Treść opublikowana przez Jukka Sarasti
-
PlayStation Plus (PS+ Collection, PS+ Premium)
Tak, najlepiej tę grę opisuje połączenie Bloodborne i Sekiro.
-
Xbox Series - komentarze i inne rozmowy
Czoperrr chyba ironizował, ale generalnie zgoda - trzymam w domu parę past genów i rotuję nimi pod TV, natomiast ogólnie najbardziej lubię swoją obecną pecetową wygodę, gdzie ląduje i tak praktycznie wszystko z PS/Xboxa. I naprawdę nie chce mi się kupować Switcha 2 i zawalać nim miejsca, choć pewnie to zrobię przy wersji OLED jak powychodzą ciekawe dla mnie exy.
-
Fire Emblem: Three Houses
Skończyłem wczoraj route Dymitra, ale nie będę pisał wrażeń z gry w temacie o ostatnio ukończonych tytułach z jednego powodu - to zaledwie skrawek fabuły i na razie tak naprawdę np. większej ilości wiedzy o głównym bohaterze czy wydarzeniach doprowadzających do historii przedstawionej na ekranie nie mam. 33h na liczniku, a z kolejnymi ścieżkami wpadnie sporo więcej - świetna gra. Zrobię sobie chwilę przerwy na inną gierkę i lecę tym razem z historyjką Edelgard - szkoda tylko, że fabuła rozgałęzia się dopiero po 11-12 chapterach. Jest to niby konstrukcyjnie zrozumiałe - trzeba obyć się z nowymi podopiecznymi, mają osobne questy poboczne itp. - ale trochę nie chce mi się tłuc od razu tych samych głównych misji i wolałbym, żeby rozgałęzienie następowało jednak ciut wcześniej. Poza tym kozak giera, być moją ulubioną z ogranych do tej pory na Switchu (na ten moment ten tytuł dzierży Astral Chain).
-
własnie ukonczyłem...
Dzięki!
-
własnie ukonczyłem...
Chętnie - rozgryzę tylko jeszcze jak podpiąć X360 do internetu w nowym mieszkaniu (z tego co widzę, nie tylko ja mam problem z podpięciem tego sprzętu do sieci 5G) i można zacząć coś planować :)
-
Boomer Horror - hidden gemy & niszowe horrory
Heartworm na SteamHeartworm na SteamPrzestąp próg i wkrocz do świata zrodzonego ze wspomnień. Broń się za pomocą aparatu fotograficznego i rozwiązuj zagadki śmierci w grze łączącej statyczne ujęcia z widokiem znad ramienia, stanowiąc... Wychodzi w czwartek, z grubsza to horror z PSX + Fatal Frame.
-
własnie ukonczyłem...
Wczoraj wieczorem zakończyłem bardzo przyjemny powrót do przeszłości w postaci Gears of War 2. Druga część Gearsów jest moją ulubioną, więc miło było wrócić do krwawej wersji zabawy w (po)chowanego, zwłaszcza, że twórcom udało się zrobić bardzo zróżnicowaną kampanię. O fabule raczej nie ma co dużo pisać - Marcus sieje pożogę, Dominic szuka żony, zaczyna wyłaniać się niepokojąca prawda o tym, kim tak naprawdę jest Szarańcza, no i ogólnie dużo się z tej okazji strzela. Bardzo dużo. Gearsy odpowiadają za popularyzację systemu osłon i swego czasu TPSów jadących na tym patencie była cała masa, więc raczej nie ma sensu opisywać jak w to się gra na podstawowym poziomie. Kryjemy się za osłonami, szukamy okazji do oflankowania przeciwnika i staramy się uchwycić takie momenty na wychylanie zza osłon, aby ostrzelać szarych brzydali i jednocześnie nie dać się samemu zbyt często trafiać. Ogólnie to ten schemat zabawy, zwłaszcza uwzględniając gąbczastość przeciwników, mógłby się nieco nudzić, ale twórcy wiedzieli, co robią i bardzo urozmaicili rozgrywkę. Sporo sobie oczywiście postrzelamy zza osłon, ale żebyśmy się nie nudzili, to pobawimy się w trakcie miotaczami ognia, snajperkami czy minigunami. A tak w ogóle to przecież i tę zabawę można nieco dopakować, więc