Skocz do zawartości
View in the app

A better way to browse. Learn more.

Forum PSX Extreme

A full-screen app on your home screen with push notifications, badges and more.

To install this app on iOS and iPadOS
  1. Tap the Share icon in Safari
  2. Scroll the menu and tap Add to Home Screen.
  3. Tap Add in the top-right corner.
To install this app on Android
  1. Tap the 3-dot menu (⋮) in the top-right corner of the browser.
  2. Tap Add to Home screen or Install app.
  3. Confirm by tapping Install.

Console Wars 15: Każdy coś tam dla siebie znalazł

Featured Replies

Opublikowano

Nie no, taki miesiąc naprawdę robi robotę. Powiedziałbym, że poziom takiego niezłego miesiąca w XGP, ale cieszę się, że Niebiescy koledzy mają okazję zasmakować niego tak od dawna nieobecnej na ich platformie jakości )

  • Odpowiedzi 35,4 tys.
  • Wyświetleń 868,5 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Najpopularniejszy posty

  • Zresztą nie ma co się teraz wykręcać że  granie w lepszej jakości nagle was smieszy bo jeszcze ponad rok temu sami pisaliście że "strata" tych gier "by was zabolała". A przynajmniej schabek tak pisał

  • Kurwa juz sam microsoft przyznaje ze sony robi lepsze gry i legendarne serie XD jak te biedne boty z growego domu dziecka musza sie czuc broniac xkurwy   To jakby waszym ojcem byl Suchodolsk

Opublikowano

Uwaga, bomby prawdy o microhatfusofcie.

MICROSOFT TO RAK TEJ BRANŻY.

Nie przesadzam. Rak, który od lat powoli rośnie, wgryza się w kolejne tkanki i udaje, że „daje nam coś w zamian”. Najpierw Netflix na konsoli – fajna ciekawostka. Potem subskrypcja za grosze – brzmi jak prezent. A dziś? Dziś mamy do czynienia z korporacją wartą cztery biliony dolarów, która próbuje zrobić z graczy cyfrowych chłopów pańszczyźnianych.

To nie jest już dyskusja o tym, czy Game Pass kosztuje 36,99 czy 114,99 PLN. To nie są żarty o tym, że „Ultimate” brzmi prestiżowo. To plan korporacji, która otwarcie mówi: „nie chcemy, żebyś cokolwiek posiadał”. I wiecie co? Idzie im coraz lepiej.

Xbox Series X? 3000 zł. Series S – konsola reklamowana jako budżetowa – 1500. Pad za 270. Handheld za tysiąc. To nie rynek. To sabotaż.

Microsoftowi tak naprawdę nigdy nie chodziło o hardware. Konsole były tylko biletem wstępu do salonów graczy, sposobem na to, by ludzie w ogóle dali się wciągnąć do ekosystemu. Ale sam Xbox od lat jest kulą u nogi – sprzedaje się gorzej niż PlayStation i Nintendo, wymaga gigantycznych nakładów produkcyjnych i marketingowych, a do tego każda generacja szybko staje się przestarzała technologicznie. Microsoft wie, że w tej grze nie wygra. Dlatego zamiast walczyć o konsole, postanowił zmienić zasady całej gry.

Podnoszenie cen Series X, Series S czy akcesoriów nie jest błędem ani nieudolnością – to celowa strategia. Skoro hardware nie jest dla nich przyszłością, mogą go użyć jako narzędzia zniechęcenia. Gracz ma spojrzeć na ceny konsol, padów i handheldów i dojść do wniosku: „to się nie opłaca, taniej wyjdzie abonament”. I właśnie wtedy Microsoft osiąga swój prawdziwy cel – nie sprzedał ci pudełka, tylko uwiązał cię do chmury.

