Skocz do zawartości

Arrival - Nowy Początek


Malibu

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 56
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Jest dobrze. Bariery w nawiązywaniu kontaktu z przedstawicielami obcych cywilizacji to chyba mój ulubiony topos s-f i chociaż Arrival to nie Solaris, to jestem usatysfakcjonowany. Oczywiście dopier/dolić zawsze się można, co też niniejszym czynię.

Właściwie jedyny poważny zarzut to złe rozłożenie akcentów -  za dużo polityczno-wojskowego spinania dvpy i stereotypowych reakcji poszczególnych nacji na rozwój wypadków, a za mało esencji. Narzucili sobie temat, z którego idealne byłoby zrobić miniserial, a tymczasem w filmie trwającym jakieś 110 minut połowa zarezerwowana jest na hurrr durr kliszowe dramy u.s. army i pokazywanie jak głupi, agresywni i nieprzewidujący są Chińczycy. Przez to najważniejszy motyw

poznawania "pisma" facehuggerów

zostaje potraktowany skrótowo i ma się wrażenie, że od etapu kompletnych podstaw przeskakuje się od razu do

pełnej translacji, a już po chwili do płynnej komunikacji na nie do końca jasnych zasadach

 

Czasu nie starczyło też na porządną podbudowę finałowego twistu. Jeżeli decydują się na rozwiązanie opierające się na

, to mogliby najpierw trochę pomaglować temat,a nie ograniczać się do dosłownie jednej, zdawkowej wymiany zdań, która pada na etapie, w którym nie za bardzo da się ją z czymkolwiek powiązać. Domyślam się, że w pierwowzorze był na ten motyw położony większy nacisk, a w filmie jest lekkie wrażenie deus ex machiny.

 

Klimat, reżyseria, ruda - tutaj wszystko się zgadza 

Odnośnik do komentarza

Oh  oh Oh oh!!!

 

Jak ja kocham takie wyjścia do kina  :banderas: Na początku miałem mindfucka bo ten niszczący podwaliny emocji utwór grany w pierwszej scenie wydał mi się BARDZO znany. Myślałem, że oglądam film, który już kiedyś widziałem, że pomyliłem sale, że kinowcy się walnęli xd (btw wie może ktoś skąd mogę mieć takie skojarzenia?). Potem było tylko lepiej. Lubię jak kanadyjski reżyser szybko wprowadza w wir wydarzeń nie widza, lecz bohatera(podobnie było w Sicario). Efekt jest świetny bo my również czujemy się zagubieni, ale jak mamy się czuć w obliczu obcej cywilizacji?

Pierwszy najazd na "statek" obcych z TYM krajobrazem, mglą zwalił mnie z nóg

Twist kotłował mi się w głowie choć to może tylko moje wyobrażenie w tym rollercoasterze emocji. Kosmici to świetni socjaliści, a nowego "Łowcę Androidów" raczej nikt lepiej z obecnych reżyserów nie zrobi niż Villeneuve. Typ to mój top współczesnych reżyserów.

8+/10 i serduszko na onecie

Odnośnik do komentarza

Baaaardzo udane kino s-f. Razem z Interstellar świetny przykład dojrzałego, przemyślanego kina mocno angażującego widza. Czuć w filmie echa Drzewa życia Mallicka i Kontaktu.

 

Po świetnym Prisoners i średnim Sicario reżyser znów jest w formie. Od samego początku łapie nas w swoją opowieść, bawi się niemal widzem i droczy specjalnie nie pokazując tego co w innych filmach by było od razu wprost (relacje tv, zbliżenia na statek, dużo strzałów i wybuchów - tego tu nie ma, a jak jest to w minimalistycznej formie). Klimat budowany jest stopniowo i tak dobrze, że pierwsze spotkanie z obcymi przeżywamy jakbyśmy tam naprawdę byli. Obsada nie jest duża, ale cały film dźwiga Amy Adams. Jak nie dostanie Oscara za tą rolę to Akademia okaże się bandą leśnych dziadków. Jest tak naturalna, tak przekonująca, tak zespolona z rolą, że w emocjonujących scenach czuć ciary. Jej kolega Renner mógłby być równie dobrze meblościanką, tak niewiele wnosi, ale hajs się musi zgadzać.

 

W ogóle podoba mi się w filmie ta nieoczywistość, akcja dzieje się w deszczowe dni, ludzie mają ludzkie reakcje (sen), nie ma niepotrzebnych dramatów na siłę, nie ma ciągłej akcji i strzelania, czarni przeżywają ;) - wszystko na opak w stosunku do tego, co czego nas Hollywood przyzwyczaiło.

