Skocz do zawartości

Fire Emblem: Three Houses


Daffy

Rekomendowane odpowiedzi

Skończyłem Blue Lions, 46h na liczniku. Gra mnie zachwyciła i w pewnym momencie tak złapała za jaja, że parłem po kilka godzin dziennie do przodu żeby zobaczyć, jak rozwinie się historia i relacje między postaciami. Podobną wczuwę miałem przy okazji XC2. Szkoda tylko, że gdzieś na początku zrobiłem kilka błędów i za słabo rozwijałem Byletha, przez co nie zrekrutowałem zbyt wielu uczniów (i mówiąc to mam na myśli, że udało się tylko jednego). Dam w spoiler, bo szczerze mówiąc nie wiem, czy nie spalę komuś poznawania gry na własną rękę:

 

Spoiler

Nie sądziłem, że zabraknie na to czasu. To o tyle słabe, że z tego co czytam, pojawienie się niektórych misji Paralogue zależy od tego, czy w ekipie są co najmniej dwie konkretne postaci z różnych domów. Z kolei te misje są o tyle ważne, że rozwijają/zamykają pewne wątki, dosyć słabo poprowadzone w głównej historii. Z tego wniosek, że trzeba od razu cisnąć jak najwyższy poziom profesorski, żeby móc robić więcej akcji w trakcie szkoły, budować umiejętności i supporty.

 

Niedosyt pozostawia u mnie końcówka - myślałem, że więcej wątków zostanie rozwiązanych, natomiast finalnie wyszło tak, że czasami dana postać pojawia się, robi wrażenie kluczowej, po czym nigdy więcej już jej nie ma. Szczytem wszystkiego jest

 

Spoiler

Myson z ostatniej misji Blue Lions - pojawia się znikąd, sprawia wrażenie potężnego s(pipi)ysyna po czym po roz(pipi)aniu go w drobny mak nie ma o nim absolutnie nic xd

 

Podobnie wątek

 

Spoiler

Those Who Slither in the Dark - pojawiają się na początku gry, odpowiadają za całe zamieszanie, śmierć Jeralta, a potem nagle po 5 latach nie ma o nich praktycznie nic xd

 

Dalej Sothis:

 

Spoiler

Po co Rhea zasczepiła ją w Bylethie? Co dalej z Sothis? Czemu po prostu zniknęła pod koniec pierwszej części i już więcej temu wątkowi nie poświęcono żadnej uwagi? OK, Byleth zniknął po czym rozpruł mieczem niebo i wrócił do świata, ponieważ bogini scaliła się z jego duszą i wszyscy przechodzą nad tym do porządku dziennego? xd

 

Przez chwilę myślałem, że to ewidentny lazy storytelling, ale znowu - czytam teraz, że dopiero przejście wszystkich czterech ścieżek i robienie misji Paralogue pozwala poznać wszystko. Ponoć każda ścieżka jest skupiona na trochę czym innym i dopełnia całość. Trudno, doczytam to, co mnie interesuje, bo niestety nie mam czasu, żeby przechodzić grę jeszcze 3 razy. Swoją drogą to pokazuje ogrom tej gry i robi to na mnie niesamowite wrażenie - poświęciłem sporo czasu, naczytałem się i nasłuchałem tony dialogów, a to dopiero wierzchołek góry lodowej.

 

Mocno polecam, jedna z najlepszych gier na Switcha.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

No dobra, w końcu gram na serio.

 

 

Ja pie'rdolę, jakie to jest dobre.

 

 

Granie w niepierwszego Xenoblade'a czy innego Octopatha kiedy Mejsasz wyszedł mdr xD.

 

 

Niesamowitą drogę ta seria przeszła w ciągu generacji konsol. Przed chwilą to były walki taktyczne z lekkimi dodatkami. Teraz gram w przefajnego RPG-a z pięknymi rysunkami w HD, chodzę sobie po bazie, jest mnóstwo fajnych postaci, dialogów jest mnóstwo i są naprawdę fajne, robię to, robię tamto, i w różny sposób jakoś tam się to łączy z walką, którą można brać na serio, ale nawet nie trzeba. Jest trochę pierdół, ale większość rzeczy ma odczuwalny związek z nowym tematem głównym gry, czyli relacjami między ludźmi (walki są chyba już na bliskim drugim miejscu). Wszystko jest zrobione tak zaje'biście. Na to czekałem tyle lat, na jRPG-a w którym rzeczy będą zrobione zaje'biście.