mamy chociażby misje, gdzie osłony są ruchome i musimy przełączać dźwignie, aby zapewnić sobie takie zabezpieczenie lub dla odmiany odebrać je przeciwnikom. Albo sobie poobsługujemy różne pojazdy. Albo powalczymy z bossami. Albo znajdziemy się we wnętrzu wielkiego robaka. Albo rozegramy niemalże horrorową misję w opuszczonym ośrodku badawczym. Tym, co działa te kilkanaście lat od premiery (staro się poczułem pamiętając, kiedy grałem w Gearsy po raz pierwszy) jest właśnie bardzo mądrze skonstruowana kampania. Strzelanie do odpornych wrogów przez 9-10 godzin może po prostu zamulać, ale jeśli przecinają je misje innego typu czy na poszczególnych mapach są pewne drobne twisty w formule, to człowiek zwyczajnie się nie nudzi. A że gra nawet dziś fajnie wygląda i soczyście brzmi, to wraca się do niej tym lepiej. Ogólnie to ten tytuł wcale się nie zestarzał, więc jeżeli lubicie formułę cover shooterów, to wiele lepiej trafić nie możecie. Ja z tego nurtu lubię bardziej jedynie dwie gry, które bym sobie chętnie odświeżył w tym roku - Max Payne 3 i Vanquish, ale też dlatego, że mocno odchodzą one typowego tempa chowanek-strzelanek i dobrze trafiają w moje gierkowe ADHD. Tak czy siak polecam sobie ograć lub odświeżyć przygody Pudzianów z karabinami - pewnie w tym roku wrócę sobie jeszcze do trójki.
-
Clive Barker's Hellraiser: Revival
Na pociechę za psi pieniądz można kupić bardzo dobre wcześniejsze Undying, również podpisane jego nazwiskiem.
- Boomer Horror - hidden gemy & niszowe horrory
-
Retro handheldy do emulacji
Wszystko zależy tylko i wyłącznie od gry - sam nie tak dawno temu odpaliłem sobie TR: Legend, nie taką znowu starą grę, i po początku w Kolumbii uznałem, że nie chce mi się w to obecnie ani trochę grać. Z drugiej strony natomiast gram sobie obecnie w Thiefa z 1998 r. i bawię się doskonale - jedynie wgrałem sobie paczkę HD tekstur. Link to the Past też w tym roku przeszedłem i było fajnie.
-
Fire Emblem: Three Houses
Gram przenośnie i czcionka jest dla mnie w pełni okej.
-
Fire Emblem: Three Houses
Gram sobie w to "Three Houses" i sam jestem zdziwiony, jak bardzo mi siadło. Z FE mam znikome doświadczenia - za dzieciaka grałem w jakieś z GBA, ale nie skończyłem oraz próbowałem "Genealogy of the Holy War" na SNES, które to mnie wyjaśniało jak cholera (też było to w wieku wczesnonastoletnim, więc czuję wstyd tylko trochę). Do tego obawiałem się trochę zabawy w akademię, a wychodzi na to, że póki co (jestem po "Battle of the Eagle and Lion") bawię się doskonale. Bitwy na normalu może nie są jakieś wymagające, ale też nie mam teraz ochoty na jakąś trudną grę, a i tak miło się kombinuje, jak je rozegrać, aby doexpić słabszych bohaterów i nikogo nie stracić. Za to element szkolny ma dla mnie tylko jedną mieliznę - te segmenty, kiedy wybiera się opcję "Explore" i łazi po monastyrze. Czasem niestety trzeba je odhaczyć i zwyczajnie pogadanie ze wszystkimi jest zwyczajnie zbyt długie. Poza tym cymesik i w dodatku postacie (mam sztamę z Dymitrem) są zaskakująco sympatyczne. Ależ to jest sztosik.
-
RoboCop: Rogue City
Bardzo miła gra - w zamierzony sposób toporna, maszeruje się klocowatym cyberkozakiem i taranuje wszystko niczym czołg (o ile wcześniej nie urwie się głowy czy kończyny pociskami). Za taką cenę szkoda nie wziąć i nie spróbować - dobrze wspominam ten tytuł, choć zdecydowanie preferuję szybsze FPSy.
-
Pochwal się...
