Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Postów

    4 154
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Ostatnia wygrana kotlet_schabowy w dniu 5 Kwietnia 2018

Użytkownicy przyznają kotlet_schabowy punkty reputacji!

Reputacja

2 585 Diamentowy Pies

1 obserwujący

Informacje o profilu

  • Płeć:
    mężczyzna
  • Skąd:
    Kraków - Nowa Huta
  • Zainteresowania:
    Gry, filmy, siłka.

Ostatnie wizyty

8 329 wyświetleń profilu
  1. kotlet_schabowy

    Piwo

    Pewnie marna szansa, ale spytać nie zaszkodzi: nie ma ktoś takiego pokalu z zestawu Komesów do odsprzedaży (w ludzkiej cenie)? Chodzi o dokładnie taki, jak powyżej, czyli z niebieskim logosem i napisem. Wiem, że można w sklepach nadal kupić nowy, ale on jest w innej kolorystyce.
  2. Super Mario Bros. 3 (GBA/Switch) Tym razem zamiast oryginału skusiłem się na podkręcony port na GBA. Jednym z powodów jest to, że dawno temu bardzo chciałem kupić tę wersję i ograć ją prawilnie na Gejmboju, ale przegapiłem "okienko" cenowe, a później ceny oryginałów wystrzeliły w kosmos, a dostępność spadła. No to mówi się trudno i gra na Switchu. Trzeci SMB, uważany przez wielu za szczytowe osiągnięcie serii, a już na pewno jeśli chodzi o trylogię z NESa (później ukazała się wersja na SNESa, a na koniec wyżej wymieniona), mnie osobiście trochę zawiódł. Mimo, że mówimy tu o gierce sprzed ponad 30 lat, to "hype" miałem całkiem spory, właśnie z racji na wszechobecne peany pochwalne. Po dwójce, która, jak już tu kiedyś pisałem, nie była tym prawdziwym Mario, tym bardziej cieszyłem się na myśl o powrocie do tradycyjnej, choć stuningowanej formuły. Okazało się jednak, że trójka trochę mnie zmęczyła. Przede wszystkim byłem mocno zaskoczony tym, jak długa to przygoda (licząc oczywiście powtórki, spędziłem z nią prawie 10h!). Niestety, późniejsze poziomy mają sporo przegiętych motywów i bez quicksave'a raczej bym odpuścił (swoją drogą, wersja na GBA ma też opcję save, nie wiem, jak na NESie). Absurdalnym patentem jest dla mnie to, że zgon całkiem wywala nas z levelu, i nie dość, że musimy go rozpoczynać od samego początku (nawet w prequelach były checkpointy), to jeszcze w niektórych przypadkach jesteśmy przesuwani na mapie świata w jakieś inne miejsce, co poza złośliwością twórców nie ma żadnego sensownego uzasadnienia (ot musimy po prostu od nowa przejść do interesującego nas miejsca). Także tutaj regres. Gdzie natomiast są postępy? Przede wszystkim w oprawie, która już na NESie wypadła całkiem spoko, natomiast w remake'u jest jeszcze parę poziomów wyżej, głównie za sprawą użytej palety kolorów. No i Marian mówi! Co prawda ma dosyć wąski zestaw tekstów, które rzucane co chwilę (przy znajdźkach chociażby) mogą w pewnym momencie nudzić/drażnić, ale to i tak fajny patent. Na plus zaliczam też mimo wszystko rozbudowanie i dużą jak na serię różnorodność gameplay'ową. Levele są ciekawie zaprojektowane, choć raczej dosyć krótkie (stąd zapewne wywindowany poziom trudności). Co jakiś czas mamy do czynienia z jakimś nowym patentem na rozgrywkę, więc nudy raczej nie ma. Ciekawie jest też w temacie power-upów: jest ich sporo (na czele z debiutującym w serii, a obecnie kultowym w pewnych kręgach strojem szopa) i obdarzają Mariana ciekawymi umiejętnościami, choć w praktyce i tak największą ich zaletą jest zwiększenie jego odporności. Gra jest trudna w sensie typowo platformówkowym, ale potrafi też "zagiąć" przez swój zamotany level design i momentami po