Skocz do zawartości

Bioshock: Infinite


MYSZa7

Rekomendowane odpowiedzi

Pod kątem gameplayu tej grze bardzo blisko do Serious Sama, szkoda, że tego samego nie można powiedzieć o ilości zabawy jaką daje gra. I przestań teraz odwracać kota ogonem, Infinite jest bezmózgim FPS-em, kropka. Okraszenie korytarzówki "głęboką" fabułę nic nie zmienia. Nazwanie go bezmózgim nie obiera gry z jej fabuły, to już sobie sam dopowiadasz. Nie rozumiem fabuły? Możesz wreszcie poprzeć swoje wypowiedzi czymś innym, niż pustymi zarzutami?

Odnośnik do komentarza

Dobrze, wyjdź, bo jesteś kolejnym z tych, którzy jak tylko ktoś śmie nie lubić czegoś, czego oni nie lubią, to zaczynają głośno szczekać i kłapać ząbkami. Dopieprzyłeś się do dwóch słów, które zintepretowałeś na swój sposób, a nawet nie o to chodzi.

 

Śmieszne jest to, jak wystarczy para cycuszków, by wszyscy pozamianiali się głowami ze swoimi małymi i od razu tonęli w zachwycie. Co to są za materiały reklamowe? To jest ta wielce głęboka gra czy jakieś barbie? Jak można się jarać jakimś modelem 3D nieistniejącej kobiety? Co to w ogóle znaczy o grze, jeśli jej głównym atutem są krągłości Elizabeth? I jak to świadczy o kąsolomaniakach i dziennikarzach, jeśli para ładnych oczu potrafi im przesłonić ten płytki jak kałuża pod blokiem gameplay?

 

To DLC podwójnie mnie wypełnia obawami. Z jednej strony B:I uważam za ogromną porażkę, a te DLC za szansę na choć trochę naprawienie gry w moich oczach, a z drugiej strony Levine sięga po wydawałoby się już przerobione ze wszystkich stron Rapture, które raczej powinno zostać w naszej pamięci jako część świetnego B1. Boję się więc, że zamiast Rapture wpłynąć pozytywnie na Infinite, to raczej Rapture zostaje zbeszczeszczone przez Levine'a.

 

I na moje obawy co rzucają? Elizabeth w obcisłej koszuli z biustem dwa rozmiary większym niż ta z Infinite, jeszcze pokazana z każdej strony na dodatek. Mogli dać jeszcze jakąś flashową gierkę gdzie można ją przebierać, podejrzewam, że byłoby drugie w tym roku GOTY. Z czym do ludzi do cholery? Ostatecznie mnie właśnie niszczą zachwyty i jaranie się grą za samą postać Eli.

 

BTW: Zabawne, jak najpierw próbujesz mnie obrazić mówiąc, że poziom dyskusji jest za niski dla Ciebie i wychodzisz, a na odchodne rzucasz GIF-em. Way to go :thumbsup:.

Edytowane przez raven_raven
Odnośnik do komentarza

Pod kątem gameplayu tej grze bardzo blisko do Serious Sama, szkoda, że tego samego nie można powiedzieć o ilości zabawy jaką daje gra. I przestań teraz odwracać kota ogonem, Infinite jest bezmózgim FPS-em, kropka. 

 

Jeśłi Infinite jest bezmózgim shooterem, to co mamy powiedzieć o:
- serii Call Of Duty
- Battlefield
- Killzone
- Medal Of Honor 
- Far Cry
itd. itp.
 
Co wg ciebie definiuje Infinite jako bezmózgiego FPS-a?
 
1. Samodzielne odkrywanie fabuły i meandrów przedstawionego świata za pomocą znajdywanych, opcjonalnych audio logów zamiast tony skryptów i wstawek filmowych?
 
2. Wiarygodne i intrygujące postacie postacie jak Booker, Comstock, Lady Comstock, Elizabeth, czy rodzeństwo Lutece?
 
3. Liczne nawiązania do postaw ekonomicznych przełomu XIX i XX w. i wynikłych z ich podzialów, którego symbolami stali się m.in. bezwględny kapitalista Fink i pałająca rządzą odwetu komunistka Fritzroy?
 
4. Brak biało czarnego podziału na złych, białych i religijnych kapitalistów i dobrotliwych, uciskanych komunistów rodem z lewackiej propagandy? 
 
5. Oryginalny scenariusz dotykający zagadnień związanych z fizyką kwantową oraz istnieniem wpływających na siebie równoległych światów?
 
5. Zakończenie które na setkach forów doczekało się dziesiątek różnego rodzaju prób wyjaśnień oraz interpretacji - a co najistotniejsze wgniotło w fotel t.j. swego czasu mind fuck z BioShock 1 czy z dodatku Minerva Den do części drugiej?
 
6. Brak typowego happy endu?
 

 

 

Okraszenie korytarzówki "głęboką" fabułę nic nie zmienia. Nazwanie go bezmózgim nie obiera gry z jej fabuły, to już sobie sam dopowiadasz. Nie rozumiem fabuły? Możesz wreszcie poprzeć swoje wypowiedzi czymś innym, niż pustymi zarzutami?

 

Nazywanie Infinite korytarzówką to mocny argument, szczególnie jeśli ignoruje się takie smaczki jak;

 

1. Ukryte pomieszczenia których eksploracja nie jest wymuszona, lecz przybliża nam np. realia danego uniwersum

 

2. Stosowanie wigorów, tearów i sky linów oraz wykorzystywanie ich wszystkich do odblokowywania ukrytych pomieszczeń, czy urozmaicania walki 

 

3. Sekcje które możemy przebyć bez otwierania do nikogo ognia (np. fabryka Finka)

 

4. Sporadyczne wybory moralne i wynikłe z nich konsekwencje (np. darowanie życia byłemu kompanowi z odziału Bookera w Hall Of Heroes, które owocowało znalezieniem go uwięzionego w stanie wegetacji)

 

5. Świetne AI naszej towarzyszki Elizabeth, która nie tylko komentuje aktualne wydarzenia, czy reaguje na innych mieszkańców Columbii, ale w zależności od wydarzeń na ekranie przyjmuje inną mimikę, dialogi, reakcję na Bookera - i co najistotniejsze; rzadko plączę się pod  naszymi nogami szukając przede wszystkim schronienia podczas ostrzału.

 

BioShocK Infinite to jedna z najlepszych gier obecnej generacji i jeden z najbardziej oryginalnych FPS-ów ever. Prywatnie znajdujący się w mojej ścisłej czołówce obok takich tytułów jak The Journey, Bioshock 1, Deus Ex: Human Revoltion, czy MGS 1 & 3 i Silent Hill 2 

 

Pewnie, zestawiając go np. z BioShock 1 gdzie nasze wybory moralne miały istotny wpływ na przebieg fabuły, a strzelaniny nie były aż tak nachalne i przede wszystkim urozmaicane lepszą eksploracją otoczenia Infinite wypada biednie. Przy Deus Ex: Human Revolution wręcz żenująco słabo.

 

Ale na Odyna, po  zestawieniu go z 90% FPS-ów na rynku, ja chcę więcej takich bezmózgich FPS-ow.

 

Deal with facts marny naśladowco doktora Housa.  8)

Edytowane przez nobodylikeyou
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Dyskusja! Doczekałem się! Fajnie, że ktoś podjął rękawicę. Plusik poleci jak mi się odnowią. Aha, ja nikogo nie próbuję naśladować ;).
 

 

Pod kątem gameplayu tej grze bardzo blisko do Serious Sama, szkoda, że tego samego nie można powiedzieć o ilości zabawy jaką daje gra. I przestań teraz odwracać kota ogonem, Infinite jest bezmózgim FPS-em, kropka.

 
Jeśłi Infinite jest bezmózgim shooterem, to co mamy powiedzieć o:
- serii Call Of Duty
- Battlefield
- Killzone
- Medal Of Honor 
- Far Cry
itd. itp.

