Josh
Użytkownicy
-
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Obecnie
Przegląda stronę główną forum
Treść opublikowana przez Josh
-
Matrix Quadrilogy
Jprd, ta Trinity. Wygląda jak jakaś karykatura w tym skurzanym wdzianku, oby jej dysk nie wypadł jak będzie znowu robić szpagata w powietrzu.
-
Matrix Quadrilogy
Well, już w Reaktywacji Neo potrafił zasuwać w powietrzu niczym Superman, a w Rewolucjach razem ze Smithem napierniczali się jak w Dragon Ballu, więc to odbijanie rakiety za pomocą mocy to akurat pikuś. Btw, wytłumaczyli kiedykolwiek jakim cudem Neo potrafił kasować mątwy w prawdziwym świecie poprzez korzystanie z mocy? To chyba miało miejsce na początku Rewolucji jak dobrze pamiętam. Może faktycznie ten real world nie był wcale taki "real", tylko to też była część Matrixa.
-
Matrix Quadrilogy
Czuję się lekko rozdarty, bo z jednej strony trylogia to moje ulubione filmy ever i chciałbym zobaczyć kontynuację, z drugiej jestem na 99% pewny, że czwórka nie podoła wysokim oczekiwaniom i schrzani wrażenie po poprzednich częściach. Sam trailer zwiastuje niestety podobną kaszanę jaką było Star Wars The Force Awakened, czyli totalny brak pomysłu i copy-paste rozwiązań fabularnych z poprzedniczek (znowu niczego nieświadomy Neo, wybór między tabletkami, trenujący go Morfeusz - tym razem jakiś podrabianiec). Efektami specjalnymi też raczej Resurrections nie urwie głowy, nie ma szans taki taki szczękopad jak w przypadku pierwszej odsłony. Tak więc... jestem mega sceptyczny, ale jednak gdzieś głęboko w serduszku chciałbym, żeby ten film się udał i jednak rozwalił system.
-
własnie ukonczyłem...
Chciałem pyknąć na ps2, ale coś nie zatrybiło i w sumie do teraz nie wiem co. Legitna konsola bez żadnych modów, legitna płyta z grą (wersja PAL), niby wszystko się wczytywało (płytka elegancko kręciła się w konsoli), ale pojawił się problem z obrazem, w sensie za każdym razem jak wkładałem płytę do napędu to automatycznie wywalało mnie do menu telewizora. Nie miałem tak dotychczas z żadną grą z ps2 odpalaną przez mój TV, więc nie mam zielonego pojęcia o co mogło tu chodzić. Tak więc niestety musiałem skorzystać z emulatorka ePSXe i po godzinie kombinowania z ustawieniami udało mi się w miarę sensownie w to pograć. Najważniejsze, że bez dubbingu xD WTF, że w ogóle ktoś wpadł na pomysł dubbingowania tej gry. Zagrałem jakoś w 2 miesiące po premierze na ps2, czyli jeszcze na świeżo. Pamiętam jak dzisiaj, chodziłem wtedy jeszcze do gimby i o swoich własnych pieniądzach mogłem zapomnieć, na szczęście staruszek również był zapalonym graczem, więc pod choinkę sprawił mi RE4. Gierka kupiona z wyprzedzeniem (ze 2 tygodnie przed świętami), przez przypadek udało mi się na nią trafić (rodzice nie byli zbyt dobrzy w ukrywaniu prezentów), więc grałem wtedy "nielegalnie", cichaczem jak starych nie było w domu i oczywiście nie mogłem save'ować, bo by się wydało, że dorwałem się do giftu wcześniej niż powinienem. I tak sobie powtarzałem wiochę non stop przechodząc ją w kółko, aż wykułem na blachę każdy centymetr tej lokacji, od czasu do czasu zmieniając gacie i wycierając sobie dupę, bo momentami popuszczałem z wrażenia. Raz zrobiło się niebezpiecznie, bo akurat podczas grania wyjebało prąd na całej ulicy i płyta grą... utknęła w paszczy ps2 (pierwszy model, ten z wysuwaną tacką). Pomyślałem: SHEEEIT, będzie przypałl Już się przestraszyłem, że rodzice zdążą wrócić z pracy i odkryją, że wyniuchałem prezent, ale na szczęście elektryczność szybko wróciła i jeszcze zdążyłem trochę pograć Niesamowity tytuł, jedna z trzech gier mojego życia (obok RE2 i RE2 remake), a wrażeń jakie towarzyszyły mi podczas pierwszego jej ogrywania nie zapomnę nigdy.
-
własnie ukonczyłem...
