Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. Kmiot odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Marvel's Spider-Man: Miles Morales [PS5] Czy może być lepszy moment na ogranie tej gry, niż ten, gdy jej świąteczny klimat pięknie koresponduje z tym rzeczywistym? Więc grałem otoczony lampkami choinkowymi, zagryzając barszczykiem z uszkami. Jaki Spider-Man jest każdy wie, ale poza porą roku nieco się w grze zmieniło. Miles dysponuje bowiem dodatkowymi mocami, które znacząco wpływają na sposób walki i jej efektowność. Nowi bohaterowie, nowa intryga, nowi złole do naprostowania. Znacznie bardziej zwarta konstrukcja gry, a pisząc otwarcie - jest krótka, choć zabawy na kilkanaście godzin dostarczy bez problemu. Zaledwie garść zajęć pobocznych (z ich jakością bywa różnie), mapa czyści się w zasadzie sama, zupełnie przy okazji (bo jesteśmy w okolicy) i nie czuć przeładowania bodźcami. Walka to wciąż pokaz gimnastyczny Pająka i kluczem jest kontrola otoczenia, plus szybka ocena priorytetów zagrożenia. Moce elektryczne znacznie pomagają przy kontroli tłumu i siadają satysfakcjonująco. Nie ma to jak zebrać grupkę 10 pionków wokół siebie, wybić ich wszystkich do góry, a potem przybić do podłogi. No i osławione, legendarne bujanie po mieście. Natychmiast poczułem się jak w domu, bo obsługi pajęczyny się nie zapomina, jak jazdy na monocyklu. Prędkość, intuicyjność, swoboda, czysta frajda. Czyli co, takie nieco bardziej rozbudowane DLC? Niby tak, ale nie ze względu na długość zabawy, bo ta jest dla mnie wystarczająca i nie mam problemu z nazwaniem gry poniżej 10-15 godzin pełnoprawnym produktem w kontraście do rozdmuchanych do nieprzyzwoitości open worldów na 100 godzin (gdy potencjał gameplayowy wystarcza na 20). Miles Morales na miano DLC zasługuje bardziej ze względu na brak istotnych nowinek gameplayowych czy usprawnień. Nie wiem jak twórcy z tego wybrną przy Spider-Manie 2, bo nie wiem co i jak mogliby usprawnić, skoro kluczowe kwestie już teraz działają w zasadzie idealnie. Może pozostaje się skupić na jakości i spektakularności samej opowieści, przyłożenie się do zapadających w pamięci side-questów? Marzy mi się mroczna historia, marzy mi się taki komiksowy Maximum Carnage. Fabuła w Milesie Moralesie jest dość standardowa i przewidywalna, choć z lekkim zawstydzeniem muszę przyznać, że pod koniec się odrobinę wzruszyłem xd The Last Campfire [PS4] Jakby to powiedział Wojciech G: jest to ciekawa sytuacja. Bo włączyłem tytuł z zamiarem sprawdzenia jak się w to w ogóle gra, a wyłączyłem dopiero po 7 godzinach i wbiciu platynowego dzbanka. The Last Campfire szybko i bez zastanowienia zarzuca na nas sieci swojego uroku. Klimatyczna wstawka, która z niesprecyzowanych przyczyn przywołała w mojej pamięci intro ICO, a potem kontrola nad przytulaśnym stworkiem z prześcieradłem na głowie, zebranie torby na przedmioty i naprzód przygodo. Od samego początku naszym jedynym towarzyszem jest narrator i osobiście byłem nim oczarowany. Całość brzmi, jakby bajkę czytało dziecko, stąd nawet trudno mi określić czy to chłopiec, czy dziewczynka. Trochę sepleni, czasem ma problem z wymawianiem R, ale to wszystko sprawia, że słuchanie tej narracji działało na mnie niezwykle uspokajająco. Choć jestem świadomy, że niekoniecznie każdemu graczowi musi ta kwestia przypaść do gustu, bo jest mocno specyficzna. Mnie przez te kilka godzin narrator uwodził raz za razem. Dorzucę do tego świetną, acz nienarzucającą się muzykę i mamy udźwiękowienie kompletne. A jak się w to gra? Nie ma walk, nie da się zginąć, więc całość powinna nas rozluźnić. Krążymy po świecie i uwalniamy pobratymców, którzy z jakiegoś powodu skamieniali, a ich "nadzieja" została uwięziona. Odnajdując takiego więźnia czeka nas niewielka zagadka środowiskowo-logiczna (z cyklu utoruj sobie drogę do celu), natomiast poza tymi obszarami bawimy się w małego eksploratora, wypełniając prośby