Opublikowano 26 lipca26 lip The Last of Us IITym razem podszedlem do gry w opcji chronologicznej, ale jesli nie jestescie na tyle jebnieci, zeby scigac to:to nie klopoczcie sie. Fabula TLoU II jest i tak juz wkurwiajaca wiec nie potrzebujecie konsumowac jej bardziej wkurwiajacej iteracji. Pierwsze godziny to lazenie i gadanie. Cos co mnie draznilo najbardziej przy pierwszym podejsciu (oprocz interakcji J i E), teraz rozwleczono do maksimum bo wszystkie zwalniacze ze srodka tego oskarowego scenariusza wcisnieto na sam poczatek wlasnie. Poza tym zadnych niespodzianek. Joel jest glupi, Ellie przeszla przemiane z dziewczynki zabijajacej z koniecznosci w psychopatke chcaca uwiezic swiat w plomieniach. Towarzyszy nam biseksualna Zydowka, ktora jest w ciazy z Azjata, a na przyjeciu Ellie i Dine atakuje bigot, bo najwidoczniej wszelkie przemiany spoleczne zwiazane z apokalipsa zachowaly kilku nietolerancyjnych dinozaurow sprzed konca swiata jakim go znamy. Jedna z najmniej wiarygodnych scen, ktora zarazem jest super reprezentatywna bo byla jedna z dwoch oficjalnych cut-scenek budujacych przedpremierowy hype. Co za kupsztal narracyjny.W pierwszej czesci wszystkie postacie dokonuja pelnej przemiany zgodnie ze swoim lukiem. Pieknie nakreslone, konsekwentne, zbiegaja sie zamiast tylko krzyzowac, jest moc, wzruszenie, przemyslenia i wnioski. Wszystko (procz drabiny) mialo rece i nogi. Jak to David ujal: „Everything happens for a reason.”Mam wrazenie, ze w TLoU II rozwoj postaci nastepuje natychmiastowo. Zamiast progresu osobowosciowego mamy kontynuacje tego co zostalo ustalone raz i przemy w trupy i mord bez chwili zastanowienia. Moze proba dotarcia do wladz Wilkow i pociagniecie Abby i jej kiki do odpowiedzialnosci mialoby wiecej sensu? Moze utrzymanie Joela przy zyciu i jego zgon pod koniec gry ratujac Ellie, i tym samym odkupujac winy, lub wyznajac jej swoj „grzech” mialoby wiecej sensu?Postacie poboczne zazwyczaj sa nidne i niepotrzebne. Lubie Dine, Tommyego, Owena i Isaaca. Reszta to dla mnie mieso armatnie. Chcialbym wiecej Owenow, ktorzy mysla, maja uczucia i potrafia je afirmowac w sensowny sposob. Ciekaw jestem skad ma blizny po oparzeniach. Mniej mnie ciekawi dlaczego zaatakowal Ellie lapiac za jej giwere. Najwidoczniej kazdy musi miec swoj moment martwicy mozgu. Dina ma po prostu dobra duszyczke. Szkoda, ze po czasie staje sie kula u nogi. Watek Scarsow byl po chuju. Strasznie mnie ta gowniazeria wymeczyla. Po prostu mialem…ich…gdzies. Mozna bylo zagospodarowac ten czas na jakies zadania delegowane przez Isaaca lub cokolwiek innego. Na przyklad infiltracje wyspy Scarsow.Z innych rozterek wciaz nie moge pojac jakim cudem Abigail miala tak wyjebana tkanke miesniowa. Burrito kurwa? Sama postac wiele zawdziecza Laurze Bailey. Ta pani zawsze staje na wysokosci zadania i przykro mi, ze czesc pierdolnietych z internetu napedzila jej takiego stracha. Nie czaje rowniez jak Jessie (kolejny typ, do ktorego istnienia mialem zupelnie ambiwalentne podejscie) mogl pytac Ellie o to czy Dina „zatrzyma dziecko”. Mam nadzieje, ze mowil o adopcji bo klinik aborcyjnych na kazdym rogu w Jackson nie uswiadczylem.Cala ta fabulka sprawia, ze wciaz zadaje sobie pytanie: Aaa, co moglo byc, a co jest?Postanowilem, ze podejde do gry troche inaczej i nie zabije zadnego czlowieka, ktorego smierc nie jest oskryptowana. Prawie sie udalo. Inwestowalem w zaslony dymne, zbieralem butelki i cegly pod zamroczenia oraz strzelalem w nogi. Nie nastawialem sie na powtorzenia. Bez przesady. Natomiast grzybiaki mielilem jak w tartaku. Tym sposobem Ellie byla nieco mniej odczlowieczona niz ta maszyna do zabijania jaka ND nam wciskali.Gra jest sliczna. Mozna sie zachlysnac pieknem otoczenia i tym jak bardzo deterioracji ulegla architektura. W tym aspekcie ND poradzili sobie rewelacyjnie. Edytowane 27 lipca27 lip przez Yap
Opublikowano 27 lipca27 lip Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Clair Obscur: Expedition 33 (ps5)Skończona, splatynowana. 78 godzin pokazało na liczniku w grze, 95 godzin w menu konsoli. Mogło tyle być, bo grałem na najwyższym poziomie trudności i wiele starć powtarzałem. Co mogę powiedzieć jak już wszystko o tym tytule zostało powiedziane. Rewelacyjna fabuła (zakończenie aktu 1 i 2). Kapitalny system walki i rozwoju postaci który zachęca by próbować po raz kolejny po porażce i zmieniać umiejętności postaci. Rewelacyjna ścieżka dźwiękowa i kapitalnie zrealizowany świat. Endgame oferujący grubą zawartość na kilkanaście godzin. Postaci które się lubi i przeżywa historie z nimi. Kończąc swoją przygodę czułem smutek że muszę opuszczać ten świat, ale mam nadzieje że jeszcze się tam wróci.Wspaniały tytuł, dla mnie gra roku, a może nawet gra tej generacji.
