Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Podobno typowe 7/10. Ostatnio widziałem : Wall Street : czuć lewicowe ideały przez co momentami jest to wszystko nieco naiwne ale ogląda się naprawdę dobrze (czuć ten klimat filmów z tamtych lat). Oczywiście świetny Douglas, Sheen momentami powyżej przeciętnej. Dobre kino. Pluton : bardzo dobry. Sheen zrobił na mnie dużo lepsze wrażenie, niż w WS, ale prym wiodą Berenger i Dafoe, zresztą cała ekipa trzyma poziom. Parę mocnych scen, niezła muzyka (w zasadzie jeden utwór), ogólny klimat beznadziei i syfu. Props. 22 Jump Street : prequela prawie nie pamiętam, więc ciężko mi powiedzieć, czy jest jakaś odczuwalna poprawa/pogorszenie poziomu, ot przyjemna komedyjka z paroma śmiesznymi scenami, nie żebym się zanosił śmiechem. Twórcy parę razy pokazują dystans do swego dzieła, duet bohaterów nawet się sprawdza (Hilla lubię, Tatum w takiej roli też się sprawdza), raczej nie ma żenujących momentów. Można obejrzeć, jak na to, co ostatnio prezentują "mainstreamowe" komedie, to jest powyżej średniej.
-
GTA San Andreas
Co by nie mówić, SA z lepszym draw distancem i w full hd pociągnie naprawdę słabiutki PC, więc na ten moment poza trofeami i aspektem czysto kolekcjonerskim nie widzę za bardzo powodu do kupowania tego na past geny. Choć widzę, że magia tytułu i tak już działa.
-
własnie ukonczyłem...
MGS : Peace Walker : słaby MGS, średnia gra. Absurdy i groteska w fabule i męczący gameplay, to tak z grubsza. Crap to nie jest, no ale oczekiwania niespełnione. Dałbym 6+, może 7-. Więcej w temacie dedykowanym.
-
Metal Gear Solid: Peace Walker
Dziś skończyłem Peace Walkera, no i zawód mocny, niestety. Cały post zawiera SPOILERY. Aż dziw, że powszechnie uznaje się go za tytuł lepszy od Portable Ops, ba, spotkałem się nawet z opinią, że to lepszy MGS od czwórki. Jak dla mnie jest na odwrót i PW ląduje na szarym końcu mojego rankingu głównych MGSów (bez Acidów itd.). Zacznę jednak od umiarkowanych pozytywów : akcja ma miejsce w całkiem ciekawym miejscu (powrót do konkretnie określonych, z grubsza realnych miejscówek, a nie jakieś Middle East czy South America znane z czwórki), no i jak na możliwości PSP (na którym grę zaliczyłem) mamy nawet parę przyjemnych widoczków. Ogólnie grafika wypada całkiem nieźle. Misje typowo skradankowe są co prawda banalne (do szczęścia przez całą fabułę i większość ukończonych misji pobocznych potrzebny mi był tylko Mk22), ale trzymają MGSowy poziom, najbliżej im klimatem do MGS 3. Przerywniki komiksowe same w sobie są ok, dubbing tradycyjnie na dobrym poziomie. Pierwszy poważny zgrzyt to gameplay. Ogólnie mamy tu do czynienia z zupełnie nie pasującą do MGSów (co było też wadą PO) strukturą małych, krótkich misji. No ale specyfika przenośnej konsoli to tłumaczy. Gorzej, że w PW jednym z najważniejszych elementów gameplay'u jest "zarządzanie" bazą i ekipą najemników (czego namiastkę również mieliśmy w PO). Samo w sobie nie byłoby to może do końca takie złe (nie powiem, bo nawet momentami wciąga i satysfakcjonuje), gdyby nie to, że na graczu wymusza się farmienie, robienie powtarzalnych, nudnych czynności (w skrócie : sztucznie wydłuża czas gry), żeby zrobić postęp w wątku głównym lub przynajmniej ograniczyć sobie męki w starciach z bossami. A propos : mamy tu do czynienia z pierwszym tak poważnym zerwaniem z tradycjami serii w temacie walk z bossami : walczymy tylko i wyłącznie z maszynami. Nie dość, że ich design