Skocz do zawartości
View in the app

A better way to browse. Learn more.

Forum PSX Extreme

A full-screen app on your home screen with push notifications, badges and more.

To install this app on iOS and iPadOS
  1. Tap the Share icon in Safari
  2. Scroll the menu and tap Add to Home Screen.
  3. Tap Add in the top-right corner.
To install this app on Android
  1. Tap the 3-dot menu (⋮) in the top-right corner of the browser.
  2. Tap Add to Home screen or Install app.
  3. Confirm by tapping Install.

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  1. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Pilo and the Holobook (Switch) Dosyć noname'owa gierka, na którą pewnie bym się nie natknął, gdyby nie pozytywna recka w PE. Co prawda artstyle jakoś nie do końca mnie przekonywał, ale pomyślałem: co mi tam, wrzucę na wishlistę, kiedyś na promce się weźmie, bo w sumie lubię na Switchu odpalić czasem takiego relaksacyjnego szpila. Bo Pilo to typowa cozy game z prościutkimi założeniami, bez starć z przeciwnikami, miłą oprawą i bez wywierania presji na graczu. Choć w sumie pewne momenty wymuszające backtracking czy nawet sięgnięcie po "solucję", bo już po prostu nie ma się pomysłu, co robić dalej, trochę grę z tego bycia "cozy" wyłączają. Pamiętacie pustynię przed spotkaniem Kronosa w pierwszym God of War na PS2? Bieganie w burzy piaskowej na oślep i przeczesywanie wszystkich kątów, żeby zrobić progres. W skrócie: nic fajnego. No to tutaj jest całkiem podobna w założeniach miejscówka, jako jeden z głównych leveli. Dobra, ale wróćmy do podstaw, czyli co tu się w ogóle robi? Otóż zwiedzamy kolejne poziomy naszym tytułowym bohaterem (humanoidalny królik) i skanujemy otoczenie magiczną książką, również tytułową. I to w skrócie tyle. Cała gra sprowadza się do eksploracji połączonej ze skanowaniem elementów otoczenia i "wrzucaniem ich" (w formie naklejek) do naszego albumu. Progres jest warunkowany zebraniem odpowiedniej ich liczby, a czasami znalezieniem konkretnych itemów (wtedy robi się gorzej, bo o ile nikt od nas nie wymaga, żeby znaleźć wszystkie, powiedzmy, 50 itemów na danej planszy, bo do postępu wystarczy ich 40, tak gdy mamy za zadanie znalezienie np. pięciu elementów stroju npca, to musimy zwyczajnie przeczesywać poziomy i szukać do skutku). Otoczkę stanowi pretekstowa fabułka, a w trakcie przygody okazjonalnie rozmawiamy z innymi bohaterami. W dialogach pojawiają się próby dorzucenia elementów humorystycznych, ale do mnie akurat one nie trafiły. Pierwszy zarzut, jaki miałem od razu po rozpoczęciu zabawy, tyczył się samego aktu skanowania. Coś, co mamy robić dosłownie co chwilę, setki, jeśli nie tysiące razy w ciągu całej przygody, powinno być natychmiastowe i wygodne. A tutaj cały proces wiąże się z zatrzymaniem postaci, wycelowaniem i trwającym chwilkę zeskanowaniem celu, krótkiej przerwie na załadowanie naszego albumu, do którego wpada naklejka i w końcu powrocie do gameplay'u. Nie trwa to jakoś strasznie długo, ale, powtórzę się, jest to czynność, którą odwalamy tak często i tak wiele razy, że powinno się to odbywać dosłownie w moment. Ja się pytam: gdzie możliwość poruszania się i "strzelania" jednocześnie? Minusem jest też wspomniany backtracking. Głównych leveli jest bodajże pięć (plus mniejsze dodatki) i jedna sprawa to błądzenie po nich, jeśli czegoś nie możemy znaleźć, a druga to wymuszane na nas "fabularnie" powroty do znanych miejscówek, motywowane tanim chwytem w stylu "zrobiłem ci upgrade książki, teraz możesz zeskanować nowe rzeczy w tych samych miejscach!". No także mało pozytywny ten post, bo i niezbyt mnie Pilo zadowolił. Gierka jest krótka (jakieś 2-3h), wygląda ślicznie (choć design jest dyskusyjny, mi się akurat projekty postaci nie podobają, takie trochę zamerykanizowane anime) i ma odprężającą muzykę, ale to za mało, żeby móc ją polecić.