Dead Rising 4: Frank's Big Package Gra wzięła mnie kompletnie z zaskoczenia, bo nie spodziewałem się po niej zbyt wiele, a bawiłem się naprawdę baaaardzo dobrze, do tego stopnia nawet, że ostatnie trzy dni łupałem niemalże non stop bez przerwy. Niesamowicie ostra i satysfakcjonująca rozpierducha, super zrobiony crafting, całkiem ładna graficzka i świetny klimacik (akcja gry osadzona jest w trakcie świąt bożego narodzenia, więc lokacje zawalone są kolorowymi ozdobami, a zombie można rozjeżdżać koparką w rytmie jingle bells ). Z tego co widzę ta część jest mocno znienawidzona przez fanów przez zmianę niektórych mechanik i szczerze mówiąc jestem w stanie zrozumieć ten ból dupy. Dla przykładu - zupełnie wywalono licznik czasowy i teraz bez stresu można przechodzić gierkę, do tego ratowanie cywilów z opresji jest niesamowicie uproszczone i nie trzeba już biegać po lokacjach w poszukiwaniu Zombrexu, aby nie zamienić się w zombie - czyli można powiedzieć, że rozgrywka jest uproszczona i na pewno łatwiejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Z jednej strony też mnie to trochę bolało, bo walka z czasem to było coś co zawsze definiowało i wyróżniało tę serię (przy okazji pompując nam hektolitry adrenaliny), natomiast z drugiej... wreszcie można bez spiny rozwalać zombiacze ryje, eksperymentować z nowymi narzędziami destrukcji czy chociażby zwiedzać lokacje. Zawsze mi się to kłóciło w tej serii: morze zgniłków do eksterminacji i wymyślne bronie, które można na nich testować, a z drugiej tykający zegar, który nie za bardzo na to pozwalał. Widocznie twórcy postanowili tym razem graczom dać się zabawić na całego i jakoś nie potrafię mieć im tego za złe, tym bardziej że takiej ilości przeciwników na raz jeszcze w tej serii nie było, a rozwalanie ich głupich mord jeszcze nigdy nie dawało aż takiej frajdy wielki plus, że tym razem nie trzeba już szukać specjalnych stołów do craftingu, tylko wszystko można tworzyć na miejscu (wystarczy znaleźć schemat, a później mieć dwa konkretne materiały), jest też o wiele więcej slotów na przedmioty i można bardzo szybko między nimi wybierać (w takim DR2 to była katorga). Kolejna zmiana na plus: upgrade postaci i drzewka rozwoju. Bez bicia przyznam, że expiłem kiedy tylko się dało, bo a) w zasadzie wszystkie skille do odblokowania są cholernie przydatne oraz b) zdobywanie doświadczenia w tej grze po prostu sprawia dziką frajdę - nawet pod koniec zabawy, kiedy miałem już naprawdę mocno przykokszonego bohatera to i tak radośnie wlatywałem w tłum zombie z mieczem świetlnym (ewentualnie z przepychaczką do kibla) rozwalając co się tylko da doceniam również bardziej otwartą niż w poprzednich odsłonach strukturę świata: DR4 jest wielkie, ale twórcy nie poszli w sandboxowy syf znany chociażby z gier Ubisoftu. To znaczy ok, jest masa ukrytych znajdziek i sporadycznie pojawiają się opcjonalne zadania, ale nie ma mowy o mapce zasranej kolorowymi znaczkami, od których szybko zaczyna boleć głowa. Questów jest minimum, zaliczenie ich na ogół nie zajmuje więcej jak kilka minut i przede wszystkim nie są natarczywe, na dobrą sprawę można je zupełnie zignorować i skupić się na levelowaniu bohatera poprzez zabijanie wrogów. Z rzeczy mniej przyjemnych na pewno muszę wspomnieć o bugach. Już pal licho przeciwników blokujących się na obiektach czy wręcz w nich grzęznących (częsty widok), gorzej że czasem gra tak się zglitchuje, że trzeba ratować się opcją restartu od ostatniego checkpointa. Raz np. po wyjściu z menu craftingu przywitał mnie zupełny brak obrazu (akcja toczyła się dalej, po prostu nic nie było widać), innym razem mój hiroł trafił na niewidzialny obiekt, który nie pozwolił mu przejść dalej i po prostu zablokował mnie na amen. Niefajnie. Zupełnie do dupy jest też scenariusz (kolejna epidemia zombie z wojskowymi oraz psychopatami w tle), który stara się jak może ratować protagonista - Frank West to dla mnie drugi Ash Williams, momentami zastanawiałem się czy nie zacząć skipować