Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Red Dead Redemption :

 

Jeden z lepszych i większych rodzynków z mojego backloga w końcu zaliczony. Około 25 h i jakieś 85 % gry pękło przy skończeniu fabuły, no i chyba skuszę się na 100 % (ale nie platynę), bo zabawa w zaliczanie tych pierdół nawet mnie wciągnęła (minus tylko za zbieractwo roślin, bleh). Jak mi się podobało ?

 

No gierka nie wskoczy na pewno do mojego top10, nie zaliczyłem opadu szczeny. Decydującym czynnikiem może być mój stosunek do westernów w ogóle : po prostu za nimi nie przepadam (poniekąd było to też powodem takiego zwlekania z zagraniem w RDR). Nie da się odmówić grze świetnego klimatu, ale nie podniecałem się co krok widoczkami, atmosferą, pojedynkami itd. Najlepiej z tego wszystkiego obserwowało mi się nawiązania do postępującego rozwoju cywilizacyjnego, nowe bronie, samochody, kino.

 

Poza tym dostajemy klasyczny free roaming od Rockstar. Kto zna serię GTA, czuje się tu jak w domu (na dodatek, kto gra w RDRa po GTAV, nie odczuje aż tak mocno zajawki związanej z dzikimi, pozamiejskimi terenami, obecnością zwierzyny, polowaniem). Nie da się ukryć, mapa jest potężna, a R jak zwykle udało się tą przestrzeń zagospodarować tak, że każdy rejon jest charakterystyczny, a gracza ciekawi, co tam można będzie znaleźć. Gorzej, że w "miastach" nie ma za bardzo co robić, poza kilkoma, raczej jednorazowego użytku, mini gierkami. Zresztą odczułem lekki niedosyt związany z ilością misji osadzonych w miastach. W ogóle misje nie powalają ani różnorodnością, ani jakimiś wybitnie ciekawymi motywami. Za dużo tu powtarzalności : dłuuga podróż, szybka strzelanina i powrót na miejsce. Pół biedy, kiedy to my prowadzimy, czasami jesteśmy pasażerem, a dialogi, jak ciekawe by nie były, nie zrekompensują zamuły z tym związanej.

Fajnie, że dostajemy sporo zadań pobocznych, w pierwszych godzinach występuje typowy dla gier Rockstar syndrom, kiedy to nie mogę się zabrać za główny wątek, bo po drodze ciągle dzieje się coś ciekawego i odrywa moją uwagę.

 

Props za system strzelania, Dead Eye jest odpowiednio dawkowany i przyjemny, bronie w miarę zróżnicowane, no i odpowiednio je czuć. Po paru godzinach gry w ustawieniach powyłączałem wszelkie wspomagania celowania, bo było po prostu za łatwo. Koniem natomiast jeździ się momentami topornie, w ogóle występuje sporo problemów z fizyką i detekcją kolizji. Innego typu bugów też można trochę wyłapać, no ale jestem w stanie to przełknąć.

 

Graficznie początkowo lekki niesmak (rozdziałka, aliasing, kolorystyka), ale z czasem można się przyzwyczaić, no i design miejscówek nadrabia problemy techniczne (momentami jest naprawdę ładnie, szczególnie przy zachodzie słońca w Meksyku, albo na ośnieżonych terenach górskich). Framerate woła natomiast o pomstę do nieba. No i klasycznie, jak to w grach R bywa, twarze postaci, głównie żeńskich, do najładniejszych nie należą.

 

Fabuła nie urywa jaj. Owszem, Marston jest charyzmatyczny i da się go polubić, ale w sumie poza końcówką (tu dodam

