Treść opublikowana przez koso
-
Seria Phoenix Wright
Uff, wreszcie ukończyłem Milesa Edgewortha. Długa, długa gra. Ostatnia sprawa przeciągała się w nieskończoność, a moment kulminacyjny miał chyba z dwie godziny. Aż do przesady. Fajnie było skoczyć w teren i robić śledztwo, choć gra stanowczo zbyt często prowadzi nas za rączkę. Przesłuchania mimo wszystko nie mają takiej mocy jak procesowanie na sali sądowej - liczyłem, że może chociaż będzie można wcielić się w prokuratora na rozprawie, ale nic z tego. Sama historia, elegancko rozłożona na wszystkie sprawy, jest ciekawa, ale brak w niej elementu osobistego. Phoenixa i jego ekipę dziewczyńskich mediów po prostu się lubiło. Kay jest którąś tam kopią młodej, pomocnej dziewuszki, Franziska z trudem daje się lubić, a pan agent... No nie wiem. Generalnie bardziej ekipa samców i samic alfa, niż sympatyczna zgraja od Phoenixa. Ale gra i tak świetna. 8, może 8+.
-
PSX Extreme #156
I bardzo dobrze, bo jeśli autora, którego nie znasz, nazywasz ograniczonym umysłowo i popapranym fanboyem, to wystawiasz sobie cenzurkę gówniarza zasłaniającego się anonimowością internetu. Trochę grzeczności i ogłady proponuję.
-
Xbox Fun Day 2010
10 zaproszeń na XFD do zgarnięcia.
-
Heart of Darkness
Tu wywiad z autorem "Cyfrowych marzeń" - sporo jest właśnie o Heart of Darkness. http://www.gamezilla.pl/content/rozmowa-z-piotrem-mankowskim-autorem-ksiazki-cyfrowe-marzenia-historia-gier-komputerowych-i-
-
Inception
Obawiam się, że jeśli wpadną na pomysł sidekicka, to specjalnie dla LeBeefsztyka Walter: On ma sporo talentu i fajnie się rozwija, ale mi się opatrzył na dobre.
-
Inception
Ja tak może od pupy strony, bo o aktorstwie chciałem. Zdzierżę nowego największego cierpiętnika Hollywoodu, choć z trudem. Leo się już dorobił pionowej zmarszczki od tych smutków które fundują mu scenarzyści, ma aktorskie ADHD i miota się jak w klatce, ale mimo wszystko patrzę na niego przez pryzmat "Fajnie, że ewoluował od Titanica i nie został ładnym chłopcem". Względnie podobną drogą poszedł Brad Pitt, ale nie oszukujmy się, DiCaprio może Pittowi dzióbek z kołnierza stawiać. Niezły był Gordon-Levitt. Świetny był już w "500 days of Summer", tu jest jeszcze lepszy. Zawadiacki, jakiś. Wiem niestety, że za kilka filmów zupełnie mi obrzydnie i na ten jego jeden typ uśmiechu nie będę mógł patrzeć. Kapitalny był Tom Hardy - z takiej wąskiej roli wykroić taki kawał aktorstwa to jest sztuka. Byle nie skończył jak Butler. Świetne były epizody Berengera i Caine'a. Nie zdzierżyłem za to panny Page. Ona chyba nie zrozumiała scenariusza, bo z tym swoim cielęcym wzrokiem wyglądała, jakby nie wiedziała co się dzieje. Szanuję Nolana za niechęć do obsadzania w rolach kobiecych hollywoodzkich piękności (bo ani Moss, ani Cotillard do klasycznych wzorców nie należą; Scarlett w czasach Prestiżu też takiej renomy jeszcze nie miała), ale ta dziewczynka do swojej roli po prostu nie dorosła. Aktorka bardziej z niej charakterystyczna niż dobra. W każdym razie na początku seansu był zawiedziony konstrukcją bohaterów i aktorstwem w wymienionych przypadkach. A potem nagle dotarło do mnie - no bo przecież tak ma być! (poniżej sporo spojlerów) Śnimy ogólnikowo, sen nie wchodzi w szczegóły. Dlatego żaden z bohaterów nie ma backgroundu, biorą się w zasadzie znikąd. Najlepszy przykładem jest filmowo zwiewna więź łącząca Cobba, Mal i Milesa. Kto nauczył ich śnić? Czy to ojciec Mal nauczył ich tych trików? Jeśli tak, to nie nosi zadry wobec Cobba, że Mal sobie nie poradziła. Nie jęczy też starczo, gdy Cobb się u niego pojawia, że nie można tego robić, bo przez to zginęła Mal. Ten trójkąt jest fascynujący i kryje się w nim więcej niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Wchodzenie w kolejne warstwy