cut-scenek, ale zabawne żarty i cięte riposty Franka zawsze mnie przed tym powstrzymywały Słabe jest również zakończenie, jakbym był jakimś wielkim fanem serii, to poczułbym się jakby mi Capcom napluł na ryj ostatnią scenką (fabularne DLC stanowiące kontynuację wydarzeń niespecjalnie ratuje sytuację). No i największy minus gry - schematyczność rozgrywki. Mnie akurat monotonia nie dopadła, bo zawsze motywowało mnie szukanie nowych schematów broni, a później testowanie ich na zgniłkach, niemniej jestem pewny, że zabawa polegająca w kółko na tym samym nie każdemu graczowi przypadnie do gustu. W skrócie: bardzo fajna, świetnie wyglądająca i mega relaksująca giereczka, która stanowi idealną przerwę pomiędzy bardziej wymagającymi tytułami. No i chyba jedyna taka, w której w rytmie wesołych, świątecznych piosenek można wbić w tłum krwiożerczych truposzy i rozstawiać je po kątach elektrycznym młotem Thora albo przebrać się za Chun-Li ze Street Fightera i porozdawać im trochę kopniaków na ryje. Możliwości w tej grze są niemalże nieograniczone 8/10
-
Resident Evil Cinematic Universe
No nie wiem Rick... ta obsada coraz mniej mi się podoba. Na początku nawet podobał mi się pomysł obsadzenia Kai w roli Claire, ale teraz widzę, że chyba jest już jednak za stara żeby grać tak młodą dupeczkę. Leon to szkoda gadać i już nawet pal licho ten poprawny politycznie kolor skóry, ale widać, że charakteryzatorzy mieli totalnie wyjebane, bo nie chciało im się nawet odtworzyć charakterystycznej fryzury. Jill, Barry i Wesker też jacyś nie do końca jak z gry (Albert w dodatku zapodział gdzieś okulary przeciwsłoneczne ), chyba tylko Chris wygląda jak należy. Natomiast bardzo duży plusik za jednego z najbardziej creepy przeciwników w serii, czyli Lisę Trevor, jest nadzieja że chociaż przeciwników nie zdupią. Co mnie najbardziej martwi i to już od pierwszego info na temat filmu, to to, że próbują w nim spiąć od razu fabułę dwóch części i mam smutne wrażenie, że to się nie uda, bo niby jak skoro to dwie kompletnie nie połączone ze sobą historie, w dodatku rozgrywające się w różnym przedziale czasowym. Albo będą przeskakiwać między dwiema liniami czasowymi albo film będzie podzielony i pierwsza połowa pokaże wydarzenia w posiadłości Spencera, a druga już w mieście Raccoon. W takim wypadku lepiej, żeby film trwał ze 3 godziny, bo jeżeli będzie krótszy to obawiam się, że fabuła gier zostanie przedstawiona mocno na szybcika i sporo wątków zrobią na odpierdol.
-
Niegranie w gry
Akurat mnie to jakoś nie boli, bo w grach interesuje mnie przede wszystkim grywalność, natomiast poważny klimat czy dojrzała fabuła to kwestie drugorzędne, dodatkowo moim priorytetem są japońskie gry, które na ogół cechuje infantylność, więc jestem uodporniony na kolorowe brednie i kretyńskie historyjki dla dzieci. Co nie zmienia faktu, że ten trend, o którym pisze smoo jest dosyć widoczny i to coraz bardziej również w zachodnich giereczkach. Takie mamy czasy? Nieco inny target docelowy niż 10 czy 20 lat temu? Być może, wystarczy sprawdzić ile kiedyś powstawało wysokobudżetowych horrorów, a ile powstaje ich dzisiaj. Ludzie raczej wolą zrelaksować się przy czymś oczojebnym i dynamicznym niż zanurzyć się w mrocznej grze z przygnębiającym klimatem. Z względnie nowych produkcji dodałbym Call of Cthulhu, The Sinking City, Ghostrunnera (fabuły tam nie ma prawie wcale, za to klimat jest gęsty), inne gry soulsowe w stylu Nioha czy Mortal Shell, remake pierwszej Mafii, tytuły Supermassive Games (Until Dawn, Man of Medan), Death Stranding, Control czy Hellblade i pewnie jeszcze trochę by się znalazło. A więc chyba jeszcze nie jest aż tak źle i nie ma co rzucać tego hobby w cholerę
-
własnie ukonczyłem...
Też nie wiem co oni sobie myśleli wydając tylko jedynkę i to jeszcze za około stówkę jak dobrze pamiętam. Jakby od razu wypuścili pakiet trzech albo czterech części to zainteresowanie byłoby większe i może zachęciłoby to Capcom do zrobienia pełnoprawnej kontynuacji
-
własnie ukonczyłem...
