Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Sekiro: Shadows Die Twice
No niestety szarpanie na zwykłej PS4 jest dosyć częste. W grze, w której często liczy się reakcja wyliczona co do ułamka sekundy, płynność rozgrywki to jednak ważna rzecz. Jak widzę na twitchu, jak to ślicznie śmiga w 60 fps, to aż mi się żal robi. Także wersja na PC to dobry wybór. Co do DLC, to ja sobie odpuszczę, nie przekonuje mnie taka zabawa. Boss rush xd? Jak cała gra to praktycznie boss rush, a jak się jest obcykanym na NG+, to fragmenty między szefami można praktycznie przebiec. Ja zostawiam grę w spokoju, zrobiłem co miałem zrobić, co się nawku.rwiałem, to moje, misja zaliczona.
- 3 919 odpowiedzi
-
- sekiro
- shadows die twice
- fromsoftware
- ps4
-
Oznaczone tagami:
-
Red Dead Redemption PS3
Nie zgadzam się, a mówię to ogrywając właśnie Vice City. Trochę drewna trzeba przeboleć (system save'ów, TRAGICZNE celowanie i brak swobodnej kamery), ale cała otoczka, misje i scenki są eleganckie. Ta formuła "minuta scenki przed misją i lecisz" sprawdza się idealnie. W ogóle, odpalasz grę na godzinkę, rach ciach parę misji, miasto stosunkowo małe, wszystko sprawnie i szybko. A nie 10 minut dojeżdżania w narzuconym tempie na misję, słuchając opowieści towarzysza, żeby później chwilę postrzelać i wracać. No i charyzmatycznych postaci (czego zasługą jest też świetny casting) z dobrymi dialogami jest tam pełno. Umberto Robina, Ricardo Diaz, Phil Cassidy: goście mieli kilka scenek, a czasem dosłownie parę linijek dialogów, a po 17 latach pamiętałem ich nazwiska i niektóre teksty. Co dostaliśmy później? Steve Haines, bracia McReary, PLAYBOY X xd? Potężne, charyzmatyczne mordy. W porównaniu do "ery HD" czuć tu duży luz i wręcz arcade'owy sznyt. R zdecydowało się iść w trochę poważniejsze i realistyczniejsze klimaty, bo takie czasy, ale część graczy, takich jak ja, oczekuje od serii czegoś innego. Dlatego właśnie IV była dla mnie może nie tyle zawodem, co na pewno nie wymarzonym next-genowym GTA i dopiero w piątce poczułem trochę dawnej serii. Zdaję sobie sprawę, że to już nie wróci i zawsze mogę pograć w Saints Row, no ale jednak. To jest właśnie kwestia preferencji i oczekiwań. Kiedyś sprawa była prosta: chcesz zabawnej zadymy i satyry, masz GTA. Chcesz powagi: masz Mafię i The Getaway. Grałem i propsowałem i jedno i drugie podejście. Oczywiście nie umniejszam fabule czwórki, bo sama w sobie jest chyba najlepszą w serii, ale oprócz scenariusza ten klimat był wyczuwalny w całości.
-
Red Dead Redemption 2
To są właśnie te detale xd. I gierka ma takich upierdliwych "immersyjnych" motywików sporo. A co do szybkiej podróży, którą jakiś czas temu mi tu podpowiedziano, to działa tylko w jedną stronę, z obozu gangu xD. A że obóz jest zawsze na jakimś wygwizdowie, to w sumie o kant du.py takie rozwiązanie rozbić. Szczególnie, że z obozu zazwyczaj ruszamy na misję z obowiązkowym przydupasem. Ostatnio nie grałem 4 dni, w ogóle nie miałem ochoty odpalać kowbojów, jak już miałem okazję pograć, to wolałem odpalić PS2 i VC po raz setny, co świadczy samo za siebie. W RDR2 dobrze się bawię w zasadzie tylko w czasie samotnego free roamingu. Jak włączam jakąś misję i słyszę "trzeba podjechać tu i tu", myślę sobie-no dobra. Ale zaraz słyszę "Micah/Sean/Swanson/inna niezwykle charyzmatyczna postać z tobą pojedzie", i już humor zepsuty xd.
-
Ghost of Tsushima
Masz na myśli Genichiro? Jeśli tak, to animacja jest zmieniona (no chyba, że kiedyś tak nie było i zmienili patchem czy coś, ja grałem niedawno). Łatwo to sprawdzić robiąc NG+, kiedy to raczej już można sobie poradzić w prologu.
-
Jaką grę wybrać?