prostu nie wiedziałem, co mam robić, by iść dalej. Ot np. w pewnym momencie musimy unieść się wysoko ponad widoczną planszę, co wymaga posiadania odpowiedniego power upu i maksymalnego rozpędzenia się (co zapewnia możliwość latania, a nie tylko powolnego opadania). Ale na górze okazuje się, że potrzebujemy jeszcze skorupy żółwia, żeby móc przejść dalej. No w każdym razie łatwo nie jest. Co poza tym? Muzyczka, niestety tradycyjnie dla starych części serii, jest bardzo powtarzalna, główne motywy są chyba ze trzy, co jest aż śmieszne przy takiej liczbie światów i poziomów. Obecność mini gierek w sumie szybko robi się obojętna. Idea mapy świata pewnie zrobiła kiedyś wrażenie, ale tak na dobrą sprawę nie wprowadza w praktyce prawie nic ważnego, bo i tak w większości przypadków musimy zaliczać poziomy w liniowej kolejności. SMB3 oczywiście należy znać, a jej "zasług" nie sposób podważać, natomiast nie byłem nią specjalnie zachwycony, a momentami chciałem, żeby się już kończyła. Cóż, tak to bywa z retro. Koniec końców, to nadal klasyczny Mario: przyjemna, klimatyczna platformówka bez przesadnych udziwnień i rozmywania fundamentów gatunku. Skakanie (choć z nieodłącznym poślizgiem i rozpędem) po prostu cieszy.
  3. Ta, choćby w MGS Meryl się czerwieniła, jak się na nią lampiło w FPP.
  4. Akurat te drzewka umiejętności to najmniejszy problem, sam olewam dużą część, bo są po prostu dla mnie niepotrzebne. Grunt to: a) odpuścić melee, bo poza ludźmi, i to słabymi, jest w zasadzie bezużyteczny b) skanować maszyny i skupiać się na efektach, na którą są podatne. Nawalać łukiem w konkretny element, aż odpadnie, zamiast walenia gdzie popadnie Takie tam rady w sumie też od casuala, bo jestem na 20 lvl i lecę praktycznie tylko fabułę xD. Nie jest w stanie ta gra mnie wkręcić na tyle, żeby robić poboczne, strasznie bym sobie ją obrzydził.
  5. Po jednym to może nie, ale w Spiderze mamy skrajność w drugą stronę, czyli klepanie zwykłych leszczy w nieskończoność (plus obijanie elementami otoczenia, strzelanie siecią itd.). Co więcej, starć jest tak dużo (a w każdym najebane mobów) że ten efekt się pogłębia no i też niestety robi się nudnawo.
  6. Podbijam posty chwalące to wydanie. Dobry papier, ładna szata graficzna, dużo ciekawych materiałów, tematy opisane w wyczerpujący sposób, czuć zajawkę, która aż się udziela (klasyczny po obcowaniu z wydaniami specjalnymi syndrom "luknę na olx na używany sprzęt"). No i mimo że mój bezpośredni kontakt z Dreamcastem ograniczał się do jednej czy tam dwóch sesji na konsoli kumpla, to darzę ją sentymentem i naprawdę "lubię". Po prostu zawsze chciałem ją mieć, ale wyszło tak, że nie miałem. Mam natomiast parę małych zarzutów. Po pierwsze, momentami zawodzi korekta. I jest to o tyle ciekawe, że są teksty niemal zupełnie wolne od baboli, a są takie, gdzie błędów jest ponad "średnią krajową", np. ten o graniu bez płyty od NRGeeka. Przy tym ostatnim na chwilę się zatrzymam, bo ze wszystkich do tej pory przeczytanych (obstawiam, że jakieś pół pisma) wyróżnia się najbardziej na minus w kategorii językowej. No po prostu słabo napisany tekst. Stylistycznie, gramatycznie, ortograficznie. Taki strumień myśli, który może przechodzi w wersji ustnej na YT, ewentualnie jako post na forum (a i tu mam wrażenie, że poziom przy dłuższych formach jest wyższy), ale w papierowym wydaniu, do tego SPECJALNYM, to już razi w oczy. Widziałem, że ma jeszcze ze dwa arty, których jeszcze nie czytałem, więc zobaczę, czy