A w chmurze Microsoft ma absolutną władzę. Tam nie decydujesz o niczym: nie wybierasz, w co zagrasz bezpośrednio, nie ustawiasz grafiki pod swój sprzęt, nie „posiadasz” żadnej gry. Wszystko staje się usługą – od liczby klatek, przez rozdzielczość, aż po czas oczekiwania w kolejce. Chmura to raj dla korporacji, bo eliminuje ostatnie resztki własności. Nie kupujesz już gry czy konsoli – wynajmujesz samą możliwość grania. I płacisz tyle, ile oni uznają za stosowne.

A gdy już tam trafisz, zaczyna się prawdziwy teatr absurdu.

Pakiety nazywane tak, byś poczuł się gorszy, jeśli masz najtańszy. „Essential”, „Premium”, „Ultimate” – niczym klasy w samolocie. Nie płacisz za gry. Płacisz za prawo do siedzenia w odpowiedniej sekcji cyfrowego wagonu.

Wyobraźcie sobie świat, w którym rozdzielczość i liczba klatek na sekundę nie zależy od Waszego sprzętu, tylko od poziomu subskrypcji. Brzmi jak zły sen? To już rzeczywistość. Essential daje 1080p, ale licz się z kolejkami (Streamuj gry, w tym wybrane gry, które już posiadasz). Premium – trochę mniej czekania (Streamuj gry z krótszym czasem oczekiwania, włącznie z grami, które już posiadasz). Ultimate – dopiero wtedy możesz poczuć, że nie grasz na sprzęcie sprzed dekady (Streamuj gry w najlepszej jakości i z najkrótszym czasem oczekiwania, w tym wybrane gry, które posiadasz).

Widzicie to? Streamuj gry, krótszy czas oczekiwania, najkrótszy czas oczekiwania. System kast gdzie jak masz plan Essential jest w zasadzie chłopem.

Microsoft zrobił battle passa… z samej subskrypcji. Nie grasz wtedy, kiedy masz ochotę. Grasz, kiedy oni każą, żeby nabić „wskaźniki zaangażowania”. Dwie godziny tygodniowo minimum, zadania dzienne, punkty lojalnościowe. Niby bonus, a w praktyce tresura.

To cyfrowa smycz. Psy dostają smakołyki, my dostajemy punkty. Psy szczekają, my wypełniamy questy, żeby Microsoft mógł wysłać do inwestorów piękny wykres.

Microsoft to nie tylko kolejny gracz na rynku konsol. To rak, który od lat rośnie, rozprzestrzenia się i pożera kolejne tkanki tej branży. Udaje, że daje coś w zamian – tańszy dostęp, wygodę, wielkie słowa o „misji grania dla wszystkich”. Ale za tą maską stoi korporacja, która ma jeden plan: wyrwać ci z rąk własność i trzymać cię na cyfrowej smyczy.

Game Pass? To nie usługa. To eksperyment socjotechniczny na globalną skalę. Najpierw tanio, potem drożej, a na końcu – bez alternatywy. Tak samo było z muzyką, filmami, telewizją. Wszędzie tam, gdzie pojawiły się subskrypcje, własność zniknęła. Zostali tylko najemcy.

Microsoft robi z własnego sprzętu zaporę. Im drożej kupić pudełko, tym łatwiej sprzedać abonament. Bo kiedy policzysz koszty, wyjdzie ci, że „Game Pass się opłaca”. I właśnie o to chodzi. O to, żebyś sam doszedł do wniosku, że kupowanie gier i konsol nie ma sensu.

Ile razy słyszeliśmy: „Microsoft traci na Game Passie, to się nie opłaca, zaraz się wycofają”? Ekosystem Xboxa to raptem 8% przychodów Microsoftu więc mają to gdzieś. Firma warta cztery biliony dolarów nie musi zarabiać od razu. Może tracić latami. Może czekać dekadę, dwie. Tak jak fundusze inwestycyjne, które skupują całe dzielnice, windują ceny i trzymają puste domy, dopóki rynek się nie złamie. Microsoft robi to samo z grami.

