Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Bioshock: Infinite
Nie nagniesz gustu, ale raven ostatnio lubi się stawiać w temacie jakiegoś, nie wiem, proroka, prawdy objawione rzuca, oczywiście tak troszkę pod prąd innym, hipstersko. Niedawno skończyłem Bioshock : Infinite i nie przyłączę się ani do fali spustów i ocen 10/10, ani do reakcji z drugiej strony i "B : I crap, zagrajcie se w System Shocka". Dodam jeszcze, że, jak z większością gier, nie płynąłem z hypem, śledząc każdego screena i trailer, obejrzałem w sumie pierwszy teaser i ze dwa filmiki dotyczące przeciwników i to mi wystarczyło, stąd nie będzie lamentów typu "czym ta gra mogła być, patrząc na gameplay z E3 2011". Po pierwsze, zarówno pod względem, że tak się wyrażę, wciągnięcia mnie w świat przedstawiony, jak i gameplay'u, stawiam wyżej obie poprzednie części serii. Co nie zmienia faktu, że zmiana miejscówki była dobrym i mądrym pomysłem, bo trzeci raz szlajanie się po Rapture byłoby już chyba męczące (choć chętnie tam wrócę w DLC). Columbia jest świetna, z jednej strony skrajnie odmienna od Rapture, ale jednocześnie założenia są podobne i dobrze znane fanom serii. Klasyczne patenty, jak plakaty propagandowe, stroje i wygląd z epoki, muzyka (tu dochodzi jeszcze sprawa muzyki z "przyszłości", ciekawa sprawa), to wszystko cieszy jak zawsze. Patent z railway'ami fajny, dodaje jakiejś dynamiki walkom, bo jako środek transportu, to po prostu bajer. Ogólnie co do walki, to jest na nią położony dużo większy nacisk, niż w prequelach, i szkoda, na dodatek wszystko jest takie jakieś masowe, dużo przeciwników, dużo broni, dużo amunicji, dużo vigorów, a w tym wszystkim, przy jednorazowym przejściu, niczym się tak naprawde nie nacieszymy. Po chooj tysiąc broni i opcji jej upgrade'ów i jednocześnie opcja noszenia dwóch pukawek ? Upgrade'y vigorów z reguły mało przydatne, a na początku kurevsko drogie. Nie zmienia to wszystko faktu, że strzela i walczy się naprawdę przyjemnie, czysty fun. Więksi przeciwnicy nie robią takiego wrażenia (Handyman, choć designowo ciekawy, to jednak szału nie robi), za to Songbird jest świetny, melodyjka, odgłosy, rola w grze, duży plus. Co do postaci, to jest ok, protagonista bardziej charyzmatyczny niż do tej pory, Elizabeth spoko, ale nie wiem, skad taka podjara niektórych fanów, ot dobrze przemyślana postać współpracująca z graczem. Co do fabuły, to nie będe ukrywał, że nie wyłapałem wszystkiego samodzielnie przy jednym przejściu gry, ale po kilku analizach z neta itd. mogę powiedzieć tak : szacunek dla twórców za wysiłek w to włożony i jako tako sensowne połączenie, jednak No ale jest to i tak poziom lub dwa wyżej niż większość blockbusterów ostatnich lat. Bioshock to Bioshock, sprawdzić trzeba, jest to tak czy siak rewelacyjna gierka, a że nie tak dobra, jak poprzedniki, no to cóż. Edit : już zrobione, sorry, jak ktoś się naciął. Z drugiej strony, to, że mamy , to w gameplay'u po godzinie jest wyłożone.
-
Tede - Elliminati
Wujek : jak dla mnie godne uwagi są : Charlie S Nie Banglasz Tak Się Robi HH 2/remix (choć na początku ni chooja mi nie podeszło) Szklane Domy Ogólnie fanem TDFa nie jestem, ba, właściwie w ogóle nie sprawdzam jego twórczości, nie pasuje mi za bardzo jego styl, ale Elliminati okazało się całkiem całkiem albumem.