Onimusha Najkrótsza, najłatwiejsza, najbardziej ograniczona, ale też najbardziej przystępna i paradoksalnie w chwili obecnej najładniejsza (dzięki remasterowi HD) odsłona cyklu. Miły powrót do przeszłości, lamusy mogą pomashować guziczki, a bardziej zaawansowani gracze wkręcą się w isseny (błyskawiczne ataki krytyczne wymagające sporego refleksu) i przy okazji porozwiązują sobie proste łamigłówki. Na plus kilka fajnych, bardziej współczesnych rozwiązań typu szybka zmiana broni bez wchodzenia do menu (aż dziwne, że nikt w Capcom na to nie wpadł przy okazji remasterów RE4) czy zrezygnowanie z tank controls. Niby wszystko fajnie i pięknie, szkoda tylko, że całość można ukończyć w 3 godziny i nawet z bonusami ten czas jakoś mocno się nie wydłuża. Jak tak sobie pomyślę, że 20 lat temu musiałbym wyłożyć na to 200zł, to chyba poczułbym się bardziej oszukany niż ostatnio po zakupie RE3 remake 7/10 Onimusha 2 Bigger, better, more badass. Zdecydowanie moja ulubiona część - pomijając beznadziejny momentami voice acting, skretyniałych bossów i lżejszy klimacik, gra w zasadzie pod każdym względem lepsza od pierwszej Onimushy. Znacznie większe lokacje, tym razem co najmniej 7 godzin potrzebnych na dobrnięcie do napisów końcowych, podkręcony poziom trudności, ogromna nieliniowość fabularna (przekładająca się zresztą na gameplay, bo w zależności z jakimi postaciami trzymamy sztamę to właśnie one będą nam pomagać podczas zabawy) i pozostaje tylko żałować, że system walki to niemalże copy-paste jedynki. Wielka szkoda, że ludki z Capcomu nie pokusiły się również o remastera tej części, bo chętnie spędziłbym przy niej dodatkowe kilka(naście) godzin podczas platynki. Przydałby się też upgrade graficzny, bowiem te śliczne renderowane lokacje aż proszą się o wrzucenie w HD, a niestety na współczesnych telewizorach wyglądają jak rozpaćkane gówno. Well, może kiedyś się doprosimy. 8+/10 Onimusha: Dawn of Dreams W tym miejscu powinienem opisywać swoje wrażenia z grania w Onimushę 3, ale jako że jeszcze czekam na info, że Jean Reno dotarł do paczkomatu, to w tym czasie zdążyłem zmaltretować część czwartą. Uff, Capcom dowalił do pieca mocno oferując tym razem aż 16 godzin grania, pięć grywalnych postaci, pierdylion broni do zdobycia, drugi pierdylion pięter Phantom Realms do ukończenia, masę porąbanych skrzynek z łamigłówkami i zupełnie przy okazji jeden z najlepszych soundtracków w historii gier Nie wszystko wyszło idealnie, np. główny bohater - blond pedałek i simp nie mający startu do chada Samanosuke, kilka naprawdę słabo zaprojektowanych lokacji (w stylu labiryntu gdzie biegasz jak głupek i zastanawiasz się co dalej) czy o wiele prostsze do wykonania isseny. Z drugiej strony poziom trudności (który od czasu Onimushy 2 i tak był dosyć wysoki) został jeszcze bardziej podkręcony, podobnie jak elementy RPG, a starcia z bossami to absolutna poezja, zwłaszcza pod koniec gry, kiedy musimy ich ubić aż 8 i to jednego po drugim (najlepsza "końcówka" gry obok MGS3). Naprawdę fajnie mi się w to grało i, podobnie jak w przypadku drugiej odsłony serii, bardzo chętnie przytuliłbym remasterek 8/10 Alone in the Dark: The New Nightmare Obok Dino Crisis moja ulubiona residento-podobna giereczka na pierwszego plejaka (tak, wiem że AitD był przed RE ). Fenomenalny klimat mocno inspirowany powieściami Lovecrafta, dodatkowo potęgowany genialną ścieżką dźwiękową i świetnie zrobionymi miejscówkami (ta posiadłość ). Efekt wprawdzie nieco psują przeciwnicy przypominający niedorobione krewetki, kompletnie zwalona jest też końcówka gry, gdzie prujemy przed siebie w stylu Rambo strzelając do wszystkiego co się rusza, no ale cóż, widocznie nie można mieć wszystkiego. Zastanawiam się jak mocno to swego czasu musiało robić graficznie skoro nawet dzisiaj te renderowane lokacje prezentują się tak ładnie + potężnie robi oświetlenie, kiedy powolnym krokiem i z pełnymi gaciami przemierzamy mroczne korytarze powoli rozświetlając ich mroczne zakamarki wątłym snopem światła z latarki Niezłe są zagadki, strzelanie sprawia fun, no i plusik za dwie grywalne postacie, których ścieżki faktycznie się od siebie różnią - tutaj zdecydowanie lepiej wypada przygoda laseczki. Ścieżka Edwarda kończy się zbyt szybko (4 godziny i nara!), natomiast zabawa z Aline trwa tak ze dwie godziny dłużej, ma ona ciekawsze łamigłówki, przeciwnika w stylu Nemesisa i dodatkowo babka zaczyna zabawę bez giwery co jeszcze bardziej potęguje klimat horroru. Enyłej kolejna gra która wręcz prosi się o odświeżenie, chociaż tutaj widziałbym bardziej pełny remake, o matko ależ by to robiło gdyby ktoś zrobił to tak jak RE2 remake 8+/10
-
Właśnie porzuciłem...
Z nudów zacząłem wertować stare Extrimy i jednak nope. Koso wersji na PS2 wystawił 9-, natomiast wersja na X360 zgarnęła równe 9.
- Demon's Souls Remake
-
Właśnie porzuciłem...
Conviction nienawidzę całym serduszkiem za to, że zrobili z tej gry akcyjniaka zamiast skradanki. No, ale jak wspomniałem wyżej, nawet mimo tego faktu to i tak o wiele lepsza gra niż Double Agent.