-
Ghost of Yōtei
Żadnego wow nie stwierdzono, bo i sequel wygląda na zrobiony po linii "więcej i lepiej". Liczę, że bronie będą faktycznie powodowały jakieś większe różnice w gameplayu, a nie są jedynie formą reskinu systemu postaw. Na pewno nie śpieszy mi się po tym trailerze, żeby w to zagrać, ale skoro przy jedynce miło spędziłem czas, to i Ghost of Yotei ogram mając pewnie z tego sporo frajdy.
-
Właśnie zacząłem...
Od okolic września zaczyna się gorący okres w mojej robocie, więc uznałem, że pora rozprawić się z paroma większymi pod względem długości rozgrywki tytułami: Ostatnie posty na forumku mi przypomniały, że przecież mam na Switcha nieodpalone trzy Fire Emblemy, więc pora nadrobić wstydliwą zaległość. Tu pograłem z 3-4 godziny, trafiłem do pewnej kopalni i... póki co średnio mi robi, nie umiem się jakoś na razie w ten tytuł w pełni wciągnąć, co nieco dziwi, bo bardzo dobrze wspominam GoWa z 2018 ogrywanego na premierę. Chyba po prostu za dużo tu gadają nawet jak na mój gust, a przecież uwielbiam RPG z toną tekstu ;) A to do grania po misji-dwie w piątkowe późne wieczory. Absolutnie kocham tę grę i wróciłem do niej po wielu latach - optymalna konfiguracja to ciemny pokój, słuchawki na uszach i brak myśli, że rano trzeba wstawać do roboty, więc delektuję się nią w trybie weekendowym.
-
własnie ukonczyłem...
Po ponad 60 godzinach ukończyłem Rogue Tradera, robiąc przy okazji większość zawartości pobocznej. Na pewno tego czasu nie żałuję - zaznaczę tę kwestię już na początku. Bardzo dobrze się bawiłem i mogę ten tytuł polecić każdemu miłośnikowi zachodniej szkoły izometrycznych RPG, jednocześnie jednak gra miała kilka wad i na pewno nigdy nie kupię gry Owlcat na premierę. Do tego za chwilę dojdziemy, pora zarysować, z czymże mamy do czynienia. Tytułowy "rogue trader" w bliżej mi dotychczas nieznanym uniwersum Warhammera 40k to ktoś na przecięciu szlachcica i podróżnika, kto na mocy glejtu wydanego przez Boga Imperatora ma pewne szczególne uprawnienia. A uprawnienia te służą eksploracji kosmosu w poszukiwaniu wszystkiego, co może być wartościowe dla Imperium ludzkości poza znanymi jej granicami wszechświata. Skutkiem tego nasz obieżyświat raz trafi na ludzką kolonię, która dziesiątki tysięcy lat temu straciła kontakt z resztą cywilizacji, innym razem na pozostałości po obcych, a jeszcze innym razem może natrafić na dryfujący w kosmosie statek, gdzie cybernetyczni mnisi oddali się we władanie siłom Chaosu. No nie da się ukryć, potrzeba do tej roboty dobrej polisy ubezpieczeniowej. Największą siłą Rogue Tradera jest świat i fabuła. Uniwersum Warhammera charakteryzuje przerysowanie w swoim mroku - dosyć powiedzieć, że ludzkość reprezentują cybermnisi gardzący ludzkim ciałem, kosmiczne SS w postaci space marines czy inkwizycja, przy której Torquemada był człowiekiem w swoich działaniach powściągliwym i umiarkowanym. Tyle, że reszta ekipy i tak jest gorsza, by wymienić tylko sadystycznych kosmitów czy demoniczne siły chaosu, które mutują ciała swoich wyznawców i składają regularnie hekatomby, a za pomocą spaczonych jednostek infiltrują społeczeństwo. W tejże niemiłej rzeczywistości na skutek mało przyjemnych wydarzeń zostajemy kolejnym spadkobiercą tytułu i musimy poradzić sobie z wieloma problemami - kultem chaosu, obcymi czy zarządzaniem swoim królestwem. A na drodze ku osiągnięciu celów wesprze nas cała gama postaci reprezentujących różne aspekty uniwersum jak chociażby wierny nam wasal rodu, fanatyczna kosmiczna komandoska, zmutowana nawigatorka czy cybermnich. Postaci możliwych do zrekrutowania jest całkiem sporo i wszystkie są dobrze napisane, wraz z sensownymi questami. Ogólnie pisarstwo