 

Chyba wszystkie zmiany są w pewnym sensie na plus. Teraz wszystkie elementy rozgrywki jakoś bardziej łączą się ze sobą, a nerdowskie kombinowanie nad specyficznym nieintuicyjnym wykorzystaniem systemu zostało ograniczone. Można by wymieniać długo. Jak teraz dostaje się magię, zmiana taktyki trójkąta na strategię combat artsów i batalionów, można nad tym siedzieć długo, ale jest od razu przyjazne. Do tego walki wyglądają kapitalnie i nie czaję niektórych głosów krytyki, można sobie przecież ustawić kamerę jak na 3DS-ie, ale poza tym walki są i bardziej spektakularne, i szybsze niż kiedykolwiek.

 

Ewidentną wadą gry pozostają czcionki w trybie handheld. Biorąc pod uwagę, że przewidywałem Fire Emblem jako element pierwszej fali gier handheld na Switcha (i byłem minusowany, ale dokładnie tak było, handheldowy tańszy Switch wyszedł równo z Zeldą DX), i że to seria przesiadająca się prosto z rozdzielczości 240, to jest nadal dla mnie szokujące, że nawet nie wyszedł ani patch day 1, ani patch day jakikolwiek. Cała gra poza tym nadawałaby się jako tako do grania przenośnego. Kompletny absurd że najlepsza gra roku robiona przez najlepszego producenta gier na ich własną konsolę zawaliła taki drobiazg w kwestii, która wydaje się oczywista.

 

 

Trudno nie mieć skojarzeń z Personą, ale to jest raczej bardzo pochlebne skojarzenie. Ten Fire Emblem jest też (opinia po 10 godzinach) dużo czulszy w kwesti zróżnicowania gameplayu: nie ma tak dużo gadania, ale jest w sam raz, a na niemal wszystko inne można poświęcić więcej lub mniej czasu. Miłośnicy grindu - mogą, a kto nie lubi - też może. Niesamowite ile jest w tej grze, i wszystko dobre.

 

 

Edytowane przez ogqozo
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Spośród wielu ciekawych opcji zaskakujące jest wprowadzenie rankingów wszystkiego online, widocznych na ekranie ładowania. Widać na nich, że ludzie grają ze słusznym priorytetem, czyli wystawiania w ekipie najapetyczniejszych waifu.

 

Naprawdę świetny skład jest pod tym względem, wyglądają świetnie, mają każda swoje charaktery, a rozmowy prywatne już od stopnia C zdecydowanie podniosą ciśnienie każdemu zboczkowi walącemu do chińskich bajek.

 

 

Postaci są "fajowskie" - nie mam bynajmniej na myśli, że wszystkie takie sympatyczne jak w Animal Crossing. Genialnie zrobiono tę historię o rycerzach na dworze, podejmując temat bycia szlachtą z wielu stron. Niektórzy to tacy urodzeni ze srebrną łyżką w dłoni, że aż przyjemnie widzieć brak serduszka po odpowiedzi w dialogu.

 

Naprawdę jestem nieco w szoku że gra Nintendo jest tak dobrze napisana i zagrana, i jest tak naprawdę jedną z lepszych opowieści o szlachectwie, rycerstwie i historii Europy w gierkach. Zero tanich formułek, zero taniej dramy, motywy są opowiadane pod skórą zwykłych dość sytuacji i codziennych rozmów. Wtf to jest japońska gierka dla dzieci która sprzeda kilka milionów sztuk na Switcha?

 

Główny wątek FABUŁY, jak to bywa w najlepszych jRPG-ach, oczywiście jest żaden ciekawy.

