Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Ghost of Tsushima
No za szybkość szybkiej podróży i częstotliwość występowania jej punktów startowych ocena GoT o pół oczka w górę ode mnie, korzystałem z niej notorycznie (to tak jeszcze odpowiadając na pojawiające się tu zdziwienie, że tak "szybko" wbiłem platynę) i jakbym miał się męczyć z loadingami, to pewnie bym zlał masterowanie gry, bo zwyczajnie nie chciałoby mi się dziesiątki razy wpatrywać w ekran ładowania, skacząc z jednego końca mapy na drugi.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
No i sprawdziłem. Faktycznie, jest bardzo dobrze, choć u mnie byłoby to raczej 8/10. Brakowało mi ostatnio takich filmów, Clint to jednak Clint. Kino można by powiedzieć klasyczne, bez eksperymentów, no ale jest tutaj to, co liczy się najbardziej: ciekawa historia, dobra reżyseria i świetne aktorstwo, z naprawdę emocjonującymi momentami (każdy będzie propsował, i słusznie, odtwórcę tytułowego bohatera, ale na mnie duże wrażenie zrobiła też Kathy Bates na drugim planie, bardzo autentyczna). Zdecydowany powrót do formy po średnim Mule. Nie wiem, jakim cudem ten film umknął mojej uwadze ponad rok od premiery, ale tym bardziej cieszę się, że tutaj go poleciłeś.
-
własnie ukonczyłem...
Until Dawn Na promocji to się skusiłem. Udało się częściowo dopasować śnieżne widoki za oknem do gry, więc zawsze to +1 pkt do klimatu. Sama gra to dosyć typowy przykład interaktywnego filmu, które generalnie lubię czasem odpalić, ale tutaj parę rzeczy mi nie zagrało. Po pierwsze, wbrew pozorom dostajemy tu sporo "gameplay'u", polegającego głównie na BARDZO powolnym chodzeniu po pomieszczeniach. Typowych akcji QTE i momentów wyboru (nie mówiąc o dialogach, bo na nie mamy bardzo nikły wpływ) jest tu tak naprawdę nie tak dużo. Niestety, spacerowanie często odbywa się w zupełnie nijakich lokacjach typu długi korytarz piwnicy/długa jaskinia/długa ścieżka w lesie. Okazyjnie trafiamy na "znajdźkę" w postaci notatki poszerzającej lore lub totemu, który może nam (teoretycznie) podpowiedzieć coś na temat przyszłych wydarzeń. No także bywa niestety nudno i w rezultacie stosunkowo krótką gierkę, którą niektórzy łykali na raz, podzieliłem sobie na kilka sesji, raczej nie dłuższych niż godzina. Drugi problem (to już bardziej kwestia gustu) to szeroko pojęty gatunek tego "filmu". Fanem horroro-slasherów przedstawiających perypetie grupki nastolatków snujących się po jakimś dziwnym miejscu w odosobnieniu nigdy nie bylem i nie będę, ale tutaj twórcy chyba nie mogli się do końca zdecydować, czy to ma być Koszmar Minionego Lata, Piła czy generyczny zombie movie. Straszny miszmasz. Co więcej, mamy lekki nadmiar bohaterów (szczególnie zważywszy na długość gry), między którymi co chwila przeskakujemy i w rezultacie ani z nikim szczególnie mocno nie można się utożsamić, ani nikogo naprawdę poznać. A sami bohaterowie to arcy klisze. Jock, pusta lalka, przemądrzała zołza, skromny chłopak, dziwak, stonowana i mądra dziewczyna etc. Na plus chyba tylko psychiatra. Te słynne wybory z jednej strony tworzą niezłe napięcie (szczególnie mając świadomość, że autosave uniemożliwia nam naprawę błędów), z drugiej są często niejasne, a efekty konkretnych działań wydają się czasem mocno losowe. Skończyłem grę z uratowanymi 5/8 postaciami, co jest o tyle frustrujące, że ta trójka zginęła mi w wyniku dosłownie dwóch błędów pod sam koniec gry. Na początku dosyć mocno się wciągnąłem i udzieliła mi się atmosfera, później już trochę się nudziłem. Na plus na pewno rewelacyjna oprawa (tym bardziej, że to 2015 i tytuł przeniesiony z PS3), szczególnie wykonanie modeli ludzkich (twarze i mimika to top generacji i poziom, którego na jej początku oczekiwaliśmy od nadchodzących gier) i oświetlenie. No ale dostajemy te cuda kosztem okropnych i notorycznych spadków framerate'u (PS4 Slim). Skutecznie psuje to doznania wizualne. O muzyce się nie wypowiem, bo jej w ogóle nie pamiętam, pochwalić za to trzeba efekty dźwiękowe. Generalnie ujdzie, ale to nic ponad przeciętność. Nie straciłbym wiele, gdybym sobie UD odpuścił. Wracać i sprawdzać alternatywne ścieżki po prostu się nie chce. Zobaczę co mam zobaczyć na YT i elo.