 

Zdjęcia są oszczędne, efekty CGI bardzo dobre, muzyka niepokojąca. Cały koncept na film bardzo mi się podobał i z chęcią zobaczę jeszcze raz wyłapując smaczki.

 

8.5/10

Edytowane przez Rudiok
Odnośnik do komentarza

Sicario średnie? Welp, temat o Arrival, więc nie będę tutaj o tym rozmawiał  (a Dennis trzyma formę od początku kariery i jego kanadyjskich filmów).

Nie widzę też echa Mallicka, nawet najmniejszego, a już na pewno wpływów raczej nieudanego Kontaktu. Od narracji poczynając, przez kadrowanie i budowanie napięcia absolutnie nic nie łączy tego obrazu z przytoczonymi w poście i to pomijając fakt, że sam film jest naprawdę wierną adaptacji znanego i cenionego opowiadania, więc kwestie fabularne raczej zawdzięczamy dobremu przekładowi materiału źródłowego na język filmu. Uprzedzając ewentualną ripostę - nie, Chiang nie wzorował się w jakikolwiek sposób na Saganie, czy na tym jak ubrał go w "szaty" Zemeckis.

Dalej: raczej  nie można nazwać zdjęcia oszczędnymi, w poszczególnych scenach dużo się dzieje (jeśli chodzi o kwestię tego jak film jest kręcony), zresztą dobra praca z operatorem to jeden ze znaków rozpoznawczych Villeneuve'a i w Arrival większość swoich charakterystycznych zabiegów wykorzystuje.

Przynajmniej zgadzamy się co do roli Amy Adams :v

P.S

Widziałem już parę porównań do Interstellar - dobrze dla popularności filmu, ale ekhmm... film Nolana do dojrzałych raczej nie należy - ot obraz, charakterystyczny dla Christophera - gdzie sztuczki realizatorskie i narracyjne oraz świetne rzemiosło przysłaniają raczej popcornowe kino. 

P.S 2

Film oceniam na 9/10 - troszkę na wyrost, ale nie mogę inaczej - Story of Your Life było absolutnie ciężkim materiałem źródłowym. Dobrze, że dostało się w odpowiednie ręce. Heh, na razie wychodzi, że "moje" najlepsze filmy w tym roku to adaptacje: Kosmos i Arrival - dwie absolutnie różne szkoły ekranizacji, dwa absolutnie różne języki filmowe, ale końcowy efekt i poszanowanie dla oryginału tak samo dobre.

 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
Gość Orzeszek

wczoraj byłem i polecam, udany mix Kontaktu, Solaris, ze szczyptą prometeusza i interstellar. Co do zdjęć to pierwsza klasa, dźwięk a właściwie momentami jego brak robi taką robotę, ciary i oglądasz z otwartą gębą, była grobowa cisza w kinie jak nigdy, nikt nie szeleścił popcornem czy siorbał napoju, a cała sala ludzi :banderas: twist bardzo dobry, przyznam się, że nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Gdyby film utrzymał za(pipi)istość przez cały czas (imo trochę siada tak w połowie filmu) to by był instant classic w kanonie sf, ale mimo to bardzo dobry film i chyba najlepszy film jaki widziałem w kinie w 2016. co do kosmitów to zrzynka, uwaga spoiler z filmu"

 

uwaga spoiler z starcrafta 2

wyglądają jak xel n'aga i postępują jak oni xdddd

 

 

Edytowane przez Orzeszek
Odnośnik do komentarza

Na początku miałem mindfucka bo ten niszczący podwaliny emocji utwór grany w pierwszej scenie wydał mi się BARDZO znany. Myślałem, że oglądam film, który już kiedyś widziałem, że pomyliłem sale, że kinowcy się walnęli xd (btw wie może ktoś skąd mogę mieć takie skojarzenia?).

Też miałem podobnie. Mi się z tym skojarzyło

 

 

 

 

Takie rzeczy w spoiler proszę.

 

Elo, muzykę w spoiler? :) nigga plz. Chodzi o muzykę, nie tematykę.

Edytowane przez Rudiok
Odnośnik do komentarza

SPOILEROWE PITUPITU MENDREKMENDREKMENDREK

 

 

Tylko szkoda, że choć przez cały film dzielnie się trzymał, to pod koniec Wilnef nie zniósł napięcia i poszedł w dzieżki do zniesienia sentymentalizm. Już scena z chińskim generałem jest pod tym względem przegięta i naiwna, ale wszystko kasują ciągnące się w nieskończoność ostatnie ujęcia w slow motion z akompaniamentem płaczących smyczków. Nie dało się tego jakoś subtelniej zrobić? Zresztą miałem wrażenie, że pod koniec walili już łopatami po głowach wszystkich wybitnie mało spostrzegawczych, którzy jeszcze nie skumali, że córka to nie flashback, a flashforward.