napotkanych stworków (na zasadzie: przynieś mi coś), a te z wdzięczności pomagają nam przedostać się do kolejnych lokacji. Gra jest uproszczona i z grubsza liniowa, choć oferuje trzy obszerniejsze "biomy", po których możemy poruszać się w miarę swobodnie, szukając więźniów czy skrytek ze stronami tajemniczego dziennika. Wyobraź sobie dowolną Zeldę 2D, zabierz jej walki, kolekcjonowanie przedmiotów i umiejętności, zostaw samo pozbawione presji bieganie po ładniutkich lokacjach, przetykane niespecjalnie wymagającymi zagadkami środowiskowymi i logicznymi. Pozwól się zauroczyć narratorowi zdającemu relację z wydarzeń i ulotnemu nastrojowi opowieści, która oczywiście, że nie powinna być odbierana dosłownie, ale ewentualną interpretację pozostawię każdemu we własnym zakresie. Silent Hill 2: Enchanced Edition [PC] Tak, grałem na PC, nie zamierzam się tego wstydzić. Ale ponoć to najlepsza opcja do ogrania Silent Hilla 2, bez narażania się na dodatkowe wydatki i kupowania dodatkowych konsol. Pod takimi argumentami nawet mój betonowy upór musiał zacząć pękać. Przy okazji chciałbym podziękować Panu Bzdurasowi za pomoc w osiągnięciu celu. Bo, wstyd się przyznać, ale nigdy nie grałem w Silent Hilla 2. Generacja PlayStation 2 to dla mnie ogromna luka, bo miałem wtedy kryzys gracza, ale staram się to nadrabiać (w tym roku był też Manhunt grany). Druga wymówka, to fakt, że z horrorami nigdy nie było mi po drodze. Potrafię docenić te gry, ale idea "stresowania gracza" nie bardzo współgra z moją ideą "gier jako rozrywka". To tyle użalania się nad sobą. Zainstalowałem na laptopie, podłączyłem go pod 55 cali OLEDa, wrzuciłem słuchawki na uszy, pogasiłem światła (ale zostawiłem lampki choinkowe, bo za bardzo się cykałem całkowitej ciemności), nalałem sobie szklankę ciepłego mleka na uspokojenie i mrucząc do siebie "o boże, co ja robię, co ja robię?" kliknąłem New Game. Trudno mi będzie jakkolwiek spójnie ocenić tę grę. Nie mam do niej zaburzającego osąd sentymentu, choć OST (tę melodyjną część) uwielbiam. Przyjmując dzisiejszą perspektywę musiałbym grę skrzywdzić. Aby przyjąć perspektywę ówczesną nie jestem odpowiednim autorytetem (z powodu wspomnianej generacyjnej luki, bo generalnie się znam, hehe), poza tym Enchanced Edition oferuje cały szereg ulepszeń, więc to już nawet nie jest "tamta gra". Więc pierdolę i po prostu spiszę luźne wrażenia. Nic odkrywczego, ale nastrój, atmosfera tej gry nadal miażdży moją wrażliwość. Jest ponadczasowa, jest bezbłędna. Pierwsze przebieżki po zamglonym mieście do relaksujących nie należą, delikatnie ujmując. Potem kolejne lokacje - napisać, że byłem nerwowy, to nic nie napisać. A jak przyszło mi przebrnąć przez połowę miasta w jego alternatywnej odmianie, gdzie na odległość gazrurki gówno widać (za to słychać!), to nawet mi nie przeszło przez myśl gdzieś zboczyć z kursu. Byle mieć to za sobą. No i muzyka, którą znam doskonale, więc każdy moment, gdy na słuchawki wchodził znany mi utwór był z jednej strony kojący, z drugiej pozwalał spojrzeć na siebie pod innym, dotychczas mi nieznanym kontekstem. A ambienty tła, brzęczenie radia, tupot małych stópek potworów? No dźwięki jakby mi ktoś grał na nerwach, dosłownie. Gnat automatycznie szedł w górę i nie mówię tutaj o penisie. Fabuła też wiadomo, chociaż w moim odczuciu jest podana w sposób ciut-ciut zbyt enigmatyczny. Z drugiej strony szerokie pole do interpretacji jest zapewne w dużej mierze tym, co zapewniło grze długowieczność, jeśli nie nieśmiertelność. Jednocześnie trudno mi traktować ją śmiertelnie poważnie ze względu na osławione dialogi i aktorstwo. A jestem bardzo wyrozumiały. Atmosfera tych rozmówek jest hipnotyzująca, ale pustka emocjonalna zawarta w słowach przypomina rozmowę robotów. Takich potrzebujących pauzę na wczytanie kolejnej kwestii. Albo posiadających wyjątkowe poczucie humoru i próbujących sparodiować rozmowę dwóch pustych skorup ludzkich. Będąc