  2. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na TeBe temat w Rock
    Tymczasem ruszyła sprzedaż na czerwcowy koncert na Tauron Arenie w Krakowie. Jako że nie siedzę w tematach koncertowych od dawna, to ceny uznaję za lekko kosmiczne (szczególnie w kontekście jakości miejsc na danym sektorze). No ale może się wybiorę, 10 lat temu byłem na płycie stosunkowo blisko sceny, więc tym razem mogę jak boomer oglądać z krzesełek. Notabene bodajże 140 zł wtedy bilet kosztował i wydawało mi się to sporo, a żeby było śmieszniej to nie było podziału na strefy, gdzie staniesz/siądziesz, to jesteś. A sama miejscówka, czyli hala Wisły, tragiczna.
  3. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Jest opcja zmiany wyglądu zewnętrznego każdego elementu ubrania na dowolny spośród tych, które już mamy, przy zachowaniu statów oryginału, więc tu akurat bardzo fajnie to rozwiązano, bo można przykładowo pozornie nie mieć na sobie rękawiczek czy kapelusza, ale w praktyce są one "niewidzialne", a dodają punkty.
  4. Mój głos też idzie na 1+2 (choć nie bardzo czaję dylemat: biorąc pod uwagę obecną cenę tych gier i to, jak szybko można je zaliczyć, warto sprawdzić po prostu obie, no ale ok). Akurat sentyment mam plus minus taki sam do całej serii, bo ogrywałem ją mniej więcej tak, jak wychodziły kolejne części, ale jednak dwójeczka to GOAT. Na niekorzyść drugiego pakietu działa to, że czwórka jest mocno wykastrowana (i to, czy podoba się komuś formuła oryginału, czy nie, nie ma tutaj większego znaczenia, po prostu jest mniej zawartości), na dodatek sporo tu pocenzurowano, a OST to kwestia dyskusyjna, bo dominują tu nowe kawałki, w 1+2 jest to bardziej spójne i zbliżone do starych części (choć też sporo poszło pod nóż).
  5. Ja polecam "Jacked", bo tylko ją z tego zbioru znam xD. Czyta się dobrze, no i w końcu dotyczy Rockstar i GTA (choć kończy się w okolicach 2011 roku).
  6. Dlatego najsensowniejsze by było zebrać parę takich opinii i wrzucić je choćby po miesiącu, bo nie uwierzę, że wśród zawodowych graczy-pasjonatów, jakimi są zgredy, nie znajdzie się parę osób, które plus minus w "okienku premierowym" sprawdza co większe/ciekawsze tytuły. Zresztą zgredgen lub jakaś analogiczna forma wracania do już raz ocenionych gier to jedna z rzeczy, o które od dawna postuluję w tematach typu "co byście widzieli w piśmie", i z tego co widzę, nie jestem sam. To, że nie każdy kupi koncepcję i komuś może ona nie pasować, można odnieść w zasadzie do połowy elementów pisma, począwszy od słynnych recek 6/10, przez listy, kącik anime, region filmowy czy recki komiksów. Trudno, PE ma na tyle dużo stron, że czytelnik jakoś przełknie to, że jedna czy dwie z nich niekoniecznie go zaciekawią. Osobiście (i, jak widzę przynajmniej po ludziach z forum, nie należę do mniejszości) nie tylko nie mam problemu z wracaniem do opinii na temat starszych gier (choć to słowo może nie na miejscu, skoro mówimy o nadal w miarę świeżych tytułach), co wręcz robię to regularnie, na co wpływ ma chociażby to, że nie cierpię na FOMO i nie lecę po każdą nowość w "weekend otwarcia". A z drugiej strony, jeśli coś kupiłem i ograłem, to chętnie przeczytam kolejną opinię, mając już wyrobioną swoją. Co więcej, takie przemyślania "po miesiącu" mogą mieć tę zaletę, że są pisane z pewnym dystansem, oderwaniem od hype'u, na spokojnie (bez słynnego pośpiechu "żeby zdążyć z recką"), czy w końcu w luźniejszej formie literackiej. Wyobrażam to sobie trochę jak opinie o gierce na FPE, czy to w jej temacie, czy we "właśnie ukończyłem". Czasami wywiązuje się przy nich rozmowa o grze, która miała premierę nawet parę lat wstecz. Hyde Park to mimo wszystko strasznie ograniczona przestrzeń. Felietony, owszem, często spełniają tę rolę i między innymi dlatego tak lubię je czytać, no ale są ograniczone przez stały zestaw autorów, więc nie spotkam tam Adamusa czy Graby (przynajmniej na razie xD), a np. Zax czy Piechota w danym miesiącu nie sprawdzili akurat nic świeżego (tu patrzę na pytanie miesiąca z ostatniego HP). Także tl;dr: Roger mobilizuj towarzystwo i wracajcie z jakąś formą zg(red)gena, choćby nieregularnie.
