Skocz do zawartości

Konsolowa Tęcza


Gość _Be_

Rekomendowane odpowiedzi

mate5 wrzucaj mapki ze swojej rozgrywki, będzie do czego fapować :banderas:

 

Eee... ok.

 

 

To wrzucę najpierw mój ulubiony screen jaki zrobiłem W EU3, choć możliwe, że już to kiedyś zrobiłem (ale nie z opisem):

 

O3gfLFZ.jpg

 

 

Screen pokazuje jak bardzo AI potrafi nienawidzić gracza, pochodzi z mojej ulubionej rozgrywki w tę grę w ogóle, dlatego mimo że to było rok temu, to dalej mniej więcej pamiętam jak się wszystko potoczyło. Zacząłem grać Holandią z celem stworzenia Niderlandów. Aby utworzyć Niderlandy musiałem stoczyć wiele wojen z cesarzem HRE (którym jak na złość była Austria), bo choć Austria nie kontrolowała żadnych prowincji które potrzebowałem do sformowania Niderlandów, to jako cesarz broniła państw wchodzących w skład imperium. I tak w ciągu pierwszych 50 lat wygrałem 3 wojny z Austrią, mimo bycia maluczkim krajem z dwoma, czy później czterema prowincjami (i może to śmieszne, ale jestem z tego dumny, bo jak już pisałem to wiele razy na forum, nie uznaje wczytywania stanu gry, gdy coś się nie uda). Jak to zrobiłem, otóż oprócz tego że na moją korzyść wpływała relatywnie spora odległość, to wypowiadałem wojny państwom sąsiedzkim tylko wtedy gdy Austria prowadziła wojny na wschodzie. Tym sposobem już mniej wojsk mogła wysłać do mnie Austria gdy decydowała się jako cesarz bronić tych państw. Przed każdą z tych wojen tworzyłem "korytarz sojuszy", tj. zawiązywałem sojusze z "korytarzem" państw, które stawały na drodze między mną, a Austrią; to spowodowało, że gdy Austria chciała wysłać wojska na moje terytorium, to nie mogła prosić niewrogich państw o pozwolenie na przemarsz wojsk, bo te państwa były ze mną w sojuszu. Dzięki temu armia austriacka straciła liczebność i morale, zanim jeszcze dotarła na moje terytorium, a jako że chciała oblegać te państwa, to rozdzieliła swoje duże siły, na kilka mniejszych oddziałów, które już to byłem w stanie pokonać. 

 

Gdy już utworzyłem Niderlandy, stałem na prostej drodze do utworzenia handlowo-kolonialnego imperium, co zresztą widać na screenie. Oprócz rocznego dochodu, który wynosiły w tym 1639 roku pewnie z 600 dukatów, miałem MIESIĘCZNY dochód w postaci 18 dukatów przy zachowaniu ZEROWEJ inflacji. Ci co nie grali nie wiedzą, że ekonomia w tej grze, jest zorientowana na to, żeby miesięcznie tracić pieniądze na koszty bieżące, które to powinno się pokrywać dochodami rocznymi, a z dodatniej różnicy pokrywać koszty, powiedzmy, inwestycyjne. To co zrobiłem tutaj, to po prostu bycie hegemonem handlowym na świecie (co widać w prawym górnym screenie, w zakładce "ośrodki handlu"), oczywiście drukowałem też pieniądze, ale dzięki odpowiedniemu doborowi idei narodowych, tzw. sliderów, doradców i właśnie handlowi mogłem doprowadzić do sytuacji, gdzie bicie tak dużej ilości monet nie prowadzi do inflacji.