A ja grałem w oba tytuły i oba warto sprawdzić, bo różni je bardzo wiele, ale jeśli miałbym decydować "albo/albo", to zdecydowanie Days Gone. Zwyczajnie przystępniejsza i zapewniająca więcej funu giereczka.
-
Odżywki, Gainery itp.
No niestety to pierwszy sygnał, że coś jest nie tak. Universal czy nie, tekturka zawsze powinna być. Co więcej, jeśli kreatyna leżała rok w takim niehermetycznym opakowaniu, to w ogóle śmiem twierdzić, że raczej nie nadaje się do jedzenia. Nie lepiej pojechać normalnie do sklepu stacjonarnego? Kupowanie odżywek przez allegro to jakoś w ogóle mało przekonujące dla mnie.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Jasne, to jest chlubny wyjątek, świetny film. Zresztą spotkałem się już nie raz z głosami osób, które mają za sobą cały "kanon" złotej ery Holly, że "12 Gniewnych Ludzi" zestarzało się najlepiej.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Wiesz co, myślę, że po prostu filmy poniżej pewnego rocznika (tak plus minus 1965) są dla mnie po prostu niestrawne. Specyficzne podejście do reżyserii, gry aktorskiej etc. (oczywiście generalizuję), im dalej "w las" (czyli w przeszłość), tym gorzej. Ominie mnie może przez takie podejście dużo dobrego kina, no ale trudno, nie da się obejrzeć wszystkiego.
-
Ależ mnie te trofea wpieniają
Jak kończę gierkę grając po swojemu i widzę, że mam już sporo trofeów, które wpadły naturalnie, po czym przeglądam listę i okazuje się, że do platyny nie trzeba robić jakichś chorych motywów, to owszem, kusi mnie wbić te yebane pucharki, bo jednak jakaś tam satysfakcja, swoiste katharsis i uczucie "no, teraz już faktycznie skończyłem grę" się pojawia i działa na mózg gracza. Zdarzyło się nawalać jakieś gó.wniane czynności, bo zostały dosłownie dwie, trzy trofki (ostatnio np. Sekiro i farmienie expa, co było o tyle bolesne, że gra zachęcała do maksowania i wbicia innych trofek samym gameplay'em, ale to konkretne to była przesada) i tak obiektywnie patrząc, to było zwyczajnie głupie, no ale co zrobić, każdy ma chwile słabości. W przesadę jednak nie wpadam. Mam kumpla, który napie.rdala platyny prawie we wszystkim, w co gra, jednocześnie mając w backlogu kilka topowych gier tej generacji. Dla mnie to marnowanie czasu i wręcz zaburzenie.
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
The Signal (2014) Mimo, że twórczość Myszaqa w PE mnie mocno odrzuca, to kiedyś skusiwszy się na przeczytanie jego wypocin, trafiłem na zarys fabuły tego właśnie tytułu, który trochę mnie zainteresował. Samym filmem jednak się zawiodłem i to mocno. Ot taki typowy "młodzieżowy" thriller w sosie sci-fi. Pełno gatunkowych klisz, mało znane twarze na pierwszym planie (i Morfeusz na drugim, jedyna interesująca postać swoją drogą), czuć mały budżet i brak tego czegoś. Lekki uśmieszek wywołują jedynie momenty interakcji ze "zwariowanymi" mieszkańcami miasteczka, a rozwiązanie całej zagadki wzbudza trochę zainteresowania, ale całość mnie wynudziła. Typowe kino klasy B. Obywatel Kane To taki film, który wypada obejrzeć, ale żeby w pełni docenić dokonanie Wellesa i zrozumieć "o co tyle hałasu", trzeba potem przeczytać rozprawki prawdziwych znawców kina na jego temat. No bo nie oszukujmy się, poza całą otoczką obcowania z czymś "ważnym", film zwyczajnie nie bardzo ma czym zachwycić dzisiejszego widza, i to jest naturalne. Nie powiem, pod względem formalnym nadal robi momentami wrażenie nawet na takim prostym odbiorcy, jak ja (zdjęcia, no i świetna charakteryzacja-efekt postarzenia aktorów wypada lepiej niż w niejednym dzisiejszym filmie). No ale są momenty zwyczajnych dłużyzn, a całość nie jest zbytnio wciągająca. Ciężko się to ogląda i tyle. The King of Staten Island Raczej przejdzie u nas po cichu (premiera w PL chyba nie jest nawet planowana), sam zresztą trafiłem na niego przypadkowo, sprawdzając, czy jeden z moich ulubionych twórców nie kręci czegoś nowego. A tu miła niespodzianka, bo nie tyle kręci, co nakręcił i wypuścił. Mowa tu o Juddzie (tak to się odmienia?) Apatowie, znanym głównie jako twórca "40 letniego prawiczka" i "Wpadki". Trafia do mnie jego poczucie humoru i styl pisania dialogów, więc z zaciekawieniem oglądam kolejne jego dzieła ("Wykolejona" niestety zawiodła). Tym razem typowo komediowego humoru tu niewiele (choć nieraz można mocniej parsknąć), a dostajemy bardziej obyczajową, trochę opartą o prawdziwe wydarzenia z życia odtwórcy głównej roli, historię zagubionego 24 latka, mieszkającego z matką i nie mającego pomysłu na siebie. Ojciec-strażak zginał na służbie, gdy nasz bohater był dzieciakiem. Matka poznaje nowego faceta (też strażaka), co staje się motorem napędowym zmian w życiu chłopaka. To tak w wielkim skrócie. Nie rozpisując się za bardzo, po prostu mocno polecam, bo to mądry, napisany lekką ręką i często zabawny film.
