Treść opublikowana przez Josh
- Death Stranding
-
Death Stranding
Sam się sobie dziwę, ponieważ na ogół nie kończę gier, które mi się nie podobają. Po części to przez nadmiar wolnego czasu (którego ostatnio mam naprawdę sporo), po części przez brak ciekawszych gierek do pyknięcia, a po trochu dlatego że naprawdę chciałem poznać tę historię do końca, a nie lubię oglądać streszczeń na YT. Do "10" daleka droga, musieliby chyba ze 2 lata przerabiać tę grę sporym zarzutem (jak już opisałem w recenzji) jest dla mnie nudna mapa i to, że mało się na niej dzieje i nie ma nic ciekawego do odkrycia. Takie Breath of the Wild też nie jest (pipi)e znaczkami jak chociażby gry Ubisoftu czy wspomniane przez Ciebie Horizon, a mimo to twórcom udało się na niej zamieścić masę świetnych rzeczy do znalezienia i spróbowania. Nie sztuką jest zrobić wielki obszar, który stanowi wyłącznie tor przeszkód do pokonania. A co jeszcze mogliby zmienić / poprawić, żeby było lepiej? Nie wiem, niestety nie jestem twórcą gier i nikt mi nie płaci za głowienie się nad takimi rzeczami. No właśnie ważne, bo mimo że schemat jest podobny, to jednak te filmiki czy jakieś randomowe akcje wnoszą do nich mnóstwo zróżnicowania i sprawiają, że te questy nie są takie same. Zobacz jak to rozwiązali w Wiedźminie 3, niektóre zadania poboczne są tak rozbudowane i oferują takie atrakcje, że spokojnie mogłyby robić za główne misje fabularne, ale nawet te małe wprowadzają ogrom różnorodności do niby skostniałego gameplayu: turniej w gwinta, wyścigi na koniach, zabawa w detektywa czy polowanie na unikatowe stwory, że już nie wspomnę o jakichś bardziej zaawansowanych fabularnie zadaniach (jak ta z wieżą na które rezydują duchy). DS pod tym względem NIC się nie stara, side-questy nie zaskakują ani fabularnie ani gameplayowo, a co gorsza wiele z misji fabularnych jest opartych dokładnie o te same zasady. Ze stoperem przy tym nie siedziałem, ale możesz być pewny, że trwa to grubo powyżej dwóch godzin. Właściwy ending zaczyna się kiedy Od tego momentu dzieje się masa rzeczy. Na YT widziałem, że kolesiowi zajęło to 2 h z minutami, ale nie wziął pod uwagę creditsów z epilogiem, który też chwilę trwa, więc nawet jeżeli się trochę pomyliłem czasowo, to na pewno nie za dużo.
-
Death Stranding
Dzięki za uznanie. To co napisałem o Mamie wychodzi od razu na pierwszym spotkaniu z nią, ale luz, na wszelki wypadek ukryłem. Bez obaw, więcej Was nie będę męczył tym zrzędzeniem, chyba że sami będziecie chcieli podyskutować. Ten post to takie moje podsumowanie i kropka nad "i". Również pozdrawiam
-
Death Stranding
Finito. Zakończenie trwa jakieś TRZY godziny, więc lepiej przygotujcie sobie dużo chipsów, ewentualnie zapas chusteczek do wycierania buźki z łez. Jak dla mnie lekka przeginka, tym bardziej że wcale nie trzeba było tak tego rozwlekać, no ale to w końcu Kojima, nie byłby sobą, gdyby nie przecutscenkował swojej gry. W każdym razie końcówka (końcówka czyli dobre 6 godzin od kiedy rozpoczynają się finałowe wydarzenia) jest naprawdę dobra, są świetne boss-fighty, fajne lokacje, kilka niezłych twistów, a soundtrack doprowadza uszy do orgazmu. Postacie na filmikach wyglądają niemal jak żywi aktorzy, zwłaszcza mimika to kompletnie nowy poziom. Tym bardziej szkoda, że trzeba przemęczyć dobre 40 godzin, żeby to zobaczyć. 40 godzin brodzenia w najbardziej ślamazarnym, schematycznym i monotonnym gameplayu tej generacji. Jak już zapewne dobrze wiecie, dla mnie rozgrywka w tej grze to dramat. Doceniam, że Kojima próbował zrobić coś nowego i nietypowego, ale niestety nie tędy droga, bo co z tego, że gra jest oryginalna, skoro w tej swojej oryginalności bardziej irytuje niż zachwyca? Pomysł ciekawy jednak wykonanie jest dużo, dużo, DUŻO słabsze. Niby co jakiś czas pojawiają się nowe mechaniki, gracz odblokowuje kolejne przedmioty, zmienia się lekko sposób podróżowania oraz teren po którym biegamy, tylko... co z tego, skoro finalnie wszystkie, ale to absolutnie wszystkie questy są takie same? Schemat zawsze jest taki sam - idziesz do jakiegoś bolka (który na ogół jest zwyczajnym hologramem, z "normalnymi" ludźmi nie ma tu zbyt wiele do czynienia), chwila bezsensownej i nie prowadzącej do niczego gadki, zaraz bierzesz jego graty i zasuwasz tysiąc kilometrów do punktu dostawy. A teraz sobie to pomnóż razy 50. 