sprawiedliwym muszę przyznać, że niektóre kwestie są zaskakująco udane i czuć napięcie a wręcz nutkę szaleństwa u postaci, jednak za chwilę dostaję na uszy jakiś banał czy stwierdzenie oczywistości i jesteśmy z powrotem. Wiedziałem czego się spodziewać, ale i tak nie mogłem się powstrzymać od przewracania oczami. Z dialogami o trofeum z drewna może stawać tylko walka. I byłby to zażarty pojedynek. Każde starcie to nierówna bitwa ze sterowaniem, w której stawką jest równowaga psychiczna gracza i jego cierpliwość. Aż do momentu, gdy uzna, że lepiej odpuścić i skupić się na ignorowaniu przeciwników. Banalnych do ominięcia i niespecjalnie urozmaiconych (ile jest ich rodzajów? Pięć? Siedem?). A jeśli już jesteśmy do walki zmuszeni, to ta jest schematyczna, łącznie z bossami. Trudno o tym systemie napisać cokolwiek pozytywnego, poza tym, że jest. W bazowej formie, ale jest. Znacznie lepiej wypada element eksploracyjny. Fabularne miejscówki spełniają swoje zadanie wzorowo, będąc sceną wszelkich dramatów (również tych krindżowych). Nawet pomimo faktu, że często połowa pokojów bywa w ogóle niedostępna i na mapie robią tylko pozytywne, choć fałszywe wrażenie. Gra pozornie otwarta i oferująca swobodę, ale tak naprawdę umiejętnie prowadzące nas za rączkę. Z mojej perspektywy to żadna wada, bo dzięki temu rozgrywka trzyma tempo i nie marnujemy godzin na bieganiu po tych samych pokojach. Każdy odnotowany progres, każda rozwiązana zagadka to wewnętrzne poczucie drobnej satysfakcji i motywacja do grania dalej. Zdarzało mi się zasiedzieć przed ekranem, a w przypadku horrorów to u mnie raczej rzadkość. Silent Hill 2 ukończyłem z przyjemnością, bez zważania na jej ułomności. Poszło dość sprawnie, nieznacznie utknąłem jedynie przy zagadce z szubienicami, ale to głównie przez własną nieuwagę. Czuję ukojenie, bo gra trochę leżała mi na wątrobie, a wciąż mi było z nią nie po drodze. Teraz ze spokojem czekam na Silent Hill 2 od Blooberów (jak uda im się oddać atmosferę, to jestem spokojny, bo w gameplayu do zepsucia nie ma zbyt wiele) i filmową adaptację od Gansa. PS Z rozpędu ukończyłem też dodatkowy mini-scenariusz Marii. Zalety? Dodatkowa lokacja. Wady? Atmosfera bliższa Resident Evil. Reszta bez zmian względem podstawki.
  2. Kmiot odpowiedział(a) na Roger odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    A to tak, coś tam jest pocięte widzę. Raczej niewielka strata.
  3. Kmiot odpowiedział(a) na Roger odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Tego o tym, że komuś rozerwano sandał podczas przenoszenia automatu? Nie wiem, bo nie doczytałem do końca. Edit: dobra, sprawdziłem, nic nie wydaje się ucięte. A sprawdzałeś na kolejnej stronie? Bo u mnie na 100/101 są dwie kolejne strony wywiadu.
  4. Kmiot odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    @Homelander @balon Cała ta trylogia Mario jest perfekcyjna z mojej perspektywy i wręcz stworzona jak dla mnie. Bo w żadną z tych części wcześniej nie grałem. Więc nawet się nie zastanawiałem i zafundowałem sobie rajd przez generacje Mariuszów. I wszystkie z ogromną przyjemnością wykręciłem na 120 gwiazdek/słoneczek/chujów w dupie, nawet przestarzały już SM64, co było ciekawym doznaniem, bo czasem frustrującym, ale w przypływie wyrozumiałości z łatwością mogłem dostrzec w nim te przebłyski ówczesnego geniuszu. Galaxy oczywiście na ProControlerze polecam (zresztą każdą część tak ogrywałem), chociaż niektóre fragmenty z mechaniką "przyciągania do gwiazdek" znacznie łatwiej się zalicza maziając ekran. Wręcz banalne są wtedy. Generalnie trzy gry, każda oferująca odrobinę inne doznania, więc nawet zaliczając jedną z drugą nie czuć znużenia. Złego słowa na tę składankę nie powiem, ale tak jak wspomniałem - jestem dla niej idealnym targetem, bo we wszystkie tytuły miałem okazję zagrać po raz pierwszy (i nie zniechęcam się szybko przestarzałymi mechanikami czy ułomnościami wieku).