-
patent, który psuje Wam całą grę...
No na pewno duża w tym wina udzielania się podniety, a potem przerwy od hype'u. Ja gram w tytuły obecnej generacji w większości po dłuższym czasie od premiery, kiedy mi pasuje czasowo i, że tak powiem, klimatycznie, i jest ok (z małymi wyjątkami to nawet 2-3 lata opóźnienia). Jednak mam coś podobnego jak Ty w przypadku gierek na PS2, odpalam i każdy problem dwa razy mocniej odrzuca od gry, jakoś mi się w ogóle szybko odechciewa grać Co do patentów, które psują mi grę, to wspomniany wcześniej, długi czas loadingów, ostatnio chociażby Deus Ex : HR na PC, koszmar, loading po 40-60 sekund, niezależny od mocy sprzętu czy ustawień, DLC śmigało już normalnie. Teraz pykam na PS2 w Secret Agent Clank, loading za każdym razem trwa ok. 45 sekund (przy 10-15 sekundach w trylogii na PS2) i to przy naprawdę krótkich i prostych technicznie (w końcu port z PSP) levelach. Czasem po prostu się nie chce włączać konsoli. Drugi motyw, to brak opcji przerwania cut-scenek. Nie wiem, co kieruje ludźmi, którzy takiej opcji nie implementują i czemu nie biorą pod uwagę sytuacji, że ktoś powtarza dany fragment rozgrywki, bo zginął albo przechodzi gierkę drugi raz. Dramat.
-
Odżywianie
Ja bym stawiał na ryby mimo wszystko.
-
OFFTOPIC
Na dodatek strawienie białka kosztuje więcej kalorii, niż strawienie węgli i tłuszczu, stąd kolejny plus przy redukcji. Natomiast jedzenia ponad 3g/kg masy nie pojmuję, o ile ktoś nie jest kulturystą, no ale jak Cię stać (szarku), to śmiało, nie wiem tylko, jak tam nerki to odbierają.
-
Pytania różne i różniste
Tylko jak to z tymi dyskami wygląda ? Może być dowolny dysk 2,5 cala, tak ? Podłącze do SS bez kieszeni ? Jak z ich awaryjnością, gdybym znalazł gdzieś używany ?
-
Pytania różne i różniste
Jaka, według Was, opcja kupienia PS3 wyjdzie na ten moment najtaniej i najsensowniej ? Stawiam raczej na nówkę, w ostateczności na jakąś używkę z aktualną gwarancją. Wiadomo, że te wersje Super Slim (pomijając, że jest to model choojowszy sam w sobie) z 12 GB nie mają sensu z uwagi na dysk, no ale może kupić taką i dokupić HDD ? W temacie dysków do PS3 jestem laikiem. Osobiście by mnie satysfakcjonowała wersja Slim 160 GB, ale coraz ciężej będzie dostać nówki, no i cenowo też są to z reguły okolice 830 zł. Co poradzicie ?
-
Odżywki, Gainery itp.
Bo to w sumie jedzenie dwa razy tego samego, tyle, że jedno powoduje większe łapanie wody, czyli jak miałbyś dwa miesiące jeść jedno i drugie, ale, przykładowo, rano mono, popołudniu jabłczan, to na dobrą sprawę "czyste" działanie na mięśnie będzie takie samo, a i wodę złapiesz pewnie tak, jakbyś jadł samo mono. Czyli odpada jedyna ważna różnica w efektach między tymi specyfikami. To tak na chłopski rozum, nie mam pojęcia, jak to wygląda od strony biologicznej. Kanabis : dokładnie o tym piszę.
-
Odżywki, Gainery itp.
