Skocz do zawartości

Nowe filmy - co polecacie??


epl

Rekomendowane odpowiedzi

Skąd taki wniosek ? Nigdzie nie napisałem, że to jedyna jego dobra rola, jedna z lepszych, ale były lepsze, o wiele lepsze, chociażby Fight Club Finchera, którego nawet nie ma co porównywać do twórczości Ritchie'ego.

 

Żeby nie było :

 

Che Part 1 - Dobry film. Nie wytknę całego tego wybielania historii, bo w końcu to na podstawie książki napisanej przez Guevare i nie mam też na tyle dokładnej historycznej wiedzy z przebiegu rewolucji na Kubie, ale jako film strasznie mi się spodobał. Pokazuje też tych rewolucjonistów jako zwykłych ludzi, można powiedzieć, że oderwanych od pługa siłą, a tą siłą była rewolucja. Jeśli ktoś liczy na powtórkę z Rambo IV to się zdziwi. Choć sceny batalistyczne są nieźle zrobione to film skupia się raczej na całej drodze Che i rewolucji w górę wyspy pokazując inną stronę tego przedsięwzięcia, nie tylko wybuchy i strzały. I tradycyjnie, zabawa w cyferki : 8+/10

 

Już nie mogę się doczekać seansu z Part 2. W ogóle ku.rwa co to za zabieg, żeby rozcinać taki film na dwa party ? Czułem się jakbym obejrzał jakiś Mini-series w tv, a nie pełnoprawny film.

 

EDIT :

 

Revolver to w ogóle chyba film nakręcony korespondencyjnie z ekipą. Strasznie na nim się zawiodłem, nie miał kompletnie nic z klimatu poprzednich produkcji. To już RocknRolla bardziej mi się podobała.

Edytowane przez Osaka
Odnośnik do komentarza
Skąd taki wniosek ? Nigdzie nie napisałem, że to jedyna jego dobra rola, jedna z lepszych, ale były lepsze, o wiele lepsze, chociażby Fight Club Finchera, którego nawet nie ma co porównywać do twórczości Ritchie'ego.
No nie wiem, tak odczytałem te "nawet". "Nawet Pitt zagrał dobrze" sam przyznasz, że brzmi jakby to było coś niecodziennego ;]

 

Odnośnik do komentarza

O Fight Clubie też napisał jakby jakby był gorszy od filmów Ritchie'ego.

 

No własnie przed chwilą widziałem rocknrolla i sam nie wiem. Z jednej strony film praktycznie bez fabuły, odcinanie kuponów po Przekrecie i Porachunkach. Wszystko zrealizowane jak poprzednie jego filmy. W 100%. Twist na koncu, gangsterska komedia, narrator itp. Z drugiej zaś strony było kilka fajnych dialogow, motywów i akcji. Nie załuje 2 godzin.

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Żebym samego siebie musiał cytować. O ile Kmiota rozumiem, bo rzeczywiście można było tak odczytać moją wypowiedź o Pittcie to Ciebie już nie bardzo, bo słów

 

ale były lepsze, o wiele lepsze, chociażby Fight Club Finchera, którego nawet nie ma co porównywać do twórczości Ritchie'ego.

 

Nie da się raczej inaczej odczytać.

 

Pride & Glory - Trochę się wynudziłem. Obejrzałem ze względu na Nortona, a w końcu się okazało, że to nic specjalnego. Colina nie znoszę i tutaj pomimo niezłej roli też mnie irytował, jedyny film z jego udziałem który ostatnio mi podszedł to "In Bruges" z zeszłego roku. Historia w sumie dość oklepana, żadnych większych zaskakujących zwrotów, a dopiero pod koniec akcja się rozkręca. Zauważyłem też, że chcieli go chyba nakręcić trochę w stylu dokumentu i nawet nieźle to wyszło (sceny w samochodzie, na miejscu zbrodni etc.). Nie był na tyle zły, żeby żałował, że go obejrzałem, ale nie było też to coś wybitnego. 6++/10

Odnośnik do komentarza
Pride & Glory- Schemat goni schemat. Filmy o rozkladzie wewnątrz policji to Lumet kręcil 30 lat temu (Serpico). Lubię Nortona, ale wypada tutaj trochę jak c.ipa. Voight głównie pije, bo w jego głowie napchanej policyjnym patosem cała intryga po prostu się nie mieści. Rade daje napewno Farrell (w sumie jak zwykle, lubie go). Wspomniania scena z żelazkiem jest naprawde mocna. Szkoda takich aktorów na taki film. Zresztą, po co cała ta dwugodzinna fabuła, siakieś komisje skoro wszystko

można bylo rozwiązać bójką na pięści w irladznkim pubie?

. Wystawiam 3/6 a, że podobną notę wystawiłem Righteous Kill to tamten film ma teraz u mnie jedno oczko mniej :mellow:

Odnośnik do komentarza

Hah, scena ze spoilera była po prostu genialna :D To był chyba ukłon w stronę niecierpliwych osób, które myślały, że film o policji to nic innego jak szczelaniny i wybuchy !

 

"Aresztujesz mnie ?"

