Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  1. Nie jestem specjalnie zaskoczony, chociaż coś w formie Zgrentgena to miałoby jakiś sens. Z wstępniaka wnioskuję, że to będzie zbiór luźnych opinii redaktorów, którzy konsolę kupili, żadna burzliwa dyskusja, no ale przeczytamy, ocenimy czy udało się zawrzeć coś nowego.
  2. Kmiot opublikował(a) a status w Kmiot
    Dajcie coś z Bellą no.
  3. Kurde, zostaw już Kacpra, bo zaraz wróci do alkoholu.
  4. Ech, znowu trzeba tyrać dla tego Pereza i klepać znaki. A mogłem po prostu kupić tego Farming Simulatora i bylibyśmy kwita. Okładka ładna, ale zdążyłem się już przyzwyczaić, że jeśli dostaniecie odpowiednie materiały graficzne, to nawet Romek nie jest w stanie tego zepsuć. A co w środku? Co Nowego. Kojima nie traci czasu, a Komodo zarzuca cytatami z Dnia Świra. Kłaniam się ludziom kultury. Najgorzej, że nawet jak Hideo dopadnie jakaś starcza demencja, to i tak trudno będzie zgadnąć czy to było zamierzone w scenariuszu. Niektóre jego pomysły już teraz brzmią jak koszmar schizofrenika. No i jak go nie kochać? Generalnie nie zgadniecie, ale cały dział zdominowany przez GTA6. Mimo, że do premiery jeszcze rok, z całkiem możliwym poślizgiem. Ale jest też epizod Call of Druty, więc spośród Świętej Trójcy Newsów jedynie wątek Wiedźmina/CDPR został w tym miesiącu skrzywdzony, bo “technologiczne demo” chyba ukazało się już po wysłaniu numeru do druku. Nie chce mi się tego weryfikować, ale innej przyczyny przemilczenia nie widzę. Ohayo Nippon. Z racji niedostatku interesujących gier na premierę Switcha 2 byłem zmuszony dodać Magical Nut Ikuno do listy życzeń. Trzeba sobie w życiu jakoś radzić. W ogóle dobry kącik w tym miesiącu, taki japońsko dziwny. Dobre, bo polskie. Czy tylko ja tak mam, że gdy czytam we wstępie o braku grubych afer w polskim giereczkowie, to z miejsca moje zainteresowanie lekturą kącika maleje drastycznie? No i nie bez powodu, bo w tekście trochę wieje nudą. Dostajemy bezduszne cyferki, ilości sprzedanych egzemplarzy gier, kwoty uzbierane na kickstarterze, a mi się oczy zamykają. Cóż, pozostaje czekać na jakieś dramaty i aferki, chociaż… wątek pominięcia blooberowskiego Silent Hilla 2 w nominacjach dla najlepszych polskich gier, o czym wspomina Anonim w Headshocie nadawałby się doskonale? Za chwilę jeszcze do tego wrócę, hehe. Test Switcha 2. I cyk, po ośmiu stronach w poprzednim numerze, teraz kolejne 5 stron, a zgaduję, że w #334 też doczekamy się jakichś wrażeń z obcowania ze Switchem 2, tym razem już w komfortowym, domowym zaciszu? Tymczasem Komodo robi co może, choć przełomu żadnego ten materiał nie niesie. Bo i sama konsola w generacyjnym meczu jest ledwie jak strzelenie bramki kontaktowej i podgonienie wyniku, niż doprowadzeniem do remisu, albo wyjściem na prowadzenie. Switcha 2 kupiłem, ale na ewentualną ekscytację i tak muszę poczekać przynajmniej do Bananzy, bo Mario Karta to nawet mi się nie chce odpalać (a mam w bundlu). Podsumowując: test Komoda jest w zupełności wystarczający i nie wiem czy planujecie coś jeszcze na lipcowy numer (poza recenzjami tytułów startowych), ale o samym sprzęcie temat uznaję w sumie za wyczerpany. Bo ja tylko uświadomię, że Switch 2 to najmniej innowacyjna konsola w historii Nintendo. Bezpieczny upgrade sprzętu od branżowych nowatorów, od których zawsze oczekiwało się czegoś ekstra. Niech to wsiąknie do świadomości, dlaczego tak wielu graczy jest rozczarowanych. Migawka zajawek GTA6. Gryzę się w palce, żeby się nie wyzłośliwiać nad faktem, że poświęcacie dwie strony na zwiastun, zastanawiając się czy będzie można kierować pojazdami jedną ręką (“zróżnicowane style prowadzenia”), czy będzie można robić użytek z lusterka wstecznego podczas jazdy, bo bohaterka na jednym ujęciu w nie spogląda, albo czy twórcy umożliwią nam chodzenie na koncerty, bo gdzieś na ścianie jest plakat kapeli. Na scence widać narzędzia, więc na pewno będzie motyw odbudowy domu. Takie to rozgrzebywanie patykiem gówna na stopklatce, żeby zobaczyć co w środku śmierdzi. Nie wiem które domysły zawarte w tym tekście to jakkolwiek potwierdzone informacje, a które z nich to daleko idące założenia i pobożne życzenia. Nie jestem fanem i bardzo nie chciałem się wyzłośliwiać, a jednak to zrobiłem. Mam nadzieję, że jesteście z siebie dumni Tłocznia charakterów. A pewnie, że się krzywo patrzę Graba, przewracam oczami na fakt, że nowy zwiastun GTA to już prawie jak premiera gry, bo trzeba to udokumentować. Ale bez obaw, bo w sumie o ile miałem bekę z tekstu dedykowanego trailerowi, tak w kolejnym materiale wybrnąłeś