Edytowane przez ogqozo
Odnośnik do komentarza

No do tej pory się nie śpieszyłem. Wszystko robiłem sam, wędkowałem na potęgę, skillowałem Byletha i rozwijałem przydupasów bez automatycznych decyzji. Gram również na Hardzie starając się aby nikt nie zginął i każdy levelował na równi z innymi (wyjątek Byleth i Dimitri, którzy są kilka leveli wyżej od reszty). NIe powiem relacje bohaterów i fabuła bardzo mi leżą, więc dalej mam z tej gry przyjemność. Mam nadzieje, że za 15/20h zakończę przygodę bo Zelda się na mnie gapi a ja nie trawie ogrywać kilku gierek na raz (przechodzę jedną i dopiero zaczynam drugą).

Edytowane przez chrno-x
Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Żałuję, że kupiłem tę grę...

 

...fizycznie, bo zazwyczaj gry, które chcę mieć regularnie pod ręką latami, chcę mieć ściągnięte na kartę i tyle. A ten Fire Emblem to jest kandydat na małżeństwo. Za mną ponad 40 godzin i zaczynam drugą część gry. I w ogóle mi się nie znudziło, a jestem już zaintrygowany ponownym przejściem gry 2-3 razy, by odkryć wszystkie scenariusze, do tego grając innymi postaciami, innymi klasami, inaczej działając, podejmując inne małe i duże wybory. Ta gra jest wielkim RPG-iem. 

 

 

To prawda, że jest powtarzalna i łatwa. Jeśli chodzi o pierwsze - cały czas klepiemy ten sam schemat, przygotowania są tak samo sztywno ujmowalne w serii tabelek, jak stanowiące tradycję serii taktyczne walki. Jeśli chodzi o trudność: gra zdecydowanie zaskakuje pod tym względem. Jeśli robimy wszystko, co można, by dopakować postaci poza walką - to nawet kombinacja hard+classic jest kompletnie bezproblemowa. Niczym w Pokemonach, łatwo jest stworzyć jednego czy kilka potworów, które będą kosić wszystkich w głównej kampanii. Ma to jednak swoje zalety. Ponieważ ta gra jest bardzo głęboka. I jeśli nie stawia tak wysoko poprzeczki, to zachęca wreszcie do faktycznej eksploracji systemu. Teraz, kiedy nie jest to wymagane, by naprawdę srać po nogach ze strachu że ktoś zginie - można próbować różnych postaci, sprawdzać, jak mag wypadnie w roli szermierza itd., z innymi ubrankami. Można wybierać postaci według własnych scenariuszy, a nie trzymać się tych najsilniejszych. Można próbować różnych rzeczy i w razie porażki, tylko powtórzyć turę, a nie godzinną walkę. Przede wszystkim, początkujący gracze mogą korzystać z wielu metoda pakowania, łowić ryby, hodować kwiatki, rozwijać relacje, ulepszać bataliony i bronie, toczyć poboczne walki - a ci, którzy widzą, że są wystarczająco silni, mogą to wszystko olać.

 

Z gry, która niedawno była jeno serią walk, Fire Emblem stał się wyjątkowo głębokim RPG-iem, w którym można eksplorować historię, system walki ORAZ system rozwoju postaci na bardzo różne sposoby, dowolnie według chęci.

 

Gra jest niesamowicie dopracowana w niemal każdym potrzebnym detalu - przykładowo, każdą walkę można oglądać w normalnym tempie (naprawdę szybkim jak na ten gatunek, animacje są też świetne), albo jednym przyciskiem przyspieszyć ich tempo, albo innym przyciskiem w ogóle przeskoczyć, albo można z góry te walki zautomatyzować. Dokładnie na tyle, na ile ci się znudził dowolny aspekt gry, możesz go pominąć, albo się nim cieszyć w nieskończoność, i robi się to bardzo naturalnie, bez potrzeby wybierania jakichś osobnych trybów jak czasami w innych grach. 

