Skocz do zawartości

Splinter Cell: Conviction


Hela

Rekomendowane odpowiedzi

  • 1 miesiąc temu...
  • 3 miesiące temu...
  • 3 miesiące temu...

Mnie również Conviction urzekł. Dobrze, że zwiększono dynamikę i można lecieć na chama czyszcząc szybko otoczenie z oprychów, jak i grać po staremu skradając się. Dobrym patentem jest też tuning broni. Szkoda tylko, że przesłuchiwanie jest mało różnorodne i szybko pionki miękną. W The Punisher mimo wszystko ten patent trochę lepiej był rozwiązany, no i można było torturować na jeszcze więcej sposobów.

Odnośnik do komentarza

hehe..wczoraj tak mnie wciagnelo ze nie wytrzymalem i skonczylem gre praktycznie przy jednym posiedzeniu...imo zdecydowanie najlepsza gra stealh/action w jaka gralem

jak juz sie opanuje mechanike gry to wchodza bardzo fajne akcje...zaczalem grac na najwyzszym poziomie i tu trzeba troszke poglowkowac jesli chcemy przejsc bez wiekszych zadym..

gdyby ktos chcial pobawic sie w spec opsy to zapraszam :)

w mastepnej czesci chcialbym wiecej skryptowanych akcji ktore dodacza grze efektu WoW a nie zabiora jej klimatu

Odnośnik do komentarza

Ostatnio odpaliłem SC i jednak takie podejście do rozgrywki, jakie nam zaprezentowano w tej części mnie nie interesuje. Gra ma fajne patenty, jak przesłuchania, ale powtarzanie w kółko schematu: złap, walnij o sedes, posłuchaj, walnij o umywalkę, zaczyna być nudne po pewnym czasie. SC jest ok, ale nie jako kontynuator starej serii, gdzie jeden błąd oznaczał piach. Misja na

Bliskim Wschodzie

jest paskudna, niegrywalna i niepotrzebna. Gra stała się prostą strzelanką z opcją stealth, która równie dobrze mogłaby być całkiem pominięty, gdyby nie achievementy.

Odnośnik do komentarza

Ja myślę, że gra poszła za nowym trendem, dlatego otrzymaliśmy produkt typowej akcji z dodatkowym apsektem stealth. Nie uważam także by było coś w tym złego ponieważ opinie zawsze będą podzielone, a osobiście gra przypadła mi do gustu ponieważ przechodząc ją kilka razy ( a można na wiele sposobów) za każdym razem bawiłem się jeszcze lepiej, czyli innymi słowy produkt jest genialnie zrobiony skoro nadal przykuwa moje trzewia do TV. Poza tym fabuła jest genialnie poprowadzona, wątek iście w stylu Toma Clancego chociaż sam nie wiem ile w grze samego Toma :), seria political fiction będzie się sprzedawać bo jest jej za mało na rynku i on sam w sobie się nie nasycił.

Poza tym seria musiała ruszyć z miejsca co chyba widać po wileu fajnych i oldschoolowych tytułach na jakich byliśmy wychowani, nawet Marian się zmienił :), nie mówiąc już o Residencie, który o dziwo również spodobał mi się i wracam do niego w każdej wolnej chwili.

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...
  • 2 miesiące temu...

Pozwoliłem sobie odświeżyć kolejny temat poświęcony najnowszej odsłonie "Splinter Cella".

Gra jest co najmniej dobra, ale do poziomu "Double Agenta" jednak trochę zabrakło (a pórownanie mam świeże, bo skończyłem obie gry jedna po drugiej).

