Skocz do zawartości

Final Fantasy X


Rekomendowane odpowiedzi

30h? Ja przy pierwszym podejściu tę grę skończyłem w ~ 22h (wątek główny).
Bo ja jestem z tych co muszą zerknąć w każdy możliwy kąt, otworzyć wszystkie skrzynki w lokacji, pogadać ze wszystkimi NPC, sprawdzić wszelkie opcje w menu itp. Nie spieszę się grając w jRPG - staram się zwiedzić/odkryć wszystko aby mieć ewentualne podstawy do marudzenia ;). Przy pierwszym podejściu byłem chyba tak gdzieś w 3/4 gry, ale odstawiłem to na dłuższy czas po czym zdecydowałem się zacząć od nowa - bo mało pamiętałem już.

 

Nie mam pojęcia jak możesz uważać XII za lepsze od X, skoro tam nie ma prawie fabuły, a relacje między postaciami również prawie nie ma. :whistling:
Jak będę chciał poznać ciekawą historię to sięgnę po dobrą książkę ;). FFXII jest dużo ciekawszy od FFX pod względem rozgrywki, rozwoju postaci oraz ogólnego gameplay'u - nawet jeśli przypomina on MMO(ffline). Jasne, wady też są (monotonia, summony), ale nie zmienia to faktu, że grało mi się przyjemniej niż w dziesiątkę. A co do fabuły - nie wiem w co Ty grałeś, ale FFXII ma całkiem przyzwoitą historię. Sęk w tym, że jest ona nieco bardziej poważna i "dorosła" niż dotychczasowe dziecinne bzdury, a w związku z tym mniej "epicka". Bardziej podobały mi się także postacie - stonowane, poważniejsze. Ten minus, że zdecydowanie za słabo je rozwinięto, a taki Vaan czy Penelo to piąte koło u wozu tak naprawdę. Plus natomiast za brak naiwnego romansu i innych pseudo-komediowych wstawek. Brak jakiegoś typowo złego bishonena pokroju Seymoura także uważam za atut. Nie twierdzę, że FFXII to gra rewelacyjna, ale dla mnie zdecydowanie ciekawsza niż naiwna dziesiątka. Także preferuję czasem brak rozwoju postaci, niż gdybyśmy mieli sterować kolejnym idiotą z ADHD pokroju Tidusa ;).
  • Minusik 1
Odnośnik do komentarza

Teraz przynajmniej, bez obawy o posądzenie o fanbojstwo mogę się z Tobą posprzeczać. :ninja:

 

 

Albo i nie, wszak z większością przedstawionych przez Ciebie rzeczy ciężko się nie zgodzić. Walki rzeczywiście są nazbyt banalne, postacie płytkie niczym kałuża, a sam gameplay momentami wpada w monotonię. Natomiast nie rozumiem krytyki na temat systemu rozwoju bohaterów - rozbudowana plansza w postaci Sphere Grid nawet jeżeli tylko daje złudzenie pełnej swobody, to i tak oferuje w tej materii znacznie więcej niż standardowy system z wielu innych jRPG. Najlepszym na to dowodem jest to, że bez większych problemów nawet z takiej Rikku można zrobić dopakowaną postać fizyczną, a z Tidusa speca od czarnej magii (chociaż zajmuje to trochę czasu). Inną wymienioną przez Ciebie kwestią jest design świata. Powołujesz się w tym momencie na nową trylogię Star Wars, stawiając tym samym w niekorzystnym świetle wykreowany przez Squaresoft świat Spiry. Też nie bardzo rozumiem dlaczego. Moim zdaniem zwiedzane tereny są świetne - zróżnicowane, klimatyczne, mające w sobie magię (vide Macalania Forest czy Zanakard Ruins), także całkiem spójne. Najlepiej na tym polu wypadają zwłaszcza wszelakie świątynie, których w grze nie brakuje. W końcu scenariusz. Nie genialny, ale zdecydowanie dobry. Postacie, wszechobecna cukierkowatość i okazjonalny fan service to jedno, ale wciągająca historia na czele ze świetnym wątkiem podróży na pierwszym planie to drugie. Twierdzisz, że nic Cię nie zaskoczyło. Na pewno? Osobiście finałowy twist z Tidusem uważam za jedną z najbardziej zaskakujących scen w jRPG w ogóle. Kult Yevona obalony, ład na Spirze przywrócony, wszyscy się weselą, 100% happy end...a jednak nie do końca. W życiu bym się czegoś takiego nie spodziewał po tej rzekomo totalnie dziecinnej opowiastce. W ogóle fabuła pomimo pewnych sporych zgrzytów trzyma dość porządny poziom - przede wszystkim mniej więcej trzyma się kupy, nieraz potrafi zadziwić oraz sprawić, żeby gracz przejął się losem cyfrowych postaci (nawet jeżeli są to tylko wkurzające dzieciaki), zawiera w sobie przyjemny ładunek emocjonalny, ma dobre tempo i trzyma w napięciu. A im dalej tym lepiej. Radziłbym więc Ci jednak Suavek spróbować się przemóc i w końcu skończyć tą przygodę należycie. Czytanie opisu fabuły z Wikipedii, to jednak nie to samo co aktywne uczestniczenie w tych wydarzeniach ;)

 

Generalnie tak jak dla Ciebie ocena "9" jest dla tej gry za wysoka, tak dla mnie "7" jest zdecydowanie zbyt niska. Mocna ósemka wydaje się być idealnym kompromisem, dla tak nierównego, ale jednocześnie całkiem dobrego tytułu.

Odnośnik do komentarza

Może być ósemka. Z minusem, ale może. Zawsze to lepsze niż przesadzona dziewiątka czy dziesiątka.