 

Ludzie piszący w recenzjach, że ta gra wymaga za dużo czasu itd., kompletnie nie mają racji. No kurna jak... nie da się tak powiedzieć. Prawie żadnej z tych rzeczy, na które narzekają, w ogóle nie trzeba robić. Takie Gry Online są w stanie nawet narzekać na loadingi przy fast-travel, które trwają dosłownie sekundę - nie mogę sobie przypomnieć RPG-a, w którym spędziłem tak mało czasu czekając, a tak dużo po prostu robiąc to, co w danym momencie chcę. Można olać dialogi i toczyć walki, jeśli kogoś nudzą dialogi. Nadal zostaje mu spora gra.

 

 

Narracyjnie gra ledwo dźwiga swój ciężar: przy tej skali opowieści, niektóre przejścia, cięcia i zszycia będą na pewno niezbyt zręczne, nie czuć upływu czasu. Niemniej, wow, co za skala. Wiele supportowych dialogów między postaciami to czysta słodycz. A narzekanie recenzentów, że "jeśli ktoś nie lubi romansów/japońskiego stylu/young adult/Harry'ego Pottera/melodramatu/anime, to mu się nie spodoba", uważam też za zabawne. No tak, jeśli ktoś nie lubi danego stylu, w którym jest dana gra, to będzie dla niego minus, szok. (Tajemnice XXI wieku: czemu recenzenci nie zauważyli tak hożo, że jak ktoś nie lubi skrajnie amerykańskiego przelatywania przez wszystkie najoczywistsze schematy "tough guy" westernu, to wywróci oczami na RDR2).

 

 

Ogólnie wielka gra, jedna z największych w tym roku. Jedna z tych paru gier AAA każdego roku, które są warte faktycznie pieniędzy i czasu: kolesie mieli imponujące ambicje, i zrealizowali je udanie. Praktycznie trudno faktycznie podać jakieś problemy czy wady tej gry. W rezultacie, Fire Emblem wciąga w (pipi) i jest najlepszą singlową grą Nintendo od wydania Breath of the Wild.

 

 

I nieco serio żałuję, że ją kupiłem, bo zeżre mi pewnie jeszcze dziesiątki godzin życia :( Przynajmniej mam sprawny wzrok więc mogę grać w pociągu. Gra o wiele lepiej się sprawdza w trybie handheld niż Zelda, Mario itd.

Edytowane przez ogqozo
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Kilku znajomych ukończyło już Fire Emblem: Three Houses idąc różnymi ścieżkami. Podsumowując... jedno wielkie rozczarowanie. Nie będę się bawił w spoilery, bo wydaje mi się to dosyć ważne: jeśli nie planujecie grać cztery razy (każdy dom + rozgałęzienie w jednym z nich), to jedynym słusznym wyborem jest Golden Deer. Tylko tam większość wątków ma jakieś sensowne rozwinięcie/zakończenie. Wiedząc to, co wiem teraz, mogę śmiało powiedzieć, że Blue Lions to jakiś niesmaczny żart twórców. Fabuła tego domu jest po prostu ucięta. Wątki, które są kluczowe, nie są wyjaśnione (pół biedy) lub nawet w ogóle ich nie ma (dramat). Coś tu bardzo mocno nie pykło. Co więcej, wiele wątków jest wyjaśnianych w misjach Paralogue lub nawet jakichś pojedynczych rozmowach, które bardzo łatwo przeoczyć - kto by wpadł na to, że warto mieć Caspara i Mercedes w jednej drużynie, żeby dowiedzieć się pewnej rzeczy :) To dalej wspaniała gra, ale fabularnie niedopracowana poprzez decyzje projektowe. To niesamowite, jak różne wrażenia można mieć tylko z powodu wyboru na samym początku gry. Gdyby wszystkie ścieżki były fabularnie równie dobre, to nie widzę problemu, a tak... Powinno być tak, że Golden Deer obowiązkowy, a Blue Lions/Black Eagles można sobie zrobić bonusowo w NG+, żeby rozwinąć wątki liderów.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

No nie wiem. Dla mnie BE może i wszystkiego nie tłumaczyło, ale jakoś było w miarę satysfakcjonujące.

Właśnie z powodu lidera.