100. Może 500, to już zależy od tego jak długo wytrzymasz. Zresztą pal licho questy, najgorsze że zadania fabularne również są takie same (za wyjątkiem tych faktycznie popychających wydarzenia do przodu czyli głównie walk z bossami). To w połączeniu z najbardziej smutną, wręcz depresyjną i pozbawioną jakichkolwiek atrakcji mapą czyni z Death Stranding grę, którą spokojnie możecie kiedyś odpalić swoim dzieciom za karę jak będą niegrzeczne. Zmienne pory dnia? Zapomnij, wszystko odbywa się w dzień, co najwyżej czasem pada, a czasem świeci słońce, jednak nocy tu nie uświadczysz. Nie żebyśmy już mieli ósmą generację konsol i żeby to było standardem czy coś. Jakieś ciekawe opcjonalne lokacje do odkrycia wzorem innych gier z otwartym światem? No niestety, zły adres. Dostępny teren działań jest ogromny, ale gra nawet przez sekundę nie zachęca, żeby po nim pobiegać i samodzielnie coś odkryć. A niestety biegania jest tu w cholerę, zwłaszcza w tę i z powrotem. Za setnym razem będziesz pamiętał każdy leżący na ziemi kamyczek, gwarantuję. Wisienką na torcie jest strasznie toporne sterowanie postacią, Nasz hiroł nawet bez większego obciążenia porusza się jakby miał kilka cegieł w gaciach, nie jest za dobrze z jego responsywnością, a wspinanie się po górach wygląda gorzej w grach z zeszłej generacji. Niewiele lepiej jest z pojazdami, czasem lepiej oszczędzić sobie irytacji i udać się gdzieś z buta niż wkurzać się podczas blokowania o każdy najmniejszy kamyczek. To wszystko pozornie składa się na obraz gry tragicznej, ale dzięki kilku naprawdę dobrze wykonanym elementom ostatecznie nie jest aż tak źle. Przede wszystkim motyw współpracy między graczami zasługuje na uznanie, wielkie wrażenie robi zwłaszcza teren działań pod sam koniec, kiedy widzisz owoce swojej ciężkiej pracy oraz pozostałych graczy: masa pobudowanych mostów, schronów czy porozstawianych drabinek. Samemu budując chociażby generator do ładowania pojazdów miałem w głowie, że stawiam go nie tylko dla siebie, ale że może też jakiś zabłąkany gracz kiedyś sobie z niego skorzysta i mu w ten sposób pomogę? I rzeczywiście, gra na bieżąco informuje o tym czy ktoś korzysta z Twoich zabawek. Nie powiem, bardzo fajne uczucie, kiedy komuś pomożesz w tak prosty sposób i jeszcze taki bolek odwdzięczy się sypiąc hojnie lajkami świetnie łączy się to z motywem przewodnim gry. Co jeszcze mi się spodobało? No oczywiście oprawa A-V, filmiki, voice-acting, starcia z szefami. Są momenty, kiedy ewidentnie widać i czuć, że to gra Kojimy, zwłaszcza kiedy sceneria drastycznie się zmienia i robi się bardziej creepy. Mads jest tu przeza(pipi)isty, z początku wręcz przerażający, a później... no, to już polecam odkryć samemu. Równie ciekawy jest antagonista Higgs fenomenalnie zagrany przez Troya Bakera. Szybko można polubić Fragile, okularnika Heartmana, a pociesznego grubaska granego przez del Toro najchętniej by się uściskało. Trafiają się też mniej oczywiste indywidua jak skrywający się za maską Die-Hardman czy "Mama". Jedyne "ale" w tej kwestii mam do głównego bohatera, gość jest strasznym mrukiem, często w ogóle nie reaguje na to co się dzieje wokół (nawet jeżeli wszystko się wali i wybucha) i sprawia wrażenie bardziej protagonisty-niemowy na wzór japońskich erpegów. Gość chyba jeszcze nie zdążył wyjść z roli Daryla Dixona z The Walking Dead, bo osobowość ma w zasadzie skopiowaną z tej postaci. Mógłbym się jeszcze ciut bardziej rozpisać na temat tej gry, ale obawiam się, że lepiej będzie jeżeli jak najszybciej o niej zapomnę. Na pewno nie jest to skończony crap: grafa wyciskająca siódme poty z PS4, dobry scenariusz, kozackie walki z bossami, możliwość ingerowania w otoczenie (można nawet zbudować autostradę!) i ten nietypowy patent współpracy między graczami zasługują na uznanie. Pozostaje żałować, że główny trzon rozgrywki jest tak cholernie kulawy. No nic, eksperyment nie wyszedł, Hideo zawsze o wiele lepiej wychodziło tworzenie gier w zamkniętych sceneriach i moim zdaniem tego powinien się trzymać. A czy warto zagrać? Jeżeli lubisz długie spacery, podziwianie widoków i masz miłe wspomnienia z pracy w Uber-eats to śmiało. 5/10 PS: Zanim komuś eksploduje dupsko: to co jest napisane powyżej to nie żadna prawda objawiona i jedyne słuszne zdanie, z którym nie można się kłócić, a wyłącznie moja skromna opinia. Oczywiście w 100% subiektywna, bo inaczej na gry nie patrzę ani o nich inaczej nie piszę. Jak komuś się gierka podoba, to nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego grania i powodzenia przy ewentualnym wbijaniu platyny. Peace
-
Death Stranding
