Treść opublikowana przez Josh
-
Resident Evil Cinematic Universe
Goście z Residence of Evil odwalają kawał dobrej roboty ze swoimi materiałami. Ostatnio nawet samo Capcom ich wyróżniło zapraszając ekipę na przedpremierowy pokaz Death Island. W sumie zazdro jak cholera, pocykać sobie fotki z obsadą filmu i obejrzeć tę animację na wielkim ekranie.
-
Resident Evil Cinematic Universe
W serialu czekają na Ciebie takie atrakcje jak: - zmutowany krokodyl przytulający się do dzieci - gość kasujący dr. Salvadora jednym strzałem z pistoletu - antagonistka tańcząca jak robot do piosenki Duy Lipy - Lance Reddick z tupecikiem wyglądający niczym niedorozwinięty kuzyn Blade'a - dwie absolutnie najbardziej irytujące główne bohaterki w historii tego uniwersum Krótko: Jeżeli ekranizacje Andersona lub Welcome to Raccoon City uważane są za kiepskie filmy, to miej na uwadze, że ten serial jest O WIELE gorszy.
-
Resident Evil Cinematic Universe
Nisza jak cholera, wielu fanów RE nawet nie wie, że jest coś takiego. A to jedyna animacja, która w pełni oddaje klimat pierwszych trzech Residentów. Dzisiaj niestety okropna wizualnie (poziom psx'owych FMV), jednak atmosferą zjada wszystkie pozostałe animacje i live-actiony
-
Resident Evil Cinematic Universe
Anderson strasznie się zeszmacił, ale za pierwsze RE oraz za Ukryty wymiar i tak będzie miał mój szacun.
-
Resident Evil Cinematic Universe
4D Executer oraz jedynka od Andersona już zawsze będą najlepszymi filmowymi Residentami. To intro Później jeszcze fragment jak Alice chodzi w nocy po opuszczonej posiadłości, laserki, moment wydostania się Lickera z klatki, wagonik na końcu... eh, uwielbiam ten film. To samo dotyczy gier. Od czasu śmierci Alberta Whiskasa ta seria nie ma dobrego antagonisty.
-
Resident Evil Cinematic Universe
Obejrzałem Death Island. To się powinno nazywać Resident Evil: Infinity War Dla zwykłego widza totalnie niezrozumiała i kiczowata papka, dla fana serii najpiękniejszy fanservice jaki tylko można sobie wymarzyć. Bardzo dużo akcji, mnóstwo odniesień do poprzednich odsłon (trafiła się nawet jedna retrospekcja w znanej lokacji), kilka świetnych tagowych momentów z ulubionymi bohaterami, a końcowa walka z wielkim mutantem jest tak durna i jednocześnie cudownie zrealizowana, że aż mnie ciarki przeszły. Minusiki za dosyć przeciętną animację oraz za ponowne sprowadzenie Rebeki do roli supportu. Szczerze to wolałbym tę ekipę Residentowych Avengersów zobaczyć w pełnoprawnej grze, ale na to nie ma co liczyć, więc pozostaje się cieszyć, że chociaż w filmie udało się zebrać wszystkich do kupy. Tym bardziej, że jeżeli wierzyć plotkom odnośnie RE9 więcej takich okazji już nie będzie.
-
BAKI
Zastanawiałem się czy na szczycie nie postawić JoJo, ale tam jednak jest mocny nacisk na fantasy, z kolei Baki próbuje być w miarę "realistyczny" przez co każdy odchył i próba logicznego wyjaśnienia czegoś przez narratora bawi jeszcze bardziej. Naśladowanie stylów walki T-Rexa czy Triceratopsa przez Bakiego to po prostu: Sezon fajny, lepszy niż ten w więzieniu ale też gorszy niż turniej. Trochę rozczarowanko, że to nie walczył z Korniszonem
- Growe Szambo
- HBO Max
-
HBO Max
Zacząłem oglądać i w sumie po dwóch maratonach kończę pierwszy sezon Ja yebie, jakie to jest dobre. Trochę taki mix Zagubionych, Alana Wake'a i Silent Hill. Odcięta od świata miejscówka, z której nie da się uciec, polujące tutaj co noc na ludzi stwory (to one robią tutaj największą robotę i sprawiają, że niektóre sceny ogląda się jak na szpilkach), sporo niejednoznacznych postaci i drugie tyle mrocznych tajemnic do rozwiązania. Serial ma bardzo dobre tempo, cholernie gęsty klimat i zwyczajnie wciąga, do tego stopnia że mniej niż 5 odcinków na raz nie oglądam Trochę tylko brakuje większego gore, bo zawsze jak szykuje się makabra w wykonaniu powoli człapiących z lasu potworów to kamera albo zjeżdża w bok, albo scena zostaje ucięta... na pocieszenie zostają fachowo wykonane, pieknie zmasakrowane zwłoki.
- Final Fantasy XVI
- Final Fantasy XVI
- Final Fantasy XVI
-
Resident Evil 4 Remake
Nowe DLC?
