Treść opublikowana przez ogqozo
-
Ekstraklasa + Puchar Polski
Już dzisiaj "Kurwa Klasyk", najbardziej prestiżowy mecz w Polsce, Śląsk-Legia... komplet 40 tys. widzów na Tarczyński Arena czy jak to się teraz nazywa... Exposito kontra Wszołek, Slisz i pewnie wielu innych graczy... 7 zwycięstw pod rząd kontra dwie porażki pod rząd... Dla takich meczów żyję, nie ma co...
-
Final Fantasy VII Remake
Naczytałem się o nim, jaki to jest mocarny, może dlatego trochę byłem przygotowany i pyknąłem po kilku podejściach. Walka jest bardzo specyficzna, ale niekoniecznie trudniejsza. Podobnie jak Intermission, nie można chyba traktować tego RPG-owo, tylko skupić się na unikaniu ataków. Gra zmusza nas do określonego podejścia dość dosadnie, bombardując nas atakami nie do zablokowania oraz praktycznie nie dając innej okazji do zaatakowania samemu niż poprzez uniki, koleś po prostu jest niemal niewrażliwy prawie cały czas bez tego. Na szczęście w grze jest materia parry, która czyni całą zabawę bardzo tolerancyjną i nie trzeba mieć super refleksu by unikać na sporą odległość. Ataki z dystansu były ogólnie łatwe do uniknięcia. Trzecia faza, cóż, nadal nie wiem jak człowiek ma sobie z nią radzić, ale da się ją przetrwać dopóki się nie skończy. Finalny atak to jak zwykle chamówa, ale koleś zazwyczaj długo po nim pauzuje i jak się ma Reprieve to można się uleczyć na maksa zanim cokolwiek zrobi. Jakby nie było w grze Reprieve, to kurde byłoby ciężko, nie wiem, trzeba by chyba idealnie wymierzyć Manawall na całą ekipę (bo Manawall chyba rzuca się dłużej niż ten finalny atak) i jakby każdy miał po 100% HP Up to moooże by przeżył. Najważniejsze jest to, że to tylko jedna walka, nie boss rush, i nie trwa długo. Jak zrobimy to co trzeba, czyli unikamy i po uniku atakujemy, to kolesiowi wskakuje stagger dość szybko, i trwa on jak na takiego bossa bardzo długo. Można mu skroić spokojnie połowę HP podczas jednego staggera, nie zmieniałem niczego w ekwipunku pod tym kątem, pewnie jakby ktoś przysiadł, pobuffował, założył ATB Stagger itd. to go załatwi pierwszym staggerem. Z tego powodu nie ma też się co martwić o MP, a to w większości tych ciężkich walk kluczowy problem, tutaj spokojnie nawalałem Curagi jak potrzebowałem, czasem się i Barrier rzuciło, i czary ofensywne Aerith, i sporo zostało. Tak się przyzwyczaiłem do niemal nieużywania MP, że to było zaskakująco wygodne. Najbardziej nienawidzę "trudnych bossów" w grach gdzie trzeba ich rąbać pół godziny, tutaj na pewno ta dodatkowa walka nie jest w tym gronie. Ogólnie pojawiła się platyna, nigdy nie robię trofeów w grach, więc rzadko kiedy widzę taki widok. Tutaj chciałem wszystko robić, więc zrobiłem, prawie bez dodatkowego patrzenia na listę. Prawie, bo powtarzałem te rozdziały, żeby zdobyć sukienki. Bez podpowiedzi nigdy bym się raczej nie kapnął, że coś takiego jest. Ogólnie jednak gra w porównaniu do większości superprodukcji zabija tempem. Powtarzanie rozdziałów to czasami przymulasta opcja, bo mają one rzadkie wolniejsze momenty, ale o ile lepsza od tych nadal licznych gier, gdzie można tylko przechodzić całą naraz mdr.
-
Nintendo Switch - temat główny
Jest we wszelakich sklepach w różnych krajach normalnie. Najtaniej widzę 53 euro.