A może po prostu gdyby ta gra została lepiej zrobiona to mogłaby trafić również w gusta takich graczy jak ja? Mniej schematów przy misjach, mniej casualowy poziom trudności (gram na hard, a i tak jest śmiesznie łatwo), więcej wymagających przeszkód podczas doręczania paczek (i nie mam na myśli tylko przeciwników, ale też jakieś ciekawsze przeszkody terenowe), więcej atrakcji (chociażby boss fightów, bo pod tym względem jest słabiutko) czy jakichś ciekawszych momentów jak np. I byłoby całkiem spoko. A tak? Jest nuda. I moje podstawowe pytanie: dlaczego niby Wasze opinie świadczą obiektywnie o grze i nadają się do wspólnego określania jej wartości, a moja nie? Dlaczego moje argumenty są mniej istotne? Bo piszę o niej bardziej krytycznie? Bo w ogóle mam czelność wypisywać jej wady? Co to w ogóle znaczy, że moje argumenty są "mocno subiektywne"? Wszystkie argumenty są z założenia subiektywne, każdy pisze o grze w taki sposób w jaki ją postrzega i opisuje jakie wrażenie na nim zrobiła. Wbrew temu co twierdzisz wcale aż tak daleko ten tytuł nie leży od moich preferencji: ma mnóstwo soczystego gameplayu, a że kiepsko zrobionego to już inna sprawa. Może mam przestać w ogóle tu pisać, bo jedyne co można to piać z zachwytu nad tą grą? A co z graczami, którzy podzielają moje poglądy, nie wiedzą do końca czy im ten tytuł przypasi i chcieliby poczytać opinię kogoś kto dla odmiany nie rozpływa się nad Death Stranding w samych superlatywach? Rozumiem gdybym jęczał tak jak berion w temacie o RE2, wiesz, jęczenie dla samego jęczenia i hejtowanie, ale ja tu naprawdę staram się argumentować swoje zdanie. Oczywiście możesz się z tymi argumentami nie zgadzać, ale umniejszanie ich, bo "nie są wystarczjąco obiektywne" jest według mnie śmieszne i zalatuje strasznym fanbojstwem, bo przecież broń boże, żeby ktoś mi coś złego napisał o grze. Z tego co widzę tyłek bardziej pęka tym, którzy nie potrafią pojąć, że komuś gra mogła się NIE spodobać. Zdajesz sobie sprawę, że ta odpowiedź nie dotyczyła stricte Death Stranding? Najtmer pytał o moje ogólne preferencje odnośnie gier, czego w nich nich szukam, a czego unikam, w odpowiedzi nie skupiałem się wyłącznie na DS.
- Death Stranding
-
Death Stranding
Ale dlaczego miałoby tak być? Często wracam do starych gier i nie mam problemu z ich gameplayem. Wręcz przeciwnie, uważam że wiele z nich jest bardziej grywalnych od współczesnych produkcji (przynajmniej jeżeli mowa o tytułach AAA), ponieważ kiedyś story oraz skrypty nie odgrywały aż tak dużej roli jak teraz i mam wrażenie, że w rzeczywistości bardziej się w nie grało niż się je oglądało. Oczywiście sporo zależy od tego czy komuś przeszkadzają archaizmy, ale ja jestem na nie odporny i nie przeszkadzają mi się cieszyć rozgrywką. Bugi czy glitche to dosyć dobry przykład. Do tego dodałbym kiepskie sterowanie, słabą kamerę, jakieś dziwne i niepotrzebne mechaniki czy przesadny realizm kosztem przyjemnego grania. Pewnie znowu wbiję kij w mrowisko, ale niech będzie - za przykład takiego realizmu niech posłuży RDR2 ze swoim przegiętym ciężarem postaci czy niektórymi ślamazarnymi animacjami, które trwają wieczność (np. skórowanie zwierząt), coś co powinno trwać dosłownie chwilę, max kilka sekund potrafi się ciągnąć w nieskończoność. Owszem dzięki temu gra jest bardziej realistyczna, ale kosztem czego? Właśnie grywalności i na takie "kompromisy" się nie godzę. Gra ma być przyjemna, ma się w nią fajnie GRAĆ, a nie być toporna na każdym kroku. Na pewno znaczy to mieć większą swobodę niż przy klikadłach p&c, dlatego jak ognia staram się unikać niektórych tytułów, bo wiem że przy moich preferencjach nie będę się przy nich dobrze bawił. Chociaż nie powiem, takie Until Dawn czy Detroit nawet mi się podobały (jako wyjątki) ale nigdy ich nie traktowałem stricte jako gry wideo, prędzej właśnie jako filmy interaktywne i nie wiem czy mógłbym powiedzieć, że faktycznie w nie grałem. Równie dobrze mógłbym trzymać w ręku pilota i nim podejmować decyzje / klepać QTE bo do tego sprowadzała się "rozgrywka" w tych produkcjach. Jako filmy interaktywne były spoko, ale jeżeli miałbym je potraktować jako gry to nie zostawiłbym na nich suchej nitki. Niekoniecznie. Idealnie, gdyby gra stanowiła jakieś wyzwanie, ale jeżeli jest tego pozbawiona, a mimo to ma solidny gameplay, to i tak będę się przy niej dobrze bawił. Za przykład niech posłużą chociażby niektóre platformówki np. odświeżona trylogia Spyro, którą jakiś czas temu skończyłem. Łatwe jak jasna cholera, ale to nic, bo smoczek nadrabiał soczystą, dynamiczną i pełną ciekawych pomysłów rozgrywką bez zbędnego pierdololo i powciskanych wszędzie skryptów. To też mi w zupełności wystarczy, żeby czerpać masę frajdy z grania. Tak, bo skoro lubię robić speedruny w RE2 to przecież oczywiste, że lubię tylko wyzwania czasowe. Tylko i wyłącznie, żadna inna forma grania mnie nie interesuje. W końcu tylko dlatego splatynowałem DMC5, Vanquisha lub Sekiro, bo oferowały czasówki. Ja nie wiem skąd te Twoje dziwne interpretacje, ale mam nadzieję że tym postem Ci trochę bardziej naświetliłem sytuację Wiadoma sprawa Nie wspomniałem o takim typie gracza, ale nie twierdzę przecież, że nie ma go w ogóle. Po prostu skupiłem się na dwóch skrajnych rodzajach preferencji, żeby wyraźniej zaznaczyć do którego worka ja należę.