  5. Kmiot odpowiedział(a) na MYSZa7 odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    - Elo, gdzie kurwa jesteś? - W Silent Hill kurwa, a gdzie? Przecież pisałaś bym przyjechał.
  6. Kmiot odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    W zeszłym roku święta spędziłem z Yakuzą 0 (moją pierwszą). W tym roku postanowiłem nawiązać do tamtego okresu i wziąłem się za bary z: Yakuza Kiwami [PS4] Prostsza, żeby nie napisać "biedniejsza" siostra Zero. Przyczyny oczywiste i zrozumiałe, więc nawet nie jestem rozczarowany. Dla niektórych to może być nawet zaletą, wszak Kiwami nie przytłacza. Nie jest w stanie oderwać nas od głównej osi fabularnej na długo, bo nie oferuje aż takiego bogactwa zajęć pobocznych. Pewnie: jest ich kilka, przetrwały nawet "samochodziki", a kobiece "zapasy" przeszły przeobrażenie, ale próżno tu szukać tanecznych wygibasów, nie ma rewelacyjnego zarządzania klubami z hostessami, czy też mniej rewelacyjnego, ale dość angażującego "biura nieruchomości". Nadal możemy odłożyć na jakiś czas próby uratowania życia bliskich nam osób i poszukać licznych sidequestów, choć tylko garść z nich warta jest zainteresowania. Większość pobocznych zadań charakteryzuje ten sam schemat, czyli coś trzeba komuś przynieść, gdzieś się udać, tam wysłuchać dialogu z stylu: - hej, ty, czego tu szukasz, chcesz w mordę? - chyba wy. *napierdalanka* Koniec questa. Nagroda? Jakieś drobny bilon, albo damska torebka, której nawet nie możemy założyć Kiryu i poflexować na mieście. Czasem następuje jakiś twist, gag, morał z gatunku "nie oceniaj po pozorach" i jesteśmy wolni. Choć tak jak piszę, kilka z tych questów warto zaliczyć, jednak problem w tym, że nie wiesz które, póki ich nie odhaczysz. Więc albo posiłkujesz się jakimś poradnikiem, albo idziesz na żywioł i liczysz, że fortuna będzie sprzyjać. Ja potraktowałem kwestię dość swobodnie i uznałem, że zaliczę każdy quest, na który trafię samodzielnie i przy okazji, bez zbędnego drążenia i szukania. Grę ukończyłem, licznik sidequestów zatrzymał się na ponad 50 (z 78) i... nie chciało mi się już do sprawy wracać. Nawet najciekawszy wątek fabularny nie jest w stanie wynagrodzić prostej i powtarzalnej konstrukcji tych pobocznych zadań. W dodatku niektóre najzwyczajniej w świecie irytują. Tak jak ten z przynoszeniem chusteczek gościowi, który siedzi w miejskim szalecie. Może komuś zepsuję tym spoilerem "zabawę", ale jak będziecie je kupować, to bierzcie od razu sześć paczek. Bo jak przyniesiecie mu jedną, to za chwilę wyśle Was po dwie kolejne, potem zrobicie jeszcze jeden kurs po trzy następne. Boki zrywać. A co z główną historią? No jest w pełni satysfakcjonująca. Pełna mniejszych czy większych głupotek, ale szczerze mówiąc już ich nie pamiętam. Grunt, że z całkiem niemałym zaangażowaniem śledziłem wydarzenia na ekranie, zarówno te dramatyczne, jak i krindżowe. Obawiałem się trochę obecności tego gówniaka do opieki, ale na szczęście nie naprzykrzano mi się z tą kreaturą zbyt często. No i mimo wszystko brakowało trochę bardziej wyrazistych bossów. Większość z nich pojawiało się w historii na chwilę tuż przed walką, po której ich rola się natychmiast kończyła. Bez kitu, każdorazowo zadawałem sobie pytanie "a ty kim kurwa jesteś w ogóle?" - żadnego tła, żadnych motywacji, tak samo anonimowi jak