Nie wiem kiedy to zrobię, ale planuję wrócić i w sumie zastanawiam się czy BL czy GD.

Fabuła jakaś mega dobra nie jest, ale to i tak jest postęp w stosunku do Awekening i już zwłaszcza Fates.

Za to Shadow of Valentia z powodu spójności fabuły, mimo prostoty, było świetne.

Odnośnik do komentarza

Ja po ponad 70h skończyłem historię Blue Lions i przyznam, że bawiłem się dobrze ale schemat rozgrywki pod koniec zaczyna męczyć. Na pewno na plus relację postaci i ich historię, które sprawiały, że chce Się aby każdy dotrwał do końca (co przy cofaniu tur nie jest trudne). Muzyka zdecydowanie na plus (aczkolwiek też zaczyna być powtarzalna). System walki miło rozbudowany a raczej w końcu wywali ten przeklęty trójkąt broni. Jako, że wiedziałem, że nie ruszę pozostałych linii fabularnych opatrzyłem scenki na YT i dopiero wtedy w ogóle fabuła zaczyna łączyć się w całość i jest bardziej zrozumiała (aczkolwiek często jest banalnie przewidywalna). Poziom trudności okazał się zaskakująco niski ale też i nierówny. Przez większość czasu można 1-hitować przeciwników ale również i byle mobek z odpowiednim criticalem potrafi Ci najmocniejszą postać z ownować. 

 

Tak czy siak bawiłem się naprawdę dobrze i choć dalej uważam, że Fire Emblemy zyskałyby gdyby były krótsze (przez co mniej rozlazłe) tak śmiało dałbym tej części 8-/10.

 

P.S. To kwestia gustu ale osobiście rendery zdecydowanie lepiej wyglądały w Path of Radiance i Radiant Dawn na GaCka i Wii. W Three Houses przypominają mi Berserka od Kentaro Miury w animcowym wydaniu (co wygląda jak cel-shadingowa kupa w 3D).

Edytowane przez chrno-x
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...

Przeszedłem - 60h w wątku Golden Deer. Grę wciągnąłem właściwie w dwa tygodnie (bezrobocie czasem jednak jest fajne, hehe) i jest kozak. Generalnie to jakoś w 3/4 gry zaczęła mnie nużyć powtarzalność niedziel - w pierwszym tygodniu rozmowy żeby zobaczyć co postacie mają do powiedzenia i zwiększyć motywację, a potem walki i odpoczynek, byle tylko przeskoczyć. Nie miałem jakoś super dopakowanych postaci, nigdy nie zużyłem żadnego przedmiotu dodającego staty, a i tak nie miałem większego problemu w starciach. No, może poza kilkoma bossami, gdzie musiałem wymierzać ciosy na punkciki, bo nie chciałem nikogo poświęcić.

Jeszcze przy 45. godzinie myślałem tylko, żeby ukończyć ten storyline i zacząć nowy z inną postacią, ale jakoś tak mi się dłużyło to zakończenie, że chyba jednak najpierw pogram w coś innego.

 

Generalnie grze dałbym 8/10 - jest świetna, dopracowana, ma całkiem wyraziste postacie, które da się lubić, ale po pewnym czasie przeszkadza już ta powtarzalność. W pewnych momentach właściwie to powroty do Monastyru trochę psuły immersję, bo niby miało się coś wydarzyć już zaraz, teraz, a trzeba było odbębnić cały miesiąc treningów itd.

 

Jest wiele rzeczy niedopowiedzianych na koniec - a szkoda, bo dwuzdaniowe wytłumaczenie plotu ciągnącego się przez całą grę jest serio słabe.

 

Do tego co napisał Gromit dodałbym jeszcze:

Co do cholery stało się z Wiarą? Np. w epilogu było napisane, że ten gówniarz-sprzątacz ze Świątyni nie mógł już służyć Rhei i odszedł. Tylko dlaczego nie mógł jej służyć? No i gdzie ona w ogóle była podczas ostatecznej walki? Mówiła, że idzie z nami, a potem właściwie wątek się urwał, pokonaliśmy kogo mieliśmy pokonać i dziękuję.