-
Death Stranding
Tutaj dochodzimy do największej różnicy zdań między nami i powodu ogólnego niezrozumienia, bo akurat dla mnie gameplay jest absolutnie najważniejszy, po prostu bez poprawnie skonstruowanej rozgrywki nie ma w ogóle mowy o dobrej grze. Fabuła może być niesamowita i wciągać od samego początku do końca, grafika może wypalać gałki oczne, klimat zachwycać, a muzykę niech sobie nawet skomponuje Hans Zimmer. Nie ważne, produkcja i tak zostanie położona na łopaty, jeżeli to co w niej najważniejsze kuleje, gameplay ponad wszystko. To już wynika z tego czym dla danej osoby są gry wideo i dlaczego w ogóle w nie gra. Fakt, też lubię dobre story, gęsty klimacik oraz mam świadomość, że świetna oprawa a-v (zwłaszcza audio) potrafi wiele wnieść do produkcji, ale nie po to gram, żeby coś oglądać czy czegoś słuchać, tylko żeby... no właśnie, żeby GRAĆ. Sensem grania jest dla mnie wciągająca, satysfakcjonująca i (o ile to możliwe) wymagająca rozgrywka, a cała reszta to tylko dodatki. Będę chciał wchłonąć wielowątkową historię to sobie poczytam książkę albo obejrzę dobry serial, w grach mi to nie jest potrzebne i nigdy nie stanowiło dla mnie priorytetu. Nigdy się nie zgadzałem i dalej nie będę się zgadzał z jak to mówisz "koniecznymi kompromisami i uproszczeniami" jeżeli straci na tym grywalność. Naprawdę rozumiem ludzi, którzy widzą to trochę inaczej, mam nawet znajomego który jest moim przeciwieństwem - ma totalnie gdzieś gameplay, a w grach szuka przede wszystkim angażującej historii i nie przeszkadza mu nawet skrypt za skryptem, a w takiego RDR2 potrafi grać dla samych widoków. No i dobrze, co kto woli. Reasumując jeżeli Ci to przeszkadza, to niestety, ale będziesz musiał z tym żyć i dalej czytać moje posty gnojące dobre według Ciebie gry (chyba że mnie zablokujesz ) Ja nie mam na to wpływu, bo za machnięciem czarodziejskiej różdżki nie zmienię swojego nastawienia do tego w co gram.
- Death Stranding
-
Death Stranding
Nic nie muszę ujmować czy bagatelizować. Gra ma pełno ewidentnych wad, jej główny trzon jest dziurawy jak ser szwajcarski, a grywalność znikoma i właśnie za to ją krytykuję. No chyba, że w temacie obowiązuje zakaz jakiejkolwiek negatywnej krytyki i jedyne co można tu pisać to same pozytywy? Bo póki co tak rozumiem Twoją wypowiedź. O Ciebie i o większość się tu udzielających tu nie chodzi, więc nie musisz się spinać. Nie wrzucam do tego worka każdej osoby, która pozytywnie udziela się na temat tej gry, tylko totalne klapy, które uważają DS za arcydzieło będąc przy tym ślepym na jakiekolwiek wady.