wypada w tej grze bardzo na plus - questy poboczne zrealizowano bardzo fajnie, do tego nasze wybory faktycznie wpływają na pewne aspekty gry i często dosięgają nas stosunkowo późno od ich podjęcia, więc nie ma miejsca na zabawę we wczytywanie gry po danym wydarzeniu i sprawdzanie pozostałych konsekwencji. Główna fabuła również wypada całkiem nieźle, poszczególne rozdziały są dosyć zróżnicowane (tradycyjnie moim ulubionym był drugi jako najbardziej otwarty - należę do osób, które w każdym Baldur's Gate najbardziej lubiły rozdział skupiony wokół tytułowego miasta), choć paradoksalnie ciekawsze były wątki poboczne. Główna historia również jest warta śledzenia, ake jednak mocno brakowało jej jakiegoś dobrego antagonisty, a ostatni rozdział wydawał się być najsłabiej związany z całą historią - niby wieńczył pewne wątki, ale gra lepiej wypadłaby, gdyby pewne wydarzenia z finału zaczęły mieć swoje zwiastuny już wcześniej. A jak w to się gra? Ano eksplorujemy sobie uniwersum, łazimy po planetach (lub innych obiektach), sporo gadamy, gdzie przydają się zdolności pasywne i sporo walczymy. Walka to dosyć klasyczna turówka. Rozmieszczamy naszą ekipę po mapie, dbając zwłaszcza o to, aby mieli wrogów w zasięgu i w miarę możliwości kryli się za jakąś osłoną, no i siejemy pożogę. Mamy do dyspozycji kilka klas postaci o zróżnicowanym charakterze - zasadniczo można podzielić archetypy na tych, którzy zadają obrażenia z bliska, tych, którzy walczą na dystans, a także czarodziejów (tu fajny patent - każde użycie magii narusza osnowę rzeczywistości, więc dochodzi do sytuacji, kiedy nadmierne używanie magii przywołuje na pole bitwy wrogie nam demony lub powoduje inne efekty uboczne) i postacie wspierające. Do tego sporą rolę, zwłaszcza przy bossach, odgrywa rzucanie debuffów. Większość umiejętności ma charakter pasywny, a najbardziej przydatne z mojej perspektywy wiązały się z overwatchem (postać kontruje każdego przeciwnika, który ją zaatakuje w swojej turze) i dodatkowymi ruchami/turami - nic lepiej nie czyściło pola bitwy niż kombosy sprawiające, że jakaś silna postać oddawała w swojej turze atak, potem jeszcze parę, a potem jeszcze kilka. Niestety gra ma też szereg wad - pierwsza wiąże się właśnie z przydługimi walkami pod koniec gry. Przeciwników bywa cała masa i nawet jeżeli nie są mocni (ani nas nie ranią, ani nie wytrzymują więcej, niż jednego naszego ataku), to marnujemy czas na ich ubijanie. Do tego gra lubuje mniej więcej od końca czwartego rozdziału w sztucznym przedłużaniu potyczek - wrogowie, którym trzeba zdjąć tarczę, wrogowie, którzy po zabiciu przechodzą w stan wstrzymania i trzeba i tak ich dobić i tak dalej. Druga wada dotyczy systemu podróży w grze - bez punktów nawigatorskich nie możemy płynnie skakać po mapie galaktyki. Musimy iść ścieżka po ścieżce między poszczególnymi systemami, czemu często towarzyszą upierdliwe losowe walki - szlag mnie trafiał, gdy próbując dostać się na drugi koniec mapy trzeci raz musiałem ubić tych samych łatwych wrogów. Trochę to zniechęca do eksploracji, a szkoda, bo można znaleźć sporo fajnych pobocznych lokacji, które nie są częściami questów, a niosą fajne dodatkowe historyjki (np. dryfujący w kosmosie statek rodem z Event Horizon). Bitwy kosmiczne również nieco zamulają, ale jest ich na szczęście mało. Za to wątki związane z zarządzaniem naszymi planetami nie są upierdliwe - ot, planujemy, co chcemy zbudować i w dialogach/fragmentach rodem z gier paragrafowych rozwiązujemy zastałe na nich trudne sytuacje). Tym co najbardziej drażniło było jednak zabugowanie - ta gra ma prawie dwa lata, a zwłaszcza po ostatnim DLC dalej odwala miejscami straszny cyrk. Mniej