Teoretycznie są na świecie instytucje, które powinny nas przed tym bronić. Unia Europejska przyjęła Digital Markets Act, który miał ukrócić praktyki monopolistów i przywrócić równowagę na rynku. Ale wystarczy spojrzeć, jak w praktyce działa ten dokument. Giganci tacy jak Microsoft mają całe sztaby prawników, którzy szukają furtek, obejść i półśrodków. To trochę jak walka rybaka z wielorybem – możesz rzucać sieci, ale on i tak przepłynie.

Regulatorzy zwyczajnie nie nadążają za tempem, w jakim korporacje zmieniają reguły gry. Prawo powstaje w latach, a Microsoft jest w stanie wprowadzić nową formę abonamentu w trzy miesiące. I w tej próżni to my – gracze – stajemy się jedynym realnym strażnikiem. Jeśli my nie powiemy „dość”, nikt inny tego za nas nie zrobi.

Im droższy sprzęt i pudełkowe wersje, tym szybciej gracze uciekają w subskrypcję. A tam – pełna kontrola. Nie posiadasz nic. Wynajmujesz dostęp. I wierz mi – to dopiero początek.

Microsoft wie, że w Europie czy w USA wprowadzenie reklam do gier wywołałoby rebelię. Tu rynek jest nasycony, a gracze mają alternatywy – mogą kupić pudełka, korzystać z innych usług, a dodatkowo istnieją media gotowe podnieść alarm. Dlatego firma wybiera kraje, gdzie gracze nie mają takiego komfortu. Brazylia? Ceny Game Passa podwojone – z 60 na 120 reali miesięcznie. W państwie, gdzie przeciętna rodzina walczy o przetrwanie od wypłaty do wypłaty, gaming nagle staje się dobrem luksusowym. To nie przypadek – to metoda. Najpierw uczynić dostęp trudnym lub wręcz niemożliwym, a potem zaoferować „wyjście awaryjne”: darmowy dostęp w zamian za reklamy.

To nie jest żadna filantropia. To żerowanie na najsłabszych, ubrana w ładne słówka eksploatacja biedy. Wszędzie tam, gdzie przeciętna rodzina ledwo wiąże koniec z końcem – taki model sprzedaje się jako "gest dobrej woli". Nie masz pieniędzy? Okej, obejrzysz trzydzieści sekund spotu o proszku do prania albo fast-foodzie i możesz pograć dwie godziny. To nie jest żadna wolność wyboru. To dokładnie to samo, co sprzedawanie najtańszego, najgorszego jedzenia ludziom, którzy i tak nie mają alternatywy. Korporacja podaje ci truciznę w kolorowym opakowaniu i mówi: "ciesz się, że w ogóle coś masz".

W tym mechanizmie nie chodzi o dostępność. Chodzi o budowanie uzależnienia. Najpierw podwajają ceny, żeby wykluczyć część rynku, a potem podają fałszywe koło ratunkowe – reklamowe wersje usług. Dla Microsoftu to idealny układ: biedniejsi gracze stają się darmową publicznością dla reklamodawców, a firma zarabia na nich dwa razy – sprzedając im gry i jednocześnie sprzedając ich uwagę. To nie jest ekosystem gier. To obóz pracy uwagi, w którym twoje oczy i twoje nerwy są walutą.

To nie są teorie spiskowe ani domysły. Sam Tim Stewart, dyrektor finansowy Microsoftu ds. gier, wprost mówił o tym podczas Wells Fargo TMT Summit w 2023 roku: „obejrzyj 30 sekund reklam, a dostaniesz dwie godziny grania w chmurze”. I nie mówił tego w kontekście USA czy Europy, tylko właśnie Afryki, Indii czy Azji Południowo-Wschodniej – regionów najbiedniejszych, gdzie ludzie nie mają alternatywy i gdzie piractwo od zawsze było formą obrony przed monopolem.

W ekonomii ta strategia nie jest czymś nowym — w literaturze bywa określana jako segmentacja cenowa (price discrimination) lub personalizowane ceny ukierunkowane („personalised pricing”) na mniej zorientowanych konsumentów. Na przykład K. Heidary w artykule „Discrimination grounds and personalised pricing” opisuje, jak firmy wykorzystują dane o historii zakupów, urządzeniach czy lokalizacji, by wywnioskować, komu można zaoferować gorsze warunki cenowe.

