Treść opublikowana przez Jukka Sarasti
-
Silent Hill f
Jest po prostu okej - czuć ciężar ciosów, dobrze odwzorowano to, że James to żaden zabijaka, tylko przeciętny Kowalski (a raczej Smith), dobrze zbalansowano kruchość bohatera i odczucie walki nieprzygotowanego gościa z dziwnymi pokrakami z faktem, że po prostu czuć satysfakcję jak się porządnie zleje potworasa i dobije butem, do tego nieźle zrobiono mieszanie meelee i walki na dystans. Na pewno bym tej gry nie polecał ze względu na walkę, ale też nie ma absolutnie powodów do wstydu.
-
własnie ukonczyłem...
Ogólnie nie sięgam po gierki kwalifikowane jako walking simy - średnio mnie ten nurt pociąga, a nie widzę sensu pykania w coś tylko po to, żeby stwierdzić "a nie mówiłem". Czasem jednak daję szansę czemuś spoza mojej bańki. Tak jakoś wyszło, że na święta od swojego bdb kolegi dostałem zgodnie z naszą prezentową zasadą "coś z wishlisty i coś spoza" m.in. Mouthwashing i That Which Gave Chase. To pierwsze jakiś czas temu opisywałem i było całkiem fajne (choć nie jakieś wybitne), dzięki wpleceniu paru prostackich, ale jednak gameplayowych mechanik i całkiem porytej historyjce. Drugi z tytułów rozpykałem z kolei wczoraj, co nie zajęło mi zbyt dużo czasu - rzecz można zamknąć w godzinę - ale już nie bawiłem się jakoś szczególnie dobrze. Sam punkt wyjścia dla tej utrzymanej wizualnie w stylu PSX gierki jest całkiem okej, choć fabuła z grubsza poleciała tak, jak spodziewałem się po pierwszych 5 minutach. Otóż jesteśmy gościem z zaprzęgiem psów, a na jakimś odciętym od cywilizacji arktycznym zadupiu szemrany naukowiec zleca nam, abyśmy dowieźli go na miejsce porzuconej przez niego uprzednio ekspedycji. W międzyczasie będzie do nas gadał, dowiemy się więcej o celu wyprawy, no i sprawy zaczną się pierniczyć. Większość czasu spędzimy jadąc saniami lub maszerując pośród monotonnych widoczków (co jest zrozumiałe), rzadka urozmaicanych bardzo dobrą muzyką. W teorii mechanika jazdy saniami jest ciut bardziej rozbudowana, niż można by się spodziewać, ale w praktyce gra tylko w jednym miejscu wymaga jakiegoś jej wykorzystywania. Poza tym mamy ze 2-3 gameplayowe aktywności (których nie zdradzę), poczytamy jakieś notatki, no i tyle. I te wszystkie gameplayowe uproszczenia bym w pełni strawił - w końcu nie oczekiwałem od tej gry, patrząc na gatunek, jakichś super mechanik - ale klimat i fabuła też mi jakoś mocno nie robiły. Z rzadka gra osiąga niezły efekt odosobnienia, ale historia jest bardzo przewidywalna, uderza w zużyte mocno tropy i ani przez chwilę nie czułem się zaangażowany w to, co dzieje się na ekranie. A przypominam, że mówimy o grze na godzinę. Nie chciałbym cisnąć po That Which Gave Chase - stoi za tą grą jakiś pomysł, włożono w nią niewątpliwie serducho. Patrząc po recenzjach na Steam, to ludziom się gierka podoba. Nie będę jednak zaklinał rzeczywistości - nie zrobiła mi ta gra ani trochę. Pewnie nie pomógł fakt, że to nie mój gatunek, ale to wspominane na początku Mouthwashing jednak pokazało, że są w nim rzeczy, które potrafią na mnie wywrzeć pozytywne wrażenie. Nie polecam, ale jeśli ktoś to ograł i miał odmienne wrażenia, to chętnie zapoznam się z inną perspektywą.