-
Death Stranding
No niestety ten argument się mnie nie tyczy, raczej ciężko ocenić czy coś Ci się spodoba, jeżeli tego samemu nie spróbowałeś. Jeżeli pijesz do tego co napisałem o RDR2 czy Death Stranding, to kula w płot, bo grałem w obie (przy czym od RDR2 odbiłem się bardzo szybko, a DS jeszcze próbuję wymęczyć), inaczej bym o nich w ogóle nie pisał, bo niby na jakiej podstawie. I nie będę pisał dlaczego Ciebie nie kręcą speedruny, bo nie siedzę Ci w głowie i po prostu tego nie wiem, mogę co najwyżej określić dlaczego mnie to interesuje i dlaczego stawiam taką formę grania wyżej od roznoszenia śmieci po smutnych pustkowiach w DS. Z tym akurat ciężko się kłócić. W ogóle nikt nie twierdzi, że gra jest jakimś skończonym crapem i że jest totalnie nic nie warta. Braku oryginalności nie da się jej zarzucić, tak samo tego, że ma za(pipi)iście zrealizowane cut-scenki czy świetną grafikę. Na pewno to co Kojimie wyszło to nietypowa forma multiplayera - niby nie spotykasz po drodze żadnych graczy, a jednak na każdym kroku widzisz efekty ich działalności, które wpływają na twoją rozgrywkę: pobudowane mosty / schrony, rozstawione drabinki, jakieś wskazówki odnośnie lokacji czy chociażby dzielenie się itemami, to jest fajne i przy okazji bardzo dobrze przekłada się na fabułę. Tym bardziej szkoda, że te wszystkie dobrze zrealizowane elementy zostały przyćmione przez fatalny gameplay.
-
Death Stranding
Przechodzę Residenta po 20 razy, bo za każdym kolejnym gierka daje mi multum frajdy, czego te Twoje "dwie najlepsze gry generacji" nie potrafiły zrobić nawet za pierwszym podejściem. I możesz już przestać szlochać pod nosem, bo żadnej gry Ci nie obraziłem, po prostu napisałem co mi się w nich nie podoba, od tego mamy to forum
-
Death Stranding
Chwile mi zajęło odpisanie wszystkim (albo prawie wszystkim, tych co pominąłem przepraszam), więc lepiej doceń i przeczytaj tl;dr Chętnie będę się dalej spierał na temat poziomu tej gry, ale postaram się, żeby brzmiało to mniej hejtersko (nie ukrywam, mam z tym czasem problem). Filmik na poprzedniej stronie rzeczywiście niepotrzebny, zwłaszcza z tym co napisałem obok, ale celowane to było przede wszystkim (głównie) w fanatyków Hideo, którzy nie uznają złego słowa na temat ich ukochanej gry, tych nie trawię i mam misję od samego Papieża, żeby ich wytępić. Mam nadzieję, że mimo wszystko dalej się wszyscy lubimy
-
Death Stranding
A kto to niby tak jasno przedstawił i omówił? Kojima i jego zaślepieni wyznawcy? Sorry, możesz sobie tu dorabiać jakąś śmieszną filozofię, ale prawda jest taka, że gra właśnie polega na tym, że poruszasz się z punkt a do punktu b i jest to SŁABE. Taki jest w tej grze gameplay, dokładnie to robisz przez 95% czasu gry (reszta to filmiki i walki z bossami). Ale może fantazjowanie, że ma to jakiś głębszy sens pozwala Ci przetrwać tę nudę, nie wnikam. Nie grałem w Mudrunnera, ale brzmi to zdecydowanie lepiej niż rozgrywka w Death Stranding. Czy tutaj gra oferuje takie wyzwania i co ważniejsze - czy motywuje do korzystania z tych wszystkich zaawasowanych mechanik? Pierdylion przedmiotów, a koniec końców i tak wszystko polega na tym, żeby wejść na motor i omijać kamienie lub po prostu przeteleportować się do celu. I tak przez kilkadziesiąt godzin "zabawy", bo w pewnym momencie kiedy masz już rozlokowane tyrolki każdy quest załatwiasz tylko w ten jeden sposób. Nie ma tu żadnego wyzwania czy konieczności kombinowania. Oceny na MC czy komentarze wielu graczy na forach zdają się mówić coś kompletnie innego, zwłaszcza jeżeli mowa o "odkupieniu". Średnia graczy dla Phantom Pain "8.2", średnia graczy dla DS "6.2". Mam świadomość, że to metakrytyk to nie jest najbardziej wiarygodne źródło informacji, a trolle czają się wszędzie, niemniej "mesjasze" i największe hity branży nigdy nie mają tak niskiej średni, więc warto wziąć pod uwagę, że chyba jednak coś tu poszło nie tak. Nie mam problemu z tym, że gra się komuś podoba i rozumiem oceny pokroju 8/10 czy nawet 9/10, ALE dziesiątki są już dla mnie na tyle skrajne, że ciężko mi je traktować poważnie, zwłaszcza w połączeniu z pisaniem o jakimś Jezusie Chrystusie gamingu. Nie przy takiej ilości wad jakie posiada ta gra. I w drugą stronę, równie chore byłoby dla mnie wystawianie grze noty 1/10 przy ilości zalet jakie ma Death Stranding. Sorry, wiem że nie powinienem, ale takie skrajności zawsze mnie denerwowały i nie potrafię z tego nie szydzić. Bez obaw, po 10 godzinach też jeszcze gra mi się w miarę podobała. Schodki zaczynają się później, bo mimo że co jakiś czas pojawiają się nowe przedmioty i