 

Tyle że gdzieś od połowy XVI wieku, w miejsce BBB (big blue blob - Francja), rozwijała się Burgundia, jak na złość gdy akurat grałem Niderlandami. Rozwinęła się do niepomiernych rozmiarów, miała w czasie robienia screenu około pół miliona żołnierzy, największą flotę na świecie oraz najwięcej prowincji. To co widać na screenie, to ruch AI, który tylko czeka gdy będzie miał dogodne warunki do wypowiedzenia wojny. Żeby Burgundia nie miała takich warunków, przez całą pierwszą połowę XVII wieku wysyłałem im w darach masę, masę pieniędzy, dawałem im zgodę na przemarsz i zawierałem sojusze i królewskie mariaże z jej sojusznikami. Wszystko po to, żeby wypowiedzenie mi wojny przez Burgundię, było dla tej Burgundii jak najbardziej bolesne (prestiż, stabilność). No i taka sytuacja utrzymywała, się aż do okoły ~1640 roku, kiedy to wojnę mi i Wlk Brytanii wypowiedziała wojnę Kastylia, w tej wojnie (która toczyła się głównie w koloniach w Indiach i płd-wschodniej Azji) straciłem wskutek kilku złych decyzji całą swoją flotę - jedyne czym mogłem się bronić przed Burgundią, Skończyłem rozgrywkę w bodajże 1649 roku, bo choć mam środki finansowe do odbudowania floty i armii, to nie mam czasu, żeby ją odbudować, Burgundia wypowiada mi wojnę co chwilę i w obecnej sytuacji już nic nie mogę zrobić. Jedyne co wchodzi w grę, to wytrzymanie, aż prowincje na terenie rzeczywistej, współczesnej Nowej Zelandii staną się prowincjami narodowymi i wtedy tam przenieść stolicę.

 

Tu jeszcze mapy świata z roku, na którym przestałem grać (prawdopodobnie właśnie 1649):

 

 

7eoQEt4.jpg

NfrHIF5.jpg

 

 

Ciemniejszy pomarańczowy kolor na pierwszej mapie o moi wasale. Jeszcze 20 lat wcześniej miałem o wiele, wiele więcej prowincji nie tylko na kontynencie, ale i Afryce czy Azji, ale w ciągu dwóch dekad, zabrała mi je Burgundia i Kastylia.

 

 

Żeby ludzie, którzy nie grali w tę grę mieli jakieś pojęcie o tym, jak ta gra jest czasochłonna, to wspomnę jeszcze, że ta rozgrywka trwała (growe lata od 1399 do 1649) około 30-40 godzin. Jedna rozgrywka w grze grand strategy tyle, co sporej długości gra.

Edytowane przez mate5
Odnośnik do komentarza

To raczej niewiele. Mi kampania w Crusader Kings II bierze ze dwa razy więcej (lata 1066 - 1453).

U mnie 250 lat - mniej więcej 35 godzin

U ciebie 387 lat - mniej więcej dwa razy tyle.

 

Czyli tak akurat, a trzeba brać pod uwagę, że oszacowałem to przyjmując, że rok w grze zajmuje mi 8 minut, co jest raczej wartością minimalną. W czasie wojny, rok może trwać i godzinę gry.

 

 

 

Aha, no i nie można traktować i przekładać lat między różnymi grami paradoxu, taki HOI3 ma tylko chyba 20 lat, a mimo to jest zdaje się najdłuższy bo ma najwięcej tur (W EU3 jedna tura = dzień, w HOI3 chyba godzina). Kiedyś widziałem takie porządne statystyki obrazujące realną długość każdej gry paradoxu (w oparciu o właśnie tury, a nie o lata), ale teraz nie ogę znaleźć.

Edytowane przez mate5
Odnośnik do komentarza

Dobrze mate że ty za bardzo nie lubujesz się w mainstremie bo męcząc tak te strategie byś miał strasznego backlaga.

 

Bo ja tak naprawdę bardzo niewiele gram, ale jak już siadam do gry to oporowo i w niezdrowych ilościach. Te ~35h w EU3 Holandią/Niderlandami zrobiłem pewnie w 7-10 dni, GTAV wyszło 17 września, a ja je miałem ukończone na 100% + masa typowego bezcelowego gameplayu przed 1 października (zaczynałem wtedy studia i chciałem skończyć przed nimi). Ale pomiędzy takimi posiedzeniami, które mam może 3 razy w roku, gram prawie wyłącznie tak z doskoku w jakieś hotline miami czy bitki albo micro machines z innymi.

