Opublikowano 26 lipca26 lip No mi siadło idealnie. Choć jest też sporo głosów od ludzi, którzy twierdzą że nie tego oczekiwali. Tzn. twierdzą tak ci którym marzyła się kolejna kopia PT, Visage itp. Natomiast LUTO to zdecydowanie coś innego, spora nuta świeżości, która zdecydowanie wyróżnia ten tytuł na tle podobnych produkcji z gatunku. Aktualnie jestem po 5-tym ukończeniu gierki. Chwyciła mnie fabularnie i artystycznie tak mocno, że ciężko mi się było oderwać. Wczoraj też gracze wreszcie uporali się z wieloetapowym sekretem prowadzącym do ukrytego rozdziału i dodatkowego zakończenia. Samo odkrywanie tego wszystkiego pochłonęło mnie totalnie. Dla mnie to najlepsza gra w gatunku obecnie. Choć podkreślam raz jeszcze, że rozumiem też dlaczego komuś może nie podejść kompletnie.
Opublikowano 26 lipca26 lip Czym są te różnice względem P.T, Visage itp:. które tak niektórych odpychają ? Sposób narracji, zagadki czy coś jeszcze innego?
Opublikowano 26 lipca26 lip Przede wszystkim zdecydowanie mniej tutaj rasowego horroru. W wymienionych przez Ciebie tytułach pierwsze skrzypce odgrywa próba przestraszenia gracza. W LUTO akcenty rozłożone zostały ciut inaczej. Duży nacisk położono przede wszystkim na historię i... coś jeszcze (o czym jednak celowo nie chcę wspominać by nie psuć nikomu zabawy) . Żeby nie było jednak - gra również ma swoje momenty jednak nie są one ani troszkę nachalne, a dodatkowo łatwo je przeoczyć. Natomiast wszystkie one wykonane są zdecydowanie lepiej niż w V czy Madison. To z racji pięknie zaimplementowanego UE5, przez co praktycznie wszystkie animacje i oprawa stoją na nieprzyzwoicie wysokim poziomie. Straszaki są pomysłowe i świetnie odegrane... no genialne po prostu.Odnośnie tych różnic jeszcze: LUTO to dla mnie taki Silent Hill, podczas gdy Visage to RE. Oczywiście to tylko przenośnia ale znasz te marki i czujesz co mam na myśli i jakie dzielą je różnice. LUTO sięga głębiej po prostu, dotykając tematów takich jak żałoba po starcie bliskiej osoby, rozpacz, samotność i... wielu innych tak naprawdę.No i pod względem artystycznym i ogólnego wyczucia LUTO zdecydowanie zjada wszystko inne w temacie. Tutaj nawet kolorystyka ma znaczenie, a niektóre lokację są tak zaskakujące i piękne, że samo zwiedzanie ich było dla mnie prawdziwą kopalnią frajdy.Dźwięki top, tylko koniecznie ogrywaj to sobie na słuchawkach. Ja przysiadłem do gierki dosłownie w chwili premiery - tj o północy, więc pomieszczenie spowijał mrok, a udźwiękowienie i oprawa robiły taki klimat że nie mogłem się oderwać. Skończyłem gdy oczy zaczęły odmawiać posłuszeństwa (tj. około 4 nad ranem), a zasypiając i tak myślałem tylko o tym by znów zanurzyć się w tym tytule. Edytowane 26 lipca26 lip przez Amer
Opublikowano 26 lipca26 lip Tak też myślałem, że bardziej w te 'piękniejsze' nuty uderza, dzięki :) Będzie wspaniale
Opublikowano 27 lipca27 lip Skończyłem dziś to Luto, znaczy do napisów końcowych doszedłem. Jeden wieczór mi to zajęło xD Jak dla mnie 1 przejście wystarczy, krótka gra, a zarys o co tam chodzi jest chyba wyraźny.Spoilerlabirynt doznań w mózgu protagonisty, trauma po umysłowym katakliźmie, walka z żalem, depresją, próba pojednania z własnymi demonami.To na świeżo, więc pewnie dużo uogólniam, albo pierdolę głupoty. Ogólnie tak zrozumiałem. Ocenę bym wystawił mega wysoką, ale bardziej w kategorii walking sim z ambitną fabułą. Jako horror to kiepsko, suspens jakiś jest, ale za szybko przyzwyczaiłem się do tych prześcieradeł udających duchy. Graficzka top i robi nastój. Dźwięki są niepokojące. Przebijanie czwartej ściany doceniam, ale mogłoby to być bardziej subtelne - ostatni czapter robi z narratora komedianta kurwa xd A ten flicker, zakłocenia i "błędy" w obrazie to japierdole. Dobrze to zrobili, bo serio myślałem, że mi się GPU krzaczy XD
Opublikowano 28 lipca28 lip Heartworm na SteamHeartworm na SteamPrzestąp próg i wkrocz do świata zrodzonego ze wspomnień. Broń się za pomocą aparatu fotograficznego i rozwiązuj zagadki śmierci w grze łączącej statyczne ujęcia z widokiem znad ramienia, stanowiąc...Wychodzi w czwartek, z grubsza to horror z PSX + Fatal Frame.