 

Może przeoczyłem, może w innych storyline'ach jest to wyjaśnione - na pewno jeszcze wrócę. I to prędzej niż później.

Odnośnik do komentarza

Golden Deer jest fabularnie najlepszy i najlepiej dopracowany z tego co wiem :) Wyobraź sobie, że pozostałe domy są jeszcze bardziej niekompletne. Całość sprawia wrażenie kończonej na szybko i jest tak jak napisałeś - jeśli już coś jest zamknięte, to w jednym zdaniu, co zakrawa o kpinę.

 

Jeżeli ktoś ma zamiar grać wszystkie 3 domy i grał najpierw Golden Deer niech nie otwiera spoilera:

Spoiler

Tak naprawdę od pewnego momentu masz trzy różne gry. Wątki, które pojawiają się w Golden Deer nie pojawiają się w pozostałych domach. Ścieżka Blue Lions jest skupiona na Dmitrim i nie wyjaśnia absolutnie nic. To, co jest pod koniec ściezki Golden Deer (ukryte miasto i powrót Nemesis) jakoś tłumaczą wydarzenia w świecie gry, ale nie ma tego w ogóle w pozostałych ścieżkach.

 

Odnośnik do komentarza
15 godzin temu, devilbot napisał:

Przespałem chyba kilka generacji. Kiedy seria Fire Emblem stała się bardziej dating simem niż strategią?

Każda japońska gra jest lepsza jak można wybrać waifu! Przepraszam gram teraz w kilka vn na switch i teraz sobie nie wyobrażam gry bez waifu. 

 

Tak serio to zawsze w fe były związki i potomstwo tu wręcz to wycieli i został wybór z kim chcemy skończyć pod koniec. Nic czego by nie było w dużej ilości tez zachodnich gier. To nie dating sim gdzie możesz mieć harem. I najważniejsze całe to randkowanie jest OPCJONALNE . Znam użytkownika co olał wszystko związane z kompanami i skupił sie na misjach i walkach. Gra pozwala grać w nią tak jak chcemy i to jest piękne!

Edytowane przez blantman
Odnośnik do komentarza

Jedno z moich top 3 tego roku. Niespodziewany wybór (ja się nie spodziewałem na przykład). Czym w ogóle FE:TH jest? Gra to mieszanka strategii turowej i jRPGa z elementami zarządzania czasem w wydaniu podobnym choćby do serii Persona. Szczerze wątpiłem, żeby taki miks miał szansę powodzenia, ale to działa, i to działa wyśmienicie. Poszczególne elementy są wyważone w tak dobrze dobranych proporcjach, że nie ma się poczucia przesytu bądź niedosytu którejkolwiek z tych trzech głównych składowych tworzących opowieść o Trzech Domach.

Gra zaczyna się w momencie przybycia naszej postaci (protagonisty bądź protagonistki, osobiście wolałem patrzeć na kobiecą postać w swoim pierwszym playthrough niż jakiegoś bolka z (pipi)chowa) do klasztoru, w którym dość prędko dostajemy posadkę nauczyciela jednej z trzech klas. Przywódcy tychże pochodzą z trzech różnych regionów krainy Foldlan i swoimi nazwiskami firmują tytułowe „Trzy Domy”. Wybór domu nie jest bez znaczenia, każdy dom, oprócz różnicy w dostępnych postaciach (co przekłada się na dostępne w trakcie bitew początkowe klasy postaci), ale też przekłada się na trzy odmienne ścieżki fabularne, dodatkowo jedna z nich bran(pipi)e w pewnym momencie na dwie inne :obama: Tak zaczyna się zabawa w toczenie starć w formie turowej strategii, naukę swoich podopiecznych w dostępnych skillach (co z kolei określa ścieżkę klas, w której można danego łebka rozwijać wraz z postępami w grze), eksplorację klasztoru, w którym przyszło nam wylądować i wypełnianie prostych questów zlecanych nam przez postacie w świecie gry.

