Cała aktywność
Kanał aktualizowany automatycznie
- Z ostatniej godziny
- DualSense i PSPortal
-
The Alters
PO CICHU gra znalazła się wysoko na listach top roku z dużymi głosowaniami, jak np. Polygon i Eurogamer. Prawie każda gra ponad nią na liście była duuużo mocniej promowana. Raz jeszcze Polska królem świata. Eurogamer readers' top 50 games of 2025 - "It made me cry three times" | Eurogamer.net
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
KEEPER Przerażające jest to że prawdopodobnie podczas kręcenia filmu cała ekipa widziała jak słaby to jest film, ale musieli to dokończyć. Po obejrzeniu całości pewnie chwycili się za głowę, no ale ważne że zapłacili. Szkoda Maślanej, piękna kobitka, robiła co mogła, no ale z gówna bata nie ukręcisz, po Longlegs które było fajne, reżyser popełnił tragiczne The Monkey, dzięki temu obejrzałem to na laptopie a nie sfrajerzyłem do kina. Nie polecam, tragiczne kino, z ładnymi widokami strumyczków w lesie.
-
Premier League
Wolfs szorują po dnie i idą po nowy rekord spadkowiczów Premier League. Ciekawe na ilu punktach się skończy pod koniec sezonu?
-
Indywidualne podsumowanie roku w grach.
W tym roku było tak: • Banishers • Gears 5 Hivebusters DLC • Homefront • Half Life 2 Episode One i Episode Two • Ninja Gaiden 2 Black • Dark Pictures: House of Ashes • Fatal Frame Maiden of the Black Water • Nobody Wants to Die • Asura's Wrath • F.E.A.R. 3 • Pumpkin Jack • South of Midnight • Bramble; Mountain King • Black • Clair Obscur Expedition 33 • Doom Dark Ages • Super Mario Wonder • Assassin's Creed Origins • Kirby and the Forgotten Land • Space Marine Remastered • Luigi's Mansion 3 • Thaumaturge • Alan Wake 2 Night Springs/Lake House DLC • Metroid Dread • Final Fantasy XVI • Donkey Kong Bananza • Ninja Gaiden Ragebound • Space Marine 2 • Cronos: The New Dawn • Gotham Knights • Silent Hill F • Astrobot • Ghost of Yotei Cieszy że siadły mi znów platformery 3d za sprawą super Bananzy i Astrobocika, oraz ukończony chyba pierwszy jrpg tylko że z Francji ;)
-
Game Boy Extreme
Będą większe koszulki np. XXL?
-
Wreckfest 2
Zapomniałem kompletnie o tej grze, to nie miało wyjść jakoś w 25r? Grałem na samym początku w to EA, ale nie było tam zbytnio co robić jak ruszyli z tym early accessem, więc oddałem, ile tam teraz jest zawartości? tras, samochodów? Są w ogóle jakieś informacje o premierze?
-
Forumkowy Steam Sale - Edycja 11, czy ktoś tu jeszcze jest?
-
Wreckfest 2
Ogrywam ten EA od 2-ch dni i muszę przyznać, że względem - genialnej IMO - jedynki to jest ogromny krok do przodu. Dawno już żadna ścigałka nie wywołała u mnie efektu wielkiego wow, a tutaj się to udało. Wiadomo, póki co to tylko EA, zawartości jest mało, niemniej szykuje się prawdziwa perła. Fizyka, oprawa, model prowadzenia aut - jak dla mnie rewelacja. Względem oryginału znacząco poprawili też brzmienie aut (w moim odczuciu był to jeden ze słabszych elementów jedynki). Niech tylko dorzucą mocny soundtrack, duuużo tras i rozbudowaną karierę. Kroi się prawdziwy hit.
- Dzisiaj
-
własnie ukonczyłem...