 

Tom Clancy’s Splinter Cell: Conviction

 

Kiedyś pod moim blokiem rezydował stary wyjadacz, Wiesiek. Codziennie raczył się chlebem w płynie, co na ogół było jedynym przejawem aktywności owego jegomościa. Kiedy jednak pewnego pechowego dnia cena życiodajnego napoju podskoczyła o parę groszy, Wiesiek zląkł się niemiłosiernie wiedząc, iż taka podwyżka oznacza zmniejszenie konsumpcji jabola o jedną butelkę. „Tak nie może ***** być, toż to wymaga rewolucji!!!” krzyknął w pijackim widzie nasz bohater, po czym udał się do monopolowego, sterroryzował kasjerkę „tulipanem”, po czym oddalił się w nieznane z paroma siatkami brzęczących flaszek. Niektórzy mawiają, iż nagłe przebudzenie Wieśka napytało mu problemów, inni zaś, że było początkiem pozytywnych zmian w jego życiu…

 

Grube ryby z Ubisoftu także doświadczyły tego typu olśnienia. Nie, bynajmniej nie zaczęły latać po sklepach w celach rabunkowych; jeno po świetnym „Double Agent” ktoś na górze postanowił zmienić koncepcję nowego „Splinter Cella” o 180*. Z łowcy czyhającego na gardziel przeciwnika, Sam miał stać się zwierzyną, wrogiem publicznym numer jeden, zdanym tylko na własne siły. Taka idea zrodziła się w studiu firmy prawie 4 lata przed wydaniem produktu na rynek. Według pierwszych doniesień i screenów, największy nacisk miał zostać położony na działania w tłumie. Każda akcja Fishera powodowałaby odpowiednią reakcję gawiedzi (granat rzucony pod nogi turysty z pewnością ożywiłby nieco atmosferę, ghe ghe). Do tego zaimplementowany miał zostać zupełnie nowy system korzystania z obiektów. W założeniu Sam miał być zdolny do podniesienia każdego przedmiotu zgodnie z prawami fizyki i natury (np. leżąca do góry nogami kserokopiarka zostałaby wpierw odpowiednio przez Sama obrócona, by mógł ją odpowiednio uchwycić). Tyle a propos macierzystego konceptu.

 

Ile z tamtych nowinek ostało się po 4 latach, kiedy to „Conviction” wreszcie trafił pod strzechy graczy? Z pewnością fabuła nie uległa zbyt wielkim zmianom. Cała historia przedstawiona jest w formie mocno filmowej retrospekcji. Ogólnie rzecz biorąc, Sam działa tym razem na własną rękę, zdradzony przez byłych pracodawców, organizację The Third Echelon. Fisher próbuje dorwać zabójcę swojej córki (oficjalnie potrąconej przez samochód w wydarzeniach z poprzedniej odsłony), jednak cała intryga sięga o wiele głębiej, zahaczając nawet o Biały Dom. Na samym początku Sam, będąc pozbawionym wsparcia rządowej organizacji, musi radzić sobie bez pomocy zaawansowanych gadgetów, zatem korzysta z tego, co może zdobyć na miejscu…A że przednie lusterko samochodu wsunięte pod drzwi pomaga rozeznać się w rozkładzie przeciwników w pokoju, toteż Fisher jednym ruchem łokcia „demontuje” ów przedmiot ze stojącego nieopodal wozu. Później jednak Fisher kładzie łapska na najnowszej technologii, włącznie z klasycznymi trójlampkowymi goglami, pozwalającymi widzieć przeciwników w trybie sonaru (jak w „The Dark Knight” Nolana). Ciekawym patentem jest urywkowe skakanie przedstawionej fabuły z czasowo odległych wydarzeń, z drugiej jednak strony owy zabieg czasami psuje immersję gracza w splot wydarzeń. Niemniej historia ukazana w „Conviction” obfituje w pewne zwroty akcji, oferując 2 lekko odmienne zakończenia (do wyboru w ostatniej misji) i pozwalając graczowi poczuć się jak w dobrym filmie akcji.