-
Final Fantasy VII Remake
Intermission cyknięte w końcu. Nie ma co, to nie jest kluczowa część całości jak DLC do Bloodborne. Ale i tak kolejny sukces Square-Enix, i to rzadki - udało się stworzyć coś, czego nie boli odpuścić, ale też fajnie że jest. Już nie pamiętam, ale chyba zajęło mi to wszystko kilkanaście dobrych godzin. Ale mowa o zrobieniu wszystkiego raz na normalu i raz na hardzie. Cała przygoda jest bardzo kompaktowa. Widać, że lokacje były robione jak najmniejszym kosztem, dopracowanych postaci jest ledwie kilka (na szczęście, poza Yuffie mamy też więcej laseczek w krótkich spódniczkach, Square-Enix ostatnim bastionem stulejarzy na tym świecie). Gra daje nam jedno miejsce w Midgarze, na kształt przygód Clouda w tym samym miejscu, a także dwa dungeony wypełnione głównie walkami, z szeregiem bossów na koniec. Na pewno podstawowa atrakcja to przybliżenie postaci Yuffie, i zostało to zrobione świetnie. Chociaż historyjka jest dość leniwa i główne wydarzenia opowieści są dość naciągane (sporo tutaj rzeczy znanych/nieznanych z Dirge of Cerberus, ale zrobionych lepiej niż kiedykolwiek wcześniej w spin-offach FF7), to główny wątek jest napisany z polotem i humorem i scenki naprawdę przyjemnie się ogląda. Yuffie okazuje się bardzo mocną postacią, ma dużo fajnych dialogów po drodze i animacji - ożywia to postać, która tak naprawdę tylko w dwóch sekwencjach w FF7 była faktyczną bohaterką w grze, a nie tylko tłem. Teraz pierwszy raz mogłem poczuć, jak to jest być fanem Yuffie. Jak to u Square, postać wykonana jest z bardzo wysoką jakością (w scenkach), ma bardzo charakterne animacje. Przez połowę gry biega w tym płaszczu mugla, kapitalnie to wygląda, taki klimat wesołego szkraba oddany w każdym aspekcie gry. Cały nastrój gry jest bardzo dopracowany. To jest opowieść, w której Scarlett opracowując kolejny plan obrony w pokoju security w Shinrze mówi tonem detektywa: "those are ninjas... Teenage ninjas". Również główne motywy muzyczne są kapitalnie wykonane, a pozostałe są dość standardowym wypełniaczem, ale są spoko. Zrobiłem wszystko na 100% i muszę powiedzieć, że większość jednego przejścia to były dwie mini-gierki. Fort Condor i rozwalanie pudeł. Condor tutaj ma znowu formułę bardzo prostego RTS, nawet powiedzmy sensowną, ale na hardzie zaczyna się naprawdę ciężko. Rozwalanie pudeł na maksa to dopiero masakra. Odpowiednik z Cloudem to nic przy tym. Opanowanie tego jak działa absolutnie skandaliczne auto-celowanie i wszystkie techniki Yuffie jest wymagane. Udało mi się w końcu, przy użyciu kilku odpowiednich materii by były przydatne z ATB, ale po wielu próbach. Trzeci wątek poboczny to zbieranie plakatów dla Happy Turtle, jest to całkiem zabawny wątek na kilka minut, zwłaszcza że nagrano kilka piosenek podejmujących temat promocji Happy Turtle. Ogólnie to czasami miałem dość tych minigierek, ich ostatnie stadium jest naprawdę trudne... Jeśli jednak ktoś nie chce robić 100%, to może je olać i wtedy DLC staje się prostą zabawą na kilka godzin. Ogólnie gra ma wysokie tempo, jest dużo mniejszych i większych odskoczni, spora różnorodność i jeśli chodzi o samą strukturę tego DLC i gameplay, to jest to dopieszczona wysokim budżetem produkcja. System walki jest niby prawie taki sam jak w Remake, ale nie tylko specyfika postaci sprawia, że trzeba uczyć się od nowa. Już w ciągu pierwszych 5 minut rozgrywki, psy robią nam z dupy jesień średniowiecza (czemu to zawsze są psy w grach?). Warto się nauczyć, ile znaczy w Intermission "perfect block". Zmienia on bardzo wiele w tej grze, bo wykonując perfect block, możemy zniwelować obrażenia kompletnie ORAZ dostać wybrany buff, jak regen czy barrier, ORAZ mocno nabić staggera przeciwnikowi. Po prostu trzeba go robić, a jak ktoś przeżyje psy, to zaraz może spróbować symulator z Ramuhem, którego prawie nie da się bez tego rozwalić - bo nie wiem jak inaczej nabić mu stagger, zanim odpali swoją ostateczną technikę. Yuffie jako postać ma też oczywiście swoje własne odmienne techniki. Zwłaszcza możliwość atakowania cały czas wybranym żywiołem wydaje się wręcz tania, bo wiele walk samo się rozwala. Nieco trudniej zrozumieć drugą postać, którą nie możemy sterować, jest on tylko wsparciem Yuffie. Zwłaszcza mało wytłumaczone jest dokładne działanie "synergii", a to może działać podobnie w Rebirth. Tutaj mamy jedną parę, oczywiście, i przełączanie się między stanem synergii a niesynergii ma ogromny wpływ na praktycznie wszystko, ataki, techniki, ATB, unikanie i blokowanie ataków itd. Sam potrzebowałem wielu godzin, by odkryć jak faktycznie to działa. Ostateczny wniosek - nie opłaca się traktować tego drugiego kolesia jako osobnej postaci, tylko skupić się na wykorzystywaniu synergii. Czy ten system trzeba wykorzystywać? W podstawowej grze, tylko okazjonalnie. Główny wątek jest w sam raz, niezbyt trudny, z finałowym bossem, który był dla mnie bardzo łatwy. Ale opcjonalne walki, nawet niektóre na normalu, potrafą już dać w kość. Na hardzie dostajemy symulator, i na sam początek Bahamut z Ifritem... Takie walki były naprawdę ekscytujące. Dwie postaci to ograniczenie, ale ostatecznie było to podniecające, bo naprawdę trzeba było się spiąć jeszcze bardziej, by ich rozwalić, i z racji mniejszych możliwości ekipy jesteśmy bliżej porażki. Niestety, progres postaci nie jest do końca zbalansowany, i nie wiem do końca, czemu. To znaczy