 


Call of Duty, Medal of Honor i po trochu Killzone to bezmyślne korytarzówki pokroju B:I właśnie, jedne mniej (Killzone), drugie bardziej (Medal of Honor!), ale wciąż. Bioshock obok Battlefielda nawet nie stał (mówimy o całej grze, nie tylko o singlu? Jeśli o singlu, to B3 to też kupa).
 
A porównywanie B:I z Far Cry 3 to obrażanie Far Cry'a, ogromna zniewaga. Far Cry 3 na każdym kroku i w każdym calu jest bardziej rozbudowany od dzieła Levine'a. No proszę Cię, porównujesz grę z otwartym światem, gdzie mogę na quadzie rozjeżdżać świnie do Bioshocka, gdzie raz na 30 minut mogę pójść jedną albo drugą alejką, by za 5 minut dojść do tego samego miejsca.
 

Co jest wg ciebie definiuje Infinite jako bezmózgiego FPS-a?
 
1. Samodzielne odkrywanie fabuły i meandrów przedstawionego świata za pomocą znajdywanych opcjonalnych audio logów zamiast tony skryptów i wstawek filmowych?
 
2. Wiarygodne i intrygujące postacie postacie jak Booker, Comstock, Elizabeth, czy rodzeństwo Lutece?
 
3. Liczne nawiązania do postaw ekonomicznych przełomu XIX i XX w. i wynikłych z ich podzialów, którego symbolami stali się m.in. bezwględny kapitalista Fink i komunistka Fritzroy?
 
4. Brak biało czarnego podziału na złych białych kapitalistów i dobrotliwych komunistów rodem z lewackiej propagandy? 
 
5. Oryginalny scenariusz dotykający zagadnień związanych z fizyką kwantową oraz istnieniem wpływających na siebie równoległych światów?
 
5. Zakończenie które na setkach forów doczekało się dziesiątek różnego rodzaju prób wyjaśnień oraz interpretacji - a co najistotniejsze wgniotło w fotel t.j. swego czasu mind fuck z BioShock 1 czy dodatku Minerva Den do części drugiej?
 
6. Brak typowego happy endu?


1. Samodzielne odkrywanie fabuły... nie wiem, czy to jest dla mnie zaleta. Muszę przeszukiwać bardzo ukryte pomieszczenia w poszukiwaniu teoretycznie "dodatkowych" znajdziek, by poznać podstawową fabułę? No coś tu jest nie tak.
 
2. Elizabeth wiarygodna!? Już o tym pisałem szerzej, szkoda, że nie cofnąłeś się kilka stron do tyłu. Jakim cudem dziewczyna zamknięta w wieży przez całe życie, a następnie po uwolnieniu biega, skacze, śpiewa, tańczy i w ogóle dusza towarzystwa jest wiarygodna? Elizabeth to księżniczka z bajki Disneya, nie wiarygodna postać. To samo tyczy się Comstocka i Bookera, a rodzeństwo Lutece nie jest praktycznie w ogóle nakreślone. Kilka audiologów to trochę za mało.
 
3. To było bardzo fajne, nigdy nie przeczyłem. Jakbyś się cofnął kawałek w tył do moich poprzednich postów, to zobaczysz, że scenografia i przywiązanie do graficznych detali to jeden z niewielu rzeczy, które w tej grze chwalę.
 
4. Fakt, to jest całkiem ciekawe, że komuchy wcale nie są takie dobre, ale w jaki sposób to jest coś odkrywczego? Rewolucja prowadzi do krwi, a lewaki wcale nie niosą dobra. Jedyne na czym im zależy to obalenie obecnych elit by zainstalować siebie w ich miejsce i dalej wyzyskiwać. O, jaka niespodzianka ;).
 
5. Gdyby fabuła była tak zgrabnie i dobrze napisana, to nie potrzebaby tylu kilometrów postów z próbami zrozumienia tego. Prawda jest taka, że sięgnięto po przepotężne mechaniki i nie poradzono sobie z nimi. Znowu, dziury w fabule opisałem już raz, w poprzednich postach. "Stałe i zmienne" oraz cała ta fizyka kwantowa to bzdury, a gra przez silenie się na autentyczność jeszcze bardziej traci, ponieważ magiczne zjawiska w świecie, który stara się być autentyczny są dużo bardziej groteskowe niż magiczne zjawiska w świecie, który nie ukrywa, że jest magiczny.
 
6. Fajnie, że happy endu nie ma, ale znowu: wszystko zepsuły niekonsekwencje w fabule.
 

 

Okraszenie korytarzówki "głęboką" fabułę nic nie zmienia. Nazwanie go bezmózgim nie obiera gry z jej fabuły, to już sobie sam dopowiadasz. Nie rozumiem fabuły? Możesz wreszcie poprzeć swoje wypowiedzi czymś innym, niż pustymi zarzutami?

 

Nazywanie Infinite korytarzówką to mocny argument, szczególnie jeśli ignoruje się takie smaczki;
 
1. Jak ukryte pomieszczenia których eksploracja nie jest wymuszona, lecz przybliża nam np. realia danego uniwersum
 
2. Stosowanie wigorów, terów i sky linów oraz wykorzystywanie ich wszystkich do odblokowywania ukrytych pomieszczeń, czy urozmaicania walki 
 
3. Sekcje które możemy przebyć bez otwierania do nikogo ognia (np. fabryka Finka)
 
4. Sporadyczne wybory moralne i wynikłe z nich konsekwencje (np. darowanie życia byłemu kompanowi z odziału Bookera w Hall Of Heroes, które owocowało znalezieniem go uwięzionego w stanie wegetacji)
 
5. Świetne AI naszej towarzyszki Elizabeth, która nie tylko komentuje aktualne wydarzenia, czy reaguje na innych mieszkańców Columbii, ale w zależności od wydarzeń na ekranie przyjmuje inną mimikę, dialogi, reakcję na Bookera - i co najistotniejsze; rzadko plączę się pod  naszymi nogami szukając przede wszystkim schronienia podczas ostrzału.
 
BioShocK Infinite to jedna z najlepszych gier obecnej generacji i jeden z najbardziej oryginalnych FPS-ów ever. Prywatnie znajdujący się w mojej ścisłej czołówce obok takich tytułów jak The Last Of Us, Bioshock 1, czy Deus Ex: Human Revoltion, MGS 1 & 3, Silent Hill 2 
 
Pewnie, zestawiając go np. z BioShock 1 gdzie nasze wybory moralne miały istotny wpływ na przebieg fabuły, a strzelaniny nie były aż tak nachalne i przede wszystkim urozmaicane lepszą eksploracją otoczenia Infinite wypada biednie. Przy Deus Ex: Human Revolution wręcz żenująco.
 
Ale na Odyna, po  zestawieniu go z 90% FPS-ów na rynku, ja chcę więcej takich bezmózgich FPS-ow.
 
Deal with facts marny naśladowco doktora Housa.  8)

 

 

1. Ukryte pomieszczenia... Hm, ja bym powiedział, że niejedna liniowa gra ma bardziej pomysłowe standardowe lokacje, niż B:I ma te "ukryte".

 

2. Wigory to nic nowego. Mało tego, ich miejsce w tym świecie jest conajmniej wątpliwe!

 

3. No bardzi miło, że NPC choć tyle reagują, tj. można do nich otworzyć ogień i wtedy uciekają. Nawet z tym gra jest beznadziejnie płytka. A co powiesz na sytuacje, gdzie w jednej dzielnicy miasta trwa praktycznie wojna z fałszywym pasterzem, a obok wszyscy beztrosko byczą się na plaży? To jest realistyczny świat?

 

4. Wybory, to ciekawy temat. W grze jest ich kilka, a wszystkie, które faktycznie mają konsekwencje, już wymieniłeś :).

 

5. Świetne AI? Nie istnienie Elizabeth w świecie i pętle warunkowe typu if Booker.health < 10 then medkit.throw(); play("bookercatch.ogg") to jest świetne AI? Mimika twarzy jest OK, ale na boga, już Alyx w 2004 wyglądała naturalniej!

 

No właśnie, Bioshock stał się FPS-em. I to równie bezmyślnym, albo nawet gorszym, niż Call of Duty. A Bioshockowi 1 daleko było do tego. Dlatego mi się to nie podoba, nie rozumiem, dlaczego nikt nie zwraca uwagi na regres, jaki się dokonał.