że jakimś cudem udało mi się 6 lat uniknąć jej zaspoilerowania, jednak wszechobecne przeżywanie jej w kategoriach "szokującej" i mocarnej naprowadziło mnie tak czy siak na trop, więc od momentu zabicia Dutcha już tylko oczekiwałem w napięciu, aż coś yebnie)

nie ma tu jakichś mocno emocjonujących momentów, ba, momentami jest nudnawo (cały Meksyk). W ogóle idealnie by było, gdybyśmy dostali więcej misji w West Elizabeth, nawet kosztem Meksyku. Pierwsze 3/4 gry fabularnie można by podsumować tak : John pojawia się w jakimś miejscu, mówi spotkanym NPCom, że szuka dwóch facetów, po czym te NPC obiecując mu zlokalizowanie tych jegomościów zarzucają go kolejnymi zadaniami. Marston wszystko przyjmuje trochę bezrefleksyjnie, i jedynie relacje z agentami, rodziną i McFarlane'mi mają w sobie trochę duszy. Postacie poboczne to ciekawa zgraja, no ale znowu, najlepiej pod tym względem jest w New Austin.

 

Ogólnie : wysoki, Rockstarowy poziom. Mimo coraz mniejszej ochoty na sandboxy (ostatnio MGS V na jesień, swoją drogą, w temacie zagospodarowania rozległego terenu, między tymi grami jest po prostu przepaść, z korzyścią dla RDR ofkoz), czas leciał mi szybko, raczej się nie nudziłem, ale też nie wyczekiwałem uruchomienia konsoli z wielką zajawką. Sequel, jeśli powstaje, chętnie kiedyś sprawdzę, ale moje klimaty to jednak GTA. Przygody Marstona oceniłbym na takie 8+.

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 1
  • Minusik 1
Odnośnik do komentarza

Zelda Wind Waker HD - srogi zawód jakby nie patrzec. Z początku zafascynowany rozległym światem, przyjemną atmosferą, przygrywającym w tle miodnym soundtrackiem i pływaniem po wodach swoją łódeczką... niestety, gdzieś po 10h gra zaczyna byc niesamowicie nudna, każda podróż miedzy wyspami 2x2 którę nie maja w sumie za wiele do zaoferowania to rzyg, dwa pierwsze dungeony bajka, a dalej co sie stało? Nie wspomnę o ostatnich dwóch gdzie po prostu już miałem ochotę przebiec przez nie i nie zwracać uwagi na nic. Gameplay'owo wiadomo bardzo dobrze, zagadki tez swietne - pare razy sie zacialem bo rozwiazanie było tak proste ze nie moglem wpasc na to. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie monotonnia pływania po morzu, ona zabijała powoli lecz skutecznie ochote do gry. Całe szczescie w polowie gry zdobywa sie szybszy zagiel a potem teleportację bo chyba nie zmęczyłbym tej pozycji. Za dużo pływania, za słabe dunegony, gra jest dobra, ale pies z okemi wpieprza rzodkiewkę i toczy bekę z tej gry. Mam jeszcze do przejscia TP HD, ale na razie pas.


I nie, nie wydaje mi się zeby nawet te 13 lat temu mi się podobało to żmudne zeglowanie.

Edytowane przez XM.
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Zelda Wind Waker HD - srogi zawód jakby nie patrzec. Z początku zafascynowany rozległym światem, przyjemną atmosferą, przygrywającym w tle miodnym soundtrackiem i pływaniem po wodach swoją łódeczką... niestety, gdzieś po 10h gra zaczyna byc niesamowicie nudna, każda podróż miedzy wyspami 2x2 którę nie maja w sumie za wiele do zaoferowania to rzyg, dwa pierwsze dungeony bajka, a dalej co sie stało? Nie wspomnę o ostatnich dwóch gdzie po prostu już miałem ochotę przebiec przez nie i nie zwracać uwagi na nic. Gameplay'owo wiadomo bardzo dobrze, zagadki tez swietne - pare razy sie zacialem bo rozwiazanie było tak proste ze nie moglem wpasc na to. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie monotonnia pływania po morzu, ona zabijała powoli lecz skutecznie ochote do gry. Całe szczescie w polowie gry zdobywa sie szybszy zagiel a potem teleportację bo chyba nie zmęczyłbym tej pozycji. Za dużo pływania, za słabe dunegony, gra jest dobra, ale pies z okemi wpieprza rzodkiewkę i toczy bekę z tej gry. Mam jeszcze do przejscia TP HD, ale na razie pas.

I nie, nie wydaje mi się zeby nawet te 13 lat temu mi się podobało to żmudne zeglowanie.