 

Z samą adaptacją chyba też nie jest aż tak idealnie, skoro w filmie pominięto dość istotne z punktu widzenia logiki finałowego twistu wytłumaczenie czemu nie będzie można wpłynąć na przyszłość, którą się zobaczy. Doczytałem  sobie jak jest to wyjaśnione w opowiadaniu i choć średnio mi się zaproponowane wyjaśnienie podoba, to okej, przynajmniej jakieś jest. Tymczasem w filmie jesteśmy zostawieni ze stanem wiedzy, że oto kosmici zadowoleni z wyciskającego łzy z oczu pojednawczego gestu wszystkich sztabów kryzysowych polecieli w pizzdu zostawiając w rękach ludzkości "technologię", która w jakiś bliżej niesprecyzowany sposób daje możliwość zajrzenia w swoją przyszłość. Skoro heptapody będą potrzebowały pomocy ludzi za te 3 tys. lat, to sporym optymizmem jest założenie, że przy opublikowaniu całej zgromadzonej wiedzy na temat "pisma" przez panią doktor, wśród potencjalnych setek milionów odbiorców tej wiedzy nie znajdzie się spora grupa ludzi, której ujrzana przyszłość się nie spodoba i która będzie próbowała swoimi działaniami na nią wpływać, tworząc tym samym nieskończoną liczbę modyfikatorów. W efekcie nie byłoby nawet promila szansy na dojście do scenariusza, który założyli sobie panowie kosmici. Irracjonalna z punktu widzenia oglądającego decyzja bohaterki o skorzystaniu z programu rządowego "za życiem" niczego w tej kwestii nie tłumaczy.

 

Osobna kwestia, że trochę zagalopowali się z tym ultrapacyfistycznym przesłaniem wysuwając tezę, że jedyną przyczyną konfliktów są bariery komunikacyjne i sugerując, że po ofiarowaniu ludzkości uniwersalnego języka zapanuje globalna sielanka. Wykluczające się interesy poszczególnych grup, walka o surowce, zaspokajanie indywidualnych ambicji, parcie na władzę - na to tez zostawili jakieś lekarstwa? :corvo:  

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

 

Na początku miałem mindfucka bo ten niszczący podwaliny emocji utwór grany w pierwszej scenie wydał mi się BARDZO znany. Myślałem, że oglądam film, który już kiedyś widziałem, że pomyliłem sale, że kinowcy się walnęli xd (btw wie może ktoś skąd mogę mieć takie skojarzenia?).

Też miałem podobnie. Mi się z tym skojarzyło

 

 

 

 

Takie rzeczy w spoiler proszę.

 

Elo, muzykę w spoiler? :) nigga plz. Chodzi o muzykę, nie tematykę.

 

Już doszedłem, że znajomy track słyszałem w "Wyspie Tajemnic" Scorsese  :sorcerer:

Odnośnik do komentarza

 

Na początku miałem mindfucka bo ten niszczący podwaliny emocji utwór grany w pierwszej scenie wydał mi się BARDZO znany. Myślałem, że oglądam film, który już kiedyś widziałem, że pomyliłem sale, że kinowcy się walnęli xd (btw wie może ktoś skąd mogę mieć takie skojarzenia?).

Też miałem podobnie. Mi się z tym skojarzyło

 

 

 

 

Takie rzeczy w spoiler proszę.

 

Elo, muzykę w spoiler? :) nigga plz. Chodzi o muzykę, nie tematykę.

 

 

Sorki, nie doczytałem, że chodzi wyłącznie o muzykę.

Odnośnik do komentarza

@Tokar

No, ale warstwa SF, jest tylko płaszczykiem (najwyższej próby) dla jednak sentymentalnej i wzruszającej (przynajmniej mnie - dekadę temu) opowieści o nieuchronności, roli wiedzy i języka w społeczeństwie oraz pewnej iluzji wyborów związanych z własnym życiem.  I to udało się Dennisowi przenieś prawie w całości.