skupiając się na bohaterach i otoczce wokół ich kreacji i wyboru aktorów. Co prawda już mi się nieco nudzi czytanie o tym, że Trevor jest wzorowany na Oggu, ale jakoś to przetrawię. Generalnie myślałem, że będzie gorzej, hehe. Żałuję tylko, że pozostałe charaktery wykute przez Rockstar to już raczej nie mogą liczyć na tego typu artykuł. Żałuję, że znów najistotniejsze było, by napisać o GTA, a nie rzeczywiście o bohaterach przez studio wykreowanych. John Marston, Arthur Morgan, Jimmy Hopkins. A przecież to tylko główni aktorzy, którzy są otoczeni wcale nie mniej ciekawymi postaciami drugoplanowymi. Hyde Park. Jak kronika sanatoryjna, bez kitu. Z ciężkim sercem się czyta niektóre wpisy. Chłopaki brzmią jak wykończeni życiem, spragnieni odpoczynku i “resetu” głowy. Roger wyleguje się na stołach operacyjnych, Perez to jednoosobowa placówka pocztowa, Adamus od kiedy odstawił alkohol to nie potrafi odpoczywać (warto było?), Piechota to w ogóle jak szczeniaczek, którego chciałoby się przytulić, nawet Darka dopadła proza życia i jest praktycznie nieobecny w recenzjach. Jest też na szczęście szczypta pozytywnego vibe’u. Mamy w PE topowego bibliotekarza (gratulacje, ale mnie bibliotekarka za karę ciągnęła za pejsy, więc mam do was uraz), Mazzi zaliczył festiwal bukkake (nie pytajcie), Graba gra w gry (przeczytajcie trzy razy szybko), a Sojera to nawet nie muszę czytać, bo wiadomo że napisał o rowerze albo ciuchciach. Headshot. Anonim. Remake Silent Hill 2 nie był nominowany w żadnej kategorii nagród Digital Dragons, bo gra najwyraźniej była za mało polska? A Kroolik w “Dobre, bo polskie” twierdzi, że nie było żadnej afery. No, ale zarówno on, jak i Roger byli w szacownym jury tego plebiscytu, więc może nie wypadało złego słowa napisać? Nie wiem, choć się domyślam. Konsolite drąży odwieczny temat pudełka vs. cyfra, ale o tym napisano już chyba wszystko. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że pudełko kupują nawet ludzie, którym wcale nie zależy na posiadaniu fizycznego nośnika na półce. Ale zależy im na tym, by po przejściu gry po prostu sprzedać swój egzemplarz i odzyskać 2/3 włożonej kwoty. Z cyfrą nie mają takiej możliwości, więc póki ceny będą zbliżone, to nośnik w wielu sytuacjach jest dużo bardziej opłacalną opcją, szczególnie w grach single player, czyli “przejść i zapomnieć”. Można się zżymać, ale nawet w przypadkach jak z ostatnim Doomem, gdzie na płycie faktycznie nie było gry jako takiej, to i tak sensownym był zakup pudełka za 300 zł (cyfra to te same okolice cenowe), pograć te 20 godzin i odsprzedać grę za 200 zł. Wiem, bo sam tak zrobiłem i w dupie miałem mityczną “wygodę cyfry”, gdy mogłem po prostu zaoszczędzić 200 zł. Koso tym razem slowpoke, bo o Clair Obscur już się nagadałem w zeszłym numerze. 8+/10 to już są surowe rewiry ocenowe, ale jak to mówią “do wybronienia”. Mnie osobiście najbardziej zabolała łatwość, z jaką można sobie rozjebać balans gry w ostatnim akcie - chwila nieuwagi i jesteśmy tak przepakowani levelem, że finałowe starcia praktycznie nie stanowią wyzwania. Recenzje. Elden Ring: Nightreign. Przysięgam na świętego Hideo Kojimę, jeśli jeszcze raz będę zmuszony walczyć z kolejnym smokiem (różniącym się tylko kolorem), Awatarem Drzewa, albo Ulcerated Tree Spirit, to chyba się porzygam. Elden Ring uwielbiam, ale wariant rozgrywki zaproponowany w Nightreign eliminuje praktycznie każdy element, za który grę From Software cenię. I jeszcze ta jedna, powtarzalna mapa, zapętlona do znudzenia, skupiona na gang-bangach (bo trzech graczy, to trzeba najebać przeciwników na arenę). A najgorsze, że teraz część teamu będzie wykluczona, bo trzeba będzie klepać nową zawartość do tej gry-usługi. Ech. Mam poważne obawy, że From Software już osiągnęło swój peak i sufit epickości przy okazji Elden Ringa i ten wydawniczy zwrot w kierunku “ilości, nie jakości” będzie boleśniejszy, niż zakładałem. Doom: The Dark Ages. Pix już wcześniej wytknął Hivowi amatorską wpadkę z Mickiem Gordonem. I naprawdę nie wiem skąd mu przyszło do głowy, żeby Gordona wciąż łączyć z Doomem, skoro już w trakcie produkcji Eternala drogi id Software i kompozytora się rozeszły. A to było 5 lat temu. Inna sprawa, że w razie wątpliwości (a takie powinny się pojawić w głowie Hiva) sprawdzenie tego to dwa kliknięcia w googlach. Poza tym recenzja całkiem spoko, choć niesmak na koniec spory. Blades of Fire. Kupiłem na premierę. I jeszcze nie odpaliłem. Ale grałem w demo i wiem czego się spodziewać, bo to ono mnie przekonało do zakupu. Oddam jednak Grabie, że gdybym już przed lekturą nie był