snu jest kapitalne i wgniata w fotel, bo również widz podążą tą drogą. To logika i konstrukt się liczy - dialogi są na dalekim planie. Mam mnóstwo sympatii dla Nolana za rezygnację z comedy relief i odpuszczenie humoru (beef między Arthurem a Eamesem jest skromny, ale i inteligentny). Również odbiór filmu odbywa się na kilku poziomach - jako kino rozrywkowe, jako kino inteligenckie, wreszcie jako kino jeszcze inne, ale to już rozkmina zarezerwowana dla osób, które wypisują sobie sceny, w których na dłoni Cobba widać obrączkę i sprawdzające z zegarkiem w ręku, kiedy dokładnie w filmie mija godzina od momentu, gdy Cobb mówi do Eamesa "Masz godzinę". Kurcze, żeby temu Nolanowi się nic nie stało i żył jak najdłużej. I dalej był mądry i odrzucał durne propozycje, takie jak ta, żeby z Incepcji zrobić film 3D. Hollywood już go kocha, niech więc teraz tańczy jak Chris im zagra. Nie wiem, czy to już w tej chwili nie jest najinteligentniejszy reżyser w dziejach H.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Śmieszny post. Poważny człowiek - czyli American Beauty po żydowsku. Coenowie w świetnej formie. Kilka motywów aż przedow(nene)kowanych jak dla nich, ale poza tym świetna forma. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w obsadzie brak znanych twarzy.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Zależy jakie rozwiązanie przyjąłeś, bo teoretycznie są dwa. Biorąc pod uwagę to prawdziwe to właśnie sceny z jego żoną, w obozie koncentracyjnym, zachowanie postaci pokazują co tak na prawdę działo się w głowie bohatera. Według mnie rozwiązanie jest jedno, na co wyraźnie wskazuje zakończenie filmu i kilka elementów po drodze.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Też łyknąłem "Wyspę tajemnic". Film długo łapie tempo, nie udaje się, nie udaje się, wydaje się sztampowym - a jednak końcówce udaje się miło zaskoczyć. Chociaż rozwiązanie sprawia, że wiele wcześniejszych wydarzeń traci na sensie i wiarygodności. Mimo wszystko niezłe. "Autor widmo" - gęsto, jak to u Polańskiego, z furą smaczków, no i rzecz jasna autobiograficznymi paralelami. Świetny film.
-
Red Dead Redemption PS3
W sumie tak, Pac-Man goni kropkę, a w Fifie można wygrać, przegrać albo zremisować.
-
Red Dead Redemption PS3
Jeszcze taka jedna refleksja po weekendowym ciągu z RDR. Dżizas, jaką ta gra ma naiwną fabułę. Nie mówię o świetnej narracji, kapitalnym klimacie, doskonałych dialogach, ale o sensie całej tej epopei. Uwaga, będą małe spojlery dla osób, które jeszcze nie grały: Najpierw 10x: "-Hej, szukam Williamsona. - Wiem jak pomóc, jedź tu, zrób to, znajdziesz go. - Ok. (...) Nie było Williamsona. - A, to sorry, to jedź tu, zrób to, tam go znajdziesz. - Ok". Potem 10x: "-Hej, szukam Williamsona i Escuelli. - Wiem jak pomóc, jedź tu, zrób to, znajdziesz ich. - Ok. (...) Nie było Williamsona ani Escuelli. - A, to sorry, to jedź tu, zrób to, tam ich znajdziesz. - Ok". I znów 10x "-Hej, szukam Dutcha. - Wiem jak pomóc, jedź tu, zrób to, znajdziesz go. - Ok. (...) Nie było Williamsona. - A, to sorry, to jedź tu, zrób to, tam go znajdziesz. - Ok". Liczby oczywiście orientacyjne. Wiadomo, to prosta opowieść o nawróconym rzezimieszku. Jeśli jednak ta opowieść trwa kilkanaście godzin, to wypada stworzyć fabułę, która ma więcej niż jeden wątek. Nawet rozdymane i rozciągnięte GTA IV było znacznie ciekawsze w tym względzie.
-
PSX Extreme #155
A jednak udało Ci się zrobić błąd, bo numer w miejscowniku ("numerze", jak w Twoim zdaniu) powinien mieć kropkę. Czyli nr., nie nr Ciekawe, ile osób Ci uwierzyło i odtąd pisze numer w dopełniaczu, narzędniku lub miejscowniku bez kropki, czyli błędnie.
-
Seria Phoenix Wright
Na szczęście nie. Phoenix i Miles bez głosu to już nawet większy dogmat niż milczący Link.