+1. Moim zdaniem jedna ze słabszych zeld.

Odnośnik do komentarza

Super Mario Advance 3: Yoshi's Island - książkowa definicja easy to play, hard to master, Przez grę przelecieć można dosyć szybko, szczególnie jak ktoś jest już zaprawiony w platformerach, ale jak chce się zebrać wszystko to :obama: Design jest fantastyczny, muzyka też, ale w pewnym momencie staje się trochę zbyt powtarzalna. Gameplay jest zaskakująco odmienny od klasycznych Marianów - więcej tu szukania znajdziek niż samego skilla platformowego. Umiejętności Yoshiego są przemyślane i fajnie wykorzystane. Zawartości jest sporo, szczególnie jeżeli ktoś chce przejść całość na 100% - ja się zadowoliłem przejściem podstawki i Secret/Extra leveli, które swoją drogą stanowią spore wyzwanie.

 

To co mi się nie podobało: w grze są sekcje, w których Yoshi zmienia się w różne pojazdy (swoją drogą dobry LSD-wkład od designerów) - i wszystko byłoby fajnie gdyby nie ten cholerny kret. Do tej pory nie wiem jak się tym szajsem steruje żeby się nie spyeprzyć ze ściany. Dodatkowo w grze trafia się kilka sytuacji, których bardzo nie lubię t.j. momenty, w których ma się ułamek sekundy na reakcję aby coś zdobyć i jeżeli dobrze nie zareagujemy to nie ma szans na ponowne zdobycie danej znajdźki, pomijając powtarzanie całego poziomu. Dla mnie to kiepski design i 'wymuszanie' replayability. Zdecydowanie wolę rozwiązania, w których poziom, który powtarzamy jakoś się zmienia albo my wracamy do niego z nową umiejętnością, która pozwala na odkrycie nowych terenów. Niektóre z poziomów mają kilka rogałęzień: jedno z nich prowadzi do jego końca, a pozostałe mają znajdźki.. wszystko fajnie, pomijając, że wybór drogi nie jest oczywisty, a jak pójdziesz tą kończącą level, to często nie masz możliwości powrotu do rozgałęzienia :frog:

 

Ogólnie preferuję klasycznego Mariana, skupionego na skillowym platformingu, ale tutaj też się oczywiście dobrze (pomijając kilka sytuacji, w których mało nie rzuciłem GBA o ścianę :rayos:) bawiłem. Polecam.

Edytowane przez chmurqab
Odnośnik do komentarza

Xenoblade Chronicles X

 

2e2l4ex.jpg

 

Gdybym chcial opisac wszystkie wrazenia po okolo 140h gry nie starczylo by Internetu. Gdzie by tu zaczac... Moze od tego, ze nie pamietam juz jrpg'a, ktory by az tak mna zawladnal jak Xeno. Moje pierwsze wrazenie po paru godzinach gry to mniej wiecej "tego sie nie da ogarnac". Po napisach koncowych bylo to mniej wiecej "tego sie chyba nie da ogarnac". Tyle godzin a ja dalej mam wrazenie jakbym ten swiat tylko liznal. Ilosc zadan pobocznych jest niewyobrazalna. Teren do odkrycia jest przeogromny i bardzo zroznicowany.

 

Xenoblade Chronicles X ma wszystko czego oczekuje od rpg'a. Wciagajaca fabula, ciekawe postacie, dopieszczony system walki oraz sporo zadan pobocznych. Glowny watek podzielony jest na misje, ktore musimy zaakceptowac w centrum dowodzenia. Nie sa one bardzo zroznicowane ale liczy sie to w jaki sposob je wykonujemy. Mam na mysli walke. W trakcie gry mamy stopniowo dostep do coraz wiekszej ilosci czlonkow druzyny (ta w walce moze liczyc 4 osoby + Tatsu). Co ciekawe przy odrobinie wysilu i wykonywaniu Affinity Missions poznajemy ich blizej i nie sa tylko avatarami walczacymi za nas.

