Treść opublikowana przez Jukka Sarasti
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 25
-
Black Myth: Zhong Kui
Podejrzewam, że część z tego, co zarejestrowano to mobilki lub pozostałe gierki o skali i przeznaczeniu innym, niż tytuły w stylu Wukonga.
-
Clair Obscur: Expedition 33
Dopiero wczoraj miałem okazję trochę dłużej pograć - dotarłem do Latających Wód - ale jestem absolutnie oczarowany. Taki miks oryginalnego designu, wciągającej fabuły i świetnych systemów, przynajmniej na ten moment, zdarza się rzadko jak cholera. Do tego dialogi są świetnie napisane - chylę czoła przed Francuzami.
-
Swords of Legends
O, przypomniało mi, że mam trójkę do ogrania.
-
Valor Mortis
Wygląda bardzo fajnie, dobry myk z settingiem, który nie jest zajechany w innych mediach, nie tylko gierkach (fantasy plus epoka historyczna).
-
Fire Emblem: Three Houses
Jestem po drugim przejściu, tym razem sztama z Edelgard i wrażenia już słabsze. O ile fabuła dalej sztos i to ona głównie mnie trzyma przy tej grze, to jednak powtarzalność nieco irytuje - rozumiem jeszcze to w pierwszej części gry (choć IMO nie zaszkodziłoby skipowanie bitew, które już się wygrało na wyższym/tym samym poziomie trudności w ramach NG+), ale w drugiej po prostu słabo wypada, że część walk w głównym wątku się i tak powtarza (tylko, że innym stronnictwem, za to nawet startując z tego samego miejsca na mapie i walcząc z tymi samymi jednostkami), a dodatkowe bitwy poza questami drużyny to oranie w kółko tych samych aren. Jak na grę z czterema ścieżkami, to fajnie byłoby, gdybym w odczuwalnie krótszej ścieżce Edelgard (w porównaniu do ściezki Dymitra) nie powtarzały się walki z innej części fabuły. No ale pora przerwy na inną handheldową gierkę i cisnę kolejny route, bo zwyczajnie dalej się fajnie gra i fabuła z różnych perspektyw wciąga.
- Phantom Blade 0
-
własnie ukonczyłem...
Po 34 godzinach padł God of War: Ragnarok. To na pewno dobra gra, ale jednocześnie chwilami mi się dłużyła i nie dała tyle frajdy, co poprzedniczka. Stanowi to dla mnie pewien zawód, bo bardzo podobała mi się nowa formuła GoWa, natomiast po Ragnaroku z pewną ulgą przyjmuję świadomość, że to raczej koniec nordyckiej sagi i kolejna część (bo chyba nikt nie wątpi, że już powstaje) przyniesie pewnie zmiany w formule. Fabuła mi się akurat podobała - z jednej strony pośrednio nawiązuje sprawnie do motywów z pierwszych odsłon cyklu, z drugiej większość postaci została naprawdę solidnie napisana i łatwo czuć sympatię do Kratosa, który robi wszystko, aby nie wypuścić znowu na świat tej części siebie, która była dosłownie zbyt wkurwiona, żeby umrzeć w potężnej dwójce (Sony mogłoby puścić jakiś pakiet odświeżonych części na PC nawiasem mówiąc, day one), ale czasem gdzieś są jednak przebłyski tego diabła. Niemniej jednak, nie jest ona bez wad - końcówka chwilami była zbyt ckliwa. No i, co wiąże się mocno z fabułą, chwilami pacing był naprawdę kiepski. Zdarzały się momenty, które zamulały - fragment, kiedy Atreus trafia do: Spoiler Żelaznego Lasu był potwornie nudny i długi. Zresztą, choć gra zasługuje zasadniczo na pochwałę za postacie (Brok król, Odyn i Hejmdal to