No i rewanż z Górami Izerskimi dokonany, tym razem bez śniegu i nienawidzących mnie narciarzy. Cóż rzecz, było brutalnie. Absurdalna ilość wzniesień i absurdalnie gorąca pogoda. Zresztą statystyki nie kłamio, 1500 m przewyższeń w 85 km Nigdy się tak ze mnie nie lało. Oczywiście zapomniałem spf i się spaliłem. Serio, było tak gorąco, że... mój telefon odmawiał posłuszeństwa, wyświetlając tylko komunikat o przegrzewaniu się. Drugiego dnia już cierpiałem i to z mojej winy. Uparłem się że z noclegu wyjdę o 7, aby dojechać do auta i wrócić do Poznania o ludzkiej godzinie. No ale knajpy ze śniadaniem otwierają się o 11. No więc przez 4h nawalałem przez te pagórki, jadąc tylko na żelach i batonikach, i to po takim brutalnym, wykańczającym pierwszym dniu. Serio, nie miałem energii jechać prostą drogą, a co dopiero do góry. I jeszcze ten upał, arggh. To była katorga i nigdy więcej nie powtórzę tego błędu. Aż w końcu, prawie ze łzami w oczach, patrzę - jakaś czeska knajpa, OTWARTA. Kręcę kołami resztką sił do celu i patrzę na menu - chlebek ze smalcem i ogórkiem, jajecznica, kiełbasa z komina, cokolwiek to znaczy. Chcę zamówić wszystko, tak bardzo umieram z pragnienia czegoś pożywnego. A tu pani stuka w naklejkę - tylko gotówka. Macam się po kieszonkach... wziąłem tylko kartę. Gęba spada mi na stół. Aż nagle z knajpy wyłania się jedyna polka i mnie zaczepia, że mi pomoże. Już z radością oferuję, że przeleję jej bliczka i to z napiwkiem. "O-oo, nie mam bliczka, tylko paypala.". Kurtyna. "Co Ty kurna pierdolisz, jak ktoś z Polski nie ma blika? " chciałem jej wyrzucić, ale na szczęście podziękowałem tylko za intencje. W sumie mogłem jej zaoferować zwykły przelew i pokazać jak go robię, ale mój mózg już chyba nie działał. No nic, pojechałem dalej, nie wierząc, że serio omija mnie jajecznica z chlebkiem na smalcu. Na szczęście po brutalnych 10 kmach trafiam na kolejną knajpkę i tam w końcu wpierniczam m.in kiełbaski w sosie ciemnego piwa. Ale szkoda została już zrobiona i dojechałem do auta, omijając jedno fajne miejsce, bo tak bardzo byłem wypruty przez złą organizację drugiego dnia. Trudno. Dwie lekcje nauczone, zawsze miej jakąś gotówkę, ty kurwa głupi lewaku i nażryj się po ciężkim dniu wyprawy. W ogóle patrzcie, jebnąłem też rekord prędkości, tego to już chyba nie pobiję Klasycznie mała fotorelacja, sorry za rozpisanie się o pierdołach: Łazienka w noclegu dla krasnoludów. I wanna w podłodze, lol.