-
Manga, co polecacie
Nie wiem do końca, gdzie wrzucić, a może kogoś zainteresuje: https://www.fanatical.com/en/pick-and-mix/lone-wolf-and-cub-build-your-own-collection za 12,30$ można nabyć w formacie elektronicznym całość "Samotnego wilka i szczenięcia".
-
Silent Hill f
No nie ukrywam, że połączenie meelee bez impetu, staminy i trudniejszego omijania wrogów uderzyło nieco w mój hype. Zwłaszcza, że remake dwójki pokazał, że można zrobić działającą walkę w bliskim dystansie i można było się na niej zwyczajnie wzorować.
-
własnie ukonczyłem...
Był kiedyś komiks "Wanted", który nazwalibyśmy dzisiaj pewnie krawędziowym. Później był luźno adaptujący go film, który swego czasu był chyba całkiem popularny, a obecnie nikt o nim nie pamięta. No i filmowi towarzyszyła gra zrobiona przez szwedzkie Grin (mieli na koncie parę fajnych gierek, a potem na ich gruzach powstało studio odpowiedzialne za Payday) pod tytułem Wanted: Weapons of Fate. Rzecz generalnie zbierała recenzje z gatunku "fajne, ale za krótkie". No i jakoś tak wyszło, że miałem tę grę ukrytą z tyłu głowy, ale okazja do ogrania nadarzyła się dopiero teraz na X360 - na Steam z powodów licencyjnych gra nie występuje. Fabuła? Wcielamy się w aroganckiego chuja (lepszego słowa na typa nie ma, serio) w osobie Wesleya Gibsona, który zgodnie z historią oryginału przeszedł drogę od przegrywa do superzabójcy. Gra ma sympatyczny myk - akcja dzieje się zarówno przed filmem (w tych sekwencjach gramy jego starym) jak i po filmie, niejako domykając historię. Z tej okazji będziemy strzelać i słuchać gigantycznej ilości bluzgów - serio, ta gra ma bluzgi nawet w tytułach misji. No i właśnie strzelanie jest tym, co powoduje, że warto rozważyć sięgnięcie po Wanted. Pierwsze wrażenia są jednak dosyć kiepskie. Całość startuje jak ówczesny TPP z generatora - kitramy się za osłonami i strzelamy, do tego celownik chodzi w ociężały sposób, a wizualnie sporo tutaj tzw. moczowego filtra. Wystarczy jednak przemęczyć pierwszą misję, żeby okazało się, że to jednak sympatyczna zabawa w mordowanie. Między osłonami poruszamy się w miarę płynnie w ramach efekciarskich animacji, mamy groteskowo przesadzone egzekucje wręcz (moja ulubiona to bohater bijący cios, który wygląda jak hak, ale nożem w krocze przeciwnika - za każdym razem czułem ból jak to widziałem), a przede wszystkim zaczynają dochodzić mechaniki, które czynią sadzenie headshotów przyjemniejszym. Pierwsza z nich to zdolność do sadzenia podkręconych pocisków - po wciśnięciu odpowiedniego przycisku nasze pociski zaczynają lecieć po łuku zamiast w linii prostej i tak możemy skasować np. przeciwnika za osłoną. Bardzo szybko dochodzi też możliwość włączenia bullet time przy przeskakiwaniu między osłonami, co jest oczywiście fajne, choć mniej użyteczne, niż by się chciało, bo wspomniany celownik chodzi ciężko. Do tego gra urozmaica swoją krótką kampanię - raptem 4 godziny - prostackimi walkami z bossami, sekwencjami ze snajperką/stacjonarnym karabinem czy celowniczkowymi sekwencjami, kiedy postać na ekranie odwala matriksowe akrobacje, a naszym zadaniem jest zastrzelenie oponentów i zestrzelenie ich pocisków. Czy warto jakoś szczególnie mocno polować dzisiaj na dostępne za grosze Wanted jako zapomnianą perłę? Raczej nie. Czy gra sprawia frajdę i ma swój własny feeling jak na cover shootera? Zdecydowanie. To krótka gra z małą ilością zawartości (i raptem dwoma spluwami), ale branie jej za zrobioną bez serca filmówkę byłoby błędem. Ma swój sznyt i ja spędziłem te dwa wieczory bawiąc się całkiem nieźle. I know who I am. Asshole with gun and cool suit. Teraz pora pod telewizorem przepiąć kable i w miejsce X360 podpiąć PS3, żeby sobie przypomnieć/przejść parę gierek tam uwięzionych.