upierdliwe rzeczy? Kursor, który się blokuje i nie pozwala podjąć akcji. Bardziej? Tu się robi wesoło - zdarzało mi się, że nie mogłem zapisać gry, ponieważ gra uznawała, że mam za mało miejsca na dysku (miałem wolne raptem 200 giga). W trzecim akcie myślałem, że utknąłem na amen, bo po wygraniu walki gra przywołała na arenę NPCów, którzy wykonywali swoje ruchy (tak naprawdę stali w miejscu) przez 70 tur. Innym razem gra uznała, że po prostu mi się nie wczyta po lądowaniu na planecie. Jeszcze kiedy indziej gra uznała, że chyba za dobrze mi się idzie, bo nie mogłem atakować w swoich turach. To nie są pojedyncze przypadki - to codzienność. Kończąc zaś wątek techniczny, to grafika jest po prostu okej i raczej nikt tu cudów nie oczekiwał. Muzyka wypada dobrze, choć mogłoby być jej więcej. Voice acting za to - tam gdzie się pojawia - wypada bardzo dobrze. No i jakby tego Rogue Tradera podsumować... To gra bardzo odpowiadająca mojemu gustowi i mocno mnie wciągnęła. Nie zmienia to jednak faktu, że ma swoje wady, których warto mieć świadomość porywając się na tak długi tytuł - moja odporność na techniczny paździerz chwilami była wystawiana na próbę. Z drugiej jednak strony ani razu nie myślałem o porzuceniu tego tytułu, bo po prostu bardzo chciałem wiedzieć, jak potoczy się historia naszego eksploratora. Na Dark Heresy od Owlcat czekam, ale też jak pisałem - nie ma opcji, że to szybko kupię.
-
Xbox Series - komentarze i inne rozmowy
Mówisz o braku animacji dla stealth killa? Czy może o grę-usługę wbrew intencji zespołu? As morale within the studio started to tank, many employees left and among those who remained, some were secretly hoping that Microsoft acquiring Bethesda would mark a new beginning. “The acquisition gave some staff at Arkane hope that Microsoft might cancel Redfall or, better yet, let them reboot it as a single-player game, according to sources familiar with the production. Instead, Microsoft maintained a hands-off approach,” explained Schreier. Thurrott.comNew Report Details Why Xbox Exclusive Redfall Had a Disas...A new report explains why Redfall, the latest Xbox exclusive game from Arkane Studios ended up as one of the worst-reviewed games of the year. Czy może fakt pustego świata, głupich przeciwników i bugi świadczą dla Ciebie o tym, że gra nie miała zrushowanego startu? :)
-
Xbox Series - komentarze i inne rozmowy
Owszem, gra powstała jeszcze pod starą Bethesdą, ale po przejściu do MS zespół prosił MS, żeby pozwolił im przerobić tę grę, bo nie chcieli iść w kierunku multi. MS się nie zgodził, bo chciał grę usługę, no i wymusił launch zanim gra była faktycznie gotowa, przez co na premierę były kwiatki takie jak chociażby brak animacji stealth killi.
-
Xbox Series - komentarze i inne rozmowy
Tak, być może mało precyzyjnie wyraziłem się w swoim poście - obawiam się, że AL źle skończy szczególnie uwzględniając podobno zaoranego Blade'a, a drugie Arcane już zostało zaorane geniuszem MSu, co tym bardziej podbija obawy.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Owszem, "28 dni później" zaczęło się od zarażenia ekstremalną wersją wścieklizny od małpek w laboratorium. Jak to portretowano i czy w jakiś sposób retconowano w kolejnych filmach - nie wiem.
-
Xbox Series - komentarze i inne rozmowy
Takiego końca, patrząc na cykl produkcyjny, się dla Everwild spodziewałem. Zaskoczyło mnie za to skasowanie Peefect Dark chwilę po pokazaniu i prężeniu muskułów, kogo to nie ściągnęli do studia od tej gierki. Najbardziej obawiam się, że anihilują Arcane lub zagonią do skórek do CoD, zwłaszcza, że to jaką grą okazał się być Redfall jest w dużej mierze winą MS.
-
własnie ukonczyłem...