-
GTA Vice City
Przechodzę sobie właśnie po latach VC. Pomijając kilka mocno wkur.wiających archaizmów, jak save tylko w określonym miejscu (i naprawdę długo jest to dosłownie jedna miejscówka na całą mapę), strata wszystkich broni po śmierci i aresztowaniu (ok, niby logiczne, ale wychodzi na to, że jedynym sensownym sposobem na bezpieczne podejście do trudniejszej misji, jest zapisywanie gry po każdej misji i load w razie porażki) i momentami naprawdę dające popalić sterowanie, celowanie i kamera (brak swobodnej kamery pod gałką, przedpotopowe już w momencie premiery), to gra się fajnie i mam miłą odskocznię od RDR2. Tutaj mimo, że mamy open world, to wszystko jest mocno skondensowane, żeby nie powiedzieć, małe (pomyśleć, że -naście lat temu nabiłem tam z 300h, teraz mam wrażenie, że wymaksowanie by mi zajęło może z 30). Tu misja główna, tu poboczna. Zbieractwa, jak na dzisiejsze standardy, też nie tak dużo. No i ogólny klimacik, nie do podrobienia, chociaż i tak spodziewałem się większego uderzenia w nostalgiczne feelsy. Mimo wszystko całość i tak nieźle przetrwała próbę czasu.
-
Death Stranding
To akurat żadna zaleta xd. Zresztą znając Hideo, rozbuchany budżet przeznaczony byłby głównie na zatrudnienie kolejnych znanych aktorów i/lub modelek, ergo-nic dobrego. A bez złośliwości: raczej nikt o zdrowych zmysłach nie pogardziłby 60 klateczkami w jakiejkolwiek grze (sam zawsze z lekką zazdrością oglądam PCtowe porty ogranych na PS4 tytułów na twitchu), osobiście uważam to za zdecydowanie większy przeskok pod względem wizualnym, niż np. podniesienie rozdziałki czy zwiększenie detali. Tyle, że a) na PC raczej aż tyle nie zarobią b) marketingowe gadki o tym, że "dopiero na PC Death Stranding będzie zgodne z PRAWDZIWĄ WIZJĄ Kojimy" (słyszę to jakoś od 2001 r.) to dla mnie lekkie splunięcie na konsolowców, którzy kupili gierkę x miesięcy temu. Co do hype'u, to zdecydowanie bliżej mi do podejścia Wezyra. Tutaj myślę, że nie doceniasz niektórych graczy. Przy odrobinie samokontroli (lub zwyczajnego olewania tematu), unikniesz i spoilerów, i gameplay'ów, i w ogóle psucia sobie zabawy. Ja DSa dpaliłem pod koniec grudnia, nie wiedząc o grze prawie nic (poza recką i paroma opiniami na FPE). Nie uważam, żebym cokolwiek stracił z odkrywania "niewiadomej". Ba, 2 miechy to dla mnie na tyle mało, że czułem, jakbym odpalał świeżutki tytuł. Tak, znowu mówię ze swojej perspektywy, ale spotykam się czasem choćby na forum, z ludźmi, którzy po latach odpalili jakiegoś klasyka, choćby z generacji PS2 lub PS3 i byli zaskoczeni, co to w ogóle jest i że takie to dobre.
-
Praca Magisterska
Podeślij na PW, zapoznam się i dam znać.
-
Red Dead Redemption 2
Niektórzy po prostu chcą grać i oglądanie setny raz tych samych scenerii, klikając jeden przycisk ich nie kręci. Także przytrzymaj sobie touchpad, delektuj się "cinematic mode" i japa tam. A kolegom wyżej dzięki za radę, sprawdzę.
