Treść opublikowana przez ogqozo
-
Ekstraklasa + Puchar Polski
To wspaniały skrót, jako że tak naprawdę chodzi o serię wydarzeń, ostatnie sprzed dwóch dni. Dla "kibica" może bełkot, dla mnie to wygląda jak normalnie po polsku wypisane rzeczy, które robili kibice Śląska, a które zakłócały porządek. Wiem, że dla "kibiców" strzelanie petardami na dworcach to super sprawa i ludzie powinni wam dziękować, że im tak uprzyjemniacie życie, ale niestety niektórzy są walnięci i ich to drażni. Oczywiście samo zamknięcie stadionu to rozwiązanie krzywdzące dla klubu, bo co niby ma wspólnego zachowanie kiboli na wyjazdach z samym stadionem, który należy do najbezpieczniejszych w Polsce? Rozumiem, że chodzi o to, by kibice po jednym tygodniu postu kapnęli się, że może lepiej będzie nie napie'przać petardami na legnickim dworcu, bo w razie kolejnej kary i kolejnego przegapionego meczu już koledzy z trybuny im za takie genialne pomysły "podziękują". Pytanie, czy to usprawiedliwia odebranie sporych pieniędzy klubowi i prawa obejrzenia meczu grupie 99% normalnych widzów...
-
Ekstraklasa + Puchar Polski
Bo stwierdzenie faktu, że remis 0-0 nie jest wyrwaniem zwycięstwa to takie wielkie znawstwo. Cóż, każdy ma swoją poprzeczkę intelektualną.
-
Ekstraklasa + Puchar Polski
Lepiej niż Real, co nie? Mimo wszystko jestem przekonany, że 0-0 to nie wyrwanie zwycięstwa, tylko najwyżej dociągnięcie remisu.
-
Ekstraklasa + Puchar Polski
Teraz jak przyszły sukcesy, to łatwo jest kibicować.
-
Ekstraklasa + Puchar Polski
Legiocentryzm "ogólnopolskich" mediów jest uroczy. Dzisiaj nagłówek: "mecz o wicemistrzostwo". Jaga ze Śląskiem gra, myślę? Nie, z Legią. To nic, że nawet w razie wygranej Legia musiałaby liczyć na potknięcia wrocławian ORAZ gdańszczan, mecz jest o wicemistrzostwo... Po meczu nagłówek "Legia wyrwała Jagiellonii zwycięstwo". Jaki to wynik wyszarpała? 0-0. No kurde, panie nagłówkarzu z warszawskiego portalu, 0-0 to nie jest wyrwanie zwycięstwa, naprawdę.
-
Sezon 1 - A Game of Thrones
Twórca jak twórca, napisał książkę. Jako adaptator "wsławił się" za to takimi arcydziełami jak "Troja", "Bracia" czy "X-Men: Wolverine".
-
NBA
Nic takiego nigdy nie stwierdziłem. Myślę, że mniej zaangażowani widzowie tak uważają, bo tak jest po prostu łatwiej - zamiast oglądania koszykówki wystarczy wziąć jednego gracza i przypisać mu co sobie wymyślimy. Marketing może tego używa, ale nigdy w to nie wnikałem. "Dirk emanuuje pewnością siebie", zabawne. Mający przez całe playoffy problemy z formą z powodów najpewniej osobistych Gasol ma je tylko dlatego, bo Dirk emanuuje pewnością siebie. Tak jak mówiłem - teoria ta polega na dorabianiu niedostrzegalnych (dzięki temu niemożliwych do obalenia) właściwości każdemu, kto coś wygra (już po tym, gdy ten ktoś wygra - w ten sposób teoria zawsze się sprawdza). Bo to byłaby taka straszna myśl, że mecz koszykówki po prostu wygrywa zespół, który zagra lepiej niż drugi zespół. Nie dość, że absurdalne, jest to lekceważące wobec wielu graczy Dallas, którzy wykonali w tej serii fantastyczną robotę. W meczu nr 4 to oni zdobyli 105 ze 122 punktów. To ich pewność siebie i determinacja wygrała ten mecz. A Dirka? Też. Na tym polegają gry zespołowe. Dzisiaj być może zwieńczenie najnudniejszej serii - Chicago gra w Atlancie. Stawiałem 4-3 dla OKC i 4-2 dla CHI, ale teraz wydaje mi się bardziej prawdopodobne, że wyniki będą odwrotne. Chociaż kto wie - w ostatnim meczu Thibodeau zaczął więcej grać ławką (a ma kim - Gibson, Asik i Brewer to defensorzy znakomici) i moim zdaniem to może być to, co pozwoli Bykom wreszcie wrzucić wyższy bieg w tych playoffach. Ciekawostka jest taka, że Chicago w każdym meczu serii zdobywa mniej więcej tyle samo punktów - w wygranych meczach śr. 93, w przegranych - 91. Za to decydujące dla wyniku wahania są w ich defensywie - w wygranych meczach zatrzymują Atlantę na śr. 79 pkt., za to w przegranych dają sobie rzucać ponad 101. Bulls na pewno będą bardzo chcieli bronić dzisiaj dobrze i pewnie wygrać, bo porażka postawiłaby ich, sądzę, w psychologicznie trudnej sytuacji.