 

Sphere Grid mi się nie podoba co uzasadniłem we wcześniejszym tekście. Potem może i faktycznie można z każdej postaci zrobić speca od wszystkiego, ale nie zmienia to faktu, że mówimy i bardzo późnym stadium gry. Cała reszta to w dużej mierze podążanie po linii prostej o mozolne odblokowywanie kolejnych pól. Teraz gdyby to wszystko zastąpić całkowicie zautomatyzowanym systemem, w którym jedynie otrzymywalibyśmy informacje o otrzymanych bonusach, a od czasu do czasu tylko decydowalibyśmy się na obranie takiej a nie innej ścieżki dalszego rozwoju, większych różnic by nie było, a gracz zaoszczędziłby mnóstwo czasu, który obecnie spędza na ręcznym odblokowywaniu poszczególnych pól. Nie jest to system zły, ale raz jeszcze czepić się muszę bardziej osób, które nim się zachwycają z niewiadomego powodu. Jak już wspomniałem, już zwykłe kulki materii w FFVII dawały podczas właściwej gry (a nie pod jej koniec lub po zakończeniu) szersze pole do popisu w kwestii kreowania postaci. Natomiast w Digital Devil Saga, który SG się najwyraźniej inspirował, mogliśmy odblokować co chcieliśmy od samego początku, bez dziwnego poruszania się po planszy.

 

Świat ukazany w FFX mi się nie podobał, co także już uzasadniłem. Podkreślam jednak, że w dużej mierze jest to tylko moje osobiste odczucie, gdyż jak wiadomo każdy ma inne gusta. Nie przemawiały do mnie po prostu kompletnie nielogiczne i przekombinowane budowle, dziwne (co by nie powiedzieć głupie) ubiory mieszkańców, którzy łażą pół nago lub robią sobie z włosów spiczaste ostrza, czy też dziwne kreatury, które były najwyraźniej inspirowane tworami Georga Lucasa. Nawet coś pokroju Jar Jar Binksa się w grze trafia. A świątynie to bardziej mnie denerwowały (sztuczne wydłużanie gry w monotonnych lokacjach) niż fascynowały. No trudno, zwyczajnie świat FFX do mnie nie przemawia. Co by nie było - w FFXII wcale nie jest lepiej, aczkolwiek tam wszystko przynajmniej stara się wyglądać nieco bardziej poważnie, czy też realnie, jakkolwiek to zabrzmi.

 

Co do fabuły to nie - nic mnie nie zaskoczyło, nawet zakończenie. Gra jest strasznie liniowa, bohaterowie głupi i naiwni, dubbing odzwierciedla charakter postaci w negatywnym tego słowa znaczeniu, w związku z czym wiadomo kto jaką pełni w grze rolę. Wszystko jest też monotonne i naciągane - ciągłe porwania Yuny, "genialne" plany, które z góry są skazane na zagładę, rola summonerki i "pomysły" na nieco inne rozwiązanie sytuacji Sina. Sorry, ale nie przypominam sobie niczego co by mnie jakoś szczególnie zaskoczyło w FFX. Jeśli już coś takiego miało miejsce to raczej w niezbyt pozytywnym kontekście. Ogólnie jednak same założenia historii FFX nie są złe - co także już zaznaczyłem wcześniej. Problem tkwi w bohaterach tej całej "wędrówki". Może inaczej bym odbierał istotę problemu gdyby nie fakt, że los tych postaci mnie absolutnie nie obchodził i zamiast powodzenia życzyłem im bolesnej śmierci. Sorry, ale taka jest prawda. Tylko Lulu i częściowo Auron oraz Wakka byli do zniesienia. Reszta mnie albo irytowała (Tidus, Yuna, Rikku) albo nie obchodziła (Khimari, NPC). Widocznie za stary już na to jestem, ale przygody dzieci emo lub innych dziwaków z ADHD mnie odpychają a nie interesują.

 

Jak będzie mi się kiedyś bardzo nudziło to może zmuszę się po raz czwarty do ukończenia FFX (tym razem od ostatniego save'a, nie początku). Niemniej jednak na chwilę obecną mam dużo innych i ciekawszych jRPG do ukończenia. Ot na przykład takiego pozbawionego fabuły Dragon Quest VIII, który mimo to wciągnął mnie na dłużej niż FFX zapewniając o wiele przyjemniejszą i bardziej wymagającą rozgrywkę.

Odnośnik do komentarza

Widzę, że niektórym się pip(ach) poprzewracało. Chociaż seria FF ustąpiła w moim rankingu wszystkiemu co związane jest SMT to jednak daleki jestem od wylewania na którąkolwiek z jej części wiadra pomyj (poza słabą 12 która stała się bardziej crpg niż jrpg).Zwłaszcza, że największy na tym forum krytyk ,,dzięsiątki" nigdy jej nie ukończył i nie widział - moim zdaniem - jednego z najlepszych zakończeń gier ever. Ale w sumie dla niego fabuła w jrpg się nie liczy (co dziwne, ja dotąd sądziłem, że fabuła i jrpg chodzą w parze) - cóż, mogę polecić kompa i Diablo. Dla mnie to część Finala, która tylko ciut ustępuje legendarnej siódemce, a stawiam ją na równi ze wspaniałą szóstką czy ósemką. Wspaniały wakacyjny klimat, świetna muza (Otherworld, Zanarkard, Suteki da Ne), fajne mini gry (Blitzball - cudo), sympatyczne postacie i fajne relacje między nimi (braterska więź między Tidusem i Wakką czy ojcowsko - synowska między Jehtem a Tidusem) i wciągająca fabuła (fajny motyw ostatniej podróży i towarzysząca jej świadomość u bohaterów, że na końcu nie będzie happy endu). A co do stwierdzenia, że Tidus to ,,idiota z ADHD" to w zupełności się z nim nie zgadzam. A choćby to ADHD miał, to w erze gier z madafakami w roli głównej i tak wybija się na oryginalność. Każdemu kto nie grał polecam - kawał świetnej gry.

Edytowane przez dunpeal
Odnośnik do komentarza

Ja wspomnę jeszcze o rzekomo łatwym poziomie trudności. Oprócz tego o czym wcześniej wspomniałem, że wątek główny jest zbyt łatwy, tym bardziej, jeśli nabijemy postaciom i aeonom overdrive przed walką z bossem. Jednak prawdziwym wyzwaniem są niektórzy przeciwnicy z Monster Areny i Dark Aeony. No i zdobycie sigili do najlepszych broni nie jest wcale takie łatwe (Kimahri i motylki, Tidus i zbieranie balonów, Lulu i unikanie 200 piorunów).

Odnośnik do komentarza

A tak na marginesie, to co niby było takiego trudnego w FF7? Bo ja nie przypominam sobie nic poza wężem na mapie świata, którego po jakimś czasie można było bez problemu pokonać (na pewnym etapie dobry do nabijania leveli), no i Weapony (Ruby i Ultima). Z czego tak naprawdę problem przynajmniej mi sprawiał Ruby, ale do czasu jak zdobyłem Knights of the Round xD.