jest marny (i ta szaro-bura kolorystyka z dodatkiem cool czerwonych elementów), to jeszcze walki opierają się na prostackim nawalaniu rakietami (o ile ogarnąłeś sobie w R&D broń na poziomie). Do tego ta "mini gierka" z wyciąganiem płytek, bleh. O bezsensie z punktu widzenie fabularnego wspomnę za chwilę. Tu znowu PO>PW. Pewnie sporo z Was ograła PW na dużych konsolach, ja miałem nieprzyjemnośc obcować z wersją na PSP, i nie będę oryginalny mówiąc że sterowanie jest koszmarne. Jest gorsze, niż w PO, serio. Wciśnięto tu elementy z MGS4, które nie mają racji bytu w tej formie na tej konsoli. Mamy kilka ustawień, ale wypowiem się krótko o tym, którego używałem, bo uznałem za najbardziej sensowny : aby wykonać skok, trzeba wcisnąc kwadrat i kierunek (mam dodawać, ile razy Snake zaczął kopać powietrze, zamiast zrobić unik, i traciłem przez to energię i czas ?). Największe jaja są z przeglądanem broni i inwentarza (przytrzymać kółko, wcisnąć i trzymać L lub R, po czym strzałkami wybierać przedmiot). Szczytem chamstwa jest, również po raz pierwszy w serii, brak pauzy w momencie wyboru ekwipunku (ku.rwa, dlaczego ?). Doprowadza to, w połączeniu z absurdalną klawiszologią, do bezsensownego spinania się, pośpiechu i pomyłek, szczególnie przy gorętszych akcjach. Pomysł na CQC był spoko, ale wykonanie leży (opóźnienia w reakcji na przycisk itd.). Jak wspomniałem, gra całe szczęście jest przez większość fabuły naprawdę łatwa, w innym razie pewnie bym to po prostu olał. Aha, dodanie QTE do scenek przrywnikowych jest bez sensu i upierdliwe. Przełknąłbym pewnie to wszystko bez dużego skrzywienia, gdyby nie to, że zawiodła fabuła, rzecz najważniejsza w serii. Nie wiem, co się stało z Kojimą, ale jeśli ktoś uznał scenariusz czwórki za grafomanię, to polecam skończyć PW, szybko zacznie doceniać poprzednią część. Przypominam o nadchodzących spoilerach. Pomijam już całkowite olanie wydarzeń z PO, czy wskakiwanie z rozpędu do nowych wątków i postaci. Ta historyjka (pomijam teraz formę przerywników) jest jak wyrwana z jakiegoś marnego komiksu. Może pojadę punktami, luźno o fabule i innych motywach : - BB i Kaz prowadzą sobie swoją działalność, nie angażując się mocniej politycznie, ale nagle łykają propozycję randomowego gościa i nastolatki (jak później się dowiadujemy, Kaz wszystko zaplanował, ehh), bo Big Boss po dwóch wypowiedzianych przez młodą zdaniach i wysłuchaniu taśmy z głosem "The Boss" poczuł chęć pomocy jej, jej biednemu krajowi, tudzież niesienia POKOJU (to słowo do wyrzygania będzie nam wciskane w różnych językach, rodzajach i kontekstach przed całą fabułę, drugie miejsce dla "deterrent"). Po czym kumają się z czerwonymi i zaczyna się zabawa. Bo a nuż ta kulka wpakowana mentorce osobiście jednak jej nie zabiła ? - zostaje nam wciśnięty wątek jakichś niby wątpliwości BB co do lojalności The Boss, tym samym kalając całe piękne zakończenie trójki (co zresztą ogólnie robią te prequelo/sequele). Na koniec, a jakże, okazuje się, że owszem, jednak poświęciła się dla kraju (dzięki za info); - cały wątek AI i sprawa technologii. Ogólnie Kojima ma z tym kłopot, bo z jednej strony lubi robić prequele, ale z drugiej nie potrafi się powstrzymać przed wciskaniem do nich nieuzasadnionej realiami ani logiką technologii. W efekcie dostajemy w 1974 roku AI (dla pozorów "starodawności" zamknięte w siermiężnej, metalowej budzie), z jakim na przestrzeni serii spotkamy się dopiero w okolicach 2005 (superkomputery Hala), a tak na poważnie, żeby sobie porozmawiać, dopiero w w 2009. Na dodatek sam pomysł na "odtwarzanie" postaci The Boss w formie AI na podstawie danych o jej życiu, dokomunetów itd. jest po prostu absurdalny, oderwany od serii i przebija nawet nanomaszyny z czwórki. Jeszcze te rzewne sceny, kiedy to kupa złomu, jaką jest Peace Walker/The Boss, wchodzi do wody, w tle leci smutna piosenka (która wszystkim postaciom kojarzy się z The Boss, mimo, iż jako gracze słyszeliśmy ją przez całę grę może kilka sekund i nie ma dla nas żadnej wartości emocjonalnej), a BB, wiadomo, salutuje. Dajcie ludzie spokój. To samo tyczy się Metal Gearów : w jednym epizodzie dostajemy ich więcej, niż przez całą serię, zarówno pod względem ilości modeli, jak ilości maszyn ogółem. Skąd na to hajs, to już nawet nie pytam, bo to czepialstwo (żeby uruchomić produkcję Shagohoda potrzeba było środków Filozofów, będacych w rękach Volgina). Mamy taką jakby inflację Metal Geara : przestaje robić wrażenie i być czymś wyjątkowym. No i ta technologia : 1974 i rozwiązania z MG REXa (cały Zeke), a nawet go przewyższające (sterowanie AI, latanie). Brak tu jakiejś konsekwencji. Zresztą, wygląd maszyn kroczących powinien bardziej nawiązywać do modeli z MG i MG2 (które w ogóle Kojima strasznie olewa), bo o ile projekty Granina z MGS3 można traktować troszkę jako easter eggi, tak tutaj mamy już jawne nawiązywanie do REXa (rail gun, nogi); - stary Otacona oczywiście, w stylu Kojimy, musi być niemal identyczny jak syn, głos podkłada mu ten sam aktor, no i zajmuje się, a jak, Metal Gearami. No ale nie będę kłamał, fajnie, że się pojawił, miło spotkać jakąś postać powiązaną mocniej z pozostałymi częściami sagi; - tortury dodane na siłę, rozmywające jeszcze bardziej wątek "prawdy" o The Boss; - telefon BB (skąd go wziął xd) do Norad, motyw jak z jakiegoś akcyjniaka; - Coldman miał potencjał, ale nie został on wykorzystany. No i beka z zostawienia mu w helikopterze (końcówka) walizki z terminalem do uruchomienia głowic. - ogólnie rzecz biorąc fabułę śledzi się z jako takim zaciekawieniem, ale czeka się raczej na jakieś ważniejsze z punktu widzenia sagi wydarzenia i wnioski. To, że BB się odwraca od kraju i zmierza w kierunku stworzenia OH wiemy od trójki (w zasadzie od MG), fajnie, że możemy podziwiać rozwój jego idei (która na ten moment ogranicza się to do "pracujemy dla wszystkich i dla nikogo, będą na nas polować, ale będziemy walczyć"), ale gdzie jakieś większe nawiązanie do Zero, gdzie Ocelot, gdzie wątek Patriotów ? Wreszcie, gdzie przemilczany całkowice cały projekt Les Enfants Terribles ? No cóż, liczymy na Phantom Pain. Przesłuchu.je sobie dopiero teraz rozmowy z kaset i muszę przyznać, że zawarto w nich parę ciekawostek i nadano pewnym postaciom głębi. Jednak to, jak BB i Miller wypowiadają się o Che, to już dla mnie lekka przesada (że BB mógłby mu buty czyścić, że był człowiekiem wrażliwym na krzywdę innych, dlatego go zlikwidowali, itd.). Kojima, czemu ? I inne, których nie ma sensu wymieniać. Mogłem oczywiście coś źle zrozumieć, ale nie zmienia to odbioru całości. Cóż, PW, podobnie jak PO, będę traktować jako takie odskocznie od głównej historii, bez specjalnego wczuwania się (pomyśleć, że początkowo Kojima chciał z PW zrobić pełnoprawną piątkę). Mam tylko nadzieję, że PP nie pójdzie gameplay'owo w podobnym do PW kierunku, bo o fabułę mimo wszystko się nie martwię, w końcu to duża, numerowana część.