-
Champions League
Jak już napisałem, nie ma powodu brać tego pod uwagę w kontekście finału, gdyż tak samo było dwa lata temu z Chelsea. Jednak po wygraniu tamtego przedwczesnego finału Barca spuściła manto MU już na czysto, bez wazeliny. To jest po prostu bardzo podobna sytuacja. No ale spoko, jak już będzie po meczu to ja się będę z was śmiać, albo wy ze mnie, tak że wielkie dzięki za ten cały materiał do cytowania.
-
Champions League
Nie. A teraz gra o co? Ależ nie śmiałbym sugerować inaczej. I spodziewam się, że w tym sezonie mecz z Barcą też będzie dla United najgorszym w sezonie. Uważam to za rozsądne założenie, jako że będzie to dla nich w sezonie najtrudniejszy rywal (wybaczcie, fani Olympique'u Marsylia). cytat: Maciej Skorża Jak już napisałem parę razy, różnica tkwi w tym, iż Barca od przybycia Guardioli jest dużo silniejsza, co widać w każdym aspekcie wszystkiego. Trudno bez skrajnego fanatyzmu przypisać porównywalny postęp United.
-
Champions League
"Barcelona nie potrafiła tam nawet w dwumeczu strzelić gola" to naprawdę doskonały sposób na opisanie wyniku 1-0. Jak już napisałem, od tego czasu Barca stała się mocniejsza (...tak jakby), a MU słabsze. No ale spoko, faworyzuj sobie Manchester, tak jak Tottenham w starciu z Realem.
-
Champions League
No niezbyt. Chyba że przez "dyktando" rozumiesz okres, w którym United w ogóle dotykało piłki. Te parę "okazji" to wszystko zasługa jedynego widocznego w tym meczu gracza Manchesteru, którego w owym klubie już nie ma.
-
Champions League
I to ma coś znaczyć? Przed finałem dwa lata temu Barcelona też "nie zachwycała w PD" i wygrała tylko jeden mecz z pięciu ostatnich (nota bene, z Realem na wyjeździe). Półfinał też przeszła dzięki pomocy sędziów. Sam finał zaś był jednym z 2-3 najbardziej jednostronnych w historii LM. "W rewelacyjnej formie" to Barca wygrałaby 6-0, bo taka jest różnica w maksymalnych umiejętnościach zawodników. Ale że Barca to drużyna imperfekcji, można się spodziewać jakiegoś 2-0 max. Pytanie dnia brzmi, ile razy United w ogóle będzie miało jakąkolwiek szansę na strzelenie gola, bo w tamtym meczu miało ich zero.
-
Champions League
Tak samo jak Tottenham, żeby pokonać Real. No, daj już sobie spokój z tym hype'owaniem wszystkiego, co angielskie. Bądźmy szczerzy, United dostało dwa lata temu solidny wpiernicz, a teraz jest słabsze, niż dwa lata temu.
-
Filmy i zdjęcia z wydarzeń sportowych
Stara jak świat reklama z dodanym R.E.M. Phi.
-
NBA
Nic zaskakującego, gdyż jako wszyscy wiemy... Plus genialne zwieńczenie tej absurdalnej gadki o "go to guyach": od momentu 87-87 LeBron James zdobywa ostatnie 10 pkt. w meczu. Dirk miażdży końcówki, LeBron miażdży końcówki, Lakers i Celtowie nie dają rady w kluczowych momentach. Wiedziałem, że to możliwe, to w sumie nic nowego, ale że rzeczywistość tym razem aż tak dokładnie wyśmiała te wszystkie śmieszne mity? Kto by się spodziewał.
-
Lech Poznań
Ależ oczywiście zamilknę w bezmiarze swej głupoty, ale błagam: oświeć mnie, znawco, i wytłumacz, gdzie konkretnie "nie mam wiedzy". Chodzi o to, że Lech nie był na początku kadencji Bakero w strefie spadkowej, czy to, że obecnie nie jest, mimo porażki, 4 pkt. od podium? Bezmyślnie łyknąłem te dane z zakłamanych mediów i nie wiem, jaka jest prawda.
-
Lech Poznań
Ci "kibice" to jednak faktycznie są megakulturalni i w ogóle fajni. Jak nazywamy człowieka, który bierze zespół w strefie spadkowej i robi z niego zespół będący o jeden mecz od podium? Pedałem. Jak tu nie sympatyzować z tą rozsądną grupą społeczną.
-
NBA
Jaki new look Dirka? Mówimy o jednym z czterech najlepszych graczy ostatniej dekady. To nie tak, że Dallas kiedykolwiek miało braki w tym miejscu.
-
NBA
Zmieszaliście chyba dwie różne sytuacje, no ale łotewa.
-
NBA
Box score mówi, że nie zostały. Aczkolwiek nie wiem, jak można było zapamiętać akurat taką sytuację z całego meczu. Było parę spornych gwizdków, raczej na korzyść Bostonu, na co na czacie parę osób zwracało uwagę, ale bez przesady, nie skojarzyłbym tego meczu z jakąś decyzją sędziowską...