  7. Fantastyczna Czwórka: Pierwsze Kroki Miałem już dosyć długą przerwę od MCU, a że rzucając okiem na jakieś tam materiały z nowej FF (chyba nawet trailera nie widziałem) stylistyka mnie zaintrygowała, to postanowiłem sprawdzić. No i było całkiem sympatycznie, choć niestety trzon fabuły opiera się na temacie, którego zupełnie w takim wydaniu nie lubię, czyli rodzicielstwie i całym zamieszaniu wokół narodzin dzieciaka państwa Fantastycznych. Na dodatek jest to podane w tak kliszowy sposób, że można co najwyżej ziewnąć. Ale poza tym ogląda się to dobrze, szczególnie pierwszy akt. Lekko podana geneza naszych bohaterów i przedstawienie ich sylwetek widzowi, świetna wizualnie podróż w kosmos i spotkanie z Galactusem, który mimo, jak to mówią komiksiarze, znerfienia, i tak budzi respekt. Casting raczej trafiony, wiadomo, że Pedro Pascal już właściwie wychodzi wszystkim z lodówki, ale i daje radę, wyróżnię też Człowieka Pochodnię, da się go lubić. Poza ekipą cały film ciągnie wspomniana retrofuturystyczna stylistyka nawiązująca do lat 60, no i muszę ponownie podkreślić, że wyszło to świetnie, a twórcy podeszli do tego całkiem skrupulatnie. Po prostu przyjemnie się na to patrzy, no i wyróżnia film na tle raczej zlewających się wizualnie w jedno innych epizodów w tym uniwersum (i nie tylko). Także spoko popcorniaczek i na pewno jeden z lepszych Marveli, jakie ostatnio widziałem.
  8. Popatrzyłem i aukcji z kompletem jest w sumie niewiele, a jak już są, to ludzie wrzucają wyleżane starocie niewiele taniej, niż wychodzi nowy zestaw xD. Czyli polska klasyka. To już jednak zostanę przy reprincie.
