Opublikowano 17 godzin temu17 godz. Obsesja to jest pisanie o czymś niezwiązanym bo ciągle człowieka korci chuj wie po co, coś co wiemy że doskonale znacie lol. Dosłownie odpowiadam na to co jest napisane powyżej w wątku tego dotyczącym z definicji. Japierdole, ale pojebany debil. Ktoś coś napisał dziwnego i ktoś odpowiedział że to nie tak. Pierdolnięta sprawa. No ale tak, mam też obsesję chleba jak jestem w piekarni i obsesję sikania jak jestem przy pisuarze, niesamowite sprawy odkrywasz.
Opublikowano 17 godzin temu17 godz. To może warto konfrontować się bezpośrednio z osobami, z którymi się nie zgadzasz zamiast zbijać wszystko w jednolitą masę "jak zawsze na forum" i walczyć z tym stworzonym przez siebie bytem?
Opublikowano 6 godzin temu6 godz. No, jak ktoś nie chce być opisany jako jednolita masa, to też może nie być jednolitą masą lol. Ale czy tego chcą? Ich wybór.Ten klasyk zniechęcania do grania w całą grę "bo MUSISZ zrozumieć smaczki w jednej scence", jakby W RAZIE takiego fanostwa nie można było zawsze sobie po prostu potem powtórzyć jednej scenki, to taki klasyk forumowy, że trudno go tak nie opisać. A jest przesmutny. Zniechęcać "na zaś" do najlepszej serii gier ever dlatego, że może coś tam, cooooś tam w opowieści przegapisz... Co i tak po tych 500 godzinach możesz sobie zawsze łatwo nadrobić, jeśli faktycznie się okaże, że będziesz takim fanem tej historii... Bardzo szkodliwe.W przypadku Xeno X, pozbyłem się znaczników z mapy po 180 godzinach lol. No, są zawsze nieskończone niebieskie misje i online, jeśli komuś mapa bez 50 znaczników się nie podoba...Zrobiłem wszystkie questy unikalne każdego typu i zobaczyłem całą historię. Wypełniłem mapę i kolektopedię (co znamienne - ostatni nie był przegięty superboss na 99 levelu, ani zebranie 99 homarów, tylko jeden inny mocny boss, który pojawia się tylko we mgle. A mgła jest... kurde, rzadko. Musiałem trochę grindować pogodę dla kilku bossów. A jest przecież masa przeciwników mniejszych, w kilku miejscach, zależnych od pogody. Powodzenia np. z mgłą w Sylvalum, gdzie kompletnie nic nie widać). Odkryłem wszystkie sekretne miejsca, i tak dalej.Grind pakowania skelli, by pokonać tych najmocniejszych bossów (najmocniejszych w podstawce - wiem, że w DLC doszli nowi...), był fascynujący. Gra daje tak wiele możliwości, ale trzeba też włożyć w nie pracę. Lista możliwych ekwipunków i dodatków do postaci i do skelli jest tak bogata, i chociaż jest kilka sposobów znacznie prostszych, niż inne, by rozwalić bossa, to wcale nie znaczy, że nawet one są aż takie proste. Może to brzmi dziwnie z zewnątrz - co fajnego w takiej pracy, grindowaniu materiałów, przecież tego nienawidzisz? Ale tutaj praca to też trochę frajda, człowiek czuje się, jakby naprawdę siedział w garażu nad swoją maszyną, zbierając czy kupując kolejne potrzebne fragmenty, widząc, jak krok po kroku jego plan zmierza ku finalizacji. Latałem po świecie i zbierałem to i tamto na zmianę, potem co innego i tak w długim cyklu... nie chodziłem w przód i w tył w jednym korytarzu, jak to bywa konieczne w wielu grach.Nikt ci niczego nie gwarantuje, że dane dodatki ci zapewnią wygraną - efekty są opisane, ale podczas walki dzieje się wiele rzeczy, jest wiele statsów, i podczas akcji trzeba połączyć przygotowanie z wykonaniem, a na przebieg walki wpływa masa rzeczy, w tym to, czy gracz ogarnia w każdej sekundzie bogatą sytuację. No ale, jeśli ktoś nie jest mistrzem akcji, to zawsze można wzmacniać ekipę więcej, bo, no właśnie - do finalizacji mojego planu idealnego skella to nadal jest daleko. Gdy każdy skell ma, nie wiem, 30-40 miejsc na dodatki?, a każdy z nich wymaga kilkudziesięciu elementów, to, jakby mi się nudziło, mógłbym jeszcze długo siedzieć nad dopicowaniem mecha tak, by