Ghost of Yotei - ostatnia ukończona gra w 2025r. Jedna z gier dla których dokupiłem znów PlayStation. Huh czy było warto? Trudno powiedzieć, ale zacznę od tego co mi się podobało by później po marudzić. Historia z Ghost of Tsushima chyba była stawiana wyżej przez większość, gdy przeglądałem wasze wrażenia. W sumie ja zbytnio nie porównuję bo z GoT wszystkiego już dobrze nie pamiętam. Ale zemsta na Szóstce z Yotei muszę powiedzieć że nawet mi siadła. Przede wszystkim Atsu jest całkiem spoko bohaterką, a bałem się że będzie przegiętą niedającą się lubić babą. Dla mnie wypadła dobrze, gdy czasem rządza zemsty zasłaniała jej wszystko inne. Wątek główny jest całkiem całkiem, ma momenty bardzo dobre (choć te w większości dotyczą konkretnych walk) jak i momenty durne (o czym zaraz). Są ładne filmiki, przygrywa śliczna muzyka a całość rozgrywa się na pięknych terenach u stóp góry Yotei. Można śmiało na trzaskać screenów bo pięknych widoków nie brakuje i Sucker Punch znów maluje śliczne obrazy z Japonii. O! I walka bardzo dobra, kilka rodzajów broni którymi niejednokrotnie trzeba żonglować w pojedynkach. Wogóle to pojedynki to esencja GoY. Tylko.. to wszystko jest ku.rwa topione w poprzedniej generacji. Ta gra nogami jest w erze PS4. Od oprawy gdzie śliczne tereny kontrastują z brzydkimi japami npc. Postacie to zwykle kukły, ich poruszanie się animacje i ogólna konstrukcja gdzie gadają głowy a potem postaci biegną, no moim zdaniem nie poczyniono absolutnie żadnego postepu. Większość misji gdzie zdobywamy jakąś broń wygląda tak że zawsze ktoś nagle atakuje i używamy tej broni xd potem każą nam odbijać posterunki, wioski czy jak zwal tak zwał. Bo oczywiście assasynski standard w postaci baz, kapliczek itp obecny. Dalej, przeciwnicy są idiotami. A klan Matsumae to nie wiem jak przetrwał tyle czasu skoro dziecko ich robi w hooya jak chce i nie widzą że trzy metry od nich ktoś przekazuje mi przepustkę do wejścia. Albo legendarni shinobi którzy siedzą w krzakach jakby srali i czekają aż ich wybiję jednego obok drugiego (xd). No naprawdę jest to komiczne momentami i przypomina raczej początki openworldowe z Assassin's Creed 2 a nie gry z 2025r. Do tego powtarzające się animacje rozpalania ognia, rozpoczynające pojedynek czy sekwencje gdzie szarżujemy konno. A jeszcze większy zarzut mam co do samej eksploracji. Już pal licho że możemy tylko w konkretnych miejscach się wspinać i czasem mała skala jest przeszkodą nie do przejścia. Ale tak naprawdę to nie ma tu zbyt wiele do odkrywania. Chyba że dla kogoś szczytem eksploracji jest biegniecie za liskiem czy wejście do źródła. Nie znam realiów historycznych, ale aż się prosi o jakieś budynki, coś al'a grobowce z zagadkami, jakieś urozmaicenie, coś innego po prostu. W tym roku grałem w AC Origins i można się śmiać ale tam w Egipcie było mnóstwo rzeczy do odkrycia. Tu moim zdaniem można było zrobić więcej. Wogóle można było przez 6 lat zrobić więcej, pod wieloma względami nie czuć że przeszliśmy na nową generację. Uff, ponarzekalem ale no od Microsoftu czy Sony wymagam by ich gry starały się pchać to do przodu. A nie że czekamy tylko jak Rockstar coś zrobi, albo Redzi dadzą openworld z super questami. Tak czy siak spędziłem miło czas z Atsu, nawet mimo tego narzekania to nadal dobry tytuł 7+/10
-
The First Berserker: Khazan
