Skocz do zawartości

shoegaze

Użytkownicy
  • Postów

    30
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez shoegaze

  1. shoegaze

    Nowości

    album dopiero w piątek, a podesłany przez ciebie track to zupełnie inna seria wydawnicza i nie budzi takich emocji jak długograj pięknego k-dota. liczę, że ploty się potwierdzą i będzie najlepsza dwupłytówka od czasów summertime ‘06 w ogóle mamy do czynienia chyba z najciekawszym rokiem w tej muzyce od lat: udany powrót dinozaurów z black star, pusha t w swoim clipse mode na bitach pharrella (i yeezy’ego też), hyperrapowi bladee & ecco2k, mocna reprezentacja griseldy (benny, conway!!!), ukochany dziwak earl, vince w końcu z dobrą płytą po rozczarowującym s/t, space cowboy denzel curry, debiut najzdolniejszego protegowanego thuggera – yung kayo. co za czas do być żywy
  2. Totalnie się nie zgadzam, to jest jeden z odważniejszych i ciekawszych stylistycznie filmów MCU od dawna. Oczywiście nic wybitnego, żadne listy roku, ale w ogólnym rozrachunku widzowie dostali baaardzo potrzebne odświeżenie formuły w postaci flirtu z estetyką horroru. Przeczytałem gdzieś, że całość przypomina fuzję trylogii Martwego Zła z trylogią Spider-Mana i moim zdaniem to słuszny trop zachowujący odpowiednie proporcje w skali porównawczej. Bardzo sprawnie nakręcony, satysfakcjonujący wizualnie (momentami przeszarżowany, ale hej, trudno o bycie nieprzeszarżowanym w kontekście multiwersów), z kilkoma naprawdę wykręconymi scenami: Rozumiem, że komuś film się po prostu nie podobał, sam też przychylam się raczej ku stwierdzeniu „dobry” niż „bardzo dobry” (jak wynika z niektórych recenzji), natomiast pisanie o „jednym z najgorszych filmów MCU” jest dość krzywdzące i niesprawiedliwe. Jednym tchem wymienię o wiele gorsze produkcje z ostatnich lat.
  3. Zajawka na furki przyszła mi dopiero z wiekiem i do tej pory nie miałem szczególnej styczności z serią poza epizodami jak twoje, więc długo zastanawiałem się, czy wchodzić w to czy nie. Nie pomagał też fakt istnienia tutejszych komentarzy mówiących o niedopracowaniu i tak dalej, co nawet przez chwilę przekonało mnie do rezygnacji, no ale ostatecznie złożyłem się z kumplem na pół i totalnie przepadłem. Ta celebracja i mitologizacja motoryzacji, którą ktoś tam wyżej piętnował - dla mnie jest powodem, dla którego warto kupić tę grę i spróbować. Albo to załapiesz albo nie. Graficznie nierówno, bo niektóre trasy wyglądają obłędnie, a niektóre średnio, za to ilość aut, model jazdy, system personalizacji, szybkość loadingów czy przede wszystkim immersja na torze (DS nie zastępuje kierownicy, no ale jednak triggerki czy wibracje powodują, że na zwykłym padzie grasz jakby w inną grę) - TOP. 9/10 w pełni uzasadnione, piękna gra.
  4. shoegaze

    Elden Ring

    Mnie z kolei dawno żaden otwarty świat nie przytłoczył tak swoją EPICKOŚCIĄ, designem lokacji, angażującą eksploracją, sekretami czy nieoczywistym (przy tym dość uroczym w swojej pokraczności) lore. Cała rozgrywka dostarcza doznania w wymiarze onirycznym nieosiągalne dla żadnego innego medium; od pierwszych ruchów na mapie mam wrażenie, że ludzie z From Software projektują mi marzenia senne o bohaterstwie w świecie dark fantasy i ojejku, robią to po prostu bezbłędnie. Uważam też, że zarzuty o pustkę w open-worldzie są chybione, albo inaczej - mają sens na bardzo wczesnym etapie gry, bo po odpowiednim podbiciu poziomu powodującym uzyskanie "lekkości" w wyjaśnianiu napotkanych po drodze mobków (co znacząco ogranicza czasochłonność), ta dociekliwość względem każdej szczeliny naprawdę jest wynagradzana. Zwiedzam sobie Limgrave i kiedy myślę, że odkryłem tam już niemalże wszystko, to chwilę później znajduję windę do w pełni rozbudowanego, prześlicznego artstyle'owo miasta znajdującego się pod ziemią. Zapuszczam się na południe i kiedy już wydaje mi się, że widziałem wszystko co najważniejsze, to nagle odnajduję kilka kościołów z itemami wzmacniającymi Łzy. Zaraz potem idę sobie wzdłuż rzeki i jest to samo - początkowo mam wrażenie, że nic tu nie ma, ale docieram do końca i pojawia się mini-boss, z którego dropi za(pipi)isty sztylet. Nie wiem, może dla was to za mało, szanuję to oczywiście, dla mnie natomiast taki sposób zapełniania przestrzeni jest bardzo satysfakcjonujący i powoduje, że z każdą kolejną godziną narracja narzucona przez Miyazakiego i resztę świty wciąga mnie coraz bardziej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...