Mam jakąś dziwną słabość do metroidvanii i ich, obiektywnie rzecz ujmując, przesyt na rynku wcale mi nie przeszkadza - ot, zawsze zostanie coś na gorsze czasy (abstrahując od tego, że wychodzi tego tyle, że mógłbym przez cały rok grać tylko w nowe metroidvanie i bym wszystkiego nie przeszedł). Poza tym lubię na przegryzienie między innymi grami wrzucić jakąś nieco krótszą gierkę tego typu. I takim tytułem jest Touhou Luna Nights. Gierka rozgrywa się w uniwersum Touhou Project, o którym wiem tyle co nic, a i gra nie robi szczególnie dużo, żeby wyjaśnić, kto zaczął i kim są te postacie. Zaczynamy więc sobie anime pokojówką wrzuconą do jakiegoś świata-symulacji, co chwilę spotykamy postacie z uniwersum i śmigamy przed siebie w ramach przygody mającej jakiejś 5 godzin. Naszą bohaterkę wyróżnia używana broń - noże rzucane w dużej ilości - i zdolność do manipulowania czasem. Na początku może więc go trochę spowolnić, a później także zatrzymywać czy używać rzucanych noży jako np. schodów. Wokół zabaw z czasem zresztą głównie wiąże się walka, której nie brakuje, obok dosyć prostego platformingu. Noże zużywają manę. Można ją jednak odzyskiwać na dwa sposoby. Pierwszy to zatrzymanie czasu i przebiegnięcie blisko przeciwnika - zresztą po zatrzymaniu czasu nasze ataki nie zabierają many, tylko czas, przez który możemy zamrażać świat. Drugi sposób to ocieranie się o przeciwników i pociski - wychodząc bardzo kontaktowo, ale jednak w nich nie wpadając możemy ściągnąć z nich zarówno manę, jak i trochę HP. Swoją drogą widziałem kiedyś taki film, w którym skąpo odziana pokojówka najpierw też się ociera, a potem... a dobra, nieważne. Tym samym walka opiera się na balansowaniu zasobów, używaniu stop klatki, aby nie wyłapać ataków (a czasem, chyba w nawiązaniu do uniwersum serii i gierek, od którego się rozpoczęło, intensywność zwłaszcza u bossów budzi skojarzenia z bullet hellami) i sianiu spustoszenia nożami oraz atakami specjalnymi. Do tego, żeby było trochę różnorodności, zarówno jeżeli chodzi o elementy okołoplatformowe, jak i wrogów, niektóre obiekty poruszają się mimo zatrzymania czasu, inne tylko w tym trybie, a jeszcze inne np. ruszają wtedy w inną stronę. To nie jest długa gra, ale twórcy zadbali, żeby i tak nie zamulała. Oprawa to bardzo ładne i urocze 2D - zresztą odpowiedzialne za grę Ladybug znane też z innych metroidvanii wie, jak robić gierki miłe dla oczu. Muzyczka też jest spoko, choć mogłoby być jej ciut więcej. Technicznie gra na Steam Decku wypada bardzo fajnie, choć odpalając ją kilka lat temu na PC długo nie pograłem, bo miałem jakiś problem techniczny, już nie pamiętam jaki. Jakieś zarzuty? Na upartego zwykli przeciwnicy są mało zróżnicowani (ale ponownie, to gierka, którą da się ograć w jeden dzień), a gra miewa dziwne skoki poziomu trudności - przez 80% czasu jest banalna, ale niektóre sekwencje ładnie podbijały mi ciśnienie. Nie będę Wam wmawiał, że oto arcydzieło, na którym świat się nie poznał. Niemniej jednak to kawał bardzo sympatycznej gry, która ma w swoim obrębie parę wyróżników (motywy związane z czasem - niby Timespinner też robił to jako metroidvania, ale to gorsza gra od omawianej) i warto dać jej szansę, jeżeli lubicie ten typ zabawy. Ja ją kiedyś kupiłem za grosze, jest też albo była w GP - i była to dobra inwestycja.
-
Cyfrowe zakupy growe!
Niby miałem nic nie brać, ale dostałem dzisiaj ładną podwyżkę w pracy, więc uznałem, że chociaż symbolicznie sobie poświętuję w tradycyjny dla siebie sposób. Tym samym odstrzeliłem większość wishlisty z GOG w cenie przyzwoitego dania w restauracji. Jestem backlogowym hipokrytą :(
-
Cyfrowe zakupy growe!
Z jednej strony bym z łatwością znalazł sporo fajnych rzeczy, ale z drugiej rok temu obiecałem sobie, że ograniczam kupowanie na zapas, bo potem rzeczy leżą długo nieograne, a wskakuje kolejne 10.