Treść opublikowana przez Josh
-
Shingeki no Kyojin (Attack on Titan)
Coś w tym jest. Po prostu byłem ciekaw czy to faktycznie dziury w fabule czy ja czegoś nie zrozumiałem.
-
Shingeki no Kyojin (Attack on Titan)
Czyli mamy tu jakąś niekonsekwencję ze strony autora mangi
-
Shingeki no Kyojin (Attack on Titan)
Dalej nie pasuje mi ta teoria o atomowej przemianie w Kolosa. Berthold na murze zamienił się w taki sposób, że jakoś nic wokół nie zniszczył. Z tego co rozumiem, to żeby doszło do wybuchu użytkownik Kolosa musi zamienić się będąc w powietrzu, a eksplozja następuje dopiero w momencie uderzenia o ziemię.
-
Shingeki no Kyojin (Attack on Titan)
A to nie mógłby oddalić się kawałek (zwłaszcza że murów i tak już nie ma) i dopiero wtedy się aktywować i pomóc ziomkom dobić pozostałe tytany? Mógł to namet zrobić zaraz po ucieczce z celi, żeby wesprzeć Erena. Przecież to nie jest siła wybuchu równa atomówce, bez przesady. Trochę głupota, że mając takiego asa w rękawie kolo z tego nie korzysta.
-
Shingeki no Kyojin (Attack on Titan)
Chyba, że zmienią zakończenie Btw, może mi ktoś wytłumaczyć dlaczego
-
Shingeki no Kyojin (Attack on Titan)
Nowy odcineczek, aż mi się łezka w oku zakręciła, bo czułem się jakbym znowu oglądał pierwszy sezon
-
The Best of Szósta Generacja, półfinały.
Wszystko zależy. Jeżeli poziomy mają sensowną długość, a odstępy między checkpointami również zostały wyważone z głową, to wtedy jest to według mnie lepsze rozwiązanie niż q-s. Nie kusi, żeby przesadnie ułatwiać sobie zabawę i nie sprawia, że możemy się w którymś momencie zablokować (np. przez przypadek wykonując save'a sekundę przed zgonem). Teraz odświeżam sobie starusieńkiego Resident Evil Outbreak 2 i bardzo podoba mi się jak tam rozwiązano kwestię save'ów. Mamy 3 zapisy na etap i sami dokonujemy wyboru, kiedy z nich skorzystać, a więc sami ustalamy odległości między "checkpointami" i np. możemy się z nich wypstrykać 5 min. po rozpoczęciu etapu lub też wszystkie zapisy zaoszczędzić na jakieś trudniejsze sekwencje. Wprowadza to fajny, lekko strategiczny smaczek do zabawy, ale nie ułatwia jej zanadto i nie sprawia też że można się zablokować (bo save'ujemy tylko w bezpiecznych miejscach).
-
The Best of Szósta Generacja, półfinały.
Nikt nikomu nie broni, ale też nikt nikomu nie wmówi, że nie jest to ficzer maksymalnie ułatwiający rozgrywkę.
-
The Best of Szósta Generacja, półfinały.
Q-S to największe gówno jakie może pojawić się w grze, sprawia że każdy, nawet najbardziej skillowy tytuł staje się dziecinnie łatwy. Wyobrażacie sobie quick save'a w Soulsach? Ciach! udane trafienie przeciwnika bez otrzymania obrażeń >>save<<, Jeb! O nie, otrzymałem damage <quick load> ----> powtarzaj aż nie przejdziesz całej gry w dwie godziny, bo więcej ci to nie zajmie przy tym systemie. Oczywiście nikt nikogo nie zmusza do tak częstego korzystania z zapisu, ale nie czarujmy się, większość graczy będzie tego nadużywać, żeby sobie maksymalnie ułatwić rozgrywkę. A później na necie płacz, że gra jest krótka i łatwa ;( To co wkleił asax w statusach to kolejny niesamowity bullshit. Akurat w GTA (zwłaszcza w takim San Andreas) misje wykraczają daleko poza schemat "pojedź z punktu A, do punktu B i wszystkich powystrzelaj". Luźna jazda autem, misje pościgowe, misje ucieczkowe, nauka jazdy / latania, strzelanie, skradanie, etapy eskortowe, napyerdalanie się w przestworzach niczym Ace Combat, mini gierki taneczne, zabawa z widlakiem, korzystanie ze zdalnie sterowanych samolocików itp itd. W Vice City był nieco mniejszy przekrój aktywności, ale nawet tam rozgrywka potrafiła być różnorodna (podkładanie bomb na placu budowy, śmiganie autem po pijaku, parkour motocyklem po budynkach). Trzeba być naprawdę ślepym / ograniczonym / ewentualnie baaaaardzo nie lubić tej serii, żeby tak ją spłycać.