-
Red Dead Redemption 2
Brak prawdziwej szybkiej podróży w tej grze to jest ku.rwa zbrodnia. Może coś się pozmienia później (jestem w III rozdziale, z 15h grania), ale na ten moment są tu obszary zajmujące jakąś 1/4, no może 1/5 dostępnej mapy, gdzie nie ma ani jednego punktu transportu. Fajnie, że niektórzy lubią podróżować i napawają się widoczkami, ale ja jak jadę trzeci albo czwarty raz w ciągu ostatnich paru godzin po tej samej trasie, albo w misji fabularnej z du.py jestem rzucany na drugi koniec mapy, a potem "wracaj sobie sam", to zaczynam się frustrować. Dodać do tego takie motywy, jak przerywanie misji przy jakimkolwiek bardziej odstającym od scenariusza zachowaniu (np. odejście 20 metrów od NPCa, którego mi siłą przydzielono) czy klasyczny motyw z byciem poszukiwanym przez nagle materializujących się co zakręt, najtwardszych stróżów prawa w tej części USA, bo próbując wejść do sklepu po wąskim chodniku, dotknąłem niechcący dwóch osób (ergo- zakłócanie porządku publicznego) i coraz bardziej mnie ta gierka po prostu wkurza. No i to sterowanie, o panie. Nie gram cały weekend, bo inne rozrywki, ale jakoś bardzo nie tęsknię.
-
Konsolowa Tęcza
Nakręcacie i aż sobie chyba odpalę tego PoPa niedługo, bo nigdy nie grałem a taki samograj casualowy będzie jak znalazł po RDR2. Trylogia na PS2 jest oczywiście w ci.peczkę, no może poza cool edgy mhroczną dwójką xd.
-
The Order:1886
Z tego co pamiętam to The Order miał potężny aim assist domyślnie, plus, poza wyjątkowymi broniami, jak na gifie z poprzedniej strony, bardzo "miękkie", że tak to ujmę, reakcje wrogów na strzelanie z typowych broni. No te słynne kapiszony to właśnie tutaj, nie w obśmianym Uncharted. Poza tym gra miała filmowy feeling cały czas, nawet podczas czystego gameplay'u, i to nie jest zaleta w tym wypadku. Ikonka odpalająca skryptowaną akcję wyskakiwała co chwila, chyba nawet przy kucaniu xD. Zresztą co ja będę się bawił w opisywanie i analizowanie, dla mnie było słabo i tyle. Jak już bawimy się w gadkę o ocenach: The Order w mojej skali to jest zasłużone 5/10. Tytuł, którego nie mógłbym z czystym sumieniem polecić nikomu w innym celu niż pooglądanie graficzki.
-
Uncharted 4: A Thief's End
Nie dość, że nieładna, to jeszcze dodatkowo z własnej woli się szpeci. O przekolorowaniu nie warto nawet pisać, bo to już się staje normą. Podsumowując: jak na dzisiejsze standardy idealna.
-
The Order:1886
Nie no panowie, nie wpadajmy nagle w jakieś zachwyty i rozgrzeszanie po latach, bo gameplay rozczarował i ogólnie gra była naprawdę płytka, a do tego te znośne (bo nic nadzwyczajnego nie reprezentujące i do wspomnianych Gearsów nie mające nawet podjazdu), w miarę mięsiste momenty strzelania są non stop przerywane strasznie ślamazarnym łażeniem i innymi gejmizmami. Zresztą dla mnie najbardziej znamienne jest to, że mimo bardzo krótkiego (ile to było, 5-6h ?) czasu gry, i tak zdążyłem się znudzić xd. No niestety, słusznie The Order będzie zapamiętany głównie za setting i oprawę, której, pod pewnymi względami, do dziś nie dorównały inne tytuły (ale rozdziałka/pasy i ziarno mocno psują efekt).
-
Sekiro: Shadows Die Twice
Ja np. podszedłem do Genichiro po wyczyszczeniu Wioski Mibu, Świątyni Senpou i wszystkiego, co się da w zamku i gość padł po paru stosunkowo spokojnych próbach. U mnie chrztem była Pani Motyl i paru subbossów, a pierwsze spotkanie z Parecznikiem nauczyło mnie w końcu porządnie zbijać posturę. I to też jest piękne, jak różne można mieć doświadczenia w tej samej grze.
