SlimShady

Pomidory są chuja warte. Meta bardziej wiarygodny, przynajmniej w temacie filmów/seriali. No i ta ocena od ludzi, to jest mniej więcej, to co wyżej, jest ok, ale za GOAT-a 7 generacji, który jest samograjem, bo praktycznie nic nie musisz dokładać, tylko niczego nie zjebać, to trochę kiepsko. The Last of Us - Metacritic

Nie powiedziałbym, że ma większy potencjał od The Evil Within.

Wypisz, wymaluj jego ulubiony Kojima:

Kontynuacja jedyne czego potrzebuje, to poprawienia aspektu skradankowego(bo walka się zgadza, przynajmniej na hardzie), no i przydałaby się garść waszych ulubionych, FILMOWYCH, oskryptowanych misji, bo to tutaj widać najwięcej oszczędności, ale jak mają pewną bazę, to może podkręcą temat. Sam motyw burzy, sztormów, które miały wtedy miejsce, nie został należycie wykorzystany, ale najazdy były dwa, więc na pewno nie do trzech razy sztuka.

Te pudełka, to przecież na jesień dopiero wyjdą, chyba, że liczą w preorderach.

Grzybi mógłby wtedy coś skrobnąć, a tytuł speciala brzmiałby - jakże dojrzale - "Komputerowe C(h)ipy".

Niestety nie tyczy się to tylko plusa.

Powiem ci, że niekoniecznie byłoby tak, że jeden miałby ponad 60 szlemów, bo oni grali i grają tak długo, tylko dlatego, że walczyli ze sobą o nieśmiertelność i dziedzictwo. Wzajemnie się napędzali przez te wszystkie lata, jakby tutaj był jeden z nich, to podejrzewam, że 30 lat i powiedziałby dosyć, tak jak to zawsze było w tej dyscyplinie.

Z Argentyny porównałbym go do mojego ulubionego Marszczerano.

Wbrew pozorom, nikt nam nie może zarzucić, że jesteśmy gruchofobami.

Dokładnie to, te określenie zostało zdewaluowane i przeinaczone w ostatnich latach. Powiedzmy, że tolerowanie(z ciężkim sercem) gruchy w newsach, to nie to samo, co akceptacja.

Wyrzeknij się, albo zamilknij na wieki.

To była dobra rzecz, ale zabrakło jakiejś większej dynamiki i bardziej odjechanych motywów(może nitro, bardziej zakręcone trasy?). Sama destrukcja pojazdów i fizyka, to trochę za mało.

Chłop kurwa dał walkowera w QF RG, żeby zrobić sobie operacje kolana, trzy tygodnie później robi finał Wimbledonu, a za dwa następne tygodnie zaczyna igrzyska olimpijskie i zgarnia złoto i dopełnia swoją historię, i w zasadzie spokojnie może już kończyć karierę, bo jest całkowicie spełniony. Stary djokovica:

Ależ napierdalnka w finale.

Wykurwisty mecz, serbski zbrodniarz jak ogarnie, to w zasadzie ma wszystko, co istotne, ewentualnie jeszcze jeden szlem, żeby z 24 wjechać na 25 szlemów i samemu przodować przed Margaret Court.

W pewnym sensie Alan Wake taki był.

No to są odklejeńcami, ale nie oni pierwsi i nie ostatni. Jest od groma gier, które się elegancko sprzedały, zarobiły na siebie, ale nagle wydawcy udają, że wielkie rozczarowanie, bo nie poszło w chorych ilościach. Nostalgia do OG trylogii i spory odstęp czasowy po masie crapów też miał swój wpływ na ten wynik, więc średnio uczciwe zestawianie.

Nie będzie najlepiej, bo piątka moich nieistniejących dzieci dostała astmy od niego, i dzisiaj nie istnieją jeszcze bardziej.

Pamiętasz jak było za 10 zika, zrobiliście na 12 i ludzie musieli się obejść bez jogurtu? Spokojnie z tymi podwyżkami.

Za szybko na takie dywagacje, on tych szlemów też jakoś lekko nie zgarnia, dużo 5 setówek(w których wymiata), i meczy na żyletki - przy właśnie - braku konkurencji.

Straszny film niby był dla beki, a stał się tym czym idiokracja:

To jest forma dopingu tak jak swego czasu plastry na nos z bravo sport.

Ironią losu jest, że to on został wyczytany przy okazji ostatniej pseudoafery.