-
GTA IV
Odpaliłem GTA IV na PS3 podpiętej do starego telewizora CRT i mam wrażenie, że gra działa mocno płynniej, niż na LCD w trybie "HD" xd. Ma ktoś informacje, czy w istocie jest taka możliwość? Na logikę nie ma przeciwwskazań: tryb 4:3 i rozdzielczość 480i (czy ileś tam) siłą rzeczy jako niższe ustawienia mogłoby poprawić działanie, no ale jak wiadomo konsole to nie PC, żeby sobie suwaczki ruszać, stąd moje wątpliwości. Oczywiście w obu przypadkach gra leci na surowo, bez żadnych dodatkowych opcji w TV.
-
Ghost of Tsushima
No ja mam na liczniku 45h i platynę (swoją drogą trochę mnie zastanawia, co tam można robić dłużej) i też porównuję to do AC, bo niby czemu nie, skoro mają dużo wspólnego? Oczywiście, system walki tutaj to jest przynajmniej jedna klasa wyżej, poszczególne elementy też są bardziej dopieszczone i mają "duszę", no ale nadal podobieństw jest sporo.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Zachęciłeś Rudiok, na dniach sprawdzę. Mule zupełnie mi nie siadł, więc ciekaw jestem, jak to będzie z tą formą Clinta. Ja ostatnio widziałem: polecany na poprzedniej stronie Karmazynowy Przypływ. Na pierwszy rzut oka klimaty podobne, do Polowania..., ale mimo wszystko to mocno odmienny film. Tamten wydaje się bardziej pompatyczny, tutaj mimo dużej stawki, jest trochę bardziej przyziemnie. Z przyjemnością śledzi się konfrontację Denzel: Gene Hackman. Aktorskie i fabularne starcie mocarzy, no jest napięcie. Scenariusz momentami zahacza o mocne klisze (cały ten wątek "trzymającego w napięciu" naprawiania przekaźnika, meh), ale ogólnie ogląda się to dobrze. Everybody's Fine: takie tam ciepłe kluchy z DeNiro jako nestorem rodu, który próbuje nawiązać bliższy kontakt z czworgiem potomstwa rozsianym po całej Ameryce. Sentymentalne kino, skłaniające trochę do refleksji (zapewne z perspektywy dojrzałego widza-rodzica ogląda się to inaczej). Jak to się mówi, do niedzielnego obiadu jak znalazł. Człowiek z Żelaza: kino tak ważne, że aż ciężko o nim pisać. To w takim razie ujmę to tak: lepszy był Człowiek z Marmuru. Tutaj czuć, że coś jest nie tak z montażem i scenariuszem, a jak się poczyta o procesie twórczym, to wszystko staje się jasne (pośpiech, krótki czas produkcji). Na pewno należy pochwalić Opanię, przekonująca rola. Czuć unoszącą się w powietrzu atmosferę "ważności" pokazywanych wydarzeń, w końcu film miał premierę stosunkowo szybko po wydarzeniach sierpnia 1980 roku (no i jakby nie było udział w filmie "na bieżąco" bohaterów autentycznych protestów, to ewenement).
-
PSX Extreme 281 + Kalendarz Gracza 2021
Poczytałem trochę no i tak czysto subiektywnie, to w tym numerze wyjątkowo dużo materiału nie dla mnie. Cóż, bywa. Spropsuję jednak tekst o Pewexach, mimo, że to nie moje czasy, to taki typ twórczości dotyczącej oldschoolu zawsze spoko. Jeszcze taka luźna refleksja dotycząca wypocin Zooltara (czy to koło HP, czy w Tetrykach): często mam wrażenie (a najświeższy tekst jest tego idealnym przykładem), że gość odnosi się do jakiejś dziwnej niszy i problemu, który istnieje tylko dla osób, które śledzą specyficzne źródła w internecie, i robi z tego jakiś "głos ludu". Co mam na myśli: Tadeusz trafił w swoich internetowych wojażach na jakieś forum czy grupkę na FB, gdzie ktoś się zesrał na jakiś temat, i robi z tego jakiś big deal, pisząc tekst o tym, jak to GRACZE MAJĄ PROBLEM z jakąś sprawą. Tymczasem przykładowo ja i 99% forumowiczów nawet nie wie, że w Fortnite pojawił się Kratos i dla kogoś to jest w ogóle problem xd. Wiem, może to mocno osobiste spojrzenie, no ale tak to widzę. Co do kalendarza, to zawsze byłem przeciwnikiem i w sumie nadal uważam, że idealnie by było mieć wybór między PE z dodatkiem i bez (tak, ktoś mi już kiedyś wytłumaczył, dlaczego to jest nieopłacalne), ale jakoś od poprzedniego egzemplarza zacząłem się do niego przekonywać i wieszać na ścianie, także niech już będzie. Nawet zacząłem wyrabiać nawyk patrzenia na wiszący kalendarz zamiast klikania na PC, żeby rzucić okiem, jaki mam dzień.