tak, jeśli chodzi o level, jest idealnie - dosłownie pokonując ostatniego bossa na hardzie nabiłem 50 level. Upgrade broni działa jak w Remake. Gorzej z materiami. Nie wiem, po co w grze jest np. materia Elemental z trzema poziomami, jeśli założyłem ją od razu po dostaniu, czasami była załączona z podwójnym lub potrójnym AP, a i tak po przejściu gry ORAZ przejściu gry jeszcze raz na hardzie... nie małem nawet połowy AP wymaganego na PIERWSZE podlevelowanie. A kto walczył z Bahamutem i Ifritem, ten może sobie wyobrazić, że podlevelowana materia Elemental jest znowu dość przydatna. Podobnie jest z kilkoma innymi. W Remake'u, przechodzenie gry na hardzie oznaczało masę AP. Tutaj, niestety, główny wątek jest krótki, nie ma też gdzie pójść jeszcze powalczyć. Zostaje klepanie ciągle dwóch prostych walk w symulatorze. No cóż, tak właśnie Intermission jest zrobione - mało kontentu, ale żeby zrobić 100%, trzeba poświęcić dużo więcej czasu. Ale w tym przypadku, wystarczyłoby zmienić kilka liczb. A może właśnie o to chodzi, żeby dać maksiarzom coś do robienia... Inna sprawa to nasz kompan i jego inteligencja. Możemy dawać mu komendy typu "użyj heal", ale już nie mamy wpływu na to, gdzie stoi i jak atakuje/broni. Ogólnie gra może zirytować tym, jak trudno jest zarządzać agro. Dodajmy do tego, że jeśli Yuffie zginie, to kompan nie może użyć Raise, tylko sam się zabije, by "dać jej życie", więc trzeba się jakoś domyślić samemu, jak działa agro i co można zrobić, by osiągnąć pożądany w danym momencie efekt. Kompan ma techniki typu Provoke, ale to nie to samo co mieć kontrolę nad tym kto co robi. Ostatecznie da się w pełni wyczuć AI i wybierać komendy adekwatnie, po prostu jest mało czasu na naukę. Nie wiem, czy te walki są faktycznie trudniejsze, niż Remake. Pewnie nie. Ale z racji tego, że nie mamy specjalnie okazji do treningu, tych długich rozdziałów wypełnionych walkami i czasem, to tutaj dostajemy od razu całą garść nowych mechanik, i uczymy się ich niemal od razu na tych wymagających walkach. Łatwiej więc zginąć, bo jeszcze nie wiemy do końca jak grać. Ostatecznie to chyba na plus, bo gra nie marnuje czasu, jest intensywna, nie jest to tylko więcej tego samego, ale tak jak w Remake ciągle mamy coś nowego do opanowania. Z jakiegoś powodu, mamy JESZCZE WIĘCEJ pudeł do rozwalenia w grze, nie wiadomo po co, bo na Hardzie nie można używać przedmiotów. Gra ma niewielki związek z resztą FF7. Postaci są raczej poboczne, chociaż fani rozszerzonego uniwersum będą jak w domu. Intermission dzieje się w trakcie FF7 Remake, więc słyszymy cały czas o akcjach Avalanche odwalanych w danym momencie, ale nie jest to jakoś ciekawe. Np. stoi sobie Roche, ale nic ciekawego nie mówi, itd. Po zakończeniu Intermission i napisach, są jednak całkiem sceny z głównej gry - widzimy główną ekipę udającą się do Kalm, a potem jest kolejny teaser z Zackiem. Ale są to sceny pobieżne, na pewno w Rebirth po prostu do nich wrócą w całości. Mają więc tylko wartość zajawki. Niby nie jest to poziom FF7 Remake, a lekka odskocznia. Ale główny wniosek mam podobny, jak tam - kurde, cokolwiek więcej by było w tej grze, to ja biorę więcej. Połączenie tej jakości wykonania, kapitalne walki łączące akcję i RPG, jak to wygląda, reżyseria scenek, dźwięk, masa detali urozmaicających rozgrywkę, humor, rozwój postaci i materii i broni, no nie wiem, po prostu świetnie się w to gra. Teraz zostało mi tylko jedno - przejście Intermission odblokowuje JESZCZE mocniejszego superbossa, tyle że w podstawce.
-
Reprezentacja Polski
No właśnie dlatego pewnie fani Chorwacji oczekują trochę lepszych wyników lol. Właśnie w tym sek że to seryjni medaliści mdr. Nie wiem jaka jest sugestia z tego wywodu, że każdy kraj powinien mieć taki sam wynik mdr. No Chorwacja jest nieco lepsza od Polski.
-
Reprezentacja Polski
No co musi pisać taka stronka Wešlo.hr. Gwiazdy Realu, Man City, Interu (ok, już nie Interu, teraz Al Nassr), transfery za 100 mln, a przegrywają z Walią. Strzela im gole jakiś Wilson, który gra w Fulham, i to nie zawsze, a jak gra to cienko. W środku pola ich dominuje jakiś Jordan James, 19-latek KTÓRY GRA PO PIĘĆ MINUT W DRUGIEJ LIDZE oraz jakiś Ampadu z Leeds, który gra w miarę ok w drugiej lidze. I tak dalej. Ogólnie taka jest piłka, często ktoś ma niezadowalający wynik, a fani którzy tylko ich obserwują uważają, że "tylko nasi mogą być tak beznadziejni". Gdyby Walia nie przegrała u siebie z Armenią 2-4, to już by było prawie pozamiatane, a tak to nadal Chorwacja ma spore szanse. Bardzo różne wyniki się trafiają w piłce.
-
Reprezentacja Polski
Baraże są stricte oparte na rankingu Ligi Narodów. Polska jest częścią elitarnej Ligi Narodów A, nawet coś tam zapunktowała, jest wobec tego notowana na 11. miejscu w Europie. Ponadto Niemcy są gospodarzami. Musiałoby więc odpaść 4 z 9 najwyżej notowanych ekip, żeby Polska nie weszła do baraży. Jest to prawie niemożliwe, już teraz większość ma raczej pewny awans, a kilka ekip nawet matematycznie pewny. Co ciekawe, dwie na razie faktycznie są na trzecim miejscu w grupie, bo Holandia jest za Grecją, a Chorwacja za Walią i Turcją. Ciekawe, co fani tych faktycznych potęg piszą po internetach hehe. Jak jutro Holandia nie wygra z Grecją to będzie napięcie. Zapewne ktoś jeszcze się wzniesie, ktoś rozczaruje, i faktycznie 1-2 ekipy notowane jeszcze wyżej od Polski też nie awansują.