Opublikowano 28 lipca28 lip Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Wczoraj wieczorem zakończyłem bardzo przyjemny powrót do przeszłości w postaci Gears of War 2. Druga część Gearsów jest moją ulubioną, więc miło było wrócić do krwawej wersji zabawy w (po)chowanego, zwłaszcza, że twórcom udało się zrobić bardzo zróżnicowaną kampanię. O fabule raczej nie ma co dużo pisać - Marcus sieje pożogę, Dominic szuka żony, zaczyna wyłaniać się niepokojąca prawda o tym, kim tak naprawdę jest Szarańcza, no i ogólnie dużo się z tej okazji strzela. Bardzo dużo.Gearsy odpowiadają za popularyzację systemu osłon i swego czasu TPSów jadących na tym patencie była cała masa, więc raczej nie ma sensu opisywać jak w to się gra na podstawowym poziomie. Kryjemy się za osłonami, szukamy okazji do oflankowania przeciwnika i staramy się uchwycić takie momenty na wychylanie zza osłon, aby ostrzelać szarych brzydali i jednocześnie nie dać się samemu zbyt często trafiać. Ogólnie to ten schemat zabawy, zwłaszcza uwzględniając gąbczastość przeciwników, mógłby się nieco nudzić, ale twórcy wiedzieli, co robią i bardzo urozmaicili rozgrywkę.Sporo sobie oczywiście postrzelamy zza osłon, ale żebyśmy się nie nudzili, to pobawimy się w trakcie miotaczami ognia, snajperkami czy minigunami. A tak w ogóle to przecież i tę zabawę można nieco dopakować, więc mamy chociażby misje, gdzie osłony są ruchome i musimy przełączać dźwignie, aby zapewnić sobie takie zabezpieczenie lub dla odmiany odebrać je przeciwnikom. Albo sobie poobsługujemy różne pojazdy. Albo powalczymy z bossami. Albo znajdziemy się we wnętrzu wielkiego robaka. Albo rozegramy niemalże horrorową misję w opuszczonym ośrodku badawczym.Tym, co działa te kilkanaście lat od premiery (staro się poczułem pamiętając, kiedy grałem w Gearsy po raz pierwszy) jest właśnie bardzo mądrze skonstruowana kampania. Strzelanie do odpornych wrogów przez 9-10 godzin może po prostu zamulać, ale jeśli przecinają je misje innego typu czy na poszczególnych mapach są pewne drobne twisty w formule, to człowiek zwyczajnie się nie nudzi. A że gra nawet dziś fajnie wygląda i soczyście brzmi, to wraca się do niej tym lepiej.Ogólnie to ten tytuł wcale się nie zestarzał, więc jeżeli lubicie formułę cover shooterów, to wiele lepiej trafić nie możecie. Ja z tego nurtu lubię bardziej jedynie dwie gry, które bym sobie chętnie odświeżył w tym roku - Max Payne 3 i Vanquish, ale też dlatego, że mocno odchodzą one typowego tempa chowanek-strzelanek i dobrze trafiają w moje gierkowe ADHD. Tak czy siak polecam sobie ograć lub odświeżyć przygody Pudzianów z karabinami - pewnie w tym roku wrócę sobie jeszcze do trójki.