to wypadek przy pracy, czy jakaś tendencja. Słabsze momenty mają też niektórzy autorzy gościnni, ale tu nie będę złośliwy, bo raz, że (z tego co się orientuję), nie są to "zawodowi" dziennikarze, a dwa, że w ich przypadku ma to nawet trochę uroku, ot luźna, pełna entuzjazmu forma. Szacun dla tych kilku z nich (Rolly, Cypher), którzy dostarczyli sumarycznie większość zawartości, szczególnie w tej "nierecenzenckiej" części pisma. Grabarczyk za to jakby lekki spadek formy. Miło też poczytać starą gwardię, w tym dawno niewidzianego Urala. Brakuje mi też, podobnie jak w przypadku Saturna Extreme, tekstu jakiegoś lepiej, ogólniej opisującego genezę, premierę i żywot konsoli (jest w zasadzie tylko szersze spojrzenie na jej śmierć). Mamy sporo tekstów dotyczących poszczególnych kwestii czy zagadnień, ale nic takiego bardziej HOLISTYCZNIE podejmującego temat.
  7. Wario Ware Inc. (Switch/GBA) Świetna sprawa, idealna gra na szybkie, krótkie sesje. Pierwszy tytuł z cyklu, który wprowadził formułę błyskawicznych, prościutkich mini-gierek. Dostajemy serię 15-20 plansz, na których w kilka sekund musimy zrobić odpowiednią czynność, najczęściej opierającą się na użyciu jednego przycisku plus kierunków. Co kilka gierek całość przyspiesza, więc czasu na reakcję mamy coraz mniej. Liczy się refleks, ale też niektóre z gierek musimy po prostu poznać (zaliczając skuchę), żeby wiedzieć, o co w ogóle chodzi, bo instrukcję są mniej lub bardziej czytelne (np. widzisz ludzika, piłkę i hasło "BOUNCE" i musisz szybko wykminić, czym w ogóle sterujesz). Mamy kilka "żyć", na końcu serii jest boss, no i generalnie mamy zaliczyć całość zachowując przynajmniej jedną szansę. Przy dalszych etapach nie jest to już takie proste i wymaga już kilku powtórek, ale gra mocno wciąga i motywuje do nich bez większej frustracji. Plusem całości jest stylistyka. Każdy poziom-seria mini gierek ma określoną tematykę przewodnią, ale najczęściej mają one 8 bitowy vibe, ba, niektóre to wręcz żywcem wycinek ze starych gierek Nintendo, głównie z NESa lub GB (ot trafiasz do "uniwersum" Super Mario Land, z zachowaniem odpowiedniej grafiki, i masz walnąć w skrzynkę i zjeść grzyba). Do tego przygrywa niezła muzyczka, a między levelami dostajemy scenki z Wario i jego towarzyszami (specyficzny klimat, ale ma swój urok). Całość bardzo przypadła mi do gustu i tytuł mogę szczerze polecić. Na koniec miałem ok. dwie godziny na liczniku, ale coś tam jeszcze się pojawiło jako endgame. Akurat niedawno kupiłem okazyjnie Wario Ware na Switcha, więc mam dobry wstęp do tego "świata".
  8. Maniak to był, jak to mówi młodzież, sztos. Jak wychodził to miałem tylko PSXa i Game Boy'a (a może kompa już też, bo jakoś kojarzę, że sporo tytułów z działu zapowiedzi rozkminiałem już w kontekście przyszłego ogrywania), ale i tak jarem się tym, że wyszło porządne pismo opisujące wszystkie liczące się sprzęty. Do tego pełno dodatkowych "pobocznych" działów (retro, emulatory), dobry papier i gruba okładka, no i znajoma ekipa (z bonusami). Strasznie mi się ta forma podobała, spójna, wypełniona treścią i różnorodna. Szkoda, że tylko 3 numery wyszły. Z takich retro wspominek, to miałem w podstawówce bibliotekę/czytelnię porządnie zaopatrzoną w komiksy i czasopisma hobbystyczne. Kaczory Donaldy i Giganty to jedno, ale dział z prasą giereczkową to było TO. Wszelkiego rodzaju Gamblery, Top Secrety, całe roczniki (to były okolice 1998-1999), oj spędziło się tam trochę czasu. Wtedy pierwszy raz wtedy spotkałem się z pojęciem "Nude Raider" xD.