-
własnie ukonczyłem...
Super Meat Boy : dla odmiany od "komercji" i żeby w końcu pyknąć w jakąś platformówkę. Cóż, zabawa była średnia. Gierka ogólnie zasłynęła wysokim poziomem trudności. Fakt, bywa ciężko, ale, po pierwsze, tylko w ułamku etapów jest naprawdę hardkorowo, a dwa, to jest trudność opierająca się na nie do końca fair zagrywce : pół albo 3/4 etapu można sobie od razu obcykać, ale potem mamy jeden przeje.bany moment, przez który będziemy powtarzać level 100 razy. W takich momentach czuję, że tracę czas na naprawdę bezsensowną rozgrywkę. No nie jara mnie to. Paradoksalnie, kiedy udawało mi się zaliczyć te najcięższe levele, najczęściej dostawałem A+. Fizyka skakania odznacza się denerwującym "poślizgiem" bohatera, wku.rwia mnie to w platformówkach. Druga sprawa : gra jest nastawiona na częste umieranie i szybkie pokonywanie danych fragmentów leveli, a są momenty, kiedy bez sensu zatrzymuje gracza na samym początku po kilka sekund (jakiś krótki korytarzyk bez przeszkód czy coś). Nieraz nie złapało mi też dobrze skoku. Wśród tytułów stawiających na metodę prób i błędów i liczne powtórki, dużo więcej frajdy zapewniło mi Hotline Miami. SMB epatuje tym "fajnym" klimatem 8 bitów (grafika, chiptune, nawiązania do oldschoolowych motywów growych itd.), co mnie zupełnie nie jara. Ogólnie rzecz biorąc w grach wolę proporcje, kiedy przyjemności jest dużo więcej niż frustracji. Przyznam jednak, że SMB wjeżdża człowiekowi na ambicje i nie pozwala odpuścić, mimo kolejnych nieudanych prób.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Transformers 4 : niektórym ciężko będzie w to uwierzyć, ale to film gorszy niż trójka. Nowa ekipa ludzi jest jeszcze choojowsza niż poprzednia, począwszy od Wahlberga, który osiągnął chyba maksimum niedopasowania do roli (nie łykam, że ten człowiek jest "wynalazcą", nie łykam jego "technicznego" slangu, nie łykam, że jest ojcem nastolatki), przez resztę ferajny (wkur.wiająca córeczka). Mówcie co chcecie o rolach Szyi, jego rodzinki czy Torturro w poprzednikach, to i tak był przynajmniej poziom wyżej. Ogólnie sceny z ludźmi to koszmar, rzygać się chce od tych dialogów. No film jest tak głupi w tym najgorszym tego słowa znaczeniu, że źle się go po prostu ogląda. Na dodatek trwa 2h40m. O zagrywce z Chinami nie wspominam, bo omówiono to już wszędzie, powiem nawet, że zmiana scenerii pozytywnie wpływa na seans, a w tym filmie tak naprawdę nic nie wymaga porządnego uzasadnienia. Sceny akcji z reguły ssą i tradycyjnie są chaotyczne (ogólnie nayebali wątków i "złych"), humoru mało i jest raczej niskich lotów. Nie oglądać, piątkę, jak powstanie, już sobie chyba daruję.