-
Właśnie porzuciłem...
Wiem. Zaskakujące tylko jest dla mnie to, że wersja na nowsze konsole to taka mizeria, zawsze byłem przekonany, że jest lepsza.
-
Gry a związek.
Fajny temat. W moim przypadku sprawa jest prosta: jakoś specjalnie piękny to ja nie jestem (tylko trochę przystojniejszy niż ludek w moim avatarze) i nie mogę za bardzo wybrzydzać, niemniej dziewczyny które gardzą grami i postrzegają je jako hobby dla dzieci są dla mnie spalone na starcie. Pamiętam jak swego czasu radośnie skakałem po Tinderze i w trakcie rozmowy wyczułem, że jedna czy druga kpiąco podchodziła do tematu mojego ukochanego hobby, to niestety ale znajomość musiała się urwać ze skutkiem natychmiastowym Graczem jestem od około 25 lat (31 wiosen na karku), szarpię na konsoli sporo i nawet nie mam zamiaru ukrywać, że giereczki to istotna część mojego życia, więc od zawsze wychodziłem z założenia, że wybranka mojego serca MUSI akceptować to zboczenie. Niekoniecznie musi je podzielać czy nawet rozumieć, na tym mi nigdy nie zależało, ale akceptować koniecznie. Całe szczęście to już nie rok 1999, gdzie większość lasek to były nieogarnięte lachony, które gry kojarzyły wyłącznie z Mario czy Pokemonami i koniec końców trafiłem na taką, która ogarnia motyw, w dodatku w żaden sposób mnie nie ogranicza, a nawet sama od czasu do czasu pyknie ze mną w Crasha Team Racing albo Tekkena 7. Najbardziej mnie zaskoczyła, kiedy jako miejsce spotkania (nasza pierwsza randka) zaproponowała... Cybermachinę i sparring w Mortal Kombat, wtedy już wiedziałem, że to ta jedyna. Oczywiście musiałem jej pokazać, że jestem samcem alfa, a nie jakąś ciamajdą, więc spuściłem jej wpierdol w tej grze (ku mojemu zaskoczeniu to nie było nasze ostatnie spotkanie) Zdarza się, że przenerdzę cały weekend i nawet wtedy nie ma pretensji (oczywiście staram się nie robić z tego reguły, a później jej to w ten czy inny sposób rekompensuję) albo na urodziny sprawi mi upragniony tytuł lub z chęcią posłucha o moich przebojach w zdobywaniu platyny. I jakoś tak dwa lata nam razem zleciały i cały czas jest dobrze i nie ma mnie dosyć. Pamiętajcie ziomeczQi, wzajemne akceptowanie swoich fetyszy to podstawa w związku, prawdziwą tragedią musi być spędzanie życia z kimś, kto ma w dupie to co kochacie albo z kimś kto suszy Wam głowę ilekroć odpalacie konsolę, żeby zrelaksować się po ciężkim dniu w pracy. Wiadomo, nie ma też co przeginać i hobby nigdy nie może stać się ważniejsze od ukochanej osoby, priorytety muszą być ustalone jasno.
-
Właśnie porzuciłem...
Splinter Cell: Double Agent (PS3) - kocham tę serię, ale DA w wersji na pleja 3, to kompletne nieporozumienie. Niesamowicie krótkie i proste misje, tragiczny framerate, dziwna grafika (bardzo słabo zrobione otoczenie i NPCe, które mocno kontrastują z poprawnym wykonaniem Fishera), no i irytujący patent z paskiem reputacji, który może w prosty sposób sprawić, że będziemy musieli zaczynać całą misję od nowa. W zasadzie nic mi się w tej grze nie podobało, więc olałem ją po trzech etapach, co jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się z żadnym Splinter Cellem (nawet Conviction dałem radę ukończyć). Żeby było zabawniej, to dekadę temu skończyłem Double Agent w wersji na PS2 i grało mi się w nią o wiele lepiej.
-
Właśnie zacząłem...
Wiem, bo swego czasu zrobiłem w grze 100%, przechodząc każdy realm i zdobywając każdą broń w grze (dziękuję ci poradniczku Psx Extreme [*] ). A, że przy okazji na te realmy zmarnowałem ze 100 sztuk wskrzeszającego dzwoneczka, to już nieistotne IMO i tak większym hardkorem było chyba ukończenie Onimushy 2 lub 3 na stopniu trudności Critical, w którym przeciwnicy otrzymywali obrażenia tylko poprzez isseny. Oj masterowało się te gierki ostro i aż łezka w oku się kręci, kiedy człowiek zda sobie sprawę, że Capcom prawdopodobnie zakopało tę serię na wieki wieków ;(
-
Zakupy growe!
Równe 100zł za Dawn of Dreams, teraz raczej ciężko dostać taniej, chyba że trafisz na naprawdę dobrą ofertę. Taka ciekawostka: dzień po zakupie dowiedziałem się od brata, że ma jedną kopię tej gry u siebie w chacie. Myślałem, ze mu jebnę przez telefon jak mi to powiedział
-
Właśnie zacząłem...
