Skocz do zawartości

Lost sezon 6 [spoilery]


miki77

Rekomendowane odpowiedzi

Dobry odcinek, sporo bezpardonowej akcji, klimat jak gdzieś tak w drugim sezonie. Był wyeksponowane cycki Kate, pod przykrywką koszulki, ale jednak.

 

Jak dla mnie motyw ze spotykaniem się poszczególnych postaci w alternatywnej rzeczywistości musi mieć jakieś znaczenie. Nie rozkminiłem jeszcze jakie, ale na pewno ma.

Odnośnik do komentarza

Nie nazwałbym tego odcinka słabym. Zamknęli wątek świątyni, zabili samuraja i zrobili naprawdę za(pipi)istą podstawę pod kolejne odcinki - nareszcie wszyscy bohaterowie są w takich punktach, że chce się poznać ich dalsze losy.

 

Końcówka odcinka bardzo klimatyczna. Nie potrafię tego sprecyzować, ale gdzieś tam zakręcił się znowu feeling pierwszych sezonów.

 

No i jeszcze jedno - Claire jest świetna. :wub:

Edytowane przez Hejas
Odnośnik do komentarza

Średni odcinek, ale najważniejsze, że chu/jowy jak zawsze Sayid zrobił pierwszą fajną rzecz w tym serialu - pozbył się balastu w postaci Dogena i jego przydupasa. Naprawdę nie wiem po co scenarzyści zdecydowali sie na wrzucenie takich charakterów do ostatniej serii. To byli zawodnicy pokroju Rico i Nikki. Na szczęście relaksują się w jacuzzi i nie będą już więcej robić siary. W ogóle najlepsze co mogło się stać, to zakończenie wątku tej śmiesznej świątyni. Co prawda dymek latający randomowo po świątyni wyglądał komicznie, a ekipa Ilany wyskoczyła nie wiadomo skąd, by po chwili wskoczyć nie wiadomo gdzie, no ale nie ważne. Ważne, że ten żenujący wątek mamy już za sobą.

 

Sideflash zamulał bardziej niż ten Kejtowy do momentu pojawienia się Keamiego, który uratował dzień. "Twist" z Jinem zamkniętym w zamrażarce albo ma jakieś drugie dno, albo był bez sensu. Jeśli miał pokazać, że po wybuchu Jughead ta alternatywna rzeczywistość różni się znacznie bardziej niż tylko tym, że nie doszło do katastrofy 815, to fail, bo Jin nauczył się języka anglosasów na wyspie i w jego przypadku "no english" przemawiałoby za tym, że poza brakiem katastrofy nic się nie zmieniło.

Odnośnik do komentarza

Locke zabija w tym odcinku w bezceremonialny sposób dziesiątki ludzi, korumpuje i zachęca ich do zabijania siebie nawzajem. Okłamuje Claire i Sayida. Reakcja widzów? "Myślę, że Locke wcale nie jest taki zły".

 

Co do odcinka - ktoś już pisał o jego klimatycznym, oldschoolowym zakończeniu. To zwróciło również moją uwagę. Kiedy ostatnio odcinek nie kończył się tanim clffhangerem? Mam wrażenie, że gdzieś w drugim sezonie.

Odnośnik do komentarza

Nie wspominałem w ogóle o tobie. Ale mniejsza z tym. Nie wyobrażam sobie, w jaki sposób można by jakkolwiek wytłumaczyć, że osoba, która morduje tłum ludzi tylko dlatego, że nie chcą z nim iść, "ma swoje motywy" czy też "jest wieloznaczna moralnie". No nie wiem, mnie to trochę bawi. Koleś odstawia Hitlera. To jest DOŚĆ kategoryczne. Jak mogłoby to być wieloznaczne? Zasady mówią, że aby opuścić wyspę, trzeba zamordować 66 osób?

Odnośnik do komentarza

Odcinek był prosty, ale bardzo konkretny i dużo akcji- mocno na plus.

 

Nie spuszczał z tonu przez całe 42 minuty i to właśnie lubię w Lostach, jako przerywniki po zamulaczach typowych (które też są niejednokrotnie zayebiste).