-
własnie ukonczyłem...
Grałem rok temu, Laxasia dalej wymagająca, Władca marionetek padł w mniej niż 10 podejść. Za to nakląłem się jak zły na bestii z bagien i na Szymku Czarodzieju.
-
Resident Evil 2 Remake
O tak, poziom rozczarowania przy szarpaniu w piątkę był porównywalny do bólu odkrycia w dzieciństwie, że Mikołaj nie istnieje, choć obiektywnie to dobra gierka.
-
PlayStation Plus (PS+ Collection, PS+ Premium)
Tak, najlepiej tę grę opisuje połączenie Bloodborne i Sekiro.
-
Xbox Series - komentarze i inne rozmowy
Czoperrr chyba ironizował, ale generalnie zgoda - trzymam w domu parę past genów i rotuję nimi pod TV, natomiast ogólnie najbardziej lubię swoją obecną pecetową wygodę, gdzie ląduje i tak praktycznie wszystko z PS/Xboxa. I naprawdę nie chce mi się kupować Switcha 2 i zawalać nim miejsca, choć pewnie to zrobię przy wersji OLED jak powychodzą ciekawe dla mnie exy.
-
Fire Emblem: Three Houses
Skończyłem wczoraj route Dymitra, ale nie będę pisał wrażeń z gry w temacie o ostatnio ukończonych tytułach z jednego powodu - to zaledwie skrawek fabuły i na razie tak naprawdę np. większej ilości wiedzy o głównym bohaterze czy wydarzeniach doprowadzających do historii przedstawionej na ekranie nie mam. 33h na liczniku, a z kolejnymi ścieżkami wpadnie sporo więcej - świetna gra. Zrobię sobie chwilę przerwy na inną gierkę i lecę tym razem z historyjką Edelgard - szkoda tylko, że fabuła rozgałęzia się dopiero po 11-12 chapterach. Jest to niby konstrukcyjnie zrozumiałe - trzeba obyć się z nowymi podopiecznymi, mają osobne questy poboczne itp. - ale trochę nie chce mi się tłuc od razu tych samych głównych misji i wolałbym, żeby rozgałęzienie następowało jednak ciut wcześniej. Poza tym kozak giera, być moją ulubioną z ogranych do tej pory na Switchu (na ten moment ten tytuł dzierży Astral Chain).
-
własnie ukonczyłem...
Dzięki!
-
własnie ukonczyłem...
Chętnie - rozgryzę tylko jeszcze jak podpiąć X360 do internetu w nowym mieszkaniu (z tego co widzę, nie tylko ja mam problem z podpięciem tego sprzętu do sieci 5G) i można zacząć coś planować :)
-
Boomer Horror - hidden gemy & niszowe horrory
Heartworm na SteamHeartworm na SteamPrzestąp próg i wkrocz do świata zrodzonego ze wspomnień. Broń się za pomocą aparatu fotograficznego i rozwiązuj zagadki śmierci w grze łączącej statyczne ujęcia z widokiem znad ramienia, stanowiąc... Wychodzi w czwartek, z grubsza to horror z PSX + Fatal Frame.
-
własnie ukonczyłem...