zdecydowany, to recenzja by mnie zachęciła do gry. Warhammer 40,000: Speed Freeks. Tak zupełnie przy okazji przypomniała mi się ta wcale niegłupia gra z PS1, przy której z kolegami spędziliśmy więcej godzin, niż z CTR. W ogóle gokarty tamtej ery zasługują na osobny temat. Prawda, Adamie? F1 25. Fascynujące są te idee wciśnięcia kobiecych zawodniczek do gier, w które w 99% grają faceci i mają tego typu inicjatywy kompletnie w dupie. Nikt nie prosił, nikt nie potrzebował. Days Gone Remastered. Takie odświeżenie bez większych ambicji nie zasługuje na więcej niż pół strony, by wyliczyć tylko ewentualne zmiany i podsumować w przewidywalny sposób: nie grałeś? To teraz zagraj. Grałeś? Nie ma powodów by do gry wracać. Fantasy Life i. Z tęsknoty za Animal Crossing czuję lekką pokusę w kierunku tej gry, ale ona wygląda tak bardzo generycznie, że chyba nie potrafię się przełamać. A z pewnością nie za tę cenę. The Precinct. Ural recenzje pisze fajne, ale czasami jak zarzuci żartem, to “krindżówa fest”. Wrodzony talent, chwilami większy niż u Rogera. Moto GP 25. Szablon recenzji każdych “motorków” od Zaxa: chujowy model jazdy, jeździłem na motorze, to się znam. Czekamy na symulator łucznictwa. The Midnight Walk. Niby fajnie, że kolejna w miarę udana gra dla VRa, ale te wszystkie tytuły jednocześnie "VR i nie-VR", to takie nie wiadomo co stojące w rozkroku i niezdolne do rozwinięcia w którąkolwiek stronę. Koncepcje wzajemnie się ograniczające, więc nic dziwnego, że kończy się na pomysłach, które gracze VR już widzieli wielokrotnie. Trident’s Tale. W przypadku Sea of Thieves trudno uznać, że rejs szybko się skończył. On trwa w najlepsze, od lat ciągle dostarczana jest nowa zawartość, więc stawianie SoT w jednym zdaniu z Skull & Bones jest mocno krzywdzące dla gry Rare. Retrorecenzja. Primal. Czy rzeczywiście Primala można określić tytułem kultowym? Można, choć mam wrażenie, że trochę na wyrost, ale może to tylko ja. Nie miałem przyjemności, ale gra rzecz jasna od lat krąży na orbicie mojego zainteresowania, a recenzja raczej mnie do Primala przybliża, niż oddala. Niespieszne tempo rozgrywki mnie nie odstrasza, problemy z kamerą to zakładam z góry w każdej grze tamtej epoki (byłbym zaskoczony, gdyby było inaczej), jestem cierpliwy (kiedy trzeba i warto), gra jest we wstecznej kompatybilności na konsolach Sony, więc nic tylko ściągać i grać, w pełni legalnie. Brak wymówek. A recenzja świetna, jak zwykle zresztą w tym dziale, bo piszą tam najlepsi autorzy. Publicystyka. Wersje reżyserskie. Świetny tekst. Przeczytałem od deski do deski. Trudno mi cokolwiek tutaj dodać, więc nie dodam. Ostasz w swoim żywiole filmowym, a że jestem zaledwie niedzielnym widzem oglądającym coś tylko sporadycznie, to nie czuję się upoważniony do jakiegokolwiek czepialstwa. Możliwe też, że nie ma czego. W każdym razie zostawiam to innym chętnym. Sztuczne języki. Szalenie intensywny ten tekst. Od książkowych definicji, przerobionych przez Wyższą Szkołę Chłopskiego Rozumu (aby nie przytłoczyć), przez wyłuszczenie kilku naprawdę ciekawych przykładów z literatury, na bardziej rozrywkowej popkulturze kończąc. W tym miesiącu to tekst, z którym wszedłem w głębszą relację, bo zachęcony treścią postanowiłem zaliczyć ponowny seans z “Arrival”, więc znów wychodzi na to, że PE motywuje i brzydko pisząc “zaraża”. Oczywiście film polecam, ale jego emocjonalny odbiór mocno się zmienia gdy widz zna twist. Kacper w zasadzie go bez ostrzeżenia zdradza i spoiluje, no ale ma tezę do udowodnienia i najwyraźniej nie przewidział opcji brania jeńców. Najzabawniejszy wątek tekstu to ten, w którym chłop uczył swojego syna języka klingońskiego już od niemowlęctwa, no trzymajcie mnie. Dzieciak osiągnął wiek trzech lat i wykazał się większym rozsądkiem od starego. Minusy? Jakoś mało gier. Brakuje choćby Tunica albo Heaven’s Vault, bo świeżutkiego Blue Prince'a to się nie spodziewałem, skoro tekst powstał zapewne przed wydaniem gry. No i tamtejszy język erajański to w zasadzie dodatek dla zaawansowanych, który może ułatwić niektóre zagadki, ale nie jest konieczny, więc w tym momencie trochę naciągam fakty, bo jestem fanbojem Blue Prince’a. Za to wątek Primala fajnie wygrzebany. W ogóle dziwny zbieg okoliczności: Adamus pisze o Primalu i Kochaniec pisze o Primalu (co z tego, że to tylko zbieżność tytułów różnych gier). Adamus wspomina o Roku 1984 Orwella i Kochaniec w tekście o Deus Exie nie odmówił sobie podobnego odniesienia. Przypadek, albo chłopaków wyraźnie do siebie ciągnie. Szybka podróż. Trochę za dużo wałkowania otwartego świata, jakichś prób rozróżnienia, kategoryzacji czy ustalania który otwarty świat był pierwszy. Niby wiadomo czemu to ma służyć, ale ja już czytania o open worldach mam po dziurki w nosie, prawie jak grania w nie. Na szczęście Buczyński nadrabia potem dużo ciekawszymi fragmentami. Na przykład tym o szybkiej podróży z Daggerfalla. Rewelacyjny wątek i dla mnie bardzo pouczający. Koniec końców wyszło z tego takie “Szybkie podróże w Elder Scrolls”, bo potem dostajemy jeszcze Morrowinda czy Obliviona, ale nie narzekam, bo się douczyłem ciekawymi informacjami. 