 

No cóż, dla mnie B:I nie stoi nawet obok MGS, w najgorszych snach nawet nie powiedziałbym, że te gry są do siebie zbliżone. Fabuła i szczegółowść u Kojimy, a także mnóstwo małych szczegółów wplecionych w gameplay są o trzy klasy wyżej niż to, co zaserwowało 2K.

Odnośnik do komentarza

1. Samodzielne odkrywanie fabuły... nie wiem, czy to jest dla mnie zaleta. Muszę przeszukiwać bardzo ukryte pomieszczenia w poszukiwaniu teoretycznie "dodatkowych" znajdziek, by poznać podstawową fabułę? No coś tu jest nie tak.

 

2. Elizabeth wiarygodna!? Już o tym pisałem szerzej, szkoda, że nie cofnąłeś się kilka stron do tyłu. Jakim cudem dziewczyna zamknięta w wieży przez całe życie, a następnie po uwolnieniu biega, skacze, śpiewa, tańczy i w ogóle dusza towarzystwa jest wiarygodna? Elizabeth to księżniczka z bajki Disneya, nie wiarygodna postać. To samo tyczy się Comstocka i Bookera, a rodzeństwo Lutece nie jest praktycznie w ogóle nakreślone. Kilka audiologów to trochę za mało.

 

3. To było bardzo fajne, nigdy nie przeczyłem. Jakbyś się cofnął kawałek w tył do moich poprzednich postów, to zobaczysz, że scenografia i przywiązanie do graficznych detali to jeden z niewielu rzeczy, które w tej grze chwalę.

 

4. Fakt, to jest całkiem ciekawe, że komuchy wcale nie są takie dobre, ale w jaki sposób to jest coś odkrywczego? Rewolucja prowadzi do krwi, a lewaki wcale nie niosą dobra. Jedyne na czym im zależy to obalenie obecnych elit by zainstalować siebie w ich miejsce i dalej wyzyskiwać. O, jaka niespodzianka ;).

 

5. Gdyby fabuła była tak zgrabnie i dobrze napisana, to nie potrzebaby tylu kilometrów postów z próbami zrozumienia tego. Prawda jest taka, że sięgnięto po przepotężne mechaniki i nie poradzono sobie z nimi. Znowu, dziury w fabule opisałem już raz, w poprzednich postach. "Stałe i zmienne" oraz cała ta fizyka kwantowa to bzdury, a gra przez silenie się na autentyczność jeszcze bardziej traci, ponieważ magiczne zjawiska w świecie, który stara się być autentyczny są dużo bardziej groteskowe niż magiczne zjawiska w świecie, który nie ukrywa, że jest magiczny.

 

6. Fajnie, że happy endu nie ma, ale znowu: wszystko zepsuły niekonsekwencje w fabule.

 

1. Wszystko jest na miejscu; 
Skąd się wzieły kompozycje z przyszłości w świecie Infinite (rok 1912) i czym są czerwone teary, gdzie gra muzyka z np. lat 80'? Możesz samemu to odryć (bądź olać) znajdując odpowiedni audio log. 
Jakim cudem Columbia unosi się nad ziemią? Balony? Wiatraki? Ależ skąd - odpowiedni audio log oraz ewentualne podejrzenie niemego filmu uchylą rąbka tajemnicy.
Na tym właśnie polega potęga samodzielnego odkrywania meandrów danego uniwersum. Na nie prowadzeniu za rączkę gracza. Podobną rzecz oferował nam przecież Fallout 3, Deus Ex czy BioShock 1. I co wtedy też Ci było z tym źle? 
 
2. Bo Songbird oraz jej "obserwatorzy" zapewniali jej te rozrywki? Bo cały czas miała częściowy kontakt ze światem zewnętrzym pod postacią tearsów, gdzie widziała jak wygląda radość życia u wolnych ludzi?
Wiesz że była cały czas pod obserwacją, prawda? Nauka pisania, czytania jej nie ominęła. To właśnie Songbird, jej umiejętności oraz świat do którego pozwalały jej zajrzeć zaszczepiły w niej chęć do "biegania skakania, śpiewania, tańczenia i bycia duszą towarzystwa". 
 
I co to za ignorancki zarzut o disneyowatość?? Słyszę go już zresztą od dawna z wielu ust. Przypomina mi to utyskiwania Bleszyńskiego o zbytnią, przesadzoną brutalność w tak pięknym i sielankowym miejscu jakim jest przecież Columbia. Czy naprawdę nikt nie załapał że o kontrasty tu właśnie chodzi? Sam Levine przyznał że celowo tworzą swoje postacie by wyglądały tak jak wyglądają - kreskówko - zlewając na realizm rodem z dziesiątek innych FPS-ów. W wypadku Beth poszedł nawet krok dalej. 
 
Tak. Elizabeth to księżniczka z Disneya, która jednak na skutek zaistniałych wydarzeń traci tą disneyowską niewinność brutalnie, acz w słusznej wierze zabijając sam wiesz kogo. U Disneya pozostała by nadal tą niewinna dziewicą do końca. 
I co to znaczy że to samo tyczy się Bookera i Comstocka? Też ni z gruchy ni z pietruchy lubieli "biegać, skakać, latać, pływać, w biegu w tańcu wypoczywać"?
 
Rodzeństwo Luteców jest akurat nakreślone jak należy. Wystarczająco enigmatycznie, by wrzucać nam na myśl "WTF?" co uzupełniała nam chociażby charakterystyczna intrygująca nuta rodem z "12 Małp" podczas ich odwiedzin. Audiologów nie jest tylko "kilka" i nie tylko z nich dowiadujemy się o nich coś więcej. 
 
3. Ale ja nie o designie wspominałem, choć fajnie że go odznaczyliśmy na plus.
 
4. Daisy Fritrzoy oraz Vox Populi nie byli z gruntu źli. Mówiąc to robisz z niej pragmatyka na miarę Stalina w spódnicy. W tym wypadku mamy do czynienia raczej z kimś zdesperowanym i pragnacym jedynie odwetu za doznane niesprawiedliwe krzywdy. Rasizm, nie słuszne posądzenie o winę. Że niby nic odkrywczego że lewaki są złe? Ależ bardzo odrywczego - szczególnie że w wizji Levina nie funkcjonuje sztywny podział na jedyny słuszny pogląd jaki znamy chociażby z publicystyki Rzeczpospolitej czy NIE. Wiara, religia i kapitalizm są tutaj równie podłe, co czerwony ateizm. Ciekawostka; Sam Levine podczas jednego z wywiadów przyznał iż  jest ateistą.
 
5. Silent Hill 2, 12 Małp, Wyspa Temnic, Odyseja Kosmiczna 2001. Te i nie tylko te filmy oraz gry doczekały się kilometrów postów z próbami zrozumienia tego czego świadkami byli ich widzowie. Czy to automatycznie przekreśla ich fabułę? Jeśli już tak bardzo chcesz dowalić fabule Infinite może zapodasz przynajmniej jakies konkrety? A tak zrobiłeś to ponoć wcześniej. Odeślij mnie choć do danej strony, a wtedy będziemy mogli ewnetualnie podjąć ten temat.
 

 

1. Ukryte pomieszczenia... Hm, ja bym powiedział, że niejedna liniowa gra ma bardziej pomysłowe standardowe lokacje, niż B:I ma te "ukryte".

2. Wigory to nic nowego. Mało tego, ich miejsce w tym świecie jest conajmniej wątpliwe!

3. No bardzi miło, że NPC choć tyle reagują, tj. można do nich otworzyć ogień i wtedy uciekają. Nawet z tym gra jest beznadziejnie płytka. A co powiesz na sytuacje, gdzie w jednej dzielnicy miasta trwa praktycznie wojna z fałszywym pasterzem, a obok wszyscy beztrosko byczą się na plaży? To jest realistyczny świat?