Wczoraj wieczorem zakończyłem bardzo przyjemny powrót do przeszłości w postaci Gears of War 2. Druga część Gearsów jest moją ulubioną, więc miło było wrócić do krwawej wersji zabawy w (po)chowanego, zwłaszcza, że twórcom udało się zrobić bardzo zróżnicowaną kampanię. O fabule raczej nie ma co dużo pisać - Marcus sieje pożogę, Dominic szuka żony, zaczyna wyłaniać się niepokojąca prawda o tym, kim tak naprawdę jest Szarańcza, no i ogólnie dużo się z tej okazji strzela. Bardzo dużo. Gearsy odpowiadają za popularyzację systemu osłon i swego czasu TPSów jadących na tym patencie była cała masa, więc raczej nie ma sensu opisywać jak w to się gra na podstawowym poziomie. Kryjemy się za osłonami, szukamy okazji do oflankowania przeciwnika i staramy się uchwycić takie momenty na wychylanie zza osłon, aby ostrzelać szarych brzydali i jednocześnie nie dać się samemu zbyt często trafiać. Ogólnie to ten schemat zabawy, zwłaszcza uwzględniając gąbczastość przeciwników, mógłby się nieco nudzić, ale twórcy wiedzieli, co robią i bardzo urozmaicili rozgrywkę. Sporo sobie oczywiście postrzelamy zza osłon, ale żebyśmy się nie nudzili, to pobawimy się w trakcie miotaczami ognia, snajperkami czy minigunami. A tak w ogóle to przecież i tę zabawę można nieco dopakować, więc mamy chociażby misje, gdzie osłony są ruchome i musimy przełączać dźwignie, aby zapewnić sobie takie zabezpieczenie lub dla odmiany odebrać je przeciwnikom. Albo sobie poobsługujemy różne pojazdy. Albo powalczymy z bossami. Albo znajdziemy się we wnętrzu wielkiego robaka. Albo rozegramy niemalże horrorową misję w opuszczonym ośrodku badawczym. Tym, co działa te kilkanaście lat od premiery (staro się poczułem pamiętając, kiedy grałem w Gearsy po raz pierwszy) jest właśnie bardzo mądrze skonstruowana kampania. Strzelanie do odpornych wrogów przez 9-10 godzin może po prostu zamulać, ale jeśli przecinają je misje innego typu czy na poszczególnych mapach są pewne drobne twisty w formule, to człowiek zwyczajnie się nie nudzi. A że gra nawet dziś fajnie wygląda i soczyście brzmi, to wraca się do niej tym lepiej. Ogólnie to ten tytuł wcale się nie zestarzał, więc jeżeli lubicie formułę cover shooterów, to wiele lepiej trafić nie możecie. Ja z tego nurtu lubię bardziej jedynie dwie gry, które bym sobie chętnie odświeżył w tym roku - Max Payne 3 i Vanquish, ale też dlatego, że mocno odchodzą one typowego tempa chowanek-strzelanek i dobrze trafiają w moje gierkowe ADHD. Tak czy siak polecam sobie ograć lub odświeżyć przygody Pudzianów z karabinami - pewnie w tym roku wrócę sobie jeszcze do trójki.
-
Clive Barker's Hellraiser: Revival
Na pociechę za psi pieniądz można kupić bardzo dobre wcześniejsze Undying, również podpisane jego nazwiskiem.
- Boomer Horror - hidden gemy & niszowe horrory
-
Retro handheldy do emulacji
Wszystko zależy tylko i wyłącznie od gry - sam nie tak dawno temu odpaliłem sobie TR: Legend, nie taką znowu starą grę, i po początku w Kolumbii uznałem, że nie chce mi się w to obecnie ani trochę grać. Z drugiej strony natomiast gram sobie obecnie w Thiefa z 1998 r. i bawię się doskonale - jedynie wgrałem sobie paczkę HD tekstur. Link to the Past też w tym roku przeszedłem i było fajnie.
-
Fire Emblem: Three Houses
Gram przenośnie i czcionka jest dla mnie w pełni okej.
-
Fire Emblem: Three Houses
Gram sobie w to "Three Houses" i sam jestem zdziwiony, jak bardzo mi siadło. Z FE mam znikome doświadczenia - za dzieciaka grałem w jakieś z GBA, ale nie skończyłem oraz próbowałem "Genealogy of the Holy War" na SNES, które to mnie wyjaśniało jak cholera (też było to w wieku wczesnonastoletnim, więc czuję wstyd tylko trochę). Do tego obawiałem się trochę zabawy w akademię, a wychodzi na to, że póki co (jestem po "Battle of the Eagle and Lion") bawię się doskonale. Bitwy na normalu może nie są jakieś wymagające, ale też nie mam teraz ochoty na jakąś trudną grę, a i tak miło się kombinuje, jak je rozegrać, aby doexpić słabszych bohaterów i nikogo nie stracić. Za to element szkolny ma dla mnie tylko jedną mieliznę - te segmenty, kiedy wybiera się opcję "Explore" i łazi po monastyrze. Czasem niestety trzeba je odhaczyć i zwyczajnie pogadanie ze wszystkimi jest zwyczajnie zbyt długie. Poza tym cymesik i w dodatku postacie (mam sztamę z Dymitrem) są zaskakująco sympatyczne. Ależ to jest sztosik.