menele w mieście, choć z dłuższymi paskami zdrowia. Honor próbował ratować łysy Shimano, ale to trochę mało. Mogłoby się wydawać, że tę lukę idealnie wypełni Goro Majima, ale niestety twórcy sami zniweczyli jego potencjał. Bo koncepcja jest taka, że walczymy z nim praktycznie co chwilę. Pojawia się w fabule, prześladuje nas podczas przebieżek po mieście, atakuje przy okazji minigierek, zawraca głowę mailami, wiele sidequestów sprowadza się do walki z nim. Co gorsze, te starcia są niezbędne do rozwoju jednego z drzewek umiejętności, a chcąc je wymaksować musimy Majimę pokonać ile razy? 100? 150? Ja po 10-15 miałem go dość. Tym bardziej, że tylko kilka z nich jest niepowtarzalnych, reszta to pętla tych samych walk na ulicach Kamurocho. Fajna, przerysowana postać, ale przez nadgorliwość autorów szybko brzydnie i najzwyczajniej wkurwia. Zresztą natężenie walk na mieście też potrafi wkurwić. I zepsuty system "ciosów ekstremalnych" też szybko przestał mnie ekscytować. I fakt, że nie ma na co wydawać pieniędzy. Niektóre walki z bossami też są irytujące (tak, mam na myśli te "pistoletowe"). Tfu. Samo Kamurocho? Jak zwykle urocze. W dodatku nadal na tyle mocno mi siedziało w pamięci z Y0, że tutaj od razu czułem się jak u siebie. Oczywiście brakowało mi niektórych przybytków, z rozrzewnieniem wspominałem "tutaj kiedyś była dyskoteka, gdzie tańczyłem do Queen of the passion/ Koi no disco queen", a teraz nie można nawet wejść do środka. Smuteczek. Ale to wciąż bardzo wdzięczne otoczenie dla opowieści, a krótsza i zwięźlejsza fabuła Kiwami odpowiednio koresponduje z tymi ciasnymi uliczkami. Bo Y0 chwilami się dusiła i musiała rozpychać łokciami. Ogólnie żaden ze mnie ekspert od Yakuz, bo to raptem moja druga, więc nadal ulegam jej czarowi i powabowi. Tym razem nieco już mądrzejszy darowałem sobie pewne aspekty i marnotrawienie godzin na aktywnościach, które nie dają mi aż takiej frajdy. Skupiłem się na opowieści, porzucając ambicję "calakowania", bo gdybym miał jeszcze z 10 razy walczyć z Majimą, to bym tę grę prawdopodobnie znienawidził. A tak jest git i za jakiś czas chętnie wrzucę na ruszt Kiwami 2.
  7. Proponuję powołać niezależną komisję, która będzie określać czy dana reakcja jest uzasadniona w dyskusyjnej sytuacji. Jeśli nie będzie, to dawca reakcji powinien być banowany, albo przynajmniej przez tydzień chodzić w butach niesłusznie pokrzywdzonego, aby poczuł jak to jest. Pora ukrócić ten proceder, bo nowi użytkownicy są poddawani zbyt dużej presji, a na to nie może być społecznej zgody.
  8. No nie zniknął całkiem, ale zauważalnie się wycofał z tematów i jedynie sporadycznie pojawia się chyba właśnie w Zakupach Growych. Pewnie dlatego, że tam są bezpieczne plusy do zebrania do podbudowania nadszarpniętej reputacji
  9. Cóż, zaleta jest taka, że "Beka z typa" nie zostawia śladu na "reputacji", ot pośmiali się i lecimy dalej. Może GearsUp nadal byłby z nami, gdyby za jego kadencji była ta reakcja dostępna (*) A tak to musiał kombinować z wyłączaniem reputacji, by jakoś przetrwać psychicznie na forum zagrajmerów.
  10. Reakcje typu Plusik, Dzięki, Lubię, Haha mają prawo bytu, bo zamiast pisać "zgadzam się" "dzięki za pomoc" "XDDDD" można po prostu dać odpowiednią reakcję i nie robić zamieszania. Minusik czy Beka z typa nie są już tak jednoznaczne.