Dla mnie ta gierka to mega odkrycie. Przeglądałem wczoraj promki na steamie i wpadł mi w oko Khazan (przypomniałem sobie, że kiedyś widziałem jakiś trailer) szybko załadowałem do koszyka z myślą, że jak mi nie siądzie przez pierwsze dwie godziny to robię zwrot i poszukam czegoś innego. Skończyło się tak, że od wczoraj nastukałem parę godzin i ciągle nie mogę się doczekać kolejnej rozgrywki. Po pierwszym starciu wiedziałem, że jest dobrze. Ciosy mają swoją wagę, są zajebiście udżwiękowione, parowanie pięknie wchodzi i sprawia ogromną frajdę, Poza tym ta choreografia walk z bossami... ich design, animacje, dynamika, różnorodność ataków, piękne wizualne zmiany w otoczeniu podczas drugiej fazy. Poza tym to co jest zajebiste w tego typu grach, czyli nauka unikania niektórych ataków, parowania w odpowiednim momencie, szukania tego właściwego momentu na swoją kolej do przypuszczenia natarcia i walka z tą wewnętrzną pazernością, żeby nie przedobrzyć i nie przygrzmocić o raz za dużo, bo może się to zemścić. Tu nawet jak dostaje kolejny wpierdol i powtarzam walkę z bossem, to mam to w dupie, bo chce zobaczyć jeszcze raz jak się rusza i wykonuje te wszystkie synchronizowane akrobacje. Nawet historia jak na soulslike jakoś przyjemnie wchodzi (nie jest to nie wiadomo co, ale jest spoko) po prostu chce się człowiekowi dalej zagłębiać w ten świat. Jestem z tych graczy, których na widok potencjalnej areny z bossem w tego typu grach oblewa zimny pot i zastanawiam się po co ja sobie to robię. No ale nie tu, bo w Khazanie idę z przyjemnością dostać oklep i powoli nauczyć się odpowiedniej taktyki. Jak ktoś się waha, a lubi gry z tego gatunku (jak nie, to i tak polecam, bo są poziomy trudności, więc każdy może dostosować wyzwanie pod siebie) to warto wjechać, bo to nie jest jakiś kolejny gówno soulslike, który nie ma nic ciekawego do zaoferowania.
-
GOTY 2025 - forumkowy ranking
GOTY: the First Berseker Khazan - chwalebny soulslike z potężnym systemem walki, plejadą kurewskich bossów i prostą, aczkolwiek mocną fabułą o zdradzonym o świcie generale imperium Pelos. W gry się przede wszystkim gra, a to jest peak gamingu. Płacze każulów w sieci, że za ciężko included, hehe. Średniak roku: Virtua Fighter 5 R.E.V.O. World Stage - wszystko spoko, ale dalej brakuje kontentu z Final Showdown, a dodanie EAC pogorszyło komfort grania po sieci. DLC roku: Lies of P: Overture - mnóstwo dodatkowego lore, kilka sztuk nowego oręża, a także nowi bossowie do ubicia. Było tak hardkorowo, że graczyki się spłakały, żeby nerfy poszły xddddd Rozczarowanie roku: Mój potężny gust growy i gejmerska intuicja chronią mnie przed wtapianiem pieniądza w rozczarowanka, toteż brak. Najbardziej wyczekiwany tytuł 2026: Phantom Blade Zero Na czym grasz? PC i PS4Pro do backlogu.
-
NBA
Z facebookowego konta ,,fanów LA Lakers"... No tak, 41 latek stuknęło ,,Królowi"... I tak szczerze, jednemu z największych twardzieli, zakapioro-badassów w dziejach sportu zawodowego (Ba! W ogóle w dziejach ,,sportowej myśli ludzkiej!"), kij wie co życzyć! Chyba tylko tego, co on sam, ,,The Chosen One", sobie życzy, tylko tego, jak on widzi siebie ze swoimi celami, pasjami i życiem za enty lat w przód. Przede wszystkim miłości do sportu i koszykówki ciąg dalszy Bronku! ... A parkiety NBA... rozgrzane do czerwoności... Ależ się ostatnio dzieje. Teoretycznie liderem, i to totalnym, jak na razie w lidze pozostaje OKC. A o miejsca od 2 do 6, biorąc pod uwagę całe 30 zespołów, będą się bić ekipy z bilansami od 8 do 10-11 ,,lostów". xD. ... A ciekawe co z tym: LoooL... Oby wszystko było ok.