 

Walka... Walka! System walki jest bardzo dynamiczny a przy tym nie da sie go solidnie ogarnac grajac na jana. Odkrywanie smaczkow zajmuje spokojnie kilkadziesiat godzin. Przez pierwsze godziny przypakowalem na maxa wszystkie podstawowe klasy postacie (3 dostepne wraz z ich levelami). Ostatecznie zdecydowalem sie na Strikera / Bastion Warriora. Glownie poslugiwalem sie "wielkim mieczem", ktory solidnie nabijal overdrive po czym dobijalem wiekszych wrogow overdrivem z "duzego dzialka". Dopakowanie broni oraz umiejetnosci zajmuje sporo czasu. Cale szczescie nie zdecydowalem sie robic tego w slepo a dopiero zainwestowalem pkty po wielu godzinach jak bylem juz przekonany co do skutecznosci atakow.

 

Pora na Skelle. Dlaczego dopiero teraz? A co kiedy mialem o nich pisac jak w samej grze dorobilem sie swojego po 60h gry. Tzn najpierw kulturalnie zrobilem licencje. Pierwsze minuty za sterami to szok i niedowierzanie. Taka potezna maszyna to pewnie juz do konca gry bedzie niszczyla wszystko co stanie jej na drodze. Prawada? Prawda? Gwno prawda. Przy maszynach jakie mozemy nabyc pozniej to nic. Poczatkowo zalozylem sobie za cel kupno najbardziej odpicowanego Skella ale ostatecznie zostawiam to na pozniej (czyli teraz po zakonczeniu watku glownego).

 

Ostatni chapter to w sumie

walka z bossem / bossami. Banal. Ta (pipi) banal. Siedzialem nad tymi gno.jkami 4 godziny. Ostatniego musialem na pieszo od poczatku bic.

 

Edytowane przez decoyed
  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Suikoden 2

Kolejny klasyczny i legendarny erpeg nadrobiony (zabrałem się za granie zaraz po Chrono Triggerze i podobnie jak w CT, grałem pierwszy raz). Kupka wstydu powoli, bardzo powoli się zmniejsza. Co mogę napisać o tej grze? Na pewno grało mi się w nią lepiej i przyjemniej niż w CT. Nie wiem dokładnie z czego to wynika, ale takie miałem odczucie przez większą część gry. Być może jest trochę mniej toporna od dużo bardziej wiekowego CT. W każdym razie kończyłem z przyjemnością. Fabularnie było ok, ale grałem już w ciekawsze historyjki w jrpgach. Bohaterowie to patent którego nie ma żaden inny przedstawiciel tego gatunku. 108 przeróżnych postaci. Niektóre były takie sobie ale trafiały się postacie bardzo ciekawe (np Sierra :)), w każdym razie jest w czym wybierać. Fajna rzecz. System walki bez jakichś większych przeblyskow, ot zwykła turówka na oddzielnym ekranie (pod tym względem zdecydowanie CT>S2). Fajne są też bitwy podczas wojny na których dowodzi się armiami, tyle że są zdecydowanie za proste i za mało w nich taktyki, no ale... Gra też już swoje lata ma... Ogólnie cała gra jest dość prosta (chyba tylko raz musiałem wczytywać save bo zginęła mi drużyna), co też nie jest do końca zaletą. Graficznie jest bardzo poprawnie, szczególnie modele postaci są naprawdę ładne, ale za to efekty czarów to już prawdziwa perełka Suikodena 2, aż framerate nie dawał rady. :D Muzyka bardzo fajna. Było parę utworów mniej fajnych ale ogólnie +.

Cóż klasyk jak to klasyk, ma swoje problemy, ale znowu przyjemnie spędziłem czas i to się liczy. Następne tytuły czekają, ale teraz być może zagram w jakąś nowszą grę jrpg dla urozmaicenia. Później wracam do innych pozycji, mniej lub bardziej klasycznych, z mojej listy "do nadrobienia". :lapka:

Edytowane przez ireniqs
  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza

Half-Life 2 - tak, należałem do tego 1% graczy, którzy do tej pory HL2 nie przeszli :rayos: Jedynkę przechodziłem jakieś 3 lata temu, bardzo mi się podobało. Dwójka.. podobała mi się troszkę mniej. Wydaje mi się, że jest to jednak wina tego, że podszedłem do niej po takim czasie i po prostu dziś już nie robi takiego wrażenia. Ogólnie nie ma się do czego przyczepić: gameplay jest zróżnicowany, bardzo sprawne prowadzenie historii. "Enviromental storytelling" jest fantastyczny, do tego ani jednego momentu odbierającego graczowi kontrolę nad postacią. Chciałbym, żeby więcej gier było w ten sposób prowadzonych.