Opublikowano 28 lipca28 lip Sayonara Wild Hearts - kolejny szybki szpil dorwany po polecajce na promocji, który okazał się bardzo satysfakcjonującym doświadczeniem, idealnym na niedzielne popołudnie. Pięknie zrealizowana, neonowa gra muzyczna, bardzo szybka, dynamiczna i ze świetnymi piosenkami, w rytm których ogrywamy kolejne levele sterując protagonistką, która ma za zadanie zbierać serca i walczyć z mini bossami, a wszystko to w dźwiękach różnorodnej muzyki. Poziom trudności jest dobrze wyważony, zaczynamy od prostych leveli gdzie sterujemy tylko lewo-prawo, później dochodzi latanie, wciskanie przycisków w odpowiednim oknie czasowym, a nawet levele 2D. Główne poziomy można spokojnie machnąć w jakieś 2 godziny, ale jest sporo contentu i wyzwań, które największym kozakom wrzucą sporo potu na czoło. W obecnej cenie jak za dużą zapiekankę aż grzech nie wziąć i nie ograć żeby docenić kreatywność twórców. 8.5/10
Opublikowano 28 lipca28 lip Również polecam Sayonara Wild Hearts, jeśli ktoś jeszcze nie grał. Nawet, jeśli ktoś przejdzie raz w godzinę i więcej gry nie włączy potem, to jest to naprawdę fajne doświadczenie. Taki grywalny album muzyczny - częste porównanie. Zróżnicowane poziomy zarówno pod kątem gameplay'u, jak i muzyki. Nawet jeśli ogólny koncept można drastycznie uprościć do "jedziesz przed siebie i zbierasz serduszka".
Opublikowano 28 lipca28 lip 4 hours ago, Jukka Sarasti said:Wczoraj wieczorem zakończyłem bardzo przyjemny powrót do przeszłości w postaci Gears of War 2. Druga część Gearsów jest moją ulubioną, więc miło było wrócić do krwawej wersji zabawy w (po)chowanego, zwłaszcza, że twórcom udało się zrobić bardzo zróżnicowaną kampanię. O fabule raczej nie ma co dużo pisać - Marcus sieje pożogę, Dominic szuka żony, zaczyna wyłaniać się niepokojąca prawda o tym, kim tak naprawdę jest Szarańcza, no i ogólnie dużo się z tej okazji strzela. Bardzo dużo.Gearsy odpowiadają za popularyzację systemu osłon i swego czasu TPSów jadących na tym patencie była cała masa, więc raczej nie ma sensu opisywać jak w to się gra na podstawowym poziomie. Kryjemy się za osłonami, szukamy okazji do oflankowania przeciwnika i staramy się uchwycić takie momenty na wychylanie zza osłon, aby ostrzelać szarych brzydali i jednocześnie nie dać się samemu zbyt często trafiać. Ogólnie to ten schemat zabawy, zwłaszcza uwzględniając gąbczastość przeciwników, mógłby się nieco nudzić, ale twórcy wiedzieli, co robią i bardzo urozmaicili rozgrywkę.Sporo sobie oczywiście postrzelamy zza osłon, ale żebyśmy się nie nudzili, to pobawimy się w trakcie miotaczami ognia, snajperkami czy minigunami. A tak w ogóle to przecież i tę zabawę można nieco dopakować, więc mamy chociażby misje, gdzie osłony są ruchome i musimy przełączać dźwignie, aby zapewnić sobie takie zabezpieczenie lub dla odmiany odebrać je przeciwnikom. Albo sobie poobsługujemy różne pojazdy. Albo powalczymy z bossami. Albo znajdziemy się we wnętrzu wielkiego robaka. Albo rozegramy niemalże horrorową misję w opuszczonym ośrodku badawczym.Tym, co działa te kilkanaście lat od premiery (staro się poczułem pamiętając, kiedy grałem w Gearsy po raz pierwszy) jest właśnie bardzo mądrze skonstruowana kampania. Strzelanie do odpornych wrogów przez 9-10 godzin może po prostu zamulać, ale jeśli przecinają je misje innego typu czy na poszczególnych mapach są pewne drobne twisty w formule, to człowiek zwyczajnie się nie nudzi. A że gra nawet dziś fajnie wygląda i soczyście brzmi, to wraca się do niej tym lepiej.Ogólnie to ten tytuł wcale się nie zestarzał, więc jeżeli lubicie formułę cover shooterów, to wiele lepiej trafić nie możecie. Ja z tego nurtu lubię bardziej jedynie dwie gry, które bym sobie chętnie odświeżył w tym roku - Max Payne 3 i Vanquish, ale też dlatego, że mocno odchodzą one typowego tempa chowanek-strzelanek i dobrze trafiają w moje gierkowe ADHD. Tak czy siak polecam sobie ograć lub odświeżyć przygody Pudzianów z karabinami - pewnie w tym roku wrócę sobie jeszcze do trójki.Moze zbierzmy ekipe i polecimy we czterech/czworo? Dodatek Raam’s Shadow rowniez pocisniemy. Daj znac kiedy bedziesz sie zblizal do momentu odpalenia.