  9. No ok, czysto technicznie pewnie tak było (ale też nie zawsze), ale mi chodzi ogólnie o ten mental, typowy dla pisemek bardziej pecetowych, gdzie konsole i porty z nich były trochę jak ubogi kuzyn z prowincji. Ja na ich miejscu bym się jarał (zresztą byłem na "ich miejscu", bo nawet MGSa pierwszy raz w pełni zaliczyłem dopiero na PC), że wyszła oryginalna gra, ciekawe mechaniki, fajna fabuła, japoński klimat, którego generalnie na PC nie ma, a nie przeżywał, jakie to brzydkie. No i często te porty wychodziły rok-dwa lata później, gdzie w tamtych czasach to było naprawdę dużo czasu w kontekście postępu technologicznego. Abstrahuję już od czegoś takiego, jak warstwa artystyczna i słynna DUSZA, gdzie taki MGS, mimo, że dwa lata starszy, i tak wygląda dla mnie lepiej, niż Deus Ex, z całą sympatią do tej gry, i to, że Denton rusza ustami jak mówi, a Snake nie, nic tu nie zmienia. I żeby nie było, trochę tego mentalu były po "obu stronach", bo w starych PE bardzo często pół recki to było skupianie się na grafice.
  10. Carmageddon 2 z Playa, ależ w to się grało. Parę miechów/lat później do któregoś pisma dorzucili trójkę, strasznie się jarałem, a koniec końców prawie w ogóle w to nie pykałem, chyba mój PC miał już problemy z tak "nowoczesnym" tematem. Jestem niemal pewny, że w Clicku tytuły konsolowe pojawiały się wybiórczo już od początku żywota tego pisma, jeszcze jak wychodził na tym marnym papierze w stylu Życia na Gorąco (mam tego sporo i te pierwsze roczniki są już w naprawdę marnym stanie). Zawsze obrywało się im za słabą grafikę xD. Dziś już mi się nie chce, ale mogę to potwierdzić jak sięgnę do pudła z tymi "mniej ważnymi" czasopismami. A propos słabej grafiki i konsolowych gier: porty z PSXa też zazwyczaj obrywały za archaiczną oprawę. Blaszakowcy zamiast się cieszyć, że spadły im resztki z pańskiego stołu i mogli w końcu odpalić jakieś cuda typu FF VII, Residenty czy MGS, to zawsze narzekali, że dziadoska grafa, analizowali wsparcie akceleratorów 3D i płakali, że gry nie obsługują myszki xD. I jak tu można było traktować tę społeczność poważnie? CDA nigdy mnie nie przekonało, z jednej strony wizja PEŁNIAKÓW i potężnej zawartości z dorzuconych płytek robiła wrażenie, z drugiej i tak gierki się głównie piraciło, a pismo samo w sobie było dosyć drogie. Zresztą mimo wejścia w PC gejming jakoś w 2000 (retro pomijam), to zawsze konsole miały u mnie pierwszeństwo i specjalne miejsce w sercu. Inna sprawa, że mój komp wyjątkowo szybko się zestarzał, na upgrade nie było specjalnie ani kasy, ani ochoty. Ale to już taka dygresja. Zdecydowanie większy sentyment mam do KŚG, naprawdę niezłe perełki (słynne przygodówki, na czele z Księciem i Tchórzem) tam wrzucali, a i cena była przystępna. Za to samo pismo raczej odstraszało, szczególnie te ich mityczne recki z tabelkami xD. Play i Click faktycznie miały ten "casualowo-dzieciakowy" vibe, ale i tak ich lubiłem, choć będąc wychowanym na ironii z Neo Plus i patologii z PE, ich czerstwe i dosyć grzeczne próby "luzactwa" były dla mnie trochę cringe'owe (słynny Clickers). A w Clicku było sporo fajnych materiałów okołogrowych: sprzęt, media, popkultura, powoli robiący w Polsce zamieszanie internet (mówię tu o złotych, przynajmniej dla mnie, latach 99-02). A no i wydali też kilka kalendarzy.