-
Dog Fashion Disco
Ja tam nie słucham, czekam na lepszą jakość ripa.
-
NBA
Oglądałem tylko pierwszą połowę, gdyż spać trzeba czasem. Ech, konferencja zachodnia. Mecz w Bostonie potwierdził stary fakt: LeBron i Wade są w playoffach tak dobrzy, że wystarczy tylko jeden dobry występ "reszty Miami", by Heat wygrywali. Był James Jones, Mario Chalmers - tym razem Chris Bosh, który nie tylko rzucił dawno niewidziane 20 pkt., ale i zdecydowanie wygrał matchup z Garnettem (KG miał 1-10 z gry i dwie zbiórki mniej). Pozostali zawodnicy "reszty Miami" nie zdobyli (ŻADEN) więcej niż 4 pkt., a i tak dostajemy zwycięstwo na wyjeździe i serię, zdaję się, już na zakończeniu. Kapitalna końcówka LeBrona, aczkolwiek nieperfekcyjna. Był moment, gdy wydawało się, że Boston już tego nie odda. Wtedy (2 min. do końca) LeBron rzucił mocarną trójkę. 48 sek. do końca: James zachował zimną krew pod koszem i, mimo intensywnej obrony Pierce'a i Garnetta, zwiódł ich obu i zmieścił layupa. Chwilę później mógł to wszystko zrujnować, bo wypuścił piłkę z rąk, ale zaraz sam mistrzowsko przykrył Pierce'a, który próbował game winnera. W dogrywce James trafił jeszcze niewiarygodnego fadeawaya, a chwilę później jego niecelny rzut dobił Bosh i mecz był przesądzony. Nie był to jakiś strasznie dobry mecz LeBrona, ale wart zauważenia jako kolejny przykład fałszywości popularnej w necie tezy, by oddawanie piłki Wade'owi w końcówce było dla Heat konieczne, nawet, gdy moment układa się inaczej.
-
Sezon 1 - A Game of Thrones
Sezon ma mieć 10 odcinków. Cóż, budżet to duży problem. 12 na pewno byłoby lepszą liczbą, mniej skracania. A i tak pierwszy tom to tak naprawdę taniocha w porównaniu z następnymi, tak więc pomimo zamówienia drugiego sezonu, trudno nie podtrzymać przekonania, które utrzymywało się wśród fanów książki przez ostatnie parę lat - HBO albo tego nie zrobi do końca, albo zrobi to źle. Na razie źle nie jest, ale raczej ciężko powiedzieć, że wytrzymuje porównania z oryginałem.
-
Sezon 1 - A Game of Thrones
Serial to taka przycięta książka. Podstawowa fabuła zachowana, ale... na szybciora. Myślę, że sprzedaż książek, zwłaszcza kolejnych tomów, mocno podskoczy po zakończeniu emisji pierwszego sezonu. Cóż, to nie była jakaś tajemnica, że to świetna proza i prawdopodobnie najlepsze fantasy, jakie powstało, ale nic cię tak nie wypromuje, jak TV... Nawet HBO.
-
Mad Men
Aha. No tak. No bo to są inne rzeczy, czy się coś podobało (jak pisał Khadgar), a czy to jest dla jakiegoś bohatera złe. Ja tam nigdy nie lubiłem specjalnie Dona, więc nie szkoda mi go jakoś strasznie. Biedaczek nie radzi sobie ze swoimi takimi strasznymi problemami i myśli, że tak je naprawi, no cóż, powodzenia. To znaczy "szkoda chłopa", ale przecież... to nic nowego. To jest serial o tym. "Nie wyszło tak jak chciałem" to motto życiowe praktycznie każdego bohatera. Cały serial jest o budowaniu kłamstw tam, gdzie życie sprawia zawód. Tak więc jako sposób na wprowadzenie do historii elementu i intrygującego, i znaczącego, i boleśnie realistycznego, mającego więc cechy, za które lubi się "Mad Men" - wątek mi się podoba. O wielkości serialu świadczy dla mnie fakt, że widzowie "Mad Men", których znam, reagują na to tak samo, jak znajomi Dona. "Wiemy, że to się źle skończy...". Nie ocenia się Dona w kategoriach postaci z amerykańskiego serialu (z oczywistymi schematami), tylko w zasadzie niemal jak znajomego człowieka. To, że Don, taki niby bystry, mógł uwierzyć w wizję łatwego i prostego szczęścia, wydaje się śmieszne. Doskonały przykład, że Don nie jest typowym protagonistą serialowym i nie ma wpisanej wszechwiedzy, by widz zawsze mógł się ekscytować, co to Don nie zrobi, bo przecież scenarzyści wiedzieli od początku i pod to układają historię. Nie, patrząc z zewnątrz, Don jest, jak my w sprawach swojego życia, głupi. Tak samo jak Joan, Sterling, Campbell. Wieczna krótkowzroczność, życie złudzeniami, kierowanie się podstawowymi emocjami, które działają tylko na krótką metę.