 

Poważnie nie mogę się doczekać co dalej z tym bałaganem.

 

8+/10

Odnośnik do komentarza

Nie wspominałem w ogóle o tobie. Ale mniejsza z tym. Nie wyobrażam sobie, w jaki sposób można by jakkolwiek wytłumaczyć, że osoba, która morduje tłum ludzi tylko dlatego, że nie chcą z nim iść, "ma swoje motywy" czy też "jest wieloznaczna moralnie". No nie wiem, mnie to trochę bawi. Koleś odstawia Hitlera. To jest DOŚĆ kategoryczne. Jak mogłoby to być wieloznaczne? Zasady mówią, że aby opuścić wyspę, trzeba zamordować 66 osób?

Przecież dał im wybór :potter:

Odnośnik do komentarza

Nie wspominałem w ogóle o tobie. Ale mniejsza z tym. Nie wyobrażam sobie, w jaki sposób można by jakkolwiek wytłumaczyć, że osoba, która morduje tłum ludzi tylko dlatego, że nie chcą z nim iść, "ma swoje motywy" czy też "jest wieloznaczna moralnie". No nie wiem, mnie to trochę bawi. Koleś odstawia Hitlera. To jest DOŚĆ kategoryczne. Jak mogłoby to być wieloznaczne? Zasady mówią, że aby opuścić wyspę, trzeba zamordować 66 osób?

 

A jeśli osoby umierające na wyspie przenoszą się do szczęśliwej alternatywnej rzeczywistości i Man in Black o tym wie, a Jacob chce ich na siłę na tej wyspie zatrzymać dla swoich własnych celów? Tadaaam i już Jacob jest tym złym, pomimo, że Ezaw zamordował kilkadziesiąt osób pod postacią złowrogiego słupa czarnego dymu. :thumbsup:

 

 

Chociaż bardziej prawdopodobne jest to, że Jacob wcale nie jest taki "dobry", niż to, że Ezaw nie jest "zły".

Odnośnik do komentarza

A jeśli osoby umierające na wyspie przenoszą się do szczęśliwej alternatywnej rzeczywistości i Man in Black o tym wie, a Jacob chce ich na siłę na tej wyspie zatrzymać dla swoich własnych celów? Tadaaam i już Jacob jest tym złym, pomimo, że Ezaw zamordował kilkadziesiąt osób pod postacią złowrogiego słupa czarnego dymu. :thumbsup:

No Hitlera też można w taki sposób wytłumaczyć (Żydzi trafiali do alternatywnej rzeczywistości!), ale raczej wątpię, by taki serial jak "Lost" mógł zdobyć się na taką... dezynwolturę moralną.

Odnośnik do komentarza

Jest fajna teoria, która jest nawiązaniem do mojej sugestii, że we flash sideways mamy do czynienia z zaświatami, bądź też, że fs to świat bez Jakoba, a nie świat po Incydencie. Patent jest taki, że to co teraz obserwujemy w fs, to efekt osiągnięcia przez MiB jego celu. I tutaj stop. Albo jego celem było zabicie Jakoba, co już się stało, a tym samym flashe są rzeczywiście sideways, czyli równoległe (i wówczas to co piszę dalej nie przesądza o niczym konkretnym), albo są one konsekwencją czegoś, co dopiero się wydarzy i oglądamy je z wyprzedzeniem. (obstawiam tutaj, że wszyscy na wyspie zginą) W obu przypadkach jest to świat bez interwencji Jakoba, za to z interwencjami MiB. Można wręcz przyjąć, że MiB spełnia swoje obietnice - Claire jest z Aaronem, Sayid z Nadią (w każdym razie Nadia żyje, co już jest spełnieniem obietnicy). Nawet Lock jest w dobrych stosunkach z ojcem, i żyje z ukochaną. W tej kwestii kiedy poprzednio o tym wspominałem, ogqozo zarzucił mi, że Lock nie odzyskał władzy w nogach - otóż taki był jego los żeby być kaleką, a narzeczona go zaakceptowała, Rose mu ładny wykładzik strzeliła, a ponad wszystko, Jakob nie żyje i jego nienaturalna interwencja jest niemożliwa. Kate uciekła/odnalazła Claire. Jack rozprawił się z ojcowskimi problemami.