Podobnie Byrne w eksperymencie rynkowym pokazał, że konsumenci o niższych dochodach lub mniejszej zdolności negocjacyjnej często płacili więcej, ponieważ firmy wykorzystywały ich ograniczenia informacyjne i koszty przeszukiwania ofert. W praktyce oznacza to, że segment najbardziej wrażliwy staje się testowym polem działań agresywnych modeli cenowych.

W miejscach, gdzie bieda i brak alternatyw ograniczają wybór, łatwiej sprawdzić, jak daleko można się posunąć. Afryka, Indie, Azja Południowo-Wschodnia – to regiony, w których piractwo od dekad było jedyną drogą dla zwykłych ludzi, by mieć kontakt z grami. Dziś korporacje traktują to jako idealne laboratorium. Wiedzą, że jeśli zablokują tradycyjny dostęp, gracze w końcu zaakceptują nawet najbardziej upokarzające warunki, bo alternatywą będzie brak gier w ogóle.

To żerowanie na ubóstwie w czystej postaci. Microsoft nie wchodzi tam z równymi zasadami, nie obniża cen, nie dostosowuje oferty do realiów lokalnych dochodów. Wręcz przeciwnie – winduje koszty, a potem wprowadza modele, które w bogatszych częściach świata wywołałyby masowy bunt. Reklamy co kilkadziesiąt minut, ograniczona jakość obrazu, dodatkowe opłaty za rozdzielczość czy krótsze kolejki – wszystko to, co w Europie czy USA byłoby nie do przyjęcia, tam sprzedaje się jako „wielkoduszne rozwiązanie”.

Do tego dochodzi system lojalnościowy. Jeszcze niedawno gracze mogli kupować Game Passa za punkty zdobywane w programie MS Rewards – wystarczyło grać, logować się i wykonywać zadania. Dziś ta opcja zniknęła. I to nie przypadek. Teraz punkty można wymieniać na gadżety czy gift cardy, ale nie na sam abonament. Microsoft doskonale wie, że darmowy dostęp osłabiałby ich kontrolę nad graczami. Zamieniając punkty w bezwartościową walutę, firma pokazuje, że nawet „nagrody” mają jeden cel: przyzwyczaić cię do rytmu, w którym to oni wyznaczają zadania, a ty masz być tylko trybikiem podtrzymującym statystyki aktywności.

Mechanizm jest prosty i przypomina inne branże. Firmy farmaceutyczne podnoszą ceny leków, a potem oferują „programy pomocowe”. Koncerny energetyczne monopolizują dostawy, a potem tworzą „taryfy socjalne”, które i tak wiążą ludzi na lata. W każdym przypadku logika jest taka sama: najpierw kreujesz problem, a potem sprzedajesz rozwiązanie, które jeszcze mocniej uzależnia od siebie odbiorców. Microsoft robi to samo z grami – odcina graczy od własności i alternatyw, by potem „uratować” ich darmową wersją usługi z reklamami, która w praktyce cementuje ich zależność od jednego dostawcy.

Najbardziej niepokojące jest to, że takie eksperymenty wcale nie zostają w regionach biedniejszych. To, co dziś testuje się w Brazylii, Nigerii czy Indiach, jutro trafia na rynki europejskie i amerykańskie. Dokładnie tak samo było z telewizją i streamingiem. Najpierw darmowe modele z reklamami testowano na rynkach wschodzących, a po kilku latach wprowadzono je globalnie. Gracze na Zachodzie mogą się dziś śmiać, że „to nie dla nas”, ale historia pokazuje, że każdy eksperyment, który okaże się rentowny, prędzej czy później stanie się normą.