-
Premier League
A muły się męczą z wilkami z dna tabeli, żeby tylko nie przegrali.
-
Premier League
No i Villa na kolanach. Sygnał wysłany. Tak swoją drogą to niechciany Trossard zaraz po Declanie jest najlepszym zawodnikiem w tym sezonie.
-
własnie ukonczyłem...
A myślałem, że to ja dużo gram.
-
własnie ukonczyłem...
Enslaved: Odyssey to the West [PS3] [screeny z duszą, czytaj: zdjęcia TV] Nadrobiłem zaległość, która zawsze mnie intrygowała, choć głównie swoją prezencją. Ale ponoć gra się w nią również całkiem nieźle, więc gdy natrafiła się okazja, to powiedziałem, że sprawdzam. Kierunek artystyczny i świat udźwignął ciężar moich oczekiwań. Postapokaliptyczny Nowy Jork, który przyjdzie nam odwiedzić jest jednym z najmocniejszych atutów gry. Zdewastowane budynki i ulice, kikuty cywilizacji, które powoli przegrywają walkę o dominację z naturą. Ani śladu człowieka, więc powinno być przygnębiająco, ale wszędobylska zieleń i roślinność sprawiają, że nie brakuje tutaj pocieszających, pięknych widoków. Tym bardziej szkoda, że w pewnym momencie otoczenie uległo zmianie i już do końca gry nie osiągnęło tego szczytowego momentu z pierwszych godzin. Nie ma co się krygować: druga połowa gry jest wyraźnie słabsza wizualnie i nie robi już większego wrażenia. Monkey to zwinny osiłek, a Trip to sprytna hakerka i gadżeciara. Zmuszeni są do współpracy, choć jako gracz miałem okazję pokierować jedynie Małpą, którego morda nieustannie kojarzyła mi się z wkurwionym Bruce’em Willisem. Dziewczyna przez większość czasu starała się nie wchodzić mi w drogę i nie ma tutaj mowy o misjach eskortowych czy ciągłym pilnowaniu, by nie stała jej się krzywda. Zaliczam na ogromny plus, że kiedy robiło się gorąco, Trip zwykle odnajdywała bezpieczne schronienie i pozwalała mi robić co do mnie należy. Co więcej, możemy jej wydawać proste komendy, a ona na jakiś czas odciągnie uwagę strzelających do nas wrogów, albo podratuje apteczką i przez całą grę nie miałem chyba nawet jednego momentu, gdy pytałem ekranu “co robisz idiotko?”. Enslaved: Odyssey to the West stara się łączyć elementy eksploracji, walkę i zagadki środowiskowe. Przez większość czasu sprawnie to balansuje, nie wydaje mi się, by czegoś było tutaj była za dużo, albo zbyt intensywnie. Z tych trzech wymienionych elementów rozgrywki chyba jedynie zagadkom środowiskowym nie mam niczego poważnego do zarzucenia. Jak na ten typ gry są one wystarczająco angażujące i proste, by zająć na chwilę, urozmaicić zabawę, ale nie blokować progresu i nie frustrować. Z eksploracją mam ten problem, że kiepsko wynagradza moją ciekawość. Zwykle na końcu ukrytej ścieżki znajdowałem garść waluty, za którą niby mogę kupować ulepszenia dla Monkey’a, ale kiedy potrzebuję 100 zł, a w chytrze ukrytym pomieszczeniu znajduję raptem 5 zł, to nie czuję przesadnej satysfakcji. To i tak lepiej, niż znaleźć tam zupełnie bezwartościową (przynajmniej pod kątem rozgrywki) “maskę”. Chłopaki, czy w 2010 roku nie było już audiologów czy coś? Poza tym eksploracja w głównej mierze polega na wspinaczce i ciągłym “krawędziowaniu”. Gra robi to w stylu, którym siódma generacja konsol chyba się nieco zachłysnęła, czyli całość ma przede wszystkim wyglądać epicko: postać co chwilę musi desperacko zawisnąć na jednej ręce, coś musi się urwać pod naszym