-
RoboCop: Rogue City
Bardzo miła gra - w zamierzony sposób toporna, maszeruje się klocowatym cyberkozakiem i taranuje wszystko niczym czołg (o ile wcześniej nie urwie się głowy czy kończyny pociskami). Za taką cenę szkoda nie wziąć i nie spróbować - dobrze wspominam ten tytuł, choć zdecydowanie preferuję szybsze FPSy.
-
Pochwal się...
-
Ghost of Yōtei
Żadnego wow nie stwierdzono, bo i sequel wygląda na zrobiony po linii "więcej i lepiej". Liczę, że bronie będą faktycznie powodowały jakieś większe różnice w gameplayu, a nie są jedynie formą reskinu systemu postaw. Na pewno nie śpieszy mi się po tym trailerze, żeby w to zagrać, ale skoro przy jedynce miło spędziłem czas, to i Ghost of Yotei ogram mając pewnie z tego sporo frajdy.
-
Właśnie zacząłem...
Od okolic września zaczyna się gorący okres w mojej robocie, więc uznałem, że pora rozprawić się z paroma większymi pod względem długości rozgrywki tytułami: Ostatnie posty na forumku mi przypomniały, że przecież mam na Switcha nieodpalone trzy Fire Emblemy, więc pora nadrobić wstydliwą zaległość. Tu pograłem z 3-4 godziny, trafiłem do pewnej kopalni i... póki co średnio mi robi, nie umiem się jakoś na razie w ten tytuł w pełni wciągnąć, co nieco dziwi, bo bardzo dobrze wspominam GoWa z 2018 ogrywanego na premierę. Chyba po prostu za dużo tu gadają nawet jak na mój gust, a przecież uwielbiam RPG z toną tekstu ;) A to do grania po misji-dwie w piątkowe późne wieczory. Absolutnie kocham tę grę i wróciłem do niej po wielu latach - optymalna konfiguracja to ciemny pokój, słuchawki na uszach i brak myśli, że rano trzeba wstawać do roboty, więc delektuję się nią w trybie weekendowym.
-
własnie ukonczyłem...
Po ponad 60 godzinach ukończyłem Rogue Tradera, robiąc przy okazji większość zawartości pobocznej. Na pewno tego czasu nie żałuję - zaznaczę tę kwestię już na początku. Bardzo dobrze się bawiłem i mogę ten tytuł polecić każdemu miłośnikowi zachodniej szkoły izometrycznych RPG, jednocześnie jednak gra miała kilka wad i na pewno nigdy nie kupię gry Owlcat na premierę. Do tego za chwilę dojdziemy, pora zarysować, z czymże mamy do czynienia. Tytułowy "rogue trader" w bliżej mi dotychczas nieznanym uniwersum Warhammera 40k to ktoś na przecięciu szlachcica i podróżnika, kto na mocy glejtu wydanego przez Boga Imperatora ma pewne szczególne uprawnienia. A uprawnienia te służą eksploracji kosmosu w poszukiwaniu wszystkiego, co może być wartościowe dla Imperium ludzkości poza znanymi jej granicami wszechświata. Skutkiem tego nasz obieżyświat raz trafi na ludzką kolonię, która dziesiątki tysięcy lat temu straciła kontakt z resztą cywilizacji, innym razem na pozostałości po obcych, a jeszcze innym razem może natrafić na dryfujący w kosmosie statek, gdzie cybernetyczni mnisi oddali się we władanie siłom Chaosu. No nie da się ukryć, potrzeba do tej roboty dobrej polisy ubezpieczeniowej. Największą siłą Rogue Tradera jest świat i fabuła. Uniwersum Warhammera charakteryzuje przerysowanie w swoim mroku - dosyć powiedzieć, że ludzkość reprezentują cybermnisi gardzący ludzkim ciałem, kosmiczne SS w postaci space marines czy inkwizycja, przy której Torquemada był człowiekiem w swoich działaniach powściągliwym i umiarkowanym. Tyle, że reszta ekipy i tak jest gorsza, by wymienić tylko sadystycznych kosmitów czy demoniczne siły chaosu, które mutują