-
Reprezentacja Polski
Nie no, różnie bywa. Portugalia wygrała 9-0 z walczącą o awans ekipą Luksemburga. Hiszpania dwa razy wygrała sześcioma golami, było parę razy 7-0 i dobrych kilka razy było 5-0. I to przegrywają ekipy, które były nieraz nawet... średnie, jak Cypr czy Gruzja. Nigdy nie było regularnych pogromów, takie się pamięta, ale tak naprawdę różnie bywa. Przy stanie 2-0 czy 3-0, obu stronom nie zależy tak bardzo na różnicy goli, jednym zależy żeby dociągnąć wygraną, drugim żeby się rzucić (albo po prostu dożyć 90. minuty). Taka Islandia wygrała 7-0 w Liechtensteinie, ale w każdym pozostałym meczu strzeliła albo jedną bramkę albo nic. Na tym samym terenie, lepsza Słowacja jednak się męczyła. Woleliby pewnie wygrać i 1-0 z Liechtensteinem, jakby dostali za to punkt gdziekolwiek indziej. 20 lat temu, Wyspy Owcze były notowane tylko troszkę niżej, ale też nikt im nie strzelił więcej jak 3 gole. Świeży wicemistrzowie świata, Niemcy, wygrali 2-1. W rewanżu wygrali 2-0... ale do 88. minuty był remis. Ostatecznie Farerzy przegrali prawie wszystko, ale każdy w grupie przynajmniej w jednym meczu się z nimi męczył.
-
Premier League
Dzisiejsze Chelsea ma regułę że nikt starszy niż bodaj 25 nie jest brany pod uwagę. Podobno były głosy żeby zrobić wyjątek dla Maddisona, ale Boelhy był uparty że taki staruch jak 26 nie pasuje do jego projektu.
-
Luźne gadki
Mistrzostwa w jednym kraju odchodzą do lamusa. Niby to największe wydarzenie sportowe świata, a wydaje się coraz cięższe i mniej atrakcyjne do faktycznego organizowania. MŚ 2026 - USA, Kanada, Meksyk. Euro 2028 - UK i Irlandia, choć w sensie federacji piłkarskich to nawet 5 krajów MŚ 2030 - Hiszpania i Portugalia i zaproszona potem Ukraina, ale Ukrainę zastąpi jednak Maroko (naturalny zastępca!), a poza tym będą też mecze w Argentynie, Paragwaju i Urugwaju Euro 2032 - Włochy i Turcja, dwa bardzo bliskie siebie kraje które tworzą naturalną unię MŚ 2034 - pierwsze oficjalne oświadczenie o chęci organizacji dotyczyło 10 krajów Azji południowo-wschodniej, chociaż mogą też dojść Australia i Nowa Zelandia (która jest dalej od Mjanmy czy Tajlandii niż Polska). Zapewne zgłosi się jakaś liczba krajów z tego regionu razem, chociaż faworytem do organizacji na razie jest Arabia Saudyjska. Właściwie to na razie nie wiadomo, czy ktokolwiek inny z chętnych (trzeci zainteresowany region to Kazachstan i Uzbekistan) jest w stanie zapewnić budowę odpowiednich stadionów. Więc zapowiada się powrót do jednego państwa.
-
Premier League
Hazard właśnie ogłosił zakończenie kariery, De Gea w sumie może pójść jego śladem. Przy takich dłuższych karierach jak Messi, Cristiano, Lewandowski, Benzema, łatwo było zapomnieć, że nieraz i najlepsi kończą kariery w wieku 32 lat, a topowe granie po trzydziestce jak tak na szerszą skalę nadal dość rzadkie. Hazard oczywiście już od 4 lat był prawie nieaktywny, to dopiero szkoda. Moim zdaniem jeden z najlepszych piłkarzy w historii Premier League i prawie nie było sezonu, że bym się zdziwił, gdyby dostał nagrodę dla najlepszego gracza roku. Pamiętam, jak zaczynał w Lille i gadałem z ludźmi, że on wygląda na przyszłego zdobywcę Złotej Piłki, nowego najlepszego piłkarza świata, ich następcę - dość zabawne, że wypadł z gry de facto wcześniej niż Messi i Cristiano hehe. Nie mam nadal opinii, czy to przypadek czy jakiś efekt, że tak się posypał akurat w momencie transferu do Realu. Wcześniej, był poza jednym sezonem ciągle w formie, bardzo regularny, zawsze było fajnie oglądać jak czaruje z piłką. Gdy był zdrowszy w Realu, miał tak naprawdę kilka meczów w starym stylu, czasami potrafił błysnąć, ale ogólnie chyba te kontuzje go złożyły, a też może prawda, że nie wkładał tyle wysiłku, ile by mógł, żeby jeszcze z nich wyjść.