  9. One Battle After Another Czyli "nowy film P.T. Andersona", względnie "nowy film z DiCaprio i Pennem". Poszedłem niemal w ciemno (widziałem trailer i w sumie mnie nie zachęcił, później padła propozycja kina i z braku laku się zgodziłem, bo na nowości żadnej nie byłem chyba ze dwa lata), wiedząc mniej więcej, czego mogę się spodziewać po tym reżyserze. No i dostałem to, czego "oczekiwałem": przydługaśny (2h40m, końcówka już mnie mocno zmęczyła, do tego montaż i muzyka nie pomagają), sprawnie nakręcony, momentami zabawny w lekki i nieprzymuszony sposób, a momentami pretensjonalny i trochę try hardowy, ale też groteskowy film z mocarną obsadą. Fanem Andersona specjalnym nie jestem, nie powiem, że "skończył się na Aż Poleje Się Krew", ale trochę tak jest, bo wszystko co później wypluwał, to dla mnie takie 6/10. Tutaj kolejny raz (po Inherent Vice) dostajemy adaptację prozy Pynchona i kolejny raz zupełnie mnie to ryra, bo jeśli chodzi o literaturę amerykańską, to jestem ignorantem, a na podstawie tych dwóch scenariuszy bynajmniej nie jestem zachęcony do zmiany tego stanu rzeczy, no ale może dla kogoś (pewnie dla widowni zza oceanu) jest to jakiś big deal. Faktem jest, że czuć tu vibe tamtego filmu, a czy to dla kogoś zaleta, niech sam sobie odpowie, dla mnie niekoniecznie. Jest trochę "dziwnie", chaotycznie, choć popisy aktorskie ogląda się z zaciekawieniem i w sumie są chyba największą zaletą filmów tego twórcy (choć Penn jest tutaj już na granicy przegięcia, nie wiem, na ile jego postać była śmieszna w sposób zamierzony, a na ile niezamierzony). Koniec końców, całokształt oceniam in plus, na pewno jest to dzieło lepsze, niż totalnie do zapomnienia Licorice Pizza. No i dla osób uczulonych na lewactwo może to być seans nie do przetrwania, szczególnie przez pierwszy kwadrans. W sumie dla nie lubiących The Last of Us 2 też: strzelająca z RKMu baba w ciąży included.
  10. Nikt nie mówi, że ten proces ma być w pełni efektywny od razu po napisaniu tekstu, ale również z doświadczenia powiem, że wystarczy ze dwa razy przeczytać to, co się napisało (niech będzie, że drugi raz po godzinie) i naprawdę można wyłapać babole. A przecież jak coś idzie do pisma, to tym bardziej nie jest natychmiastowa publikacja, jak post na forum. Tym bardziej, że tutaj rozmowa toczy się specjali.
  11. Kupował ktoś z Was ostatnimi laty mangę Dragon Ball (zwykłą, nie kolorową)? Zamówiłem sobie trochę tomów, czytam i rzuca mi się w oczy trochę "dziwna" jakość wydruku tych bardziej cieniowanych stron. Mam porównanie do tomu z pierwszego rzutu z bodajże 2002 roku i faktycznie część stron w reedycji jest jakby w niższej rozdziałce. Jacyś znawcy powiedzą, czy warto się tym przejmować i ewentualnie polować na jakieś konkretne wydania? Wiadomo, że oryginały są stare i używane, a reedycje można zamówić nowiutkie, więc no tutaj jest to dosyć ważna kwestia.
  12. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Plugawy temat w Graczpospolita
    Oglądanie to jedno, ale bycie PŁATNYM SUBEM kogokolwiek (a już szczególnie takiego zjeba) to już wyższy level. A z tego co widzę u niektórych co popularniejszych nadawców z USA, to takie akcje jak ban z dupy bo czymś tam podważyłeś delikatne ego strimera albo po prostu memicznie jest zablokować kogoś ku ucieszy reszty gawiedzi to norma. Jakiś kurwa syndrom sztokholmski. W ogóle abstrahując od całej otoczki tego patusa, to przecież tego nie da się oglądać choćby przez jego irytujący głos xD
  13. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    New Super Mario Bros U Deluxe (Switch) W zasadzie to grę skończyłem w coopie ze dwa miechy temu, ale uznałem, że podzielę się przemyślaniami dopiero po zaliczeniu jej samodzielnie, co miało miejsce parę dni temu. Faktem jest, że singiel i multi to dwa różne doświadczenia, gdzie samotna zabawa jest odczuwalnie trudniejsza, za to współpraca z innym graczem wzbogaca całość o kilka specyficznych elementów, czy to stosowanych czysto dla funu, czy w celu osiągnięcia jakiegoś celu. Generalnie: nie zachwyciła mnie ta część. Tu zaznaczę, że mam za sobą stosunkowo niedawno skończonego Super Mario Wonder, który to jest grą ze dwie klasy lepszą. NSMBU jest, z braku lepszego słowa, mocno zwyczajny. Taki