Ogólnie ciekawe obalanie mitów, ale dla tego typa wszystko, co nawet poprawia wygląd, obwody, a nie niesie za sobą zwiększenia siły, jest chooja warte, z czym nie zgodzi się wiele osób, które trenują TYLKO dla wyglądu. Wiadomo, siłacz się będzie śmiał z napompowanego, ale słabego zawodnika, ale w sumie co z tego ? Jak taki człowiek nie ma (a chyba 95 % ćwiczących na siłowni nie ma) na celu jakichś startów w zawodach itd, to wiele tych podpunktów to będzie czyste czepialstwo. Co do kreatyny, to również się trzymam zasady, że tylko mono ma sens.
- Konsole nowej generacji
-
Stare gry są fajne.
Nie chodzi o to, że tu ktoś się łudzi czy oczekuje, że coś się zmieni, ja się odnoszę do tego, że dla narzekających na obecny "styl" w mainstreamie niekoniecznie uniwersalną receptą jest "grajcie w indie kuhwa !", a już nie pierwszy raz się z tego typu podejściem spotykam. Z resztą zgoda, choć Halo to jest raczej uważane za kwintesencję core'u.
-
Dragon Ball (także Z, GT i Super)
DB GT do pojawienia się Bebi to niestety kiszka, potem robi się ciekawiej, ale cały ta otoczka, główni wrogowie (no może poza smokami) są naciągane i jakieś oderwane od klimatu serii. No i główni bohaterowie zawodzą (Trunks, jak już napisano, pierdoła, Pan słaba i Goku jakoś trzymający poziom). Co nie zmienia faktu, że SSJ4 i fuzja w Gogetę (jedyny raz w serialu), to były mocarne momenty. Podjazdu do przeprzednich serii tak czy siak nie ma.
-
Beka z rapsów, raperów, ich fanów pozerów
Kogo rozumiesz przez "każdy" ?
-
Stare gry są fajne.
Wiesz kaz, niektórzy chcieliby po prostu różnorodności nie tylko w tzw. grach indie, tylko też blockbusterach, proste. A jakie są tego powody, to mi się nie chce rozpisywać. Ludzie tęsknią za takimi grami, jak Medievil, Soul Reaver, nie wiem, stare Tenchu, Sheep dog n' Wolf, platformówki z czasów 32/64 bitów, a to nie jest poziom obecnych gierek indie raczej.
-
Crash Bandicoot 3: Warped
To wychodzi na to Sebastian, że mimo wszystko najbardziej propsujesz jedynkę za poziom trudności. Dla Ciebie to jest najbardziej znaczący aspekt, dla kogoś innego nie. Ja kończyłem Crashe w kolejności 3, 1, 2 o ile się nie mylę, w każdym razie trojka byla na pewno pierwsza i cóż, zagranie potem w jedynkę to był spory przeskok w kwestiach czysto estetycznych, muzyka też jakaś taka zamulasta (w dwójce i trójce rewelacja), jest niezbyt duża różnorodność miejscówek i liniowość rozgrywki, plus niewygodny save, dla mnie to aspekty, które decydują o tym, że jedynkę stawiam najniżej w rankingu trylogii.
-
Django Unchained
No obejrzałem w końcu. Film wokół którego wytworzył się ogromny hype i miała miejsce masa spustów, moim oczekiwaniom nie do końca sprostał. Od Quentina nie widziałem tylko Deathproof, i jeśli mam się bawić w jakieś rankingi, to Django stawiam na poziomie Bękartów i Kill Billów, czyli najniżej (poza Jackie Brown, ale to oglądałem dawno i może teraz bym zrewidował ocenę). Porównywanie do Pulp Fiction czy RD jest wg mnie nie na miejscu. Tak chwalona muzyka, dla mnie bez szału. Gra aktorska oczywiście rewelacyjna, z wyróżnieniem dla Waltza i DiCaprio. Film wciąga, nie dłuży się, mimo czasu trwania, ale też chyba w żadnym momencie nie sprawia, że emocje naprawdę sięgają zenitu. Nie wiem, całość mnie nie powaliła. Co nie zmienia faktu, że jest to nadal dobry film i jak wszystko od Tarantino, pozycja obowiązkowa.