-
GTA V Online
Zacząłem się trochę bawić w online i co najbardziej zwraca uwagę : po pierwsze, loadingi, począwszy od strasznie długiego początkowego, przez każde ładowanie przy przeskakiwaniu między sesjami itd. Najlepsze, jak odebrałem zaproszenie do misji, zgodziłem się, po czym od razu dostałem komunikat, że nie ma już miejsca i znowu loading Oo. Druga sprawa, choć to pewnie żadne odkrycie : granie ma sens jedynie ze znajomymi, na losowych oszołomów nie ma co liczyć, uciekną z rozgrywki byle kiedy, zawieszą się albo zaczną wydziwiać, nie mówiąc o tym, ile trzeba czekać na przyjęcie zaproszeń. Zabawa ogólnie jest taka sobie, najwięcej czasu na razie spędziłem samotnie (szkoła latania, sklepy) i gdyby nie to, że chcę wbić platynę (ciężko będzie z tym 100 poziomem w multi), to bym pewnie olał ten tryb. Aha, kreator postaci to nieporozumienie.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Automata : to ten sci-fi z Banderasem, którego trailery ktoś wrzucał na forum. Zapowiadało się dobrze, wyszło średnio. Trochę zmarnowany potencjał, bo mamy na początu całkiem klimatyczną wizję przyszłości (z paroma kliszami typu wielkie hologramy wokół wieżowców, które nie mają większego celu, albo hologramowe wyświetlacze w domach, których jakość obrazu jest gorsza niż na telewizorach CRT i parę innych takich motywików), niezłe wizualia (czuć, że budżet raczej niewielki, ale dzięki temu mamy chyba więcej efektów praktycznych) i ciekawy pomysł na fabułę, ale z postępem akcji wszystko traci siłę. Dosyć szybko akcja przenosi się poza miasto i cały pseudo cyberpunkowy klimat znika. Tempo zwalnia, dialogi są średnie a niektóre akcje są wręcz prostackie. Montaż też jakiś dziwny. Ogólnie wyszedł przeciętniak, o którym pewnie szybko zapomnę.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Takie 5/10. The Place Beyond the Pines tego samego reżysera (też z Ryanem) dużo lepsze. Ja ostatnio widziałem trylogię Piratów z Karaibów. W skrócie : część 1>2>3. Przy czym dwójka i trójka na podobnym poziomie. Pierwsza część to zabawne kino przygodowe. Następne niby zachowują podobny styl, ale mamy przesyt wątków, przesyt zdrad i zmian sojuszy (w rezultacie ciężko komukolwiek na serio dopingować), czego apogeum mamy w części trzeciej. Sparrow, owszem, jest postacią charakterystyczną i raczej sympatyczną, ale ile można jechać na tych samych zagrywkach ? Aha, motyw "zwidów" Jacka w trójce jest wciśnięty strasznie na siłę, do i tak już za długiego filmu (seans po prostu męczył). Propsuję Geoffrey'a Rusha i jego postać, Davy Jonesa, sporo ładnych ujęć, no i w sumie efekty specjalne. Seans czwórki odkładam na nieokreśloną przyszłość.
-
Służby specjalne
Mimo nakręcenia paru shitów, dla Vegi odwieczny props za Pitbulla, dlatego też wracając do "swoich" klimatów ma u mnie jakiś kredyt zaufania. Zresztą osoby, których opinie o kinie mają dla mnie znaczenie, oceniają ten film umiarkowanie dobrze. No ale i tak chooj wie kiedy się to obejrzy. Ogólnie czytanie filmwebowych komentów i rozkminianie ocen społeczności jest samo w sobie niezbyt poważne, ale akurat to pytanie : mnie zupełnie nie dziwi.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Dziewczyna z tatuażem : kolejne po Zodiaku trochę rozciągnięte dzieło Finchera, mimo to i tak poziom od niego wyżej. Książki nie czytałem, więc w tym kontekście nie mam nic do powiedzenia, w każdym razie historia wciągająca i trzymająca w napięciu (mocna scena Trochę nawalone tych imion członków rodziny, wokół której toczy się śledztwo, można się na początku zamotać. Dużą część filmu mamy dwa wątki prowadzone równolegle i nie da się ukryć, że bardziej interesujące są perypetie Lisbeth. Tu zaznaczę, że Rooney Mara zagrała świetnie i jest najjaśniejszym punktem obsady. Doczepiłbym się trochę do dziwnego momentami montażu (sceny wydają się urwane). Propsuję natomiast mocny, zimny klimat. Film dobry, ale nie jest to czołówka dzieł Finchera. Unforgiven : za westernami nie przepadam (z wyjątkami, np. w postaci Tombstone), ale status klasyka oraz Clint jako reżyser zachęciły mnie do seansu. W gatunku nie siedzę, ale jest to dosyć nietypowy jego przedstawiciel. Bohaterowie pokazani jako zmęczeni fizycznie i psychicznie, zgorzkniali, czasem wręcz niezdarni, akcje rozwijające się w dosyć nieprzewidzianym kierunku, jedynie postać szeryfa jest całkiem typowa, no i na sam koniec dostajemy W filmie mamy też kilka ciekawych postaci epizodycznych i wątków pobocznych (English Bob). Dobre kino, przyjemny seans.