EDIT : Tu będzie dużo spoilerów, bo dyskusja może wyjść ciekawa. Omówię film, ale pierw muszę skończyć dzisiejszy seans (na tapecie daaawno niepowtarzany - Andromeda Strain, więc trochę to potrwa)

Odnośnik do komentarza

Nie widzę też echa Mallicka, nawet najmniejszego, a już na pewno wpływów raczej nieudanego Kontaktu. Od narracji poczynając, przez kadrowanie i budowanie napięcia absolutnie nic nie łączy tego obrazu z przytoczonymi w poście i to pomijając fakt, że sam film jest naprawdę wierną adaptacji znanego i cenionego opowiadania, więc kwestie fabularne raczej zawdzięczamy dobremu przekładowi materiału źródłowego na język filmu. Uprzedzając ewentualną ripostę - nie, Chiang nie wzorował się w jakikolwiek sposób na Saganie, czy na tym jak ubrał go w "szaty" Zemeckis.

 

Widziałem już parę porównań do Interstellar - dobrze dla popularności filmu, ale ekhmm... film Nolana do dojrzałych raczej nie należy - ot obraz, charakterystyczny dla Christophera - gdzie sztuczki realizatorskie i narracyjne oraz świetne rzemiosło przysłaniają raczej popcornowe kino. 

 

 

No przecież cały motyw z życiem, jego przenikaniem się w czasie, do tego montaż scen z córką (szczególnie z początku filmu wraz z muzyką) to wypisz wymaluj zapożyczenie z Tree of life. Jak nie widzieć wpływu Kontaktu, gdzie poczynając od głównych bohaterów, przez panią naukowiec rozmawiającą z obcymi, różnymi podobnymi scenami (nawet jak siedzą na ciężarówce i gadają, sabotaż misji) po podobne kadry (główna bohaterka na pierwszym planie przed nami) mamy niemal siostrzane filmy. No i jak nie porównywać do Interstellar jak tematyka prawie, że taka sama, tj. nieliniowość czasu, miłość i trudne wybory.

 

No chyba, że jakieś porno-adaptacje oglądałeś w/w filmów to spoczko ;)

 

Odnośnik do komentarza

@Rudiok

Delikatnie chyba nie zrozumiałeś. Wypowiadasz się o podobieństwa fabularnych i tematycznych, które nie mają absolutnie nic wspólnego z pracą reżysera. Dodatkowo owe zapożyczenia wtedy działają w drugą stronę, gdyż opowiadanie znacząco poprzedza Tree of Life i pochodzi z okresu w którym Kontakt był produkowany (z którym też się nie łączy - oprócz toposu związanego z podejściem obcej zaawansowanej rasy do naszej). Książka Sagana jest wcześniejsza, owszem - była nawet bestsellerem, ale jej wydźwięk też jest inny.

W kwestii komponowania scen: Malick traktuje widza w zupełnie inny sposób, bardzo autorytarny i zarazem egzaltowanie egzystencjalny (zabieg bardzo charakterystyczny dla niego, stosowany już od Badlands) - narzucający narrację i rzadko kiedy dający głębszy oddech, mimo pozorności miejsca na niego, dlatego jeśli brał się już za ekranizacje, to wychodził produkt zupełnie różny od pierwotnego (James Jones i Cienka Czerwona Linia). Dennis natomiast - co też jest jego znakiem rozpoznawczym - widzem się bawi, zastanawia na niego pułapki, stawia w roli awatara i generalnie zostawia dużo miejsca na podjęcie wątków (co jest też dla niektórych wadą i jest krytykowany za to). Chociaż w omawianym filmie trzyma grę z widzem na wodzy, pozostając w sferze, którą dopuszcza materiał źródłowy.

W  Arrival porównana przez Ciebie scena po prostu ma inny wydźwięk i zupełnie inną kompozycję w samym filmie, gdzie u Villeneuve'a jest przede wszystkim zabiegiem mającym na celu oddanie specyficznie zastosowanej narracji związanej z grą na planach czasowych w Story of Your Life oraz zbudowaniem pierwszego szeregu słów/scen-kluczy, na których osadzi dalszą część filmu, u Terrence'a wszystko jest podporządkowane alegorii (i przypowieści, którą Tree of Life tak de facto jest), którą posługują się w sposób tak chojny, że delikatnie karykaturalny. Mówię to jako fan, zarówna Malicka, jak i filmu - niemniej duża część krytyki była niejako zasłużona i sposób realizacji filmu raczej tego nie obronił.