30 lat ewolucji dźwięku na PlayStation. Jak na mój gust trochę za dużo technicznych smętów, ale ogólny przekaz i tak na tyle czytelny, że lektura minęła bez większych zatwardzeń. Tekst brzmi fachowo i profesjonalnie, ale czy taki jest w istocie, to nie potrafię ocenić, bo się kurwa nie znam, co nie? Tekkno Parrot. Kompletny ze mnie automatowy laik, ciągnie mnie do tych gier bardzo sporadycznie i chyba nie bez powodu o wyliczonych w tekście grach w zasadzie nie słyszałem. Zresztą pewnie nie tylko ja. Czy czuję się zachęcony, by dać im szansę? Nieszczególnie, ale tak jak piszę - raczej nie jestem targetem. Sam tekst okiem amatora wydaje się całkiem rzetelny i fajnie było poczytać o tak specyficznych i najwyraźniej kompletnie zapomnianych tytułach, choć niektóre z nich to przecież przepotężne marki. Deus Ex. Kolejny dowód na to, że autorzy osiągają swoje wyżyny, jeśli skupią się na jednym tytule, ewentualnie jednym krótkim cyklu. To mój ulubiony typ tekstów, najbardziej sentymentalne, najbardziej motywujące i zachęcające do samodzielnego odpalenia omawianej gry. W tym tkwi siła tekstów od Kubicy, ale Kochaniec w tym numerze również wysoko stawia poprzeczkę. Tekst o Deus Exie czyta się błyskawicznie, przyjemnie i chciałoby się więcej. A niektórzy i tak będą gadać, że lepiej więcej recenzji kosztem publicystyki. W ogóle Sebastian tutaj pozwala sobie na pikantne hot-tejki. Najpierw wyczuwam drobny antycyberpunkizm2077, bo grze CD Projekt Red obrywa się za powierzchowność i mało kreatywne możliwości. A potem Deathloop określony jest arcydziełem. No no, odważnie i z biglem Seba, podoba mi się! To znaczy sam Deathloop arcydziełem bym nie nazwał, ale bardzo lubię tę grę. W każdym razie podpisuję się pod pochwałami dla Kochańca za ten materiał, choć nie jestem zaskoczony jego jakością. Koudelka. Kubica to jakość, precyzja i serce włożone w robotę. Opowieści o grach tamtej ery to każdorazowo zachwycające historie o wychodzeniu poza schematy, o twórczej odwadze i niebanalnych ideach. Chłop jednego dnia klepie muzyczkę dla Squaresoftu, a drugiego zakłada własne studio i zaczyna robić wymarzoną grę, biorąc na barki kontrolę nad każdym jej aspektem. Jedynie sugestia, że Koudelka jest jawnie inspirowana Silent Hillem może być trochę na wyrost (tym bardziej, że w treści nie znalazłem żadnego potwierdzenia tej informacji, a "możliwość łączenia przedmiotów i podobieństwa w ekranie ekwipunku" to za mało), biorąc pod uwagę, że gra Konami ukazała się raptem pół roku wcześniej, gdy Koudelka była już zapewne na ukończeniu i nieco za późno na inspirowanie się. Czy lektura zachęciła mnie do zapoznania się z grą? Niekoniecznie, bo słowa-klucze “grind oraz piekielnie nudne, przewidywalne walki” to mogą być zbyt poważne zarzuty, bym się przemógł. Aczkolwiek nie wykluczam, bo najwyraźniej Koudelka ma też wiele zalet i ostatnie zdania artykułu mają siłę przekonywania. Paradoksalnie najbardziej w tym tekście zaintrygowany byłem… Shadow Hearts, który jawi się jako prawdziwa perełka większa od Koudelki. Przy okazji gratulacje dla autora za wygraną w 24 godzinnym Le Mans. Niesamowity autor. Mizzurna Falls. Pix znów czujny i wspomniał o tendencji Cyphera do krzykliwych zdań, choć w tym przypadku i tak jest umiarkowanie jak na jego możliwości. Szczególnie jeśli przypomnę sobie jego popisy w Dreamcast/Arcade Extreme. Tam chwilami nie potrafiłem się skupić na lekturze, bo ekscytacja autora była wręcz karykaturalna (pokaz możliwości TUTAJ). Tutaj tego tak nie odczułem, więc albo autor wziął coś na uspokojenie, albo dostał po głowie od korektora. W każdym razie czytelnik tylko zyskał. A Mizzurna Falls oczywiście już od kilku lat krąży w szerszej świadomości ludzi zainteresowanych retro i aż trochę dziwne, że dopiero teraz doczekała się szerszego omówienia. Czy chciałbym zagrać? Trochę tak, nie wykluczam takiej ewentualności, ale niepohamowanej ochoty to nie odczuwam. Extreme Plus. Phil Spencer. Co miesiąc (z pojedynczymi wyjątkami) widząc kolejnego bohatera, którym tym razem Zabłocki postanowił mnie zadręczać, ręce mi opadają. Każdorazowo rozważam rezygnację z lektury, ale koniec końców i tak czytam. Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam. Trochę się Maciek wyżywa na Filipie, trochę nazywa go katem Xboxa, jakby zaskoczony faktem, że rolą Spencera jest adaptacja i przynoszenie zysków, a nie dbanie o “tożsamość marki”. Na plus zaliczam, że tekst literacko jest całkiem przyzwoity i daleki od tych dolnych rewirów jakościowych (przypominających wypociny AI), na które zdarzało się Zabłockiemu zabłądzić. Gdyby jeszcze tematykę Plusa dobierać nieco ambitniej… Felietony i kąciki. BAKA. Jestem rozdarty. Rzekoma niespójność w tonie i prezentacji to coś, co mnie zniechęca. Ale wieści, że "cykl jest dość usypiający" to coś, co brzmi jak w sam raz dla mnie. Bo uwielbiam zasypiać na anime. No i kurde, jestem zaskoczony, że tym razem nie na Crunchyroll. To nieco mnie przybliża do seansu bo dostęp do MAXa mam jednak częściej. Zax spóźnia się z obserwacją o ładnych kilka lat. Relaksujące gry najintensywniej wypłynęły przy okazji pandemii i od tamtego momentu są regularnym bywalcem list wydawniczych. Farming Simulator też nie urodził się wczoraj. No i Elite Dangerous tradycyjnie wspomniany, choć zupełnie od czapy najwyraźniej. Mielu nazywa Clair Obscur “trochę przereklamowaną grą”. Czyli uprawia łagodny, ale klasyczny “zaxing” - brakuje tylko czepiania się recenzentów i graczy, że za wysoko oceniają grę. Zresztą nieco przypomina mi to narrację innych twórców gier (a Mielu jest twórcą gier), którzy między zdaniami bagatelizują osiągnięcie francuzów. Przereklamowany to może być nowy Assassin’s Creed. Clair Obscur wyszło i bez wielkiego marketingu zawładnęło sercami graczy. To przede wszystkim oni grę docenili i kupili miliony egzemplarzy i pisanie, że Ekspedycja 33 jest przereklamowana, to jak napisać “gracze się nie znają”. Może się nie znają, ale serca najwyraźniej mają w odpowiednich miejscach. Marcellus w tym miesiącu zaskakująco przyjemny w lekturze, choć mało odkrywczy i jedynie wytyka to, czego wszyscy już jesteśmy świadomi. Ale ok, przecież nie każdy felieton musi oferować nowatorskie spojrzenie czy przełomową obserwację. Doceniam natomiast, że udało się uniknąć "korporacji" i "kapitalizmu", choć miejscami aż się o to prosiło. Brawo. Piechota. Trochę mi wstyd, że powiązanie kolejnych felietonów Adama z dekalogiem zajęło mi tyle czasu, ale pocieszam się, że zdołałem to zrobić przed oficjalnym wyjawieniem tajemnicy. Teraz jak na to patrzę, to oczywiste, ale największą przeszkodą każdorazowo był okres miesiąca między kolejnymi felietonami-wskazówkami. Gdy czytałem trzeci, to poprzednie dwa już zdążyły nieco wyparować z mojej głowy. Ale w obliczu post scriptum to kompletnie nie ma znaczenia. Jakiś czas temu wspominałem, że pewna “enigmatyczność” Adama nieco mnie zaczyna martwić, ale takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem. Teraz te wszystkie żarty w Pograduszkach (które zawsze wrzucały mi niezręczne ciarki na kark) nabierają dziwnego wydźwięku. Pocieszam się, że wraz ze złymi wieściami dostaliśmy też te pozytywne i ich zamierzam się trzymać. Trzymania się życzę też Adamowi, bo wszyscy potrzebujemy jego zaangażowania i pasji. Roger. Nigdy żadnej gry (i w ogóle czegokolwiek) nie kupiłem z myślą “inwestycji”. Kupuję, bo pewne gry czy rzeczy chcę posiadać i sprawia mi to po prostu przyjemność, choć nie jest zgodne z filozofią życia według Tylera Durdena. Zawsze się pocieszam, że mogło być gorzej i mogłem wydawać pieniądze na heroinę albo przejebać je w kasynie. A że moja kolekcja za dekadę prawdopodobnie straci na wartości? Nieszczególnie mnie to martwi. Dużo bardziej mi przykro z powodu, że jakaś jej część może po prostu przestać działać. Wątek Suikodena to tak bardzo o mnie! Ale cieszę się, że wreszcie mogę postawić na półce oryginalne wydanie dwóch pierwszych Suikodenów, tym bardziej, że remasterom niczego nie brakuje i w zasadzie są aktualnie pełnoprawną, najlepszą, najwygodniejszą opcją na zapoznanie się z tymi grami. W ogóle Roger ile chcesz za ten klaser z kolekcją znaczków pocztowych po dziadku? Wymienisz się ma słoik śrubek i gwoździ, który ją dostałem od mojego dziadka? Bo “kiedyś się na pewno przyda”. Dorzucę Werther's Original. Listy taktownie przemilczę, choć ten nagrodzony całkiem sensowny i zgrabnie się łączy z felietonem Naczelnego. Ofiego z Głosu Ludu też nie wołam, bo chłop PE czyta regularnie i raczej siebie nie przegapił. Nadal nie ma Aysnela w stopce redakcyjnej. Ale ważne, że Igor jest. Ja rozumiem, że kara za MAŁO