-
Serduszko na Filmwebie i IMDb <3
W ocenianie cyferkami bawię się od niedawna, odkąd założyłem konto na filmwebie i traktuję to jako czystą zabawę i oczywiście budowanie bazy obejrzanych filmów. Natomiast w jakiekolwiek dyskusje tam nawet się nie zaczynam wciągać, bo to bez sensu. Oczywiście nie oceniam czegoś, czego nie widziałem, a czasem również czegoś, co widziałem bardzo dawno. Jak traktuję takie ocenianie : na pewno nie wczuwam się nigdy w jakiś wyższy cel tego działania, chęć, jak to niektórzy tu próbują określić, obiektywnej oceny, oddania szacunku dziełu : oglądnąłem film, daję ocenę na podstawie frajdy, przyjemności, jaką mi sprawił seans. Czasem też ze względu na sentyment, nie ukrywam. Mogę dać ósemkę Kosmicznemu Meczowi i dać 5/10 Odysei Kosmicznej 2001, trudno, a że jako sztuka filmowa są to dwa skrajne poziomy, to inna bajka. Dlatego inaczej sprawa wygląda, jak mam wyrazić jakąś bardziej rozbudowaną opinię. Upraszczając to wszystko, w pewnym sensie zgodzę się z tym, co napisał Kalinho : albo coś jest shitem (bardzo rzadko, bo raczej oglądam filmy, o których przed seansem mam jakiekolwiek pojęcie, żeby nie marnować czasu, więc crapów lub rzeczy typowo nie w moim guście nie tykam), albo średniakiem, albo kozakiem. Z podziałem ostatniego na "świetne" i "objawienie". Jeszcze zacytuję Manora : Przecież o to tu chyba chodzi w tym wszystkim, żeby to było zgodne z Twoim sumieniem, odczuciem, a nie z jakąś wyższą prawdą objawioną. Można założyć, że większość tu piszących nigdy nie będzie alfą i omegą w dziedzinie kinematografii w ogóle, no ale to znaczy, że mamy przestać oceniać filmy ? Z jednej strony łapię o co Ci chodzi i się częściowo zgodzę, szczególnie, jak taki ignorant zaczyna z wielkim przekonaniem besztać jakieś dzieło, albo zaczynają się wypowiedzi już bijące nie w film, a innych ludzi (film dla debili/tylko debilom się spodoba/jak ci się nie podoba, to jaki ty masz gust itd.). No ale mimo wszystko, czy chcesz odebrać komuś prawo powiedzenia, że JEMU się nie podobało ? Bez względu na powody wynikającego z jego, nie wiem, gustu, obeznania, charakteru. Na tym polega ocenianie. Problem zaczyna się, gdy ktoś nie wytrzymuje i zaczyna narzucać swoją słuszną rację innym (ignorant czy ambitny krytyk, nie ma tu znaczenia).
- Konsole nowej generacji
-
Platformówki których fenomenu nie rozumiecie.
Little Big Planet. Może nie tyle nie rozumiem, co po prostu te wszystkie spusty, oceny i ogólna podjarka nastawiły mnie na to, że siądę do gierki i zostanę momentalnie wciągnięty, dostanę czysty fun, a tu w sumie nic takie nie nastąpiło, raczej gra mnie odrzuciła. Dziwna, zbyt dla mnie bezwładna fizyka, design plansz głównych słaby, gameplay bez rewelacji. Miałem z nią styczność kilka razy po kilka minut, więc zakładam sprawiedliwie, że pewnie jak bym do gierki usiadł na dłużej to bym wsiąknął w ten świat, no ale niesmak zostaje. Nie wspominam o edytorze, bo w ostatnich latach takie bajery mnie nie jarają, ani by mi się nie chciało czegoś tworzyć, ani przeszukiwać zbiorów plansz z neta.