ciężarem, czegoś musimy się złapać w ostatniej chwili. I co z tego, że wszystko co gracz musi robić w tym momencie, to trzymać gałkę do przodu/w bok, sporadycznie wciskając przycisk skoku. Efekt jest taki, że choć świat budzi ciekawość i całkiem przyjemnie się na niego patrzy, to szperanie po nim jest mało angażujące mechanicznie. No i walka. W pierwszych godzinach fajna, ale kiedy kończą się nowe typy wrogów, to szybko robi się powtarzalnie. Bo gdzieś od połowy gry będziemy stale tłuc zestawy takich samych robotów, a swoje powroty zaliczą również gagatki, z którymi wcześniej walczyliśmy w ramach starć z bossami (czytaj: recykling). W walce mechanicznie niby wszystko na miejscu - kombosy, blokowanie, parowanie, specjale, ale trochę mi tutaj brakowało chwilami impetu i jakiejś większej satysfakcji z mielenia wrogów. Nie jestem też ekspertem w dziedzinie, ale mam wrażenie, że gra ma tendencję do reagowania z opóźnieniem na duszone przez mnie przyciski. To może równie dobrze wynikać z faktu, że z Enslaved: Odyssey to the West postanowiłem zmierzyć się na poczciwej PS3, a gra na tej bestii ma wyraźny problem z utrzymaniem stałych 30 klatek. Swoim kiepsko wyczulonym okiem oceniam, że zwykle nie trzyma ich wcale. Dorzucę do tego tekstury wczytujące się na naszych oczach i problemy z dźwiękiem (zanikające kanały, np. odgłos ciosów). Generalnie gra robi bardzo pozytywne wrażenie na początku, ale od pewnego momentu zaczyna jedynie tracić na uroku. Nadal potrafi miło zaskoczyć jakąś widokówką, albo elementem, gagiem (uwaga, pada słowo penis), udaną chemią między bohaterami, ale robi to coraz rzadziej. Coraz częściej potrafi z kolei znużyć czy to otoczeniem, mechaniką, albo powtarzalnymi, mało mięsistymi starciami. Solidna gra, ale do perełki trochę brakuje. Crow Country [PS5] Trzeba przyznać, że Crow Country przyciąga uwagę i zarazem zaskakuje stylistyką, która zupełnie nie koresponduje z gatunkiem gry. Bo bohaterka prezentuje się lekko niepoważnie z tymi fioletowymi włosami, w pogrubiającym ją stroju i generalnie mocno umowną bryłą niczym pierwsze polygonalne postacie z PS1. Natomiast zamknięty park rozrywki niekoniecznie brzmi jak miejsce odpowiednie dla survival horroru. Ale to wszystko pozory. Tytułowy Crow Country został odcięty od cywilizacji, a kiedy przybywamy na miejsce to szybko okazuje się dlaczego. Park rozrywki jest opanowany przez tutejsze warianty zombiaków i innych potworów. Nasza bohaterka - Mara - z jakichś powodów poszukuje właściciela tego przybytku, ale trakcie przygody będzie też miała okazję poznać genezę zastanej sytuacji. W tym miejscu fabułę zostawię każdemu do samodzielnego zapoznania się, a od siebie dodam jedynie, że całościowo wypada ona nadspodziewanie intrygująco i nie musi się niczego w tej materii wstydzić. Gra jest oczywistym ukłonem w stronę gatunkowych klasyków. Łączy przy tym urok prerenderowanych lokacji, ale jednocześnie oferuje swobodnie obracaną kamerę. No i hołd nie byłby kompletny, gdyby zabrakło “tank controls”, choć dla chętnych dostępne jest również bardziej współczesne sterowanie. Cała reszta to uczta dla fanów przygodówkowychsurvival horrorów, czyli biegamy po pomieszczeniach próbując rozwiązać zagadki, które nagrodzą nas przedmiotami, a te przedmioty umożliwią dostęp do nowych pomieszczeń z kolejnymi