Odnośnik do komentarza

No nie wiem, właśnie pomimo tych infantylności, dziwnych rozwiązań itd ta gra dalej ma magię... ten klimacik KONSOLOWY, ta muzyka (miszcz), ci bohaterowie... LuLu, Auron, Rikku, reszta... można się zżyć. Jedna z najlepszych gier :) Przechodzę drugi raz, tym razem już w pełni rozumiem wszystkie dialogi i się jeszcze przyjemniej gra.

XII może się schować z tym obszernym terenem i bezpłciowymi postaciami.

Odnośnik do komentarza

Dunpeal, może i FFX nie ukończyłem, ale zaszedłem daleko, a w sumie godzin spędziłem przy nim więcej niż powinienem przeznaczyć na jednokrotne przejście. Zakończenie widziałem w formie filmu natomiast, więc nie sądzę abym nie miał jakichkolwiek podstaw do krytyki. Przynajmniej staram się podkreślić co mi w grze nie odpowiada, a nie "wylewać wiadro pomyj" bez powodu. Bez takich emocji tym samym proszę, bo każdy ma tu prawo do własnego zdania.

 

Na marginesie, nie mam zamiaru podejmować tego tematu ale w życiu nie postawiłbym przymiotnika "wspaniały" obok nazwy "FF8" ;).

 

Co do zarzutów, że niby w jRPG liczy się tylko fabuła. Bzdura panowie (liczba mnoga, bo parę osób się na to krzywi). Jasne, fabuła stanowi nierzadko motywację do ukończenia gry. Często ukazuje ona treści, których nie znajdziemy w filmach czy może nawet książkach. Mimo to, wychodzę z założenia, że jeśli ktoś chce ukazać tylko historię, to niech lepiej skupi się na innych mediach. Gra jak sama nazwa wskazuje służy do grania - ma mi sprawiać frajdę, nie przynudzać, nie dłużyć się niepotrzebnie, nie odrzucać. A ja mam niemałe opory aby przemóc się przez kiepskie rozwiązania w systemie tylko po to aby przebrnąć do zakończenia historii, która także niekoniecznie może mi się podobać (FFX). Jasne, taka Persona 3 na przykład oferuje świetną fabułę, podczas gdy Persona 4 ukazuje naprawdę genialnych bohaterów, ale warto zanotować, że w tym przypadku do czynienia mamy z równie świetnym gameplay'em. Gdyby ten zawodził to w życiu bym się tak nie rozpływał nad tymi grami. W sytuacji odwrotnej natomiast, gdyby fabuła była kiepska ale gameplay pozostał dobry, byłbym mimo wszystko skłonny grę przejść. Frajda ponad wszystko. Jak będę chciał się rozpływać nad fabułą to sięgnę po dobrą książkę. Nie oszukujmy się tym samym, że gry to przede wszystkim historia bo jest to zwyczajnie śmieszne. A wspomniany Dragon Quest VIII tak naprawdę fabuły nie ma praktycznie, lecz nie przeszkadza mu to w byciu przyzwoitą, wymagającą, rozbudowaną i wciągającą grą ;).

 

Wracając do postaci Tidusa - mówisz, że nawet dzieciak z ADHD jest oryginalny. Czy gdybyśmy sterowali kaczką o postawie Jar Jar Binksa to też byś mówił, że spoko bo to oryginalne na tle madafaków? Wybacz, ale jeśli o mnie chodzi to Tidusa stawiam na pierwszym miejscu najgorszych postaci w grach. A przynajmniej najbardziej irytujących. Yuna, Squall i Riona nie są daleko w tyle ;). No ale to "tylko" moje zdanie.

 

Zwyrodnialec, nie przeczę, że po ukończeniu gry poziom trudności skacze diametralnie, ale sam zastanów się nad sensem tego zdania. Mam spędzać 20+ godzin na przejście gry, która mi się nie podoba tylko po to aby dotrzeć do "lepszych" momentów? Nie, dziękuję, ja mam lepsze rzeczy do roboty, lub też ciekawsze gry do przejścia w tym czasie.

 

Co trudnego było w FFVII? Nic. Gra była prosta, nie licząc opcjonalnych bossów. Jej urok jednak polegał na tym (co też zaznaczyłem wcześniej), że podczas starć ze słabszymi wrogami wystarczyło ślepo wciskać atak, a nie żonglować postaciami bo pomimo znacznie wyższego poziomu dany bohater nie mógł pokonać określonego wroga. Jasne, można opancerzonego żółwika rozwalić piętnastoma ciosami, ale po co skoro Auron zrobi to jednym. Tak samo glutka można tępić przez pół godziny, a Lulu załatwi go jednym czarem. Biorąc pod uwagę ilość i częstotliwość walk w FFX, takie żonglowanie drużyną mnie zwyczajnie drażniło i nudziło. Tudzież aby przedstawić to w jeszcze prostszym języku - nie sprawiało mi to frajdy. Gdyby wrogowie jeszcze stanowili większe wyzwanie to może bym się nie krzywił. W końcu takie coś mamy w co drugim Shin Megami Tensei, gdzie należy odpowiednio dobierać demony/zdolności do wrogów występujących w danej lokacji. Tam jednak trzeba solidnie pomyśleć przed każdą akcją. W FFX 3/4 zwykłych walk można zakończyć podstawowymi atakami - aby tylko odpowiednia postać atakowała odpowiedniego wroga. Do kompletu dorzucę muzykę, która w FFX mi się zwyczajnie nie podobała i nie pasowała do dynamicznej walki. Battle Theme po konwersji na midi tak naprawdę nic nie traci, a skoro ja mam już spędzać większą część gry na nudnych losowych potyczkach to niech tym przynajmniej towarzyszy coś bardziej żywiołowego w tle. Wspomniany FFVII coś takiego właśnie oferował, milszego do słuchania nawet w formie midi.