Wow, jak dobrze pamiętasz. Soki dalej pop*erdolony, nic się nie zmieniło A układanki w DoD są świetne! Bardzo miła odskocznia od ciachania mieczykiem, dzisiaj ze 20 minut siedziałem przy jednej, bo uparłem się, że żadnej nie odpuszczę dla niecierpliwych jest opcja otwierania ich "na chama" - siłowo z buta, ale za to nagrody nie są wtedy aż tak dobre. Powoli zbliżam się do końca, pamiętam że ostatni chapter to istny boss rush (chyba z 7 bossów pod rząd), więc już powoli smaruję dupsko. Plus taki, że ta gra to tak naprawdę RPG (można expić, wbijać kolejne poziomy upgrade'ować bronie i pancerz, jest nawet lekki crafting), więc jak się gdzieś zatniesz, to zawsze możesz trochę podpakować postać i dopiero wtedy mierzyć się z bossami. Całe szczęście jednak nie jest to konieczne i jak już się ogarnie pattern bossów (mają strasznie schematyczne ataki), to idzie w miarę gładko. Fajny motyw, że można też wracać do wcześniej odkrytych lokacji i za pomocą umiejętności postaci dostać się we wcześniej niedostępne miejsca (a'la Castlevania), dzięki temu da się pięknie obłowić w wartościowe itemki i mocniejsze bronie. Niestety trzeba przełknąć gorzką pigułkę, bo jednak te gry kompletnie nie są przystosowane do współczesnych odbiorników (dziwne, żeby były). Chociaż to chyba też zależy do gry. Niedawno przechodziłem Headhuntera (tego od Segi) oraz obie części Resident Evil Outbreak i o dziwo nie wyglądały tak źle na 49-calowym TV. Natomiast Onimusha wygląda okropnie, starszą wielkie piksele, "ząbki" na krawędziach obiektów i widać dziwne rozmycie podczas poruszania się. Wiem, trochę źle to napisałem. Nie da się jednak ukryć, że o ile pierwszy Resident mocno kopiował patenty od klasycznych Alone'ów, tak w przypadku The New Nightmare sytuacja nieco się odwróciła i twórcy tej części zapożyczyli kilka patentów od Capcomu.
-
Właśnie zacząłem...
@Figaro: Yup, ostatnia Onimusha jaka się ukazała (smuteczek.gif). Z poziomem trudności to aż sam się zdziwiłem, bo zapamiętałem ją jako dosyć prostą gierkę (hint: źle zapamiętałem) i klikając w new game zastanawiałem się czemu od początku nie można wybrać poziomu trudności hard... pewnie dlatego, że normal jest tutaj hardem. Przeciwnicy gryzą niesamowicie mocno, sami potrafią przyjąć na ryj mnóstwo uderzeń, bossowie to już w ogóle test skilla (Dark Souls może buty pastować tej Onimushy), a żeby było zabawniej to gra mocno rozgrzewa również zwoje mózgowe podczas mini-gierki z "rozbrajaniem" skrzynek na przedmioty Anyway, bawię się niesamowicie dobrze, po skończeniu postaram się skrobnąć kilka słów więcej. @SlimShady: CGI w Dawn of Dreams również gniecie suty (chociaż może nie aż tak jak sławne intro Onimushy 3), natomiast już sama grafika podczas grania... niekoniecznie. Pewnie dlatego, że w przypadku tej odsłony deweloper poszedł w stronę pełnego trójwymiaru. Na 49 calowym TV piksele wypalają mi oczy
-
Właśnie zacząłem...
Gimby nie znajo. Tak się wkręciłem w tę Onimushę, że wczoraj na raz przeszedłem połowę gry, dzisiaj pewnie docisnę do końca. Alone in the Dark - obok Dino Crisis najlepszy klonik Residenta na Szaraka. Szkoda, że kolejne części to jedno wielkie g*wno
-
Zakupy growe!