Opublikowano 28 lipca28 lip 7 minut temu, Yap napisał(a):Moze zbierzmy ekipe i polecimy we czterech/czworo? Dodatek Raam’s Shadow rowniez pocisniemy. Daj znac kiedy bedziesz sie zblizal do momentu odpalenia.Chętnie - rozgryzę tylko jeszcze jak podpiąć X360 do internetu w nowym mieszkaniu (z tego co widzę, nie tylko ja mam problem z podpięciem tego sprzętu do sieci 5G) i można zacząć coś planować :)
Opublikowano 28 lipca28 lip Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Shadow of the Colossus (PS4)Tak jakoś mnie naszło żeby sobie ponownie przejść. Zrobiłem wszystkie time triale na normalu, i zacząłem grę na hardzie, więc może pocisnę platynkę. Fajnie że na hardzie są dodatkowe słabe punkty.Gran Turismo (PS1)Udało mi się w końcu po latach skończyć. Gra jest krótka, bo tylko trzy licencje i kilka mistrzostw, ale odpowiedni dobór auta i jego ulepszenie może trochę potrwać, zwłaszcza jeśli chodzi o ostatnie zawody, bo to przez nie mi tyle zajęło ukończenie gry. Po zaliczeniu pucharu świata odblokowuje się tryb HiFi, czyli 60fps. Ceną za taką przyjemność jest brak rywali na trasie i znacznie zmniejszona ilość detali trasy.Gran Turismo 2 (PS1)Gra, którą skończyłbym znacznie wcześniej, gdyby nie to, że mój stary save przepadł, chociaż w ostatecznym rozrachunku może i wyszło to na dobre. Jest prostsza niż ją zapamiętałem, ale może po prostu jestem lepszy w te klocki niż 20 lat temu. Wszystkiego tutaj jest więcej: licencje, zawody, samochody, trasy, a także dodano proste statystyki z procentowym wskaźnikiem ukończenia. Tutaj nie można sobie dopakować auta na maksa, są ograniczenia mocy, co zwiększa poziom trudności. W zamian za te wszystkie nowości modele samochodów są nieco gorsze niż w poprzedniczce.
Opublikowano 28 lipca28 lip 14 cali. Szkoda tylko że monofoniczny. W garażu mam taki sam, tylko 21. Nawet pilot pasuje.
Opublikowano 28 lipca28 lip 1 godzinę temu, Jukka Sarasti napisał(a):Chętnie - rozgryzę tylko jeszcze jak podpiąć X360 do internetu w nowym mieszkaniu (z tego co widzę, nie tylko ja mam problem z podpięciem tego sprzętu do sieci 5G) i można zacząć coś planować :)Jeśli chodzi o Wi-Fi to musisz ustawić router na 2,4GHz bo 5GHz te stare konsole nie widzą i jest problem.Jakoś ostatnio router mi się całkowicie przestawił na 5GHz i jak niedawno próbowałem odpalić X360 to nie mogło znaleźć mojej sieci - poczytałem i wyszło, że właśnie o to chodzi, więc musiałem ustawić router na zmienną częstotliwość, żeby każdy ze sprzętów dostał sygnał w takiej formie, jaka mu najbardziej odpowiada.
Opublikowano 28 lipca28 lip 6 minut temu, Wredny napisał(a):Jeśli chodzi o Wi-Fi to musisz ustawić router na 2,4GHz bo 5GHz te stare konsole nie widzą i jest problem.Jakoś ostatnio router mi się całkowicie przestawił na 5GHz i jak niedawno próbowałem odpalić X360 to nie mogło znaleźć mojej sieci - poczytałem i wyszło, że właśnie o to chodzi, więc musiałem ustawić router na zmienną częstotliwość, żeby każdy ze sprzętów dostał sygnał w takiej formie, jaka mu najbardziej odpowiada.Dzięki!