 

Nie chcę tworzyć kolejnej dramy bo znowu sobie niepotrzebnie wrogów narobię, ale pragnę raz jeszcze podkreślić, że wcale nie postrzegam FFX jako produkcji beznadziejnej. Wręcz przeciwnie - już niech nawet będzie ta ósemka z minusem, gdybym miał wystawić ocenę w skali dziesięciostopniowej. Ja mam problem tylko z tak wysokimi ocenami w sieci, oraz zachwytami fanów nad elementami w moich oczach infantylnymi. Niech będzie, że to kwestia gustu, ale i takie elementy bym chciał wyjaśnić lub przedyskutować. Przecież setki razy podkreślałem przy opisie niektórych elementów, że to tylko i wyłącznie moje zdanie. A jeśli coś uważam za ogólnie spartolonego to staram się to uargumentować i wyjaśnić (np. Sphere Grid, wpływ dubbingu na odbiór fabuły, dziury w historii lub sztuczne jej wydłużanie np. kolejnymi porwaniami Yuny itp.).

Odnośnik do komentarza

Sphere Grid mi się nie podoba co uzasadniłem we wcześniejszym tekście. Potem może i faktycznie można z każdej postaci zrobić speca od wszystkiego, ale nie zmienia to faktu, że mówimy i bardzo późnym stadium gry. Cała reszta to w dużej mierze podążanie po linii prostej o mozolne odblokowywanie kolejnych pól.

Ok, SG może się nie podobać, ale w sumie trudno nie przyznać, że jako-taką swobodę mimo wszystko daje. Nawet jeżeli z początku tylko iluzjonistyczną, to i tak w porównaniu do naprawdę masy innych erpegów przynajmniej JAKĄŚ. I to nie tak jak twierdzisz - pod koniec gry, ale znacznie wcześniej. Dla przykładu: mój ojciec grając w FFX już w Al Bhed Home miał z Wakki zrobionego dość zaawansowanego dark mage'a - dla mnie jest to niezbity dowód na to, że jeżeli choć trochę pokombinujesz przy "tablicy" (tej zaawansowanej ofkors), to możesz dostać całkiem niezłe efekty. Jest jednak pewien warunek - trzeba próbować, a nie od początku nastawiać się, na to, że jakiej to drogi nie wybierzesz, to nic się nie zmieni.

 

Co do fabuły to nie - nic mnie nie zaskoczyło, nawet zakończenie. [...] Sorry, ale nie przypominam sobie niczego co by mnie jakoś szczególnie zaskoczyło w FFX. Jeśli już coś takiego miało miejsce to raczej w niezbyt pozytywnym kontekście.

Serio ending Cię nie zaskoczył? Ani trochę? Nieźle, jestem pod wrażeniem. W takim razie zakładam, że śmierć jednego z bohaterów P3 też za bardzo Cię nie zszokowała, podobnie jak samo zakończenie. To teraz napisz mi przynajmniej jakieś 3 bombowe twisty z erpegów, które Cię zaskoczyły, bo aż zżera mnie ciekawość co w tej materii może być bardziej nieprzewidywalnego niż czołowy twist FFX ;]

 

Biorąc pod uwagę ilość i częstotliwość walk w FFX, takie żonglowanie drużyną mnie zwyczajnie drażniło i nudziło. Tudzież aby przedstawić to w jeszcze prostszym języku - nie sprawiało mi to frajdy. Gdyby wrogowie jeszcze stanowili większe wyzwanie to może bym się nie krzywił. W końcu takie coś mamy w co drugim Shin Megami Tensei, gdzie należy odpowiednio dobierać demony/zdolności do wrogów występujących w danej lokacji. Tam jednak trzeba solidnie pomyśleć przed każdą akcją.

 

No już nie przesadzaj z tą częstotliwością walk. Biorąc pod uwagę całą filmowość "dziesiątki", odpalające się dosłownie co chwilę cut-scenki, króciutkie odcinki między kolejnymi postojami (gdzie oczywiście czeka kolejna porcja filmików), bardzo dobrze wyważone random encounters i praktycznie brak zaawansowanych dungeonów, to tych starć wcale nie ma aż tak wiele. Swoją drogą ciekawe, że akurat Ty na to narzekasz, koleś który zdążył ukończyć obie Digital Devil Sagi, w których walk jest po prostu OGROM :smile:

 

Weźmy teraz na blat taką Personę - w niej walk jest znacznie więcej niż w FFX, a ponadto żonglowanie postaciami jest nawet częstszym zjawiskiem i większą koniecznością. Jednak jeżeli chodzi o "zastanawianie się nad każdą akcją", to ja w tym momencie wstaję z krzesła i mówię stanowczo - objection! Zarówno w DDS'ach jak i Personach walki są idiotycznie proste i podobnie jak w FFX polegają przede wszystkim na odnalezieniu czułego punktu przeciwnika. (o ile nie bardziej). Jeżeli go znajdziesz, to tłuczesz biedaka nie dając mu już żadnych szans. Tak więc myślenia tutaj zbyt dużo niema, raczej szczęście w trafieniu odpowiednią techniką. Wyjątek stanowią oczywiście bossowie, przy których trzeba już trochę wprawić w ruch zwoje mózgowe.

 

Zwyrodnialec, nie przeczę, że po ukończeniu gry poziom trudności skacze diametralnie, ale sam zastanów się nad sensem tego zdania. Mam spędzać 20+ godzin na przejście gry, która mi się nie podoba tylko po to aby dotrzeć do "lepszych" momentów? Nie, dziękuję, ja mam lepsze rzeczy do roboty, lub też ciekawsze gry do przejścia w tym czasie.

 

20, niech będzie nawet 30 godzin gry. Piszesz o tym jakby to była jakaś droga przez mękę ten cały wątek fabularny, a przecież wcale nie jest tak tragicznie. Długo - tym bardziej, zwłaszcza zważywszy an fakt, że niektóre tytuły RPG potrafią ciągnąć się 60 czy nawet 90 godzin. Naprawdę warto ""przemęczyć"" ten story mode (podwójny cudzysłów dla lepszego oddania ironii tego słowa), gdyż w chwili zdobycia Airshipa FFX staje się znacznie lepszy i bardziej grywalny. Ba, w tym momencie gracz może kompletnie zmienić punkt patrzenia na tą grę.

 

Nie chcę tworzyć kolejnej dramy bo znowu sobie niepotrzebnie wrogów narobię, ale pragnę raz jeszcze podkreślić, że wcale nie postrzegam FFX jako produkcji beznadziejnej. Wręcz przeciwnie - już niech nawet będzie ta ósemka z minusem, gdybym miał wystawić ocenę w skali dziesięciostopniowej.

