepiej. Powtórzę to, co tydzień temu - gdyby to był odcinek ze środka, to fajnie, ale jak na cliff-hanger w TAKIM serialu to po prostu za mało. Odcinek dość przewidywalny, nie dający w czachę - w zasadzie dowiedziałem się o Michaelu tych rzeczy, które jako pierwsze przychodziły mi na myśl po poprzednich epizodach.

     

    Zakończenie... jak na "Lost", naprawdę kiepskie. Scena w ogóle nie ma dramatyzmu, trąci wręcz banałem. A przecież do tej pory ten serial słynął z tego, że praktycznie każdą śmierć przeżywało się mocno (kto nie był zszokowany, widząc śmierć Nikki, Charliego czy dr. Artza?). Tutaj - ot, nie żyją, co mi tam. W sumie to nie mogłem uwierzyć, że odcinek się tak skończył. Oczekiwałem, że na koniec pokażą, kto strzelał, i będzie to ktoś niespodziewany. A tu nic. Nie jest tak dobrze, jak bym sobie życzył - na razie nie mam wątpliwości, że IV sezon jest najsłabszy w serialu, a odcinków do naprawienia tej opinii już ledwie kilka...

  10. Wszystkie kadry się liczą. Z tego powodu dla Polski nie zagra Cantoro.

     

    A Acquafresca, cóż. Teksty typu "w zasadzie to trochę się czuję Polakiem..." są dobre dla prasy. Wiadomo, że skoro całe życie mieszkał we Włoszech, to nie odrzuci propozycji grania w kadrze mistrzów świata tylko dlatego, że Leo ładnie poprosi. Czy Polska coś dla niego zrobiła w jego karierze piłkarskiej? Nie? Więc nie ma co się czepiać, że wybierze grę w kadrach włoskich.

  11. Na statku, Sayid mówi do cierpiącego na amnezję o o tym, że część z rozbitków poszła z Lockiem. Ot, tak jak by dla niego wszystko było oczwyistą oczywistością. Sam pare godzin (bo na statku czas płynie inaczej) chiał Sayida dusić, po parunastu minutach, gdy ten pozwolił mi zadzwonić do swojej wybranki stał się jego najlepszym przyjacielem. OK, jestem w stanie zorzumieć. Ale żeby w te parę godzin, Sayid zdążył mu przedstawić historię crashu, Dharmy, Locke'a, podziału? Eeeee, no proszę...

     

    Nie rozumiem, o co ci dokładnie chodzi. Desmond nie "cierpi na amnezję". On doznał rozszczepienia w czasie. Kiedy odnalazł swoją stałą, pamięć mu wróciła.

     

    A może Widmore już w 1996 r. o wyspie wiedział dlatego wydał tak astronomiczną sumę na pamiętnik?

    Bardziej prawdopodobne, że Widmore po prostu interesował się tematem Czarnej Skały, w końcu wielu milionerów ma jakiegoś bzika. A idąc po tropach Czarnej Skały, znalazł wyspę.

  12. Możliwe ,że ludzie ze statku nie znają z twarzy rozbitków z lotu 815,a jedynie ich dane.To tłumaczyłoby przykrywkę Michaela jak również scenę,w której rozpoznano Juliet dopiero po tym jak się przedstawiła(gdyby znali zdjęcia to od razu by wiedzieli,że nie leciała samolotem)

     

    To nie tak. Frank zna wszystkie twarze, dlatego właśnie nie rozpoznał Juliet i zapytał, jak ona się nazywa. Rozumiesz chyba, o co chodzi. Zapytał, bo nie kojarzył.

  13. Na to liczę... Jak już mówiłem, następny odcinek albo będzie rozłupywaczem czaszki, albo będzie totalnym zawodem. Normalnie wierzyłbym w to pierwsze, bo "Lost" mnie do tego przyzwyczaił, ale... mam obawy, że strajk scenarzystów naprawdę nie pozwolił im wymyślić czegoś na poziomie poprzednich sezonów i historia nadal będzie się rozwijała w dość przewidywalnym kierunku.

     

    Ludzie ze statku na pewno widzieli zdjęcie Michaela i znali jego dane. Powinni też wiedzieć, że Sayid go zna. Z tego wynikałoby, że scena, w której lekarz przedstawia im "Kevina Johnsona", to jedna wielka szopka. Ale po co ona? Nie mam pojęcia. To jest sprawa, której nie da się rozstrzygnąć w sposób "normalny". Albo będzie genialne wytłumaczenie, albo zupełnie naciągane.