Opublikowano 30 lipca30 lip Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Lies of P (PS4)Skończyłem prawie 2 tygodnie temu, więc trochę przemyśleń już mi się ulotniło z głowy. Jednak czymś, czego na pewno nie zapomnę, jest słabsza końcówka, która po wielu godzinach dobrej, satysfakcjonującej zabawy, zostawiła mnie z lekkim niesmakiem. Niestety sam sobie trochę ją zepsułem, dochodząc do ostatniego "rozdziału" tuż przed wyjazdem na urlop, co niekorzystnie odbiło się na immersji, gdy po 10 dniach przerwy nie czułem już tego flow gameplay'u ani wczutki w świat przedstawiony. Co nie zmienia faktu, że ostatnia lokacja to mocny spadek formy i wolałem ją już po prostu przebiec (oczywiście po drodze zbierając cały dostępny stuff). Bossowie też zaczęli mnie już bardziej wkurwiać, niż motywować do powtórek, więc w ruch poszły zbierane praktycznie całą grę Okruchy Gwiazdy. Bez bicia przyznam, że wsparcia potrzebowałem przy Potworze z Bagien, Laxasii i Manusie i o ile wołając pomocnika przy zwykłym bossie poczułem się, jakbym obniżył poziom gry na very easy i nawet było mi trochę głupio, że poszło tak łatwo, tak przy końcowym duecie momentami miałem wrażenie, że NPC prawie nic nie pomaga, szczególnie, kiedy dostawał parę mocniejszych razów i padał w pół minuty. Tak czy srak po wspomnianej przerwie od grania nie chciało mi się już po prostu więcej z tym jebać, więc sorry, to tylko gierka, i to z mocno zwalonym balansem.Skoro już do tego nawiązałem, to przejdę do słynnego poziomu trudności. Odłożę na bok temat patcha- twórcy zrobili to, co uznali za stosowne i najwidoczniej sami dostrzegli, że przegięli pałę przy pierwszej wersji, ja się nie będę teraz gimnastykował, żeby być "tru". Mój wniosek z całokształtu jest taki, że gra jest w jakichś 80% czasu jej trwania w miarę zjadliwa dla gracza nie będącego weteranem soulslike'ów (osobiście mam zaliczone i wymasterowane tylko Sekiro i Bloodborne, obie uwielbiam), ale są tu też momenty absolutnie przegięte i tanie. Sama eksploracja i walenie przeciętnych mobów wypada przez większość rozgrywki przyjemnie (dał mi się we znaki chyba tylko epizod w katedrze, jebane drabinki i balansowanie po belkach). Ba, twórcy wprowadzili kilka patentów generalnie ułatwiających życie graczowi, choćby save tuż przed bossami, teleportowanie się między ogniskami czy wybaczający więcej, niż w tytułach From motyw odzyskiwania ergo po śmierci (łącznie z jakimiś itemami pomagającymi w tym temacie, ale to już nie moja bajka i w ogóle tego nie używałem). Ale co jakiś czas wjeżdża jakiś skurwol, na którym można utknąć na dobrą godzinę, gdzie po prostu powtarzamy w kółko jedną walkę i tak sobie spędzamy czas po trochę się go ucząc, trochę licząc na element farta (bo to oczywiste, że tu występuje, choćby patrząc na schemat zadawanych ataków). Ja wiem, że to taki urok tego "gatunku" i moje przemyślenia mogą kogoś bawić, no ale chyba miałem po prostu nastawienie, że pogram w trochę bardziej wyrównaną i stonowaną w swojej trudności gierkę, a okazało się, że twórcy LoP chcieli momentami wręcz przyćmić swoich protoplastów. Pewnie nie pomogło mi to, że gram w takie tytuły w pewien określony sposób, ot stawiam na minimalizm w ekwipunku, używam raczej jednej, podstawowej broni, olewam większość limitowanych itemów, bo są albo nieefektywne, albo przy takiej ilości powtórek wymaganych do rozwalenia szefów, po prostu szybko by się skończyły i trzeba by je farmić/kupować w kółko, co dla mnie mija się z celem.Gra jest momentami niemal jawną zrzynką z Bloodborne'a, czerpiąc jednocześnie z Sekiro, i o ile naśladowanie tej pierwszej wyszło naprawdę dobrze (niemal ten sam feeling sterowania postacią, podobna atmosfera w mieście, w końcu nawet wygląd interfejsu czy niektórych animacji), tak motyw parry i "zbijania postawy", który ma być fundamentem walki, jest już jak dla mnie upośledzony. Niektórzy mówią, że okienko jest po prostu mniejsze niż w przygodach Wilka, ale jest też teoria, że w przypadku Lies of P blok trzeba też dłużej przytrzymać. Dla mnie było to na maksa nieintuicyjne i nawyki z Sekiro skutkowały momentami wpierdolem, bo rytmicznie i krótko "pykałem" w przycisk odpowiedzialny za blok (nie mylić ze spamowaniem). Wiadomo, git gud i te sprawy, no ale jak to jest, że w przypadku większości bossów faktycznie po paru próbach i ogarnięciu schematu ich ataków szło mi