 

Dramą to jest oceniać tak dobrze tytuł, którego nawet nie chciało się ukończyć. Skoro jesteś w stanie dać mu ósemkę (nawet jeżeli naciąganą), to automatycznie uważasz go za bardzo, a w najgorszym wypadku "tylko" za dobrą grę. A jeżeli za "dobrą", to znaczy, że nomen omen Ci się ona spodobała (przynajmniej powinna). Ale jej nie ukończyłeś. Chociaż próbowałeś kilka razy. I gdzie tu logika? :teehee:

 

Tylko nie wyjeżdżaj teraz, że miałeś lepsze tytuły do grania, bo będzie to naprawdę " very silly excuse". ;]

Edytowane przez Kazuo
Odnośnik do komentarza

Jest chyba temat na forum poświęcony zwrotom akcji i twistom w RPG. Tam się wypowiadałem, więc jeśli Cię to interesuje to poszukaj. Jeśli chodzi o Final Fantasy X to problem tkwi w dwóch rzeczach - niemała część gry jest prowadzona tak, że wszystko wręcz sugeruje myślącemu graczowi jaki _może_ być koniec tej historii i nawet jeśli "wyciska łzy" to można się takiej opcji spodziewać. Drugi problem to to, że zwyczajnie się z bohaterami nie zżyłem ani ich nie lubiłem, przez co odbiór tej sceny nie był taki poruszający jak przytoczony przez Ciebie przykład z Persony 3. Większe emocje towarzyszyły mi podczas zakończenia Crisis Core - nawet wiedząc jaki będzie koniec tej historii, efekt był silniejszy dzięki przywiązaniu do bohatera i świadomości jego wcześniejszych wyczynów. A że ostatecznie los bohaterów FFX był mi obojętny to i zakończenie nie wywarło szczególnego wrażenia.

 

Jeśli chodzi o walki to najwyraźniej się nie rozumiemy. Nie mam nic do częstotliwości starć. Bardziej zwracam uwagę na ich realizację i stawiane przez nie wyzwanie. W DDS i innych SMT wyzwanie było niemałe, często nawet wobec pozornie słabszych wrogów (jedno Mudo/Hama i po nas). Muzyka nie odrzucała (no może tylko w P3), a drużynę można było łatwo przygotować na każdą ewentualność. W FFX jest podobnie, a jednak inaczej. Walki nie stanowią wyzwania, przez co mogą się one dłużyć. Mozolna czynność, która w dodatku jest uprzykrzona koniecznością żonglowania drużyny. Co mam tutaj na myśli? Powiedzmy, że w drużynie mam Tidusa, Rikku i Aurona, a przeciwko mnie wyskakują magiczne glutki i jakieś latające dziwadła. Choć ich poziom jest tak żałośnie niski, że nic nie mogą mi zrobić, to ja nie mogę ich pokonać, gdyż glutki przyjmują małą ilość obrażeń, a latające dziwadła unikają ciosów. Wypada tym samym wysunąć do walki Lulu oraz Wakkę. Ci rozprawią się z wrogami, walka się zakończy i super. Idąc dalej natomiast wdajemy się w kolejną potyczkę, tym razem z jakimś opancerzonym żółwiem oraz zwinnym wilkiem. Mogę spróbować pokonać ich obecną drużyną, ale szybciej sprawę załatwię wracając do Aurona i Tidusa. Biorąc pod uwagę, że tak właśnie wygląda większość potyczek, a one same nie stanowią żadnego wyzwania, zwyczajnie odechciało mi się dalej grać, bo miałem wrażenie, że gra śmieje mi się w twarz a ja tracę tylko czas na te bzdury. Dynamiczne starcia przekształciły się w żmudne wydłużanie gry. Dodając do tego fakt, że wspomniana fabuła mnie osobiście odrzucała, nie czułem motywacji do kontynuacji "zabawy". Mój grymas, niech będzie, ale FFX zwyczajnie nie dał mi wystarczającego powodu aby iść dalej przez to wszystko.

 

Inne RPG mogą trwać więcej niż 30 godzin, ale jeśli decyduję się na przebrnięcie przez takowe to z (jednego z) dwóch powodów - albo dlatego, że fabuła jest wystarczająco ciekawa i jestem skłonny przeboleć denny system (np. Odin Sphere - gameplay był znośny, ale zbyt prosty i monotonny), albo dlatego, że system rozgrywki jest wystarczająco wciągający by przyćmić nędzną historię (np. MS Saga, Dragon Quest). Lub też (najlepiej) ze względu na zarówno dobrą fabułę jak i gameplay (sporo SMT). Tymczasem, jeśli dziesiątemu Finalowi nie udało się mnie zainteresować po ~20h zarówno fabułą jak i rozgrywką, to sorry, ale ja nie widzę powodów, dla których miałbym mimo wszystko się zmuszać aby dość do tych rzekomo lepszych momentów. I tak, owszem - mam sporo ciekawszych gier do ukończenia na półce, a za mało czasu, który głupi w dodatku przeznaczam na prowadzące donikąd debaty na forach.

 