bardzo dobrzy antagoniści), to Atreus, pomijając finalne godziny, był tak irytujący, że wzmagał moje antynatalistyczne nastroje. Właśnie pacing i pewne rozwleczenie gry działają na jej niekorzyść - tak jak zazwyczaj w grach robię większość lub całość pobocznej zawartości, tak tutaj jakoś w połowie całkowicie to olałem, lejąc jedynie łatwych do znalezienia opcjonalnych bossów. Myślę, że bawiłbym się lepiej, gdyby gra była nieco bardziej zwarta i nieco bardziej urozmaicała swoją formułę. Wręcz przykro zrobiło mi się, gdy zobaczyłem, ile tutaj wspinaczki, do której jednak nie dodano wzorem pierwszych części żadnej walki. Natomiast dalej wyśmienicie działa walka, choć i tutaj jest łyżka dziegciu, do której zaraz przejdę. Kratos łoi przeciwników w bezlitosny sposób, funduje im krwawe finiszery, czasem używa elementów otoczenia, - no, udało im się toto. Lubię ten system, bo jest jakiś - Santa Monica może i grało w Soulsy, ale zrobiło całkiem autorski system walki, który świetnie sprawdza się i tutaj. Jedyny zarzut jest taki, że większość gry spędzamy dokładnie z tym samym orężem, co poprzedniczkę, a zakres ruchów się jakoś bardzo nie zmienił. Trzecią broń dostajemy później, niżbym sobie życzył, bo jest naprawdę udana, a najchętniej, to zobaczyłbym też czwarty sprzęt do okaleczania bliźnich. I zanim powiecie, że pierwsze trzy GoWy przechodziło się tymi samymi kombosami tymi samymi łańcuchami - tak, ale to były gry, które trwały po 10 godzin, a nie po 30-50. Ciut trudniej było się znudzić, niż rzucając dokładnie te same ciosy po 60 godzinach z tym samym systemem walki. Średnio oceniam fragmenty Atreusa. Większość z nich ma po prostu kiepskie tempo. Walczy się nim inaczej - nie tak fajnie jak ojczulkiem, ale doceniam, że są tutaj ciut inne mechaniki. Nie czuć tutaj mocy w ciosach/strzałach (jasne, fabuła fabułą, to nastolatek, a nie emanacja przemocy jak tata, ale jednak), no ale to też raczej przerywniki i wprowadzają jakąś odmianę gameplayową, co zasadniczo liczę na plus. Wizualnie i dźwiękowo czuć piniondz - zwłaszcza doceniam ładne zróżnicowanie wizualne poszczególnych światów. Technicznie trudno się do czegoś doczepić (no dobra, 175 giga z dysku w wersji Steam trochę bolało, ale to raczej wina platformy Gabe'a, że nie da się np. pobrać tylko jednej wersji językowej zamiast trzystu dubbingów), port śmigał bardzo ładnie. No i tak jakoś trudno mi jednoznacznie Ragnarok ocenić. Obiektywnie to dobra gra, miała sporo momentów, kiedy giercowałem z przyjemnością, ale z drugiej strony czułem też pewne przejedzenie formułą, a tempo chwilami zamulało. Prywatnie więc nieco zawód, ale tak czy siak miło ten czas spędziłem. Natomiast gdyby ta gra zajęła mi godzin 20 i parę rzeczy w jej konstrukcji by zmieniono, to czułbym pewnie zachwyt, a przynajmniej większą satysfakcję.
-
Właśnie zacząłem...
Właśnie odpalam (podobno) mesjasza.
-
Neo Berlin 2087
Wygląda jak takie "Chat GPT plugin UE, wygeneruj mi taki jakby Deus Ex Human Revolution i dodaj zombie, ale nie zombie".
-
Konsolowa Tęcza
Bardzo ładnie specyfikę regionu oddaje to, że pierwszym elementem gameplayu jest napaść na kobietę.
-
własnie ukonczyłem...