drobne mechaniki, to tak naprawdę niewiele to zmienia w kontekście całego gameplay'u. Każda następna godzina to coraz większy schemat, a co za tym idzie coraz większa monotonia, a coraz bardziej wymagający teren jaki będziesz przemierzał w praktyce sprowadzi się do większej irytacji oraz znudzenia. No chyba, że kręcą się kilkunastominutowe spacery po pas w śniegu gdzie bohater porusza się jak mucha w smole, bo w górach to już sobie nie pojeździsz motorem. W skrócie: robisz to samo co wcześniej, ale wolniej i z każdą następną godziną odczuwasz coraz większe znużenie. A przynajmniej tak jest w moim przypadku, sam wkrótce zweryfikujesz. "Trolololo, piszesz bzdury i jesteś ignorantem". "Nie dojrzałeś do tej gry!" "Mamo, znowu mi giereczke w internecie obrażajo!". Dzięki za rzeczową wymianę zdań dobitnie pokazującą mi, w którym miejscu się pomyliłem i sensowne przykłady na poparcie Twojej opinii. Koledzy powyżej zdecydowanie lepiej sobie poradzili z tym zadaniem. Tylko, że problem z Death Stranding nie polega na koncepcji, bo sama zabawa z kuriera może być ciekawa. Problem tkwi w tym, że Kojima po prostu zrobił to ch*jowo, bo bieganie szybko się nudzi, a każde zadanie polega na tym samym. Za mało tu różnorodności w wykonywaniu zadań, ewidentnie ktoś poszedł w ilość (questów jest od GROMA i na co to komu?) zamiast w jakość. Sam na początku bawiłem się całkiem nieźle, przynajmniej do momentu aż nie zdałem sobie sprawy, że niemal każda misja jest taka sama, nawet te fabularne i tak już będzie do samego końca. Tak że mój problem nie ma nic wspólnego z tym, że gra jest symulatorem kuriera biegającego od a do b, tylko na tym, że mega kiepsko to rozwiązano. O tym już napisałem powyżej, a nawet na poprzedniej stronie. Nikomu nie bronię się przy tej grze dobrze bawić, sam nawet mam migawki jakiejś przyjemnością płynącej z obcowania z tym tytułem, ale wkurzają mnie przesadne skrajności. I ok, rozumiem że przez wrzucenie tego filmiku przekroczyłem pewną granicę i mogło to zostać odebrane jako hejt (nawet jeżeli to wymierzony wyłącznie w psycho-fanów Kojimy, których cholernie nie trawię), ale z tym stękaniem to nie przesadzaj. To nie jest zrzędzenie dla samego zrzędzenia, tylko zawsze staram się poprzeć swoje zdanie jakimiś argumentami (z którymi można się oczywiście zgadzać lub nie, ale na pewno nie można powiedzieć, że ich nie ma), no chyba że nie można tu absolutnie nic złego powiedzieć o Death Stranding? Szkoda, że ten perfekcjonizm przy detalach nie przekłada się na ogólny poziom rozgrywki, a nawet wręcz przeciwnie, odbywa się jej kosztem. Podobne zarzuty miałem do RDR2, gdzie developerzy władowali tyle pary szczegóły, że już chyba jej nie starczyło na naprawdę istotne elementy, przez co (zaraz będzie, że znowu hejtuję) - gra była niesamowicie toporna i - przynajmniej dla mnie - przez wiele celowych lub mniej celowych zaniedbań, niegrywalna. Szczerze? Wolę, żeby zamiast tych wszystkich pięknych i niesamowitych detali typu kurczące się końskie jaja czy rozwijająca się grzybica na nogach Sama Bridgesa bardziej skupiono się na tym co ma ZNACZENIE - na gameplayu i grywalności. O tym Ci wszyscy wielcy developerzy którzy tak strasznie dążą do ślicznych widoków, szczegółów i coraz większego realizmu zdają się zapominać. Od Ciebie też? No to mnie zabolało
-
Death Stranding
Nie napisałem, że przez pół mapy, ale nawet odcinek tysiąca km to w tej grze sporo, zwłaszcza po takim terenie. Przykład: misja fabularna dotycząca przyłączenia alpinisty, to nie jest żaden quest, a jako że kolo nie zgadza się, żeby od razu dołączyć do Bridges to nie ma możliwości ustawienia skrótu (ani schronu z którego można się przeteleportować, ani nawet tyrolki). Dopiero po wykonaniu dla niego zadania (dokładnie takiego jakie opisałem powyżej) pojawia się możliwość zbudowania czegokolwiek na jego terenie. Żadne kłamstwo, nic nie zmyślone, tak samo było wcześniej ze Śmieciarzem i paroma innymi NPCami. Jak dla mnie questy to powinny być questy, a misje fabularne powinny oferować trochę więcej atrakcji. Niestety, pomijając dosłownie kilka ciekawszych wydarzeń (czyli głównie boss fighty) story każe ci robić dosłownie to samo co zadania poboczne. To tak jakbyś grał w japońskiego erpega i 95% gry polegało na bieganiu od wioski do wioski, żeby dostarczyć ludziom jakieś śmieci, po drodze coś tam byś powalczył z żelkami, a jakieś grubsze akcje miałyby miejsce co 15 godzin gry i trwały zaledwie moment. Taki tytuł z miejsca wylądowałby w śmietniku ze średnią 20% na Metacritic. Ale nie Death Stranding, bo przecież to jest gra Kojimy.
