Treść opublikowana przez Jukka Sarasti
-
własnie ukonczyłem...
Skończyłem przygodę z Onimusha: Dawn of Dreams. Nigdy nie byłem wielkim fanem tej serii, chociaż w zamierzchłych czasach ograłem jedynkę i trójkę. Nie przesadzę pisząc, że w ostatnią grę z tej serii grało mi się najlepiej i zwłaszcza po Dawn of Dreams przykro mi trochę, że poza remasterem jedynki nic się z IP nie dzieje. Gameplayowo raczej nie będzie to zaskoczenie dla nikogo, kto miał styczność z tą serią - siekamy na potęgę insektoidalne demony Gemma, rozwiązujemy proste (bardzo proste) zagadki i z czasem pakujemy naszą drużynę. O właśnie, drużyna to jednak pewna nowość. Protagoniście w osobie rogatego Sokiego towarzyszą cztery postacie, między którymi gracz swobodnie się przełącza (w sensie jedna jest z nim na stałe i pod L2 gracz przenosi się w jej skórę, a pozostałe można przywołać w kapliczkach, gdy np. potrzebujemy jej umiejętności, aby dalej przejść). Jeżeli chodzi o granie nimi, to miło grało się Jubei (nieprzypadkowe nazwisko) i Ohatsu (tą wręcz zbyt miło - w grze gdzie walczy się mieczami wsadzono jej w łapy spluwę, która pozwala z dystansu kasować wszystkich). Roberto miał zbyt mały zasięg, a Tenkai był zbyt krótko w drużynie, żeby solidnie dopakować jego ekwipunek. A samym Sokim gra się miło - ma dostęp pod kwadratem do podstawowego combo, kilku ataków "kierunkowych" (pchnięcie, wybicie w powietrze itp.), do których dodatkowo można dokupić ciosy je kontynuujące. Pod trójkątem ma "czary", a atakując w odpowiednim momencie przeskakuje między przeciwnikami z szybkością Sonica i zadaje im duże obrażenia - słowem, dosyć podobnie zapamiętałem resztę gier z serii. Sokiemu chodzi o to, że jego zły przybrany ojciec zamienia Japonię w demonolandię, więc ze swoją ekipą rusza, aby wybić mu to z głowy za pomocą najbardziej uniwersalnego języka - języka przemocy. Proste, ale działa. Gameplay pomimo długości raczej nie męczy - mieszanina walki (z regularnym dodawaniem/mieszaniem wrogów) i prostej eksploracji nagradzającej dokładność oraz zagadki-skrzynki z użytecznymi przedmiotami sprawnie zabawiają gracza. Wyjątek stanowi ostatnia misja - finalnych bossów jest z ośmiu pod rząd, a co jeden to albo ma krótsze okienko, żeby móc go atakować, albo jest totalną gąbką. A czasem to i to. Nie zmywa to jednak bardzo dobrych wrażeń po całości, miło byłoby, gdyby seria doczekała się nowej pełnoprawnej odsłony od czasów PS2, bo jednak ma swój unikalny klimat i patenty (jak special odpalany tuż przed ciosem wroga/po udanym parry itp.), a wzorem jedynki można dorzucić jeszcze trochę horrorowego sosu. Solidne 8/10.
-
Sporty walki
Sporty walki były dla mnie dosyć ważnym elementem życia - głównie te uderzane z naciskiem na moje ukochane muay thai, choć bardzo miło wspominam też treningi boksu. Obecnie pauzuję ze względu na problemy zdrowotne, a od paru lat mam czas na może 2-3 treningi w tygodniu, więc szału nie ma, ale bez tego sobie życia nie wyobrażam. Szkoda, że mam spore problemy z kręgosłupem, które eliminują mnie z zapasów oraz BJJ.
-
Właśnie porzuciłem...
Soulstice. Niby gra dla mnie, bo lubię slashery, projektowi kibicowałem, ale jakie to jest cholernie nudne... Lokacje są puste, przeciwnicy rzadko występują w ciekawych konfiguracjach, a walka ma w sobie jakoś mało mięsa. Dla porównania ogrywam sobie czwartą część Onimushy i mimo wieku oraz tego, że zawsze wolałem walkę z takiego DMC czy Ninja Gaiden, to bawię się nieporównywalnie lepiej, niż przy Soulstice.
-
seria final fantasy
W tym roku sobie akurat skończyłem ósemkę, w którą to ostatnio grałem jakoś 15 lat temu. No i ogólnie rzecz ujmując scenariusz nawet przyjemny, Squall jest całkiem fajnie napisaną postacią i wbrew moim obawom nie wpadał w kategorię "edgy", walka miła, choć wolałem zawsze rozwiązanie, kiedy dana postać ma po prostu przypisaną tylko do siebie specjalną umiejętność jak w FF VI. Ostatni boss natomiast mocno frustrujący i nieco losowy, czego w grach nienawidzę. W planach na ten rok też pozostaje odświeżenie sobie szóstki i dziewiątki, zobaczymy jak na ich tle wypadnie ósemka.
-
Stellar Blade
Po ostatnim trailerze z open worldem mój entuzjazm nieco opadł (wkręciłem sobie, że to będzie po prostu slasher), ale powyższy tweet przywrócił mi zainteresowanie tytułem. Pograłbym w coś nowego z intensywnym i ciekawym siekaniem.
-
Avowed
Liczę, że walka będzie dopieszczona, natomiast na projekt patrzę z umiarkowanym entuzjazmem, bo nieco rozminąłem się z trzema ostatnimi grami Obsidianu - Outer Worlds mnie zmęczyło, Pillarsy II były przyjemne i tylko przyjemne, a Pentiment mieszał świetne motywy ze średnimi fragmentami. Niemniej jednak mam cichą nadzieję, że Obsidian nie martwiąc się przesadnie o budżet i czas na dopieszczenie gry wyda coś bardzo konkretnego.
-
Indiana Jones and the Great Circle
Mam w stosunku do tego tytułu mieszany stosunek jako fan marki i osoba, której nowe Wolfensteiny (a przynajmniej pierwsza część spod ręki Machinegames) nie przekonały. Z perspektywą nie mam problemu, zwłaszcza, jeżeli zostanie przy jej użyciu dobrze zrobiony element zagadkowy i platformówkowy. Walka wyglądała dla mnie dosyć niemrawo, więc liczę, że albo będzie jej mało, albo w praniu będzie miała feeling znacznie lepszy, niż na pokazanym gameplayu.
-
Like a Dragon: Infinite Wealth (Yakuza 8)
Obecnie mam na liczniku około 40 godzin - chapter 10, zrobiłem chyba wszystko, co mogłem w ramach wspomnień Kiryu (sekwencje z Date, miejsca pamięci, na ten moment domknięte subquesty) i jestem w połowie dodatkowego dungeonu, tuż przed wizytą u pewnej istotnej dla fabuły siódemki i ósemki postaci. Na ten moment, pomimo pewnych problemów z tempem i mniej angażującej niż poprzednio historyjki Ichibana, jestem absolutnie w tej grze zakochany. Walka została przyjemnie stuningowana (natomiast mam wrażenie, że gra jest jeszcze łatwiejsza od poprzedniczki), nietypowa dla serii lokalizacja robi robotę (choć Bryce mógłby nie mówić po angielsku ), a pożegnanie z Kiryu dla mnie jako weterana serii (nie grałem tylko w Dead Souls, Kenzan oraz drugą część spin offa na PSP) robi robotę, niemalże łza cieknie po policzku podczas grania. Oczywiście stary i chory Kiryu na tle drużyny dalej jest OP czołgiem, tak powinno być.