- Final Fantasy XVI
- Final Fantasy XVI
-
Final Fantasy XVI
Wiadomo, że do budżetu FF mało co podchodzi, ale nie wiem czy Persony, Yakuzę: Like a Dragon lub Dragon Quest XI można nazwać budżetówkami. I nie podoba mi się Twój ton, sugerujący że te gry są jakieś gorsze od action RPG i nie zasługują na to by deweloper sypnął na nie więcej pesos. Wysoka sprzedaż akcyjniaków i stopniowe odchodzenie od turowych walk na rzecz dynamicznego rozpjerdolu to jest kwestia tylko i wyłącznie tego, że większość graczy woli teraz radosne ŁUBUDUBU, milion rozbłysków na minutę i najlepiej, żeby za dużo nie trzeba było myśleć podczas grania. I to raczej o graczach nie świadczy zbyt dobrze, a nie o turowych erpegach. Podobnie jest z filmami - większość widzów oczekuje po prostu efektownego widowiska do przegryzania popcornu, najlepiej takiego przy którym komórki mózgowe nie będą musiały się za mocno nagrzewać. Mimo całej mojej miłości do FFXVI i kierunku jaki seria obrała przy okazji tej części, to wcale bym nie pogardził, gdyby kolejna pełnoprawna odsłona dla odmiany, chociaż na chwilę, wróciła do turn based combat. Takie gry są równie dobre co efektowne hack'n'slashe, w istocie jak pisze _Red_ oferują większe wyzwanie intelektualne (chociaż of course bez przesady, to nie szachy 4D), znacznie większe możliwości prowadzenia walk i nie zasługują na to, aby sprowadzać je wyłącznie do produkcji indykowych.
-
Final Fantasy XVI
FFXV fabularnie był strasznie niedorobiony na premierę, jeszcze długimi latami musieli łatać tę dziurawą skarpetę, żeby w końcu miała ręce i nogi. Dodatkowo jeżeli wcześniej nie obejrzało się kilku animacji, to w zasadzie (pipi) było wiadomo i na temat tego świata i bohaterów. Pod tymi względami FFXVI jest o niebo lepsze, podczas grania nie czuć że czegoś brakuje, w każdej chwili można odpalić encyklopedię, żeby lepiej rozeznać się w sytuacji, a ostatnie godziny to godne zamknięcie tej historii, bez uczucia że deweloper poucinał jakieś wątki i leciał na złamanie karku, aby jak najszybciej zakończyć story. Ogólnie jako gra sama w sobie FFXV jest spoko, po tragicznej trylogii FFXIII ten Fajnal to był wręcz miód na moje serduszko (otwarty świat, więcej rzeczy do roboty, REWELACYJNY soundtrack), no ale nie róbmy sobie jaj, że był lepszy czy bardziej "kompletny" od Szesnastki.
-
The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom
A no to w takim razie może obadam jak już skończę to Cock of the Kingdom
-
Final Fantasy XVI
Skończyłem wszystkie, w każdej mam też platynę więc mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że trochę czasu przy tych grach spędziłem i swoje widziałem. W sumie te systemy są dosyć podobne, bo wszystkie opierają się na ostrej, dynamicznej mordowni i na próżno szukać w nich jakichś finezyjnych taktyk. Final ma na pewno najpłynniejszy i najbardziej widowiskowy system walki z tej trójki, jako fan DMC stawiam go na pierwszym miejscu, bo po prostu lubię tak szybką sieczkę, która w dodatku tak dobrze wygląda i czuć w niej power protagonisty. Mocne drugie miejsce dla Scarlet Nexus, wbrew pozorom dużo tu nie ustępuje - jest wyraźnie sztywniej niż w FFXVI, ale i tak całkiem szybko oraz efekciarsko (jak ktoś lubi efekciarstwo w stylu anime). Mimo wszystko bardziej niż bawić się w ładne combosy i juggle na przeciwnikach trzeba dobrze ogarniać arenę walki i z głową dobierać odpowiednie skille (jest ich dużo i są naprawdę zróżnicowane) na konkretny typ wroga, bo większość z nich ma trochę inne słabości i należy wiedzieć jak kontrować niektóre ich zachowania. Tales of Arise wypada najgorzej z tej trójki, ale i tak najlepiej ze wszystkich odsłon tej serii pod względem walki. Tutaj również trzeba mieć oko na to co się dzieje wokół, zwłaszcza że nie walczymy sami, od czasu do czasu zasypując wrogów gradem ataków specjalnych. Tales to też jako całość najbardziej klasyczne, erpegowe doznanie z tego trio.
- Final Fantasy XVI
-
The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom
Ja nie mówię teraz o odpicowanych teksturach, tylko o pełnoprawnym rimejku.
-
The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom
Ja nigdy nie grałem w żadną Zeldę poza BotW i teraz TotK, dlatego nie obraziłbym się jakby poszli w tym samym kierunku co Capcom z Residentami ---> co kilka lat nowa, pełnoprawna odsłona, a pomiędzy jakieś remaki Okaryny albo Wind Wakera.
- Final Fantasy XVI
-
The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom
U mnie przeciwnie, budowanie mocno mnie wkręciło, a łamigłówki wprost uwielbiam, więc cieszę michę z każdego napotkanego szrajna. Spoko jest też to, że już w zasadzie na początku gry otrzymujemy dostęp do większości mechanik, co bardzo szybko otwiera szeroki wachlarz skillzów i pozwala się bawić niemalże bez ograniczeń. Druga sprawa to wysiłek jaki deweloper włożył w stworzenie i zaprojektowanie tego wszystkiego, nawet sobie nie potrafię wyobrazić ile potu, łez i roboczogodzin musiało tych ludzi kosztować, aby zrobić tak wielki świat, z tak działającą fizyką i TAKIMI możliwościami oddanymi do dyspozycji gracza. Już BotW pod tymi względami kosiło, a tutaj Nintendo poszło o krok dalej. Niemniej rozumiem, że nie każdemu taki styl zabawy odpowiada, zwłaszcza jeżeli jest fanem klasycznych Zeld.