-
Death Stranding
Żeby nie być gołosłownym pisząc o gameplay'u zrobionym na odp*erdol i w miarę naświetlić sytuację osobom, które jeszcze zastanawiają się nad zakupem tego tytułu. Teraz jestem w zaśnieżonych górach (jakieś 2/3 przygody za mną) i o ile wcześniej gra była denerwująca w backtrackingu, tak teraz jest w tym zwyczajnie bezczelna i nie boję się tego powiedzieć - robi z gracza idiotę, bardzo sztucznie wydłużając czas rozgrywki. Zadanie fabularne (żaden quest!): dostań się na szczyt góry i pogadaj z jakimś typkiem, dobre 15-20 min zasuwania niemalże w pionie, bez możliwości dostania się tam pojazdem, a jak spadniesz (o co wcale nietrudno)... wszystko od początku. Najbardziej odpychająca gameplay'owo rzecz z jaką się zetknąłem od dawna. I teraz najlepsze - jak już się tam dostaniesz, to zaraz kolo każe ci schodzić znowu na sam dół żeby dostać się do punktu oddalonego o tysiąc kilometrów, z którego niedawno przyszedłeś żeby odebrać jakiś item i... wrócić do niego ponownie W ciągu godziny co namniej TRZY RAZY robisz tę samą rzecz, pokonujesz dokładnie ten sam odcinek, a gra nawet nie daje Ci możliwości ustawienia skrótu, żeby choć trochę zminimalizować czas potrzebny na pokonanie tego gównianego odcinka. I mniej więcej tak wygląda cała zabawa w Death Stranding. Absolutne. Gameplay'owe. DNO. Jedyne co mnie tu jeszcze trzyma to chęć poznania fabuły oraz fakt, że zainwestowałem w to już tyle godzin, że głupio byłoby teraz odpuścić.
-
Death Stranding
A czy ktoś Wam zakazuje się dobrze przy tym bawić? W żadnym wypadku. Ja tylko cisnę bekę z ludzi, którzy uważają tę grę za jakieś wybitne dzieło, wystawiają ocenę 10/10 i bronią jej jakby od tego zależało ich życie. Przy tak monotonnym i schematycznym gameplayu (95% zawartości Death Stranding), który - nie czarujmy się - został zrobiony totalnie na odp*erdol, jest to co najmniej śmieszne. Każda inna gra zostałaby zniszczona przez falę krytyki, gdyby oferowała wyłącznie powtarzalne questy na zasadzie "przynieś, podaj, pozamiataj", a tutaj Kojimie się upiekło, bo... no własnie, bo to Kojima i chyba wystarczy.
- Death Stranding
-
Resident Evil 2 Remake
Powinni też zgarnąć nagrodę za najlepszego developera, bo niby jakie inne studio wypuściło w ciągu jednego roku tyle dobrego softu takiego kalibru (RE2, DMCV i potężne rozszerzenie do Monster Hunter World)? Wyróżnienie dla Epic w tej kategorii to jakiś mało zabawny żart.
-
Resident Evil 2 Remake
https://www.ppe.pl/news/139429/golden-joystick-awards-2019-lista-zwyciezcow-cd-projekt-red-doceniony.html W pełni zasłużone, w tym roku nie było dla tej gry żadnej konkurencji
-
Aktualnie ogladam
Szybki review aktualnych animków: 7 Deadly Sins s.3 - pierwszy sezon nie był żadną rewelacją, ale dało się to fajnie pooglądać. Drugi niestety potężnie opuścił loty serwując fabularną papkę, jakieś randomowe starcia z randomowymi przeciwnikami i tak manipulując power levelem bohaterów i antagonistów, że szybko zrobiło się to śmieszne i żałosne. Trzeci sezon jest pod tym względem jeszcze gorszy. W zasadzie nie wiem już co tu się wyprawia, wszystko jest strasznie losowe, bez ładu i składu: jakieś podróże w czasie, zamiany ciał, przedstawianie nowych hiper-ultra-duper-mega wrogów, którzy za 2 odcinki okazują się zwykłymi pierdołami, bo pojawia się coś jeszcze silniejszego, no k****rwa jedyne co jest tu dobre to muzyka Sawano. Assassin's Pride - badziewie dla nastolatek, które mają kisiel w gaciach, kiedy przystojny bohater ratuje młodocianą damę w opałach. Do pieca. Sword Art Online: Alicization - patrz wyżej. Vinland Saga - to jest akurat dobre, chociaż tempo ma zbliżone do Dominiki Gwit wspinającej się po schodach na czwarte piętro. Bardzo wolno się rozkręca, są odcinki gdzie totalnie nic się nie dzieje, ale jak już czymś dowalą to nie ma zmiłuj. Trochę niezłych walk (nikt na szczęście nie strzela ognistymi kulami z dupy), sporo knowań i spisków, ciut historii, MASA latających w powietrzu kończyn. Strasznie brutalne, efektowne i całkiem dorosłe widowisko, jedna z lepszych serii ostatnimi czasy. Fire Force, Black Clover, One Piece - typowe shouneny pozbawione choćby krzty oryginalności, ale takie w sam raz do obejrzenia podczas obiadu. One Piece powinno się skończyć jakieś 500 odcinków temu, widać