-
The Hobbit
Obejrzałem w końcu Hobbita. Zaznaczam, że nie jestem jakimś fanem Śródziemia, ot, Władcę przeczytałem jakoś w okresie premier filmowej trylogii, podobnie z Hobbitem, którego przeczytałem z pół roku temu, książki oceniam pozytywnie, ale tak jak mówię, nie wciągam się w szczegóły tego świata jakoś mocniej. Filmowa trylogia jest świetna, z naciskiem na drugą część, Drużyna dla mnie najsłabsza i właśnie do niej bym porównał Hobbita. Film lekko rozwleczony, przymulający, jak już postawili na tworzenie nowej trylogii (bardzo naciągana decyzja), to spokojnie by wystarczyły dwie godziny materiału w każdym z filmów. Takich naprawdę rozwalających scen nie stwierdziłem (seans w kinie to pewnie inna bajka), plus za prolog, kilka widoczków, całkiem efektowną scenę z gigantami no i epizod z Gollumem. Muzyka, poza znanymi i lubianymi motywami z trylogii LOTR, raczej niezbyt charakterystyczna (w miarę fajna melodia pieśni krasnoludów), co też ma wpływ na moc określonych scen. Co nie zmienia faktu, że klimat tego świata jest mocny (mimo, że nie przepadam za typowym fantasy). Aha, jak już parę osób zauważyło, film w temacie CGI nie zrobił chyba żadnego kroku naprzód od Powrotu Króla, a momentami efekty wypadają nawet gorzej. Zresztą to nie jedyny przykład z ostatnich lat, także nie wiem, co jest grane. Cóż, zaraz po przeczytaniu książki miałem wielką zajawkę, żeby obejrzeć film, ale wyszło jak wyszło, trochę czasu minęło, emocje siadły i teraz jakbym miał się bawić w ocenianie to takie 7/10. Czekam jednak na kolejne części i z chęcią je obejrzę, bo w książce również najciekawsze miało się dopiero wydarzyć.
-
POPEK [2013] MONSTER
Grubo, czekam oczywiście.
-
Only God Forgives
Byłem w kinie (swoją drogą, w weekend wieczorem pustki) i niestety trochę żałuję. Nie da się uniknąć porównań do Drive, także powiem tyle, że OGF raczej nie ma do niego podjazdu. Ja wiem, że drugie dno, artyzm itd., no ale mnie zwyczajnie film zawiódł, jest momentami rozwleczony, historia przedstawiona wyrywkowo, rola Goslinga jest mało rozbudowana, w zasadzie to najwięcej pokazał ten policjant, zresztą największy kozak w filmie. Plus za muzykę, zdjęcia i egzotyczny klimat. No i film ma parę mocnych scen przemocy. Tak jak wspomniałem, dużo poniżej oczekiwań, aczkolwiek warto sprawdzić, bo wywołuje raczej skrajne emocje.
-
Elysium
W sumie kierując się samym nazwiskiem twórcy to pewniak, a jako że lubię si-fi, to się wybieram do kina. Co prawda założenie trochę przeruchane ("biedni na dole i źli bogaci na górze, odbierzmy im to bogactwo !"), ale wizualnie może być świetnie.
-
Fotki
Podbijam Kazuba, bo niektórzy to skrajności, albo abstynencja, albo zadupcenie się do zgonu co weekend. Oczywiście, że da się bawić i mieć życie towarzyskie bez używek, zresztą sam jestem osobą, która w porównaniu do swojego towarzystwa naprawdę niewiele baluje, właśnie z powodu sportu, ale jak dla mnie są okazje i sytuacje, w których zabawa całkiem na trzeźwo ma mniejszy sens. Że nie wspomnę o jakichś pojedynczych piwach czasami.
-
Twoi faworyci z E3 2013
Dla mnie TitanFall słabo, prawie zero zainteresowania w moim przypadku, Destiny trochę lepsze wrażenie na mnie zrobiło, ale jeśli to mają być hity targów i kierunek, w którym się "rozwijają" blockbustery, to lekka lipa.