  14. Wiem, że to temat o Orwellu, lecz w pewnym stopniu to o co zapytam będzie dotyczyło tematyki, o której on pisze. Po przeczytaniu "1984" chciałbym na tegoroczne ferie, które już tuż tuż, wypożyczyć coś w tym stylu. "1984" było pierwszą książką przeczytaną przeze mnie (to się pisze łącznie? :/ ), która nie jest lekturą szkolną i cholernie mnie zaciekawiło. Antyutopię, która będzie właśnie poruszać tematy polityki, totalitaryzmu i ich wpływu na zwykłych ludzi. Tu znalazłem kilkanaście tytułów, więc może (a raczej na pewno) ktoś z was któryś przeczytał i może polecić. Coś sprawdzonego i naprawdę godnego polecenia. Z góry dzięki.

     

    Ja bym polecił zwłaszcza "Nowy, wspaniały świat", "Fahrenheit 451", "Ciemność w południe". Z pozostałych ledwie kilka czytałem i jakoś żadne nie utkwiło mi zbytnio w pamięci.

  15. Chelsea, Barca - oczywiste. Niby może się czasem zdarzyć, że któryś z klasy niższej by wygrał, ale to szanse minimalne.

     

    MU-Roma? Chyba mimo wszystko United. W Lidze Mistrzów grają świetnie i są zdeterminowani, by wygrać. W Romie nie czuję mistrzowskiego potencjału.

     

    Arsenal-Liverpool? Raczej Liverpool. Z reguły jeśli jedna drużyna skupia się na lidze krajowej, to rzadko kiedy udaje jej się wygrywać z silnymi rywalami w Europie. Arsenal zostanie mistrzem Anglii i to im na razie wystarczy.

     

    Finał widzę taki: Chelsea-Barcelona, ew. finał angielski. Po odpadnięciu Realu i Interu naprawdę trudno wskazać, który klub jest w tej chwili najmocniejszy na tym kontynencie.

  16. Historia Jina to na 100% retrospekcje. Wynika to z dwóch faktów - po pierwszze, mamy chiński rok smoka (a więc 2000 albo 2012, bo inne z góry odpadają z wiadomych powodów). Po drugie - Jin pracuje dla pana Paika, więc dzieje się to przed katastrofą. To są dość jasne wskazówki.

     

    Sun, rodząc, majaczyła o swoim mężu. Sama zdaje sobie z tego sprawę. Posłuchajcie, co ona mówi na koniec, do grobu.

     

    Co do samego odcinka, mam mieszane uczucia. Sam w sobie, jest zrobiony świetnie. Ta historyjka o karmie, i jak Jin rozumie, że gdy żona zdradza, to nie jej wina, tylko jego. Reżyseria świetna. Smaczków wiele - chociażby ten, że Michael ma zmyć plamę krwi na ścianie (jak pamiętamy, Michael zmywał plamy krwi w bunkrze po Anie-Lucii oraz Libby). Poza tym, plama od razu przypomina jeszcze inną plamę w bunkrze, tą na dachu, którą zobaczył Desmond po przybyciu. Nawiązania wstecz aż do II sezonu - to się ceni.

     

    Jednak, jako element większej historii, epizod zawodzi. Od niepamiętnych czasów podejrzewać można było, że szpiegiem Bena na statku jest Michael i że nosi on pseudonim Kevin Johnson. To było tak oczywiste, że nie mogłem w to uwierzyć. A tu - proszę. Nie, żeby to było takie straszne - gdyby do końca serii IV było jeszcze np. 15 odcinków, to byłbym chyba wniebowzięty. Ale kiedy jest tak mało odcinków w sezonie, to oczekuję prawdziwych rewelacji tydzień po tygodniu, tymczasem już drugi odcinek z rzędu nie jest rewelacyjny. Mam nadzieję, że chociaż następny, ostatni przed miesięczną przerwą, będzie prawdziwym szokerem. W końcu nie da się ukryć, że to, co najbardziej uderza w Lost, to powalające zakończenia sezonów. A historia Michaela ma potencjał do wykorzystania, oj tak.

  17. Z tego co powiedzieli w recenzji na GT.com, to gra ma masę technicznych smaczków znanych z poważnych bijatyk.

    Dashe, air dashe, cancele, supery, guard impact itd.

     

    Mówisz, jakby to było jakieś dziwne, zaskakujące. Jakby Super Smash Bros. musiało coś udowadniać. Otóż nie. To jest świetna bijatyka, która na całym świecie jest doceniana od dawna. Czemu w Polsce jest przyjmowana tak powszechną olewką? To jest raczej dziwne, a nie to, że całej reszcie się podoba.

     

    Nawet fani konsol Nintendo i postaci, które występują w grze, z reguły cenią sobie SSB co najwyżej "dobrze". Ja jestem chyba jedną z 5 osób w Polsce, którym ta gra się naprawdę podoba. Nie wiem, czym to może być spowodowane.

     

    Na Gamerankings zobaczyłem właśnie, że średnią ocen ma SSBB na razie na takim samym poziomie, co Bioshock. To faktycznie bardzo wysokie noty.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...