-
Właśnie porzuciłem...
Sek w tym, że jakoś tak "przypadkowo" porzucam zazwyczaj gry rozpoczęte na PC. Ale w sumie spojrzałem na profil i mogę dopisać: Bloodborne: porzucenie z myślą "może kiedyś". No odbiłem się, a jakoś w owym okresie nie miałem na to klimatu, więc odpuściłem bez większego żalu. Driveclub: potwierdziłem poniekąd to, o czym dobrze wiedziałem: nie lubię wyścigów, szczególnie "poważnych". No ale liczyłem na dający fun arcade, i chwilę nawet tak było. Ale nie mówię, że kiedyś nie odpalę sobie jakiegoś wyzwania. Mortal Kombat (IX): tu sprawa była prosta. Przez chwilę miałem mocną zajawkę, aż w trybie fabularnym dotarłem do walki, którą kilka razy powtarzałem i o ile pamiętam, nie dało się tam przerywać cutscenek. Parę powtórek i się pożegnaliśmy, szkoda mi było czasu.
-
Właśnie porzuciłem...
Z porzuconymi grami mam tak, że muszę się mocno wysilić, żeby sobie o nich przypomnieć, bo po prostu wyrzucam je z głowy. Ostatnio był to chyba Prince of Persia (2008). Nie wiem, może wystąpiło na raz kilka zniechęcających czynników (grałem na PC, czego raczej nie lubię), ale po bodajże dwóch godzinach tytuł wyleciał z dysku. Ciężko określić "o co poszło". Jakieś takie, nie wiem, płytkie mi się wydawało to wszystko. Co więcej, na jednym z początkowych etapów pogubiłem się w tym, gdzie mam iść (mamy dostępne kilka ścieżek), a na samą myśl o powrocie na drugi koniec mapy bawiąc się w te samograjowe (jednocześnie nie takie intuicyjne) skoki przez przeszkody, zrobiło mi się niedobrze.
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
Ja to zazdroszczę OPSMów, do dziś mi serce przyspiesza na widok tych okładek i wizji magicznej zawartości w środku. No i bądź co bądź to w praktyce pierwsze pismo tylko o PSXie i to jeszcze tak profesjonalne.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Contratiempo Jakoś tak polecany bywał. No dla mnie niewypał lekki. Straasznie naciągana ta intryga i mocno na siłę wielkie zwroty akcji, ktoś chyba zapomniał powiedzieć scenarzyście, że moc twistu spada, jeśli występuje ich kilka po sobie w odstępie paru minut. To jeden z tych filmów, w których mówisz do ekranu "kurwa co ty robisz idioto/idiotko?". Nie polecam. Świąteczna Gorączka Czyli Arnie w wydaniu komediowym. No nie wyszło mu to zbytnio xd. Typowy overacting: gdzie miało być śmiesznie, jest cringe, gdzie miało być chyba poważnie, jest śmiesznie. Co ciekawe, facet potrafi sobie poradzić z komediowymi rolami (no chyba, że tylko mi się tak wydaje, bo Bliźniaków i Juniora widziałem ostatnio daaawno temu). No ale to tylko świąteczna familijna popierdółka, wiec bez spiny. Parę razy nawet prychnąłem, ale w miarę znośne ogólne wrażenie mocno psuje końcówka. Przesadzili i tyle.
-
własnie ukonczyłem...