To bardzo daleko idąca teoria, ale nie niemożliwa.

 

 

ale czemu pechowe pieniadze Hurleya przestaly takimi byc w fs to nie wyjasnili albo nie pamietam, a na pewno nimi zagral (liczbami) skoro tam tez jest milionerem

 

 

 

ogolnie to ch uj, wazne zeby sie napie rdalali

Odnośnik do komentarza

Współczuje Ci że nie umiesz znaleźć takiej przyjemności z rozkminiania tego serialu, jak inni.

Współczuje, że podnieczasz sie byle czym i robisz z igły widły. Rozkminiam jak inny tylko nie nadinterpretuję tego co w serialu nawet nie jest pokazane.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Jest fajna teoria, która jest nawiązaniem do mojej sugestii, że we flash sideways mamy do czynienia z zaświatami, bądź też, że fs to świat bez Jakoba, a nie świat po Incydencie. Patent jest taki, że to co teraz obserwujemy w fs, to efekt osiągnięcia przez MiB jego celu. I tutaj stop. Albo jego celem było zabicie Jakoba, co już się stało, a tym samym flashe są rzeczywiście sideways, czyli równoległe (i wówczas to co piszę dalej nie przesądza o niczym konkretnym), albo są one konsekwencją czegoś, co dopiero się wydarzy i oglądamy je z wyprzedzeniem. (obstawiam tutaj, że wszyscy na wyspie zginą) W obu przypadkach jest to świat bez interwencji Jakoba, za to z interwencjami MiB. Można wręcz przyjąć, że MiB spełnia swoje obietnice - Claire jest z Aaronem, Sayid z Nadią (w każdym razie Nadia żyje, co już jest spełnieniem obietnicy). Nawet Lock jest w dobrych stosunkach z ojcem, i żyje z ukochaną. W tej kwestii kiedy poprzednio o tym wspominałem, ogqozo zarzucił mi, że Lock nie odzyskał władzy w nogach - otóż taki był jego los żeby być kaleką, a narzeczona go zaakceptowała, Rose mu ładny wykładzik strzeliła, a ponad wszystko, Jakob nie żyje i jego nienaturalna interwencja jest niemożliwa. Kate uciekła/odnalazła Claire. Jack rozprawił się z ojcowskimi problemami.

To bardzo daleko idąca teoria, ale nie niemożliwa.

 

Dobra teoria, najbardziej logiczna chyba :P Mam jednak nadzieję, że to nie będzie wszystko takie proste :D

Odnośnik do komentarza

Ok, czas na filmiki.

 

Takie hihi-videosy

 

http://www.youtube.c...f/3/9l7rj5Xgm7Q ("Back the fuck up. I need to know, what is in that hatch" :) ).

 

http://www.youtube.c...h?v=uYtpQWJEq_c (16 latka, emo z ADHD ale zabawne).

 

(wyglądają jak lamerzy, ale tekst mają dobry)

 

(Ben oraz twórcy - nawet niezłe)

 

(Ben oraz twórcy 2 - nawet niezłe)

 

http://www.youtube.c...h?v=RKB1nDZgJYY (reklama podczas tegorocznych Super-Bowl luźno opierająca się na Loście)

 

(zaje.biście wykonane, w stylu 24. Sporo pracy to go kosztowało pewnie)

 

(taka tam prześmiewcza piosenka)

 

(hehe, dobre)

 

(bardzo dobrze zrobiony tribute, dobra piosenka, polecam)

 

 

UFFF, to tyle.