  11. To prawda, że nacechowane negatywnie emotki w jakimś stopniu ograniczają dyskusję czy wymianę zdań, bo rozleniwiają. Dajesz minusa/beka z typa i lecisz dalej. Ale dlaczego? Nie zgadzasz się z całością wypowiedzi? Jej częścią? Jest dla Ciebie śmieszna, ale z jakiego powodu? Jesteśmy na forum dyskusyjnym, więc niezgoda w jakiejś kwestii powinna generować dyskusję właśnie, tymczasem kończy się na niewiele znaczących emotkach dezaprobaty bez słowa wyjaśnienia, do którego "poszkodowany" mógłby się odnieść. Minus i chuj. Chyba jedyną słuszną postawą jest: nie napisałeś posta - nie powiedziałeś nic i ignorowanie takich reakcji. Bo skoro ktoś nie zadał sobie trudu napisać z czym się nie zgadza, to dlaczego Ty masz traktować poważnie jakieś obrazki dawane jednym kliknięciem? Zabawa reakcjami to trochę taki element tutejszego folkloru i powodowały już niejeden dramat, kilku użytkowników wykończyły. Kilku innych ananasów miało swoje okresy, gdy wlepianie "minusów" było ich jedynym zajęciem na forum. Cóż, sieciowy skansen ze swoimi wygłupami, ale nieszkodliwymi, jeśli się nad tym zastanowić.
  12. Kmiot odpowiedział(a) na Roger odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Myślę, że nie będzie nadużyciem, jeśli napisze, że Forumowi Czytelnicy również życzą każdemu Redaktorowi Szanownego Pisma PSX Extreme przede wszystkim zdrowia, bo jak ono będzie dopisywało, to reszta (w tym dobre gry) przyjdzie z czasem. Szczególne życzenia ze swojej strony chciałbym złożyć aktywnym tutaj Redaktorom @K.Adamus @Konsolite @Piechota @Roger Panu Grabarczykowi, regularnie podglądającemu nas @koso, gościnnie wpadającemu @Mazzi, @Perez przez wzgląd na dawne czasy (kiedyś to było!) i to chyba wszystko? Wszystkiego konsolowego.
  13. Kmiot odpowiedział(a) na Bartg odpowiedź w temacie w Kącik Sportowy
    Jak pewnie się domyśliliście i musicie wybaczyć, ale z przyczyn osobistych nie nadałem jeszcze przesyłki do @luk_ash @Tokar i @Bartg. Zrobię to zaraz po świętach. Mógłbym je puścić dzisiaj, ale nie widzę sensu, by leżały w paczkomacie/magazynie przez trzy dni, poza tym trochę mi się nie chce już. Jesteśmy na łączach. PS nagrody Kirary już w środę były w paczkomacie adresata.
  14. Kmiot odpowiedział(a) na Bartg odpowiedź w temacie w Kącik Sportowy
    Dobra, luk_ash wybrał sobie: Wzgórze psów - Jakub Żulczyk Życie i czasy Sknerusa McKwacza - Don Rosa i chociaż trwają jeszcze pewne ustalenia (Sknerus posiada drobny feler okładkowy) i laureat zapomniał podać mi namiary do paczkomatu, po czym zniknął, to załóżmy, że się nie rozmyśli. A nawet jeśli rozmyśli, to lista nagród jest na tyle obszerna, że mało prawdopodobnym jest, by chciał którąś nagrodę spośród tych, które wybiorą sobie pozostali. Dlatego zapraszam @Tokar i @Bartg aby już teraz wybrali sobie po nagrodzie, bo szkoda czasu. Jak nie będzie konfliktu, to sprawa rozwiązana. Jak będzie, to pierwszeństwo ma Tokar. No i nie zapominajcie proszę, że do paczkomatu potrzebuję Wasz numer telefonu oraz maila, nie wystarczy sam numer paczkomatu, bo ten nie otworzy się na hasło: "ja po odbiór nagrody z typerka".
  15. Kmiot odpowiedział(a) na Bartg odpowiedź w temacie w Kącik Sportowy
    Kirara wybrał sobie: Dostojewski - Młokos Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu Bram Stoker - Dracula Więc te tytuły wylatują z listy. Zapraszam @luk_ash do wyboru dwóch książek i podesłania mi PM z adresem wysyłki.
  16. Kmiot odpowiedział(a) na Roger odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Dział "Forumki" miały być w tym numerze w tag-teamie, czyli opinie z #302 i #303 jednocześnie. Ale nie ma, bo Hiv stwierdził, że "nie ma z czego wybierać". Serio? 10 stron o #302, aktualnie 19 stron o #303 (załóżmy, że do deadline było ich mniej, np. też koło 10), a pierdzący oszołom nie potrafił z tego wygrzebać kilku zdań? Na chuj on się w ogóle za to bierze?