już przyzwoicie, a z niektórymi parowanie wydawało się wręcz elementem losowym i przy każdej powtórce efekty były inne?Chujowe jest to, że w większości przypadków nie ma sensu dziabać wroga więcej, niż raz, góra dwa razy w serii. Karcenie gracza jest niesamowite, rolka czy jeden szlag za dużo i jesteśmy bezbronni, recovery time jest nieznośnie długi i nie ma mowy o skutecznym i natychmiastowym podniesieniu gardy, za to przeciwnicy są właściwie bezkarni, a potężne ciosy są w stanie wyprowadzić niemal momentalnie, między naszymi (oczywiście je przerywając). O ich zasięgu nawet nie wspominam. Sens ma w zasadzie tylko "zbijanie postawy" (na minus brak jakiegokolwiek oznaczenia tego wskaźnika u wrogów jak choćby w Sekiro), bo w miarę szybko można doprowadzić do criticala (też czasami nieczytelnego i oczywiście o śmiesznie krótkim oknie). A no i te jebane dwie fazy xD. Spoko, jak druga faza to jakiś element niespodzianki, jak klasyczna już małpa z Sekiro, ale używanie tego motywu przy co drugim szefie staje się mało świeże.Inaczej mówiąc: o ile w Sekiro było trudno i zaliczyłem na początku parę rage quitów, tak jak już się nauczyłem systemu, to mogłem ze względnym luzem podchodzić do kolejnych walk i faktycznie czułem, że jak coś zjebałem, to moja wina. A po wszystkim mogłem odpalić NG+ i lecieć przez grę praktycznie no-hit. Tutaj do końca czegoś takiego nie dało się odczuć i jestem pewien, że jakbym teraz odpalił NG+, to na pierwszym bossie znowu to jebane parry raz wejdzie, a raz nie xDNa plus gry działa świat przedstawiony i szeroko pojęta atmosfera. Mimo, że co krok czuć tu inspiracje Bloodbornem, to jednak Lies of P ma swój charakter i fakt, że (bardziej lub mniej luźno) opiera się na przygodach Pinokia był dla mnie intrygujący i zachęcił mnie do sięgnięcia po ten tytuł. Świetnie wyglądają szczególnie przeciwnicy-marionetki (bo jak wjeżdżają klimaty "zarażonych", to robi się już trochę meh). Podobała mi się też struktura poziomów. Niektórzy ich liniowość i "ciasnotę" uznawali za wadę, ja wręcz przeciwnie, idealnie mi siadł taki styl eksploracji. Odnóg jest wystarczająco dużo, żeby nie czuć, że idziemy po korytarzu, jednocześnie nie przytłaczają one i nie wprowadzają zamieszania. No i co tu dużo gadać, walczy się po prostu przyjemnie. Mimo wszystko patent z osłabianiem gardy wroga i zajebanie mu criticalem jest soczysty i sprawia frajdę. System nie jest prostacki i można sobie ułatwić życie choćby ostrzałkami (i tu znowu plus, że twórcy nie poszli w przesadę i liczą się w zasadzie trzy "żywioły") czy ciekawie rozwiązanym patentem z protezą ręki (raczej nie bywa gamechangerem przy bossach, ale na mobków jest jak znalazł). System rozwoju postaci też mi przypasował, co ostatnio jest rzadkością. Po pierwsze, oferuje sporo faktycznie przydatnych rozszerzeń, po drugie, opiera się na zdobywanych dzięki naszemu wysiłkowi i dociekliwości itemach.Całość z lizaniem ścian i robieniem wszystkiego, co się da, zajęła mi ponad 40h. Zadania poboczne zostały fajnie rozwiązane (szczególnie te ze zdjęciami miejscówki do sprawdzenia) i motywują do ich zaliczenia. Props też za przejrzyste oznaczenie w menu, gdzie znajduje się NPC, z którym powinienem pogadać.Grałem na PS4 i z portu jestem bardzo zadowolony. Po screenach może tego nie widać, ale gra wygląda pięknie, co więcej, działając w 40 klatkach, bez większych zająknięć. To ostatnie było miłą niespodzianką, bo nie robiłem wcześniej w tym temacie żadnego researchu, a tu proszę, całkiem płynniutko to śmiga. No dobra, tekstury są momentami rozmazane, ale wynagradzają to efekty świetlne, odbicia i ogólnie rzecz biorąc design całości. Do tego loadingi między ogniskami są króciutkie (jedynie powrót do hotelu i pierwsze załadowanie trochę trwa), technicznie wszystko cacy. Widać, że wersja na past geny nie została stworzona na siłę i po łebkach, tylko spokojnie można ją uznać za pełnoprawną i równorzędną z edycjami na nowsze sprzęty. Muzyka natomiast jest trochę sztampowa, takie typowo epickie utwory przy starciach z bossami, wyróżnię tylko motyw w hotelu, przypadł mi do gustu i fajnie wpisuje się w atmosferę pewnego wytchnienia między kolejnymi epizodami naszej podróży.Trochę się wyrzygałem w pierwszych akapitach, ale tak już mam z grami, które doprowadzają mnie momentami do złości. Oczywiście później przychodzi ta słynna satysfakcja, której