Opublikowano 28 lipca28 lip Jak grałem w demko to coś mi nie siadło w tej grze więc raczej poczekam na grubą promke w tym przypadku
Opublikowano 28 lipca28 lip Gram sobie w to LUTO. Tak już drugi wieczór przed spankiem, po pizganiu w Wuchanga, i kurde no niestety nie siedzi. Trochę inaczej to sobie wyobrażałem, nawet po opisie Amera Ogólnie to nie mogę, ale cholernie ta gra kojarzy mi się z tą grą z zakonnicą Indika czy jak to się nazywało, imo totalnie ten sam vibe. Ten narrator, łamanie czwartej ściany, coiny i inne dziwne rzeczy. Nie przemawia jednak do mnie takie podejście. Nie ma mowy żeby to było lepsze od Madison czy Visage xDZresztą nawet nie ma potrzeby porównywać ich, bo w LUTO ewidentnie się toczy eksperyment i chęć zrobienia czegoś inaczej. Dla mnie to totalny chaos na ten moment. Wolę jednak terror jak w MADiSON.Gra też dość dziwnie zapisuje stan postępu. Wczoraj jak kończyłem po chapterze 1 czy tam drugim, to znajdowałem się w jakiejś jaskinii, dziś po kontynuowaniu gry, po jaskini ani śladu i z automatu przeskoczyłem do rozdziału 3. Jest szansa, że skończę, ale nie zbyt mnie ciekawi co będzie dalej. Mam nadzieję, że jest jakiś twist, ryjący beret, co może trochę uratuje tego szpila (a nie idzie w tę stronę co widać, że idzie xd).
Opublikowano wczoraj o 15:53 1 dzień Indie horror od Blooberków z datą premiery 7 listopada. Dodatkowo oficjalnie potwierdzili, że będą pudła na ps5 i switcha.
Opublikowano 1 godzinę temu1 godz. Nie wiem czy ktoś tu ten tytuł podawał, czy może nawet ja się tym tytułem akurat w tym temacie afiszowałem, ale jeśli nie to Conscript motzno polecam
Opublikowano 39 minut temu39 min W dniu 29.07.2024 o 23:05, Josh napisał(a):Conscript Ależ siadło, niczym dorodne dupsko wysokokalorycznej Dominiki Gwit na ledwo utrzymującej ten ciężar kanapie w studiu Dzień dobry TVN Pograłem dopiero dwie godzinki, ale już wiem, że spodoba mi się bardziej niż Crow Country. Sam początek to Resident Evil 4 tylko zamiast sieczki w wiosce jest sieczka we francuskich okopach, a zamiast szarżujących wieśniaków są równie wściekłe szwaby: ziomeczki napierają z każdej strony, trzeba być non stop w ruchu, od czasu do czasu ratować się wybuchającymi beczkami albo siąść za sterami CKM'a i próbować ustrzelić ich tyle na ile pozwoli nam ilość dostępnych pocisków. Jest dynamicznie, jest brutalnie, jest ciężko. Po tym jakże wesołym prologu przygoda zwalnia, a my budzimy się w zasyfionym namiocie pełnym trupów, praktycznie bezbronni i bez wyznaczonego kierunku, w którym mamy się udać, a po mapie wszędzie biegają wkurwione Niemiaszki oraz... coś równie obrzydliwego i potwornego. Mimo pikselozy i w ogóle grafiki rodem z taniego RPG-makera klimacik pierwszej wojny światowej udał się bezbłędnie: co rusz trafiamy na zwłoki rozszarpane przez ciężką artylerię, czasem ktoś czołga się w naszą stronę bez nóg (raczej nie z zapytaniem czy poratujemy go szlugiem), innym razem jesteśmy świadkami jak jakiś wojak umiera w agonii po zaplątaniu się w drut kolczasty... syf, zgnilizna i odór śmierci są tutaj na porządku dziennym. Gra nie jest straszna, bo jednak ciężko się bać, kiedy atakuje Cię stworek składający się z trzech pikseli na krzyż, jednak gęstej atmosfery nie sposób jej odmówić. Zwłaszcza po znalezieniu latarki i powolnym przeczesywaniu kolejnych tonących w mroku bunkrów, które z pewnością nie są puste. Gameplayowo niby mamy tu klasycznego Residenta, bo i zagadek nie brakuje, i jest sporo biegania po labiryntowych lokacjach, są też dobrze wszystkim znane skrzynie, a save'y wykonuje się czymś na wzór ribbonów. A "niby", bo zaserwowano Dark Soulsowego twista pod postacią paska staminy, który bardzo szybko wyczerpuje się w trakcie sprintu, a także przewrotek. I sprawdza się to całkiem ciekawie muszę przyznać, elegancko podbijając dynamikę oraz dramaturgię starć i czyniąc z Conscript coś nieco więcej niż tylko kolejnego oklepanego klona RE. Przeciwnicy są bardzo szybcy, więc ze sprintu trzeba korzystać często, a kulanie się po podłodze ratuje tyłek w momencie, kiedy już mamy zaliczyć tasakiem w plecy... o ile oczywiście zostawiliśmy sobie trochę staminy na ten manewr. Każda walka ma więc w sobie coś ze strategii (bo trzeba zawsze zadać sobie pytanie czy lepiej bezpiecznie z daleka zdjąć wroga karabinem czy może jednak lepiej zaoszczędzić te kilka pocisków na później, ryzykując tym razem starcie w zwarciu) ale też jest w tym wszystkim pierwiastek slashera, bo i broni białej nie brakuje (nie ma to jak przywalić aryjskiemu księciowi ze szpadla ) i jest ta wspomniana staminka i trzeba mieć trochę wyczucia, żeby w taki sposób pokonać wroga samemu nie gryząc gleby. Od razu przy tym zaznaczę, że granie w Conscript na innym poziomie niż hard z limitowanymi save'ami mija się z celem, bo całkowicie ulatuje wtedy uczucie ciągłego zagrożenia i nie ma w takim wypadku żadnej potrzeby kombinowania z ekwipunkiem. Jestem ciekaw czy ten indyk do samego końca utrzyma taki poziom, niemniej na ten moment, po dwóch soczystych godzinach szarpania jestem bardzo zadowolony i mam ochotę na więcej.Conscript? Oczywiście że polecam.
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.