  17. Kmiot odpowiedział(a) na Bartg odpowiedź w temacie w Kącik Sportowy
    No skoro to już oficjalne, to jak najbardziej zapraszam do siebie najpierw Pana @kirara, aby mógł sobie wybrać trzy książki w ramach nagrody. Potem wybiera @luk_ash, a na końcu @Tokar. Panowie poczekają na mój sygnał. Wysyłka nagród na mój koszt. InPost (paczkomat, kurier) lub paczka Pocztą Polską. Jedyne o co proszę, to odrobina wyrozumiałości, bo jesteśmy w najgorętszym okresie pod tym względem i może być różnie z wysyłką. W najgorszym przypadku opóźni się ona na poświąteczny tydzień. Oczywiście na koniec zapraszam @Bartg, aby również sobie wybrał jakąś nagrodę pocieszenia w ramach posady organizatora. Ale po kolei. Nagrody? Wymienione w dwóch postach poniżej: Plus dwa tytuły, które doszły w międzyczasie: https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4966439/projekt-hail-mary https://lubimyczytac.pl/ksiazka/3959913/historia-twojego-zycia Obie jak nowe, raz czytane. Real foto części z książek (tych, które mam pod ręką): https://drive.google.com/drive/u/0/folders/1HJNFyNADJlfe-vuU-GslZXLN5cSGR7R1
  18. Kmiot odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Kącik Sportowy
    Tymczasem Maradona TAM NA GÓRZE. Śpij słodko.
  19. Kmiot odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Kącik Sportowy
    Co by nie gadać, ale ta sytuacja, jak Thuram szukał kontaktu z nogami przeciwnika w polu karnym i reakcja Marciniaka, to TOPCHAD DECYZJA pod ciśnieniem.
  20. Kmiot odpowiedział(a) na Roger odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Pytanie o Ostrołękę to był luźny cytat mający oddać sedno michala w michale. Ale dzięki za kompletnie nieprzydatną informację, że z Wyszkowa. Do jutra zapomnę.
  21. Kmiot odpowiedział(a) na Roger odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Just michal things. Chłopaki na pewno czekają z wypiekami na twarzach na feedback w rodzaju: 20 lat temu ta gazetka była lepsza, a Teodorczyk miał szansę być na miejscu Lewego. Jesteś z Ostrołęki?
  22. Kmiot odpowiedział(a) na Roger odpowiedź w temacie w Opinie, komentarze - forum, magazyn
    Też się rozglądałem, ale nie ma. Premiery często miały i mają dzień obsuwy. Przy czwartkowych to nie był problem, bo nawet z poślizgiem szło magazyn kupić w piątek. Teraz te piątkowe premiery to porażka, bo najpewniej numer ogólnodostępny będzie dopiero w poniedziałek. I tak to się żyje w tym Idea Ahead.
  23. Kmiot odpowiedział(a) na Bartg odpowiedź w temacie w Kącik Sportowy
    Aha, idę na całość i mój finał 0:0 proszę oznaczyć jako ZŁOTY STRZAŁ. Tym samym w tej rundzie zgarniam pewne 24 punkty. Tak będzie.
  24. Kmiot odpowiedział(a) na Bartg odpowiedź w temacie w Kącik Sportowy
    Oba 0:0.
  25. Kmiot odpowiedział(a) na Frantik odpowiedź w temacie w Ogólne
    Też jakoś w weekend skończyłem przygodę z The Callisto Protocol. Dawno nie było chyba takiej gry, wobec której ogół graczy jest raczej zgodny i jednym głosem wyrokuje: to dobra gra, mająca momenty zarówno bardzo dobre jak i słabe. Ale ani przez chwilę nie wkracza w sfery zarezerwowane dla gier wybitnych. Zignoruję opinie niektórych internetowych serwisów, bo nie od dziś wiadomo, że bywają tam problemy z recenzentami dysponującymi umiejętnościami obsługi pada. Niekompetencja rodzi frustrację (bo gra bywa bezwzględna i często się ginie), a frustracja wpływa na ocenę gry. Zauważyłem również w tym temacie panuje ogólna zgoda. Jednym gra podoba się bardziej, innym mniej, ale każdy ją lokuje w tych samych rewirach skali ocen i prawdopodobnie mamy do czynienia z najbardziej oczywistym 7/10 tego roku. Mięsiście na temat gry wypowiedział się już na poprzedniej stronie Wredny, więc postaram się nie powtarzać i być zwięzłym, choć zapewne bez powodzenia. Fabuła? No jest. I jest taka nie wiem... oklepana. Wszystko już gdzieś