Crash Bandicoot 4: Najwyższy Czas Co tu dużo gadać, rewelacja. A dla fanów trylogii z PSXa (bo na późniejsze części spuszczam zasłonę milczenia, również na WoC, które, choć poprawne, nie miało tego czegoś i tak naprawdę było leniwą kopią poprzedników) to po prostu must have i nostalgiczna bomba. Jestem sentymentalnym dziadem, wiec jak słyszę znajome dźwięki, widzę klasyczne fonty czy oglądam easter eggi nawiązujące do gierkowych wspomnień z dzieciństwa, to po prostu jestem kupiony. A tutaj jest to naprawdę naturalnie wplecione, nie ma mowy o prostackim graniu na sentymencie i wrzucaniu tego na siłę. Fundamentalnie to jest stary dobry Crash: platformówka 2,5D z okazyjnymi odskoczniami (tutaj wyjątkowo różnorodnymi), nastawiona na zbieranie owoców wumpa, kryształów i rozwalanie skrzynek. Kilka światów z indywidualnym charakterem, kilku bossów na ich zakończenie. Jednak mimo polegania na sprawdzonych patentach i klasycznym feelingu (cudowna responsywność sterowania), gra ma mocno zarysowany własny charakter. Przede wszystkim manifestuje się on w postaci masek, zapewniających nam okazyjnie specjalne umiejętności. Nie są to skille, które zdobywaliśmy tak jak w Warped wraz z postępem gry i zostawały na stałe: tutaj pełnią one rolę urozmaicenia fragmentów poziomów, i wychodzi im to naprawdę fajnie (może poza "antygrawitacyjnym obrotem", mało funu, więcej irytacji). Co do samych poziomów, to mam wrażenie, że są mocno rozbudowane w stosunku do tych z czasów szaraka. Co więcej, jest ich naprawdę dużo, a licząc z odwróconymi wersjami (może trochę pójście na łatwiznę w kwestii rozciągnięcia gry, ale i tak miałem ochotę je zaliczać, tym bardziej, że poza lustrzanym odbiciem oferują rożne ciekawe efekty graficzne) wręcz za dużo. Tutaj mogę przejść do płynnie do jednej z wad nowego Crasha: jest tu kosmiczna liczba pierdółek do zaliczenia/zebrania, która, w połączeniu z naprawdę wysokim poziomem trudności (zwykłe zaliczenie poziomu może dla dorosłego być problematyczne, a rzeczy, które trzeba odwalić, żeby spełnić warunki do uzyskania niektórych gemów zahaczają wręcz o absurd) raczej zniechęca do wymasterowania tytułu. Typowa ilość skrzynek na poziomie waha się między 200 a 300 xD. Chyba nie muszę przypominać, że jednym z podstawowych celów jest rozwalenie ich wszystkich? Mając splatynowaną jedynkę mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że czwórka w temacie trudności to jest przynajmniej jedna klasa wyżej. Osobiście: odpuszczam, zamierzam zaliczyć pewien zestaw, który sobie sam określiłem i raczej się pożegnamy. Obecnie mam ponad 25h na zegarze i około 60% ukończenia gry, a najgorsze i najbardziej wymagające rzeczy i tak dopiero przede mną. Używając wyświechtanego sloganu recenzenckiego: Crash 4 to Soulsy platformówek. Tutaj dochodzi do sytuacji, że siadasz do konsoli i 2-3 h masterujesz jeden i ten sam poziom. I niekoniecznie się uda osiągnąć cel xd. W tym wszystkim jedno jest najważniejsze: gra cholernie wciąga, bawi i daje satysfakcję. Do pełni szczęścia przydałyby się szybsze loadingi: niestety, przy ładowaniu levelu są one naprawdę długi (rekordzista, którego podliczyłem, wczytywał się 37 sekund!), a co w tym wszystkim jest najgorsze, żeby zaliczyć pewne "zadania", musimy przelecieć poziom na jednym życiu. Nie dość, że samo w sobie jest to trudne i frustrujące, to jeszcze w przypadku wpadki musimy ładować poziom od nowa z menu, brak tu natychmiastowej powtórki (żeby było śmieszniej, gry robimy time trial i giniemy, to wracamy na początek poziomu momentalnie). Mocno zniechęcające i dodatkowo wkurwiające. Oprawa? Cukiereczek. Śliczne, płynne (chociaż tylko 30 klatek na podstawowej PS4), z fajnym, mocno kreskówkowym designem. Nowe projekty postaci w pełni mi pasują (szczególnie tytułowy bohater, wg mnie odświeżony look lepiej oddaje jego charakter, niż wersja z remake'ów), otoczenie jest bajkowe i kolorowe. Muzyka wpada w ucho, a sporo kawałków opiera się na patencie, który bardzo lubię, mianowicie wpleceniu gdzieś jako tło (albo nawet jako podstawę linii melodycznej) nut znanych z prequeli. Charakterystyczne "cymbałki" motywu przewodniego czy klasyczny motyw Cortexa: fani poczują się jak w domu. Z mniejszych zarzutów powiem, że nie do końca przypadły mi do gustu poziomy rozgrywane kompanami (z racji na mocno odmienne sterowanie i patenty na poruszanie się, wybijają z rytmu i są momentami mocno upierdliwe), szczególnie Tawny (z której, w zgodzie z dzisiejszymi standardami, zrobiono "strong female character" z farbowanymi włosami xd). O przegięciu z trudnością i listą "zadań" już mówiłem. To w sumie chyba tyle. Dla mnie to mimo wszystko fantastyczny tytuł, w pełni zasługujący na miano prawdziwej kontynuacji trójki. Na każdym kroku czuć, że twórcy znają i lubią serię i zwyczajnie wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. Dostałem z zaskoczenia coś, na co nawet nie wiedziałem, że podświadomie czekałem ponad 20 lat. Tak jak pisałem w innym temacie: moje GOTY 2020. A każdego, kto nie jarał się specjalnie Bandicootem w przeszłości, i tak zachęcam do sprawdzenia się z nową odsłoną.
-
Zakupy growe!
Cyfrówka z wykastrowanym soundtrackiem Zresztą za siebie mogę powiedzieć, że są serie, które chcę mieć fizycznie na półce i też niedawno kupiłem za grosze GTA IV na PS3. Co do tematu, to zacząłbym od tego, że płyty DVD są zajebiście podatne na rysy, co widzę chociażby po tytułach z PS2, za czasów której już dbałem o giereczki jak o towar ekskluzywny: gra może parę razy wyjęta z pudełka i z powrotem jest cała w rysach.