 

Co także podkreśla „filmowość” najnowszych przygód Sama, to specyficzny styl w jakim utrzymany jest najnowszy „Splinter Cell”. W grę wpleciono parę sekcji polegających na zdobyciu od wroga informacji na dany temat. A jaki jest lepszy sposób na grzeczne przekonanie oponenta do spowiedzi niż zapewnienie jego głowie bliskiego spotkania z lustrem i kafelkami w obskurnej łazience? Łapiąc nieszczęśnika za grdykę, podchodząc do wybranego obiektu i naciskając jeden przycisk, gracz sprawia iż Fisher maltretuje oprycha na różne sposoby (w zależności od przedmiotu przy którym stoi). Gdy wróg zaczyna sypać, na jednej ze ścian miejscówki wyświetla się film (niczym z projektora kinowego) ukazujący zdarzenia o których wspomina bandzior. O ile samo przesłuchanie wykonane jest zawodowo (czuć siłę zadawanych razów, szczególnie przy akompaniamencie tłuczonego szkła, ghe ghe), tak już sama wartość gameplayowa owych sekcji jest lekko dyskusyjna. Patrząc trzeźwym okiem, to nie jest nawet QTE, gdzie trzeba wcisnąć odpowiedni przycisk w danym momencie! Podobne sekcje znacznie lepiej i bardziej rajcownie zostały wykonane w wiekowym już „Punisherze” z poprzedniej generacji konsol (pełna kontrola nad siłą ciosów), jednak tam owy patent był motorem napędowym całej gry, tutaj zaś służy jedynie jako dodatek i przerywnik, do tego owe sekcje są krótkie, więc zbytnich powodów do narzekań mieć nie można.

 

Jak jednak wypada gra pod względem czystego gameplayu? Otóż cała rozgrywka stała się znacznie bardziej dynamiczna. Sam, mimo iż starszy niż w „Double Agent”, rusza się z gracją primabaleriny, odstawiając parkur w trakcie ucieczek i pościgów. Trzeba bowiem wiedzieć, iż w najnowszej odsłonie serii wiele obiektów ma przypisaną do siebie akcję kontekstową. Mówiąc prościej, naciśnięcie przycisku A przy oknie może oznaczać jego otworzenie, jak również i chamski wjazd przez szybę; ten sam przycisk podczas sprintu przez biurka w gabinecie wieżowca pozwoli na zgrabny ślizg przez blat (włącznie z potrąceniem wszelkich szpargałów nań leżących). Wszystkie możliwości są opisane krótkimi wyjaśniającymi napisami umieszczonymi przy obiektach, także gracz doskonale wie jak w danej chwili zareaguje Fisher. Główne cele misji również są wyświetlone na budynkach, ścianach itp. w postaci wielkich napisów, co idealnie komponuje się w filmową stylistykę gry. Innym innowacyjnym (na skalę serii, oczywiście) patentem jest stosowany już do znużenia w innych grach cover-system. Sam ma nie tylko możliwość do wychylenia zza węgła, lecz także do prowadzenia ognia zza zasłony. Co ciekawe, Fisher może też płynnie przemieszczać się z jednej osłony do drugiej poprzez najechanie celownikiem na dany obiekt (wyświetlają się wówczas stosowne strzałki informujące w jakiej pozycji znajdzie się bohater po wykonaniu manewru). I tutaj niestety należy odnotować pierwszy zgrzyt w mechanice gry – rzadko bo rzadko, ale zdarza się, iż Sam nie do końca reaguje na komendy gracza, biegnąc do osłony i kończąc odwróconym plecami do wroga. Jakie to ma skutki, chyba nie muszę tłumaczyć (seria ołowiu w plecy nie działa leczniczo).

 

Co również podnosi dynamikę gry to dość kontrowersyjny pomysł „mark and execute”, polegający na zaznaczeniu wrogów czerwonymi markerami (znaczki pojawiające się nad głowami celów) i wyegzekwowaniu pojedynczych, precyzyjnych headshotów likwidujących przeciwników w trybie natychmiastowym. Haczyk tkwi jednak w tym, iż każda taka akcja kosztuje jeden punkt, który można nabić tylko poprzez unieszkodliwienie wroga gołymi rękoma. Do tego każda broń ma ograniczoną liczbę czerwonych znaczników, także można zapomnieć o postrzeganiu nowego „Splinter Cella” jako samograja, grę przechodzącą się samą.