-
Red Dead Redemption PS3
Nie-ee. Z Tobą się świetnie dyskutuje, gdy masz inne zdanie, bo - no właśnie, dyskutujesz na temat, a nie pienisz się i nie przypominasz ocen sprzed iluś lat, przez co dyskusja zbacza gdzieś bez sensu. Edit: nie wiedziałem, że tego emgieesa Ty też mi wypominałeś Dla Khadgara RDR to dycha, z czym się nie zgadzam, ale widzi w grze słabe punkty, więc patrzy trzeźwo, a przede wszystkim na nikogo nie naskakuje. Na forum PE generalnie przyjemnie się dyskutuje, chyba że jakaś kwestia dotyczy Warszawy i przeczyta to Maiden
-
Red Dead Redemption PS3
W obu chodziło o strzelanie To już w GTA IV było lepiej - kapitalny napad na bank chociażby. A był jeszcze powrót do domu po gorzałce, ochranianie kolegi geja na wycieczce w parku i wiele innych. Jeśli mimo tych chlubnych przykładów GTA IV miało misje na jedno kopyto (a miało, tu się wszyscy zgadzamy), to RDR jest w tym aspekcie po prostu gorszy. Khadgar - trzeźwy, rozsądny post. Pozdro.
-
Red Dead Redemption PS3
Podaj mi proszę przykład za(pipi)istej misji Takiej porywającej i epickiej, w której nie chodzi tylko o jazdę/bieg i strzelanie do wszystkiego. Z tym "od czasów VC" przesadziłeś, bo Epizody z LC były fantastyczne - i pomysłów na zadania miały mnóstwo (edit: no, przynajmniej gej Tony). E, bzdura. Raczej jest na odwrót - skoro to Rockstar, dla świętego spokoju dajmy dychę. A co do Dzikiego Zachodu - to genialny setting. Ale jednocześnie ograniczony. Wiele przytyków do RDR to tak naprawdę nie wina twórców. I tak dzięki ambient challenges wycisnęli z pustych stepów maksimum grywalności.
-
Red Dead Redemption PS3
Feeling dekadencji to kapitalna rzecz i mocny atut RDR. Mało komu udaje się to przekazać w grze. Wiele rzeczy mi się nie spodobało. Dojazd na miejsce misji - nuda. Fajnie, że sobie po drodze gadają, ale często to gadki jałowe. W GTA lawiruje się między autami, a tu po prostu trzyma się X i tyle. Misje poboczne - nuda. W karty czy w kości grałem w dziesiątkach innych gier. Fajnie tu to przedstawili, ale odkrywczości za grosz. Śmiganie za przestępcą ściganym listem gończym, wybicie do nogi bandziorów w ich bazie - ogrywane setki razy. Patrolowanie miasta z psem - nuda. Ujeżdżanie konia - prymitywna gra "rytmiczna". Dziki Zachód to niejako wada sama w sobie. Bo nic się tam nie dzieje (gdyby nie randomowe wydarzenia, byłoby naprawdę nudno). Jedziemy przed siebie i jedyne, co nas interesuje, to to czy podjedziemy pod skarpę. No i misje główne na jedno kopyto. Strzelamy, albo na nogach, albo na koniu. Łaaał. Przecież za mało pomysłowe misje krytykowano GTA IV, a tu jest to samo. W ogóle w tekście "RDR naprawia te elementy, w których GTA IV zawodziło" jest takie natężenie bzdur, że koniec. Poza tym - gra jest fantastyczna. Peanów nie chce mi się wypisywać, więc tylko uargumentowałem, dlaczego gra nie ociera się o dychę. Dla mnie mocne 9-.
-
Heavy Rain
Zenada. Swoj egzemplarz juz sprzedalem, a trzymalem go wczesniej tylko dla DLC. Cage nas delikatnie mowiac oszukal. Walic go. Też w pierwszym momencie rzucałem strzałkami w jego plakat, ale on tu nie miał nic do gadania. Sony "delikatnie zasugerowało", że inne rzeczy są ważniejsze.
-
Heavy Rain
http://ps3.nowgamer.com/news/3594/cage-explains-heavy-rain-dlc-cancellation Cóż, już ostatecznie DLC nie będzie. Tych, "które wyjaśnią motywy bohaterów, pozwolą lepiej ich zrozumieć, i wcielić się w zabójcę z origami". Żenujące.
-
PSX Extreme #155
Heh od razu po przeczytaniu tego zdania nasunęła mi się myśl (zresztą widzę, że nie tylko mi) "napisała to osoba która wystawiła 10- mgs4". Gra która ledwo co ocierała się o 7 bo była archaiczna, naciągana, kiczowata. Była jednym wielkim słabym elementem a mimo to dostała 10- hmmm... "Jeden wielki słaby element" na 7? 7 to gra dobra, słaba to 2-3. Kazuo chyba nie lubiłby Twoich recenzji. Poza tym Słupku, argumentacja typu "tak proszę pani, nie mam zadania domowego... Ale Wojtek z drugiej ławki też nie ma!" sprawia że odechciewa się rozmawiać Dlatego nie śmiećmy tu już.