I tu właśnie tkwi największe zagrożenie. Microsoft może sobie pozwolić na to, by traktować miliony graczy w biedniejszych krajach jak króliki doświadczalne. Dla nich to rynek, na którym łatwo bada się reakcje na nowe formy monetyzacji. A kiedy mechanizm zostanie dopracowany i udowodni swoją skuteczność, zostanie przeniesiony globalnie. To nie jest lokalny problem Brazylii czy Indii. To ostrzeżenie dla nas wszystkich – bo to, co dziś jest eksperymentem w najbiedniejszych regionach, jutro stanie się standardem na całym świecie.

To klasyczna taktyka dilera: najpierw przykręcić kurek, potem podać „ratunek”. Wmawiać, że to gest dobroci. A w rzeczywistości – uzależniać całe społeczeństwa od jednego źródła rozrywki.

Pamiętacie jeszcze rok 2013 i premierę Xbox One? Microsoft już wtedy próbował narzucić światu wizję, w której gry stają się tylko licencją, a pudełko – bezużytecznym plastikowym kluczem. DRM, obowiązek stałego podłączenia do internetu, brak możliwości pożyczania czy odsprzedaży gier – to była ich pierwsza próba przejęcia pełnej kontroli nad rynkiem. I wtedy dostali w twarz. Sony wykorzystało moment, nagrało legendarne 20-sekundowe wideo „jak pożyczyć grę na PlayStation 4”, i cały świat śmiał się z Microsoftu. Wydawało się, że sprawa jest zamknięta.

Ale to nie była porażka – to była lekcja. Microsoft wycofał się z tamtych planów tylko po to, by wrócić nimi później, tylnymi drzwiami. Teraz nie mówią już o DRM, tylko o „ekosystemie”, nie odbierają gier wprost, tylko zastępują je subskrypcją. Zmieniły się etykietki, ale cel pozostał ten sam: odebrać graczom własność i uzależnić ich od jednego źródła dostępu.

Czy naprawdę muszę przypominać, jak Ubisoft próbował wmówić graczom, że „trzeba przyzwyczaić się do nieposiadania gier”? Internet zagotował się wtedy od oburzenia. Ale to nie była wpadka PR-owa. To była szczera zapowiedź tego, co myślą szefowie całej branży.

Sven Vincke z Larian Studios – jeden z nielicznych, którzy odważyli się mówić inaczej – ostrzegał: jeśli subskrypcje przejmą rynek, mała grupa decydentów będzie ustalać, co trafia do graczy, a co nie. Algorytmy i analizy kosztów zastąpią pasję i ryzyko. Idealizm w projektach przestanie istnieć.

I widzimy to już dziś. Netflix karmi nas tymi samymi twarzami, tymi samymi historiami, tym samym „bezpiecznym” tonem. Spotify zamienił muzykę w playlisty pod algorytm. Teraz Microsoft chce zrobić z gier to samo.

Świat według Microsoftu:

– odpalasz grę, ale masz najtańszy pakiet – więc czekasz w kolejce, chyba że dopłacisz;

– rozdzielczość 1080p i 30 fps – chcesz więcej, płać dodatkowo co miesiąc;

– reklamy co pół godziny – możesz je wyłączyć za drobną opłatą;

– kampania single player? To nie wchodzi w abonament, musisz dokupić;

– tryb rankingowy? Dostępny tylko dla Premium i Ultimate;

– battle pass nie tylko w grze, ale w samej subskrypcji – grasz według harmonogramu, albo kupujesz poziomy.

Brzmi jak groteska? To nie science fiction. To lista elementów, które Microsoft już testuje. Dzielą streaming na poziomy jakości. Zrobili battle passa z abonamentu. Eliminują możliwość opłacania abonamentu punktami. A w biedniejszych krajach sprawdzają, jak bardzo ludzie są gotowi znosić reklamy.

To nie przyszłość. To dzieje się teraz.

2024 i 2025 przejdą do historii jako lata, w których korporacje przestały się kryć. Podwyżki cen subskrypcji i gier, konsole droższe niż średnie pecety, zwolnienia mimo rekordowych zysków, mikrotransakcje w grach za 70 dolarów, „live service” zamiast pełnoprawnych produkcji.