- 3 919 odpowiedzi
-
- sekiro
- shadows die twice
- fromsoftware
- ps4
-
Oznaczone tagami:
-
Sekiro: Shadows Die Twice
@Hendrix Właściwie z każdym punktem mogę się całkowicie zgodzić. Tyle, że ja bym po prostu chciał, żeby to naprawili, a nie wywalili.
- 3 919 odpowiedzi
-
-
- 1
-
-
- sekiro
- shadows die twice
- fromsoftware
- ps4
-
Oznaczone tagami:
-
Horizon: Zero Dawn
Kilkadziesiąt godzin gry i do dziś kojarzę jedynie motyw z menu ekwipunku xd. Wiem, znowu marudzę, ale jakoś tak mam z HZD.
-
Sekiro: Shadows Die Twice
Jakoś tego nie odczułem, więc powiedziałbym, że nie. Zresztą zanim zdobędzie się odpowiednie surowce, żeby wytworzyć ostatnie formy, to i tak jest się już na tyle doświadczonym, że te protezy nie są do niczego potrzebne xd. O widzisz, ja mam na odwrót. Jeśli dwójka powstanie, to liczę, że skradanie zostanie rozwinięte, choćby kosztem przesadzonej ilości starć z powtarzającymi się subbossami. Momenty spokojnego eksplorowania i czajenia się były dla mnie jednymi z najlepszych w Sekiro.
- 3 919 odpowiedzi
-
- sekiro
- shadows die twice
- fromsoftware
- ps4
-
Oznaczone tagami:
-
Red Dead Redemption 2
Ja mam ok 10 h za sobą i kurde, dużo sprzecznych emocji. Z jednej strony na każdym kroku czuć, że mam do czynienia z tytułem wielkim, w każdym tego słowa znaczeniu. Rockstar pod względem dbałości o detale, rozbudowania światów i zapełnienia ich ciekawymi (a z tym jest najciężej) miejscami i wydarzeniami jest po prostu kilka poziomów wyżej, niż reszta świata, tak było za czasów GTA III, tak jest i teraz. Z drugiej strony jest tu chyba najwięcej męczących i upierdliwych mechanizmów ze wszystkich ich gier. Słynna ślamazarność i powolność ruchów, skrupulatne przeszukiwanie: ma swój klimat, ale to nadal gra video, ja chcę grać a nie CHŁONĄĆ ATMOSFERĘ przez 60 godzin. I nie przekonuje mnie argument o realizmie: jeżeli loot ciała to czynność wydłużona, z osobną animacją, ale już amunicja podnosi się magicznie w momencie przejścia po trupie, to mamy lekką niekonsekwencję. No i coś, czego kiedyś bym się na pewno po gierce R nie spodziewał, mianowicie zniechęcenie do robienia misji głównych. Z jakiego powodu? Ano ciągła obecność NPCów, ergo zamulaste jechanie razem jednym tempem, słuchanie gadek, potem chodzenie razem jednym tempem, czajenie się, oglądanie skryptu, robienie czynności przewidzianej typowo pod daną misję (z samouczkiem), powrót z drugiego końca mapy do obozu. Grzechy typowe dla gierek Ubi, z tą różnicą, że tutaj przynajmniej mamy ciekawe postacie i różne zaskakujące sytuacje/mechaniki (motyw z szukaniem kumpla w saloonie po pijaku xD). Nie zmienia to faktu, że frajdę czuję głównie samemu przemierzając świat i bawiąc się w spontaniczne czynności, napotykając różne postacie i miejscówki po drodze. Syndrom Falloutów, a to nic dobrego. Na tym etapie powiem jeszcze tyle, że jestem non stop pod wrażeniem oprawy, gra jest zwyczajnie piękna. Doczepię się tylko do twarzy, głównie mniej ważnych postaci, ale tego R chyba już nigdy nie ogarnie. Gram na PS4 Slim i czysto technicznie mogę się przyczepić tylko do spadków fpsów (nie czarujmy się, nie są to rzadkie sytuacje). Nawet loadingi (poza początkowym) są zaskakująco szybkie i rzadkie. Mimo wymienionych wad czuję się momentami jak gimbus pierwsze dni po kupnie GTA:SA w 2004. Na każdym kroku dzieje się coś interesującego, nowego, świat żyje, wyłączam grę i jestem ciekaw, co mnie tam dalej czeka. Za przypomnienie tego uczucia, którego jako "stary pryk" już od dłuższego czasu nie miałem, propsy dla RDR2. Ale widząc to wszystko tym bardziej czuję fantomowy ból na myśl o niezrealizowanej na current genach szóstej części GTA.
-
Yakuza Kiwami
Jest chu.jowy. Jak cały system walki xd.