Jeśli chodzi o ocenę to _mnie_ się nie chciało gry ukończyć, jednak potrafię dostrzec mimo wszystko jej atuty. Poza tym nigdzie o 8+ nie mówiłem - zacząłem od siódemki, a potem aby temat zamknąć pogodziłem się z Twoją ósemką, do której dodałem minus. Nazwijmy to *cough*"obiektywną"*cough* oceną, jak wolisz (Twoje ulubione pojęcie, zdaje się). Lepsze to niż zdecydowanie przesadzone 9 czy 10 wystawione swego czasu przez większość "recenzentów". Wiesz, jak mi się nie podoba powiedzmy Gears of War do tego stopnia, że bym się nim zachwycał to też nie oznacza, że jest to gra zła. Tak samo nie wystawię 1/10 kolejnej Fifie, tylko dlatego, że mi się nie podoba ogólne założenie rozgrywki. Widzę wyraźnie, że FFX do wielu osób przemawia z różnych powodów, a i sam jestem daleki od równania go z ziemią. Są rzeczy, które są moim zdaniem niezaprzeczalnie kiepskie (lub które mogły być wykonane lepiej), a i są rzeczy, które odrzuciły raptem część odbiorców (naiwny romans, dziecinne postaci, design świata/lokacji/bohaterów, muzyka podczas walki itp.). To tak jak z grą, którą przechodzisz raz, stwierdzasz, że jest dobra, ale jednak nie planujesz już do niej więcej wracać. Ja tak postrzegam FFX, tyle, że nie miałem mimo wszystko ochoty i sił by jej kończyć (zakończyłem parę godzin po zdobyciu wspomnianego Airshipa jeśli dobrze pamiętam). Bo gdybym miał wystawić ocenę typowo odzwierciedlającą moje wrażenia z gry to byłoby to może 5/10. Niemniej jednak nie zaprzeczę, że założenia systemu walki są niezłe, fabuła choć głupia ma swoje dobre strony i wątki, gra oferuje parę odskoczni od głównej historii oraz trochę sekretów/bonusów, grafika jest nawet dziś bardzo ładna a wykonanie cut-scenek może wprawić w zachwyt. Tylko co z tego, skoro z drugiej strony mamy irytujących i dziecinnych bohaterów z "rozbrykanym" Tidusem i głupiutką Yuną na czele, beznadziejny dubbing psujący doszczętnie resztki pozytywnych emocji, które by mogły popłynąć z cut-scenek, proste i niepotrzebnie się dłużące walki, dziury w fabule (lub też brak logiki w zachowaniu i dialogach postaci), dwuznaczne sceny (wypinanie tyłków, robienie obiektu pożądania z piętnastoletniej gówniary itp.) i inne tanie zagrywki. W jednej z wcześniejszych wypowiedzi porównałem FFX do Avatara. Akurat parę godzin temu obejrzałem ciekawą (zabawną, ale prawdziwą) recenzję filmu -

. I tak się składa, że wiele tanich chwytów, które autor wypomina Avatarowi zostały w podobny sposób zastosowane w dziesiątym Finalu - spora przykrywka i sztuczność dla tak naprawdę banalnych motywów, igranie z "emocjami" i podświadomością odbiorcy itp. Tak w dużym uproszczeniu. Obie produkcje na pewno nie są złe, ale jednak wiele ich elementów czyni je dalekimi od idealnego wizerunku wykreowanego przez media/recenzje/pierwsze wrażenie. Nie lubię po prostu kiedy dany twór próbuje udawać coś czym nie jest, lub gdy też robione z niego jest coś czym nie jest - jeśli to ma sens.

 

Tyle ode mnie na ten temat.

Edytowane przez Suavek
Odnośnik do komentarza

Przy Sphere Gridzie można na początku wybrać expert, a wtedy możemy dowolnie zacząć kreować postaci. Czyli Tidus nie musi zbierać standardowo dużo Agility i wszystkich czarów przyspieszających, Auron nie musi być na początku najsilniejszą postacią, Lulu nie musi specjalizować się w magii ofensywnej itd. Dla mnie ta siatka jest bardzo dobrym kreatorem postaci. Ktoś tam wspomniał, że pod koniec każdy może specjalizować się we wszystkich technikach i tak było praktycznie w każdym Finalu, poza np 9, gdzie z góry były narzucone profesje.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chodzi o walki to najwyraźniej się nie rozumiemy. Nie mam nic do częstotliwości starć. Bardziej zwracam uwagę na ich realizację i stawiane przez nie wyzwanie. W DDS i innych SMT wyzwanie było niemałe, często nawet wobec pozornie słabszych wrogów (jedno Mudo/Hama i po nas). Muzyka nie odrzucała (no może tylko w P3), a drużynę można było łatwo przygotować na każdą ewentualność. W FFX jest podobnie, a jednak inaczej. Walki nie stanowią wyzwania, przez co mogą się one dłużyć. Mozolna czynność, która w dodatku jest uprzykrzona koniecznością żonglowania drużyny. Co mam tutaj na myśli? Powiedzmy, że w drużynie mam Tidusa, Rikku i Aurona, a przeciwko mnie wyskakują magiczne glutki i jakieś latające dziwadła. Choć ich poziom jest tak żałośnie niski, że nic nie mogą mi zrobić, to ja nie mogę ich pokonać, gdyż glutki przyjmują małą ilość obrażeń, a latające dziwadła unikają ciosów. Wypada tym samym wysunąć do walki Lulu oraz Wakkę. Ci rozprawią się z wrogami, walka się zakończy i super. Idąc dalej natomiast wdajemy się w kolejną potyczkę, tym razem z jakimś opancerzonym żółwiem oraz zwinnym wilkiem. Mogę spróbować pokonać ich obecną drużyną, ale szybciej sprawę załatwię wracając do Aurona i Tidusa. Biorąc pod uwagę, że tak właśnie wygląda większość potyczek, a one same nie stanowią żadnego wyzwania, zwyczajnie odechciało mi się dalej grać, bo miałem wrażenie, że gra śmieje mi się w twarz a ja tracę tylko czas na te bzdury. Dynamiczne starcia przekształciły się w żmudne wydłużanie gry. Dodając do tego fakt, że wspomniana fabuła mnie osobiście odrzucała, nie czułem motywacji do kontynuacji "zabawy". Mój grymas, niech będzie, ale FFX zwyczajnie nie dał mi wystarczającego powodu aby iść dalej przez to wszystko.

 

Może by to było większym problemem, gdybyśmy przy zmianie postaci tracili turę, a tak nie przeszkadza. Przecież chcesz zmienić taką Lulu na Aurona, to Auron wskakuje w jej miejsce i od razu masz nim ruch, nie trzeba czekać. Mi akurat to w ogóle nie przeszkadzało.

Jedyne do czego mógłbym się przyczepić w tym systemie ze zmianą postaci to fakt, że trzeba nimi żonglować dość często, inaczej nie nabija AP tym, z których obecnie nie korzystamy. W tym przypadku może to trochę irytować.

Odnośnik do komentarza

Suavol, te " Twoje" 8+ z mojego poprzedniego posta wypadałoby uznać za literówkę. Oczywiście miało być minus. Zresztą, zdążyłem już skorygować ten błąd.

 

 

W tym momencie wypadałoby chyba zakończyć, bo jeszcze trochę i zacznie się lanie wody, a poza tym od czytania Suavkowych esejów zaczynają mnie boleć oczy (joke, tak naprawdę podobają mi się te posty, solidna argumentacja przede wszystkim). W każdym razie jesteśmy zgodni (przynajmniej w sferze obiektywizmu) co do tego, że FFX ani szczególnie nie powala, ani też nie jest jakimś średniakiem.

