Szenmułe 3 - Chyba jakaś rekordowa zbiórka na KS jeśli chodzi o grę(ponad 7 mln), do tego Sony z wydawcą dorzucili, więc mieli solidną kwotę ok. 20 mln, żeby spełnić marzenia fanów 18 lat po premierze dwójki. Czy to się udało? Ciężko powiedzieć, zależy jak na ta patrzeć. Nie wiem, co tam było obiecywane, czego oczekiwali fani, sam nie dorzuciłem nawet złotówki poza tym, że po prostu kupiłem grę w najdroższej edycji. Z tym, że nie polecam, bo ta ma chyba najgorsze dodatki ever:
-Jakiś syf z bieganiem i biciem ludzi po drodze. Nawet nie zamierzam w to grać
-Statek kasyno, z uwaga niespodzianka
, minigierkami i minimalną historyjką, nic czego nie byłoby w podstawce
-Tutaj najciekawszy z "fabułą". Odnosi się do jednej postaci z przeszłości, ustawiania dzbankowych znaków(kto ma wiedzieć ten wie), ale ostatecznie wydaje się przeciągnięty, niewiele tak naprawdę wnosi(w sumie jak cała podstawka), a poza tym sprawia wrażenie wyciętego, więc nic się nie stanie jak ktoś sobie odpuści, chyba, że za naprawdę symboliczną kwotę, ale wracając do tematu samej gry...
Otóż sprawia wrażenie jakby wyszła zaledwie 2 lata po dwójce, czyli nie w 2019, a w 2003 roku. Menusy, HUD, ciosy, postaci, smaczki(dzwonienie do postaci z poprzednich części kartą na impulsy).
Generalnie cały sposób na rozgrywkę jest po staremu. Z jednej strony może to być fajne, że fani mogą się cofnąć się w czasie i poczuć jakby nadal mieli 13 lat, a z drugiej dwie dekady w tej branży, to na tyle dużo, że ciężko taki zastój tolerować.
Suzuki przy robieniu pierwszych Shenmue nie grał w gry, więc nie wiedział, że czegoś nie da się zrobić i wyszło mu to na dobre(może nie komercyjnie, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo swoje piętno na branży odcisnął), tak po tych 18 latach widać, że nadal nie gra w gry, ale tym razem nie wie, że coś DA SIĘ ZROBIĆ. Dosłownie jakby chłopa wyciągnęli z lodówki jak w człowieku demolce.
Nie można mu odebrać, że nie uchwycił czaru tej serii, bo jest tutaj obecny. Widać włożone serce, ale jednocześnie też widać, że chłop się skończył te prawie 20 lat temu i nie ma już nic więcej do zaoferowania.
Grafika wygląda dosyć plastikowo, jak te wszystkie wrzucane gówno koncepty rimejków(przez gościa, co ma ksywę jak pewien owoc), ale udało im się z tego wycisnąć sporo uroku, szczególnie w połączeniu z muzyką. Miejscówki są fajne, i wiocha dziewuchy, i dalsze miasteczko na wodzie, które chyba inspiruje się tym, niemal mistycznym miejscem:
Dalej to masz przywary, lub zalety całej serii, czyli praca, treningi i ogólnie pojęte życie.
Jest np. taki mistrzunio, który z jednej strony jest wkurwiający, bo trzeba mu jakieś bułki z wódką przynosić, żeby odpowiedział na jedno pytanie. I tak za każdym razem, a jak będziesz chciał u niego trenować, to zażyczy sobie 1000 letniej wódki, na którą nie będzie cię stać, więc będziesz musiał zbierać grosze łowiąc rybki, ścinając drewno, lub wpaść w szpony hazardu(zapewne waląc w chuja z sejwem).
A jak już będzie cię trenował, to będzie kazał ci robić głupoty typu łapanie kur. Czegoś to nie przypomina? Oczywiście Karate Kid i legendarny Pan Miyagi, gdzie też w grę wchodziło łapanie much, pucowanie fury, czy malowanie płotu. Niby wkurwiające, ale też fajne, z klimatem.
Trzeba tutaj przeznaczyć realne godziny na trenowanie na przyrządach, sparingach. Jest to fajne na krótką metę, ale szybko zaczyna się tym rzygać. W sumie tak wygląda trenowanie sztuk walki w rzeczywistości, czyli na milionowym powtarzaniu najmniejszego elementu aż wejdzie w krew. Tylko znowu pytanie, czy chcesz, żeby w grze było fajnie, czy żeby było jak naprawdę? Tak swoją drogę system walki jest mocno drewniany, i nawet na normalu trzeba zadbać, żeby mieć szansę z trudniejszymi przeciwnikami.