-
PSX Extreme #155
MGS4 dostał ode mnie 10-, nie 10, więc definicja jest niepotrzebna. Trudno operować bez przykładów, więc musiałbyś mi napisać, co rzekomo spłyciłem. Ale to już nie w tym temacie. Wkleję tylko fragment recki MGS4 dla przypomnienia: "Ta recenzja nie ma Cię przekonać do gry w MGS4. Nie ma też tego na celu ocena. To nie ja mam odpowiedzieć na pytanie, czy Guns of the Patriots jest tytułem dla Ciebie. To Twoje zadanie. Zastanów się głęboko i pomyśl, czy jesteś gotów znieść patos i górnolotne wyznania w formule przejaskrawionego bohaterskiego etosu, tuż obok problemów gastrycznych, gapienia się na kobiece tyłki i bekającej małpki. Czy filozoficzne rozważania mają rację bytu, gdy poprzetykane są szydzeniem na temat pozbawionego wibracji pada, rozpływaniem się nad zaletami Blu-raya i przytykami pod adresem gier wideo." To jest moje zdanie na temat MGS4. Wprowadziłem Cię w błąd zachęcając do myślenia? Niewiele jest gier, które mogą być odbierane na skrajnie różne sposoby. To nie Uncharted 2, które wpasuje się w gusta znaczącej większości. Patrząc na gry jako na zjawisko, bardziej interesuje mnie historia dziada z plamami wątrobowymi, który całe życie był obiektem manipulacji, niż prosta opowiastka o kowboju. Ale niektórzy lubią po prostu pograć i to jest też dobra postawa. Nie da się napisać recenzji jakiegokolwiek MGS-a, która spodoba się wszystkim. I dobrze, bo nie taki jest cel recenzji.
-
PSX Extreme #155
Ziew. Uprzedzając kolejne pytanie - nie wiem, czy Crash Team Racing zasłużyło na 10, nie grałem. Nie ma to jak dyskusja na temat. Twoje stanowisko spina klamra "według mnie". Mniej więcej tak jak moją recenzję MGS4. Nie bardzo wiem, jak własną opinią (którą przedstawiamy w recenzji) można "wprowadzić graczy w błąd". Wytłumaczysz?
-
PSX Extreme #155
...powiedział Ural, po czym napisał elaborat o RDR na pół strony. Natomiast zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości jeśli chodzi o RDR. Ta gra choćby przez moment nie ociera się o dychę, bo ma wiele słabszych elementów. Co nie zmienia faktu, że jest wspaniała Żeby się jeszcze wpisać w klasyczny wydźwięk tematu - numeru nie dostałem w kiosku, bo przyszła prenumerata, dobra okładka, słaba okładka, mało Nintendo, dużo Nintendo, za mało E3, za dużo E3, za mało o DS, za dużo o DS.
-
Metal Gear Solid: Peace Walker
Ale to wszystko jest opcjonalne. W MGS4 też mogłeś grać 100 godzin i zdobywać odznaki. Owszem, w PW gra bardziej zachęca do robienia różnych rzeczy na boku, ale to nie oznacza automatycznie, że gra jest najbardziej rozbudowana w dziejach. Po prostu najzręczniej do sprawdzenia tego rozbudowania zachęca. Moja recenzja: http://www.gamezilla.pl/content/recenzja-metal-gear-solid-peace-walker
-
Metal Gear Solid: Peace Walker
Peace Walkera anonsowano jako brakujące ogniwo w serii, co jest głupie, bo to już Portable Ops był bliżej kanonu. W PW mamy tylko niezrozumiałe rozkminy Snake'a, który mówi o zdradzie Boss - co jest kretyńskie w kontekście zakończenia Snake Eatera. Komodo, a gdzie jest to największe doświadczenie w serii? Piszesz że żadna gra z serii nie miała tylu możliwości zabawy. Tylko że tu każda misja polega na tym samym - albo wysłaniu pechowców Fultonem, ale dojściu do punktu B. Pojedynki z bossami w samej tylko pierwszej części dawały "więcej możliwości zabawy". Gdzie tym prostackim zadaniom do znajdowania zakładnika w MGS2 albo szukania bomb tamże, misji z temperaturą w jedynce, pojedynku z The End w MGS3... Co nie zmienia faktu, że PW bardzo mi się podoba. PSP robi się maszyną dla hardkorowców, po Monster Hunterze i Dissidii kolejna gra wymagająca długiego masterowania.