W ramach krótkiego szpila pyknąłem sobie w przerwie od większych gier Nocturnal. Tytuł ten zwrócił moją uwagę na etapie pierwszych trailerów ze względu na bardzo ładne 2D. No i w końcu ograłem dzięki kluczowi z jakiegoś bundla - cena bez promocji na Steam może trochę przytłaczać, uwzględniwszy, że to prawie 80 zeta za bardzo dobre, ale jednak tylko dwie godziny zabawy. Ale po kolei, o co w ogóle w tej platformówce chodzi? Fabuła pełni dosyć pretekstową rolę. Buszujemy sobie po lekko arabskim uniwersum wojakiem, który przybywa na wyspę swojego pochodzenia, aby odnaleźć młodszą siostrę. A jest dobry powód, żeby jej szukać, bo źle się dzieje - wyspę spowija siła zwana mgłą, która zabija tych, którzy zbyt długo przebywają w jej objęciach, a zmarłych zamienia w potwory. Dodatkowo lokalne siły porządkowe też jakoś za naszym herosem nie przepadają, więc trzeba będzie dosyć regularnie sięgać po miecz, sztylety do rzucania oraz ogień. No właśnie, ogień. To wokół niego zbudowano mechaniki w grze. Pozwala on rozproszyć ciemność czy podpalać obiekty, dzięki czemu zyskujemy dostęp do nowych przejść, możemy aktywować różne urządzenia, skutecznie walczyć z cienistymi wrogami, używać mocy czy przetrwać w sekwencjach, gdzie uciekamy przed zagrożeniem. Wystarczy jedna pochodnia, aby bohater po uderzeniu w nią mieczem mógł przez krótką chwilę przenosić płomienie, co służy zapalaniu kolejnych pochodni lub omówionym wcześniej czynnościom. Mimo swojej krótkości gra jest bardzo różnorodna. Oczywiście sporo sobie poskaczemy, ale też nie brakuje sekwencji, gdzie musimy zwiewać, powoli podążać (albo dla odmiany szybko) za jakimś mechanizmem opędzając się od wrogów i podpalając kolejne obiekty czy też powalczymy w ramach nie tak znowu skromnego (naliczyłem jakieś 8 zdolności do odblokowania) systemu walki, również z bossami. No i mamy rozwój postaci, a exp wypada nam głównie z rozbitych garnków. Nie pytajcie, nie ja projektowałem ten tytuł. Sterowanie jest bardzo płynne, tytuł nie pozwala się nudzić i ma na siebie pomysł, dodatkowo prześlicznie wygląda. Jeśli trzeba się do czegoś dowalić, to może tylko do muzyki, która nie jest zła, ale też nie zapada w ogóle w pamięci. Czas gry i stosunek do ceny na Steam może również nie zachwycają, ale z drugiej strony twórcy w opisie uczciwie informują, że to krótka gierka. No i ja kupiłem ją za dolara. Warto.
-
Alien Cinematic Universe
Nowego Aliena jeszcze nie widziałem - poczekam na całość - ale gość ma na koncie świetny pierwszy sezon Fargo (kolejnych nie widziałem) i absolutnie sztosowy Legion. Prawdę mówiąc fakt stworzenia tych dwóch ostatnich seriali jest dla mnie głównym wabikiem, inaczej bym podchodził bez większego zainteresowania do A:E.
-
Fallout5
Lariany mówiły, że chciałyby zrobić swojego Fallouta, ale zamiast tego pewnie będzie kolejna gra Bethesdy od szablonu.
-
Ninja Gaiden 4 -- Platinum Games
Też już niczego nie oglądam - poskakałem trochę po gameplayu Ryu i wystarczy, teraz tylko odliczanie do GOTY.
-
Chained Echoes
Czekałem z zakupem do pojawienia się DLC, więc w końcu można nabyć.
- God of War: Ragnarok
-
God of War: Ragnarok
Jestem obecnie raczej bliżej, niż dalej końca: Spoiler Kratos szuka z Atreusem pieska rozdzierającego szczeliny światów i ta gra ma sporo zalet, ale jest faktycznie miejscami rozwleczona i miewa problemy z tempem (praktycznie wszystkie momenty, kiedy gramy Atreusem, jak się po raz pierwszy spotyka z we wuz kingz Angerbodą, to myślałem, że umrę z nudów, tak to się wlecze). Po zrobieniu questa pobocznego z: Spoiler ślubnymi pamiątkami Freji z dodatkowego contentu robię tylko walki, które łatwo znaleźć. Poprzednia gra mi się zdecydowanie bardziej podobała, choć Ragnarok to tytuł po prostu dobry. Więcej się pewnie rozpiszę po ukończeniu.
-
Konsolowa Tęcza
A do tego dodajmy jakie sztosy wychodziły wtedy też na PC, patrząc na sam 2000 to Baldur's Gate 2, Deus Ex, The Longest Journey. NOLF, Thief 2 czy Shogun: Total War chociażby.