-
Piwo
Tru. Chociaż potężne 550 ml edycje biedronkowe piw i tak by nie weszły w całości xd. Mi prawie każdy Komes wchodzi jak złoto, standardowo w zimowych klimatach raczej porterki (choć generalnie ten gatunek piwa nie jest moim ulubionym), a najbardziej lubię chyba potrójny złoty.
-
Crash Bandicoot 4: It's About Time
Jak z czasem ładowania poziomów na PS5? Na czwórce jest pod tym względem słabo, co jest mocno problematyczne w przypadku prób zdobycia itemów wpadających przy zaliczeniu poziomu bez zgonu. Otóż za każdym razem, kiedy zaliczymy skuchę, musimy wybrać opcję "restart level", która odpala dłużący się loading (minimum 20 sekund, na jednym z leveli było to aż 37 sekund!). Zważywszy na szybką i dynamiczną formułę gry i potencjalnie dużo wpadek, jest to kurewsko drażniące i jak dla mnie wyklucza masterowanie gry. Sprawa jest o tyle dziwna, że robiąc np. czasówki, po zgonie wracamy na początek poziomu w sekundę.
-
Piwo
Tak nawiązując do akcji Komes: zakupiłem w końcu ten opisywany wcześniej zestaw. Było tak, jak myślałem: w lokalnych Lidlach wjechały po prostu w innym terminie i w ostatnim tygodniu grudnia widziałem je w kilku miejscach. "Pokal" niestety okazał się mieć tylko 0,4l objętości, o czym informacji nie znalazłem na pudełku, a na oko niestety ciężko zweryfikować. Dla mnie spory minus. Spróbowałem też tego portera z płatkami dębu i faktycznie szału nie ma, w rankingu Komesów chyba byłby na szarym końcu.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Ostatnio oglądam mniej filmów, ale i tak od poprzednich wpisów trochę się chyba tego uzbierało. Szklana Pułapka 2: być po trzydziestce i nie widzieć tego filmu do 2021 to lekki sztryms (choć wiadomo, że pewnie setki razy gdzieś tam leciał w tle i się jednym okiem oglądało), ale w sumie nigdy nie byłem wielkim fanem serii. Tak czy siak, dwójka to dla mnie najsłabsza część (chyba nieprzypadkowo jedyna z trylogii nie reżyserowana przez McTiernana). Naciągane i zwyczajnie głupie wątki, niespecjalnie dobre one linery, drugi plan momentami tragiczny, villain (a właściwie villainowie) bezjajeczni. Ogólnie: DH1>DH3>DH2. Jakichś robionych na siłę shitowych sequeli nie zamierzam tykać. Polowanie na Czerwony Październik: podobna sprawa jak z powyższym: tyle lat od premiery, a nigdy nie przysiadłem, żeby obejrzeć na spokojnie od początku do końca. Klimaty political fiction jakoś mi w młodości nie siedziały, ale po seansie mogę powiedzieć, że żałuję opóźnienia, bo film to świetny. Potężna obsada, mocarny klimat i napięcie, świetna realizacja. Spider-Man: Uniwersum: wszechobecne po premierze spusty jakoś uruchomiły mi lampkę ostrzegawczą, ale okazało się, że tak, ten film naprawdę jest tak dobry. Props przede wszystkim za warstwę wizualną i pomysłowość twórców. Ciągle dzieje się coś ciekawego i zaskakującego, a bohaterów można polubić. Sympatyczny twór. Kolor Purpury: niby Spielberg, niby Oscary, niby klasyka, a mnie ten film zupełnie nie przekonał. Albo ja nie załapałem konwencji, albo tak naprawdę nie wiadomo, jaki to ma mieć wydźwięk. Historia i ciągle następujące po sobie tragedie i cierpienie bohaterów zwyczajnie męczą widza. Przeplatane to jest z jakimiś niby luźnymi czy wręcz humorystycznymi wtrętami, oderwanymi jakby od rzeczywistości. Poza przekonującymi kreacjami aktorów, nie bardzo mam co pochwalić. Diabeł Wcielony: świeży film, mocno chwalony w niektórych kręgach (choćby przez Sobka w PE), dla mnie lekki zawód. Trochę za bardzo fetyszyzuje zło i przemoc poszczególnych postaci, nie widzę tu jakiegoś głębszego przekazu, źli są trochę jak z komiksu (chwalony Pattinson dla mnie groteskowy), sporo klisz. No ale niech będzie, że Holland się pokazał od trochę innej strony (przynajmniej w mainstreamowym kinie, bo jakoś mocno jego kariery nie śledzę) i nawet zdał egzamin. Co w duszy gra (Soul): czyli nowy Pixar. No studio przyzwyczaiło nas do pewnego poziomu, a najnowszy film reżyseruje Pete Docter, odpowiedzialny dotąd choćby za W głowie się nie mieści, i trochę to czuć. Są rozterki egzystencjalne, zagadnienia dotyczące tego, co nas czyni takimi, jakimi jesteśmy, a to wszystko w klimatach jazzu w tle (dobrze, że w tle, bo sam nie lubię szeroko pojętych wątków "muzycznych"). Wizualnie bomba, szczególnie wszelkie sceny w "zaświatach" (pomysłowe). Wątek "zamiany ról" całkiem wesoły i śmiechogenny. Film dobry, ale w osobistym rankingu Pixara nie dałbym mu wysokiego miejsca, raczej do zapomnienia.
