Treść opublikowana przez Josh
- Final Fantasy XVI
-
Final Fantasy XVI
Nie powiem gdzie jestem, ale już dosyć daleko. Ciężko opisać słowami to co się wyprawia w tej fabule, ale napisać że miażdży to jak nie napisać nic. Grube akcje pojawiają się jedna po drugiej, nie brakuje bardziej emocjonalnych momentów, a jak zobaczyłem głównego złodupca, to aż spadłem z taboretu i przeszły mnie ciarki na jajach. Co za design Gra z każdą godziną rozkręca się coraz bardziej, a pewne rzeczy, które na początku mnie irytowały i na które zrzędziłem stopniowo idą ku lepszemu. Ok, jeszcze nie zdarzyło mi się zginąć, ale mniej więcej od połowy gry zauważyłem że bossowie gryzą mocniej i trzeba już się bardziej pilnować. Do tego jest już dużo więcej questów i większych lokacji do pobiegania.
- Final Fantasy XVI
- Final Fantasy XVI
- Final Fantasy XVI
- Final Fantasy XVI
-
Final Fantasy XVI
Jestem po drugiej walce Eikonów. Troszkę samograj, ale wizualnie i reżysersko to jest taka petarda, że aż mi się jaja spociły. I jakby sama walka to było za mało, to jeszcze dosłownie chwilę później filmik z Ja yebe, ależ na to musiał pójść budżet Square tą grą ustanawia nowe granice wizualnego przepychu. Fabularnie jeżeli poziom się utrzyma to będzie spokojnie topka Fajnali, a może nawet i najlepsze co kiedykolwiek zaserwowała ta seria.
- Final Fantasy XVI
-
Final Fantasy XVI
Już wcześniej tutaj o tym pisałem: bazowe FFXII (nie Zodiac Age), w FFX-2 dało się zginąć, Type-0 na hardzie. Poza tym to bardzo marna wymówka i usprawiedliwienie dla gry, że jej poprzednie części były łatwe, po to się między innymi tworzy sequele żeby szlifować rozgrywkę i poprawiać to co kiedyś niedomagało. Niski poziom trudności FFXVI jest tym większą wadą, że odbija się bezpośrednio na systemie walki. No bo po co się wysilać, po co tworzyć zaawansowane combosy, po co dodge'ować w ostatnim momencie i wprowadzać kontry, skoro równie dobrze można cały czas klepać kwadrat na padzie, a wszystko wokół i tak umrze w 10 sekund? Wyobraża sobie ktoś Devil May Cry, w którym szlachtowanie przeciwników przychodziłoby z taką łatwością na standardowym poziomie trudności? Cały urok gry i potencjał drzemiący w walkach poszedłby się yebać. Dlatego mam nadzieję, że jeżeli FFXVI do końca gry będzie tak proste, to chociaż ng+ zaoferuje jakieś konkretne wyzwanie, zwłaszcza ten tryb Ultimianiac.