Kurczę, temat mogę ciągnąć bez końca - po coś jednak robiłem magisterkę z filmoznawstwa - ale mimo rzucenia tego w spoiler nie chcę narażać postronnych dyskutantów na eseistyczną analizę porównawczą obu obrazów. Więc powtórzę: naprawdę tropów Malicka w Arrival nie ma. Obydwaj reżyserzy robią tak niepodobne do siebie filmy, że nie sposób pomylić. Pominę też fakt, że jeden z nich to reżyser autorski ( i to tak bardzo jak można), drugi jednak pracuje nad scenariuszami innych (z chlubnymi wyjątkami - Pogorzelisko jest moim ulubionym filmem Dennisa)

Za to z Zemeckisem to już totalna jazda dla mnie, oprócz tematyki NIC nie łączy obu filmów.


Radziłbym też jeszcze raz przeczytać: nie neguję podobieństwa Interstellar do Arrival (nie w drugą stronę - nie byłbym zdziwiony gdyby Nolan widział kiedyś scenariusz do niego - pitchingowany był w przemyśle chyba przez dekadę, zresztą i bez tego kultura obraca się w okół podobnych pojęć i wątków od dawna). Kwestionuję tylko jego dojrzałość, której dla mnie w filmach Nolana nie ma i jednocześnie jestem zadowolony, że część widzów skuszona rzucanymi hasłami pójdzie, na według mnie dużo lepszy (i kameralniej zrobiony) film i w przypływie zainteresowanie sięgnie po wersję Chianga i cały zbiór opowiadań w których jest SoYL.

Zgryźliwość a propos porno-wersji rzucę w niepamięć.  Ot głupi internetowy snark, nie warty większego zainteresowania.


P.S

Naprawdę nie chcę się rozpisywać, za eseje na forum nikt mi nie zapłaci :v
Jest późno, za ewentualne błędy interpuncyjne i literówki przepraszam.

 

Odnośnik do komentarza

No i szacunek, że podchodzisz do filmu od strony innej niż zwykły zjadacz popcornu. Tylko zauważ, że większość widzów (w tym też pewno i ja) nie zwraca uwagi na historię reżysera, to czy jest egzystencjalny/autorski/przewidywalny etc. czy nie, ma firmować swoim nazwiskiem dobry film. Tu wchodzimy w pytanie czy ważniejszy jest utwór czy twórca, co można odnieść do każdej dziedziny sztuki. Czy oglądając ten film bez znajomości kto go zrobił byś się tak samo bawił?

 

Na polu historii/fabuły/klimatu naprawdę nie da się zanegować podobieństw między tymi filmami. Tylko mówimy o filmach, a nie o osobach reżyserów, ich inspiracji czy doświadczenia. Taka sytuacja.

 

PS Z ciekawości sięgnąłem do oryginalnego opowiadania. Warto, bo rozwija trochę wątków i tłumaczy więcej niż film.

Odnośnik do komentarza

Może troszkę za mocno zareagowałem za pierwszym razem , ale zacząłeś od "średniego" Sicario :D W dodatku porównania do Tree of life w przypadku Arrival padały przy negatywnych opiniach a samym Arrival i Villenuevie (w tym od mojego "ulubionego" Maxa Landisa).*

*Jak już wiesz to opinie z którymi się nie zgadzam i uważam za błędne formalnie - bo przypisują pewną technikę narracji jednej tylko osobie - ignorując jej wykorzystanie w historii kina i odmienny cel sięgania po zdawałoby się podobne środki.


Bardzo fajnie, że doczytałeś opowiadanie - film musiał zmienić (w opowiadaniu znamy męża od początku np.) i pominąć parę wątków, żeby jakoś przełożyć to na zupełnie inne medium, ale na szczęście skupił się na najważniejszych aspektach samej opowieści i naprawdę jest wierną ekranizacją (szczególnie jak na świat filmowy).

Dobrze też wyszło przekazanie struktury SoYL oraz idei palindromu (który jest bardzo ważnym elementem) w samej historii. To naprawdę był karkołomny przekład. A nie zawsze się udaje. Nawet Kubrick zrujnował Lolitę - chociaż akurat Nabokov jest jeszcze bardziej nieprzekładalny, a sam reżyser "nie czytał" książki i wykorzystał przede wszystkim kontekst skandalu.

Edytowane przez Hendrix
Odnośnik do komentarza

No nic nie poradzę, że mnie Sicario wynudził, nie wciągnęła mnie ta historia po prostu. Nie neguję warstwy realizatorskiej, ale chyba za mało epicka ta historia była żeby aż ją w takim klimacie zrobić.

 

Wracając do tematu to polecam każdemu kto już widział film sięgnąć do opowiadania, nie jest długie a daje do myślenia.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...