typowy Mario, gdzie czuć jeszcze vibe starych części w 2D, na dobre i na złe. Na pewno nie pasują do dzisiejszego gamingu patenty takie, jak licznik czasu (owszem, w praktyce ciężko go przekroczyć, grając sprawnie i nie wygłupiając się, no ale zawsze to niepotrzebna presja) czy zupełnie bezsensowne wywalanie na mapę świata po każdej śmierci (zwyczajna strata czasu). Równie oldschoolowy, w najgorszym tego słowa znaczeniu, jest system save: możemy zapisać grę tylko co kilka poziomów (zazwyczaj po walce z bossem/subbossem, w zamku), więc w przypadku stracenia wszystkich żyć może nas czekać powtórka nawet paru poziomów. Absurd. Żeby było "śmieszniej", jest tu dostępna opcja quick save, ale tylko przy wyjściu z gry, a po powrocie stan jest usuwany. Co więcej, jeśli wrócimy do rozgrywki ładując quick save, ale potem wypstrykamy się z żyć, to gra cofa nas do...ostatniego "prawdziwego" zapisu xD. Po zaliczeniu "fabuły" pojawia się co prawda opcja zapisu w dowolnym momencie, no ale teraz to mogą ją sobie już wsadzić, bo i tak nie chce mi się gry masterować. Mechanika to typowy Mario, z pewnymi elementami wyróżniającymi tę edycję: nowe stroje, obecność Baby Yoshi w kilku wydaniach (z różnymi "mocami"), minigierki dostępne z poziomu mapy (można podfarmić power-upy i życia). Wszystko to tworzy ogólnie satysfakcjonującą i przyjemną platformówkę opartą na klasycznych zasadach "idź w prawo, skacz po głowie przeciwnikom i dojść do masztu na końcu poziomu". I jakich bym nie miał zarzutów do NSMBU, to formuła ta jak zawsze zdaje egzamin i ogólnie rzecz biorąc grało mi się dobrze, no ale do topki Marianów ta część się nie łapie. Wizualnie jest spoko, gładziutko, płynniutko i kolorowo, design świata i otoczenia jest ok, ale brak tu elementu geniuszu, jakiejś magii, gimmicków, takich jak choćby we wspomnianym już Wonder, ale też przecież w niektórych starszych częściach. Są momenty wyróżniające się kreatywnością, wrzucające uśmiech na twarz (ot choćby takie w sumie proste patenty, jak level z gigantycznymi przeciwnikami), ale trochę tego za mało. Muzycznie też jest meh. Nie wiem, coś nie do końca zagrało. Ale to nadal Mario i odpalenie go na krótszą sesję zawsze było miłą zabawą. Little Nightmares (Switch) Czyli mała gierka na nocne odpalenie przed snem. No i jak to w takich przypadkach bywa, tytuł starczający na jakieś 2 godziny grania "robiłem" na kilka rat xD. Nie wiem, jakoś momentami potrafiłem się zniechęcić przy jakimś upierdliwym fragmencie, który wymagał przykładowo ucieknięcia przed złolem w idealnym czasie, co do sekundy, bo w innym wypadku czekała nas śmierć i kilkunastosekundowy loading. A po tym niekoniecznie sensownie ustawiony checkpoint. LN stoi designem i atmosferą i tu nie da się ukryć, że jest ciekawie i oryginalnie. Nie zdradzając za dużo powiem tyle, że poruszamy się w mrocznym, często zapaskudzonym bardziej lub mniej sprecyzowanym syfem i nieco klaustrofobicznym otoczeniu, spotykając na swojej drodze groteskowe, mocno obleśne i niepokojące postacie (choć nie wiem, czy to najtrafniejsze określenie), a całość odbywa się przez większość czasu bez muzyki, za to z sugestywnymi odgłosami. Trochę Tim Burton, trochę animacje Sylvaina Chometa (Trio z Belleville, anyone?). Gameplay opiera się na elementach zręcznościowych w postaci skakania, wspinania czy ucieczek przed przeciwnikami (wobec których jesteśmy bezbronni) oraz na rozwiązywaniu raczej prostych zagadek środowiskowych. Trudności w przypadku "platformowania" mogą wynikać z mało precyzyjnego sterowania z dużym lagiem i mylącą perspektywą, gdzie wydaje nam się, że biegniemy "prosto" (czyli gałka w prawo), po czym postać wpada na ścianę/spada z wąskiego gzymsu, bo ją "zniosło". Jeśli natomiast chodzi o momenty wymagające ruszenia głową, to miałem nieraz wrażenie pewnej nieczytelności elementów otoczenia, co wpływało na chwilowe zawiasy. Całość miała dla mnie mocny vibe Inside, co niekoniecznie traktuję jako pochwałę (tam też te skoki i ucieczki na ostatnią chwilę potrafiły wkurwić). Osobliwe doświadczenie. Ogólnie: ciekawostka do sprawdzenia dla wrażeń "artystycznych". Na Switchu prezentuje się bardzo ładnie i poza loadingami nie ma się do czego przyczepić w tematach technicznych.