PROFESJONALNĄ recenzję Blue Prince’a się Aysnelowi należy (tak, nie potrafię wybaczyć), ale to już przesada. Nie wiem jakimi metodami on ogrywa te wszystkie tytuły w miesiącu, ale może lepiej żebym nie wiedział. W każdym razie chłop samodzielnie wypełnia 1/3 działu recenzji, a w stopce go nie ma. Niehonorowo! Cieszy mnie jakby wzmożony ruch na forum w tematach o miesięczniku i wydaniach specjalnych. Nie są to dramatyczne skoki popularności, ale miarowy przyrost chyba da się odnotować. Pojawiają się dłuższe posty, szersze wrażenia i odczucia czytelników. Mamy ludzi od językoznawstwa, mamy też ludzi, którzy pamiętają, że jakiś Zgred dwie dekady temu nie docenił ścieżki dźwiękowej w zapomnianej już przez świat grze, wreszcie mamy Neona49 czytającego każdy numer od deski do deski. Ale fajnie, nie czuję się osamotniony w zaangażowaniu, a i autorzy z całą pewnością są wdzięczni wszelkie informacje zwrotne, bo to ich jedynie upewnia, że nie piszą w próżnię i zgaduję, że napędza do dalszego działania. To trochę jak mechanizm pedałowy, hehe. Tak trzymać, choć po lekturze Hyde Parku mam nieodparte wrażenie, że niektórzy jednak potrzebują urlopu i "naładowania akumulatora".
  5. Kmiot odpowiedział(a) na okoolarnik temat w PS VR
    Beat Games kończy wspierać PSVR i PSVR2 xd Grę nadal można kupić, podobnie jak Music Packi, ale nowych już nie będzie na konsolach Sony. Trochę dziwna decyzja, bo gracze PSVR całkiem chętnie kupowali kolejne Music Packi, bo z racji braku dostępu do modów i customowych kawałków był to jedyny sposób na poszerzenie playlisty. Bazę już mają, więc w teorii odcinają się od czystego zysku, ale co ja tam wiem, może Meta ma inną wizję (monopolistyczną) i uznali, że nie chcą więcej moich pieniędzy. W Beat Sabera nie grałem już z pół roku i jakoś strasznie nie boli ta informacja, choć pewnie zaboli, jak wrzucą jakiś fajny Music Pack.
  6. Kmiot opublikował(a) a status w Kmiot
    Święta, święta i po świętach.
  7. Kmiot odpowiedział(a) na Figuś temat w PS5
    W ramach ciekawostki: upadek Super Ziemi był jak najbardziej brany przez twórców pod uwagę. Wyciekło nawet nagranie na taką okoliczność. Niestety bez dźwięku. Generalnie w tej linii czasowej prezydent nadal by żył, a my szukalibyśmy nowej siedziby.
  8. Moja umowa na ilość znaków obejmuje tylko tradycyjny miesięcznik.
  9. Dobra, przeczytałem wszystkie cztery tomy, więc kilka szybkich, luźnych odczuć. Przede wszystkim jakościowo pod względem papieru, druku, technologii jest wzorowo. Bardzo doceniam, że ani papier, ani okładki w żadnym momencie się nie "palcują", co bywa udręką w wielu wydawnictwach książkowych (okładki), a przede wszystkim komiksowych (okładki, strony). A tutaj nic. Pod tym kątem jest świetnie i proponuję nic nie zmieniać w ewentualnych przyszłych wydawnictwach. Dalej. Ogromne screeny może i nie prezentują się olśniewająco, ale ileż w nich nostalgii i sentymentu! Patrzysz na to rozpikselowane gówno i natychmiast masz ochotę grę odpalić. Zapewne by się skończyło na 15 minutach zabawy i już ochota by przeszła, ale jednak. Screeny bywają za ciemne i choć cykl SH generalnie ciemnością stoi, to chyba można było wybrać momenty, na których cokolwiek widać, hehe. Treść. Ach, ta treść. Czy wolałbym dłuższe teksty? Tak, bo ja generalnie lubię długie artykuły, jeśli są pisane przez sprawnych autorów. W tym wydawnictwie brali udział sami świetni redaktorzy, więc czuję trochę niedosyt, że nie mieli gdzie rozwinąć skrzydeł. Przynajmniej kilka tekstów aż się prosi o rozwinięcie, szersze konteksty, więcej miejsca. Zupełnie rozumiem ideę tego wydawnictwa, które najwyraźniej miało być bardziej swoistym hołdem, niż encyklopedią czy rozprawką naukową. Było to klarowne już od etapu składania preorderów, więc nie jestem rozczarowany, jedynie nie w pełni nasycony, bo całość połknąłem w trzy dni, a i tak sobie oszczędnie dawkowałem lekturę. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że gdyby napchać tam więcej tekstu, to i cena wydawnictwa zapewne poszłaby w górę (bo wierszówki), a i sami autorzy niekoniecznie mają może czas na pisanie esejów, przynajmniej nie wszyscy. Więc tak, teksty fajne, perspektywa spojrzeń na cykl ciekawa, ale wszystko dla mnie za krótkie, bo potencjał był oczywisty. Wydawnictwo jest piękną ozdobą półki, sentymentalną uciechą dla oka i pod tym kątem jestem w pełni zadowolony. Jak najbardziej jestem zainteresowany kolejnymi albumami poświęconymi innym cyklom gier. Jedyny poważny minus, to ten, że w każdym tomie zamieszczono identyczną treść. Zorientowałem się dopiero pod koniec trzeciego tomu.