nie dostanę w "zwykłych" tytułach AAA, ale jednak trochę mnie ten schemat męczy, a grałem przecież w tak niewiele gierek tego rodzaju. Może się starzeję, może coraz bardziej mi szkoda czasu, ale nie ukrywam, że chętnie bym sobie popykał w coś, co czerpie z najlepszych elementów gier From (level design i skróty, system walki i jego głębia, atmosfera świata, feeling postaci etc.), nie kopiując za wszelką cenę skoków poziomu trudności przy tych mitycznych bossach, których i tak w końcu rozwalę. Brzmi casualowo? No i spoko, nie każdy soulslike musi być Soulsami, tak jak nie każdy platformer musi być Crashem 4. Tymczasem samo Lies of P uważam za grę bardzo dobrą, godnego naśladowcę najlepszych w gatunku. Choć na DLC jakoś specjalnie napalony nie jestem.Job Simulator (PS VR)Gierka świetna i wesoła, ale miałem ją mocno popsutą przez ciągłe problemy z odpowiednim ustawieniem się względem kamery, co skutkowało błędną pozycją mojej postaci w grze i w rezultacie np. brakiem możliwości dosięgnięcia do jakiegoś przedmiotu w świecie wirtualnym. Co ciekawe, nie miałem takiego problemu grając w demo. No ale odstawiając to na bok (powiedzmy, że w pewnym momencie znalazłem rozwiązanie), bawiłem się dobrze, choć dosyć krótko, bo całość to cztery poziomy/epizody, każdy na plus minus 30-40 minut. Oczywiście, jak to w grach na VR, później dochodzą jakieś tam dodatkowe tryby czy modyfikacje, ale to już nie dla mnie.Czym jest gra, chyba większość z grubsza wie, nawet, jeśli stricte w temacie VR nie siedzi. Symulator ludzkiej pracy (biurowa, w sklepie, w restauracji oraz w warsztacie samochodowym), zgodnie z tym, jak rozumieją ją boty kierowane przez AI, które w świecie przedstawionym przejęły od ludzkości niemal wszystkie obowiązki, a sama praca to teraz właśnie symulacja w muzeum. Czyli forma pastiszu roboty na etat w naszym wykonaniu, humorystyczne i absurdalne przedstawienie różnych motywów z codzienności (np. działanie ksero, które kopiuje każdy przedmiot, łącznie z naszą dłonią, czy prośba o "wypalenie płyty CD" z piosenkami, którą musimy...dosłownie wypalić w kuchni). Przykłady mógłbym mnożyć, ale i tak najlepiej przeżyć to samemu, tym bardziej, że mamy tu dużo swobody i za eksperymentowanie i odwalanie różnego rodzaju głupot nie jesteśmy karceni, ba, bywamy pochwaleni i nagrodzeni. Podejmowanie jak najdziwniejszych decyzji i obserwacja ich skutków daje największy fun, ale można też grać "po bożemu" i grzecznie wykonywać (i tak mocno odklejone) instrukcje. Tak czy siak, dobra zabawa. Edytowane 30 lipca30 lip przez kotlet_schabowy
Opublikowano 30 lipca30 lip Job simulator dodany do backlogu vr2.Kolejna recka pinokia uświadamia mnie, że lepiej poczekać na sekiro 2 niż się z tym męczyć.
Opublikowano 30 lipca30 lip Spróbuj Pinokia bo jak dla mnie to jest bardzo fajna gierka i warto ograć.
Opublikowano 30 lipca30 lip Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Po 50h+ skończyłem sobie Donkey Kong Bananze i chociaż przed premierą nawet mi przez myśl mi nie przeszło żeby ją wymaksować to jakoś tak wyszło że zrobiłem w niej wszystko co sie da Podobało mi się prawie wszystko. Graficzka, muzyka, lokacje no i najważniejsze sam gameplay o który w sumie troche sie martwiłem bo chociaż lubie takie kopanie w terenie jak w wormsach 3d to po obejrzeniu gameplayu miałem wrażenie że może mi się to znudzić i to samo wrażenie nie opuściło mnie nawet w tutorialowej lokacji, ale potem zamieniłem sie w małpią koparke i w sumie to mi dalej mało i pewnie będę sobie odpalał od czasu do czasu dla odprężenia przekopać co nieco. Schemat gry to w sumie odyseja z kopaniem i mniejszą ilością skakania, a zamiast księżyców zbieramy banany. Mega przyjemny gameplay loop a przez to że do samego końca dostajemy nowe moce małpiszona albo jakiś nowy rodzaj nawierzchni który zmienia sposób grania na danej lokacji to nie nudziłem sie do samego końca. A, jak przejdziecie gre to koniecznie zróbcie dodatkowe wyzwania które wpadają bo są w pyteZ minusów to najbardziej chyba mnie bolał niski poziom trudności. O ile podczas latania po mapce niezbyt mi to przeszkadzało, tak już w wyzwaniach na prawde mogli troche go podkręcić bo go zwyczajnie nie ma. Odyseja pod tym względem była lepiej wyważona bo tam też przejście gry było bezbolesne, ale jak już ktoś sie chciał bawić w maksowanie, albo skończenie ostatniego etapu