
Treść opublikowana przez Wredny
-
Avatar: Frontiers of Pandora
Oj tak, mów mi jeszcze, uwielbiam jak świntuszysz K#rwa, nie zrozumiałem ani słowa z tego zdania
-
Avatar: Frontiers of Pandora
Może na PC, bo na PS5 nadal Horizon "gurom" Doczytywanie obiektów, migoczące SSR na wodnych taflach, te dziwne artefakty na piance wodospadu (pewnie jakaś technika rekonstrukcji, której nazwy nie znam) albo te obiekty na granicy horyzontu, które zmieniają się w płaskie, wykropkowane wycinanki - Horizon Forbidden West technicznie jest w innej lidze, jeśli chodzi o wersję konsolową. Nie no bez przesady - patrz wyżej.
-
Avatar: Frontiers of Pandora
Na PS5 wleciał jakiś patch (wygląda jak day one, ale wpadł mi dopiero po godzince grania dzisiaj) i poprawia te tryby graficzne, plus zmienia menu startowe, eksponując sklepik ze skinami Szkoda, że nocka w robocie, bo chce się grać, mimo że fabułka cienka jak w filmach, a notatki i audiologi są strasznie nacechowane woke'izmami.
-
Jurassic Park: Survival
Fajnie byłoby, gdyby to faktycznie był survival - z craftingiem, jedzeniem i ogólnie jakąś głębią rozgrywki, bo jak to będzie tylko Outlast z dinusiami, gdzie trzeba będzie uciec, schować się w szafie i przeczekać to słabo.
-
Zakupy growe!
Gra UBIsoftu na premierę? Wiem, co to życie na krawędzi Właśnie wleciał patch, który chyba powinien się pobrać od początku, bo było trochę technicznych problemów podczas grania, ale teraz widzę, że chyba ogarnięte.
-
Avatar: Frontiers of Pandora
Właśnie chciałem o tym napisać, bo to ewidentnie jest jakoś zwalone. Domyślnie mamy Quality i wyłączony HDR. Tego drugiego nie ruszam, bo nie chce mi się bawić suwaczkami, ale chciałem performance, bo 30fps najbardziej boli w grach z pierwszej osoby. Przy okazji chciałem wyłaczyć motion blur i jeszcze jakiś "Dither Fade", co niestety powoduje automatyczny powrót do trybu Quality. I tak parę razy bawiłem się w przełączanie, ale szczerze powiedziawszy cały czas czuję, jakbym miał te 30fps i chuj wie, w jakim trybie gram aktualnie. No i SSR na tafli wody daje strasznie chujowy efekt migotania wszystkiego. @Crazy Horse (zmień na Boomcio, bo do tego nie mogę się przyzwyczaić) są stopy jak coś, więc plusik:
- The Day Before
-
Red Dead Redemption 2
-
Avatar: Frontiers of Pandora
Obejrzałem reckę ACG i zamówiłem. Far Cry w świecie Avatara, tak jak sie każdy spodziewał, ale przynajmniej bez wściekle respiących się przeciwników, non stop uprzykrzających nam życie, co pozostawia sporo czasu na eksplorację i spokojne podziwianie świata. Będzie grane w weekend.
-
GTA VI
-
GTA VI
Ale zajebało januszerią z tej wyliczanki
- Kingdom Come: Deliverance
-
GTA VI
Niby czemu - dobre porównanie. Ja wiem, że to gierka, ale kuźwa bez przesady, żeby każdemu na chatę wbijać.
-
Właśnie zacząłem...
A jak jedynka się nie podobała, bo była szaro-bura, powtarzalna i w sumie składała się z gówno-questów? Bo mi się właśnie dlatego nie podobała, ale o dwójeczce słyszałem, że lepsza.
-
GTA VI
Gdańskie Przymorze latem - 15 minut z buta na plażę, no trochę tak Chodzi mi o to, że oklepane amerykańskie metropolie w grach (i w serii GTA) to mało oryginalny setting i zdecydowanie wolałbym coś bardziej interesującego, bo to nie czasy PS2, żeby to na kimś wrażenie robiło. Wolałbym jakąś Kubę czy Indie np, albo chociaż pipidówę w klimatach z Far Cry 5.
-
GTA VI
No super mocny leak - GTA w amerykańskim mieście - kto by się spodziewał Wiadomo, że będzie jak żyćko i w ogóle, ale naprawdę wolałbym jakiś powrót do przeszłości i epokę z fajnym klimatem, albo zmianę lokacji na coś bardziej egzotycznego - współczesne miasto to ja mam za oknem i średnio mnie jara kolejna część w tak oklepanym settingu.