- Hades
Ale ja nie mam problemu z rosnącym poziomem trudności. Problem mam ze źle zbalansowanym poziomem trudności. Lubię trudne gry, jeżeli gra stopniowo staje się trudniejsza (albo jest już taka od samego początku), to wszystko jest jak najbardziej ok, natomiast jeżeli poziom skacze wesoło jak kangurek Kao po platformach i dajmy na to cała gra jest łatwa i nagle w ostatnim etapie następuje YEB! i tak z dupy staje się turbo-trudna, to znaczy że coś tu jest nie tak. Tak właśnie było z Dead Cells, gdzie ostatni boss to był największy troll z jakim się spotkałem w grach, z czego zresztą chyba sami twórcy zdali sobie po czasie sprawę. W każdym razie nie mam zamiaru się spierać z tym czy takie gry są fajne czy nie, możliwe że komuś to pasuje, chciałem tylko wiedzieć czy podobnie jest w Hadesie i czy gra jako rogalik ma szansę przekonać do siebie gracza, który za tym gatunkiem nie przepada, np. oferując coś więcej po zgonie niż tylko środkowy palec.- Hades
Nie znoszę rogalików, wręcz ich nienawidzę. Jako gracz bardzo mi się nie podoba, kiedy gra marnuje mój czas każąc mi zaczynać wszystko od nowa, w dodatku mam wrażenie, że twórcy robiąc z gry rogala w cwany sposób (czyt: podkręcając poziom trudności i nie oferując checkpointów) w sztuczny sposób maskują krótki czas gry. Jasne, niby nawet po zgonie coś tam się zdobywa, więc nie jest do końca tak, że progres jest zerowany, ale mnie to nie przekonuje. Zanim rzucicie mi się do gardła szybko dodam, że to tylko moje zdanie i rozumiem graczy, których to jara i którzy widzą w rogue-like'ach coś turbo grywalnego, wiadomo każdy lubi co innego anyway, do czego teraz zmierzam: czy z takim nastawieniem jest szansa, że Hades mimo wszystko mi się spodoba? Czytałem, że w przypadku tej gry po zgonie i powtórnym odpaleniu zmienia się dosyć sporo (jakieś nowe dialogi, questy, itp), prawda to? I czy nie ma sytuacji podobnej jak z Dead Cells (mam na myśli przed patchem), gdzie 90% gry było śmiesznie łatwe, ale żeby gracz za szybko nie przeszedł gierki to dowalili turbo mocnego, wręcz chamsko overpowered final bossa? Czytaj: czy poziom trudności jest zbalansowany i nie robi gracza w wała?- własnie ukonczyłem...
Ooo, w tego coopika to bym pograł z kimś z forumka- własnie ukonczyłem...
Sezon ogórkowy w pełni, za oknem cieplutko, pięknie świeci słoneczko, a więc to idealny moment na wyjście z domu i cieszenie się wakacjami opuszczenie rolet i odkurzenie starych crapów Pierwsza część Devila pięknie się zestarzała, mogę spokojnie stwierdzić, że obok RE4 to jedna z nielicznych gier epoki ps2, które nie potrzebują remake'a, nawet mimo faktu, że w tym roku temu tytułowi stuknęło 20 lat (!). Grafika co dzisiaj prezentuje się schludnie (zwłaszcza w edycji HD), udźwiękowienie robi robotę, zwłaszcza ostra elektroniczna muzyka, która zachęca do obijania demonicznych ryjów, jedynie system walki cierpi na małą ilość umiejętności przez co można zapomnieć o długich combosach znanych z pozostałych odsłon - natomiast jeżeli chodzi o sam power z walki, impet uderzeń i kozackość Dantego to jest bardzo dobrze. Największa siła tego Devila i tak tkwi w niesamowitym designie i mrocznym klimacie, który już nigdy więcej nie był tak mocny w żadnej części. 9/10 Ulubiona część każdego fana serii Trzeba to powiedzieć uczciwie: gra sama w sobie nie jest tragiczna, natomiast na pewno jest to bardzo słabe DMC. Względem pierwszej części skopano praktycznie wszystko: gorsza jest grafika, design lokacji i przeciwników, o jakichkolwiek kombosach można tu zapomnieć, jedyne co możemy ulepszać w sklepiku to siłę broni palnej i mieczy (żadnych nowych umiejętności), Dante z charyzmatycznego typka zamienił się w drętwą niemowę, a gameplay z turbo dynamicznego i efektownego slashera stał się prostą strzelanką. Gra jest zrobiona bezmyślnie do tego stopnia, że można ją całą przejść w zasadzie nie zdejmując palca ze spustu... włącznie z poziomem trudności Dante Must Die, który w jedynce przecież ostro kopał po jajach. Nowa postać: Lucia nie wnosi tu praktycznie nic, walczy się nią bardzo podobnie jak Siwym. Misje są krótkie, pełne idiotycznych pomysłów (walka ze zmutowanym czołgiem albo helikopterem? Czemu nie!), główny antagonista wygląda jak Heihachi z Tekkena, system stylu również został popsuty przez co walczy się bez specjalnej podniety. Na plus bieganie po ścianach i... eee...yyy... nowy płaszcz Dantego, który wygląda cool? 6/10 Po fuszerce jaką odwaliło Capcom przy DMC2 absolutnie nie było opcji, żeby kolejna część również okazała się wtopą, tak więc ekipa zakasała rękawy, mocno spięła poślady i... dostarczyła najlepszą część do tej pory. Ta gra