-
Silent Hill f
Jest po prostu okej - czuć ciężar ciosów, dobrze odwzorowano to, że James to żaden zabijaka, tylko przeciętny Kowalski (a raczej Smith), dobrze zbalansowano kruchość bohatera i odczucie walki nieprzygotowanego gościa z dziwnymi pokrakami z faktem, że po prostu czuć satysfakcję jak się porządnie zleje potworasa i dobije butem, do tego nieźle zrobiono mieszanie meelee i walki na dystans. Na pewno bym tej gry nie polecał ze względu na walkę, ale też nie ma absolutnie powodów do wstydu.
-
własnie ukonczyłem...
Ogólnie nie sięgam po gierki kwalifikowane jako walking simy - średnio mnie ten nurt pociąga, a nie widzę sensu pykania w coś tylko po to, żeby stwierdzić "a nie mówiłem". Czasem jednak daję szansę czemuś spoza mojej bańki. Tak jakoś wyszło, że na święta od swojego bdb kolegi dostałem zgodnie z naszą prezentową zasadą "coś z wishlisty i coś spoza" m.in. Mouthwashing i That Which Gave Chase. To pierwsze jakiś czas temu opisywałem i było całkiem fajne (choć nie jakieś wybitne), dzięki wpleceniu paru prostackich, ale jednak gameplayowych mechanik i całkiem porytej historyjce. Drugi z tytułów rozpykałem z kolei wczoraj, co nie zajęło mi zbyt dużo czasu - rzecz można zamknąć w godzinę - ale już nie bawiłem się jakoś szczególnie dobrze. Sam punkt wyjścia dla tej utrzymanej wizualnie w stylu PSX gierki jest całkiem okej, choć fabuła z grubsza poleciała tak, jak spodziewałem się po pierwszych 5 minutach. Otóż jesteśmy gościem z zaprzęgiem psów, a na jakimś odciętym od cywilizacji arktycznym zadupiu szemrany naukowiec zleca nam, abyśmy dowieźli go na miejsce porzuconej przez niego uprzednio ekspedycji. W międzyczasie będzie do nas gadał, dowiemy się więcej o celu wyprawy, no i sprawy zaczną się pierniczyć. Większość czasu spędzimy jadąc saniami lub maszerując pośród monotonnych widoczków (co jest zrozumiałe), rzadka urozmaicanych bardzo dobrą muzyką. W teorii mechanika jazdy saniami jest ciut bardziej rozbudowana, niż można by się spodziewać, ale w praktyce gra tylko w jednym miejscu wymaga jakiegoś jej wykorzystywania. Poza tym mamy ze 2-3 gameplayowe aktywności (których nie zdradzę), poczytamy jakieś notatki, no i tyle. I te wszystkie gameplayowe uproszczenia bym w pełni strawił - w końcu nie oczekiwałem od tej gry, patrząc na gatunek, jakichś super mechanik - ale klimat i fabuła też mi jakoś mocno nie robiły. Z rzadka gra osiąga niezły efekt odosobnienia, ale historia jest bardzo przewidywalna, uderza w zużyte mocno tropy i ani przez chwilę nie czułem się zaangażowany w to, co dzieje się na ekranie. A przypominam, że mówimy o grze na godzinę. Nie chciałbym cisnąć po That Which Gave Chase - stoi za tą grą jakiś pomysł, włożono w nią niewątpliwie serducho. Patrząc po recenzjach na Steam, to ludziom się gierka podoba. Nie będę jednak zaklinał rzeczywistości - nie zrobiła mi ta gra ani trochę. Pewnie nie pomógł fakt, że to nie mój gatunek, ale to wspominane na początku Mouthwashing jednak pokazało, że są w nim rzeczy, które potrafią na mnie wywrzeć pozytywne wrażenie. Nie polecam, ale jeśli ktoś to ograł i miał odmienne wrażenia, to chętnie zapoznam się z inną perspektywą.
-
Manga, co polecacie
Nie wiem do końca, gdzie wrzucić, a może kogoś zainteresuje: https://www.fanatical.com/en/pick-and-mix/lone-wolf-and-cub-build-your-own-collection za 12,30$ można nabyć w formacie elektronicznym całość "Samotnego wilka i szczenięcia".
-
Silent Hill f
No nie ukrywam, że połączenie meelee bez impetu, staminy i trudniejszego omijania wrogów uderzyło nieco w mój hype. Zwłaszcza, że remake dwójki pokazał, że można zrobić działającą walkę w bliskim dystansie i można było się na niej zwyczajnie wzorować.
-
własnie ukonczyłem...