zagadkami. Jednocześnie park rozrywki jest na tyle skondensowany i nieprzytłaczający rozmiarami, że “wszędzie jest blisko”, więc raczej nikt się na dłużej nie zgubi, ani nie utknie. W Crow Country panoszą się wrogowie, ale Mara nie jest bezbronna, bo dysponuje bronią palną, choć przynależność gatunkowa gry wymusza, aby amunicji nigdy nie było przesadnie dużo. Zresztą samo strzelanie też potrafi podnieść ciśnienie, bo zrealizowano je w dość wymagający mechanicznie sposób. W trakcie swobodnego celowania (brak automatycznego namierzania) jesteśmy uziemieni, a że im bliżej nas jest wróg, tym większe obrażenia mu zadajemy, toteż każdy strzał jest przez nas kalkulowany w głowie: dopuścić potwora bliżej i dzięki temu ostatecznie zaoszczędzić amunicji czy zagrać bezpiecznie, trzymając dystans? Jasne, że to nie jest jakaś przełomowa innowacja w rozgrywce, nic nadzwyczajnego, ale widać też, że jak na tak małą grę, ktoś podszedł do tematu bardzo ambitnie. I ja to doceniam. Napisałem, że gra jest mała i na potwierdzenie tych słów napiszę, że ukończenie jej powinno zająć około pięciu godzin, może siedmiu, jeśli postanowimy poszukać kilkunastu nadprogramowych sekretów (warto, bo to są bardzo przydatne rzeczy). Ale to będzie dobrze zainwestowany czas, bo tytuł generalnie pozbawiony jest dłużyzn i niczego specjalnie nie przeciąga. Drugie przejście, kiedy już doskonale wiemy "co i gdzie" to będzie kwestia maksymalnie dwóch godzin, a dla urozmaicenia możemy odrobinę inaczej pokierować losami spotkanych postaci drugoplanowych. Bo nie każdy bohater tego dramatu ma zagwarantowany w scenariuszu happy end i wszystko zależy od naszych decyzji. Wyróżniająca retro prezencja, niepokojący nastrój, do którego swoje trzy grosze dokłada udana muzyka, odrażający wrogowie (na tyle, na ile pozwala przyjęta stylistyka), intryga, trupy, satysfakcjonujące sekrety (warte wysiłku nagrody), dobre tempo i intensywność przygody. Gra dużo lepsza, niż na pierwszy rzut oka wygląda. SOMA [PS4] Z cyklu: zawsze chciałem, ale trochę się cykałem. No, ale że w tym roku nieco odważniej się czułem w temacie horrorów, to i SOMA w końcu znalazła się na widelcu. Muszę być ostrożny, bo o ile w teorii mógłbym naszkicować tutaj fabułę, to chyba lepiej dla wszystkich będzie, jeśli sobie tej pokusy odmówię. Niech gracz wejdzie w ten świat dokładnie na takich samych zasadach, co postać, którą steruje. Zdezorientowany, przerażony, bezbronny. A co z rozgrywką, zapytacie? Po tym kątem SOMIE najbliżej do symulatora chodzenia, tutaj nie powinno być zaskoczeń. Co ciekawe, na wstępie gra potrafi zaimponować interaktywnością, bo niewiele przedmiotów jest tutaj rzeczywiście “przyspawanych” do podłoża czy półek. Dziesiątki pierdół, klamotów i dekoracji możemy podnieść, a nawet nimi rzucać, choć w 99% przypadków niczemu to nie służy. Nie mamy bowiem żadnego ekwipunku, niczego nie kolekcjonujemy, więc wszystko to jest dla hecy. Niewykorzystany potencjał? Być może. A być może skupienie się na tym co najważniejsze i wycięcie rozpraszaczy? Bo gra jest kompletnie liniowa. Jedynym naszym zadaniem i celem (obok śledzenia opowieści) jest, by brnąć do przodu. Otworzyć kolejne drzwi. Wydostać się z aktualnego pomieszczenia i przedostać do kolejnego. Dlatego trochę się nachodzimy - tu przywracając zasilanie, tam