ciała swoich wyznawców i składają regularnie hekatomby, a za pomocą spaczonych jednostek infiltrują społeczeństwo. W tejże niemiłej rzeczywistości na skutek mało przyjemnych wydarzeń zostajemy kolejnym spadkobiercą tytułu i musimy poradzić sobie z wieloma problemami - kultem chaosu, obcymi czy zarządzaniem swoim królestwem. A na drodze ku osiągnięciu celów wesprze nas cała gama postaci reprezentujących różne aspekty uniwersum jak chociażby wierny nam wasal rodu, fanatyczna kosmiczna komandoska, zmutowana nawigatorka czy cybermnich. Postaci możliwych do zrekrutowania jest całkiem sporo i wszystkie są dobrze napisane, wraz z sensownymi questami. Ogólnie pisarstwo wypada w tej grze bardzo na plus - questy poboczne zrealizowano bardzo fajnie, do tego nasze wybory faktycznie wpływają na pewne aspekty gry i często dosięgają nas stosunkowo późno od ich podjęcia, więc nie ma miejsca na zabawę we wczytywanie gry po danym wydarzeniu i sprawdzanie pozostałych konsekwencji. Główna fabuła również wypada całkiem nieźle, poszczególne rozdziały są dosyć zróżnicowane (tradycyjnie moim ulubionym był drugi jako najbardziej otwarty - należę do osób, które w każdym Baldur's Gate najbardziej lubiły rozdział skupiony wokół tytułowego miasta), choć paradoksalnie ciekawsze były wątki poboczne. Główna historia również jest warta śledzenia, ake jednak mocno brakowało jej jakiegoś dobrego antagonisty, a ostatni rozdział wydawał się być najsłabiej związany z całą historią - niby wieńczył pewne wątki, ale gra lepiej wypadłaby, gdyby pewne wydarzenia z finału zaczęły mieć swoje zwiastuny już wcześniej. A jak w to się gra? Ano eksplorujemy sobie uniwersum, łazimy po planetach (lub innych obiektach), sporo gadamy, gdzie przydają się zdolności pasywne i sporo walczymy. Walka to dosyć klasyczna turówka. Rozmieszczamy naszą ekipę po mapie, dbając zwłaszcza o to, aby mieli wrogów w zasięgu i w miarę możliwości kryli się za jakąś osłoną, no i siejemy pożogę. Mamy do dyspozycji kilka klas postaci o zróżnicowanym charakterze - zasadniczo można podzielić archetypy na tych, którzy zadają obrażenia z bliska, tych, którzy walczą na dystans, a także czarodziejów (tu fajny patent - każde użycie magii narusza osnowę rzeczywistości, więc dochodzi do sytuacji, kiedy nadmierne używanie magii przywołuje na pole bitwy wrogie nam demony lub powoduje inne efekty uboczne) i postacie wspierające. Do tego sporą rolę, zwłaszcza przy bossach, odgrywa rzucanie debuffów. Większość umiejętności ma charakter pasywny, a najbardziej przydatne z mojej perspektywy wiązały się z overwatchem (postać kontruje każdego przeciwnika, który ją zaatakuje w swojej turze) i dodatkowymi ruchami/turami - nic lepiej nie czyściło pola bitwy niż kombosy sprawiające, że jakaś silna postać oddawała w swojej turze atak, potem jeszcze parę, a potem jeszcze kilka. Niestety gra ma też szereg wad - pierwsza wiąże się właśnie z przydługimi walkami pod koniec gry. Przeciwników bywa cała masa i nawet jeżeli nie są mocni (ani nas nie ranią, ani nie wytrzymują więcej, niż jednego naszego ataku), to marnujemy czas na ich ubijanie. Do tego gra lubuje mniej więcej od końca czwartego rozdziału w sztucznym przedłużaniu potyczek - wrogowie, którym trzeba zdjąć tarczę, wrogowie, którzy po zabiciu przechodzą w stan wstrzymania i trzeba i tak ich dobić i tak dalej. Druga