to już trzeba było sie troche skupić. Tutaj jedynie endgame dostarcza idealnego wyzwania no ale to jest malutki wycinek gry.Sam endgame mimo wszystko też ma mniej do zaoferowania niż w wąsaczu, więc lekki downgorad nastąpił w tej kwestii.Jeszcze bossowie mimo że w większości walki są sympatyczne, to kończą się tak szybko że nawet ciężko je nazwać bitkami z bossemZ technicznych spraw to kamera czasami wariuje podczas kopania, ale jest o wiele lepiej niż myślałem i dość szybko przestałem zwracać na to uwage, ale wypadało wspomnieć.No i największa wada czyli spadki fpsów. Jak jakiś n-fagersik wam powie że ich nie ma albo nie przeszkadzają to wam kłamią. Nie są częste, ale jak już są to wkurwiają. Podczas normalnej gry pojawiają sie jedynie gdy rozkopiemy za dużo złota i dzieje się to najczęściej przy używaniu jednej mocy i to w sumie jeszcze jakoś mnie strasznie nie bolało, ale pojawiały sie też masakryczne spadki podczas walk z bossami (szczególnie z jednym chłopem) gdzie dało się ledwo grać podczas pewnych ataków i tego chyba najbardziej nie rozumiem bo gra trzyma stałe fpsy przy niejednej rozróbie a działa jak gówno gdzie praktycznie nic sie nie dzieje xD Cudów nie wymagam od tego tabletu manty, ale żeby pierwszy duży ex sie tak krztusił? Co będzie dalej? Nie wiem choć sie domyślam.Boli mnie serce do dziś jak pomyśle że dałem za gre wideo 300zł, ale boli mnie troche mniej wiedząc jak dobra to była gra. Ciesze się że kupiłem to nintendo 2 już teraz i mogłem zagrać w tego kosiora. 95% daje bo 90 to za mało
Opublikowano 30 lipca30 lip 8 godzin temu, oFi napisał(a):Kolejna recka pinokia uświadamia mnie, że lepiej poczekać na sekiro 2 niż się z tym męczyć.Nie no tą drogą nie idź xD. Gra jest jak najbardziej warta sprawdzenia i jak się ma głód na coś choćby zbliżonego do Sekiro, to chyba jest najlepszy zastępnik na rynku. Sumarycznie i tak więcej czasu i nerwów straciłem przy grze From, więc jak masz ją obcykaną, to czysto teoretycznie Lies of P nie będzie jakimś dużym problemem.W najgorszym wypadku zawsze można obniżyć poziom trudności xD Edytowane 30 lipca30 lip przez kotlet_schabowy
Opublikowano 30 lipca30 lip 6 godzin temu, kotlet_schabowy napisał(a):Nie no tą drogą nie idź xD. Gra jest jak najbardziej warta sprawdzenia i jak się ma głód na coś choćby zbliżonego do Sekiro, to chyba jest najlepszy zastępnik na rynku. Sumarycznie i tak więcej czasu i nerwów straciłem przy grze From, więc jak masz ją obcykaną, to czysto teoretycznie Lies of P nie będzie jakimś dużym problemem.W najgorszym wypadku zawsze można obniżyć poziom trudności xDNie no, ja chciałbym znowu doświadczyć mojego płaczu jak pierwsze spotkanie z Genshiro a później jeszcze większy płacz przy mistrzu sowie.Albo płacz przy Blood-Starved Beast i męczenie się z nim ze 3 dni dopóki się dobrych dopałek nie dozbierało. No tak moge wymieniać, a przy pinokiu to widzę, że nie ma takich doznań
Opublikowano 31 lipca31 lip 27 minut temu, Josh napisał(a):Trzeba było grać na premierę, przed patchami To fajne te patche
Opublikowano 31 lipca31 lip No podobno mocno znerfili niektórych bossów. Jak grałem 2 lata temu, to trochę się męczyłem z Władcą marionetek i Laxasią, nie wiem jak teraz to wygląda.
Opublikowano 31 lipca31 lip Ja grałem jakiś rok temu i też mnie przeczołgali. Ale jak dla mnie nie powinni nerfić tylko dać do wyboru łatwiejszy poziom trudności wtedy każdy by grał jak chce.
Opublikowano 31 lipca31 lip Tyle, że w takich grach nie powinno być opcji "gram jak chce". Albo podejmujesz wyzwanie napyuerdalania się z bossem, który doprowadza Cie do płaczu albo wracasz do swoch gier z funky mode. From software zbudowało na tym podejściu całą religię grania w ich gry piękny kawalerze
Opublikowano 31 lipca31 lip No tak z jednej strony oczywiście, ale jak teraz bym chciał wrócić do Pinokia to tego wyzwania większego nie da się doświadczyć jeśli jest znerfiony, a tak to dałbym sobie hard mode i ogień.
Opublikowano 31 lipca31 lip Godzinę temu, Josh napisał(a):No podobno mocno znerfili niektórych bossów. Jak grałem 2 lata temu, to trochę się męczyłem z Władcą marionetek i Laxasią, nie wiem jak teraz to wygląda.Grałem rok temu, Laxasia dalej wymagająca, Władca marionetek padł w mniej niż 10 podejść. Za to nakląłem się jak zły na bestii z bagien i na Szymku Czarodzieju.
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.