nawet dzisiaj porządnie klepie dupsko i podobnie jak pierwsza część zachowała się tak dobrze i jest tak grywalna, że remake tu niepotrzebny. Bardzo wysoki poziom trudności i to już na podstawowym stopniu (o przesiewającym chłopczyków od mężczyzn Dante Must Die nawet nie wspomnę), dynamika wrzucona na nowy poziom, masa umiejętności do zdobycia, a co za tym idzie ogrom możliwych do wykonania combosów. Design wrócił na właściwe tory - jest mrocznie, gotycko i z pazurem... chociaż atmosferę grozy psuje nieco odmłodzony Dante zachowujący się jak małpa w zoo i to taka z porażeniem mózgowym, w ogóle od tej części DMC poszło mocno w styl anime, co nie każdemu mogło przypasować. Well, na pewno pod względem efekciarstwa ta gra nie miała sobie równych i nawet dzisiaj niektóre cut-scenki to poezja dla oczu. Wydane nieco później Special Edition wprowadziło na scenę grywalnego Vergila, co przy okazji na nowo zdefiniowało pojęcie mega efektownej i wymagającej walki. Zdecydowanie moja ulubiona część, do której wracam bardzo często, a przy okazji jedna z nielicznych gier, której mogę z czystym sumieniem wystawić 10/10. I przyszło rozczarowanie... wprawdzie nie tak dotkliwe i traumatyczne jak swego czasu DMC2, ale jednak. Po Trójce spodziewałem się czegoś jeszcze lepszego (zwłaszcza, że DMC4 to była pierwsza część na nową generację), ale niestety Czwóreczka okazała się być typowym "bezpiecznym" sequelem, w dodatku takim w którym wyraźnie czuć cięcia i chęć jak najszybszego wypuszczenia gry na rynek, co niestety odbiło się na jej poziomie Nowy protagonista - Nero - to młokos pozbawiony charyzmy Dantego, a co gorsza: z mocno overpowered i casualowym systemem walki. Lokacje są dziwne, panuje tu zbyt duży misz-masz, jakby twórcy chcieli do jednej gry wrzucić wszystkie swoje pomysły (w jednej chwili śmigamy po ośnieżonym zamku, żeby zaraz trafić do skąpanej w słońcu dżungli, a co gorsza gra ma najbardziej chamski backtracking ze wszystkich gier EVER. Z czystym sumieniem można powiedzieć, że druga połowa gry to dokładnie to samo co pierwsza: te same miejscówki ci sami przeciwnicy i te same pomysły, tylko oglądane z perspektywy drugiej postaci. Sam Dante również się tu pojawia, ale przez dziwny (i skromny) zestaw broni nie walczy się nim już tak dobrze jak dawniej. Jeszcze bardziej przestałem lubić tę grę, kiedy dowiedziałem się, że twórcy początkowo planowali niezłe bomby fabularne (włącznie z wkurwionym, opanowanym przez swoją demoniczną naturę Dante zabijającym swoich kompanów), ale z dziwnych powodów postanowili z nich zrezygnować. Sytuację mocno naprawiło wydane po latach Special Edition wprowadzające tryb turbo, nowy poziom trudności, w którym lokacje zalewa ocean przeciwników oraz, co najważniejsze, aż 3 nowe postacie: Vergila, Lady i Trish, którymi walczyło się znacznie lepiej. Zwłaszcza Vergil (mimo, że strasznie OP) robił robotę i w sumie robi po dziś dzień swoimi chorymi akrobacjami i efekciarstwem urywającym głowę przy samej dupie. 8-/10 I przyszła kolej na Devila od zupełnie innego deva, który naraził na soczysty ból odbytu wielu fanów poprzednich odsłon, a mi dał dziesiątki, o ile nie setki godzin zabawy na wysokim poziomie. Szczerze? Uwielbiam tę część i stawiam ją obok jedynki, trójki czy piątki. Ok, może vanilla version wydana w 2013 roku aż tak nie urywała (chociaż też była bardzo dobra), natomiast wydane w późniejszym okresie Definitive Edition naprawiło wszystkie jej bolączki i wywindowało poziom poza skalę. Po kilku latach przerwy odpaliłem ją na poziomie trudności Nefilim (odpowiednik harda), dodatkowo podkręcając opcją hardcore (silniejsi przeciwnicy, trudniejsze do wbicia punkty stylu) oraz zwiększając prędkość +20% i... przyznaję z ręką na sercu, że dostawałem ładny wpierdol od przeciwników, że o przechodzeniu w taki sposób Dante Must Die nie wspomnę Bardzo rozbudowany system walki łamiący palce jeszcze bardziej niż poprzednie odsłony, płynniutkie 60 fpsów, konkretny czas gry i ogromne replay ability, ZA-JE-BIS-TE bronie czy totalnie zmieniony klimat (na bardziej abstrakcyjny i psychodeliczny) wliczając w to mocno zróżnicowane i wykręcone lokacje = DmC w pigułce. Nie wiem ile w tym wszystkim zasługi Ninja Theory (podejrzewam, że z systemem walki mocno pomagało im Capcom), ale wiem na pewno, że to najlepsza, najbardziej rozbudowana i najgrywalniejsza produkcja od tego studia i ubolewam motzno, że tak się zeszmacili idąc później w stronę "sinematik-ekspirienjs" (tak, piję do Hellblade) i zaprzepaszczając swój potencjał. 9/10Enyłej, Devile odhaczone (za piątkę się nie biorę, bo niedawno ją przechodziłem), teraz czas na Residenciki - Hades