-
Mission Impossible: Cinematic Universe
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Jestem mocno zawiedziony, także tymi opiniami z ostatniej strony tematu o Mission: Impossible w dziale filmowym, bo zastanawiam się, czy oglądaliśmy ten sam film. Ta część to jakieś CGI popłuczyny z mocną domieszką nijakości i "szybkowścieklizmu", a nie godna kontynuacja dwóch poprzednich, szczytowych osiągnięć serii (jeszcze M:I3 uważam za świetne, reszta średnio). Już po pierwszym trailerze, w którym wyczułem jakąś taką "netflixową" sterylność i sztuczność, miałem pewne wątpliwości, a jak wjechał dopisek "Part One" to owe mocno się nasiliły. Do samego jednak końca wierzyłem, że Tom Cruise mnie nie zawiedzie, bo on wie, czego widzowie oczekują i jednoosobowo ratuje wysokobudżetowe kino akcji przed popadnięciem w miałkość i nijakość. No niestety Tom mnie zawiódł... Po świetnych Rogue Nation i Fallout, które były tak cudownie intensywne poprzez swoją prawdziwość (w sensie scen) tutaj dostajemy wiele akcji mocno wspomaganych CGI i różnego rodzaju filtrami upiększającymi, które zupełnie nie robią na mnie wrażenia. Tak, nawet ten signature stunt ze skokiem na pociąg - no skoczył sobie, pewnie z adrenalinopędnego punktu widzenia było to imponujące, ale fabularnie nie miało to żadnego sensu, ani uzasadnienia (bo umówmy się - ta śmieszna wymówka, że nie zdążył na pociąg to niezłe zamiast gonić go po ziemi to musiał szukać najwyższego szczytu a Austrii, tia...). Zdecydowany przerost formy nad treścią dotknął tu praktycznie każdego aspektu - od wrogów i głównego zagrożenia, poprzez ilość postaci, a na przedawkowaniu nudnego pierdolenia skończywszy. Poprzednie części miały sensowny plot, jasno określony, przyziemny cel, ozdobiony szpetną buźką Seana Harrisa i dookoła tego zbudowano fajną intrygę, którą w napięciu obserwowaliśmy i kibicowaliśmy naszej już zgranej ekipie. Tutaj natomiast mamy jakiś Skynet, który jakimś cudem bruździ z dna oceanu (swoją drogą niezła beka, że "nie wiemy, gdzie to jest", ale chwilę wcześniej mowa o zamarzniętych, utopionych marynarzach - nikt nie wpadł na to, by szukać ciut niżej, w kierunku dna?), a jego przydupasem i uosobieniem jest jakiś szpakowaty goguś z dowolnej reklamy Paco Rabane, który ma zero charyzmy, charakteru i zerową dawkę złowieszczości. Na jego usługach jest jakaś chińska Harley Quinn, która ciągle milczy i przez to pewnie ma być tajemnicza, a wypada jak jakaś karykatura ze starych Bondów. Do tego agent Stasiak i jego piętaszek, ścigający Hunta, powrót Kittridge'a, żeby było mrugnięcie oczkiem do wieloletnich fanów serii, biała wdowa z braciszkiem, koleś który grał w parodii Top Gun (Hot Shots) i jakaś no-name laska, która ma fajny tyłek i nosi fajne kamizelki, ale ani ona nie błyszczy jakimś aktorstwem, ani kaskaderką, ma zero fajnych akcji i jeszcze mniej wyrazu, ale jest super złodziejką, bo tak mi napisało na ekranie, kiedy Ethan profilował ją przez swoje super okulary. Nasza ekipa też jakoś nie błyszczała chemią, motywacje Ethana i to przedstawianie go jako troskliwego misia, co dla ziomków zrobi wszystko były zwyczajnie słabe, a w tym wszystkim żal tylko zmarnowanego potencjału pięknej pani Ferguson - I ta teatralna otoczka tego pojedynku z gogusiem - choreografia jak ze spektaklu, zamiast autentycznej walki, mosty, mgiełka, pustki na ulicach - w Wenecji jest jakaś godzina policyjna, że nocą nie ma nikogo w tak malowniczych miejscach? Kurde, nawet fajnych akcji było tu jak na lekarstwo. To rozbijanie skuterów za pomocą BMW, a później ten żółty Fiacik - słabiutkie, skok ze skały też mnie nie ruszył (i jeszcze to idealne wpadnięcie przez okno), walka na dachu pędzącego pociągu to coś, co w filmach było robione setki razy, a wybuch mostu i spadające wagoniki to dość rzucające się w oczy CGI. Jedynie ten "Uncharted 2" chwilę później był spoko, ale tak poza tym to ja pamiętam ten film (przed chwilą skończyłem seans) głównie z nudnego gadania o przejęciu władzy nad światem (buhahaha) i skoków kamery na mordy kolejnych postaci, które chuja mnie obchodzą W słabą to stronę poszło i już wiem, że nic lepszego od Rogue Nation oraz Fallout nie zobaczę, przez co trochę smutłem, ale wszystko kiedyś musi się skończyć i Tom Cruise wiecznie nie może być respiratorem filmowej branży. Ode mnie 6/10 -film bez ciekawej historii i akcji, które by się oglądało z wypiekami na twarzy, ale za to z masą nieinteresujących postaci, które mamy w dupie - coś jak ostatnie 4 części Szybkich i Wściekłych, choć jeszcze nie ten poziom debilizmu całe szczęście.
-
Zakupy growe!