 

Kurde, no w zasadzie ciężko mi uzasadnić dlaczego wolę jedynkę. Gra złożyła wiele elementów i to każdy z nich wykonany w sposób co najmniej dobry. Chyba po prostu część pierwsza ma przewagę "pierwszego zetknięcia". No i jakoś osobiście preferowałem klaustrofobiczne podziemia Black Mesy niż otwarte tereny HL2.

Odnośnik do komentarza

Risen (X360)

Wygląda jak kupa, fps-y spadają jak skąpane w gęstym łajnie, główny bohater jest przekonywujący niczym trzeźwy żul i porusza się, jakby ktoś kij mu w dupsko wsadził, ale radość z zabawy niweluje wszystkie niedociągnięcia. Grało się fajnie i tyle.

 

Singularity

Gra, do której podchodziłem 3 razy, porzuciłem w 1/3 rozgrywki,  sam nawet nie wiem czemu, albo przesyt fps-ami, albo coś ciekawszego czekało na swoją kolej. Produkcja po prostu wydawała mi się nijaka. Kilka dni temu postanowiłem dać jej jeszcze jedną szansę, w dodatku stare zapisy nie były usunięte. Doskoczyłem do końca i ku memu zaskoczeniu okazało się, że tytuł jest świetny. Skakanie między różnymi liniami czasowymi, manipulacja czasem, spore możliwości ulepszania wyposażenia i zakręcona historia, wszystko pięknie zgrane. Po zakończeniu zabawy odpaliłem od początku na godzinkę, czy dwie, bo duża przerwa od poprzedniego grania zostawiła spore luki w fabule. Polecam.

Odnośnik do komentarza

Dishonored (PC)

 

Gierka niemal 3 lata czekała na dokończenie i przy chyba trzecim podejściu w końcu pękła. Cóż mogę powiedzieć... Raczej nie do końca chwycił mnie jej cichy fenomen. Owszem - klimat, design, bardzo ciekawy styl graficzny. To wszystko tutaj robi robotę. Tym niemniej nie mogę wybaczyć jej potwornej powtarzalności kolejnych misji. Baza->płyniemy łódką z dziadkiem na miejsce->idziemy do celu i w jakikolwiek sposób rozprawiamy się z nim->wracamy do dziadka->powrót do bazy :P I tak w zasadzie przez całą grę. Drugi zarzut, to moim zdaniem lekko przegięte supermoce Corvo, szczególnie po ulepszeniach. Całość potrafi niestety momentami lekko nużyć. Na pochwalę zasługuje też niezłe AI oponentów. Fabułka jakaś tam jest, ale w sumie nie porywa - dość standardowa historyjka o zemście i zdradzie, a większość bohaterów nijak nie zapada w pamięć. Waham się między mocnym 6, a słabym 7/10. Niespecjalnie mam ochotę nabywać DLC, acz podobno są niezłe. W nadchodzącą dwójkę pewnie kiedyś zagram, acz jakoś jej nie wyczekuję.

Edytowane przez Frantik
Odnośnik do komentarza
System Shock 1&2

 

Szczerze nigdy nie miałem przyjemności zaznać się z serią i teraz widzę, jaki błąd popełniłem olewając tytuł, który robił wszystko to, co robią dzisiaj Bioshocki, Deus Exy, Dead Space'y, Prey etc.