4. Wybory, to ciekawy temat. W grze jest ich kilka, a wszystkie, które faktycznie mają konsekwencje, już wymieniłeś  :).

5. Świetne AI? Nie istnienie Elizabeth w świecie i pętle warunkowe typu if Booker.health < 10 then medkit.throw(); play("bookercatch.ogg") to jest świetne AI? Mimika twarzy jest OK, ale na boga, już Alyx w 2004 wyglądała naturalniej!

 

1. I nie jedna korytarzowa gra nie ma ich wcale należało by dodac. 

 
2. Wychodzi na jaw twoja ignorancja wobec przedstawionej fabuły. Ich twórca zerżnął jej z wymiaru Rapture, a konkretnie przerobił tamtejsze plazmidy. T.j. Fink muzukę kolejnych dekad. Nikt tego dokładnie nie mówi wprost, ale uważny gracz może wychwycić to samemu. Czy wiesz że nawet kulo odporność rodzeństwa Luteców oraz "wracanie do życia" przez drzwi gabinetu Bookera zostały fabularnie wyjaśnione? 
 
3. A przy tym żyją swoim życiem, a prócz ucieczki łapią tez za broń, bądź kulą się po kątach. Mało? I tak lepiej niż w takim np. BIoShock 1, który wszyscy porównują do Infinite i stawiają na piedestale... gdzie mogli tylko atakować lub uciekać. O zagadywaniu do nich z uwagi na niemowę naszej postaci nawet nie wspominając. 
 
"A co powiesz na sytuacje, gdzie w jednej dzielnicy miasta trwa praktycznie wojna z fałszywym pasterzem, a obok wszyscy beztrosko byczą się na plaży? To jest realistyczny świat?"
 
Nie dzielnicę obok a w zupełnie innej częsći miasta do której w zasadzie spadamy przypadkiem. I jeszcze nie wojna a "problem" z sam zauważyłeś tylko jednym człowiekiem. Dopiero rewolta Vox Populi sprawia że Comstock podnosi czerwony alarm.
 
4. Dobry trolling, acz trafny. Ale znowu - tego typu rzeczy mogły, a jednak nie musiały się znaleźć. Punkt dla mnie czy dla ciebie?
 
5. Nie istnienie Elizabeth w świecie gry? Czy my graliśmy w te same tytuły? Wejdź do męskiej toalety, a Eliza zostanie na zewnątrz i pospieszy cię z stamtąd po krótszej chwili. Wejdź do damskiej, a wejdzie wraz z tobą zakłopotana ostrzegając o możliwości zaaresztowania przez pruderyjne służby porządkowe miasta. Zbliż się do jednego z ciał ofiar rewolucji, a dziewczyna podsumuje aktualny stan rzeczy oraz złoży ciało nieszczęśnika do wiecznego spoczynku wkładając w jego dłonie różę oraz zamykając jego oczy. Ukróć mękę byłego kompana Bookera, a początkowo roztrzęsiona skwituje to iż prawdopodobnie wyręczyłeś mu tym samym przysługę. (Także dokonując tego dopiero w więzieniu Finka).
 
Autentyczna sytuacja z gameplayu mojego znajomego; tuż po ponownym przyłączeniu się Eli do Bookera

(kiedy ten wczesniej okłamał ją co do rzeczywistego kursu zeppelinem Lady Comstock)

próbował otworzyć jedne z drzwi przy pomocy Elizabeth. Gra ukazała mu komunikat "Elizabeth jest teraz zajeta"... by po chwili zobaczyc ją opartą o ścianę z założonymi ramionami i zafukaną twarzą. 

 
Tak. AI Elizabeth jest świetne. Nie doskonałe, aczkolwiek na tle AI Ashley, czy Shevy z RE 4 i 5 wprost rewelacyjne. O znajdowaniu i podrzucaniu  nam wytrychów, bądź znajdownych pieniędzy nie wspominając. A że jakaś tam Alyx sprzed 9 lat wygladała bardziej naturalnie - really? 
Jednym,  jedynem minusem, który szczerze przyznaję jest jej kompletna nietykalność podczas starć, kiedy to tak naprawdę to ona jest naszym filarem, a nie my jej. Szkoda że twórcy nie pokusili się tutaj przy najmniej o sporadyczne akcje jej odbijania z rąk ludzi Comstocka jak np. uwalnianie Ashley z rąk Ganados w RE4, ale to w sumie jedyna wada. 

 

No właśnie, Bioshock stał się FPS-em. I to równie bezmyślnym, albo nawet gorszym, niż Call of Duty. A Bioshockowi 1 daleko było do tego. Dlatego mi się to nie podoba, nie rozumiem, dlaczego nikt nie zwraca uwagi na regres, jaki się dokonał."

Ja zwróciłem. Jest mi z tego powodu przykro, ale nadal dostrzegam jego rozbudowanie względem chociażby COD-ów, czy kampanii BattleField. Odczekajmy jednak jak audiologi zostaną zastąpione tonami skryptów i wstawek filmowych, ciekawy scenariusz pompatyczną papką o dzielnych marines ratujących świat, a wigory/plazmidy i tearsy wyrzucone na rzecz samego strzelania, a wtedy dopiero spełnią się twoje słowa.

 

No cóż, dla mnie B:I nie stoi nawet obok MGS, w najgorszych snach nawet nie powiedziałbym, że te gry są do siebie zbliżone. Fabuła i szczegółowść u Kojimy, a także mnóstwo małych szczegółów wplecionych w gameplay są o trzy klasy wyżej niż to, co zaserwowało 2K."

  
A dla mnie MGS2 i MGS4 nie stoją nawet (fabularnie) obok Serious Sama. Ok ironia zamierzona, ale po tym natłoku bzdur jakie zaserwował nam Kojima przy okazji parzystych cześci serii; japoński biszonen, wampir, mech, grubas na rolkach, gadająca ręka, papuga, bekająca małpa, 4 dziewczęta (odział Beauty & Beast) z issues na temat wojny i jeszcze bardziej niewiarygodnymi historyjkami, magical nigger, wiecznie obesrany żołdak, który na koniec

bierze romantyczny ślub... z Meryl!

Dość! Seria MGS to dla mnie jedynie historia Big Bossa oraz pierwsza wizyta na Shadow Moses Solida. Już bardziej nie na miejscu mogło by byc dla Ciebie zestawianie Infinite z SH2. :)

 
Edytowane przez nobodylikeyou
  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Dobrze wiem, skąd w grze wzięły się plazmidy, nie jestem jednak w stanie pojąć, jakim cudem ludzie z 1912 roku mogli jedynie przez podglądanie całkowicie skopiować właściwość czegoś, co 50 lat później wciąż trzeba wstrzykiwać sobie do żył, a tutaj wystarczy tylko to wypić. Nawet naukowcom podczas II wojny gdyby pokazać mikroprocesory, to mogliby się conajwyżej po głowie podrapać, a im dalej w przeszłość, tym przepaść jeszcze większa. Brak im wiedzy, mentalności i aparatury, by choćby skopiować dostępną na wyciągnięcie ręki technologię. To jest skomplikowany proces wymagający lat, sztabu ludzi i milionów dolarów nakładów, a nie jednego geniusza.

 

W Bioshocku 1 nie było interakcji z NPC, ponieważ sceneria gry na to nie pozwalała.

 

Mówiąc o nieistniejącej Elizabeth miałem na myśli jej zachowanie podczas walk, bo interakcje z nią oczywiście są rozbudowane, temu absolutnie nie przeczę. Podobało mi się na przykład, jak krótko po sprzeczce zawsze na znak focha odwracała się do Bookera plecami. Niemniej jednak dla AI osoba zwana Elizabeth (przypomnę, osoba którą chce odzyskać całe miasto) nie istnieje. Ot, niby przycupnie za murkiem, niby nie włazi pod nogi, ale tak naprawdę nikt na nią nie zwraca uwagi. Ja wiem, że to by uniknąć narzekania na to, że irytowała podczas jej ratowania, ale na litość boską, usunięcie jej z gry to nie jest rozwiązanie!

 

MGS2 ma w sobie głupoty, fakt, niemniej pod tą otoczką między wierszami przekazuje bardzo dużo, na naprawdę wielu poziomach.