  14. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Dziedzictwo Hogwartu (PS4) Niecałe 30h na wątek główny i trochę zadań pobocznych i uważam, że to odpowiedni czas, żeby się nie przejeść, ale coś tam poza szybkim przebiegnięciem fabuły zobaczyć i odkryć. Jak widziałem wpisy, że ludzie po kilkudziesięciu godzinach nie byli nawet w połowie, to nie dziwię się, że ich ta gra zmęczyła czy znużyła. No jest to ubisofciak, zajebanie mapy śmieciami, generycznymi aktywnościami typu "zniszcz obozy wroga" czy "przeszukaj jaskinie" osiągnęło tu poziom wręcz absurdalny, ale w takie gry po prostu trzeba nauczyć się odpowiednio grać, żeby sobie ich całkowicie nie obrzydzić: osobiście po prostu sprawdzam sobie na kilku przykładach poziom dodatkowych zadań i ewentualnie olewam resztę, jeśli uznam, że to sztampa na zasadzie kopiuj wklej, wyłączam tryb OCD gracza w temacie znajdziek (trochę poszperam, poznam mapę, podexpię), a kiedy czuję, że gra powoli zaczyna mi się nudzić, lecę już do końca fabuły i elo. Na pewno na plus Dziedzictwa działa uniwersum. Żaden ze mnie fanatyk Pottera, a już na pewno nie w filmowej odsłonie (książki lubię i sentyment, szczególnie do części 1-4, mam) ale i tak udzieliła mi się atmosfera tego świata, zasady nim rządzące (jakkolwiek w wielu momentach zupełnie nielogiczne), zamieszkujące go istoty itd. Sto razy wolę coś takiego, niż nudziarskie zwiedzanie kolejnej epoki historycznej w jakichś Asasynach. Inna sprawa, że postacie i scenariusz są tutaj naprawdę mało interesujące. Chyba jedyny wątek, który w jakimkolwiek stopniu mnie zaciekawił, to poboczne misje-relacje z Sebastianem (jest to też chyba jedyna w miarę zniuansowana i ciekawa osoba). Ominąłem sporo fetch questów, ale wątpię, żeby czekały mnie tam jakieś niesamowite wrażenia w tym względzie. Wracając do historii: sam fakt, że nasz bohater to totalny random, wskakujący do Hogwartu na piąty rok w zasadzie bez żadnego tła, to zmarnowany potencjał. Ja wiem, że to RPG, gdzie tworzymy postać i jest ona tylko naszym avatarem (notabene kwestia wyboru tembru głosu, choć pomysł sam w sobie ciekawy, została rozwiązana na tyle słabo, że jeśli nie chcemy mieć wrażenia, jakbyśmy mieli jakieś problemy z dźwiękiem, to lepiej zostać przy defaultowym tonie), ale do mnie to nie trafia. Wydarzenia z grubsza po mnie spływały, niby mamy tu jakiś wątek "wybrańca", odkrywanie tajemniczej przeszłości, potężnych magów i potężne gobliny, ale wszystko to jest jakieś takie mdłe i zwyczajnie nudne. Postacie nie mają charyzmy (nawiasem mówiąc mam wrażenie, że 3/4 napotykanych NPCów to kolorowe kobiety), dialogi to głównie pozbawiona emocji ekspozycja, nie ma tu jakichś zwrotów akcji, a zresztą nawet jakby były, to pewnie skwitowałbym je wzruszeniem ramion. Szkoda, bo mając pełną licencję i taki materiał źródłowy, można było z tego wykrzesać dużo więcej. No i karny kutas za to, że do obejrzenia true endingu wymagane jest chamskie farmienie levelu naszego bohatera. W tym wszystkim robotę robi gameplay. To typowy open world, więc jest tu wszystkiego po trochę, ale parę elementów twórcom się naprawdę udało i wyróżniają grę na tle innych "przygodowych RPG akcji". Pochwalić