To nie przypadek. To skoordynowana ofensywa. Test cierpliwości. Badanie granic – ile jeszcze wytrzymamy, zanim pękniemy. Microsoft przewodzi tej krucjacie, ale nie jest sam. Ubisoft, EA, Activision (które samo stało się już częścią Microsoftu) – wszyscy grają w tę samą grę. Grę o to, kto wyciśnie z nas więcej kasy, dając coraz mniej w zamian.

Niektórzy próbują bronić Microsoftu, mówiąc: „to nie ich wina, taki jest kapitalizm”. Bzdura.

To nie system decyduje, tylko ci, którzy nim kierują. CD Projekt wciąż sprzedaje gry bez DRM na GOG-u. Larian stworzył Baldur’s Gate 3 bez nachalnych mikropłatności i pokazał, że można inaczej. Setki niezależnych studiów codziennie udowadniają, że gry da się robić z pasją, a nie tylko pod arkusz Excela.

Nie chodzi więc o to, że „inaczej się nie da”. Da się – tylko wymaga to odwagi i rezygnacji z łatwej drogi do szybkich zysków. To my, wybierając gdzie wydajemy swoje pieniądze, decydujemy, które modele mają przyszłość.

Microsoft ma wybór. I za każdym razem wybiera chciwość. To nie wina narzędzia. To wina kierowcy, który świadomie prowadzi branżę na ścianę – a my siedzimy zapięci w pasach na fotelu pasażera.

Problem w tym, że Microsoft może pozwolić sobie na porażki. Mogą pompować miliardy w średniaki i czekać, aż konkurencja się wykrwawi. A kiedy zostaną sami, nie będzie miało znaczenia, czy gry są dobre. Będziemy grać w to, co nam dadzą – albo nie grać wcale.

I właśnie tu widać największy rozdźwięk między nami a nimi. Dla graczy to pasja, dla twórców – często sens życia. A dla Microsoftu? To raptem 8% ich przychodów. Mniej niż margines błędu w kwartalnym raporcie. Oni mogą traktować cały rynek gier jak poligon doświadczalny. Sprawdzać mechanizmy, testować reakcje, eksperymentować z modelami biznesowymi, które później wdrożą w innych sektorach.

To dlatego tak łatwo przychodzi im gra w długą. Jeżeli gaming padnie ofiarą ich chciwości – trudno, zostanie w papierach jako koszt marketingu i badań rozwojowych. Ale jeśli eksperyment się uda, jeśli uda się uzależnić setki milionów ludzi od abonamentu i reklam, to wtedy model powędruje dalej – do filmów, muzyki, software’u, a może nawet poza branżę rozrywki.

Microsoft pokazuje nam swoją wizję przyszłości. Świat, w którym nie posiadasz nic. Świat, w którym płacisz za wszystko, ciągle, na warunkach ustalanych przez firmę wartą cztery biliony dolarów. Świat, w którym nawet liczba klatek na sekundę czy czas w kolejce staje się towarem.

To nie jest teoria spiskowa. To nie jest melodramat. To biznesplan. Jeśli pozwolimy, by się powiódł – gaming stanie się kolejną gałęzią przemysłu rozrywkowego, w której nie ma miejsca na pasję ani na wybór. Zostanie tylko abonament, reklamy i monotonna papka projektowana przez algorytmy.

I teraz ktoś powie: „Nikt ci nie każe kupować. Nie podoba się – to nie płać”. To pozornie logiczne, ale w praktyce kompletnie chybione. Dlaczego?

To, że ja sam mogę się wycofać, nie rozwiązuje problemu, bo ten model działa w skali masowej. Jeśli miliony graczy wybiorą subskrypcję, rynek fizycznych gier i alternatywnych modeli po prostu zniknie. Wtedy nie ma znaczenia, że „ja nie kupuję” – bo nie będę miał gdzie kupić.

Wolny wybór istnieje tylko wtedy, gdy istnieją realne alternatywy. Jeżeli wszystkie firmy pójdą w stronę abonamentów i reklamy, to przestaje być wybór, a staje się przymus. To trochę tak, jakby ktoś mówił: „nie musisz jeździć autostradą”, kiedy wszystkie drogi lokalne są zamknięte.