  10. Każdy na swoją. Fotoszop to moja pasja.
  11. A nie możecie po prostu wszyscy stanąć na bramce?
  12. Kmiot odpowiedział(a) na ogqozo temat w Ogólne
    Kiedy ktoś narzeka, że 50 kroków dziennie to za mało: W ogóle wczoraj poślęczałem trochę z lupą i tak z niczego zrobiłem ogromny progres, który... otworzył mi przynajmniej dwie nowe ścieżki postępu, bo czemu nie? Przecież ta gra to robi nieustannie. Dobrze. Niech się jeszcze nie kończy. Przy okazji skusiłem się wczoraj i obejrzałem recenzję: Ale uwaga. Generalnie zawiera ona nieco miękkich sugestii i mało istotnych spoilerów, jednak w sumie dobrze oddaje urok Blue Prince'a. Mimo wszystko nie polecam oglądać, jeśli ewentualny kontakt z grą jest dopiero przed Wami. Bo pokazane są pokoje, wyjaśnione niektóre mechaniki i zależności, a nawet pojawiają się tipy dotyczące zagadek. Natomiast obejrzeć można w przypadku, gdy dotychczas nic Was do Blue Prince'a nie przekonało i wciąż jesteście sceptyczni.
  13. Dziękujemy za informację jak to działa.
  14. Kmiot odpowiedział(a) na ogqozo temat w Ogólne
    Ukończyłem Ekspedycję 33, potem nowego Dooma i chętnie wróciłem do Blue Prince'a. Znów gram jak szalony. Aktualnie nabite 95 godzin i 104 growe dni na głównym save slocie (o czym za chwilę). Nawet nie potrafię ocenić jak daleko mi do "końca" gry, patrząc na notatki i wciąż nierozwiązane wątki, to pewnie coś w okolicach 80%. Idzie coraz wolniej, robię już kolejne okrążenie po pokojach, książkach, skrawkach gazet, szukając przeoczonego szczegółu. Sporadycznie nadal odnajduję nowe pomieszczenie, przejście, ukryty skarb. Jestem zaskakująco (dla samego siebie) odporny na niesprzyjające RNG, gdy się nie układa, to wzruszam ramionami, bo jutro też jest dzień. Nie ma sensu tutaj wypisywać gdzie byłem, co widziałem i jak to odkryłem. Internetem póki co pomogłem sobie tylko w jednej sytuacji - zagadki z nazywaniem obrazów w Galerii, bo choć jedną z czterech rozgryzłem sam, to wiedziałem już, że wymagają one znajomości języka na wyższym poziomie, niż moja. Patrząc na rozwiązanie nie żałuję tej decyzji, bo pewnie nigdy bym samodzielnie tego nie rozgryzł, bo dwóch z tych słów nawet nie znałem, hehe. Poza tym czasami 2-3 godziny gram bez żadnego progresu, aż w końcu docieram do kolejnego małego przełomu i dreszczyk ekscytacji wraca. Uwielbiam nastrój tej gry, klimat tych pomieszczeń i okolicy domu. Jestem zauroczony muzyką, atmosferą nielicznych przerywników filmowych (Alzara!), subtelnością dźwięków. Ale ja nie o tym, bo oczywiście zachciało mi się wykręcić "calaka" w Blue Prince. A główną przeszkodą na drodze do Platyny są tutaj odrębne tryby gry. Jest oczywiście wyzwanie polegające na dotarciu do pokoju 46 w jeden dzień. Tutaj nie ma marginesu błędu i RNG musi zagrać praktycznie w idealny rytm. Na start jesteśmy golasami, a odwiedzane pokoje są boleśnie puste. Ciułamy pojedyncze monetki z nadzieją, że wystarczy nam na wykrywacz metali, albo buty. Na posiłek w kuchni. Bo deficyt kroków tym bardziej daje się we znaki, gdy w jeden dzień musimy odhaczyć kilka kluczowych pomieszczeń i przedmiotów. Bezwzględne wyzwanie, pełne restartowania runów (tip: dużo szybciej jest po prostu wyłączyć i włączyć grę), ale im dłużej grałem, tym bardziej uparty byłem. Nie liczyłem, ale to było pewnie kilkadziesiąt prób i finisz na żyletki. Bo teoretyczny plan wykuty na blaszkę, ale nic mi po nim, skoro szczęście nie było łaskawe. Drugim wyzwaniem jest dotarcie do pokoju 46 w godzinę. Jeśli uda się to zrobić w jeden dzień, to zapewne wpadną od razu oba wyzwania. Bo jeden dzień nie powinien przekroczyć godziny rzeczywistego czasu. A nawet jeśli, to w godzinie można zmieścić 2-3 dni, więc challenge dużo łatwiejszy, bo mamy margines. Trzecim wyzwaniem jest tryb Dare Mode. Startujemy go na nowym save slocie od zera. Wszystko przebiega jak w podstawowym trybie, ale mamy tutaj dodatkowe wyzwania, które musimy wypełnić