muszę choćby walkę z użyciem magii: fajne wykorzystanie wiodącego elementu tego świata. Nie będę wchodził w szczegóły systemu, ale jest tu sporo różnorodności, możliwych kombinacji i zabawy, starcia dają satysfakcję i momentami są wyzwaniem, choć to akurat wynika trochę z taniego patentu, jakim jest przeskalowanie HP wrogów, którzy są choćby jeden lvl wyżej od nas (co pod koniec może być problematyczne, bo nie wczuwając się zbytnio w robienie pobocznych zadań, levelowanie mniej więcej powyżej 28 poziomu idzie już powoli, a końcowi wrogowie to okolice 30-32). No i czasami w starcia wdziera się chaos, szczególnie przy dużej liczbie mobków, gdzie jeden wymaga użycia jednego rodzaju magii, drugi innego, a w międzyczasie trzeba unikać lub parować ataki, jednocześnie pilnując zdrowia. Co nie zmienia faktu, że gra jest raczej łatwa (pomijając ostatniego bossa: uwielbiam, kiedy twórcom relaksującej, casualowej gry nagle na jeden moment odpala się tryb From Software xD). Fajne są epizody związane z nauką w szkole. Co prawda, znowu użyję tego sformułowania, potencjał był dużo większy (Bully w klimatach Pottera?), ale i tak miło jest między głównymi, "poważnymi" zadaniami wskoczyć na jakąś lekcję i nauczyć się nowego zaklęcia. Co prawda w pewnym momencie sprowadza się to praktycznie tylko do obejrzenia cut-scenki i odwalenia krótkiego QTE, ale i tak klimat się udziela. Szkoda tylko, że na pewnym etapie, żeby poznawać nowe czary musimy robić trochę żmudne zadania. Sporo tu aktywności, które niektórych mogą wciągnąć na dodatkowe godziny, a ja olałem je po wykonaniu minimum potrzebnego do postępu scenariusza. Mówię tu przede wszystkim o Pokoju Życzeń i powiązanej z nim "hodowli" zwierzaków. No nie moje klimaty. Podobnie zresztą jak hodowanie roślinek czy przyrządzanie eliksirów, ale tak mam prawie w każdej grze oferującej takie patenty. Natomiast podróżowanie na miotle przypadło mi do gustu, co prawda samo uczucie lotu jest jakieś takie mało dynamiczne, ale i tak fajnie sobie wskoczyć w niemal dowolnym momencie na kija i przyspieszyć eksplorację. Oczywiście tam, gdzie się tylko dało, korzystałem z szybkiej podróży (punkty dostępne po odkryciu ich samodzielnie "na piechotę"), bo mapa jest naprawdę duża, a zadania niestety skonstruowano w taki sposób, że skakania tam i z powrotem po odległych punktach, żeby z kimś pogadać, jest sporo. Na starej konsoli wiąże się to niestety ze sporą liczbą umiarkowanie długich loadingów, upierdliwych szczególnie przy wkraczaniu do osobnych, większy lokacji, które stanowią często trzon misji. Tu niestety muszę dać minusa, bo te poziomy to zazwyczaj dłużące się, generyczne labirynty/jaskinie/komnaty. A już najbardziej mnie zmęczyły Próby, wymagające "zabawy" z elementami otoczenia i portalami (kto grał, ten wie). Aha, wyróżnienie za upierdliwość trafia do systemu ekwipunku i znajdowania lootu. Śmieci wokół nas walają się tonami, a większość "użytecznych" przedmiotów, to ciuchy: poza umożliwieniem nam rozwijania swojego talentu stylisty (trochę szydzę, ale w sumie jest jakiś fun w dobieraniu sobie odpowiedniego stroju xD), wpływają one na nasze staty. No ale nosić ich przy sobie