Ekhm, no to skończyłem grę Control, za drugim razem zagryzło, ale nie na tyle, żeby się po 3/4 gry nie męczyć. Rzeczywiście gameplay ciekawy, można rzucać wszystkim, fajnie przedmioty latają, tynk się sypie, gaz się ulatnia... Ale no, do pewnego czasu - wystarczy ulepszyć maksymalnie obrażenia z rzutów przedmiotami i jesteśmy potęgą, której nic nie powstrzyma, a ludki (do znudzenia powtarzalni) są na jeden, bądź dwa rzuty. W przełamaniu nudy nie pomaga otoczenie, po którym się poruszamy. Jeśli musiałbym biegać wte i wewte, bez dostępnych punktów szybkiej podróży, nie skończyłbym tej gry nigdy
No właśnie, punkty podróży - nie wiem co oni chcieli osiągnąć tymi punktami kontrolnymi (tak, są opisane w lore), które przypadkowo przypominają ogniska z pewnej serii gier o Turlaczach i Potworach, tak samo przypadkowo tracimy "dusze", bo zgonie - po co to komu potrzebne? W przypadku zgonu pewien progres i tak się zapisuje, a musimy biegać jak głupek z powrotem do miejsca, gdzie zginęliśmy. A mówiłem o mapie? Jest kurwa najgorsza! Lepsze były już tabliczki z opisami miejsc i strzałkami na ścianach.
A co z fabułą? No grafomaństwo, jak to u Pana Sama Jeziora. Tzn. może nie do końca, ale po przejściu gry musiałem przeczytać recap z neta, bo kumałem o co chodzi. Sprawy nie ułatwiają tony, setki, miliardy notatek, kurwa, no nie lubię przedstawiania fabuły w ten sposób - to powinny być jakieś dodatkowe informacje, a nie aż tyle.
Tak narzekam, narzekam, a są jakieś plusy może? No są, strzelanko i latanko naprawdę było fajne, lynchowski klimat też (Ahti <3), ale no ta wtórność mnie jakoś na końcu pokonała i nawet nie chce mi się tego maksować. I choć mam Ultimate Edition, to dodatków też nie odpalę, po prostu mam dosyć.
I tu dochodzimy do problemu gier Remedy. Nie wiem dlaczego, ale kreowane są one na jakieś doskonałe dzieła, posiadają krwiożerczych akolitów tu i ówdzie, a dla mnie zawsze jakiś element ich gier sprawia, że w pewnym momencie zaczynam przechodzić je na siłę, tak było w przypadku Alana Wake'a pierwszego, tak było w przypadku Control. Po co sobie to robię? Ano chcę mieć dobry grunt pod ( tutaj już oczekuje wybitnego rozpierdalatora; forum nie kłamie, prawda?) Alana Wake'a II. Tylko nie mówcie mi, że ten "mega super musicalowy level boże człowieku sztos" jest na poziomie Labiryntu Zapalniczki, bo skisnę ze śmiechu jak ogóras kiszony, a stary wjebie mnie pod kielonka wódeczki, czytaj - no spoko level, ale ludzie kochani!
tl;dr Spoko gierka, na takie 7-.