No i tutaj też jest ten schemat z filmów kung fu tj. dostajesz wpierdol-idziesz trenować-dostajesz wpierdol drugi raz-idziesz trenować- i dopiero teraz gości rozkurwisz. Z jednej strony fajne, z jednej irytujące.
W pewnym momencie będzie też trzeba skołować konkretną kasę, więc nie obejdzie się bez tyrania. Są nawet SURPRISE
Mnie udało się to jakoś ograniczyć, bo miałem szczęście i w największym kasynie zagrałem za największą możliwa kasę, i wygrałem za pierwszym razem. Kasę trzeba zamienić na żetony, żetony na nagrody, nagrody opchnąć w lombardzie. Jak widać jest to upierdliwe. Są pewnie sposoby, żeby zebrać konkretny zestaw przedmiotów, czy wspomóc się wróżką, ale lekko nie ma.
Teraz największe zarzuty. Gra dosłownie zaczyna się tam, gdzie kończy dwójka, i zamiast otworzyć
to znowu zajmujesz się pierdołami na około. To jest takie lanie wody, odbijanie pingponga o ścianę i łażenie po własnych śladach, że to się w palę nie mieści.
Jakby się nad tym zastanowić, to w poprzednikach też tak naprawdę niewiele się dzieje, a już szczególnie pod względem fabularnym, ale tutaj to już przegięcie. To jest naprawdę długa gra, jak poprzednicy(ok. 25-35h), a po zakończeniu nie dość, że nie czujesz, że ruszyłeś jakkolwiek do przodu względem poprzednika, tak jeszcze bardziej oddaliłeś się od celu. Jeśli ktoś myślał, że dwójka została ucięta, to Yu ma dla niego niespodziankę.
Nie wierzę, że on mógł sobie tą serię rozpisać - tak jak twierdzi - na kilka części, bo tutaj nawet nie ma czego rozpisywać, cały czas stoisz w miejscu.
Owszem, samą podróż da się odczuć w serii, ale wygląda na to, że cel jest tylko pretekstowy. Nie byłoby duża przesadą jeśli powiedziałoby się, że całe Shenmue nie ma żadnej fabuły.
Spójrzmy też na "kluczowego" Lan Di
Dla mnie to jest naprawdę słabe i cyniczne z jego strony. Ma swoje lata, dostał od ludzi szansę i zamiast zakończyć wszystko w trójce i dać im jakieś poczucie spełnienia, to teraz będzie żerował na naiwnych fanach do końca życia, bo doskonale wie, że tylko w ten sposób może się zahaczyć w branży. Bez fanów skończyłby jak ten od Ninja Gaiden, co robi same crapy, i jeszcze się łasi, żeby go przygarnąć.
Fajnie zahintował kolejną część
, ale jak obejrzałem creditsy i co tam napisał, że tak jak opowiedzenie trójki zależało od fanów, tak następna część też od nich zależy(w domyśle szantaż i kolejne żebranie w przyszłości). Nawet nie jestem fanem, a i tak mnie wkurwił, bo on niczego nie chce opowiedzieć, on po prostu chce mieć na sushi i sake.
Jak to jest dla niego ostatnia deska ratunku, to nikt mu nie broni robić gier w tym uniwersum, z innymi postaciami, nowymi, lub starymi Może zrobić spin offa, ale nie, "NIGDY NIE PORZUCĘ MARZENIA, ŻEBY DOPROWADZIĆ TĄ POTĘŻNĄ HISTORIĘ DO KOŃCA".
Coś tam gadał, że z następną częścią chciałby trafić do nowych graczy, ale nie sądzę, żeby był w stanie to zrobić. W ogóle już tutaj się zachował jakby żył we własnym świecie, tak jakby sam fakt udanej zbiórki miał sprawić, że fani nie oczekują po serii żadnego progresu, a tutaj nie tyle nie ma progresu, co jest regres, bo to najgorsza część.
Ogólnie gra jest specyficzna do bólu, ale też dosyć męcząca, i jak nie jesteś psychofanem, który dorzucił cegiełkę w zbiórce(swoją drogą nigdy nie spotkałem się z tym, żeby wyżebrana gra była faktycznie dobra, zawsze to jest na zasadzie, lepsze to niż nic), to będzie to jakieś najmocniejsze 5.5/10 w historii.
Jeśli wsparłeś Yu i dzięki temu w grze zostałeś ujęty w muzeum Save Shenmue w postaci mordy, czy wpisu do księgi hotelowej, to wtedy 7 na poczwórnych szynach. Za tą, jakby nie było, namiastkę nieśmiertelności. Może to nie to samo, co wybitny sportowiec, czy artysta, ale być na zawsze w grze z serii, którą kochasz, też może być spoko.
The story goes on...