Skocz do zawartości

Nirvana


Carleone

Rekomendowane odpowiedzi

  • 11 miesięcy temu...

No ale jest tam konkretnie coś wartego uwagi? Na poprzednim boksie przynajmniej tylko połowa kawałków to były po prostu albumowe utwory nagrane na magnetofon, a drugie tyle to były fajne rzeczy, które na albumach nie wyszły. Tutaj widzę tylko składankę tego, co każdy zna od 20 lat.

Odnośnik do komentarza

No, to jest tak jakby boks poświęcony Nevermindowi, więc dziwnym nie jest że są na nim piosenki z Neverminda. Ja tam nie znam zbyt dobrze pełnej dyskografii zespołu poza albumami i paroma b-side'ami, ale wersje utworów ze Smart Sessions są b. dobre, jest dużo live'ów dobrej jakości i b-side'y znane już przed wydaniem boksu. Dla samego koncertu warto pobrać.

Odnośnik do komentarza

Widziałem już za dużo koncertów Nirvany.

 

Ale przeczytałem właśnie co innego. Otóż ten "Devonshire Mix" to po prostu wersja Butcha Viga i Kurta Cobaina, czyli generalnie zbliżona brzmieniem do innych płyt (Steve Albini stwierdził, że brzmi 200 razy lepiej od finalnej wersji). Czyli może da się wreszcie tego "Neverminda" słuchać. No niech będzie, że ściągam.

 

 

 

Dobra ściągnąłem. Fajnie brzmi, bez tego wygładzania każdego smyrnięcia po strunach i powsadzanych wszędzie chórkow. Perkusja jest dużo mniej wybuchowa, łatwo zrozumieć, czemu podjęto decyzję o ponownym masterze.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...
  • 1 rok później...

Kocham te "ostrożne" opinie na temat Nirvany typu: Nirvana to gimbuslandia, ale...lubię ten kawałek, czy tę płytę. Oczywiście nie można napisać: lubię tę kapelę, ponieważ istnieje obawa utonięcia w morzu minusów czy po prostu nie pochlebnych opinii na swój temat hahahaaha. Btw Lubię Nirvanę i mam 27 lat, jak to wytłumaczyć? Pewnie mentalnością gimbusa...

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Alice in Chains jest dla mnie na równi z Nirvaną, mimo że muzycznie na pewno jest co najmniej poziom wyżej. Niezaprzeczalny atut Nirvany to oczywiście Cobain. Nirvana = Cobain, a ten był jak dla mnie niesamowicie zdolnym artystą, co szczególnie przejawiało się w jego zdolności do zamiany swoich emocji w utwory. Kiedy słucham tych kawałków, to mu po prostu wierzę. Chłop był do bólu (hehe) autentyczny.

 

AiC miało Staley'a, czyli za(pipi)istą barwę głosu, za którą bym sobie dał odciąć jeden palec u ręki lub nogi. Koleś w tej kwestii wymiatał, ale poza tym to trzonem kapeli był zawsze Cantrell (dlatego ten zespół istnieje do dziś, pomimo braku Layne'iego). Jerry czerpał inspiracje do swoich kawałków z wielu źródeł i to było/jest za(pipi)iste muzycznie, tylko że to wszystko nie składa się na życie jednego człowieka, nie jest historią jego egzystencji, nie definiuje go, jak to jest w przypadku Cobaina. To jest ta różnica.

 

Co do Pearl Jam, bardzo dobrze znam tylko "Ten". Jest to świetny album, ale mam wrażenie, że do twórczości dwóch wyżej wymienionych kapel, czegoś temu zespołowi brakuje. Sam nie wiem jak to zdefiniować, wszystko wydaje się na swoim miejscu, mimo to ich muzyka nie wywołuje we mnie zbytnich emocji.

Odnośnik do komentarza

Ciwa, daj spokój. Jestem maniakiem AIC i z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że nowy wokalista daje radę. Z jednej strony, barwę głosu ma całkiem podobną i dobrze wkomponowującą się działalność, z drugiej natomiast wcale nie próbuje usilnie naśladować Layne'a. Nie wspomnę o tym, że muzycznie nowe AIC kopie dupę równie mocno, choć przyznam, że brakuje jakichś rozpoznawalnych melodii, które kazdemu od razu kojarzyły by się z grupą, jak dawniej.

Odnośnik do komentarza

Ogqozo, może nie wyraziłem się jasno - osoba samego Cobaina to jest element, który mimo wszystko nie stawia Nirvany na przegranej pozycji w konfrontacji z AiC. Lubię wyraziste i charyzmatyczne jednostki, a w światku muzycznym wbrew pozorom nie było ich znowu tak wiele. AiC nie posiada tak wyrazistej postaci w kapeli moim zdaniem.

 

Acidizer, gdzie stwierdziłem, że nie trawię nowego wokalisty czy nowej plyty AiC? Przecież wcześniej napisałem, że Staley miał dla mnie tylko jeden niewątpliwy atut, a mianowicie barwę głosu, a skoro zespół nadal istnieje i ma się dobrze (pod czym się podpisuję) to dowód na to, że nie on był jego trzonem, a Jerry Cantrell, którego osobiście cenię dużo bardziej. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem "Its Your Decision", nie miałem żadnych wątpliwości, kto w tej kapeli przez lata pociągał za sznurki. Fakt faktem, że Duvall nie ma tak mocnej i charakterystycznej barwy głosu jaką dysponował Staley.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...
  • 7 lat później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...