  11. Super Mario Bros. 2 Sukcesywnie zaliczam klasyczne części Mario, odpalane na Switchu. Jak wiadomo (lub nie), dwójka, jaką znamy, to "przerobiona" na potrzeby zachodnich rynków, japońska gierka Doki Doki Panic. No i jak dla mnie czuć, że "coś tu jest nie tak". W sensie, że jakiś taki dziwny ten Mario. Ot choćby skupienie się na patencie z wyrywaniem różnego rodzaju bulw spod ziemi czy dziwne uniwersum i postacie, na czele z bossami (i powtarzającym się wielokrotnie starciem z Birdo). No i gra jest bardzo trudna i irytująca, zdecydowanie bardziej, niż SMB. Żeby było śmieszniej, prawdziwe SMB2 nie zostało pierwotnie wydane na zachodzie m.in z powodu zbyt wysokiego poziomu trudności, także aż jestem ciekawe, jak to tam wygląda xD. Tutaj już musiałem ratować się regularnym quick savem, bo inaczej bym po prostu odpuścił. Pomijając klasykę tamtych czasów, czyli małą liczbę żyć i brak save'a, to design leveli i rozłożenie przeciwników jest maksymalnie złośliwe, szczególnie na dalszych poziomach, i ścieżki trzeba zwyczajnie uczyć się na pamięć. Na pewno w tym kontekście zapamiętam "maski", które nas ścigają, gdy zabieramy klucze do zamkniętych drzwi xD. Ogólnie bawiłem się średnio, jakoś nie siadł mi ten styl rozgrywki, choć to nadal niezły platformer, wjeżdżający na ambicję. No i warto pochwalić spory postęp graficzny. Aha, grałem w wersję z NESa, ale SMB2 było też dosyć popularne w edycji dedykowanej GBA (będącej konwersją edycji z SNESa, wydanej na składance Super Mario All Stars), wydanej jako Super Mario Advance (będące bodajże jednym z tytułów startowych, przynajmniej w Europie), notabene ta wersja to był mój pierwszy kontakt z SMB2 i wtedy dosyć szybko odpadłem.
  12. Kingdom Come: Deliverance: porzucenie raczej tymczasowe, bo wiem, że gra ma potencjał na dobrą, wciągającą przygodę, ale po prostu to nie ta chwila. Dwie próby rozpoczęcia i dwa razy wyłączenie po paru minutach. Przerasta mnie ten natłok opcji, ikonek, menusów, spraw itd. Do tego długie loadingi i niezbyt zachęcająca oprawa. Idealny zestaw do zniechęcenia, no ale tak jak mówię, wrócić raczej wrócę. Trochę analogicznie z Disco Elysium. Po prostu nie siadło, nie trafiło w odpowiedni moment życia, wyłączyłem po obudzeniu się w pokoju. Muszę być w formie mentalnej, wyspany, chętny na wsiąknięcie, a tego ostatnio trochę brakowało. Ale na pewno dam kolejną szansę, prędzej czy później.
  13. No marna to gra i tyle. Każdy element, może poza graficzką (ale to też tylko czysto technicznie, bo od strony artystycznej to podjazdu nie ma), jest słabszy niż w trylogii.
  14. Super Mario Odyssey Jaki inny tytuł mogłem wybrać na początek przygody ze Switchem? Od ukończenia "fabuły" minęło już parę dobrych dni, więc i spisanie wrażeń jest trochę trudniejsze, ale zacznę od tego, że mimo mocnego i wciągającego endgame'u i licznych nowości/ciekawostek, które nas czekają po pokonaniu ostatniego bossa, to jednak zajawka po creditsach już mocno opadła i nie dziwię się, jeśli ktoś kończy przygodę bez wyciskania z gry ostatnich soków. Może to taki efekt psychologiczny, że nic "dużego" już się nie wydarzy, znam wszystkie światy, muzyczki itd., może to, że wymagania do niektórych nowych księżyców są mocno zniechęcające (powtórki bossów, tylko utrudnione w złośliwy sposób, vide gang królików, których mamy pokonać jeden po drugim za jednym zamachem). Tym bardziej cieszę się więc, że w trakcie pierwszego przejścia przyjąłem taktykę wyciskania ostatnich soków (w miarę możliwości) z każdego królestwa, dzięki czemu na koniec przygody miałem ponad 30 godzin na liczniku, z