Odnośnik do komentarza
Sławek, a jaki wg ciebie system rozwoju jest lepszy od Sphere Grid?
Każdy, który nie wymaga ode mnie robienia tego co normalnie można zrobić szybciej lub automatycznie. Będę szczery, nie jestem dokładnie obeznany z trybem "expert", ale ten podstawowy to nic innego jak sztuczne wydłużanie gry. W normalnym RPG koniec potyczki wyglądałby tak - "You've leveled up! AG+2, SRT+1". W Final Fantasy X wygląda to natomiast tak - "Sphere-Level up! Now go to the menu screen, open the Sphere Grid, move your character to the next section, unlock AG+2 grid by using Speed Sphere, move to the next grid, repeat (...) but oh noes! You don't have a Power Sphere! Now go out and kill some more monsters so that you have enough. After that, continue the process for every other character". Ironizuję, fakt, ale tak mniej więcej wygląda ta cała siatka w moich oczach - przynajmniej przez większą jej część, kiedy to tak naprawdę poruszamy się po linii prostej przez większość czasu. Nie zaprzeczę, że opcja ta oferuje możliwość całkowitej zmiany profesji postaci, ale dzieje się to dużo później z reguły, co sami zaznaczyliście. Lepsze rozwiązanie oferował np. taki Digital Devil Saga. Normalne statystyki wzrastały automatycznie (w przypadku głównego bohatera sami je przyznawaliśmy wedle woli) a siatka zdolności była dla każdej postaci dostępna od samego początku, gdzie jedynie należało odblokować kolejne poziomy danego skilla aby zdobyć następne lub lepsze jego wersje. Ot przykład. Nie no, dobra, rozwiązanie FFX nie było tragiczne, ale podobnie jak random encountery było zbyt nużące i w wielu przypadkach zbędne.

 

Zwyrodnialec, jak już wspomniałem, żonglerka to nie problem w kwestii gry - to irytacja gracza w związku z jej częstotliwością i niskim poziomem przeciwników, których chciałoby się po prostu pozbyć jak najszybciej, a trzeba w tym celu dodatkowo żonglować drużyną. Jednym to przeszkadza, innym nie. Ja należę do tej pierwszej grupy niestety.

 

a poza tym od czytania Suavkowych esejów zaczynają mnie boleć oczy
Tu mi się nóż w kieszeni otworzył...
(joke, tak naprawdę podobają mi się te posty, solidna argumentacja przede wszystkim)
...ale za to masz piwo, zakładając, że to szczere.
  • Minusik 1
Odnośnik do komentarza
a poza tym od czytania Suavkowych esejów zaczynają mnie boleć oczy
Tu mi się nóż w kieszeni otworzył...
(joke, tak naprawdę podobają mi się te posty, solidna argumentacja przede wszystkim)
...ale za to masz piwo, zakładając, że to szczere.

Jak najbardziej szczere. Mogę się z Tobą nie zgadzać w wielu kwestiach, Ty sam możesz uznawać wiele z moich poglądów za popieprzonych i fanbojskich, ale to nie zmieni faktu, że Twoje zdanie szanuję, a jako usera nawet trochę lubię (nie ważne, że bez wzajemności ;] ). W temacie P3P jednak nieco mnie poniosło.

 

Ale widzę, że noża w kieszeni jeszcze nie zamknąłeś, więc póki co postaram się Ciebie nie denerwować.

Odnośnik do komentarza
  • 5 tygodni później...

Teraz przynajmniej, bez obawy o posądzenie o fanbojstwo mogę się z Tobą posprzeczać. :ninja:

 

 

Albo i nie, wszak z większością przedstawionych przez Ciebie rzeczy ciężko się nie zgodzić. Walki rzeczywiście są nazbyt banalne, postacie płytkie niczym kałuża, a sam gameplay momentami wpada w monotonię. Natomiast nie rozumiem krytyki na temat systemu rozwoju bohaterów - rozbudowana plansza w postaci Sphere Grid nawet jeżeli tylko daje złudzenie pełnej swobody, to i tak oferuje w tej materii znacznie więcej niż standardowy system z wielu innych jRPG. Najlepszym na to dowodem jest to, że bez większych problemów nawet z takiej Rikku można zrobić dopakowaną postać fizyczną, a z Tidusa speca od czarnej magii (chociaż zajmuje to trochę czasu). Inną wymienioną przez Ciebie kwestią jest design świata. Powołujesz się w tym momencie na nową trylogię Star Wars, stawiając tym samym w niekorzystnym świetle wykreowany przez Squaresoft świat Spiry. Też nie bardzo rozumiem dlaczego. Moim zdaniem zwiedzane tereny są świetne - zróżnicowane, klimatyczne, mające w sobie magię (vide Macalania Forest czy Zanakard Ruins), także całkiem spójne. Najlepiej na tym polu wypadają zwłaszcza wszelakie świątynie, których w grze nie brakuje. W końcu scenariusz. Nie genialny, ale zdecydowanie dobry. Postacie, wszechobecna cukierkowatość i okazjonalny fan service to jedno, ale wciągająca historia na czele ze świetnym wątkiem podróży na pierwszym planie to drugie. Twierdzisz, że nic Cię nie zaskoczyło. Na pewno? Osobiście finałowy twist z Tidusem uważam za jedną z najbardziej zaskakujących scen w jRPG w ogóle. Kult Yevona obalony, ład na Spirze przywrócony, wszyscy się weselą, 100% happy end...a jednak nie do końca. W życiu bym się czegoś takiego nie spodziewał po tej rzekomo totalnie dziecinnej opowiastce. W ogóle fabuła pomimo pewnych sporych zgrzytów trzyma dość porządny poziom - przede wszystkim mniej więcej trzyma się kupy, nieraz potrafi zadziwić oraz sprawić, żeby gracz przejął się losem cyfrowych postaci (nawet jeżeli są to tylko wkurzające dzieciaki), zawiera w sobie przyjemny ładunek emocjonalny, ma dobre tempo i trzyma w napięciu. A im dalej tym lepiej. Radziłbym więc Ci jednak Suavek spróbować się przemóc i w końcu skończyć tą przygodę należycie. Czytanie opisu fabuły z Wikipedii, to jednak nie to samo co aktywne uczestniczenie w tych wydarzeniach ;)

 

Generalnie tak jak dla Ciebie ocena "9" jest dla tej gry za wysoka, tak dla mnie "7" jest zdecydowanie zbyt niska. Mocna ósemka wydaje się być idealnym kompromisem, dla tak nierównego, ale jednocześnie całkiem dobrego tytułu.