Edytowane przez Figaro
Odnośnik do komentarza

Dzisiaj obejrzałem wszystkie 6 epów nowego sezonu, jeden po drugim. Zaraz potem przejrzałem ten wątek i zmarszczyłem czoło tak mocno, że aż oczy zaszły mi mgłą. Myślałem, że serial dostatnie tu ZASŁUŻONE baty za swoją hu/jowość ale srogo się pomyliłem. Wam naprawdę się to podoba? No panowie... Ja się czułem tak jakbym oglądał jakiś niskobudżetowy sitcom. W porównaniu do MOCARNEGO sezonu pierwszego, sezon szósty jest tylko durną podróbką lostowego klimatu i bezczelnym odcinaniem kuponów. Wszystko tutaj leży, od fabuły, po efekty specjalne na grze aktorskiej kończąc. W sezonie pierwszym praktycznie każdy odcinek czymś zaskakiwał. Teraz, przez ostatnie sześć odcinków nie uświadczyłem czegoś takiego ani razu, a dodam, że pierwszy raz od początku mojej znajomości z LOST - nie czytałem żadnych spoilerów ani nie oglądałem zwiastunów przed nowym sezonem. W zasadzie piąta seria tak mnie obrzydziła, że nawet nie śledziłem tego co się z tym serialem działo i dopiero dzisiaj dowiedziałem się, że wyszło już sześć odcinków.

Potęgą lost było to, że historia rozbitków na wyspie była prowadzona w zupełnie inny sposób, niż zwykle robiono to w amerykańskim kinie. A teraz czuję się jakbym oglądał setny serial o zagubionej w dżungli cywilizacji i zjawiskach nadprzyrodzonych które się z nią wiążą. No dajcie spokój. Wasza rozkmina na temat dobra i zła jest wręcz śmieszna, dorabiacie dziesiąte dno do wątku który (wg. mnie) został wymyślony tylko po to by rozłożyć ten serial na 6 sezonów. Pięć lat temu twierdziłem, że serial ten będzie najlepszym w historii całej kinematografii, teraz uważam że jest największą porażką i najbardziej zmarnowanym potencjałem. Obecnie jedyną rzeczą jaka mnie trzyma przy Loscie jest przyzwyczajenie i Lock'e - wydaje mi się że gościu który go gra, jest jedynym aktorem w tym serialu, no może nie licząc Bena. Reszta równie dobrze mogłaby występować w Modzie na Sukces. Co do tych sześciu epów które obejrzałem, to na plus mogę zaliczyć tylko kilka śmiesznych tekstów Hugo, wyrżnięcie idiotów ze świątyni z Szajsungiem na czele no i gościnny występ Keamy'ego który genialnie zagrał swoją rolę, IMO gościu idealnie nadaje się do wcielania się w postaci pokręconych mofo.

 

Naprawdę to się wam nadal podoba?

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

No, pomimo tych głopot sci-fi, ten serial dalej wciąga. Może to i przez przyzwyczajenie, przez związanie się z bohaterami, ale... mi ten serial dalej się podoba. Nie jest to ta sama jakość co 3 pierwsze sezony, bo tam fantastykę i rzeczywistość trzymał doskonały balans. Ale, ja wiedziałem od zawsze, że w pewnym momencie, ten serial będzie MUSIAŁ być bardziej sci-fi, w tych sezonach, gdzie będą odpowiedzi.

 

I zupełnie rozumiem ludzi, którym obrzydził się ten serial. Dla mnie jest on jednak dalej ZBYT wciągający, dalej ma zbyt dużo fajnych scen, shockerów by go przestać oglądać. Oglądam ten serial od kilku lat, ja po prostu chcę się dowiedzieć, jak się to wszystko skończy.

 

Problem tego serialu polega na tym, że kiedyś najważniejsi byli bohaterowie, potem 50-50 z wyspą a postaciami.

Weźcie zobaczcie na 1 sezon. Przecież w najnowszym epie było więcej akcji, niż w całej pierwszej serii, ale tam każdą walkę, każde ważne wydarzenie się przeżywało. Teraz jest to tylko kolejny shockerek do kolekcji.

 

Wracając do odcinka, myślę, że był dobry. Po raz pierwszy flash-side'y były interesujące (w starych klimatach), taka spoko nawet walka (zajeżdżało jednak trochę kung-fu), ale jest ok. Uważam, że aktor grający Locke'a w tym sezonie jest po prostu fenomenalny. On nawet robiąc jakąś minę kradnie odcinek (vide ep 5).