możemy naprawdę niewiele (pojemność kieszeni zwiększają-a jakże-aktywności poboczne, ale trzeba ich zrobić tyle, że w pewnym momencie już to zlałem) i w rezultacie albo trzeba co chwila latać do sklepów, żeby je spieniężyć, albo pozbywać się jednych, żeby zrobić miejsce drugim. Technicznie na PS4 jest średnio. O ładowaniu już wspomniałem, wizualnie niestety mocno czuć, że to biedniejsza wersja i mocny downgrade w stosunku do current genów. Gorszy wygląd postaci, rozmazane tekstury, słabsze oświetlenie czy niższa rozdziałka rzucają się w oczy. Za to framerate nie jest zły, a wyłączając blokadę klatek można dosyć często cieszyć się płynnością sporo ponad 30 FPSów. Na plus ogólnie rozumiana warstwa artystyczna: design budynków (na czele z Hogwartem oczywiście), wnętrz, elementów otoczenia. Przymykając oko na czysto techniczne aspekty, są tu momenty naprawdę ładne (co starałem się uchwycić na screenach). Doceniam też fakt, że dostajemy zmienne pory roku: zima zawsze spoko. Muzyka robi robotę, czuć inspirację Williamsem (a momentami po prostu użyto jego kompozycji, przede wszystkim motywu przewodniego z filmów) i odgrywa ona naprawdę znaczącą rolę w budowaniu magicznej atmosfery tego świata. Kończąc już, bo trochę się rozpisałem, a i tak na pewno coś pominąłem: Hogwart's Legacy to tytuł ogólnie niezły, ale bardzo nierówny. Sporo rzeczy robi dobrze, ale zanurzone to jest w morzu powtarzalnych, schematycznych czynności. Można oczywiście pominąć większość z nich, ale sporo jest obowiązkowych. Grając, że tak powiem, "nieodpowiednio", można się odbić. Mnie się udało stworzyć sobie takie doświadczenie, że całokształt będę wspominał jako przyjemną, niezobowiązującą przygodę, bez głębszych przeżyć czy oczekiwania na sequel. Zabrakło też tożsamości, wszystko jest bezpieczne i często niestety mdłe: tu patrzę na otoczkę fabularną. Samym lore człowiek nie użyje, tym bardziej, kiedy jego poznawanie to w dużej mierze szukanie setnej kartki z księgi notatek. Sam pomysł na osadzenie gry w otwartym świecie nie był zły, ale całość powinna być bardziej skondensowana. Takie 6/10, dla miłośników tego świata spokojnie oczko wyżej, z drugiej strony ci, którzy za uniwersum Pottera nie przepadają lub nawet podchodzą do niego z obojętnością, raczej nie mają tu czego szukać. c.d.
  15. News o nowym rzucie tego składanego normalnie przyjąłbym z radochą, w końcu od dawna się nosiłem z jego kupnem, ale pojawienie się w ofercie tego "gotowca" za 1400/1200zł (za tyle znalazłem w innym sklepie) mi stworzyło dylemat. Kurwa no drogo trochę, ale bez bawienia się w składanie, malowanie, a jakość materiałów ma być naprawdę dobra. No i w obu przypadkach tyle czekania. Ale tak czy siak któregoś muszę mieć. Zamawialiście kiedyś coś z Dystryktu Zero na zasadzie przedsprzedaży? Te daty są orientacyjne i możliwe, że będą mieli na stanie wcześniej?

Configure browser push notifications

Chrome (Android)
  1. Tap the lock icon next to the address bar.
  2. Tap Permissions → Notifications.
  3. Adjust your preference.
Chrome (Desktop)
  1. Click the padlock icon in the address bar.
  2. Select Site settings.
  3. Find Notifications and adjust your preference.