Argument „nie kupuj” zakłada, że rynek jest statyczny. Tymczasem Microsoft działa w perspektywie dekady i wie, że może przeczekać. Nawet jeśli dziś część graczy się buntuje, za kilka lat nowe pokolenie będzie znało już tylko subskrypcje i uzna je za naturalny standard.

Dlatego to nie jest kwestia mojego indywidualnego wyboru. To kwestia całego ekosystemu i tego, jak będzie wyglądał za 5, 10 czy 20 lat.

Jeśli tak ma wyglądać konkurencja, to wolę już płacić Sony. Przynajmniej dopóki oni nie pójdą tą samą drogą. Bo jeśli pójdą, to koniec – na rynku konsol zostanie tylko wybór między identycznymi abonamentami różniącymi się logiem. Jasne, mamy jeszcze Steam czy GOG, które – choć też ze swoimi ograniczeniami – wciąż pozwalają kupować gry na własność i trzymać je w bibliotece. Ale jeśli wielcy gracze zepchną cały rynek w stronę subskrypcji, to nawet te enklawy mogą nie przetrwać presji. I wtedy nasze decyzje – nawet te najmniejsze – dziś, jutro, za rok – będą jedynym, co jeszcze może zatrzymać tę machinę, zanim zmiecie resztki wolności wyboru.

Bo nikt nie obroni gamingu za nas. Albo powiemy „dość” i zaczniemy wspierać alternatywy, albo pogodzimy się ze światem, w którym nic nie posiadamy, a całe nasze hobby sprowadza się do cyfrowego czynszu płaconego raz w miesiącu.

https://www.facebook.com/share/p/1LFJCCf8wc/

Opublikowano

Uwaga bomba prawdy: można sobie kupować gry. Tyle się napisał chłopaczek i jednym zdaniem został ROZJEBANY jak gnój po polu )

Opublikowano

A-Czapka, czyli foliowe czapeczki za 80 zł dla fanów teorii spiskowych

Jak to się spina fanboyom Sony że Xbox i Game Pass to jednocześnie taka porażka że muszą wydawać gry na innych platformach, a jednocześnie subskrypcja z 30+ milionami użytkowników jest tak potężna że potajemnie realizuje sekretny plan przejęcia władzy nad całym gamingiem?

Opublikowano

Na bank zjeb który to napisał jednocześnie podniecał się GRUBYM miesiącem w Plusie

Opublikowano

Wyklinanie Gamepassa i jednoczesne jaranie się Plusem to stan najwyższej hipokryzji

Opublikowano

Wątpię, że ktoś myśli tak serio - to raczej dla beki jak shen albo z nieświadomości jak shoegaze (chłop serio nie ogarnia co się dzieje na jego własnym podwórku).

Szkoda tylko, że zamiast PS+ równać w górę do GamePassa to GamePass zrównał swój środkowy tier do bylejakości PS+. :(

Opublikowano

Jakiej beki? Game pass ze swoimi grami day1 w abonamencie jest nieopłacalny jak widać, skoro dojebali takie podwyżki, do tego zabił pudełka na xboxie. Plus to dużo zdrowsza oferta dla branży.

Opublikowano

To napewno nie jest takie proste, bo założę się że są twórcy i gry którym premiera w GP zwyczajnie pomogła. Jeśli chodzi o first party to myślę że to czasem muszą być okrutne straty. Jak Hellblade2 czy Awoved które były w developingu sporo lat. Albo Forza Motorsport. Nawet trudno mi sobie wyobrazić że Doom czy Indiana wyszli na swoje.

Ostatnim tytułem który mógł dobrze zarobić jest Starfield bo tam było 300tys na Steamie i tych early accessow też sprzedali wtedy

Opublikowano

Już kilka razy było dementowane to że Game Pass jest nieopłacalny. To że zdecydowali się na podwyżkę o 50% jest bardziej podyktowane chęcią zwiększenia zysków. Co w sumie jest gorszym scenariuszem, bo oznacza że w każdej chwili gdy znowu będą chcieli zwiększyć zyski znowu mogą podnieść ceny.