 

Niewątpliwie mocno strzelankowy charakter „Conviction” nadaje grze animuszu. Prowadzenie ognia zza osłony „robi”, dostępny w grze arsenał cieszy (spora ilość pistoletów, maszynówek i karabinów). Do tego ten ostatni może być rozbudowywany poprzez kupowanie odpowiednich ulepszeń (tłumiki, celowniki optyczne, większy magazynek bądź siła ognia) za punkty zdobyte za zaliczenie tzw. P.E.C. Challenges, czyli specjalnych zadań do wykonania podczas misji (np. przejście levelu bez wzbudzania alarmu, zlikwidowanie 5 wrogów pod rząd bez wykrycia, zrzucenie wroga z 10 metrów…). Trzeba przyznać, iż motyw z w/w celami jest strzałem w dziesiątkę! To właśnie dzięki owym zadaniom gracz ma motywację do kombinowania, skradania i bawienia się grą, a nagroda w postaci punktów przeznaczonych na rozbudowę arsenału jest satysfakcjonująca.

 

Pomimo, że na pierwszy rzut oka nowy „Splinter Cell” zrywa ze skradankowym charakterem serii, elementy stealth są wciąż obecne. Pierwszy ważny patent pozwalający na kombinowanie, zabawę z wrogami i działania w cieniu to oznaczenie ostatniej widocznej dla przeciwników pozycji Fishera. Innymi słowy, gdy sam zostanie dostrzeżony, w danym miejscu pojawia się delikatny obrys sylwetki bohatera, sugerujący iż tutaj właśnie oprychy zajrzą najpierw, by dorwać „Rybaka”. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, by szybko czmychnąć na drugi koniec lokacji, zaczaić się na zbira i zakończyć jego cierpienia. Z jednej strony patent wydaje się ułatwiać rozgrywkę, jednak gdy ten sam obrys pojawi się w ciasnej lokacji nie dającej Ci możliwości ucieczki, szybko zmienisz zdanie (szczególnie, że wrogowie z czasem coraz chętniej korzystają z granatów). Drugi motyw sugestywnie budujący klimat stealth to czarnobiały filtr graficzny zalewający ekran wtedy, gdy Fisher znajduje się w cieniu. Koniec z naramiennym indykatorem widoczności Sama, teraz widać jak na dłoni kiedy Fisher skrywa się pod osłoną nocy. A że cień mimo wszystko nie gwarantuje niewidzialności (w przeciwieństwie do „Double Agent”), to dobry krok w stronę umownego realizmu.

 

Do najnowszej odsłony przygód Sama Ubisoft zaprzęgło mocno już wysłużony Unreal Engine, niemniej efekt jest nad wyraz pozytywny. Co prawda grafika nie spowoduje u nikogo klasycznego szczękopadu, aczkolwiek ładne tekstury, płynna i nie krztusząca się animacja oraz ciekawe efekty graficzne (dym, eksplozje, itp.) pozwalają spojrzeć na oprawę przychylnym okiem. Co jednak buduje mocne wizualna „Conviction” to nie czysto techniczne aspekty gry, lecz wspominany już wcześniej artyzm, użycie klimatycznych filtrów oraz filmowa koncepcja. Taka wybuchowa mieszanka sprawia, iż nawet dzisiaj najnowsze przygody Sama są atrakcyjne pod względem wizualiów.

 

Czym zatem jest nowy „Splinter Cell”? Czy czystą arcade’ową wyżynką czy może jednak typową skradanką z elementami akcji? Otóż pewna dychotoniczność konceptu na „Conviction” daje graczowi możliwość zadecydowania o charakterze gry. Jeżeli chcesz, możesz używać wszelakich gadgetów (sticky cameras z opcją przyciągania uwagi bądź detonacji) i tricków (chociażby wspomniany obrys ostatniej znanej pozycji Sama) by grać w „Conviction” jak w typową grę stealth, co więcej, niektóre P.E.C. Challenges wręcz tego wymagają. Jeśli jednak jesteś nastawiony na czystą akcję i przerabianie wroga na kotlety, nic nie stoi na przeszkodzie by wybrać odpowiedni arsenał i ruszyć na przeciwnika metodą „na Jana”, korzystając z dobrodziejstwa cover-systemu. Gameplayowy wybór – te właśnie słowa charakteryzują najnowszego „Splinter Cella”. Narzekać jedynie można, iż z pierwotnego konceptu gry opartej na działaniu w tłumie ostało się niewiele (co prawda Sam od czasu do czasu śmiga w lokacjach pełnych ludzi, np. po lunaparku, jednak bez większej interakcji z tłumem), do tego jedna z sekcji mających ogromny potencjał (pościg za wrogiem po ulicach miasta) została potraktowana po macoszemu (typowy korytarz bez większych możliwości manewru).