-
Final Fantasy XVI
Trochę pograłem (w sensie, że wyszedłem z lasu) i w sumie jestem zadowolony, aczkolwiek nie mam zamiaru udawać, że wszystko jest tip-top. Dwie rzeczy już po demie nie dawały mi spokoju, a po zagraniu w pełniaka jeszcze bardziej mnie utwierdziły w moich obawach. Jedna z nich to straszna liniowość - zarówno bagna w demku, późniejsze skamieliny, jak i sam las są bardzo ograniczonymi miejscówkami, praktycznie nie posiadają żadnych odnóg i nie ma w nich co zbierać, a o zgubieniu się w nich to już w ogóle można zapomnieć (dlatego mam lekką bekę z wilka, który może nam pokazać kierunek gdzie się udać. Po co, przecież nie zgubię się na prostej ścieżce ). Final Fantasy XIII all over again. Drugie mocne ALE, to poziom trudności. System walki jest świetny, tylko jaki jest cel bawić w te wszystkie kontry, perfect-dodge i zaawansowane combosy, skoro tutaj i tak praktycznie nie da się zginąć. Wrogowie zadają dosyć mały damage, łatwo ich oszołomić, przedmiotów leczących jest tu od groma (a jak komuś brakuje to można też się leczyć za pomocą wilczura). Poważnie jestem zdania, że brak harda od początku albo chociaż jakiegoś systemu rankingowego za walki (np. pokonasz mobki no damage, to zgarniasz bonus do expa albo więcej hajsu), to mocno zmarnowany potencjał i niestety odbija się to na starciach, które wprawdzie wyglądają epicko, ale w gruncie rzeczy są casualowe i nie dostarczają takich emocji jakie powinny. Z drugiej strony to tak naprawdę dopiero sam początek gry, więc jeszcze wszystko może się zmienić i na to liczę. Ewentualnie przy pierwszym podejściu trzeba będzie się po prostu nastawić na dobrą fabułkę, a właściwe mięsko zacznie się dopiero na ng+. Co by jednak nie mówić, gra na pewno nie zawodzi jeżeli chodzi o story. Prawie godzinę spędziłem u dziadka w kryjówce wdrażając się w jego encyklopedię miejsc, postaci i wydarzeń. Jest tego sporo, widać że tym razem twórcy chcieli stworzyć wiarygodny świat i nawet zachciało im się wytłumaczyć skąd w tym świecie w ogóle wzięła się magia i że może służyć do czegoś więcej niż tylko do strzelania ognistymi kulami z dupy. Masa stron konfliktu, dominanci oraz Eikony będące jawnym odniesieniem do mojej ulubionej mangi (nie wierzę, że Attack on Titan nie posłużyło tu za inspirację), charyzmatyczni i całkiem niejednoznaczni bohaterzy. Przyznam, że już naprawdę dawno tak mocno nie wkręciłem się w fabułę gry wideo. A w parze z historią idzie bardzo dobre udźwiękowienie: muzyka miażdży bębenki po całości, zwykłe napierniczanie chwastów w lesie brzmi jak walka z final bossem w innych erpegach, do tego ten angielski voice acting... Cid ma taki głos, że każda laska, która go usłyszy będzie ściągać gacie przez głowę, a i jak sam zaczynam w tym momencie poważnie kwestionować swoją orientację seksualną Graficznie też jest co najmniej nieźle. Jeszcze na chwilę wracając do sytemu walki, to muszę pochwalić jego elastyczność. Podoba mi się na przykład, że można w tym samym czasie ciąć wrogów mieczem i jednocześnie ładować atak magiczny, żeby po szybkim combosie stalowym ostrzem i wystrzeleniu gagatka w powietrze za pomocą wilka, momentalnie puścić mu na ryj fest naładowaną kulę ognia. Lub alternatywnie strzelić krótką serię fireballów cały czas ładując mocny atak mieczem. Nic też nie stoi na przeszkodzie, żeby ładować jedno i drugie wykonując uniki przed bossem, żeby we właściwym momencie odpalić mu oba ataki jeden po drugim. Tym samym polecam od razu zmienić sterowanie na tryb C, bo inaczej ciężko wykorzystać w pełni wszystkie możliwości bez połamania sobie palców. Ja już powoli zacieram łapki na myśl o pełnym wachlarzu skillów i trybie Ultimaniac, to już serio będzie DMC po całości
- Final Fantasy XVI
- Final Fantasy XVI
-
Final Fantasy XVI