był coraz silniejszy. I latać po świecie i mordować te wszystkie świnki, żeby zbierać po 16 ich ogonków. A przecież mechów można mieć wiele! Ale z racji premier kolejnych gierek, uznałem, że skończenie questów i mapy musi na razie wystarczyć.Gra jest tak wyjebana zawartością, że można by pisać książki. Nawet przez ostatnie 20 godzin z tych 180, ciągle po otwarciu listy przeciwników, wśród tych setek widziałem wiele świeżych wpisów. Samych unikalnych mocarzy na bardzo wysokim levelu jest po prostu mnóstwo. Zostały oczywiście achievementy, które są trochę chore. Zrobiłem tyle, ile się dało, tylko jedna sekcja jest jakoś w 2/3 pełna. Kilka rzeczy typu "spadnij w dziurę 100 razy" wcale są tam najgorsze. Nie mam pojęcia, ile godzin trzeba spędzić, by pokonać PO STO przeciwników każdego typu (w tym np. jebanych duchów, które pojawiają się tylko w queście w DLC - można go powtarzać, ale i tak...). No i to wypełnienie listy holofigur, to też brzmi powalająco. Nawet nie liczyłem, jak z nimi stoję.A teraz wyobraźcie sobie, ile to zajęło na Wii U! Gdy w tej edycji przyspieszono tyle rzeczy. ORAZ zmniejszono liczbę materiałów! Nie jestem pewien 100%, ale wydaje mi się, że wszystkie komponenty wymagają o połowę mniej materiałów - gdzie było 32 jest 16, gdzie było 16 jest 8, i tak dalej. A i tak w tej megaprzyspieszonej wersji spędziłem całe tygodnie nad tym. Brrrr. Jasne, kilka rzeczy nadal można było jeszcze wygładzić, ale mało która gra tak zasługiwała na tytuł "definitive edition", jak ta. Świat potrzebował Xenoblade X z właśnie tymi zmianami, jakie tu są. Na myśl o powrocie do wersji Wii U - która na tle innych gier jest nadal geniuszem! - mam mdłości. Zrobili to tak pięknie i miło.Absolutnie niesamowita gra. Przepiękna i technicznie niesamowita, z powalającą głębią i uczuciem wpływu na to, co robimy, i brania udziału w ciekawym momencie istnienia miasta. Można w nią grać tak żeby sobie codziennie coś tam porobić parę misji mordowanka potworków, albo kompletnie to olać i robić misje, teleportować się gdzie każą i tyle, obie rzeczy działają świetnie. Gra ma tyle elementów, których główna seria Xenoblade nie ma - i wielka szkoda, że brak sukcesu XCX na konsoli Wii U sprawił, że Monolith się od tych pomysłów odwrócił. No, może to i dobrze dla mojej ilości wolnego czasu...Switch i seria Xenoblade - nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Nigdy nie powtarzałem gier, od czasu bodaj liceum, a Xenoblade 1 niedawno pyknąłem "dla pewności", by być pewnym, że wiem, co tam jest w grze (nie w scenkach). Co jest kompletnie chore, moim zdaniem, to jest ogromna gra, marnuję życie. Jednak stało się i na jednej konsoli pyknąłem w okolicach 100% całą serię. Łącznie więc, na konsoli Switch z całą serią Xenoblade spędziłem jakieś... pewnie z 700 godzin? Absolutnie chora liczba w moim życiu, nieporównywalna z niczym innym, przynajmniej od czasu bycia nastolatkiem, ale i wtedy miałem więcej życia hehe.Niech to studio już nic nie robi, bo strach się bać, co mogą wyczarować z możliwościami Switcha 2. W Xenoblade X uderza, że czegokolwiek się nie tkną, to zrobią to doskonale. Poplątany scenariusz z małych wątków, pojazdy, lekki online, science-fiction. Nie mam pojęcia, co tym ludziom strzeliło do łba, że z twórców niezłych, ale dość standardowych i ograniczonych gierek, jak Xenosaga, Baten Kaitos czy kaszana Disaster: Day of Crisis (kurde, ależ na tę grę liczyłem... może remaster na Switcha?), zaczęli nagle nawalać gry i tak ogromne, i tak rewolucyjne, i tak udane. Przez ostatni miesiąc, włączałem codziennie konsolę Switch z grą Xenoblade Chronicles X i, chociaż materiał niby znałem, serio nie mogłem się nadziwić, jakim cudem ten produkt istnieje.
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.