-chwila ciszy-

<zdejmuje zegarek>

-irlandzka muzyczka w tle-

 

Pojechali stereotypem xD

 

Grand Torino właśnie skończyłem. Jutro coś napiszę.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...
Gość lukasz

Droga do szczęścia/ Revolutionary Road- Mendes, który wymierza działa w klase średnią to zawsze co najmniej dobry Mendes. Winslet i DiCaprio jako przeciętniacy z przedmieść, na których przykładzie można pokazać jak odpadaja tynk z posągu o nazwie purytańska Ameryka zbudowana na wartościach jak praca i rodzina. 4/6

 

PS. Co za debil tłumaczył tytuł ? Przecież teraz jak ktoś spojrzy na cukierkowy plakat i tę Drogę do szczęścia to pierwsze będzie miał obraz, że to jakaś szmira jest.

Odnośnik do komentarza

No cóż, takie tłumaczenie to standard. Wszystko musi być upraszczane, spłaszczane dla polskiego widza. Dochodzi do tego, że jestem zadziwiony, gdy widzę w ogłoszeniach wierne tłumaczenia typu "Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda" albo "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona".

 

Ciekaw jestem, jak przetłumaczą "Synecdoche, New York", bo dla Charlie'ego Kaufmana polscy dystrybutorzy z reguły byli bezlitośni.

 

Co do samej "Drogi do szczęścia", to bardzo mi się podoba film. Powinienem napisać o nim coś więcej, bo naprawdę przypasowało mi, jak inteligentny i skłaniający do refleksji to obraz. Można z niego bardzo wiele wyciągnąć, jak się lubi myśleć w kinie. Nie na każdą porę ten film i nie dla każdego widza, ale mi akurat bardzo wpasował w chęć obejrzenia czegoś dobrego, mądrego, życiowego.

Odnośnik do komentarza
Gość lukasz
No cóż, takie tłumaczenie to standard. Wszystko musi być upraszczane, spłaszczane dla polskiego widza. Dochodzi do tego, że jestem zadziwiony, gdy widzę w ogłoszeniach wierne tłumaczenia typu "Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda" albo "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona".

 

Ciekaw jestem, jak przetłumaczą "Synecdoche, New York", bo dla Charlie'ego Kaufmana polscy dystrybutorzy z reguły byli bezlitośni.

 

Co do samej "Drogi do szczęścia", to bardzo mi się podoba film. Powinienem napisać o nim coś więcej, bo naprawdę przypasowało mi, jak inteligentny i skłaniający do refleksji to obraz. Można z niego bardzo wiele wyciągnąć, jak się lubi myśleć w kinie. Nie na każdą porę ten film i nie dla każdego widza, ale mi akurat bardzo wpasował w chęć obejrzenia czegoś dobrego, mądrego, życiowego.

 

True. Dobre są te sceny kiedy pozornie nic się nie dzieje typu ta na plaży w akompaniamencie tej wspaniałej muzyki potwierdzajacej napięcie. Postać wariata też świetnie nakreślona, sumienie ludzi z przedmieść ;]

 

A na film z Hoffmanem również czekam.

Odnośnik do komentarza

Dla mnie najlepsza jest scena śniadania, w poranek po awanturze. Niby zwykła, pogodna rozmowa, a jednak w powietrzu czuć, że właśnie skończyła się miłość. Wręcz przerażająca jest ta rozmowa przy jajecznicy. Dla mnie to film powinien się na niej skończyć.

Odnośnik do komentarza

Slumdog Millionarie - Mam mieszane odczucia. Początek świetny, motyw dzieciaka ze slumsów bez szkoły, będącego w stanie wygrać milionerów dzięki wiedzy zyskiwanej przypadkowo w toku doświadczeń życiowych sam w sobie świetny. Retrospekcje początkowo to świetnie nakręcona i zmontowana brudna pocztówka z Indii, kontrastująca z lukrowymi widokówkami rodem z bollywood czy choćby z Benjamina Buttona. Niestety, wraz z rozwojem wydarzeń na pierwszy plan wysuwa się wątek miłosny, który jest jakby żywcem wyjęty właśnie z bollywoodzkich koszmarków i zamienia film z dobrze rozkręcającego się dramatu w tanią telenowelę. Naiwnie i banalnie przedstawiona miłość od pierwszego wejrzenia, która oczywiście przetrwa wszystkie przeciwności po prostu osłabia. Wątek współczesny próbuje trzymać fason, ale i tak przy końcowym pytaniu się rozjeżdża, serwując taką dawkę emocjonalnego kiczu, że aż człowiek się zastanawia jakim cudem to może być ten sam film, który tak intrygująco się zaczynał i rozkręcał. Nagła, niczym niewytłumaczona przemiana Salima była po prostu śmieszna, tak samo zresztą jak

scena jego śmierci

, wyglądająca jak parodia Scarface. Telefon do przyjaciela i miziu-miziu oraz czułe słówka na koniec tylko dopełniają obrazu nędzy i rozpaczy.

 

I jak tu ocenić taki film, do połowy świetny, później staczający się w błyskawicznym tempie po stromej równi pochyłej. Scena podczas napisów końcowych niby sugeruje, że taki ukłon w stronę bollywood był celowym zabiegiem reżysera, ale to nie jest żadne wytłumaczenie. To tak, jakby Kubrick kręcąc Lśnienie stwierdził, że będzie fajnie, jak od połowy z thrillera zrobi się musical i Nicholson ganiałby z siekierą za paszczurem jednocześnie śpiewając o pogodzie i stepując.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...