-
Forever Skies
Gra jest już w PC w early access, ale chyba nie mam dobrego kompa pod to. Sprzedaż early access nawet dobra jak na AA (kilka dni po premierze ogłoszono 50 tys.), oceny też. Premiera pełnej wersji i konsolowa za jakiś czas, ale może ktoś gra? Forever Skies to produkcja Far From Home, studia głównie wrocławskiego, choć opartego o pracę zdalną, więc nie tylko. No i kurde. Myślę, że po Frostpunk, This War of Mine, Observer, Darkwood itd., można już mówić o gatunku "symulator życia w Polsce". Jak mówi Andrzej Blumenfeld w wywiadach, postapokaliptyczna, wyjątkowo ponura wizja przyszłości planety jest nieco oparta na teraźniejszości, gdy w zimie dostajemy komunikaty, by nie wychodzić na dwór z powodu zanieczyszczenia powietrza mdr. Forever Skies bardzo celowo jest grą pozbawioną ekscytacji, nie ma tu marzeń o tym, że znajdziemy jakąś ukrytą oazę albo oczyścimy powietrze na świecie i wszystko da się cofnąć. Nie dzieje się tu wiele, czasami celowo jest trochę żmudno i nudno. Studio nie ukrywa, że sporo myśli o tym, że tak będzie wyglądała przyszłość na Ziemi. Praktycznie wszystko na ziemi nie nadaje się do życia. Niczym w pozbawionej gruntu Zeldzie, nasz bohater może tylko podróżować pomiędzy wysokimi punktami wieżowców, powyżej granicy pyłu. Co robi - głównie łowi, generalnie sięga w ten pył i znajduje jakieś rzeczy, które wzbudzają spory niepokój, co tam się kurna dzieje. Nie są to rzeczy które do końca nadają się do jedzenia, ale lepszych nie ma. Porównanie growe jest proste, ewidentnie blisko tu do Subnautiki. Nawet nie ma co dodawać, bo pewnie wszyscy wiedzą, czego mniej więcej się spodziewać. Nasz bohater początkowo z trudem w ogóle może utrzymać się przy życiu, w miarę godzin zaczyna się postęp, budujemy kolejne urządzenia ułatwiające życie, zaczynamy być w stanie nieco podróżować. Jak na ogólnie ubogi świat przedstawiony, zaskakująco sporo mamy pod ręką materiałów do budowania wszelkiej maszynerii pomagającej oczyszczać, znajdować, odtruwać itd. Zagrożeniem są rożnorakie choróbska i inne postapo przypadłości. Ograniczone miejsce sprawia, że musimy nieco kombinować z budową wszystkiego, jest to nieco gra dla ludzi lubiących budować dziwne pojazdy i mierzyć się z prawami fizyki. W recenzjach za największą zaletę gry wymienia się budowanie swojego pojazdu do latania, eksplorowanie świata i odkrywanie sekretów. Gra mało podpowiada, gdzie co może być. Główny wątek w EA zatrzyma się typowo po 4-8 godzinach podążania nim, ale gra pozwala też już na wiele więcej eksploracji po świecie. Nie wiadomo, dokąd zmierza historia, bo w early access nie ma jej wiele. Na pewno w pełnej wersji zejdziemy w końcu na dół dużo więcej, nie tylko by zbierać minerały. Będzie też co-op. Twórcy są aktywni i od czerwcowej premiery EA już nieco pozmieniali.
-
Baldur's Gate 3
Od zawsze? Zachodnie gry często miały w Japonii zmiany by było mniej przemocy i seksu. Czy to pierwszy Crash i zielonokrwisty Doom, czy GTA San Andreas, czy Call of Duty, Last of Us i Wiedźmin 3. Czasem zmiany są delikatne, czasem zabawne, czasem wycinane są całe sceny itp. Z Baldurem pewnie będzie podobnie, zobaczymy. Widok genitaliów w kreatorze raczej nie ma szans przetrwać, jest trochę innych treści które mogą być ciężkie do pogodzenia z japońskimi przepisami hehe.
-
Super Mario Bros. Wonder
- Final Fantasy VII Remake
Dziesiątkę też hejtowałem zawsze hehe, z podobnego powodu. Ludzie tak krytykują nowe odsłony, a ja w ogóle nie czuję że to jak spędzamy czas w tych dwóch częściach było takie niby lepsze. Mój obecny ranking najlepszych Fajnali oburzyłby chyba ludzi, gdyby kogoś jeszcze w 2023 roku obchodziły rankingi Fajnali tak jak 20 lat temu. Oczywiście byłem ciekaw, jak to zobaczę po latach, także w porównaniu do Remake'u, do nowych Fajnali, gra też niby powinna być łatwa bo ją znam tak dobrze; no i trochę dla mnie samego niespodzianka - jestem chyba tak samo FF7-sceptyczny, jak zawsze. I w sumie z podobnych powodów. Nie tak wiele też mnie napala tak strasznie na Rebirth, jak na razie. Jasne, Temple of the Ancient ma przemocne motywy, estetycznie i historią, ależ to będzie w takim wykonaniu. Wątek Barreta powinien być mocny. Podobnie z Tifą, nadal mało rozwinięto w grach jej perspektywę na wiadome momenty (trochę będzie, choć pewnie więcej w 3. części). Sekcje gdzie gramy Zackiem i Sephirothem mogą uderzać kinowym rozwalaniem mózgu. Ale te nowe postaci, pozostałe 5 - meh, każdy z nich jest prawie nieobecny w sednie gry, mają jedną mocno niezwiązaną sekwencją dla siebie, albo i nie, bo taki Cait Sith to ma po prostu pojedyncze linie dialogu. Jeśli Rebirth ma mieć jako główny motyw rozwijanie relacji między postaciami i to będzie również rozwój technik walki i wszystkiego, to nie wiem, w jakiej roli chcę tam mieć