MGS3 to moja osobista gra wszechczasów i arcydzieło na 11/10.

W MGS4 nie grałem, słyszałem jednak, że niektórzy uważają go za głupawego.

Problem z tymi MGS-ami jest taki, że gra nie sili się na ukrywanie każdej swojej ułomności za jakimiś bajkami o fizyce kwantowej czy dziurach w czasie. Część rzeczy nawet wyśmiewa, bo dobrze wie, że jest grą. I by być zabawną, musi pewne rzeczy przyjąć umownie. B:I starał się być w 100% poważny i w ten sposób po prostu zawiódł w kilku miejscach, bo próbuje niepoważne rzeczy wytłumaczyć w poważny sposób, na dodatek stara się uliniowić i ograniczyć teorię o nieskończonych wszechświatach.

 

Niemniej każdy MGS ma takich smaczków jak Elizabeth komentująca toalety dziesięć razy więcej niż sam Bioshock i jest też dużo bardziej elastyczny pod względem gameplayu.

 

Piszesz o tonach skryptów, a cały Infinite to właśnie jeden długi skrypt na szynach. Nawet Ci NPC i zachowanie Elizabeth są ustawieni.

 

edit: Daleko szukać moich poprzednich postów nie trzeba szukać ;). Dwie strony wcześniej. Tam jest więcej zarzutów wobec gry i jej fabuły. http://www.psxextreme.info/topic/90614-bioshock-infinite/page-49

 

Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że po RajuPL jest ktoś, z kim można normalnie podyskutować. Taka wymiana opinii jest dobra, bo otworzyłeś mi oczy na kilka detali, które umknęły mi, kiedy wkurzony parłem przed siebie w Columbii. Nic co by drastycznie zmieniło moją opinię, ale zawsze.

Edytowane przez raven_raven
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Teoretycznie: Ludzie Comstocka podpatrując inną rzeczywistość mogli ujrzeć także same ślimaki, które zamieszkiwały głębiny w około Rapture. Tak samo jak odkryli muzykę z przyszłości, czy technologię budowy Big Daddiego która posłużyła im do stworzenia Handymanów oraz przede wszystkim Songbirda. To właśnie dlatego w Columbii ma miejsce taki progres technologiczny.

Błagam cię w XIX w. ludzie nadal mieli mentalność rodem ze średniowiecza? Przecież to właśnie na genialnych osiągnięciach i umysłach tamtego okresu (Tesla, Bell) opiera się literatura steam punku, że wspomnę chociażby "20 000 mil podmorskiej żeglugi" 

Dzięki tej wiedzy ślimaki można było więc śmiało wyciągać z dna morza, t.j. i poznać techniki tam dotarcia - właśnie w oparciu o wiedzę podglądową z kolejnych światów. Nie wiadomo też czy komuś z Columbii faktycznie udało się jakoś przedrzeć do jednego z tych światów - także dzięki obserwacji umiejętności Eliz. 

 

Słodką tajemnicą pozostaje skąd wzięły się podróże między wymiarowe fizyków Luteców, choć to samo moglibyśmy powiedzieć o ślimakach z uniwersum Rapture. Technologia obcych? Jeszcze inny wymiar?  

 

Co do reszty twoich zarzutów na temat logiki fabularnej w Infinite ustosunkuje się w najbliższym czasie.

Edytowane przez nobodylikeyou
Odnośnik do komentarza

Ja chyba troche rozumiem ravena. Do tej pory bioshock tez "mi nie robil" bo mechanika gry jest strasznie drewniana (bohaterem gry jest pinokio, czy grzesio rasiak?). Dzis rano znow odpalilem b2, co mialo mi podjac decyzje, czy przetrwam bio infinite, bo strasznie kreci mnie pakiet widoczkow tej gry i jestem ciekaw tego mega zakonczenia. Odcinajac jednak od gry fabule oraz klimat przestawionego swiata, dla mnie do tej pory ta gra kojarzyla sie z bardzo niesympatycznym gameplayem, na pograniczu strzelanki z bijatyka. Ciagla niewygodna walka w zwarciu i niewygodne strzelanie - tym dla mnie jest ta gra. Wiem, ze caly cykl jest swietny, potrafie docenic kunszt tej produkcji i ogladajac jak ktos gra, nie dalbym nigdy oceny nizszej niz 8. Ale kiedy biore pada do reki, dostaje takiego drewnianego "hiroła", ze zaczynam wyc z rozpaczy i wsciekly wylaczam gre.

Po prostu, inne gusta. Ja sie zachwycilem w tym roku gra metal gear rising, podczas gdy wiekszosc fanow slasherow opluwa ten tytul. Inni chwala najnowszego, odrestaurowanego hayabuse, a mnie ten tytul meczy... gustu nie nagniesz, nawet jeslj wiesz, ze cos jest swietne.

Edytowane przez mr_pepeush
Odnośnik do komentarza

Nie nagniesz gustu, ale raven ostatnio lubi się stawiać w temacie jakiegoś, nie wiem, proroka, prawdy objawione rzuca, oczywiście tak troszkę pod prąd innym, hipstersko.

 

Niedawno skończyłem Bioshock : Infinite i nie przyłączę się ani do fali spustów i ocen 10/10, ani do reakcji z drugiej strony i "B : I crap, zagrajcie se w System Shocka". Dodam jeszcze, że, jak z większością gier, nie płynąłem z hypem, śledząc każdego screena i trailer, obejrzałem w sumie pierwszy teaser i ze dwa filmiki dotyczące przeciwników i to mi wystarczyło, stąd nie będzie lamentów typu "czym ta gra mogła być, patrząc na gameplay z E3 2011".

 

Po pierwsze, zarówno pod względem, że tak się wyrażę, wciągnięcia mnie w świat przedstawiony, jak i gameplay'u, stawiam wyżej obie poprzednie części serii. Co nie zmienia faktu, że zmiana miejscówki była dobrym i mądrym pomysłem, bo trzeci raz szlajanie się po Rapture byłoby już chyba męczące (choć chętnie tam wrócę w DLC). Columbia jest świetna, z jednej strony skrajnie odmienna od Rapture, ale jednocześnie założenia są podobne i dobrze znane fanom serii. Klasyczne patenty, jak plakaty propagandowe, stroje i wygląd z epoki, muzyka (tu dochodzi jeszcze sprawa muzyki z "przyszłości", ciekawa sprawa), to wszystko cieszy jak zawsze.

Patent z railway'ami fajny, dodaje jakiejś dynamiki walkom, bo jako środek transportu, to po prostu bajer. Ogólnie co do walki, to jest na nią położony dużo większy nacisk, niż w prequelach, i szkoda, na dodatek wszystko jest takie jakieś masowe, dużo przeciwników, dużo broni, dużo amunicji, dużo vigorów, a w tym wszystkim, przy jednorazowym przejściu, niczym się tak naprawde nie nacieszymy. Po chooj tysiąc broni i opcji jej upgrade'ów i jednocześnie opcja noszenia dwóch pukawek ? Upgrade'y vigorów z reguły mało przydatne, a na początku kurevsko drogie. Nie zmienia to wszystko faktu, że strzela i walczy się naprawdę przyjemnie, czysty fun. Więksi przeciwnicy nie robią takiego wrażenia (Handyman, choć designowo ciekawy, to jednak szału nie robi), za to Songbird jest świetny, melodyjka, odgłosy, rola w grze, duży plus. Co do postaci, to jest ok, protagonista bardziej charyzmatyczny niż do tej pory, Elizabeth spoko, ale nie wiem, skad taka podjara niektórych fanów, ot dobrze przemyślana postać współpracująca z graczem.

 

Co do fabuły, to nie będe ukrywał, że nie wyłapałem wszystkiego samodzielnie przy jednym przejściu gry, ale po kilku analizach z neta itd. mogę powiedzieć tak : szacunek dla twórców za wysiłek w to włożony i jako tako sensowne połączenie, jednak

zabawy w "podróże" między wymiarami, tworzenie się równoległych światów itd. itp. to nie jest to, co lubię najbardziej. Takie wątki dają za dużą wolność w kwestii historii, wszystko może się zdarzyć, wszystko może mieć lub nie mieć znaczenia, wszystko można zintepretować na kilka sposobów, bla bla.

