Treść opublikowana przez Wredny
-
Arc Raiders
Jest jakiś event w The Finals, który daje strój w ARC Raiders, ale nie wiem, czy chcę ściągać ten szajs - fajne wdzianko? Ktoś widział?
-
Tom Clancy's The Division
E tam, powtarzać to nie ma co, bo mam od cholery gry jeszcze przed sobą, a fabuła to przecież wiadomo - pretekst do czyszczenia mapy tylko.
-
Tom Clancy's The Division
O kurde, Wildlands to coś, czego potrzebuję - wtedy nie miałbym już wymówki, a co jakiś czas kusi, by wrócić (zwłaszcza gdy obejrzę jakieś Sicario czy coś).
-
Ghost of Yōtei
Ryj jak ryj - akurat dziewczyna, użyczająca facjaty jest bardzo ładna, tyle że maniera i zachowanie bohaterki w grze od razu zdradza, z jakiego typu kreacją będziemy mieli do czynienia.
-
Zakupy growe!
Mam, fajna retro konsolka, ale od paru miesięcy zbiera kurz, bo ciągle odpalam coś na PS5. Cyfrówki jasne że się zdarzy, ale taki przykładowy DOOM The Dark Ages w cyfrze na plejaku kosztuje 299zł, więc... Z ciekawości sprawdziłem teraz sklep na klocku i widzę promka -50% na DOOMa, więc znośna cena, ale za dyszkę więcej mam pudełeczko na półkę, więc nadal wolę taką opcję.
-
Ghost of Yōtei
U mnie takie zrzędzenie to trochę jak terapia - przejdę, zbesztam, obniżę ocenę i poszło "z wątroby"
-
Ghost of Yōtei
Po prostu lubię wyczerpać temat i nie lubię nie kończyć napoczętych gier, bo potem mi ciążą na sumieniu
-
Tom Clancy's The Division
Szkoda, że mam już 100% wbite od lat... Chyba, że będzie natywna wersja PS5 z osobnym kompletem dzbanków
-
Ghost of Yōtei
Inaczej moja opinia o nich byłaby gówno warta, jeśli nie poparłbym jej własnym doświadczeniem, czyż nie?
-
Zakupy growe!
Niestety inna wersja "fizyczna" nie istnieje, więc chcąc zagrać jestem skazany na taką
-
Zakupy growe!
Tyle się mówi o tym, że fizyczne wydania odchodzą do lamusa, a tymczasem w obecnej generacji wychodzi od cholery tych "Deluxe Edition" w spoko cenach i tylko miejsca na półce coraz mniej. W każdym razie 3 "big boxy" to gierki, które w grudniu chciałem kupić obowiązkowo, a reszta albo promocja na coś, co i tak wisiało na liście do kupienia (DOOM The Dark Ages, Destroy All Humans, Flint, Dysmantle), albo "impuls chwili" (Post Trauma od SuperRareGames), albo niespodziewana premiera czegoś, co z miejsca mnie kupiło stylistyką (Old School Rally).
-
Ghost of Yōtei
Tylko u mnie nie ma żadnej "wnikliwej obserwacji", bo to samo kłuje mnie w oczy. Wiadomo, że od jakichś 10 lat zdążyło się to już tak rozpanoszyć w szeroko rozumianej popkulturze, że wiele osób przywykło i nawet nie zwraca uwagi, ale ja tak niestety nie potrafię. Całe szczęście, że są jeszcze studia typu Sandfall, które nie muszą się uciekać do tak prymitywnych zagrywek i potrafią stworzyć dobrze napisane i umotywowane postacie kobiece, które nie muszą podkreślać na każdym kroku, jak bardzo są zajebiste i jak na luzie konkurują z facetami (albo są od nich we wszystkim lepsze), a mimo to nie mam ani trochę wątpliwości, że taka Maelle to jest bad-ass w najczystszej postaci, a przy tej jej pozie na rozpoczęcie walki zawsze miałem "wow" na mordzie (a przy tej scenie, gdzie daje sygnał do ataku wskrzeszonej armii to miałem ciary - takie to było zajebiste). Dobra, koniec offtopu - Ghost of Yotei jest woke jak ch#j i mimo, że po drugim Horizon czy SM Miles Morales i postawieniu na babę w Yotei poniekąd się tego spodziewałem po kolejnej grze od Sony to i tak mnie to drażni w ch#j. Już nie mogę doczekać się Intergalactic
-
Arc Raiders
Dla mnie debilnym pomysłem jest to, że ten Leaderboard jest wspólny dla graczy solo i tych, co grają z ziomkami - we dwóch (a w trzech to już w ogóle) nabicie kosmicznej ilości punktów jest strasznie proste, a solo to zapomnij - mi się nie udało do Daredevila doczłapać, więc daję sobie spokój w przyszłości. Ewentualnie tylko 3 gwiazdki, żeby nagrodę zgarnąć i tyle.