Cait Sitha. Chociaż na pewno wiadome sceny Cida czy Nanakiego mogą być bardzo poruszające w tym wykonaniu. Oby bez tych duszków. Na bossów też zacieram rączki, oby za czerwa na pustyni była porównywalnie atrakcyjna i trudna do zdobycia nagroda co Beta. Remake za to klepię trzeci raz (czego nie robiłem w żadnej grze od czasów pewnie gimnazjum) i chociaż mógłbym przewijać już te scenki, które widziałem kilka tygodni temu, to zazwyczaj nawet nie chcę. Nawet jak np. mini-gierka ze skradaniem się z domu Aerith nie daje wielkich możliwości sterowaniem, to przynajmniej znikają te kubły i nie ma męczenia się z tym 10 razy z długimi scenkami za każdym razem. Po prostu świetny feel ma dla mnie ta gra, może z wyłączeniem paru momentów, gdy chodzimy powoli (np. na początku jest jakaś minuta dreptania przez kanał), ale naprawdę jest ich niewiele tak naprawdę, a może tylko tak to odczuwam bo dialogi są po stokroć lepsze niż typowo w Godofwarach i Lastofasach. Swoją drogą to jeden z wielu drobnych smaczków, które łatwo pominąć, dzisiaj brzmi naprawdę dodatkowo zabawnie. Xenogears i FF7 obie o dziwo przerodziły się w całe "serie" odmiennych gier, w jakże inny sposób, niezwiązany z robieniem typowych sequeli ale i dzisiaj jakże wiele dający mi radości.- Crisis Core: Final Fantasy VII Reunion
No nuda mocno, gra jest już mocno przeceniana, ale i tak nie polecam specjalnie. Nawet jeśli coś będzie wykorzystane (wiadomo raczej które sceny), to w sumie co z tego? Albo zrobią z tym coś dobrego, albo nie. Nawet ten dopisany w Remake'u grubas, którego cały charakter to że lubi jeść, więcej wniósł do mojego życia, niż całe Crisis Core.- Bundesliga
Kim Min-Jae ma 26 lat. To w sumie cały komentarz na temat karier futbolowych, czasem jest ciężko. Widzimy przecież cały czas teraz, że koleś jest po prostu dominatorem. Zawodnik ofensywny o takim talencie może w wieku 16 lat by poszedł do Barcelony czy coś. Tutaj trzeba było dużo wolniej. A koleś wydaje się perfekcyjny dla każdego wszędzie - siła, rozmiar, podanie, gra każdą kończyną. Jeden z najlepszych piłkarzy świata. Kilka meczów się ogrywał, ale już widać, że będzie trudno przy takiej grze duetu Kim-Upamecano grać Matthijsowi de Ligtowi... a to przecież jeden z najlepszych stoperów świata mdr. Transfery Bayernu więc wypaliły bardzo dobrze, ale i tak rywalizacja nadal jest ostra. Guirassy nadal śrubuje rekordy - 13 goli w 7 meczach, powalony. Leverkusen ogólnie wygląda kapitalnie na każdym etapie - perfekcyjna jedenastka, żaden piłkarz nie jest nawet średni. No i jest Dortmund, którego fani ciągle płaczą po internecie, że trzeba wywalić tego skandalicznie okropnego trenera i tego robiącego skandaliczny skład dyrektora, a na boisku wygrywają i w tabeli znowu są na równi z Bayernem jak na razie.- Premier League
Wielki show to nie jest, Man City stłaszmone ale raczej zadowolone z tego. Dobry znak dla Arsenalu, że podejmują City jak równego rywala, a może i lepiej.- Prince of Persia The Lost Crown
Oblukałem pierwszy raz ten projekt i brzmi tak naprawdę bardzo sensownie, mimo negatywnych reakcji graczy. Logika wydaje się oczywista. Jest sobie Rayman Legends, prawdopodobnie najlepsza growo produkcja Ubisoftu w historii. Jakość, rozgrywka, zawartość, różnorodność. Niby super, ale z racji estetyki i gatunku, taki projekt ma ograniczone możliwości sprzedażowe, obojętnie jak by nie był dobry i dopićkany. Dalej się nie da żyć na platformówkach 2D w prawo. Co zrobić z talentem tych ludzi, co przyciągnie dzisiaj więcej klientów? Ano dodać walkę i eksplorację i pewnie jakiś scenariusz i zrobić metroidówkę. Jak widać po temacie, i tak będzie im ciężko promować ten produkt na miarę wysiłku, który wymaga zrobienie takiej gry. Nie widzę wielkiego rynku, bo posiadacze dużych konsol nie gryzą innych gier niż Ubisoftówki 3D, a Switchowcy i pececiarze mają duży wybór, w tym indyków robionych przez dwie osoby. Ale jeśli po prostu będzie dobra i przypomni nam, że Ubisoft potrafi też robić gry na poziomie Rayman Legends, a nie tylko... Ubisoftówki, to będzie wiele znaczyć.- Cyberpunk 2077
To jest zaokrąglenie do pełnych procentów, czyli np. 0,6+0,6+0,8 to w zaokrągleniu 1+1+1, choć tak naprawdę 2.- Premier League
Tottenham naprawdę mnie zaskoczył w tym sezonie. Maddison, sam pisałem, mocno ciągnął Leicester, ale nie spodziewałem się chyba, że będzie kandydatem na najlepszego piłkarza ligi. Ogólnie pomoc Maddison-Sarr-Bissouma to potęga. Nie napalam się, jak będzie z wynikami, ale pod względem stylu - od wielu wielu lat, wielu słynnych managerów, Tottenham nie był ekipą, która robi na ludziach wrażenie. Ten koleś pod sześćdziesiątkę całe życie trenował w Australii, Japonii itd.? WTF.- Crisis Core: Final Fantasy VII Reunion