FE:TH bardzo łatwo nazwać jest „duchowym spadkobiercą Final Fantasy Tactics”, choć moim zdaniem jest to bardzo duże niedopowiedzenie. O ile w klasyku od Square główną aktywnością było toczenie bitew i pakowanie postaci, żeby odpowiednio przypisać do nich joby, przeplatane scenami fabularnymi, tak tutaj wkrada się trzecia ze składowych gry: zarządzanie czasem. Gra jest podzielona na miesiące, podczas których trzeba:

- wybrać, co robimy w każdą niedzielę tygodnia -do wyboru mamy:

a) eksplorowanie klasztoru dające nam dostęp do nieobowiązkowych aktywności jak łowienie ryb, sadzenie roślinek czy żarcie w klasztornej stołówce

b) uczestnictwo z wybranymi łebkami w seminariach dorzucających expa w kilku skillach za jednym zamachem

c) nieobowiązkowe walki, podczas których można zdobyć rzadsze itemy czy poznać głębiej backstory postaci z gry

d) wreszcie radosne leżenie odwłokiem do góry cały dzień, regenerujące motywację naszej klasy do nauki

Każda z tych opcji daje nam inne benefity i decydując się na jedną, niczym w Personach, miałem wrażenie, że mogłem wybrać coś innego i lepiej wykorzystać swój czas. A (pipi)cie się z takimi wyborami – są cudowne, ale jednocześnie nienawidzę ich :/

- szkolić swoich bolków w wybranych skillach – warto mieć pod ręką poradnik z klasami dla postaci i już na początku rozplanować ich rozwój, żeby potem nie było płaczu

- to wszystko prowadzi do zakończenia miesiąca, podczas którego przyjdzie graczowi stoczyć walkę fabularną i przejść dalej.

Całość tej mieszanki sprawdza się świetnie i nie pozwala oderwać się sprzed konsoli przez długie godziny. Dorzućmy piękną oprawę AV (animacje fabularne to jest obłęd i żądam jakiegoś anime od typów, którzy są odpowiedzialni za ich powstanie) i mamy produkt kompletny. Włączanie FE na mityczną chwilę kończy się kilkoma godzinami, które zleciały nie wiadomo kiedy.

 

Warto dodać, że trzeba grać Golden Deer, reszta domów nie ma fabuły. Zakończenie Orłów to była jakaś kpina.

Edytowane przez Bzduras
  • Plusik 3
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
10 minut temu, Gregor var Emreis napisał:

Ja przez tę całą otoczkę olałem tytuł. Już w Awakening czy Fates mi to przeszkadzało, a wydumana fabuła drażniła. Obawiam się, że tu bym tego nie przeżył. Dawać Advance Wars

 

Czy zamierzasz teraz napisać w każdym temacie o grze, której nie kupiłeś, że jej nie kupiłeś? To może być cenna informacja dla innych.

  • Dzięki 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza

Grę wczoraj kupiłem rano i spałem dzisiaj raptem 3h, nie mogę się oderwać, w tak dobry tytuł wieki nie grałem, jakoś od razu Claude przypadł mi do gustu swoim charakterkiem dlatego wybrałem jego dom i chyba dobrze zrobiłem czytając Wasze opinie :) Zachwycony grą dokupiłem też Season Pass.

Edytowane przez hennepin
Odnośnik do komentarza
  • 5 tygodni później...
  • 3 tygodnie później...

Gra sie wysmienicie jak na razie ,  wydawalo mi sie ze bieganie po monastery i robienie questow bedzie monotonne ,dlatego wstrzymywalem  sie z zakupem, a tu taki zonk .

Wszystko idealnie wywazone , oprawa cacuszko i do tego swietne udzwiekowienie, konczac na kapitalnych bataliach .

Jest to jeden z nielicznych tytolow na Switcha ktory ma to COŚ co nie pozwala oderwac sie od ekranu. Miala to Zelda BOTW oraz Xenoblade 2 teraz dozucam do tego zdecydowanie Trzy Domy :) 

Ps.

Male pytanko do zaawansowanych , czy przy zmianie profesi mam kierowac sie zawsze wartoscia dodatnia ?

Edytowane przez Rezoo7
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...