Uwaga, będzie lekki rant... Pamiętam, że kilka lat temu, gdy przeszedłem podstawową P5, to opis swoich wrażeń zacząłem od stwierdzenia, że gra to "przerost formy nad treścią". Persona 5 Royal w tym stwierdzeniu mnie tylko utwierdziła. Ale dodam coś jeszcze, po przejściu gry drugi raz: Persona 5 to fundamentalnie gra popsuta, tudzież nieprzemyślana. Dawno nie miałem takiego poczucia zmarnowanego czasu, jak przy P5. Już do oryginału musiałem się zmuszać, ale Royal niestety wcale nie okazał się lepszy. Wyczekiwałem końca, albo chociaż konkretnych wydarzeń fabularnych, a jednak musiałem się męczyć z mozolnym i powtarzalnym przebijaniem się przez kolejne dni czasu gry, przez nieprzewijalne animacje, powtarzalne dialogi, monotonną muzykę, czy inne schematyczne scenki. Po prostu gra jest za długa, a wspomniana powtarzalność zwyczajnie męcząca. A powtarzalność niestety nie tyczy się tylko i wyłącznie pierdół pokroju animacji, czynności itp. ale nawet scenariusza, zarówno głównego, jak i wydarzeń pobocznych. To już można podciągnąć pod jakiś meme. Nasza drużyna jest świadkiem wydarzeń, omawia te wydarzenia na żywo, po czym po upływie kilku godzin kontynuuje konwersację przez telefon, aby następnie średnio co 2 dni przypominać nam o tym, co się wydarzyło, co nas czeka, jakie mogą być konsekwencje. Ciągnie się to zarówno, jeśli uporamy się z danym problemem, jak i po jego rozwiązaniu. Gra jest przegadana. Kończymy spotkanie z jakimś NPC, to możemy być niemal pewni, że czeka nas jeszcze cut-scenka, jak nasza postać wraca do kawiarni i odbiera telefon od tej postaci, żeby jeszcze dokończyć dialog. Być może w innych okolicznościach uznałbym to za plus, ale niestety, mając w pamięci sposób prowadzenia P3 tudzież P4 nie potrafiłem w ten sam sposób docenić Piątki. Tym bardziej, że niektóre podejmowane w niej wątki nie zaciekawiły mnie jakoś specjalnie, bądź wolałbym w ich miejscu zobaczyć coś bardziej konkretnego. O tym, że zdecydowanie zbyt dużo konwersacji jest prowadzona przez telefon pisałem już wielokrotnie. Zabija to jakąkolwiek chemię i ciekawszą interakcję między bohaterami. Natomiast scenki typu wypad na plażę, wycieczki itp. sprawiają wrażenie wrzuconych na siłę. W pewnym momencie nawet same postacie reflektują się, że są na wyjeździe, a siedzą w telefonach, jak w domu... Żeby jeszcze to wszystko dało się jakoś porządnie przewinąć, ale niestety nawet ta opcja nie jest jakoś szczególnie pomocna. Bo wszelkie animacje, dialogi, dźwięki itp. i tak muszą się odtworzyć, a gdzieś tam po drodze i tak jesteśmy zmuszeni wcisnąć X, aby przejść dalej. Co mnie chyba zawiodło najbardziej, to zjebany poziom trudności gry. Grałem na Hard i oprócz początku gry, to tak od momentu odblokowania traitu Ryuji'ego przez praktycznie 3/4 gry wszystkie walki rozwiązywały mi się automatycznie. Ogólnie w grze jest dużo fajnych bonusów i udogodnień, które możemy odblokować, głównie za sprawą Confidantów, ale to wszystko tak mocno ułatwia grę, że nawet ustawienie poziomu Merciless wiele nie zmieniło. Nawet bez sztucznego grindu bardzo szybko przewyższyłem poziomem wszelkich przeciwników, więc w walkę wdawałem się praktycznie tylko z bossami. Pływałem w morzu pieniędzy, itemów miałem dziesiątki, a odpalany dosłownie co 5min Fusion Alarm w Velvet Room dodatkowo przepakowywał moje Persony i pozwalał na zdobycie przegiętego ekwipunku. W dodatku ta najnowsza wersja Royala ma automatycznie wbudowane dodatki z płatnych DLC poprzednich wersji. Choć nie korzystałem z nich przedwcześnie, to jednak sama obecność np. dodatkowych Person i dodanie ich do tradycyjnych fuzji mocno wpływa na rozgrywkę. Oczywiście można powiedzieć "to nie używaj XYZ", ale chyba nie w mojej gestii powinno być pilnowanie się, żeby przypadkiem nie uczynić