Kupiłem grę, chcąc przygotować się na Rebirth. Historia Zacka będzie tam dość istotna jak wiadomo. Gra faktycznie została dostosowana w miarę możliwości do kształtu nowego Remake'u. Grafika zaskakująco dobrze została przystosowana do dużego ekranu, nie jest to tylko produkcja na Switcha. Wręcz jest zbyt szczegółowo na Switcha, bo gra chodzi lepiej na dużych konsolach. Walka została zmieniona tak, że powierzchownie przypomina bardzo FFVII Remake i przeskakując od razu, człowiek wciska te same przyciski. L+przycisk to dana techika, R to blok itd. Bardzo mocno zostało to zdynamizowane względem oryginału. Tym razem w napisach początkowych nazwisko Nomury jest tym głównym, a nawet menusy zostały zmienione tak, by wyglądać jak z FF7 Remake. Niestety, gdy pograłem dłużej... gra nadal jest całkiem podobna jak była. Po prostu nie mam uczucia, że sensownie spędzam czas, tylko odrabiam zadanie domowe. Crisis Core jest doskonałym uosobieniem ideologii PSP, tak innej od nintendowskiego podejścia do handheldów: robić gry, które na obrazku wyglądają podobnie jak na dużych konsolach, ale w sumie nie ma tam nic mięska, zastąpionego tylko klepaniem misji. Gra wręcz bliźniaczo przypomina mi nadal Peace Walkera: korytarze w bazie militarnej, korytarze na pustyni, mają bardzo podobny feel, mimo odświeżonej grafiki. Grając często miałem wspomnienia z moich "ukochanych" misji typu "rozwal 48 żołnierzy, a potem 72 na tej samej mapie" w Peace Walkerze, które o ile pamiętam wszystkie zrobiłem na 100%. (Oczywiście, po czymś takim, nie kojarzę z Peace Walkerem nic innego). A może to kwestia tych wszystkich laboratoriów, klonowanych żołnierzy i kiczowatych dialogów. Gra głównie składa się z opcjonalnych misji, które są praktycznie wszystkie takie same - jest może, nie wiem, 10 "biomów" w których mamy do klepnięcia setki misji że idziesz krótkim korytarzem, rozwalasz te same potworki i odbierasz kolejną nagrodę. Jest to w pewien sposób wciągające - chce się wypełniać menusy i zbierać siłę. Stety czy niestety, po pewnym czasie łatwo zauważyć, że większość tych nagród nic nam użytecznego nie daje. System levelowania postaci i materii jest zrobiony tak, że klepanie krótkich walk nie wydaje się nic zmieniać. Liczne kopie materii i ekwipunku nie dają tak naprawdę pożytku, do fuzji chcemy tylko niektóre z nich, a te, których nie będziemy levelować długi czas, nie dają żadnych nowych statsów w fuzji. I paf, w pewnym momencie człowiek wciągnięty w klepanie wszystkiego i fuzje, z czystej kompulsji zbierania 100%, jakoś traci pociąg do robienia tego. Może więc lepiej to zlać i tylko robić główny scenariusz? Ten również jest mocno ograniczony. Raz, że gra prawie nie ma lokacji, głównie pokoje, trochę korytarzy i pojedyncze co najwyżej place wolnego miejsca. Dwa, że poszarpana konstrukcja daje efekt braku jakiegokolwiek uczucia głównego wątku czy spójnego klimatu - ani to poważne, ani niepoważne, wydaje się, że każda scenka może pojawić się w dowolnym momencie, a ja spytany zazwyczaj nie mógłbym odpowiedzieć, co właściwie w tym momencie faktycznie Zack robi, po co jest teraz akurat w tym miejscu. Trzy, że przez większość czasu nie ma tam nic aż tak ciekawego. Sam Zack okazuje się postacią 1000 razy mniej ciekawą od Clouda, z banalnym psim charakterem. Nigdy nie można odnieść wrażenia z dobrego spin-offu: "o, może ta postać mogłaby być główną, tak naprawdę jest kluczowa!". Nie, Crisis Core głównie utwierdził mnie w przekonaniu, że Zack SŁUSZNIE jest prawie nieobecny w FF7. Rozmowy z Aerith nie mają w sobie ułamka tego poczucia humoru i flirtu, co w FF7 Remake. Mimo że gra jest podzielona na krótki główny wątek i rozległe "góvnomisje", to nawet główny wątek jest pełen przerywników typu "idź z powrotem do kilku znanych lokacji i zbierz drewno i młotek". Główne postaci i motywy mają potencjał, ale jest ich tak naprawdę dość mało. Przykładowo, kto liczy na to, że postać Sephirotha jest faktycznie mocno rozwinięta, skoro jest on jedną z głównych postaci w pełnej grze, to może się zdziwić, jak mało faktycznie o nim się dowie. Pojawiają się jego dwaj kompani, o jeszcze bardziej epickich imionach, ale nie do końca mają historie, które warte są całego poświęconego im czasu. Jeden z nich na przykład lubi czytać pewną sztukę, ale na podstawie fragmentów, brzmi ona bardzo banalnie. Ten "niepoważny" charaker dialogów jest rzadko faktycznie zabawny (np. zamiłowanie Zacka do robienia przysiadów), a częściej po prostu dziwny. Ot przychodzi dziecko stojące samo na ulicy w Midgarze, i mówi "moja mama zniknęła. Zostawiła list, że wyruszyła w podróż. Mamo... nie..." mdr. Swoją drogą, chłopcy naprawdę dziwnie stoją w Crisis Core, rozpościerając ręce jak striptizer pokazujący bice, niby zabawne na swój sposó, ale, hm, nie wiem no. Rozgrywka i animacja ogólnie jest nieco koślawa. Jak w