No ale jest to i tak poziom lub dwa wyżej niż większość blockbusterów ostatnich lat. Bioshock to Bioshock, sprawdzić trzeba, jest to tak czy siak rewelacyjna gierka, a że nie tak dobra, jak poprzedniki, no to cóż.

 

Edit : już zrobione, sorry, jak ktoś się naciął. Z drugiej strony, to, że mamy

równoległe światy i wymiary

, to w gameplay'u po godzinie jest wyłożone.

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Okej Raven, t.j. obiecałem odpowiadam tutaj na Wszystkie zarzuty:

 

Gra zamiast w jakiś sposób zagłębić się w drażliwe tematy, tylko rzuca kilkanaście tematów podsuwając nam kilka obrazków i tyle

 

IMO problem vox populi został przedstawiony wiarygodnie. Znowu dają o sobie znać audiologi oraz nieme filmy szczególnie te szefowej Vox. Pamiętajmy że jest to w zasadzie tylko tło na linii fizyka kwantowa oraz religia.

 

Poruszane są drażliwe tematy w niedrażliwy sposób. Z jednej strony mówią np. o rasiźmie, ale mało co w świecie gry to popiera. Nikt nie używa brzydkich słów typu "nigger", karą za spółkowanie między rasami jest... rzucenie piłką od baseballa,

 

I oczywiście myślisz że skoro pokazali nam jedynie zabawę w rzucanie piłką, ostracyzm społeczny na tym się praktycznie kończył? Znaczy ów kochanków z pewnością później miano poklepać po ramieniu i wypuścić z powrotem do społeczeństwa? Hę?

 

Nie o same prześladowania tu zresztą chodzi, a status Panów i niewolników. Podczas naszej podróży jeden czarny przyłapany na papierosie zaczyna się tłumaczyć obawiając doniesienia, inny podczas szorowania kibla na kolanach w toalecie prosi nas o jej opuszczenie, ponieważ sam zostanie za to najpewniej ukarany. Inni czarni, ale także i Irlandczycy cierpią głód wynikły z bezlitosnej ekonomii Finka. Comstockowi chodziło jedynie o utrzymanie niewolnictwa i nie mieszanie się ras. KIedy LIncolm zniósł niewolnictwo, ten odwrócił się od Stanów. O żadnych Ku Kux Klanach mowy w Columbii nie ma.

 

…nikt nikogo nie bije ani specjalnie nie wykorzystuje. Jak na swoje czasy Columbia jest bardzo poprawna.

 

Specjalnie nie wykorzystuje. A to dobre. A 18h zapier...u w fabryce Finka dla murzynów i Irlandczyków, których i tak popychała tam ciężka sytuacja finansowa to niby sielanka była?

 

Sposób, w jaki niektóre momenty są zrealizowane. Choćby wydarzenia przed sceną, gdzie masz rzucić piłką w czarno-białą parę. To jest cholerny FPS, a oni zrobili z tego... QTE. Nie można było tego zrobić tak, jak już w 2004 zrobił to HL2 z puszką i śmietnikiem? Dlaczego gra traktuje graczy jak kretynów?

 

Znak czasów ^^ Twoim zdaniem lepiej by było gdyby ukazano to w formie wstawki filmowej? W zestawieniu z HL 2 to bida, a zestawieniu z KZ, COD-em i czy BF?

 

Po co w ogóle dawać wybory, jeśli oba prowadzą do tego samego wyjścia? Kilka razy później gra daje nam "wybory" z których żaden nie ma wpływu na dalszą rozgrywkę.

 

Ponieważ zawsze pokazuje one nieuchronność losu. Widziałeś tablicę na korpusie Luteca na której zawsze, ale to zawsze wypadała jedna strona monety?

 

Elizabeth... Niby jest w grze, ale na dobrą sprawę jej nie ma. Nikt nie może jej wziąć, nic nie może się jej stać, nikt jej nie widzi. Po co oni ją gonią, ale nie robią nic w tym celu?

 

Umowność. Lepsze to niż irytacje wynikające z przypadkowego jej postrzelenia, czy zabicia przez wrogów, vide; Ashley w RE4 czy Sheva w RE5. Tą samo drogą poszli twórcy Uncharted czy TLOU. Tyle że tam dochodzi do cyrków z których wynika że jedynie gracz ma tam ostrą amunicję. Potęga jej AI została przedstawiona w dziesiątkach skryptów podczas samej eksploracji.

 

Kolejnym przykładem spłaszczenia rozgrywki jest zastępienie hakowania z B1 zwykłym vigorem, który na dodatek jest ograniczony czasowo. Wyjmuje to planowanie z gry i odejmuje nam wiele możliwości.

 

Niezaprzeczalny fakt. Choć ten regres następował juz od czasów Bio 2. Poza tym hakowanie było na dłuższą metę zwyczajnie nudne i upierdliwe.

 

Ograniczenie do dwóch broni i nieustannie wynikające z tego problemy. Nigdy nie wiadomo co ulepszyć, jeśli nie wiesz, czy broń w ogóle jeszcze Ci będzie potrzebna, czy jednak będziesz musiał wziąć coś innego, bo nie będzie amunicji/spotkasz odporniejszych przeciwników/walka skróci czy zwiększy dystans.

 

Racja.

 

Nie możesz już więcej nosić ze sobą healthpaków, zamiast tego musisz przeszukać każdą szufladę i kosz w poszukiwaniu jabłek i kanapek. Na dodatek każdą jedną czynność musisz potwierdzić przyciskiem patrząc na dane przedmioty, co skutecznie psuje płynność rozgrywki i przeszkadza w walce. To samo odnosi się do amunicji, kiedy tej zabraknie Ci w walce (a brakuje często z powodu tylko dwóch broni przy sobie i złego rozmieszczenia automatów z amunicją). Musisz oderwać się od walki i patrząc w ziemię na trupy przeciwników wciskać ten cholerny kwadrat.

 

Pół prawda wynikła w sumie z dośw. z poprzednikami gdzie tez musieliśmy bawić się często w podobne oblukiwanie ciał. Co do apteczek oczywiście się zgodzam.

 

Brak eksploracji. Lokacje zostały uproszczone do minimum.

 

Nie prawda. Wytrychy pozwalają nam wracać do ukrytych lokacji oraz zamkniętych skrytek. Książki z kodami jak i kody Vox Populi zostały ukryte bardzo zajmująco. Większość z nich sam odryłem dopiero przy pomocy You Tube. Do odnalezienia zostały też dziesiątki audiolo logów i niemych filmów przybliżających i uwiarygadniających uniwersum.

 

Bronie nie są zbyt "zabawne", nie dają radości strzelania. Wszystko też powtarza się dwa razy.

 

Mnie tam shotgun, sztucer, rewolwer czy snajperka sprawiały ogromną satysfakcję. Tak samo jak skakanie ze sky linów na łby przeciwników, czy odwracanie ich uwagi za pomocą tearsów np. poprzez materializację wieżyczek oraz patriotów.

 

Przeciwnicy nie używają wigorów. Dlaczego?

 

Jak nie jak tak. Zakapturzeni Mordercy Kruków noszący na plecach drewniane trumny, czy zakuci w ciężkie zbroje Fire Meni to niby czego uzywali? Ponadto w odróżnieniu od Splicerów z Bio 1 przynajmniej znaczącą odbiegają designem.

 

Durna mechanika respawnowania, która może Cię zapędzić w kozi róg. Ty tracisz zasoby, kiedy przeciwnicy odzyskują życie. Jeśli raz zginąłeś w danym momencie, to osłabienie Ciebie wraz z umocnieniem przeciwników nie poprawi Twojej sytuacji.

 

Racja. Pro tip: NIe giń. :D Ja tam zazwyczaj wczytywałem ostatni checkpoint. W poprzednich Bioshockach też wolałem brać loada niż korzystać z vita chambers. 