sobie gry zbyt prostej? Cały urok gier RPG tkwi w stopniowym usprawnianiu postaci, czy drużyny, zdobywaniu nowych zabawek, przedmiotów, czy zdolności. To już naprawdę więcej zabawy miałem z oryginalną P5, bo jednak miałem okazję do większej ilości walk i byłem zmuszony nieco bardziej kombinować, aby wygrać. No ale tam Trait Ryuji'ego nie dawał EXP. W P5R jest tego tyle, że z czasem gra przechodzi się sama. Wypady do Mementosa czy ostatnie Pałace, to było nic innego jak brnięcie przed siebie i kasowanie wrogów samym pierdnięciem. A jednak i z tym wszystko się dłużyło. Włącznie z tym słynnym ostatnim semestrem wprowadzonym w Royalu, który niestety również mnie lekko rozczarował. Powstrzymam się od spoilerów, ale całość sprawia raczej wrażenie jakiegoś dodatku/DLC do głównej gry, niż naturalnej konsekwencji wydarzeń. Generalnie całość to bardzo fajny wątek z udziałem zdecydowanie najciekawszych bohaterów w grze, ale oczywiście rozwleczony na przestrzeni kilkunastu godzin, średniego pałacu i kolejnych (wymuszonych) kilkudziesięciu pięter Mementosa... Poprzednie Persony przynajmniej absorbowały nieco bardziej podczas codziennej rozgrywki, a wymaksowanie wszystkiego nie było tak proste. Tutaj wszelkie statystyki rozwinąłem mniej więcej w 3/5 gry, zaś Confidantów na długo przed końcem "pierwszego głównego true end bossa" (zanim pojawia się pięciu kolejnych najprawdziwszych). Tym sposobem rozgrywka stała się schematyczna i sprowadzała tylko i wyłącznie do odwiedzania ciągle tych samych lokacji (Jazz Club, Gym), bo nic więcej właściwie nie zostało. Widywanie się z postaciami po osiągnięciu Rank 10 nie wnosiło już nic więcej szczególnego, wartego specjalnej uwagi, więc tym również nie zaprzątałem sobie głowy. Gdy P5 przechodzi do sedna, do właściwego "mięsa", to bywa naprawdę wciągająca i absorbująca. Nie można jej tego zaprzeczyć. Bo nie bez powodu gra cieszy się takim uznaniem, czy popularnością i ogólnie większość pozytywów, o których pisałem już kilka lat temu nadal jest aktualna. Ale nawet to, co dobre, jeśli jest wałkowane na okrągło, zaczyna w pewnym momencie brzydnąć. Niczym ulubiona piosenka puszczona na repeat przez ileś godzin. Bo już nie będę tu przesadzał z porównaniami do żony bitej przez męża, która go jednak nie zostawi, bo mimo wszystko go w głębi duszy kocha... Chociaż w sumie...? Ogólnie, podsumowując, mam dość. P5 nie tknę już nigdy więcej w życiu, choćby mieli za X lat wydać remake. Bo nie wiem, co by musieli zrobić, abym znowu poświęcił grubo ponad 100h na coś, co można streścić w połowie tego czasu. SMTV Vengeance bardzo fajnie usprawnił i rozbudował oryginał, do tego stopnia, że moja opinia nt. gry zmieniła się diametralnie i bawiłem się bardzo dobrze. Royal względem oryginału niestety tego nie uczynił. A przynajmniej nie wystarczająco. Początkowy zachwyt szybko gdzieś zanikł, a ostatnie godziny (czyt. kilkadziesiąt godz.) to było autentyczne zmuszanie się do gry. Daje to trochę do myślenia, czy aby mając prawie 40 na karku w ogóle porywanie się na takie gry ma jeszcze sens. Dobrze przynajmniej, że osiągnięcia Royala są banalne. Kończę z grą i nawet nie myślę sięgać po Phantom X. Jedyne co, to mam lekkie obawy w kwestii P6. Tj. czy nie powtórzą tego samego błędu. Personę 3 przeszedłem kilka razy, podobnie jak P4 i nawet przy powtórkach bawiłem się bardzo dobrze. Mimo wszystko pewien urok zabawy potrafi tkwić w prostocie. Jeśli zaczynają przeginać z pewnymi rozwiązaniami, których konsekwencją jest albo niepotrzebne, sztuczne wydłużanie gry, albo zbyt drastyczny wpływ na poziom trudności, to znowu okaże się, że w połowie będę miał dość... Nie wiem, jak pod tym względem wypada Metaphor, czy P3 Reload, ale raczej prędko się nie przekonam i zamiast tego biorę się za Clair Obscur.