 

Przejście jedynki do łatwych rzeczy nie należało, przede wszystkim barierą jest już ogromna archaiczność i niepraktyczność obsługi hud'a, ogólna oldschoolowość gry. Co mnie zachwyciło jednak to tempo rozrywki, nie lecimy na zbity ryj tylko powoli i ostrożnie eksplorujemy otoczenie, zbierając przedmioty i walcząc z napotkanymi maszkarami lub systemami kamer i zabezpieczeń. To ostatnie ma u mnie ogromnego plusa, uważam hakowanie w tej grze za jedno z najfajniejszych, jakie dotąd widziałem. Otóż są trzy rodzaje, z czego dwa są od konkretnych drzwi, mostu a trzeci ogólnie od wielu rzeczy na danym poziomie stacji kosmicznej, na którego dzieje się cała akcja jedynki. Mamy grę logiczną gdzie przełączamy iksy i krzyże aż utworzą nam tor, przez który przejdzie połączenie, mamy łączenie kabli gdzie trzeba wyczaić odpowiednie ich ustawienie. Trzecie hakowanie to w ogóle większa minigierka, trafiamy do cyberprzestrzeni, bez tekstur tylko liniami tworzących kształty 3d i niczym w starych Descentach lecimy po pomieszczeniach, strzelamy do krwiożerczych programów i zbieramy przydatne moduły. Główna antagonistka AI Shodan jak najbardziej na plus, jest naprawdę zła :D 

Jedyna rzecz, z jaką nie mogłem sobie poradzić to muzyka, po 2 piętrach stacji musiałem ją wyłączyć i zapuścić jakiś dead space'owy ost.

 

Dwójka również świetna, myślę, że pod pewnymi względami przerasta jedynkę, ale hakowanie tutaj już nie było takie fajne :) Spodobał mi się bajer z minigierkami, jakie zbieramy do tutejszego gameboy'a. Same gierki niczego sobie jest jakaś prosta imitacja ponga i takich tam, ale np mini rpg, gdzie biegamy ludzikiem bijemy stworki zbieramy loot trochę mnie zmiotło. Nowością w dwójce są jeszcze badania niezidentyfikowanych przedmiotów (tutaj wiele zależy też od naszego poziomu doświadczenia w tej dziedzinie, gdyż teraz wydajemy specjalne punkty na ulepszanie postaci). Biegamy wtedy po specjalnych pomieszczeniach z chemikaliami i szukamy potrzebnych nam składników do kontynuowania badań. Wszystko to jest opcjonalne, ale strasznie mi się podobało.

 

Naprawdę bardzo fajne i bardzo ambitne giery, tylko czuje straszny niedosyt. Skonczyłem obie i nie mam co robić ze sobą. Myślę czy nie spróbować serii Marathon od Bungie.

Edytowane przez Dr.Czekolada
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Do jedynki mozesz sobie dograc moda, ktory zamrozi ci kursor i bedziesz mogl rozgladac sie jak w kazdym innym fpsie (dodali go zreszta z automatu do niedawno wydanej wersji enhanced).

 

Klimat w obu dobry, dwojka moze troche bardziej straszna bo i oprawa a/v lepsza i wiekszy survival. 

Odnośnik do komentarza

Nie no, jedynka to jednak za duże retro jak dla mnie, nie dałbym rady usiedzieć przy tym. Własnie kupiłem kluczyk do SS2 na stemie, zobaczymy z czym to się je. W sumie parę lat temu miałem przejść, ale jakoś po tutorialu mi się znudziło/były inne gry do przejścia i poszło w zapomnienie. Dopiero po ograniu Dead Space'a mnie bardziej zaczęło ciągnąć w stronę tego typu gierek.

Odnośnik do komentarza

Jedynka zdecydowanie nie dla każdego. Obecnie Night Dive pracuję nad remake'iem mocno trzymam kciuki żeby podołali odtworzyć tą wspaniałą grę do dzisiejszych standardów. Nie ogarniam czemu to nazywają Remastered xd

 

No i jeszcze Otherside entertainment pracuję nad trójką, ale na razie jeszcze nic nie pokazali.

Edytowane przez Dr.Czekolada
Odnośnik do komentarza

Uncharted 4

 

Fanem serii nigdy nie byłem, dlatego też za ostatnią część zabrałem się z lekkim opóźnieniem.