 

SPOILERY KURFA, TO NIE WĄTEK O ANIME GDZIE TAK MOŻNA!!! Dzięki w cholerę <_<.

 

Chciałem napisać, że kupiłem sobie FFX, że wymieniłem się z bratem X360 za PS2 na jakiś czas specjalnie dla tej gry, że od przedwczoraj nabiłem 7h, że czuję się znowu jak gimber ciorając w tę grę i w ogóle jest świetnie. Ale mi się odechciało. Przestałem czytać po pierwszym spoilerze, no ale cholera jasna!

 

 

Będę szczery, nie jestem dokładnie obeznany z trybem "expert", ale ten podstawowy to nic innego jak sztuczne wydłużanie gry.

 

Duży, duży błąd! Pierwszy raz spróbowałem z tą siatką (no bo trzecie podejście to jednak już wypada nie brać najłatwiejszych opcji :rolleyes:) i jest zupełnie inaczej! Wszystkie postacie zaczynają blisko siebie i łatwo stosunkowo szybko z Tidusa zrobić czarnego maga a z Khimariego białego. Swoboda jest naprawdę spora. A jeśli chodzi o tą automatykę - właśnie to odróżnia Sphere Grid od wszystkiego innego - tutaj masz wybór. Możesz aktywować daną umiejętność, ale nie musisz. Możesz iść w stronę szybkiego wymachywacza mieczem, ale możesz równie dobrze inwestować w siłę czy magię. Dlatego +2ATK może równie dobrze być +200HP albo Learned Full Break :>.

 

Swoją drogą widzę, że na tym forum nadal znajduje się to co najbardziej swego czasu kochałem - długie dywagacje na temat gier na konsole. Ach, te wymiany zdań. Widzę tylko, że zmiana konsoli nie zrobiła dobrze mojemu postrzeganiu tego miejsca. A ja już myślałem, że forum straciło dawny smak, a wcale tak nie jest. Miło to wiedzieć. Jeszcze tu wrócę, zajdę tylko trochę dalej w grze :).

Edytowane przez raven_raven
Odnośnik do komentarza
Duży, duży błąd! Pierwszy raz spróbowałem z tą siatką (no bo trzecie podejście to jednak już wypada nie brać najłatwiejszych opcji :rolleyes:) i jest zupełnie inaczej! Wszystkie postacie zaczynają blisko siebie i łatwo stosunkowo szybko z Tidusa zrobić czarnego maga a z Khimariego białego. Swoboda jest naprawdę spora. A jeśli chodzi o tą automatykę - właśnie to odróżnia Sphere Grid od wszystkiego innego - tutaj masz wybór. Możesz aktywować daną umiejętność, ale nie musisz. Możesz iść w stronę szybkiego wymachywacza mieczem, ale możesz równie dobrze inwestować w siłę czy magię. Dlatego +2ATK może równie dobrze być +200HP albo Learned Full Break :>.

 

Tak jest kiedy grasz w wersji international.Normalnie po raz obranej ścieżce okazji do zboczenia z trasy jest bardzo mało, co jest z resztą nieopłacalne bo żeby dostać się do reszty pól trzeba przekfalifikować postać.W tm wypadku swoboda jest raczej pozorna....co nie zmienia faktu że dla mnie to wciąż najlepszy jRPG ever :)

szit.znowu popieprzyłem w cytatach :)

Edytowane przez Kazub
Odnośnik do komentarza

SPOILERY KURFA, TO NIE WĄTEK O ANIME GDZIE TAK MOŻNA!!! Dzięki w cholerę <_<.

Sorry wielkie, ale po części sam też jesteś sobie winien, bo raz że wchodzisz do tematu o grze, która swoją premierę miała już naprawdę szmat czasu temu i wałkowana była na tym forum już z miliard razy (więc nie każdy baczy na spoilery), dwa że spokojnie mogłeś sobie odpuścić czytanie posta już po tym kawałku:

W końcu scenariusz. Nie genialny, ale zdecydowanie dobry. Postacie, wszechobecna cukierkowatość i okazjonalny fan service to jedno, ale wciągająca historia na czele ze świetnym wątkiem podróży na pierwszym planie to drugie. Twierdzisz, że nic Cię nie zaskoczyło. Na pewno?

(dało się domyślić, że zaraz pojawi się jakiś konkret, ale uparcie brnąłeś dalej)

 

a trzy, to nie...przesadzaj, bo tak naprawdę pominąłem najistotniejszą rzecz, a poza tym takich mocnych akcji FFX ma w zanadrzu sporo, więc mimo wszystko nieraz jeszcze kopara Ci opadnie. Ale tak czy siak postaram się bardziej uważać na te spoilery, jeszcze raz sorry.

Edytowane przez Kazuo
Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc temu...
Jestem prawie pewny, że całą masę podobnych głupot dałoby się wychwycić w co drugim japońskim erpegu.
A pewnie. Nawet nie tylko japońskim. Sęk w tym, że w FFX nic nie trzeba wychwytywać - takie absurdy jak tutaj to same się rzucają w oczy co 10 sekund.
Jakkolwiek jednak głupawa i miejscami nielogiczna byłaby fabuła FFX
Przez "miejscami" masz na myśli "przez większość czasu"?
tak epickości i "wciągalności" nie sposób jej odmówić
Sposób. "Epickość" to o tyle kiepskie pojęcie, że przypisać je można wszystkiemu co _stara_ się być poważniejsze, ale wcale nie oznacza to, że jest udane. Po dodaniu odpowiedniej muzyczki i dramaturgii zwykły pobyt na kibelku może być "epicki".

 

Co do "wciągalności", zarówno system jak i (szczególnie) fabuła nie wciągnęły mnie na tyle aby zmobilizować do dokończenia gry (choć byłem już pod jej koniec). I to w okresie kiedy bardzo, albo to bardzo chciałem FFX lubić. Magia tytułu jednak prysła - dziesiąty final to jeden z najbardziej przereklamowanych produktów ostatniej dekady.

 

 

Tak, tak, wiem, "IMO" oczywiście...

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...