Opublikowano

W tym miesiącu ktoś jak chce to może ograć z 58 zł trzy mocne i dorosłe tytuły idealne na jesienne wieczory - Alan Wake 2, Silent Hill 2, TLOU. Co daje Gamepass za 114 zł na Halloween? Nową świnkę peppe?

Opublikowano

Przed chwilą był Silksong, za chwilę dojdzie NG4 i Keeper, co większe świry czekają na Outer Worlds 2. Nie pierdol, że nic tam nie ma, bo jest. Po prostu teraz jest dla wielu za drogo żeby usprawiedliwić zakup miesiąca, ale do chuja PS+ dostało raz na ruski rok trzy dobre gry i jest schlapanie się jakby nie wiadomo jakie bomby wyjebały w powietrze. Już abstrahując od tego, że każdy szanujący się gracz ma te wszystkie trzy tytuły za sobą, a te od klockowych to świeżynki day one w abonamencie.

Opublikowano

Sieczka co za śmietnik za ponad 100zł miesięcznie.

Opublikowano
16 minut temu, Czoperrr napisał(a):

Co daje Gamepass za 114 zł na Halloween? Nową świnkę peppe?

Jakas flashowke. Beka bo na tej stronce pelno takich za darmo https://www.crazygames.com/t/flash

Opublikowano

dynia to ja jednak wole Silent Hill i Alan Wake

Opublikowano
Godzinę temu, Shen napisał(a):

Jakiej beki? Game pass ze swoimi grami day1 w abonamencie jest nieopłacalny jak widać, skoro dojebali takie podwyżki, do tego zabił pudełka na xboxie. Plus to dużo zdrowsza oferta dla branży.

OK, ale jak ma się oferta XGP do Sony? Przecież nikt tego Xboxa nie chce, a XGP którego nie ma na PS+ ma niszczyć C A Ł Ą branżę. xD Niezłe haluny z niedożywienia. Z resztą. nawet ten niższy tier PS+ jest wciąż gorszy w zawartości niż środkowy XGP. Ultimate to oferta ultimatywna, za cenę ogrania jednej gry na sprint przez weekend i odsprzedanie w nadziei, że ktoś nie puścił taniej można ograć najlepsze tytuły w branży. DOMINACJA nawet gdy XGP się potknął. Po prostu nie ma lepszego abo. :)

Opublikowano

Za 115zł imo warto ograć takie perełeczki

Opublikowano

Przypominam, że w XGP, w 2025 dostaliśmy do tej pory day1 - Ninja Gaiden 2 Black, Blue Prince, Clair Obscure Expedition 33, DOOM the Dark Ages, THPS3+4, WuChang, Silksong. Sztosów w chwilę po premierze x3 tyle.

Klapy wojują remasterem z 2020, starociem z 2023 i BYĆ MOŻE Silent Hill 2 po roku obsuwy xDDDDDDDDD

Opublikowano

kupujesz plusa na jednej z cokwartalnych promocji na rok + w/w gierki na własność i wychodzi podobnie jakbyśmy mieli płacić cały rok ponad bombę za gpu :) nie da się obronić abonamentu microsoftu, absolutnie najgorsza oferta na rynku, nie bez powodu dziesiątki milionów graczy preferuje ofertę sonki

ale paolo to już pewnie zaciera rączki na the outer worlds 2! prawdziwa uczta dla koneserów rozbudowanych rpgów prosto od mistrzów z obsidian studio banderas

IMG_5053.jpeg

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

Ostatnio przeglądający 0

  • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

Configure browser push notifications

Chrome (Android)
  1. Tap the lock icon next to the address bar.
  2. Tap Permissions → Notifications.
  3. Adjust your preference.
Chrome (Desktop)
  1. Click the padlock icon in the address bar.
  2. Select Site settings.
  3. Find Notifications and adjust your preference.