Najważniejsze, że 6 ep zamknął dosyć średni początek sezonu. Tak samo jak 6 odcinek zamknął wątek drugiej wyspy (w 3 sezonie) albo powrót O6 na wyspę (5 sezon). Coś w tym 6 epie musi być ;f.

Mam wrażenie, że ten epizod w końcu napędził tą maszynę i od teraz zacznie się... coś. A końcówka fajna.

Odnośnik do komentarza

Dzisiaj obejrzałem wszystkie 6 epów nowego sezonu, jeden po drugim. Zaraz potem przejrzałem ten wątek i zmarszczyłem czoło tak mocno, że aż oczy zaszły mi mgłą. Myślałem, że serial dostatnie tu ZASŁUŻONE baty za swoją hu/jowość ale srogo się pomyliłem. Wam naprawdę się to podoba? No panowie... Ja się czułem tak jakbym oglądał jakiś niskobudżetowy sitcom. W porównaniu do MOCARNEGO sezonu pierwszego, sezon szósty jest tylko durną podróbką lostowego klimatu i bezczelnym odcinaniem kuponów. Wszystko tutaj leży, od fabuły, po efekty specjalne na grze aktorskiej kończąc. W sezonie pierwszym praktycznie każdy odcinek czymś zaskakiwał. Teraz, przez ostatnie sześć odcinków nie uświadczyłem czegoś takiego ani razu, a dodam, że pierwszy raz od początku mojej znajomości z LOST - nie czytałem żadnych spoilerów ani nie oglądałem zwiastunów przed nowym sezonem. W zasadzie piąta seria tak mnie obrzydziła, że nawet nie śledziłem tego co się z tym serialem działo i dopiero dzisiaj dowiedziałem się, że wyszło już sześć odcinków.

Potęgą lost było to, że historia rozbitków na wyspie była prowadzona w zupełnie inny sposób, niż zwykle robiono to w amerykańskim kinie. A teraz czuję się jakbym oglądał setny serial o zagubionej w dżungli cywilizacji i zjawiskach nadprzyrodzonych które się z nią wiążą. No dajcie spokój. Wasza rozkmina na temat dobra i zła jest wręcz śmieszna, dorabiacie dziesiąte dno do wątku który (wg. mnie) został wymyślony tylko po to by rozłożyć ten serial na 6 sezonów. Pięć lat temu twierdziłem, że serial ten będzie najlepszym w historii całej kinematografii, teraz uważam że jest największą porażką i najbardziej zmarnowanym potencjałem. Obecnie jedyną rzeczą jaka mnie trzyma przy Loscie jest przyzwyczajenie i Lock'e - wydaje mi się że gościu który go gra, jest jedynym aktorem w tym serialu, no może nie licząc Bena. Reszta równie dobrze mogłaby występować w Modzie na Sukces. Co do tych sześciu epów które obejrzałem, to na plus mogę zaliczyć tylko kilka śmiesznych tekstów Hugo, wyrżnięcie idiotów ze świątyni z Szajsungiem na czele no i gościnny występ Keamy'ego który genialnie zagrał swoją rolę, IMO gościu idealnie nadaje się do wcielania się w postaci pokręconych mofo.

Wow! Aż jeden Enter?

 

 

 

Problem tego serialu polega na tym, że kiedyś najważniejsi byli bohaterowie, potem 50-50 z wyspą a postaciami.

Weźcie zobaczcie na 1 sezon. Przecież w najnowszym epie było więcej akcji, niż w całej pierwszej serii, ale tam każdą walkę, każde ważne wydarzenie się przeżywało. Teraz jest to tylko kolejny shockerek do kolekcji.

Exactly.

Odnośnik do komentarza

Dla mnie to wszystko jest za bardzo naciągane, właśnie dlatego już nie lubię LOST tak jak kiedyś. Oglądając piąty sezon cały czas miałem wrażenie, że wątek podróży w czasie został wrzucony tylko po to, by zapchać jakoś ten serial i żeby wyjaśnić co nieco o DHARMIE - co można było zrobić za pomocą zwykłych retrospekcji.