 

Walki z duchami są genialnym przykładem, gdzie potrzeba ton amunicji, przeciwnicy się respawnują (!!!) i trzeba na nich dużo za dużo nabojów. W ogóle... skąd do ciężkiej choler DUCHY?

 

Na duchy wystarczy zazwyczaj dosłownie parę strzałów z broni konwencjonalnej + wigor ognia który spala ich ciała na dobre. Pewnie kilka innych wigorów działa podobnie. Skąd duchy? A czemu nie? W uniwersum Columbii ci którzy umarli w jednym świecie są nadal żywi w jego alternatywnej/ nowo powstałej wersji niczym zjawy. Swego rodzaju duchami jest też pewne rodzeństwo. Ślimaki których jad zapewniał ludziom kontrolę na hordą zmutowanych pszczół, lub telekinezę uważasz za bardziej na miejscu?  8) 

 

Songbird jest rozczarowujący. Budowany na głównego przeciwnika, który na końcu okazuje się Twoim kumplem, którego używasz jednym przyciskiem.

 

I dlatego właśnie mam dystans do materiąłów promocyjnych. No ale kumplem?? Bardziej to ja bym go nazwał kukiełką która po utracie kontroli próbuje nas ponownie zabić.

 

Pokrywające się wigory: popchnięcie, ogłuszenie, tarcza.

 

Przez popchnięcie masz na myśli atak z bara, który po dopaleniu odnawiał tarczę, zaś przez tarczę wigor umożliwiający zatrzymywanie, a nawet zawracanie pocisków? To jednak zupełnie inne rzeczy. Ja tam i tak bawiłem się głównie innymi.

 

Słaby design.

 

LOL. Wut?  :huh: 

 

Zabranie nam leczenia się i otwierania drzwi, by Elizabeth miała jakiekolwiek użycie.

 

Ale o znajdowaniu nam wytrychów, podrzucaniu kasy oraz pomocy podczas potyczek oczywiście zapominamy?

 

Bezsensowne wykończenia przeciwników, którzy i tak są o jedno uderzenie od śmierci.

 

Krwawe fatalities przy użyciu haka do sky linów było bezsensowne? O.o Weź nie pier.. To było za(pipi)iste. ;]

 

Tylko jedno zakończenie.

 

I o to właśnie chodziło Levinowi. Do zatrzymania tego koszmaru i wyniszczania nieskończonej ilości wymiarów mogła prowadzić tylko śmierć jednego człowieka, który dał im istnienie. Niezrozumiałe? Świetnie. Albert Einstein powiedział kiedyś że jeżeli ktoś uważa że rozumie fizykę kwantową, to tak naprawdę nie rozumie jej wcale.  

Ponadto zakończenie dotyka tutaj pewnej filozofii o nieuchronności losu. W Terminatorze 3 wojna ze Sky Netem i tak w końcu wybuchła, a maszyny nie były w stanie zabić ani Conora, ani wcześniej jego matki. W 12 Małpach wirus i tak zabije ludzkość. W BioShock Infinite wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Choć tym razem zastosowana zostaje pomoc Elizabeth z innej rzeczywistości – klucz do kontrolowania Song-birda. Po zniszczeniu syfonu i uzysjaniu przez Elizabeth god mode, dziewoja może to wreszcie zakończyć. Poza tym… miałbyś jakiś inne, alternatywne rozwiązanie? Tak szczerze pytam. Tak się składa że doskonale pamiętam np. 2 zakończenia z Bio 1 i to złe było zrealizowane wprost tragicznie.

 

2deep4me zakończenie.

Stałe i zmienne... bzdury i bzdury. Gra sięga po bardzo skomplikowane, potężne mechaniki i nie potrafi sama ogarnąć własnych teorii, a wszystko jest wyjaśnione tym, że cośtam było stałą. OMG. Jeśli Booker umiera w jednym uniwersum, nadal żyje w milionach innych (Liz sama o tym mówi). Wprowadzono jakieś stałe, by wytłumaczyć własne sprzeczności.

 

Booker nie umiera tylko w jednym wymiarze, a w ich „nieskończonej ilości” zapewne liczonej w setkach, tysiącach alternatywnych światów:

 

 

468px-BioShock-Infinite-Explained-Quantu

 

 

Po jego śmierci znikają zaś wszystkie te w których narodził się Comstock… oraz Beth.

I właśnie takiego Bookera widzimy po napisach końcowych. W tej wersji najprawdopodobnie nigdy nie brał udziału w masakrze Indian, nie przyjął chrztu, ani nie popadł tez w długi. Ten Booker „pamięta” jednak Annę, ale już nie słyszy jej płaczu w kołysce.

 

To proste. Sami Lutece są tą samą osobą urodzoną w różnych wszechświatach, a więc istnieją conajmniej dwa światy z Bookerem w nich. Dla każdego Lutece'a jest chrzest Bookera, który ma dwa różne wyjśćia, a więc już cztery wszechświaty z Bookerami. To się kuźwa kupy nie trzyma. Albo robimy wszystko nieskończone, albo ograniczamy się do liniowej czasoprzestrzeni, a nie wprowadzamy ograniczenia właśnie tam, gdzie chcemy, by wszystko jakoś się zazębiało.

 

To nie jest proste. Nie po uwzględnieniu wszystkich możliwych algorytmów prowadzących do nieskończonej ;] Patrz obrazek powyżej.

 

Skoro jest tylko jeden Booker i Liz go topi, to ona sama nigdy nie powinna się narodzić i utopić Bookera, a więc mamy sprzeczność.

 

I właśnie dlatego Elizabeth oraz jej wcielenia, które sprowadziła przed Bookerem przestaje również istnieć.

 

Aha, jest nieskończenie wiele wszechświatów? W takim razie całe utopienie nie ma sensu, bo jest nieskończenie wiele Bookerów, których nieskończona ilość w nieskończenie wiele sposobów staje się Comstockiem.

 

Stanie się Comstockiem odbyło się tylko na jeden sposób –

poprzez chrzest po masakrze Indian.

 

Fizyka kwantowa jako synonim magii w tej grze. Latające miasta, jakieś klucze pojawiające się znikąd. "Ten klucz był tutaj od zawsze, tylko go nie widziałam"... WHAT!?

 

Ponieważ blokowała ją własną mentalność i brak wiedzy, którą zdobyła kiedy Syfon (wieża) na dobre zostały zniszczone. Od tego momentu Eliz. zyskała status niemalże transadentalny. To t.j. z przenoszeniem się w przeszłość rodem z serii Terminator. Albo to „kupujemy” albo nie.

 

Booker widzi znak na ręce. Nie robi z tym nic. Mówi, że nie ma brać numeru 77. Bierze. Gdzie tu logika?

 

Czy Booker wiedział jaki numer wyciąga kiedy nachalnie podłożono mu pod nos koszyk? Dopóki nie obejrzał piłki – nie. I czy to nie aby przypadkiem wyciagnęli jego, a nie on sam się zgłosił?

 

Charakter Elizabeth nie ma ŻADNEGO sensu. Dziewczyna przez całe życie zamknięta w wieży jest szczęśliwa, radosna, mądra i bez problemu się socjalizuje. Nie tak działa psychika człowieka.

 

Wytłumaczyłem ci to w pełni logicznie ostatnio – to dzięki Songbirdowi, podrzucanym jej książkom, oraz przede wszystkim jej „oknom” na świat normalnych ludzi, jej rozmój emocjonalny nie został do końca złamany

Bez tych ostatnich faktycznie było by tak jak mówisz.

 

Booker i Elizabeth to kretyni. Dopiero w momencie kiedy widzą całą tą broń, zdają sobie sprawę, że nie są w stanie jej wynieść. No shit.

 

Eee tam, to przecież Amerykanie.  :whistling: 

 

Vigory z du,py i bez żadnego praktycznego miejsca w świecie. Och, podejrzano je w innych wszechświatach. To znowu jest bez sensu, ale czekam, jak ktoś to wytłumaczy, by obalić to w pasujący do odpowiedzi sposób.

 

Pisałem, ale wspomnę to tutaj raz jeszcze.