-
Ghost of Yōtei
@messer33 Przykłady? Cała gra jest tym wyładowana i nie mówię o ekstremalnych przypadkach "onu/jemu" bo to wiadomo, że beka i lecimy dalej, ale jak robisz gierkę w settingu "Japonia, rok 1603" to wszelkiego rodzaju silne baby-wojowniczki, specjalistki od materiałów wybuchowych czy uzbrojenia wywołują ciareczki żenady. W tych czasach kobiety były inwentarzem domowym, szorującym czołem po glebie, byle tylko krzywym spojrzeniem nie urazić Pana Samuraja, a tutaj co chwilę trafiam na jakąś hardą babkę z kataną za pasem, palącą faję i żłopiącą sake z tykwy, albo "osadniczkę" z chłopem, który stoi i nic nie mówi, bo za niego wypowiada się kobieta - no razi mnie to strasznie. W Banishers to samo - większość typowo męskich profesji to baby, faceci to albo zahukane gamonie, albo złe do szpiku kości sk#rwiele, od których ta dzielna kobieta musiała się uwolnić (np go zabić, gdy rozwiązujemy sprawę jakiegoś ducha). Nasza małżonka, oprócz tego, że czarna, co samo w sobie razi w tym settingu, to jeszcze non-stop umniejsza swojemu facetowi, a on sam wciąż podkreśla, jaka ona jest zajebista, albo wspominając o swoich siostrach zawsze mówi, jak go prały, choćby w bitwie na śnieżki. Dla mnie "woke" to naprawdę nie musi być "hej, jestem niebinarszczem i jak użyjesz złych zaimków to napierd@lasz pompki" ale właśnie to odwracanie ról w imię jakiegoś "wyrównywania szans" i przypisywanie babom typowo męskich cech czy profesji zwłaszcza w czasach, kiedy wiadomo, że podział ról społecznych wyglądał zupełnie inaczej.
-
Ghost of Yōtei
Tak, bo zwyczajnie drażni mnie pompowanie scenariuszy jakimiś "progresywnymi" bzdurami w imię aktualnie forsowanej agendy i mam zamiar to piętnować po grobową deskę. A Yotei i Banishers to są właśnie takie "festiwale spierdolenia", jak wymienione przez Ciebie - niczym się to dla mnie nie różni, bo zarówno w jednym jak i drugim przypadku wywracam oczyma i wciąż jestem wybijany z wczuwki przez te lewackie fantazje. A ja nie mam nic do grania babkami i wręcz lubię, ale niestety w dzisiejszych czasach developeruchy nie potrafią napisać dobrze takiej postaci, więc jak widzę kolejną to jestem pełen obaw. Lara to pikuś, bo to od zawsze była wydmuszka, więc nawet kibicowałem Crystal Dynamics za próby nadania głębi tej postaci (a że mieli Pratchettównę to wyszło jak wyszło) i dla mnie to ten sam typ postaci co Eve ze Stellar Blade czy inna 2B z Automaty - tylko walory wizualne, więc ciężko mieć jakieś negatywne emocje, ale też zbyt wiele pozytywnych nie było. Lubię Ellie z TLoU, lubiłem Aloy z HZD (niestety w HFW poszło już w stronę jędzowatej boss-girl), kolejnego RDR wręcz chciałbym z Sadie Adler w roli głównej, praktycznie kocham Elenę Fisher z Uncharted, a i Chloe bardzo lubię, uwielbiam Maelle i praktycznie każdą żeńską postać z Ekspedycji, więc da się - trzeba tylko umieć stworzyć postać opartą na właściwych fundamentach, a nie "jestem najlepsza, nie będzie mi żaden facet mówił co mam robić, a tak w ogóle to lubię lizać pizdy".
-
Ghost of Yōtei
Może jestem idealistą, ale wolałbym rozwiązanie najprostsze z możliwych - robić takie gierki, w jakie samemu chciałoby się zagrać i pisać do nich takie historie, które angażują ludzi swoją autentycznością oraz postacie, które zapadają w pamięci z racji tego jak są świetnie napisane i zagrane, a nie dlatego, że są wkurwiające i absurdalne.