przestawiając jakąś dźwignię, albo podmieniając bezpieczniki. Pobawimy się wieloma komputerami i terminalami, często w formie jakiejś mini gierki, gdzie trzeba będzie coś zhakować, zrównoważyć napięcia, przeanalizować dane i na ich podstawie wysnuć wnioski. Opcjonalnie będziemy mogli poczytać maile czy odsłuchać audiologi, aby z fabuły wyciągnąć więcej detali. Wszystko to brzmi może banalnie, ale przyznaję, że raz czy dwa razy utknąłem na dłuższą chwilę, bo bohater nie należy do tego rodzaju, który stale będzie do siebie gadał co teraz powinien zrobić i w którym pomieszczeniu powinien szukać rozwiązania. Cierpliwie i milcząco będzie znosił każdą minutę naszego zagubienia i nie pomoże nawet słowem, gdy po raz dziesiąty będziemy przechodzić obok kluczowego interaktywnego elementu, który przegapiliśmy. Jest jeszcze jeden element rozgrywki, o którym nie wspomniałem. Bo skoro SOMA należy do horrorów, to wypada, aby wprowadzić do gry jakieś zagrożenie. I ono się pojawia, w całkiem namacalnej formie. Czasem zmusi nas do pośpiechu, ale częściej do ostrożności i skradania. Zdarzy się też, że wymusi na nas zachowanie, które będzie niezgodne z pierwotnymi instynktami gracza, a przez to mocno niekomfortowe psychicznie. Oczywiście celowo nie posługuję się w tym akapicie konkretnymi przykładami, bo to poniekąd elementy fabularne, więc powściągliwość wskazana. Chciałem jedynie podkreślić, że są tutaj grywalne fragmenty, które podnoszą ciśnienie. Nie ma ich wiele, tak w sam raz, ale są. Dla wrażliwych jednostek udostępniono tryb “bezpieczny”, w którym podobno nie można zginąć, ale osobiście go nie testowałem nawet, bo szanujmy się. SOMA przede wszystkim klimatem stoi. Ciężkim, mrocznym, pod przytłaczającym ciśnieniem. Może obudzić w nas lęki, o których nie wiedzieliśmy. Napina nerwy, ale tylko sporadycznie naprawdę przestraszy. Fabularnie potrafi zafascynować, zadaje graczowi pytania, choć ich głośno nie wypowiada. Gdzieś obok głównej opowieści zmusi też do mniejszych, opcjonalnych decyzji. Są one bez wpływu na przebieg historii czy jej zakończenie, ale zostawiają w nas jakiś ślad i nie przychodzą łatwo. Ja się niejednokrotnie zawahałem. Dla podbicia wrażeń grałem w SOMĘ jedynie późnymi nocami, więc nie mogę zagwarantować, że w innych okolicznościach i warunkach zadziała tak samo dobrze. Bleak Sword DX [Switch] Zaskakująco przyjemna ta gierka. Wygląda… mocno specyficznie, choć niektórzy by napisali, że nieatrakcyjnie. Minimalistycznie, ale jednocześnie ciekawie koncepcyjnie. Dwuwymiarowe sprite’y zamknięte w trójwymiarowych przestrzeniach niewielkich dioram. Dominują czerń i biel, ale czerwone akcenty dodają całości charakteru. Jak na tak oszczędną oprawę Bleak Sword jest zadziwiająco klimatyczną grą dark fantasy. Wcielimy się w pikselowego rycerzyka, który będzie musiał się przedzierać przez kolejne etapy. Na każdym czeka na nas horda mniejszych i większych przeciwników do ubicia, a na deser boss. Walka? To szybki atak, ładowany atak, rolka, parowanie (i w nagrodę kontra), zarządzanie staminą i konieczna znajomość ataków wrogów. Niby tradycyjny zestaw mechanik, ale wszystko tutaj odbywa się w imponującym tempie i na niezwykle ciasnej przestrzeni. Odczucia z walki są mięsiste oraz satysfakcjonujące. Nagrodą za pokonanie każdego etapu jest zastrzyk