że autor po Marineford Arc nie ma zielonego pojęcia jak to dalej pociągnąć i po prostu utrzymuje trupa przy życiu. Money, money, money... Boruto - Nie jestem aż tak chory psychicznie, żeby to oglądać na bieżąco, powiedzmy że sprawdzę 2 odcinki w ciągu roku, żeby się upewnić czy to dalej takie odchody jak na początku i póki co poziom się utrzymuje. Pierwszą serię Naruto oraz Shippuudena uwielbiałem i miałem świadomość, że kiedy tylko skończy się materiał mangowy zacznie się dojenie martwej krowy, ale liczyłem na to, że twórcy kontynuacji chociaż trochę się postarają. Myliłem się. Z napakowanego akcją shounena z charyzmatycznymi bohaterami i kozackimi antagonistami zrobili jakieś żenujące school-life, w zasadzie każdy ep jaki widziałem to poziom najgorszych fillerów z Naruto, a sam Boruto to przyjeb jakich mało. Brawo, nie mam pojęcia jakim cudem to jeszcze nie zniknęło z anteny, moc fanbojów musi być przepotężna. Psycho-Pass s.3 - na to czekałem Wprawdzie do pierwszej serii sporo brakuje, ale i tak dobrze się ogląda. Cały czas gęsty klimacik, kilku ciekawych nowych bohaterów, epizody po 40 min, no i twist pod koniec drugiego odcinka (mniej zaskakujący dla osób, które obejrzały kinówki). Liczę, że będzie jeszcze lepiej.
-
Platinum Club
#63 Code Vein Poziom trudności platyny: 3/10, czas potrzebny do wbicia wszystkich trofików: około 60 godzin. Generalnie gra jak najbardziej spoko, ale ze względu na sporą ilość grindu przy jednym trofeum nie będę nikogo zachęcał do platynowania. No chyba, że kręci Cię wizja siedzenia 12 godzin w jednej lokacji, mozolnego wyszukiwania randomów przez sieć (trzeba to zrobić w multiplayerze) i tłuczeniu w kółko tych samych potworków, to śmiało. No i grę trzeba ukończyć minimum 3 razy, żeby obejrzeć wszystkie zakończenia, przy czym kolejne 2 podejście to w zasadzie speedrun. Reszta dzbanów to same śmieci: zdobądź wszystkie znajdźki, wbij max lv. oręża, wymasteruj skille, pozmywaj, pozamiataj, poodkurzaj. Platka jak najbardziej do zrobienia, tylko trzeba mieć ciut cierpliwości.
-
Code Vein
Wczoraj skończyłem. Fajna gierka, a jak ktoś lubi anime to nawet fajniejsza, bo CV jest przesiąknięte tymi klimatami, przy czym na pewno nie jest to poziom gier From Software - słabszy design, znacznie prostsza walka, technicznie też bez rewelacji (przy grubszych akcjach fpsy pięknie lecą na pysk). 7/10 mogę dać. Szukam jakiegoś z(pipi) masochisty do splatynowania gierki, konkretnie chodzi mi o ten trofik za masterowanie multi. Chce się ktoś pobawić?
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Doom: Anihilacja Już sądziłem, że większego szamba niż filmowe Residenty nie da się zrobić, ale zostałem pięknie wyprowadzony z błędu Przede wszystkim żaden z tego horror. Nie jest nawet trochę strasznie, ba! film nie posiada absolutnie żadnego klimatu (oglądałem sam, w nocy, z dobrze podkręconym dźwiękiem), przeciwnie - jest całkiem grzecznie i powiedziałbym nawet, że bardzo "czysto", sceneria wyczyszczona na glanc, krwi i flaków tyle tutaj co kot napłakał, natomiast jak już szykuje się jakaś mocniejsza akcja to kamera elegancko robi taki unik, że g*wno widać (za przykład podam scenę z piłą mechaniczną i żałosne dekapitacje). Na pewno budowaniu grozy nie pomaga też fakt, że bohaterzy to banda idiotów, którzy często sobie śmieszkują, a sceny starć z demonami przypominają akrobacje cyrkowe (Alice z Residenta autentycznie wymięka). Co tam jeszcze z minusów? Dialogi czerstwe jak moje niedojedzone bułki z poniedziałku, plejada aktorów tak poprawna politycznie, że bardziej się nie da (przewija się każdy kolor skóry + 1 lesbijka w krótkich włosach, no i sama protagonistka to wypisz-wymaluj silna, twarda, niezależna i wyzwolona kobieta, przy której wszyscy filmowi faceci to banda mazgajów ). Aktorstwo na poziomie deski klozetowej i taka sama fabuła. Bronie wyglądają jak plastikowe zabawki i tak samo się zachowują (BFG powoduje mniejsze obrażenia niż pistolet na wodę). Jedyne co się tu może podobać to smaczki z gier, szkoda tylko że podane w tak bezpośredni sposób, że samemu nie ma nic do odkrycia. Generalnie przed seansem radzę wyłączyć mózg, tylko wtedy jest szansa, że ten film może się spodobać. A jeżeli to nie poskutkuje to polecam też wyłączyć telewizor. 2/10
- A Way Out