 

 

A co do mainstreamu to cóż, nie chciałbym, żeby zabrzmiało to elitystycznie (choć tak będzie), ale mam bardzo wysokie wymagania co do gier w jakie gram i wystarczy drobny mankament żeby nie chciało mi się poświęcać czasu na dany tytuł. Mam po prostu wąski zbiór tytułów do których zawsze będę powracał i szkoda mi tracić czasu żeby wypróbowywać nowe tytuły "godne" dołączenia do tej listy. Ostatnim takim tytułem, któremu się to udało był Super Metroid, skończyłem go jednego dnia i dzień później zacząłem drugi playthrough.

Odnośnik do komentarza

Wreszcie.

 

Po tylu latach odnalazłem tekst, który w jakiś sposób tłumaczy czemu Super Mario 64 jest najlepszą grą w historii. Po angielsku niestety, ale przeczytajcie proszę.

 

 

Mario 64 is a masterpiece and I have come to realize that when I am discontent with the newer games available for me to play, all of my critiques, if heeded, would shape most games into Mario 64.

I hate story bits because the stories always suck and I play games to play. I don't need a story, I just need a premise. That's all Mario 64 gives. That is enough. I also hate scripted bullshit. I mean I REALLY FUCKING HATE scripted bullshit dragging you along in the predetermined direction the game wants you to go while pretending like you're still in control of yourself. Mario 64 has none of that.

I hate being handed a list of objectives or told where to go next. Mario 64 has things available, but it doesn't tell you to do them, it lets you find them if you want. But it also isn't a massive sandbox like GTA or MMORPGs where you just run for miles and miles to reach one or the other, but it has these wonderfully succinct islands that you explore that are densely packed with things you interact with along the way no matter what way you go. If you start into something and decide you aren't liking it, you can usually easily slip out of it and right into a different task that interests you more, and you don't have to skip a cutscene or reload the level to do it.

Speaking of which, I also hate finishing something that I was doing and sitting around on a loading screen forever. Mario 64 very quickly transitions between the levels and even makes going to different ones an exploratory and yet also engaging and thoughtful process. You aren't simply made to run a long way, or do something tedious to earn money to open more, or do something obtusely difficult, but the rewarding process of exploring the levels naturally gets you stars which rewards you with more levels, and it is exciting to go find them because the castle is mysterious and changing as you go, another element of discovery and use of skills, not just a series of walled off areas.

The game also isn't primarily flat, or a series of tunnels or pathways, but since they are islands with platforms all over, every level has a lot of verticality to it. It's not a huge pain in the ass to get to these high places, but it does involve you using the diverse skillset that Mario has, which he doesn't earn with experience, but starts out with from the beginning. His natural being is granted meaning by the levels, and his abilities reveal the levels. His moves are not given one at a time as a passcard system for arbitrary boundaries to be unlocked, but they are useful in various ways all the time. Nothing grows to pointless size, like Rare platformers did, and nothing is forcibly pushed one way except the short platform gauntlet stages leading to Bowser.

There is no time limit, you are simply free to take your time to explore and engage, to create your own risks to take, experiment with the things you find. Even later Mario games like Sunshine and Galaxy don't do this so ingeniously, having become more prescribed and linear in the tasks they hand you, and then 3D World regressing to a Mario 3 sort of format. But other developers? Utterly linear, with all the scripting and bullshit filler I've mentioned. Also, while various things in Mario 64 can be hazardous, it never makes its entire environment a hazard. You are always welcome, you're just advised to not be stupid.

Basically, either unlike any other game I've played, or at least in far greater measure than any other game I've played, Mario 64 lets me play. It offers the content to make it meaningful, but puts everything else in my hands. It doesn't waste my time, it quickly allows me to engage with it by whatever means I choose, it doesn't get in my way or take away control I had. It does this with what are still some of the most 3D and complex platform levels ever made, even though they were in essence each just a hodgepodge of tasks set in close proximity to each other.