doświadczenia, który pozwala nam levelować bohatera (proste podbicie jednej z trzech statystyk - HP, atak, obrona). Możemy też liczyć na losowy loot, czyli jakiś artefakt zapewniający bonusowe punkty do ataku lub obrony. Mamy dwa sloty na tego rodzaju przedmioty, ale w przypadku śmierci upuszczamy je i dostajemy jedną szansę na ich odzyskanie. Jeśli polegniemy drugi raz, to przepadną na zawsze i trzeba szukać nowych. Zapewne z tego właśnie powodu spotkałem się ze stwierdzeniem, że to roguelike/roguelite, ale nie dajcie sobie tego wmówić. Gra nigdzie nas nie cofa po porażce i nie musimy każdorazowo zaczynać podróży od początku. Jedyne rogalowe naleciałości to wspomniane losowe artefakty, które możemy stracić (ale za chwilę znaleźć nowe) oraz część punktów doświadczenia. I żeby była jasność - nikt nie odbierze nam już wbitych poziomów bohatera i statystyk (jedynie wyzeruje postęp w kierunku kolejnego poziomu), ani progresu przygody. Nikt również nie zabroni nam się cofnąć do już zaliczonych etapów, by podlevelować postać, albo pofarmić artefakty. Generalnie gra dużo wybacza i nawet nie próbuje wywierać większej presji - możemy próbować do skutku, kolejne podejścia nic nas nie kosztują, starcia są dynamiczne i etapy zwykle nie zajmą dłużej, niż minutę, więc wszystko odbywa się błyskawicznie. Bleak Sword DX może stwarzać pozory jakiejś hardkorowej gierki, ale pod tą mroczną, surową powłoką jest niezwykle przyjemnym, satysfakcjonującym tytułem do pogrania z doskoku. Przejście trybu fabularnego to kwestia trzech godzin, w nagrodę odblokowuje się trzeci poziom trudności i dodatkowe tryby (randomizer wrogów, arena). Przypisek DX w tytule gry oznacza, że oprócz trybu klasycznego, ta wersja zawiera również wariant Deluxe. Oferuje on dłuższą (więcej etapów), trudniejszą przygodę. Mapy są przearanżowane, zmienione jest rozstawienie wrogów (i jest ich więcej na każdym etapie), niektóre ich typy pojawiają się wcześniej, a bossowie miewają pomocników. Ten tryb jest zauważalnie trudniejszy i zajmie więcej czasu (4-5 godzin). Ale satysfakcjonuje jeszcze bardziej.
-
Premier League
Lundgren co zubilewiczowi ciasteczko posłał.
-
Premier League
no i Gabi wyjaśnił, chłopaka Argentyny, Co się odjaniepawniło to ja nie wiem, -piękna akcja Odegaarda i gol Zubiego
-
- GOTY 2025 - forumkowy ranking
GOTY Clair Obscur: Expedition 33 Death stranding 2 Split fiction Średniak - South of midnight Rozczarowanie - Mario Kart World Najbardziej wyczekiwany tytuł - GTA VI Na czym grasz?- Switch 2, PC, PS5- Stranger Things - Netflix
Wszystkie laski wyglądają tragicznie. Nie wiem czy to celowy zabieg, czy po prostu tak wyszło- Stranger Things - Netflix
Czaicie siedzieć w tym pokoju 12 godzin i słuchać w zapętleniu tego pierdolenia? Nic dziwnego, że ci aktorzy postradali zmysły.- Premier League
Aston Villa póki co realizuje swój plan - granie na czas i zamykanie się na swojej połowie + groźne kontry. Strasznie frustrujący mecz.- Stranger Things - Netflix
Ponoć to wyznanie Willa kręcili 12h xD jedna z najbardziej cringowych scen w serialach ever. Zaraz mi się najnowszy dragon age przypomniał. 11 zbrzydła strasznie. Mam nadzieję że to tylko efekt tego domniemanego botoksu. Hawkowa też tragedia. Steve chyba najfajniejsza postać w tym sezonie. - GOTY 2025 - forumkowy ranking