- The Grand Budapest Hotel
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Jedna z niewielu naprawdę momentami śmiesznych i nie żenujących komedii romantycznych ostatnich lat. W ciemności : chyba lepiej bym zrobił, oglądając to przed Różą. Średniak, nie rozumiem zachwytów. Jasne, Więckiewicz bardzo dobry, niektórzy na drugim planie ok, ale właściwie żadnego z bohaterów nie można polubić, ba, oglądając większość ze scen i słuchając dialogów w kanałach mam ochotę ich bić, a to jest jakieś osiągnięcie. Nie warto przytaczać konkretnych akcji, lekkim zaskoczeniem było dla mnie, gdy na koniec dostaliśmy info o prawdziwości tej historii - o ile rzeczywiście wiernie trzyma się faktów, to cudem wielkim jest, iż Pochodzący z Lipska Żyd Mundek, z uwagi na swój wygląd, niewiarygodny (choć całkiem interesująca z niego postać). Holland serwuje nam niby naturalizm, co momentami zwiększa wiarygodność obrazu, kiedy indziej wydaje się natomiast wpychane na siłę. Aha, napisy są potrzebne również do dużej części "polskich" dialogów (z których większość jest akurat spoko). Propsuję sceny na powierzchni i wątek Ukraińców. Ogólnie największą wadą jest cała ekipa kanałowa i to co tam się dzieje, no a chyba miało być na odwrót.
-
Godzilla
- Cinema news
- Zgadnij grę z obrazka/gifa!
Fear Effect, chyba 1. Dobra minuty różnicy, wrzucę :- Ostatnio widziałem/widziałam...
Róża : świetny film. Smarzowski od jakiegoś czasu jest postacią, której same nazwisko robi za znak jakości, i oby nadal trzymał poziom (Pod Mocnym.... nie widziałem jeszcze). Róża to żadne arcydzieło, tylko i aż bardzo dobre, wciągające od początku do końca, klimatyczne dzieło. Mamy dawkę typowego już dla tego reżysera syfu i brudu ludzkiego, bardzo ciekawy czas akcji, jak i jego miejsce, niezłą muzykę (choć to w zasadzie jeden wątek przewodni) no i w końcu całkiem wysoki poziom aktorstwa (dużo ulubieńców Smarzowskiego pojawia się na drugim/trzecim planie). Jest brutalnie i męcząco, podobno wiele osób to odepchnęło od filmu, i fakt, w czasie seansu mocno czuć beznadzieję tamtego miejsca i momentu historycznego, ale bez przesady, ogląda się dobrze. Polecam każdemu.- Ostatnio widziałem/widziałam...