-
The Last of Us Part II
@GSPdibbler oznacz to lepiej jako spoiler. @YETI Ale tu nie ma żadnej skomplikowanej kwestii, żeby czegoś nie pojmować, sam dokładnie do tego zamiaru twórców się odniosłem na poprzedniej stronie. Problem jest taki, że im nie wyszło. Tak samo zresztą w przypadku innych postaci. W TLoU2 nie ma się z kim zżyć i kogo polubić, szczególnie po stronie WLF (z Abby na czele) i dlatego właśnie (a przynajmniej w moim przypadku tak jest) całe założenie fabularne A jeśli cały fundament pomysłu na scenariusz, ze względu m.in. na słabo zaprojektowane postacie, nie wywołuje zamierzonego efektu, to sypie się praktycznie cała układanka. I tym bardziej tęskni się za Jedyny moment względnego współczucia do
-
Skoki narciarskie
No raczej Jędruś idzie na lucky losera. Ale fajnie by było się pomylić, w sensie, że wygra w parze.
-
The Last of Us Part II
Rozumiem, że można uznawać TLoU2 za GOTY/GOTG itd., mnie się też dobrze grało, choć scenariusz mocno zawiódł (nie przeczę, że miał swoje momenty), ale bronienie z tego powodu największych fabularnych absurdów to już jest samo w sobie trochę absurdalne. Zacznijmy od tego, ze w ciąży czy nie, Mel (dobrze, że przeglądnąłem ten topic, bo bym nie pamiętał, jak miała na imię) to po prostu marna, słabo zbudowana (jak większość npców) postać i zwyczajnie nie wypełnia dobrze swojego zadania w scenariuszu. Jest moment, w którym jako graczowi Truzim, no ale nie ma gry bez wad, nawet jeśli kochamy ją całym serduszkiem. Chyba się już powtarzam z tą analogią, no ale mimo, że MGS3 to dla mnie 10/10, to w życiu bym nie przeczył, że ekipa Cobras to banda Pokemonów i nawet jak na świat Kojimy, to ich "moce" są oderwane od rzeczywistości i trochę żenujące.
-
Indywidualne podsumowanie roku w grach.
Swoją drogą, Sony nie robiło w tym roku tej akcji podsumowującej rok na profilu PSN? Nie no stary, zarządzanie czasem to jedno, ale spanie 5h to jest katowanie organizmu. No chyba, że należysz do jakiegoś procenta ludzkości, któremu tyle wystarczy do dobrego egzystowania (albo wydaje im się, że wystarczy, bo jadą na rozpędzie i monsterkach). Jakbym ja tak spał, to albo bym zasnął na siedząco w pracy, albo po pracy, a w weekend odsypiał 14 godzin xD. Można rzucać hasła o zarządzaniu czasem, co nie zmienia faktu, że choćbyśmy się zesrali, to nadal wszyscy mamy do dyspozycji 24 godziny, minus czas na sen i pracę. Wiadomo, że warto ograniczyć marnowanie czasu na bezmyślne scrollowanie papki w necie, ale faktem jest, że doby nie rozciągniemy, więc im więcej czasu spędzam na innych aktywnościach, tym mniej mam na giereczki, proste. W moim przypadku to jest hobby mocno zależne od szeroko pojętego nastroju (a bardziej poczucia luzu, wypoczęcia) i klimatu (no nie odpalę sobie Residenta o 16:00 w czerwcu). Dlatego dosyć zaskoczony przeglądam Wasze listy, bo mimo, że w tym roku miałem wyjątkowo dużo wolnego, a pracuję standardowe 40h tygodniowo, to i tak moje 20 gierek (nie liczyłem powtórek retro, no ale naciągnijmy to do 22-23) to jest jak na mnie wynik świetny i raczej w górnych granicach moich możliwości. Jeżeli ktoś, jest w stanie wyciągnąć dziennie więcej, niż 2-3h (uśredniając, bo wiadomo, że są dni, kiedy nie gramy), to jak na dorosłego człowieka jest to moim zdaniem już sporo. No chyba, że o tych "innych aktywnościach" to tak tylko każdy pisze, a w praktyce większość jest ze sportem na bakier, neta lurkują w pracy, znajomych widzą raz na miesiąc na domówce, a żoną i dziećmi pogadają w przelocie przy obiedzie xd. Co do mojego podsumowania, to listy nie robię, bo i tak mało komu się chce takie rzeczy czytać (a mi pisać), swoją potrzebę napisania czegoś o gierkach realizuję bardziej we "właśnie ukończyłem", tu musiałbym się trochę powtarzać. Zaliczyłem wspomnianą wcześniej liczbę "dużych" tytułów, kilka interesujących mnie z 2020 i multum zaległości, gierkowo jestem zadowolony, w sensie "zadowolony z wyniku", bo jeśli chodzi o same doznania i oceny poszczególnych tytułów, to raczej rok upłynął pod znakiem gierek na 7, w porywach 8. Poza Sekiro (przy mocno ambiwalentnych uczuciach), RE2 i RE7 oraz Crashu 4, nic mnie tak naprawdę nie zachwyciło, zresztą słowo zachwyt jest chyba za mocne nawet wobec wyżej wymienionych, ot bardzo dobrze się pykało. Brakowało mi jakiegoś naprawdę mocnego pierdolnięcia, może nawet bardziej w kontekście narracji i wykreowanego świata, niż samego gameplay'u. Liczyłem trochę w tym temacie na TLoU2 i CP2077, no ale z przypadku jednego nie wyszło, a drugiego nawet nie odpaliłem.