Why is it that only Mario 64 has so well dodged all the annoyances that make me wait around for gameplay, trudge through filler for gameplay, take gameplay out of my hands, forcibly direct the gameplay one direction, and block me from doing what I'd like? And why does it seem to be the only one doing this while also so well trusting me to find it's value, putting a lot in every direction for me to find, equipping me fully with all I need to do anything there is to do, and letting me be the primary agent of discovery, decision, and pacing?

It's a game that respects me. It's a game that believes in itself. It relies on wonder and interaction, not dares and ego stroking. It's a game that lets me grow as a player into experiencing what it can be as it happens naturally. I sit and look at 800 games to play, and there is a feeling I get as I consider what they are like, and it deepens when I actually play them and run into newer garbage game design. It could be misinterpreted as "I miss the way games were" but really that's not true, because there has only been one that was the way that longing is remembering. Mario 64.

 

Odnośnik do komentarza

 

Dobrze mate że ty za bardzo nie lubujesz się w mainstremie bo męcząc tak te strategie byś miał strasznego backlaga.

 

Bo ja tak naprawdę bardzo niewiele gram, ale jak już siadam do gry to oporowo i w niezdrowych ilościach. Te ~35h w EU3 Holandią/Niderlandami zrobiłem pewnie w 7-10 dni, GTAV wyszło 17 września, a ja je miałem ukończone na 100% + masa typowego bezcelowego gameplayu przed 1 października (zaczynałem wtedy studia i chciałem skończyć przed nimi). Ale pomiędzy takimi posiedzeniami, które mam może 3 razy w roku, gram prawie wyłącznie tak z doskoku w jakieś hotline miami czy bitki albo micro machines z innymi.

 

 

A co do mainstreamu to cóż, nie chciałbym, żeby zabrzmiało to elitystycznie (choć tak będzie), ale mam bardzo wysokie wymagania co do gier w jakie gram i wystarczy drobny mankament żeby nie chciało mi się poświęcać czasu na dany tytuł. Mam po prostu wąski zbiór tytułów do których zawsze będę powracał i szkoda mi tracić czasu żeby wypróbowywać nowe tytuły "godne" dołączenia do tej listy. Ostatnim takim tytułem, któremu się to udało był Super Metroid, skończyłem go jednego dnia i dzień później zacząłem drugi playthrough.

 

 

Też tak kiedyś miałem ze swoim drugim hobby czyli oglądaniem meczy NBA. Każdy mecz mnie nudził, coś mi się nie podobało w sezonie regularnym. Ciągle myślałem o ostatnich finałach NBA i Play off, jakie to tam były emocje, walka o każdy kawałek parkietu, piękne akcje,. W odpowiednim momencie się zresetowałem jakbym tego nie zrobił już zapewne nie interesowałbym się NBA, a teraz codziennie praktycznie jeden meczyk wpadnie...

Odnośnik do komentarza

EU3 ma jakiś samouczek dla idiotów krok po kroku w praktyce przedstawiający wszystkie elementy rozgrywki? bo od dawna chciałem się w to wkręcić, ale jakoś od ogromu opcji szybko dawałem sobie spokój.

 

Ma tutorial ale troche po łebkach i nie wyjasniajacy wszystkiego. Do reszty trzeba dojsc samemu. Mozesz tez sprobowac EU4, podobno jest bardziej przystepny dla świeżaków.

Odnośnik do komentarza

EU3 ma jakiś samouczek dla idiotów krok po kroku w praktyce przedstawiający wszystkie elementy rozgrywki? bo od dawna chciałem się w to wkręcić, ale jakoś od ogromu opcji szybko dawałem sobie spokój.

 

Jest tutorial skladajacy sie chyba z pieciu czesci. Choc ten tutorial opisuje tylko podstawowe wskazniki, ktore sa wyswietlone w interfejsie czy inne proste rzeczy jak zawieranie sojuszy czy budowanie budynkow.

 

Generalnie sa 4 pomoce dla nowicjuszy do EU3:

- wspomniany tutorial

- instrukcja dolaczana do gry (pdf lub papier) skladajaca sie z kilkudziesieciu stron

- wiki

- forum paradoxu

 

Trzeba sie przygotowac na to, ze pierwsze ~20h spedzone przy tej grze jest niczym innym jak nauka.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...