Zostały podpatrzone, a może nawet i fizycznie przechwycone z Rapture t.j. i plazmidy zamienione w zapewne mniiej szkodliwe wigory.

 

Voxophone'y. Przenośne urządzenia odtwarzające dźwięk w 1912 roku. What. The. Fuck. I dlaczego w normalnym mieście to wszystko leży gdzie popadnie? Rapture było ruiną splądrowaną wiele razy, więc tam leżące wszędzie nagrania miały sens.

 

Czepiasz się. Gdyby leżały na chodnikach, to jeszcze bym się zgodził. Ów urządzenia i tak prawie zawsze leżą w pomieszczeniach, na półkach itp.

 

Dlaczego Liz na początku przejmuje się tym, że Booker zabija, a później ma totalnie w du,pie, że wyrzyna setkami wszystkich, niezależnie od przynależności i stopnia wrogości?

 

Widocznie zabrakło czasu i ochoty na dopracowanie kilku(nastu) kolejnych skryptów. Twórcy założyli widocznie że nie będziesz socjopatą zabijającym każdą napotkana osobę. To samo można doświadczyć choćby w takim Deus Ex: Human Revolution.

 

Zdaje sobie sprawę że fabuła Infinite i wynikłe z niej potencjalne błędy (tak mam ich świadomość) istnieją. Jest to jednak zupełnie inny ciężar gatunkowy co w takim np. pseudo realistycznym The Dark Knight Nolana, gdzie super realistyczny Batman wraz z panią jego serca przeżywają bez szwanku upadek ze szczytu wieżowca na blachę auta, a Joker najwyraźniej pozostaje niewidoczny dla korpusu policji paradując z widocznymi przecież na kilometr bliznami twarzy w stroju policjanta. Inne rzeczywistości, czy cofanie się w czasie to s-f totalne, które kupujemy jak oś fabularną Terminatora 1-3, lub wyrzucamy na śmietnik. Podobno wyż. wspomniany Einstein dowiódł kiedyś matematycznie że przynajmniej w teorii podróże w czasie są możliwe, a grupa innych jajogłowych mu w tym nawet przytaknęła. Czy gdyby jednak była to faktycznie prawda i cofając się w czasie zabilibyśmy np. samego siebie zanim zbudujemy ten wehikuł - My też przestalibyśmy istnieć? To jest dopiero Time Paradox...  :nuke:  

 

Nie znam drugiego tak absurdalnie skomplikowanego tytułu jak BioShock: Infinite, którego potencjalne błędy mogą tak uchodzić na sucho. A więc twórcom udało się genialnie przysłonić swoje ewentualne błędy rzeczą z natury nie zrozumiałą dla normalnego człowieka ograniczonego ziemskim postrzeganiem czasu i przestrzeni. 

I właśnie dlatego oceniłem go na 10-/10. Tak jak swego czasu BioShocka 1, który choć wiarygodniejszy fabularnie nie był w stanie dosłownie wgnieść mnie pod koniec w fotel t.j. zrobiło to

dowiedzenie się "swojej" prawdziwej tożsamości i utopienie przez Liz

na samym końcu.

Edytowane przez nobodylikeyou
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

To mi się podoba :). W większości na nie nie odpowiem już, bo uważam, że jest to po prostu różnica poglądu na dany temati i po przedstawieniu obu stanowisk nie ma sensu dalej o tym dyskutować, gdyż jeden drugiego nie przekona, a prawdy absolutnej w takich sytuacjach nie ma.

 

Piszesz, że w czasach CoD i Battlefielda gra nie jest taka zła. Ja uważam, że nie powinno równać się w dół, a fakt, że 9 lat temu niektóre rzeczy rozwiązano lepiej pokazuje, że branża cały czas się cofa. Gry to forma interaktywnej rozgrywki i odbierając graczowi możliwości, kierujemy się coraz bardziej w stronę filmu aniżeli gry. Mi osobiście odbiera to wczucie w grę. Fakt, gra jak na dzisiejsze czasy jest całkiem OK, ale to dzisiejsze czasy są porąbane i moja frustracja być może skupiła się na biednym Infinite, jako że Call of Duty i Battlefieldy raczej omijałem.

 

 

Nie podoba mi się też, że z jednej strony operuje się nieskończonością, a z drugiej strony jest tylko jedna droga do powstania Comstocka. Nieskończone wszechświaty oznaczają, że Booker na nieskończonie wiele sposobów stanie się i nie stanie się Comstockiem. To jest po prostu sprzeczne, ograniczanie nieskończoności. Możliwości jest nieskończoność! Więc dlatego zakończenie, choć jest zaskakujące, nie jest sensowne w moich oczach.

Dałeś porównania do filmów, w których stosuje się podobne wybiegi. No więc ja właśnie tych filmów nie lubię :P.

 

 

Słaby design - inaczej słabe zaprojektowanie niektórych mechanizmów w grze. Nie chodzi o design świata, ale o sposób rozgrywki (co później punktowałem pisząc o ograniczeniu broni, śmierciach, wykończeniach itd.).

 

 

Fakt, piłki nie widział, ale znak na ręce owszem.

 

 

Z Elizabeth i jej pomaganiem dokładnie o to mi chodzi, odbiera nam się możliwości, które mieliśmy już wcześniej i przekazuje je się eksortowanej Pani, by miała jakąkolwiek przydatność. Zamiast randomowego rzucania apteczek ja poproszę możliwość przetrzymywania znalezionych medkitów, zamiast podrzucania kasy poproszę bardziej przemyślaną ekonomię, bo podczas jednego przejścia gry pieniędzy nie starczy nawet na połowę upgrade'ów (nie mówiąc o tym, że nie wiadomo które kupować), itd.

 

Duchy są mimo wszystko mniej sensowne od telekinezy i pszczół. Jeśli w 1912 miasta mogły latać, to nie widzę problemu dlaczego w 1962 roku puszki nie mogły latać ;). Kontrolowanie hordy pszczół też nie jest jakoś strasznie przesadzone. Duchy... no fakt, w sytuacji kiedy zaprzęgamy do zabawy równoległe wszechświaty i dziury między nimi, to jakiś sens można im nadać. Niemniej jednak mi cały ten koncept się nie podoba, po prostu :P. Tak samo dziurawe jest to, że jeśli wszechświatów jest nieskończenie wiele, to każda osoba ginie w każdej nanosekundzie nieskończenie wiele razy na nieskończenie wiele sposobów w nieskończenie wielu miejscach, niemniej tylko kilka i to tych, które spotykamy mają przypadłość "rozdarcia", kiedy tak naprawdę ma ją każdy i to z nieskończonej ilości powodów.

 

Niemniej dzięki Ci za dyskusję. Parę spraw teraz postrzegam trochę inaczej (bo tak jak piszesz, faktycznie, problemy rasowe przedstawiono trochę lepiej, niż mi się to wydawało, tak samo determinizm wszystkich "wyborów" też ma jakiś sens) i było bardzo miło usłyszeć sensowną krytykę moich zarzutów, a nie mojej osoby (co niestety ostatnio na tym forum zdarza się zdecydowanie za często, nie mam tutaj nawet na myśli Console Wars, które przecież jest tematem od rzucania się mięsem).

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

geeez.. chciałem to czytać, ale się poddaję - poza tym właśnie odpaliłem grę po raz pierwszy i wolę nie łapać spoilerów :]

 

Pierwsze 2h za mną i mam kompletnego mindfucka - nie wiem czy szerzej otwierałem oczy, czy usta, ale cieszyłem michę jak głupi do sera widząc cuda na ekranie. Mechanika gry też znacznie bardziej ożywiona, w stosunku do powolnej poprzedniczki. Zobaczymy czy będzie dzięki temu bardziej przystępna.

Odnośnik do komentarza

Gra jak to każdy Bio mi średnio podszedł, ale design bardzo fajny. Ponoć jest dobra fabuła i kozackie zakończenie więc dam jej raczej szanse i przejdę do końca. Stąd pytanie ile h trzeba na skończenie ze średnim poziomem "lizania ścian"?

 

 

Jestem teraz na plaży po tym jak uwolniłem Elli to 1/3 gdzieś jest ?

 

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...