-
GOTY 2020 - forumkowe głosowanie
Realna czy nie, data premiery God of War 2 to na ten moment 2021, więc trzeba by dorzucić to do ankiety (oczywiście możemy dyskutować, czy pokazanie daty na końcu teasera to faktycznie zapowiedź roku wydania gry, czy dalszych materiałów chociażby, ale nie bądźmy aż tak skrupulatni, to tylko zabawa). Osobiście w tej kategorii zagłosowałbym z powyższej listy właśnie na GoWa 2, więc na ten moment kliknąłem w "na nic nie czekam", bo dla mnie nowy rok zapowiada się średniacko. Zagram pewnie jeszcze w Horizona 2, ale to i tak na PS4. Moje GOTY: Crash Bandicoot 4. Jasne, nie zagrałem nawet w połowę premier, więc można taki głos uznać za niezbyt wartościowy, ale kto ograł wszystko albo choćby większość z listy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Jeśli do zamknięcia ankiety wyrobię się z zaległościami (wątpliwe) i coś by wpłynęło na zmianę zdania (też wątpliwe), to zrewiduję swój głos. Czemu Crash? Bo bawiłem i nadal bawię się po prostu rewelacyjnie, czuję czystą frajdę (przemieszaną z frustracją w trudniejszych momentach, ale motywującą do powtórek, szkoda tylko, że loadingi przy powtarzaniu leveli trochę się przedłużają) i jako osoba, która po prostu uwielbia trylogię z PSXa, jestem w pełni kontent z tego, co dostaliśmy. Poza Sekiro, RE2 (obie z 2019) i częściowo TloU2, Crash to zwyczajnie najlepsze, w co grałem w 2020 r. Co do zawodu: w CP 2077 nie grałem, więc niby nie wypada na niego oddawać głosu. Z drugiej strony można spojrzeć na sprawę tak, że jako posiadacz PS4 nie grałem właśnie z powodu problemów technicznych i zwyczajnego niedopracowania gry, więc w pewnym sensie jestem tym dotknięty bezpośrednio. Co więcej, nie udało się gry wylosować w forumkowym giveaway'u, więc tym bardziej powinienem Cyberpunk utożsamiać z rozczarowaniem roku. Mimo wszystko oddałem głos na The Last of Us 2. No ale chwila, akapit wcześniej wspominałem, że to jedno z lepszych doświadczeń ubiegłego roku, a teraz takie hece? Ujmę to tak: przygody Ellie to bardzo dobra gra, ale oczekiwałem czegoś jeszcze lepszego, szczególnie w kwestiach fabularnych. No w najważniejszym aspekcie nie dostarczono. Skradanie i wymiana ognia były pyszne, ale raz, że prędzej czy później zaczyna się to robić mocno powtarzalne, dwa, że gra jest rozwleczona i zwyczajnie za długa. edit: a no jeszcze next gen. Nie kupiłem i prędko nie kupię żadnego. No, tak to wygląda u mnie. Trochę z dupy, ale pasuje do tego roku.
-
Crash Bandicoot 4: It's About Time
Bierz i się nie zastanawiaj. Nikt przecież nikogo nie zmusza do masterowania, a zwykły playthrough jest wyważony w sam raz, żeby nie znudzić łatwością, ale też nie zniechęcić frustrującymi momentami.