każdego dnia, bo tylko wtedy progres nam się zapisze. Pierwszy dzień to jedno utrudnienie, drugiego dostajemy kolejne i tak aż do czwartego dnia, od którego będziemy musieli codziennie wypełnić cztery wyzwania. One się nie zmieniają - to znaczy są losowane z puli, ale jak już jedno dostaniemy, to będziemy musieli je wypełniać codziennie. Bywają one różne. Codziennie umieść w domu pokój każdego koloru. Nie otwieraj środkowych drzwi w holu wejściowym. Zakup dokładnie jeden przedmiot w każdym sklepie, który otworzysz. Nigdy nie posiadaj więcej niż dwa przedmioty specjalne w ekwipunku. Codziennie otwórz Lavatory i spędź tam przynajmniej 30 sekund. Każdy dzień zakończ z 0 ilością kluczy, klejnotów i monet w posiadaniu. Niektóre wyzwania bywają strasznie upierdliwe i wymuszają zupełnie inny system gry, bo np. sposoby na pozbycie się przedmiotów czy waluty są bardzo ograniczone i nie możemy ich po prostu wyrzucić. Czasami spełnienie czterech wytycznych jest priorytetem i trzeba poświęcić większy progres, aby do końca dnia dowieźć jakiś malutki. Zaletą tego trybu jest to, że w razie niepowodzenia w danym dniu możemy po prostu zacząć go od nowa. I tak małymi kroczkami w kierunku sukcesu. Ostatnim wyzwaniem jest tryb Curse Mode, również startowany na nowym save slocie. I jeśli ktoś czytał książkę "The Curse od Black Bridge" w growej bibliotece to już powinien wiedzieć z czym się wiąże. Niektórzy narzekają, że 50 kroków to za mało. No to w tym trybie masz ich na start każdego dnia ledwie 13. A otwieranie każdego nowego pokoju (poza niebieskimi) to dodatkowy koszt. Korytarze zabierają nam klucze, zielone pokoje kradną klejnoty, a sklepy każdorazowo zabierają jedną monetkę. Sypialnie? Odejmują jeden krok przy otwieraniu, ale zwykle dodają kilka przy wejściu, więc i tak się opłaca. Czerwone pomieszczenia zgodnie ze swoją niezbyt przyjazną naturą zabierają z naszego konta klucz, klejnot, monetę i krok jednocześnie. A jeśli wydaje Ci się, że rozwiązaniem jest pewien sad, to jest on w tym trybie spalony. Dobrej zabawy w próbach dotarcia do 46 pokoju. Szczęśliwie nawet najmniejszy progres wypracowany każdego dnia nie przepada w kolejnym, więc to kwestia czystej cierpliwości i parcia do przodu tym razem już naprawdę małymi kroczkami. Te wszystkie tryby wymagane do platyny/calaka pokazują jedynie, jak bardzo przyjazny jest podstawowy tryb fabularny. Możliwe, że to właśnie po tych ciężkich przeprawach uodporniłem się na RNG i teraz przyjmuję jego łaskę z takim spokojem. Każde z tych wyzwań zajęło mi kilka godzin, było trochę irytacji i żalu, gdy ledwie jeden z kilku elementów nie dopisał, ale było też przekonanie, że wszystko jest kwestią czasu i cierpliwości. Teraz jestem w zasadzie na prostej drodze do platyny, choć jeszcze nie wiem ile mi ona zajmie czasu, może 3 godziny, może 30, albo więcej? Ale żaden problem, bo o ile z jednej strony do niej dążę, to z drugiej wcale jeszcze nie chcę kończyć przygody z Blue Prince. Ta gra w dziwny sposób mnie relaksuje i ekscytuje jednocześnie.
  15. Kmiot odpowiedział(a) na Figuś temat w PS5
    Bitwę o Super Ziemię wygraliśmy, bo wygrać musieliśmy. 10 czy 11 dni nieustannej walki. Kolejne miasta upadały, ale nie za darmo. Z każdym dniem impet Iluminatów był słabszy, a w międzyczasie udało się ponownie uruchomić stację DSS (złomując 20 000 000 Automatonów), którą gdy już się udało skierować nad Super Ziemię to była punktem zwrotnym bitwy. Ostatecznie natarcie wroga udało się powstrzymać i ocalić 2 (z 7) miasta od zniszczenia. Zginął prezydent (śmiercią heroiczną oczywiście - sam z pistoletem przeciw falom Iluminatów), ale już następnego dnia został "wybrany" jego następca. Demokracja jest piękna. Ludzkość świętuje, ale krótko, bo od poniedziałku trzeba wracać i tyrać dla tego zło... na naszą Wolność, wybijając kolejne setki Robali oraz Botów. Iluminaci póki co się wycofali, ale nie ma wątpliwości, że wrócą.