Sporo tego było ostatnio, gierki 7/10 bez wielkich hitów, ale w sumie z każdą bawiłem się całkiem nieźle. John Woo Presents Stranglehold (PC) – gierka kupiona za 2 dychy na GOG‑u. Miałem nadzieję, że w tym preservation program będzie wsparcie dla pada (niestety nie ma) i trzeba się trochę pomęczyć z mapowaniem klawiatury + myszki na pada, ale przy pomocy zewnętrznego opragoramowania (xpadder) „da się”. Ciekawostka: polska wersja nie ma napisów ani dubbingu, tylko lektora jak w filmach z Polsat. Sama gra to taki średniaczek, momentami nawet męczący pod koniec (od kill roomu do kill roomu + bullet‑time non stop i parę misji 'od czapy'). Ale ten polski lektor robi robotę i jest niezły klimat. Na koniec ciekawostka nr 2: Stranglehold to oficjalna kontynuacja filmu Johna Woo „Hard Boiled” („Dzieci Triady”). Syphon Filter – klasyk z PSX, w swoich czasach mnie ominął (jak już człowiek zagrał w MGSa, to jakoś inaczej patrzył na podobne, ale „gorsze” gierki). Lata temu sporo rzeczy musiało robić wrażenie (ogólna filmowość, zróżnicowane misje, masa broni i gadżetów), dzisiaj jest całkiem nieźle. Można nawet skonfigurować sterowanie pod „dzisiejsze”, co raczej nie było standardem w grach z PSX. Ale bez rewinda w wersji na PS5 to bym się mocno wkurwiał, bo często i gęsto misje i objective’y są zaprojektowane w taki sposób: nie pozwól, żeby terrorysta zabił zakładników (ok, luz) zakładnik ginie w sekundę po tym, jak terrorysta pojawił się na radarze (nawet go jeszcze nie widać) powtarzamy fragment, ale tym razem wiemy, że trzeba wyjąć snajperkę i zdjąć wroga z daleka Poza tym musiałem raz skorzystać z opisu – w początkowej misji w metrze trzeba mieć wyjętą latarkę, bo inaczej nie wciśniemy przycisku/wajchy, bo jest za ciemno :D Ciekawy jestem też, czy ktokolwiek za pierwszym razem zmieścił się w limicie czasu w ostatniej misji, gdzie mamy jakieś 3–4 sekundy na ucieczkę zanim zamkną się drzwi (kiedyś to był game design, nie to co dziś :) ). Ogólnie gra się w to całkiem fajnie. Ciekawy system strzelania i headshotów (zabijają na miejscu nawet bossów), zabawny voice acting – kiedyś pewnie żenował, a dziś dodaje trochę klimatu. Apocalypse – kolejny klasyk z PSX, niedawno historia powstania gry była opisana w PE (nr 337). Zadziwiająco dobrze się w to dzisiaj gra, szczególnie że sterowanie w zasadzie się nie zestarzało (kiedyś uznane za największy feler gry przez Ścierę w 3 Groszach). Gra to twin‑stick shooter: lewym analogiem chodzimy, prawą gałką strzelamy do wszystkiego, co się rusza (a przeciwników jest masa). W tle lecą teledyski (System of a Down included), zniszczyć można większość obiektów, które przy okazji wybuchają w bardzo ładnych eksplozjach (jak na PS One i 1998 rok – prezentuje się super). Gameplayowo jest nieźle, choć z czasem zaczyna męczyć powtarzalność (ale zanim się znudziłem, to gra się skończyła :D). No i non stop powtarzane one‑linery Bruce’a Willisa. Grałem na Anbernicu z save state’ami i bez tego gra na pewno byłaby mocno frustrująca, bo jest sporo fragmentów ze skokami na milimetry albo momentów, gdzie dostajemy obrażenia od bossa „niewiadomo czemu”. Sonic Frontiers (PS5) – gierka wypada z PS Plusa w połowie grudnia, więc w końcu postanowiłem sprawdzić i wyszło nieźle. Sonic a’la Elden Ring/Breath of the Wild + Shadow of the Colossus, a do tego miks klasycznych leveli z Sonica. Czy to mogło się nie udać? Hmm, gierka zebrała raczej średnie noty (chyba Piechota dał 6.5 w PE). Co ciekawe, sporo rzeczy, które wymieniał jako minusy, dostało fixa/patcha, więc dziś grałem w mocno ulepszoną wersję. Gra się w to nieźle. Mamy 4 światy (+1 mniejszy) z tym samym schematem: zbieramy pierdółki do otwarcia portali, w portalach zbieramy więcej pierdółek do zdobycia gemów, a po zebraniu gemów walczymy z bossem/kolosem. Pod koniec schemat zaczyna lekko nużyć, ale grało się na tyle ok, że wbiłem platynę (~20h) i nie czułem, że robię to na siłę. Trochę mi nie pasował klimat – z jednej strony post‑apo, smutna historia i ogólnie próba wyciskania łez, a z drugiej wesoła kompania kolorowych śmieszków (z Sonikiem rzucającym głupie żarty na czele). Jakoś mi ten setting nie siadł i chyba lepiej by wyszło, gdyby klimat był bardziej bajkowy. FFI Pixel Remaster (PS5) – grind, grind, grind i jeszcze więcej grindu (nawet na exp 4x). Fajnie, że można przyspieszyć randomowe walki (a nawet całkiem je wyłączyć), ale czemu tylko 2x? Trochę taki remaster „na odpierdol”. Pierwszego FF ogrywałem tylko raz (remaster na PSP), więc nawet nieźle było odświeżyć. Platyna wpada w zasadzie sama, poza trophy za walkę z każdym rodzajem przeciwników – 1 czy 2 bardzo rzadko się pojawiają, więc jak ktoś ma pecha, to może chwilę na tym spędzić(u mnie najrzadszy przeciwnik pojawił się po ~20 minutach, ale w sieci piszą nawet o paru godzinach). Avowed (XSX) – sporo godzin (37h wg dashboardu), a w sumie niewiele z tej gry pamiętam. Mamy mega recykling przeciwników – na każdej mapce są tacy sami, różnią się tylko kolorem (poza bossami). System walki jest naprawdę spoko (zmiany w locie między dwoma stylami, sporo skilli i pasywek do ustawienia). Fabularnie zapadło mi w pamięć tylko to, że myślałem, że jedna decyzja w środku gry jest obowiązkowa, a po zakończeniu sprawdziłem, że był achievement za inną wersję. Wygląda więc na to, że jest co najmniej kilka wyborów wpływających na przebieg fabuły. Spora część ludzi narzekała tam na „woke” czy postaci ono/jenu, ale ani mi to specjalnie nie wadziło, ani nie ma tego jakoś dużo (chyba 2 postaci ono/jenu, które dają nam parę questów). Gra z potencjałem na coś więcej, a tak to nadaje się do ogrania jako „gierka z Game Passa”, jak ktoś jeszcze ma opłacony.