Edge of Tomorrow : no całkiem niezłe sci-fi, zresztą Cruise ma ostatnio szczęście do tych lepszych blockbusterów. Przełykając sens pomysłu wyjściowego (plus głupoty/uproszczenia fabularne, bo zawsze wychodzę z założenia, że pewien poziom dziur można przełknąć bezboleśnie, o ile film broni się jako całość), który mi akurat przypadł do gustu , historia szybko wciąga i przedstawiona jest całkiem wiarygodnie. Props za efekty i ogólny design tego świata (może poza Mimikami), większość filmu wizualnie wypada spoko (poza ciemną końcówką), natomiast o muzyce ciężko cokolwiek powiedzieć. Szkoda, bo przydałby się jakiś charakterystyczny motyw przewodni. Miły epizod Paxtona, ogólnie ekipa żołnierzy, choć nie mająca jakichś rozbudowanych charakterów, buduje momentami fajną atmosferę a'la stare klasyki. Ogólnie polecam, ale nadal nie jest to widowisko sci-fi, na które czekam od lat, ot takie 7/10. Cold in July : na razie to chyba dosyć słabo kojarzony tytuł, więc w skrócie o historii : główny bohater, grany przez Michaela C. Halla, zabija złodzieja kręcącego się po jego domu. Pod względem prawa wszystko jest załatwione, ale w mieścinie pojawia się, świeżo wypuszony z więzienia, ojciec nieboszczyka, szukający jakiegoś rodzaju zemsty (w tej roli świetny Sam Shepard). Co ciekawe (nie będzie to chyba dużym spoilerem), film gdzieś w 1/3 zmienia niemal całkowicie wątek główny, ba, główny bohater wręcz schodzi na drugi plan. No ale mniejsza z tym. Film jest bardzo dobry. Można by rzec, że męska, ciężka historia, o mocnym klimacie (niezła muzyka), bez cackania się ze "złymi". Na drugim planie świetny Don Johnson jako detektyw-redneck. Polecam.- Cold in July (2014)
Ja polecam mocno, od razu zaznaczam, że Dexter jest przez większość filmu w cieniu Sheparda i Johnsona, i w sumie dobrze, bo ta dwójka ma moc. Kino dosyć proste, surowe, ale naprawdę dobre. Kasias : udzielasz się na KMF może ?- GTA V - dyskusja ogólna
Jestem w stanie uwierzyć w info o kamerze z auta, zwróćcie uwagę na poziom wykonania deski rozdzielczej i wnętrz w pierwszym trailerze wersji next gen.- Janusze gamingu
Paranoja to jest połowa postów tutaj, no ale tak czy siak nikt nikomu nic nie zabrania, tylko stwierdza januszostwo.- Nowości
Nowy Włodi już jest, album bez szału (i krótki), ale ten bit mi przypadł do gustu. http://www.youtube.com/watch?v=_nXh8lydYfo- Poleć coś w stylu...
Co prawda nie przedstawia psychiatryka, ale zbadaj film Awakenings, bo myślę, że przypadnie Ci do gustu. Sprawdź też Przerwaną Lekcję Muzyki. A 12 małp na propsie.- Ostatnio widziałem/widziałam...
Wielki Gatsby : zacznę od tego, że nie łapię fenomenu książki. Jest to jednak dobry materiał na film, opowieść dużo zyskuje dzięki atrybutom tego medium. Tu zwraca uwagę użycie współczesnych utworów : z jednej strony zabieg wybija z klimatu lat 20, z drugiej po prostu się podoba. W każdym razie, nie drażniło mnie. Inna sprawa to niesamowty przepych zabaw u Gatsby'ego, doprowadzonych do przesady. Ogólnie film wizualiami stoi i jako obrazek do podziwiania sprawdza się wyśmienicie. Rewelacyjnie wypada NJ tamtych lat. Książkowej fabuły trzymano się raczej mocno (naturalnie pomijając pewne wątki), więc w tym temacie nie ma się co rozpisywać : historyjka, mimo drugiego dna, jest prosta i momentami nudna. W filmie odczuwa się to jeszcze mocniej : początek ma bardzo duże, wręcz rwane tempo, natomiast w okolicach drugiej połowy przez pewien czas strasznie się to wszystko rozwleka i niestety przynudza (spokojnie 20 minut mniej by to mogło trwać). Propsuję obsadę, oczywiście z naciskiem na Leo, chociaż część mi wyglądem nie do końca przypasowała do wyobrażenia w czasie lektury. Ogólnie to taki trochę przerost formy nad treścią. Bez szału, ale fani materiału źródłowego niech sprawdzają spokojnie.- Wasze ulubione cutscenki z gta
Mimo wymęczenia każdej części, ciężko mi sobie przypomnieć konkretne filmiki, które by mocno zapadły mi w pamięć, co jak co, ale seria nie stoi jakimiś świetnymi cut scenkami (dialogi to inna bajka). Najbardziej lubię chyba całe wprowadzenie do VC (pomijając oczywiście creditsy, również świetne) : od 2:05 do 5:15. - Cinema news