-
Noworoczne postanowienia kĄsolowe
Widzę, że nie wpisywałem się rok temu, więc nie zacytuję sam siebie w celu podsumowania, co z listy udało się zrealizować w 2020. Powiem przy tej okazji, że skończyłem w ubiegłym roku okrąglutkie 20 gier (z czego jedna rozpoczęta w 2019). Większość to backlog, ale stosunkowo świeży, ten rok nie obfitował w hity w moim guście (pozycje obowiązkowe w postaci TLoU2 i GoT, w okolicach Świąt Crash 4), więc mogłem sobie na to pozwolić bez spiny. Zaopatrzyłem się wreszcie w Dual Shocka 2 (notabene, postanowienie z początku 2019 xd) i naprawdę dobrze było wrócić choć na chwilę do dawno odstawionych tytułów z czarnuli (część odpaliłem na chwilę, część sobie powtórzyłem w całości, chociażby Vice City w okresie, a jakże, wakacji). Tym samym po dziwnych awariach i perypetiach w końcu moja rodzinka Plejstacji jest w komplecie i w pełnej gotowości bojowej. Nie udało mi się (a raczej nie zaangażowałem się w poszukiwania aż tak mocno) upolować sensownego CRTka do retro, wiec ten punkt przechodzi na nowy rok. Jakie postanowienia poza tym? Standardowo: dokończyć backlog ("dużych" tytułów została mi dosłownie garstka, więc pozwolę sobie je wymienić: FF VII Remake, Wiesiek 3 z dodatkami, The Last Guardian, Hellblade, Observer). Szybki rzut oka na listę i widzę, że w kategorii "chcę zagrać" mam zaledwie 27 tytułów, w tym kilka wrzuconych raczej z rozpędu i bez przesadnie silnej potrzeby zaliczenia, kilka symulatorów chodzenia i coś z oldschoolu (może skuszę się na Black na PS2). W sumie jestem aż zaskoczony. Czyżby wizja wyjścia "na zero" w tym roku była realna? Pewnie się nie uda, ale rozpoczęcie 2022 z poczuciem "nie mam w co grać" mogłoby być dobrą motywacją do zakupu PS5. Jeśli chodzi o hardware, to bardzo wstępnie przymierzam się do upgrade'u kompa (choć patrząc na to, ile rzeczy muszę całkowicie wymienić, to lepszym określeniem byłoby "wymiany kompa"). W zamierzeniu ma to być sprzęt pozwalający odpalić w znośnej jakości gierki z ósmej generacji, co byłoby okolicznością sprzyjającą zagraniu w parę mniej obowiązkowych pozycji z backloga w lepszej cenie niż na konsoli. Gdzieś tam mi przechodzi przez głowę pomysł zakupu gogli VR od Sony. Myślę, że jako gadżet zapewniający zupełnie nowe spojrzenie na gierki (nigdy z VR nie miałem do czynienia) byłaby to fajna odskocznia i alternatywa dla nowej generacji. Jeśli bym w to wszedł, to lista tytułów do sprawdzenia zdecydowanie spuchnie. No ale to takie niezobowiązujące rozkminy, tym bardziej biorąc pod uwagę, że zawsze jest szansa, że to w ogóle nie jest zabawa dla mnie. Z takich już naprawdę mało realistycznych celów: może kupno Switcha, krótka piłka z zaliczeniem tych dosłownie kilku interesujących mnie pozycji i puszczenie go dalej w świat? Wygodnictwo i niechęć do zabawy w akcje kupna/sprzedaży trochę tutaj może przeszkodzić, no ale opcja jakaś jest. No także ten rok raczej bez szaleństw. Jako że zapowiada się na bardziej pracowity, ale też mniej "piwniczny", niż mijający, liczę się z mniejszą ilością czasu na granie, więc może i dobrze się składa, że to już koniec generacji, a na nową się na razie nie napalam. Najbardziej jestem ciekaw chyba tego Wiedźmina, zostawiłem go poniekąd jako wisienkę na torcie, podsumowanie generacji i oczekiwania są naprawdę gigantyczne, rozum podpowiada mi zatem, że mogę się trochę przejechać. No zobaczymy.
-
Crash Bandicoot 4: It's About Time
No gierka jest świetna, naprawdę godna kontynuacja trylogii od ND, wciąga, wjeżdża na ambicję, bawi i oczywiście regularnie wkurwia. Na ten moment wymasterowanie podstawowych rzeczy (gemy i triale) wydaje mi się bardzo mało realne, a platyna zwyczajnie poza zasięgiem. Nie dziwię się przekazowi mojemu przedmówcy, bo wygląda na to, że faktycznie twórcy lekko przegięli. Pamiętacie, jak w PSXowych częściach na jakimś levelu mieliśmy około 100 skrzynek, to było wiadomo, że poziom jest trudny i rozbudowany? Tutaj 150-200 to jest norma xD. Nawet zwykłe zaliczenie poziomu może sprawić duże trudności dzieciakom. Ja ogólnie jestem kontent, ale do gry trzeba podejść w miarę możliwości na chłodno i bez narzucania sobie chorych celów.