-
Ghost of Yōtei
Nie jestem pewien, że to minie, a przynajmniej nie za mojego aktywnego gierkowo żywota. Bo niby kto ma to naprawić, jak przyszli scenarzyści wychowują się na obecnych wysrywach i według nich tak wygląda norma, do której trzeba równać. Przez social media relacje międzyludzkie ulegają wypaczeniom, przez ogólny dobrobyt i konsumpcjonizm młodzi ludzie nie mają pojęcia o prawdziwych problemach, które mogłyby ich ukształtować, co z kolei ma bezpośrednie przełożenie na inspirujące osobiste historie, które mogliby przekuć w ciekawe scenariusze i interesujące postacie z wiarygodnymi relacjami. Jasne, będą też fajne gierki typu pikselowa metroidvania, w których liczy się sztywniutki gameplay i fajnie zaprojektowana mapa, ale takie tytuły napędzane historią, postaciami i ogólnie pojętą warstwą fabularną raczej będą słabnąć w temacie jakości i zdziwiłbym się gdyby było inaczej.
-
Ghost of Yōtei
Występowały, ale stanowiły może ze 20% całości, a tu mam wrażenie, że jest zupełnie na odwrót. Owszem, jestem na to wyczulony, bo do tego doprowadziła ta cała moda. Przecież w takim Clair Obscur 90% to babki i ich rozkminy, a jednak złego słowa o nich nie napiszę bo właśnie o kontekst i te "niuanse" wszystko się rozbija.
-
Ghost of Yōtei
Najgorzej, jak gra wyraźnie podsuwa mi postacie do "lubienia" i troszczenia się o nie (Kiku), a ja mam je gdzieś, bo jest to robione tak nieudolnie, jakby te wszystkie relacje i dialogi pisało jakieś dziecko. Zachodni developerzy są już chyba nie do odratowania, bo wszystko jest tak łopatologiczne i naiwne, że ciężko nie wywracać oczyma, a jak jeszcze dorzucimy do tego te ich chore fantazje na temat "zwalczania patriarchatu" (w feudalnej Japonii XD) to robi się z tego tak niestrawna papka, że ciężko to konsumować bez odruchu wymiotnego.
-
Ghost of Yōtei
Fabularnie i jeśli chodzi o wagę wydarzeń to Yotei nawet nie stało koło Tsushimy. Tam jednak był wątek obrony swojego kraju przed okupantem, a tutaj po prostu zemsta, która w sumie nawet jakoś dobrze nie jest umotywowana. W sensie śmierć rodziców jest jak najbardziej sensowną motywacją, ale przedstawione to wszystko jest w sposób tak bezjajeczny, naiwny i zupełnie nieciekawy, że mam w dupie Atsu i jej losy. Nie pomaga w tym oczywiście typowo zachodnio-lewackie wpierdalanie swoich chorych fantazji o wszechobecnych silnych kobietach w settingu, gdzie przecież były one traktowane jak domowy inwentarz. Główna bohaterka jest płaska i jednowymiarowa, fabuła zupełnie nie angażuje, więc jedyne co mnie tu trzyma to klimat, muzyka i fajne widoczki, oraz chęć zwyczajnego ukończenia mocno rozgrzebanego tytułu. Zdecydowanie wolę Tsushimę.
-
Hogwarts Legacy
Podbijam - 18h i rzucone w kąt 2 lata temu - do dziś nie wróciłem.
-
Tomb Raider: Catalyst
W takim razie zdecydowanie polecam Hell is Us, bo pod tym względem gierka kanadyjskiego Rogue Factor bije wszystkie Tomb Raidery czy Uncharted na głowę.
-
Ghost of Yōtei
Kuźwa, straszny jest ten babsztyl - jak oglądałem TGA to tym bardziej cieszyłem się, że moja Atsu biega w masce i mówi głosem kogoś innego (jap).
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Jeden z bardziej przereklamowanych aktorów - też mam to samo wrażenie. Nawet w Bohemian Rhapsody to nie był Freddie, tylko Malek, a tego Oscara zgarnął chyba tylko za materiał źródłowy i to, jak kultową postacią był wokalista Queen.
-
John Carpenter's Toxic Commando
Żeby było gdzie wklejać te wszystkie recenzje, mieszające ten szajs z błotem