 

Tryb dla samotnych wilków zapewnia ok. 6-7h intensywnego i popartego dorosłą fabułą gameplayu. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by przejść grę raz jeszcze, tym razem stosując odmienny styl gry. Jeśli zaś jakaś misja spodobała Ci się szczególnie, możesz ją powtórzyć poprzez wybranie danego chapteru z listy zaliczonych misji. Tryb dla wielu graczy jest tradycyjnie dostępny, niemniej równie tradycyjnie olewam go ciepłym moczem, dla zasady.

 

Zdaję sobie sprawę, iż nowe podejście twórców „Splinter Cella” do rozgrywki może nie przypaść do gustu wielu osobom, szczególnie wiernym fanom serii. Podobna sytuacja miała miejsce ze wspomnianym w pierwszym akapicie Wieśkiem, który to po swoim nalocie na monopolowym zyskał wielu wrogów, szczególnie na osiedlu. Niemniej byli i tacy, którzy poparli jego działanie (szczególnie, gdy Wiechu podzielił się z nimi swoim łupem). Czasami bowiem drobna rewolucja w skostniałym systemie i lekka zmiana azymutu jest potrzebna, by nie popaść w rutynę. Tak samo ma się sprawa z „Conviction”; gdyby Ubisoft zrobił po raz kolejny to samo, gracze narzekali by na typowe odcinanie kuponów, niemniej gra rozeszłaby się na pniu. Jednak twórcy przygód Fishera postanowili zaryzykować i wprowadzić szereg mniejszych bądź większych zmian w systemie, z korzyścią dla gameplayu. Czy gra jest zatem gorsza od „Double Agent”? Ciężko powiedzieć…Czy inna? To z pewnością. Pytanie tylko, czy taka „inność” rozgrywki trafia do Ciebie? Na pewno warto dać „Rybakowi” szansę, choćby po to, by poznać zakończenie kontynuowanej po „Double Agent” historii. A teraz czekamy na kolejną część, panowie z Ubi!

 

Ogółem: 8/10

Retroatrakcyjność: jakie tam retro, gra ma ledwie rok stażu (ale wizualnie nie jest źle, nawet w porównaniu do obecnych killerów graficznych).

$$$ -> 22zł za dobrą, roczną grę? Kupować, ale już!

 

Podsumowanie: godna kontynuacja serii, niemniej o nieco zmienionym gameplayu. Mimo wszystko kupować i nie żałować, a najlepiej wziąć zarówno "Double Agenta" jak i "Conviction" w pakiecie, emocje i dobra rozrywka gwarantowane!

 

PS: Grając w "Double Agenta" miałem parę momentów, w których po prostu pomyślałem "Matko, ale ta gra jest za*****!" (np. robiąc zadania w siedzibie JBA albo wrabiając jedną z terrorystek w sabotaż). Ciorając w "Conviction" zaś takie uczucie raczej nie wystąpiło, co też świadczy o różnicy między obiema produkcjami.

Edytowane przez kulak4
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
  • 2 miesiące temu...

Splinter w odświeżonej formie przypadł mi zdecydowanie bardziej do gustu niż poprzednie części. Wprowadzenie misji dziennych pozwoliło wymusić troche akcji co nie do końca pasuje do charakteru tej gry. Dziwnie sie czułem naparzając do irakijczyków ale ostatecznie przekonałem sie do podanej formuły i czerpałem nieskrępowaną przyjemność z obcowania z tą grą. Kawał solidnego gameplayu który przypadnie do gustu zarówno fanom akcji jak i skradanek.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...