wada dotyczy systemu podróży w grze - bez punktów nawigatorskich nie możemy płynnie skakać po mapie galaktyki. Musimy iść ścieżka po ścieżce między poszczególnymi systemami, czemu często towarzyszą upierdliwe losowe walki - szlag mnie trafiał, gdy próbując dostać się na drugi koniec mapy trzeci raz musiałem ubić tych samych łatwych wrogów. Trochę to zniechęca do eksploracji, a szkoda, bo można znaleźć sporo fajnych pobocznych lokacji, które nie są częściami questów, a niosą fajne dodatkowe historyjki (np. dryfujący w kosmosie statek rodem z Event Horizon). Bitwy kosmiczne również nieco zamulają, ale jest ich na szczęście mało. Za to wątki związane z zarządzaniem naszymi planetami nie są upierdliwe - ot, planujemy, co chcemy zbudować i w dialogach/fragmentach rodem z gier paragrafowych rozwiązujemy zastałe na nich trudne sytuacje). Tym co najbardziej drażniło było jednak zabugowanie - ta gra ma prawie dwa lata, a zwłaszcza po ostatnim DLC dalej odwala miejscami straszny cyrk. Mniej upierdliwe rzeczy? Kursor, który się blokuje i nie pozwala podjąć akcji. Bardziej? Tu się robi wesoło - zdarzało mi się, że nie mogłem zapisać gry, ponieważ gra uznawała, że mam za mało miejsca na dysku (miałem wolne raptem 200 giga). W trzecim akcie myślałem, że utknąłem na amen, bo po wygraniu walki gra przywołała na arenę NPCów, którzy wykonywali swoje ruchy (tak naprawdę stali w miejscu) przez 70 tur. Innym razem gra uznała, że po prostu mi się nie wczyta po lądowaniu na planecie. Jeszcze kiedy indziej gra uznała, że chyba za dobrze mi się idzie, bo nie mogłem atakować w swoich turach. To nie są pojedyncze przypadki - to codzienność. Kończąc zaś wątek techniczny, to grafika jest po prostu okej i raczej nikt tu cudów nie oczekiwał. Muzyka wypada dobrze, choć mogłoby być jej więcej. Voice acting za to - tam gdzie się pojawia - wypada bardzo dobrze. No i jakby tego Rogue Tradera podsumować... To gra bardzo odpowiadająca mojemu gustowi i mocno mnie wciągnęła. Nie zmienia to jednak faktu, że ma swoje wady, których warto mieć świadomość porywając się na tak długi tytuł - moja odporność na techniczny paździerz chwilami była wystawiana na próbę. Z drugiej jednak strony ani razu nie myślałem o porzuceniu tego tytułu, bo po prostu bardzo chciałem wiedzieć, jak potoczy się historia naszego eksploratora. Na Dark Heresy od Owlcat czekam, ale też jak pisałem - nie ma opcji, że to szybko kupię.
-
Xbox Series - komentarze i inne rozmowy
Mówisz o braku animacji dla stealth killa? Czy może o grę-usługę wbrew intencji zespołu? As morale within the studio started to tank, many employees left and among those who remained, some were secretly hoping that Microsoft acquiring Bethesda would mark a new beginning. “The acquisition gave some staff at Arkane hope that Microsoft might cancel Redfall or, better yet, let them reboot it as a single-player game, according to sources familiar with the production. Instead, Microsoft maintained a hands-off approach,” explained Schreier. Thurrott.comNew Report Details Why Xbox Exclusive Redfall Had a Disas...A new report explains why Redfall, the latest Xbox exclusive game from Arkane Studios ended up as one of the worst-reviewed games of the year. Czy może fakt pustego świata, głupich przeciwników i bugi świadczą dla Ciebie o tym, że gra nie miała zrushowanego startu? :)