każdej grze 3D od Square, tutaj też trudno jest po prostu porozmawiać z kimś bez wykręcania i "celowania" aż będziemy stali właśnie w tym miejscu, by pojawiło się "A" do dialogu z postacią. Na szczęście, nie ma specjalnie wiele powodów, by interaktować z czymkolwiek. Teksty NPC są mało ciekawe, a przedmiotów do zebrania w głównych misjach jest po prostu kilka, gra to nawet nie tyle seria korytarzy, bo korytarze brzmią jak coś długiego, co seria scenek. Jak przystało na FF7, jest też trochę mini-gierek, od opcjonalnego biegania wkółko na czas po bardzo koślawe stealth, ale cała gadka przed i po i animacje zaczynania tych sekcji trwają tak długo, że niby nie chciałbym ich powtarzać. Walki, mimo zmian, pozostają dość schematyczne, oczywiście. Cały system maszyny ze slotami początkowo intryguje, ale też nie ma w nim wiele - jest kilka możliwych efektów, po paru godzinach człowiek już mniej więcej wszystko zna. Dodano summony, i to całkiem sporo, i chociaż wyglądają one czadowo, ewidentnie będąc z innej bajki niż reszta gry wizualnie, to poza oglądaniem animacji nie dają wiele, ot, raz na jakiś czas ci taki wypadnie i zabierze trochę HP przeciwnikom i tyle. Jeśli tylko doje'biemy sobie kilka podstawowych statsów, to ten system losowania i tak rzadko ma jakiekolwiek znaczenie - ot, blokujesz, walisz, blokujesz, walisz. Jest trochę ładnych melodii, tak jak klasyk Price of Freedom - jednak w grze często grają one w momentach, które naprawdę na nie nie zasługują, a twórcy wydają się uważać, że każda wymiana gadki o żołnierstwie zasługuje na piąty albo dziesiąty remiks Price of Freedom. Gra wyszła niedługo po The World Ends With You, który może miał mniej pikseli, ale jako gra jest miażdżąco lepiej, bogaciej zrobiony w naprawdę każdym względzie. Na tym tle, oceny 8 czy 9 dla oryginału zadziwiały mnie, a teraz po latach rozumiem to jakoś jeszcze mniej. Liczyłem oczywiście głównie na historię, ale tak naprawdę bardzo mała część jej mnie obeszła. Nie mogę nawet tak bardzo powiedzieć, że fani FF7 powinni być zadowoleni. Wspólnych elementów nie ma jak dla mnie zbyt wiele.- Europa Conference League
Przejrzałem te donosy, no i te polskie relacje wyglądają na dość zabawnie ograniczone mdr. Nie wspominają często w ogóle o tym za co piłkarze Legii poszli na komisariat. Tylko te opowieści Mioduskiego, że polonofobia, rasizm i w ogóle za samo mówienie po polsku ludzie byli zgarniani przez policję i wysyłani do Hagi. Prokuratura mówi za to, że fani Legii znokautowali funkcjonariusza, wdarli się na stadion i zabierali służbom pałki i gaz. Piłkarzom kazano zostać w szatni, dwaj przemocą zignorowali to i zaatakowali funkcjonariusza AZ - złamany łokieć i wstrząśnienie mózgu. Holandia ma ostatnio bardzo regularne problemy z brutalnością huliganów pseudofutbolowych, i może jak się podsumuje to wyjdzie, że bardziej cisnęli Legię niż lokalnych, jest też atak policji na Legię, być może nieuzasadniony i przestępczy; ale suma tych oskarżeń też brzmi bardzo kiepsko dla Legii. Trochę dziwnie się czyta te czołówki polskich portali gdzie jest tylko wywiad z Legią i nikt o tym nawet nie wspomina.- Serie A
Paul Pogba znowu w teście wykazał brany testosteron. Właściwie nie dziwne przy ciągłych problemach z kontuzjami, to brzmi jak coś czego się chwyta w tej sytuacji, ale klops że wpadł. Kara za to wynosić może i 4 lata, co w przypadku 30-letniego piłkarza od dawna na aucie już na pewno oznaczałoby emeryturę. Od czasu odejścia do Juventusu by ocalić karierę, Pogba zagrał łącznie we wszystkich rozgrywkach ok. 200 minut. Arkadiusz Milik wybiegł ostatnio w pierwszej jedenastce z Lecce, strzelił gola, wygrali 1-0, zagrał bardzo dobry mecz. Mimo trudnej konkurencji Chiesy i Vlahovicia, polski napastnik na pewno nadal istnieje. Wobec dalszych kontuzji tej dwójki, może jeszcze pograć w najbliższym czasie. Wielu Polaków w Serie A, ale nie zgarniają rekordowych not. Najczęściej widzę pochwały dla Skorupskiego w tym sezonie (ogólnie nie jest zaliczany do najlepszych w lidze, ale ostatnio miał dobre występy).- Reprezentacja Polski
Peda już był na zgrupowaniu, bodaj w czerwcu, tylko we wstępnej części, ale ignorant Santos go powołał. 21 lat, gra w trzeciej lidze dla SPAL (chyba gra, kto tam wie). Historycznej kariery nie robi, nie ma co - nie gdy taki 19-letni Scalvini regularnie gra dla Atalanty, 17-letni Yoro dla Lille, 21-letni Monterisi dla Frosinone itd. Ale to nadal bardzo młody wiek dla stopera. No ale Probierz powołał Sliza i Wieteskę, nie powołał Krychowiaka i Bednarka, i nawet wypisał Wszołka jako pomocnika a nie obrońcę, dziennikarze muszą być usatysfakcjonwani że jednak jako trener wyprzedził przynajmniej Santosa i zrobił co należy, naprawił wszystkie błędy i teraz Polska będzie inna. - Final Fantasy VII Remake