Fabuła przerodziła się w ciąg bzdur. Klimat całkowicie uleciał. Przypomnijcie sobie czym był dym w pierwszym sezonie. Pojawiał się rzadko ale dawał niezłego kopa, np. w scenie gdy wszyscy siedzieli na plaży a on buszował sobie po lesie albo wtedy gdy porwał pilota z wraku samolotu. Aż ciary przechodziły po plecach. To była moc. Teraz gdy widzę sekwencję z dymem to szybko ją przewijam bo moje oczy nie wytrzymują tych hiper efektów rodem z Wiedźmina. Moim zdaniem to, czym jest naprawdę, powinno zostać ujawnione dopiero na końcu. Niestety scenarzyści postanowili zachować w tajemnicy najbardziej gówniane wątki, a te dobre wytłumaczyć już na wstępie.

Poza tym siłą LOSTa były zawsze dobre zakończenia. Pierwszy sezon to było klasyczne mistrzostwo, siedziałem jak na szpilkach czekając na to co się stanie w pierwszym epie drugiej serii, który z resztą zniszczył mnie jeszcze bardziej. Później genialny wątek Bena. Do samego końca nie wiedziałem czy mówił prawdę czy zwyczajnie kłamał. Albo zakończenie trzeciego sezonu kiedy okazuje się, że przerywniki były scenami z przyszłości. To był prawdziwy LOST.

Rozwiązanie tej historii właściwie mnie już nie interesuje. Pewnie dlatego, że zdarzyć się może wszystko. Jacob może być nowym wcieleniem Jezusa, jakimś bogiem, duchem, kosmitą, synem Hitlera albo babką Sawyera. Nie da się tego przewidzieć, więc fabuła już nie wciąga tak jak kiedyś. Pamiętam że jeszcze gdy leciał trzeci sezon, na tym i na innych forach toczyła się potężna rozkmina. Ludzie wrzucali setki screenów z najgłupszymi szczegółami tylko po to by móc dołożyć kolejną teorię. Teraz to już nie ma znaczenia bo wszystko może okazać się zwykłym przypadkiem. W LOSCIE nie ma już miejsca na jakąkolwiek logikę. Serial ten stał się ohydną papką, pokręconą tak, że tylko fanatyczny wielbiciel potrafi to wszystko jakoś sobie poukładać. Jak dla mnie lipa.

 

Moim zdaniem serial byłby o wiele lepszy, gdyby montażem i reżyserią zajmował się ktoś zupełnie inny. W pierwszym sezonie, sceny miały swoją siłę przekazu, np. wtedy gdy Locke pierwszy raz porusza palcami u nóg albo gdy spotyka się z dymkiem. Nawet sceny które nie wprowadzały nic ciekawego do fabuły były interesujące i przyjemne dla oka. W szóstym sezonie wszystko jest nakręcone jakby od niechcenia. Zmartwychwstanie Sayida, które powinno być przecież mega szokujące, wywołało u mnie mniej emocji niż na przykład znalezienie gitary przez Charliego. Sam montaż mógłby uratować niektóre sekwencje, chociażby tą kiedy dymek wpada do pomieszczenia gdzie spłonął Jacob i zabija wszystkich oprócz Bena. Moim zdaniem wyglądałoby to o wiele lepiej gdyby kamera uchwyciła tylko przerażoną twarz Bena chowającego się za kolumną. Sam tykający dźwięk zbudowałby odpowiednie napięcie. Potem wystarczyłoby pokazać tylko porozrzucane ciała. IMO efekt były o wiele lepszy.

Pojawienie się Clair też było mega z dupy, głównie dlatego że japoniec nie potrzebnie o niej przypominał Jackowi. Gdyby nie to, jej wejście mogłoby być dość szokujące, a tak było zupełnie do przewidzenia. Poza tym blondyna moim zdaniem w ogóle nie zdaje egzaminu jako substytut francuzki. Jest drugą po Juliet, najbardziej denerwującą postacią w tym serialu.

Edytowane przez Arystokracjusz
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...