Był kiedyś komiks "Wanted", który nazwalibyśmy dzisiaj pewnie krawędziowym. Później był luźno adaptujący go film, który swego czasu był chyba całkiem popularny, a obecnie nikt o nim nie pamięta. No i filmowi towarzyszyła gra zrobiona przez szwedzkie Grin (mieli na koncie parę fajnych gierek, a potem na ich gruzach powstało studio odpowiedzialne za Payday) pod tytułem Wanted: Weapons of Fate. Rzecz generalnie zbierała recenzje z gatunku "fajne, ale za krótkie". No i jakoś tak wyszło, że miałem tę grę ukrytą z tyłu głowy, ale okazja do ogrania nadarzyła się dopiero teraz na X360 - na Steam z powodów licencyjnych gra nie występuje. Fabuła? Wcielamy się w aroganckiego chuja (lepszego słowa na typa nie ma, serio) w osobie Wesleya Gibsona, który zgodnie z historią oryginału przeszedł drogę od przegrywa do superzabójcy. Gra ma sympatyczny myk - akcja dzieje się zarówno przed filmem (w tych sekwencjach gramy jego starym) jak i po filmie, niejako domykając historię. Z tej okazji będziemy strzelać i słuchać gigantycznej ilości bluzgów - serio, ta gra ma bluzgi nawet w tytułach misji. No i właśnie strzelanie jest tym, co powoduje, że warto rozważyć sięgnięcie po Wanted. Pierwsze wrażenia są jednak dosyć kiepskie. Całość startuje jak ówczesny TPP z generatora - kitramy się za osłonami i strzelamy, do tego celownik chodzi w ociężały sposób, a wizualnie sporo tutaj tzw. moczowego filtra. Wystarczy jednak przemęczyć pierwszą misję, żeby okazało się, że to jednak sympatyczna zabawa w mordowanie. Między osłonami poruszamy się w miarę płynnie w ramach efekciarskich animacji, mamy groteskowo przesadzone egzekucje wręcz (moja ulubiona to bohater bijący cios, który wygląda jak hak, ale nożem w krocze przeciwnika - za każdym razem czułem ból jak to widziałem), a przede wszystkim zaczynają dochodzić mechaniki, które czynią sadzenie headshotów przyjemniejszym. Pierwsza z nich to zdolność do sadzenia podkręconych pocisków - po wciśnięciu odpowiedniego przycisku nasze pociski zaczynają lecieć po łuku zamiast w linii prostej i tak możemy skasować np. przeciwnika za osłoną. Bardzo szybko dochodzi też możliwość włączenia bullet time przy przeskakiwaniu między osłonami, co jest oczywiście fajne, choć mniej użyteczne, niż by się chciało, bo wspomniany celownik chodzi ciężko. Do tego gra urozmaica swoją krótką kampanię - raptem 4 godziny - prostackimi walkami z bossami, sekwencjami ze snajperką/stacjonarnym karabinem czy celowniczkowymi sekwencjami, kiedy postać na ekranie odwala matriksowe akrobacje, a naszym zadaniem jest zastrzelenie oponentów i zestrzelenie ich pocisków. Czy warto jakoś szczególnie mocno polować dzisiaj na dostępne za grosze Wanted jako zapomnianą perłę? Raczej nie. Czy gra sprawia frajdę i ma swój własny feeling jak na cover shootera? Zdecydowanie. To krótka gra z małą ilością zawartości (i raptem dwoma spluwami), ale branie jej za zrobioną bez serca filmówkę byłoby błędem. Ma swój sznyt i ja spędziłem te dwa wieczory bawiąc się całkiem nieźle. I know who I am. Asshole with gun and cool suit. Teraz pora pod telewizorem przepiąć kable i w miejsce X360 podpiąć PS3, żeby sobie przypomnieć/przejść parę gierek tam uwięzionych.
-
własnie ukonczyłem...
Grałem rok temu, Laxasia dalej wymagająca, Władca marionetek padł w mniej niż 10 podejść. Za to nakląłem się jak zły na bestii z bagien i na Szymku Czarodzieju.
-
Resident Evil 2 Remake
O tak, poziom rozczarowania przy szarpaniu w piątkę był porównywalny do bólu odkrycia w dzieciństwie, że Mikołaj nie istnieje, choć obiektywnie to dobra gierka.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 25