widzieliśmy, graliśmy, czytaliśmy. Amalgamat pomysłów zawartych w każdym thrillerze sci-fi. Bezpieczny i mało zaskakujący. Fajnie, że czuć tutaj inspiracje licznymi dziełami gatunku: Coś, cykl Obcy (przede wszystkim trójeczka Finchera), to chyba najbardziej jaskrawe przykłady. Z drugiej strony grze brakuje własnych elementów w tym względzie, czegoś co ją wyróżni. W zamian dostajemy klasycznego wizjonera-psychopatę, eksperymenty na obcym gatunku/wirusie, które rzecz jasna wymknęły się spod kontroli, ale nie ma w Callisto Protocol niczego niepowtarzalnego. W dodatku sama fabuła ma problem z ekspozycją oraz tempem, bo przez pół gry cała opowieść skupia się na próbach wydostania się z więzienia, całą intrygę spychając jakby na drugi plan. Ogólnie opowieść oceniam solidnie, ale jednocześnie jestem rozczarowany, że nie próbowano sięgnąć poza schematy. Poza schematami próbowano za to zagrać w niektórych warstwach rozgrywki. Oryginalny, choć niespecjalnie wyszukany jest z pewnością system walki wręcz. I ja to doceniam, bo jest inaczej, charakterystycznie. Że przy bitce z więcej niż jednym przeciwnikiem bywa chaotycznie? No bywa i to odrobinę wkurwia gracza, tym bardziej że kamera w żadnym momencie nie próbuje nawet pomóc. Starcia z trzema i więcej rywalami wymagają już pewnych umiejętności, opanowania i zamysłu, bo mashowaniem przycisków absolutnie niczego nie osiągniemy. Po drugiej stronie skali stoją za to pojedynki 1 vs. 1, które potrafią być banalne i wręcz monotonne, nawet te z bossami. Systemowi wyraźnie brakuje balansu, może przeciwników wymagających czegoś więcej niż uniknięcia trzech ich ciosów i wyprowadzenia własnych. Jest przyjemny, mięsisty feeling, wraz z kolejnymi narzędziami zyskuje na możliwościach, ale do odcinania kończyn maszkarom z Dead Space to daleko. A największym rozczarowaniem okazały się sekwencje stealth z przeciwnikami reagującymi na hałas. Teoretycznie. Bo na kucaka to możemy łazić metr przed nimi, tak samo jak zarżnąć im kolegę, a one i tak nie zareagują. Więc łazimy tak od jednego potwora do kolejnego i wciskamy przycisk cichego zabójstwa. Był potencjał, bo klimacik TOP, a skończyło się na ziewaniu, bo realizacja leży. Czego natomiast nie sposób grze odmówić, to właśnie świetny, wręcz hipnotyzujący nastrój. Callisto Protocol jest na wskroś liniowe, ma co prawda kilka mniejszych odgałęzień, więc można chwilami trochę więcej poszperać na boku, ale nagrody za to nie są specjalnie wyszukane (no i skromne początkowo inventory nie pozwala się obłowić w graty). Rozgrywka jest zwięzła (nieco ponad 11 godzin mi zajęła, łącznie z lizaniem ścian), minimum przestojów, dobre tempo i odpowiednio żongluje otoczeniem, dzięki czemu unikamy znużenia krajobrazowego. Odwiedzane lokacje potrafią być piękne i niepokojące jednocześnie. Często oszczędne oświetlenie spełnia swoje zadanie i przez większość czasu po prostu się przyjemnie tę grę zwiedza, o ile mogę użyć takiego określenia względem pomieszczeń pełnych trupów pochodzenia ludzkiego nie tylko. Widać, że do projektu wnętrz przyłożono się ponad miarę. Nawet na wszędobylskie przeciskanie się przez szczeliny i czołganie po wentylacjach spojrzę łaskawszym okiem, bo i tak niskie tempo gry niespecjalnie na tym cierpi. Generalnie im dłużej z grą obcować, tym bardziej powinna zyskiwać w naszych oczach, choć pewne fragmenty potrafią sabotować ogólny wizerunek (np. wspomniane elementy stealth). Rażą też niektóre skrypty, wyskakujące znikąd i bezgłośnie maszkary, pewna przewidywalność i schematy ich zachowań, czasem wręcz chamskie zagrania pod tym względem. Ale gra kończy się akurat w momencie, gdy może zacząć nużyć. Nie było tutaj potencjału na dłuższą zabawę, więc w sumie umiar twórców działa na korzyść Callisto Protocol. Pogromcy Dead Space się nie doczekaliśmy, ale udało się zaspokoić głód przygody w tym stylu.