-
The Best of Szósta Generacja, półfinały.
Najlepszy slasher w historii giereczek (jakim oczywiście jest DMC3) odpadł, a GoW2 dalej w turnieju i jeszcze z szansą na zwycięstwo? NIEDOCZEKANIE.
-
Właśnie zacząłem...
Święty graal gamingu własnie wleciał z nowym patchem. Ależ będzie granko w weekend
-
The Best of Szósta Generacja, ćwierćfinały.
Widzę, że żart z Shadow of the Colossus trwa dalej
-
własnie ukonczyłem...
Taki mały maratonik Residentowy. W niektóre części dawno nie grałem, więc wyszło słabiutko, ale z wyniku w Zero i Revelations jestem zadowolony
-
The Best of Szósta Generacja, runda 4.
Goty wszechczasów w 2005 roku rewolucjonizujące shootery vs działający w 5 fpsach samograjek udający coś więcej niż grę wideo (z mizernym skutkiem). Sądzę, że pękające residentowe dupy to nic przy wstydzie jaki muszą czuć teraz osoby, które zagłosowały na to drugie
-
The Best of Szósta Generacja, runda 4.
Będę musiał z tego powodu popełnić rytualne sudoku. Ale to dopiero, kiedy turniej dobiegnie końca, jestem ciekaw jak daleko jeszcze zabrnie ten absurd z SotC
-
The Best of Szósta Generacja, runda 4.
Damn, spóźniłem się. Proszę oddać moje głosy na RE4 i Silent Hill, to powinno rozstrzygnąć spór
-
JoJo’s Bizarre Adventure
Po czwartym, zdecydowanie najgorszym według mnie sezonie (nawet Kira go nie uratował), piąty sez. to ponownie yebane mistrzostwo świata. Znowu zgraja ześwirowanych bohaterów (między którymi czuć bromance!), podróżujących razem i walczących z ciekawymi koksami, do tego sama skala wydarzeń i epickość walk przypomina mi Stardust Crusaders, a to najlepsze możliwe porównanie. Wstępnie 9/10
-
Szambonurek - czyli gnioty, które nam się podobały.
Etap z robalami, misja z nawiedzonym pociągiem czy final boss to jedno wielkie: , aż się człowiek zastanawia co jarali deweloperzy tworząc takie badziewie. Niemniej kilka "zmyślonych" etapów wyszło całkiem fajnie, a te przeniesione prosto z filmów to już w ogóle. Swoją drogą, po skończeniu Path of Neo natchnęła mnie myśl jak mogła wyglądać ta egranizacja, gdyby zabrało się za nią naprawdę kompetentne i nie żałujące pieniędzy studio typu Capcom czy Namco
-
Szambonurek - czyli gnioty, które nam się podobały.
Właśnie sobie odświeżam tę grę na poczciwym ps2, w zasadzie to już kończę Technicznie tragedia, zresztą już na swoje czasy straszyła okropną oprawą, beznadziejnym frameratem i masą bugów, jednak zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby gierka posiedziała jeszcze z pół roku, może rok w produkcji to mógł być z tego niezły hit, bo sam gameplay zgrabnie łączący walkę wręcz i prucie gnatami wciąż daje OGROM frajdy. Zniesmaczony nowym Matrixem postanowiłem najpierw powtórnie obejrzeć oryginalną trylogię, a następnie zabrać się za Path of Neo, co by zweryfikować to i owo, no i generalnie jestem pod wrażeniem tego jak deweloper oddał feeling grania Wybrańcem. Tu można odtworzyć dosłownie KAŻDĄ akcję z filmu: od biegania po ścianach, przez uchylanie się przed pociskami, aż po napierniczanie Smithów słupem wbitym w ziemię i rozdawaniem im kopniaków kręcąc się wokół tego kawałka metalu, zupełnie jak Keanu w filmie. Ilość combosów, akrobacji oraz towarzyszących im animacji wgniata w ziemię. Efektowny kopniak w strzelbę przeciwnika, po którym giwera ląduje w naszych łapach? Jest. Walka z użyciem różnego rodzaju broni białej? No ba. Wyskok w powietrze zakończony szpagatowym kopnięciem w ryj dwóch gagatków jednocześnie? Jak najbardziej, jeszcze jak. Najlepsze jest to, że walczy się bardzo intuicyjnie, a efekciarskie combosy wychodzą same (co jednak nie znaczy, że gra jest łatwa, na hardzie wystarczy moment nieuwagi, żeby zginąć). Do tego warto dodać, że bullet time działa bezbłędnie (udźwiękowienie, łuny ciągnące się za pociskami, w trakcie spowolnienia pojawia się tez możliwość wykonywania zupełnie innych combosów i finisherów) + sporo elementów otoczenia jest zniszczalnych, dzięki czemu mamy tu naprawdę fenomenalny spektakl destrukcji. Jako, że jestem mocno poyebany zarówno na punkcie Matrixa jak i efektownych beat'em upów, to nie ma kompletnie mowy tu o jakiejkolwiek obiektywności, miejcie to na uwadze przymknąłem oko nawet na niektóre chore pomysły dewelopera, które z Matrixem nie mają nic wspólnego (w grze jest masa motywów, której nie miały miejsca w filmach, np. w jednym etapie Neo walczy... z wielkimi mrówkami). Dla wielu pewnie będzie to crap, dla mnie jednak obok Enter the Matrix i Total Overdose to najlepsza gra akcji tamtej epoki wykorzystująca bullet-time. Prawdziwym crapem to jest teraz pierwszy Max Payne, w którym poza drewnianym strzelaniem nie można robić nic ciekawego, a gameplayowo gra nie oferuje nawet 5% tego, co można wyczyniać w Path of Neo.