Właśnie skończyłem odjebywać wszystkie obowiązki jakie miałem na głowie, więc jutro po 16 jak tylko skończę pracę cyk prosto do paczkomatu po Fajnala, bunkruję się w domu, zamawiam pickę i zaczynam urlop z najlepszym erpegiem tego roku. Penis równie sztywniutki jak dzień przed zagraniem w RE4 remake, a więc bardzo Na metakritiki i tym podobne wynalazki już od dawna leję ciepłym moczem, wystarczy mi opinia graczy, z którymi mój gust dosyć mocno się pokrywa, a tym widzę że gra się podoba. Natomiast Schranzem proponuję się nie przejmować, to jest gość z bardzo specyficznym gustem (fanatyk samograjów oraz ziom, który w Rocket League spędził już 5 milionów godzin), raczej ciężki do dogadania się w temacie giereczkingu. Ale dosyć pocieszny jak się go lepiej pozna. Wszystkim pozostałym życzę jutro (a niektórym szczęściarzom już dzisiaj) miłego szarpania
- Final Fantasy XVI
-
Final Fantasy XVI
- Final Fantasy XVI
- Final Fantasy XVI
- God of War: Ragnarok
Problem w tym, że w tej grze nawet fabuła nie jest dobra. Walki z bogami jak w starszych GoWach masz tutaj tyle co kot napłakał, większość gry to zbieranie ekipy z randomowych miejsc i kolejny odcinek Trudnych Spraw w wykonaniu Kratosa i Atreusa. Taka krindżowa-bieda wersja pierwszego TLoU.- God of War: Ragnarok
Olałem. Ta gra to bardziej walking-sim niż hack'n'slash, zupełnie nie moja bajka.- Final Fantasy XVI
- Final Fantasy XVI
- God of War: Ragnarok
Jestem w Vanaheim i jak dla mnie jest coraz gorzej. Niemniej tak jak napisałeś: widać że story wzięło w tej części górę nad rozgrywką, w poprzedniej odsłonie był jeszcze jakiś balans, tutaj bohaterzy nie mogą przejść 5 kroków z zamkniętymi ryjami, tylko muszą wszystko komentować. Co chwilę ktoś dołącza do drużyny, co rusz robi się z tego korytarz w którym tłuczesz kilku przeciwników, odpala się jakaś scenka albo dialog, znowu chwilę powalczysz i tak w kółko. Sytuacji nie poprawia fakt, że w obrębie danej lokacji jest bardzo małe zróżnicowanie przeciwników, przez co walka szybko się nudzi. Mam na odwrót niż Ty: GoWa z 2018 roku skończyłem w całości, nie męczyłem się przy tym zbytnio i nawet splatynowałem tę grę na najwyższym poziomie trudności. Starcia z Valkyrami to była najlepsza rzecz w całej grze. Tutaj jeżeli dam radę dobrnąć do napisów końcowych, to będzie cud.- God of War: Ragnarok
Gram, ale nie bawię się dobrze i nie wiem czy dam radę w ogóle skończyć tę grę. Już poprzednią część uważałem za o wiele gorszego GoWa niż poprzednie odsłony, a tutaj widzę że każda rzecz, która tam mi się nie podobała, w Ragnarok została spotęgowana. W skrócie: zbyt nachalne cinematic-experience, za dużo skryptów i gadania po drodze (sekcje z Atreusem to jest katorga na miarę gier Bloobera), fabuła która strasznie wolno się rozwija (chociaż początek z Thorem i Odynem był świetny), walki które nie dają już tyle frajdy co kiedyś i takie ogólne wrażenie, że to bardziej DLC niż pełnoprawna nowa cżęść, być może przez to że odwiedzamy trochę starych miejscówek, a większych zmian jest tu jak na lekarstwo. Kierunek jaki obrali dla Kratosa (miękka faja tatuśkowa) zupełnie do mnie nie trafia. Stylówa na The Last of Us weszła ciut zbyt mocno niestety, a mogli po prostu zrobić zajebiście intensywnego slashera bez pierdololo po drodze ze zbieraniem ukrytych skarbów i byłby hit. Mam nadzieję, że po tej nordyckiej przygodzie, o ile zrobią jeszcze kolejne God of War, to wrócą na stary szlak, póki co więcej niż 6/10 nie mogę dać.- The Callisto Protocol
Uwielbiam, kiedy developer chamsko wycina zakończenie z gry i wrzuca je jako DLC, żeby orżnąć graczy.- Final Fantasy XVI
Na szczęście gry wideo to nie są same skrajności i można zrobić sensownych wielkości mapkę, która nie jest mdłym korytarzykiem Krasza Bandikuta, ale też nie przegiętym, pustym polem z Xenoblade'a. Liczę na to, że w FFXVI dobrze zbalansują wielkość miejscówek oraz, że obok liniowych bagien pojawią się też nieco większe lokacje.