Jak na mój gust ND poprawiło wszystko co przeszkadzało mi w poprzednich odsłonach serii. Eksploracja i strzelanie moim zdaniem teraz w idealnych proporcjach, chociaż rozumiem że zagorzali fani serii mogą mieć odmienne zdanie. Linka świetny patent, na plus też że wiele potyczek można przejść po cichu. Graficznie wiadomo, urywa beret, jeszcze nigdy tylu screenshotów nie zrobiłem. Zacząłem w piątek i właśnie skończyłem, nie mogłem się oderwać od konsoli. Godne zwieńczenie serii.

Na plus jeszcze brak

nadprzyrodzonych mocy, kosmitów i yeti

 

Ocena 9+/10, do pełnej dyszki zabrakło mi jakiejś innowacji

Edytowane przez Shen
  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Doom (PC)

 

Wczoraj ukończyłem. Uwielbiam Dooma od szczenięcych lat i przy nowej części bawiłem się rewelacyjnie. 13h nabite, grałem na najwyższym poziomie trudności z tych dostępnych za pierwszym razem. Mało grałem, ale to nie koniec oczywiście. Przeszedłem kampanię, a teraz pora na lizanie ścian i odnajdywanie wszystkich pominiętych sekretów. Jest co robić i najważniejsze że daje to wszystko masę frajdy.

 

Tak powinno robić się remaki czy restarty serii. Jak zwał tak zwał. Cała plejada starych potworów w nowym, lepszym wydaniu. Rewelacyjny soundtrack, świetna grafika i betonowe 60fps. Jestem w pełni usatysfakcjonowany i czekam na kolejną część. Parę bugów się zdarzyło ale to drobnica. Do pulpitu wywaliło mnie tylko raz i to w drugiej części gry.

 

Podsumowując ode mnie mocne 9/10, świetny początek dla nowej serii gier z Doomem w tytule. :ohboy:

Odnośnik do komentarza

Enemy Front (PC)

 

Gierka dorzucana do najnowszego numeru CD-Action jako jeden z pełniaków. Wcześniej, z opinii, które zasłyszałem, rysujący mi się obraz przedstawiał produkcję będącą gdzieś na pograniczu crapa i słabego średniaka, ze wskazaniem raczej na to pierwsze. Tymczasem, po 8h, jakie zajęło mi pojedyncze ukończenie singlowej kampanii, muszę powiedzieć, że mimo wszystko pozytywnie się zaskoczyłem. Na pochwałę zasługuje bardzo przyjemny model strzelania, niezgorsza oprawa audio oraz pewna doza miodności. Oprawa graficzna na maksymalnych ustawieniach jest... cóż - poprawna, acz daleko temu do szczytowych możliwości silnika CryEngine, na którym produkcja hula. W oczy kłują przede wszystkim rozpikselowane przerywniki filmowe, które na myśl mogą przywodzić gry sprzed ponad dekady, a biedna mimika twarzy i toporność niektórych animacji nie pomagają w pozytywniejszym odbiorze. Na naganę zasługuje również miejscami idiotyczne zachowanie AI przeciwników - mniejsza już z sytuacjami, kiedy adwersarz nie zauważa martwego kamrata leżącego 5 metrów dalej. Parę razy podczas grania uczestniczyłem w istnej komedii pokroju tej, gdzie po sprzątnięciu jednego z patrolujących teren wrogich żołdaków, drugi, stojący metr obok, obrócił i się w moją stronę i... stał tak, czekając nie wiadomo na co. Odwiesił się dopiero, gdy go postrzeliłem w nogę. Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się zginąć przez jakiś bug lub glitch, tak samo utknąć gdzieś kilkakroć, bo widocznie nie zaskoczył jakiś skrypt... Tym niemniej grało się w to naprawdę przyjemnie - wierzcie lub nie. Mimo tego, że nadal czuć tu budżetowość i niedoszlifowanie, Enemy Front zasługuje na to, by spokojnie dać mu szansę. Tym bardziej, jeśli ktoś jest głodny fps-ów w klimatach II WŚ. Całości daję 6/10 z malutkim plusikiem :)

Edytowane przez Frantik
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...