apetytem na więcej. Co tu dużo gadać, gra jest po prostu świetna. Levele są wspaniale zaprojektowane, każdy ma swój charakter, kreowany również przez wpadającą w ucho ścieżkę dźwiękową. No i jest ich dużo. Są większe (wręcz "sandboxowe"), są mniejsze, są i takie trochę mniej ciekawe, ale generalnie: cymes. Co krok dostajemy jakiś nowy patent, sekret, cały czas coś odkrywamy i ciągle coś zostaje nieodkryte. Szukanie sposobów na dostanie się w odpowiednie miejsce, skróty, eksploracja, movement: wszystko to tworzy jedną, spójną, doskonale przemyślaną, rewelacyjną całość. No właśnie, movement: sterowanie jest intuicyjne i responsywne, choć trzeba się go początkowo chwilę uczyć, a niektóre ruchy nawet po wielu godzinach potrafią nie wejść jak należy (skok przed siebie, który przy złym timingu może zamienić się w mocno niepożądane tąpnięcie w ziemię). No i to nadal Mario: jest charakterystyczna fizyka, specyficzne rozpędzanie się hydraulika, lekki poślizg itd. Ale to i tak niebo a ziemia w porównaniu do takiego Mario 64 (szok, w końcu między nimi jest tylko 21 lat różnicy xD), który to jest jedynym trójwymiarowym Marianem, którego zaliczyłem. W SMO grałem niemal cały czas w trybie przenośnym, no i momentami musiałem dać odpocząć rękom, odpinając joy-cony, które to same w sobie nie są może wymarzonym i topowym kontrolerem, ale nie będę narzekał. Funkcje ruchowe są fajne, ale z oczywistych powodów raczej ich nie używałem. Motywem przewodnim jest oczywiście obecność Cappy'iego, czyli czapki, dzięki której przejmujemy kontrolę nad różnymi postaciami czy obiektami. No i tutaj twórcy naprawdę wykazali się kreatywnością. Nie dość, że kolejne nasze wcielenia oferują różnorodność gameplay'ową, czasami zahaczającą wręcz o zupełnie inny gatunek gry, to jeszcze zwyczajnie wywołują swoimi efektami banana na gębie. Zresztą całą grę mógłbym tak podsumować: po prostu bawi i cieszy. Kierowanie Mario zwyczajnie sprawia frajdę. Oczywiście, są pewne słabsze momenty czy elementy (trochę kuleje kamera, którą trzeba regularnie korygować, a i tak czasami sprawia, że mamy zaburzoną perspektywę i ciężko wymierzyć skok), ale nie zmienia to faktu, że Odyseja to gra kompletna, wzór platformówki na miarę naszych czasów. Nie za duża, nie za mała, odpowiednie proporcje wyzwania i zabawy, pełno aktywności dla dociekliwych. No i oczywiście piękna prezencja (mimo tego, że czysto technicznie są tu pewne braki, no ale łatwo na nie przymknąć oko, kiedy całokształt jest po prostu śliczny z tymi swoimi kolorami, efektami, projektami postaci). I to wszystko w atmosferze autentycznej przygody, bo mimo, że "fabuła" jest pretekstowa, tak sama otoczka podróży, zwiedzania globu (i nie tylko) robi robotę. Dużo przemyśleń, które miałem w trakcie jej zaliczenia w tym momencie wyleciało mi z głowy, ale koniec końców liczy się to: Odyseja mnie urzekła, to gra, którą się zapamiętuje i którą się będzie wspominać po latach. Przypomniała mi, czym jest porządny platformer 3D i wręcz trochę żal ją kończyć, no ale na razie jeszcze sporo zabawy przede mną. Screeny oczywiście nie oddają sprawiedliwości grafice (jestem wręcz zaskoczony ich marną jakością), ale coś wrzucić wypada:
  15. Jak widzę w ogłoszeniu coś takiego: to już wiem, żeby trzymać się z daleka xD. Ja rozumiem, że kumpel z Poznania, sam jestem żyła, ale w temacie nowoczesnych TV, i to jeszcze OLEDów, to naprawdę nie ma co kombinować po taniości.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...