-
Matrix Quadrilogy
W pierwszym Matrixie według mnie najbardziej i tak robiły efekty i sceny akcji, a na to "gotowca" już nie mieli. Wachowscy tym filmem zrewolucjonizowali kino akcji, po prostu nie było wcześniej scen takiego kalibru (wystarczy przypomnieć Trinity trzymającą się liny z helikoptera i sposób w jaki eksplodował budynek za jej plecami albo Neo uchylającego się w slow-mo przed pociskami). Jestem gotów zaryzykować stwierdzenie, że nawet gdyby fabuła była słaba to film i tak dzięki temu efekciarstwu zostałby zapamiętany jako ponadczasowy hit.
-
Matrix Quadrilogy
Dla mnie to, że coś jest absurdalne czy nawet głupawe nie przekreśla faktu, że i tak może być epickie. Nawet ostatnia walka ze Smithem w Rewolucjach sprawiła, że kopara opadła mi do samej podłogi i w sumie oglądając to dzisiaj też mnie przechodzą ciarki: mimo że waliło to już Dragon Ballem, to jednak sama sceneria, muzyka, slow-motion w idealnych momentach zrobiły swoje. I jeszcze jedno co było fajne w tych scenach akcji: działo się w nich od groma, ale były mega czytelne i praktycznie bez tanich sztuczek typu cięcia co 3 sekundy, widz nie miał wątpliwości, że choreografowie, aktorzy i reżyserzy włożyli w nie sporo pracy. Niemniej rozumiem, że nie każdemu taki niekiedy komiksowy kicz musiał przypaść do gustu, sam też ciut wyżej stawiam rozróbę w lobby z pierwszego Matrixa albo walkę Neo z Morfeuszem w symulacji. Być może, ale to za free w domu z jakiegoś sklepiku internetowego albo w TV jak poleci. Obiecałem sobie, że za tak chamski skok na kasę i rozwalenie mi ulubionej filmowej serii złotówki ode mnie nie zobaczą.
-
Matrix Quadrilogy
Reaktywacja i Rewolucje były słabymi Matrixami, ale przynajmniej dawały radę jako filmy akcji. No nikt mi nie powie, że starcie z setką Smithów, walka w zamku Merowinga, pościg na autostradzie czy finalna bitwa z maszynami w Syjonie na tamte czasy nie rozp*erdalały efektami, choreografią czy po prostu efekciarstwem. Smutne jest to co piszecie, bo łudziłem się, że chociaż ten jeden element będzie dobrze zrobiony, a tu klops.
-
Resident Evil Cinematic Universe
Tak i premiera jakoś w przyszłym roku właśnie na Netflixie. Będzie czarny Wesker, będą bardzo silnie, niezależne i waleczne kobiety, będzie świat po apokalipsie, a to wszystko od gościa, który stworzył Supernatural. W skrócie: wyjdzie jeszcze większy wysryw niż Infinite Darkness i Welcome to RC, a może w kategorii wysrywów wszechczasów powalczy ten serial z tworami Paula W.S.Andersona. To i tak jestem w szoku, że tyle ten film zarobił.
-
Resident Evil Cinematic Universe
Może taki był zamiar, ale sądzę, że film tak wtopił (finansowo i wizerunkowo), że w ogóle nie będą kontynuować tej fabuły, tylko zrobią kolejnego reboota, a za kamerą stanie inny byczeQ.
-
Resident Evil Cinematic Universe
To to znaczy, że nikt nie ogarnął?