U mnie też, choć nie ukrywam, że mam pewne obawy, jak taki emulatorek NESów, SNESów, Genesisów i Amigi poradzi sobie z potężnym PSX (a żadnych materiałów nie widziałem na YT). Tak czy siak w pakiecie dorzuciłem jeszcze trzy carty (Delphine, Bitmap, Gremlin, bo Team17 i CodeMasters wpadło wcześniej) ze względu na gierki, które z sentymentem wspominam z Amigi właśnie (Another World, Speedball, Chaos Engine, Zool, Utopia) i obiecuję, że w styczniu wreszcie kupię samą konsolkę
-
Alan Wake II
Przecież napisałem, że to przeszedłem już jakiś czas temu, co nie zmienia faktu, że było to irytujące doświadczenie, spowodowane upośledzoną warstwą gameplayową.
-
GTA VI
Nie ma co się łudzić, że te wszystkie rzeczy z postu QuantumFluxa w GTAVI dostaniemy. Tak, świat się zmienił, Rockstar zmiękł, gry tworzone są dla nowego pokolenia, w nowym świecie, a sam skład teamu developerskiego to też w dużym procencie pewnie jakieś fioletowowłose niebinaria i inne programiszcza, więc mimo, że chciałbym dostać w ich grze taką trafną satyrę, to na pewno na to nie liczę. Chciałbym za to jakąś naprawdę ciekawą do śledzenia fabułę i wysyp niezapomnianych kreacji różnych ciekawych, napotkanych postaci, oraz oczywiście, żeby bohaterowie byli fajniejsi niż średnie trio z GTAV.
-
Alan Wake II
Nie wiem co to "bazooka", chyba że piszesz o tych flarach, ale one mają śmiesznie słaby zasięg. No i nie pisałem, że to "trudne", tylko nieprzemyślane i irytujące w kontekście tego, jak gra jest skonstruowana gameplayowo (a skonstruowana jest na pewno nie pod walkę z taką ilością przeszkadzajek, bo mobilność postaci i jej możliwości są raczej ułomne). Ja wiem, że tu dozwolone są same spusty i bez strachu - przecież nie besztam tej skądinąd dobrej, a momentami bardzo dobrej produkcji. Tylko że ona ma również sporo wad - od technicznych, przez designerskie, aż po fabularne - to żaden ideał/mesjasz, ale widzę, że niektórym taka narracja wjechała już tak mocno, że każde wytknięcie niedociągnięć to atak na dzieciątko boże.
-
Alan Wake II
Bzdura. Przy takiej ilości przeciwników, często rzucających jakimś gównem, lub teleportujących się do nas, przy nikłej mobilności naszej bohaterki tylko fart przesądza o tym, czy zdążymy się zabandażować, czy nie, kiedy sytuacja tego wymaga (a wymagać będzie, bo zawsze skądś oberwiemy). Gra jest powolnym symulatorem chodzenia z okazjonalnym ustrzeleniem mobka lub trzech i wtedy jest OK, ale jak wchodzi na grunt, w którym sie nie sprawdza to wtedy dobitnie widać, jak bardzo jest niedopracowana. Późniejszy boss padł od ręki, bo był tylko jeden, więc cała "trudność" sekwencji wcześniej to zwyczajny chaos.
-
Alan Wake II
To nie jest gra nastawiona na walkę, więc nie wiem, po co dali tak zjebany fragment, rodem z RE4, gdzie możliwości Leona były w tej materii sporo większe. Enyłej, właśnie to zaliczyłem na Hard - po prostu trzeba mieć farta, bo ze skillem nie ma to zbyt wiele wspólnego.
-
Alan Wake II
Trochę się zgadzam z zarzutami, postawionymi tu przed chwilą - dla mnie to póki co też taki tytuł na max 8, czyli i tak punkcik więcej niż jedynka. Oczywiście doceniam, że Remedy stworzyło fajne uniwersum i zgrabnie to przeplata z Control np bo zawsze to coś świeżego, a nie kolejna zombie-apokalipsa, ale już np dialogi czy ogólne "delivery" od aktorów jest średnie i chyba tylko Alan wypada tu wiarygodnie (no i Rose jest spoko zagrana). Reszta to czasami drewno, Saga beznamiętna, Casey kreskówkowo przerysowany, aż irytujący i ogólnie plejada takich niezbyt interesujących dziwolągów na naszej drodze. Może to i nawiązanie do Lyncha, ale ja akurat jego twórczości nie lubię, więc w ten sposób u mnie nie zaplusują. No i teraz mam na plaży i się zastanawiam, czy nie zmienić z Hard na Easy, bo o ile jeszcze takie okazjonalne strzelanko jest spoko tak rzeźnia, którą nam tu serwują zupełnie nie pasuje do upośledzonej i drewnianej mechaniki starć/leczenia - zbyt dużo tu zagrożeń z wielu stron i ciężko nadążyć - bardzo irytujący fragment, powodujący chęć obniżenia oceny do poziomu poprzednika. Jak skończę to oczywiście wystawię wiążącą opinię, ale póki co z tegorocznych produkcji wolę remake'i Dead Space i RE4, jeśli chodzi o ten gatunek. Ba! Wolę również The Evil Within 2, do którego AWII porównywałem i z którego sequel dzieła Remedy dość mocno czerpie.