Skocz do zawartości

Sezon 4 (możliwe spoilery)


ogqozo

Rekomendowane odpowiedzi

Nawet jesli cała historia japonców skończyłaby sie happy endem to były juz znacznie gorsze odcinki z gorszymi FB. Co do klarownosci i przejrzystości wątku. Na pewno wszyscy spodziewali się jakiegoś zonka z tym dzieckiem, bo to ono było w centrum uwagi. Coż, nie uważam, żeby odcinek był zle skonstruowany. Chcesz powiedzieć. że odkąd zobaczyłeś Jina biegającego za pandą wiedziałeś, że na końcu okarze się, że jednak nie żyje, a to co ogladalismy przez 40 minut było jedna wielką ściemą, dlatego ,że najpierw pokazali jak Jin jest w drodze do szpitala, a potem scene, w ktorej Sun mowi, ze chce zawiadomić męża?

 

Tak, widząc Jina biegnącego z pandą od razu wiedziałem, że nie biegnie do Sun. Nie żebym był jakiś ponadprzeciętnie sprytny, sądziłem że większość tak pomyśli :P Oczywiście nie wiedziałem, że Jin "nie żyje" - bardziej sądziłem, że para się rozstała, a Sun wzdycha do innego Jina.

 

To wszystko jest nieco zbyt proste jak na Losta i byłoby ciekawie, gdyby faktycznie historia Sun stanowiła ff, a wątek Jina - fb. Na korzyść tej teorii świadczy fakt, że Jin biega sobie po mieście swobodnie, nikt go nie poznaje itd., jakby nie bał się, że ktoś rozpozna ofiarę katastrofy lotniczej. Na niekorzyść - 2 miesiące małżeństwa (może amnezja?), które wg naszej wiedzy musiały nastąpić jednak po powrocie z wyspy.

Odnośnik do komentarza
Nawet jesli cała historia japonców skończyłaby sie happy endem to były juz znacznie gorsze odcinki z gorszymi FB. Co do klarownosci i przejrzystości wątku. Na pewno wszyscy spodziewali się jakiegoś zonka z tym dzieckiem, bo to ono było w centrum uwagi. Coż, nie uważam, żeby odcinek był zle skonstruowany. Chcesz powiedzieć. że odkąd zobaczyłeś Jina biegającego za pandą wiedziałeś, że na końcu okarze się, że jednak nie żyje, a to co ogladalismy przez 40 minut było jedna wielką ściemą, dlatego ,że najpierw pokazali jak Jin jest w drodze do szpitala, a potem scene, w ktorej Sun mowi, ze chce zawiadomić męża?

 

 

To wszystko jest nieco zbyt proste jak na Losta i byłoby ciekawie, gdyby faktycznie historia Sun stanowiła ff, a wątek Jina - fb. Na korzyść tej teorii świadczy fakt, że Jin biega sobie po mieście swobodnie, nikt go nie poznaje itd., jakby nie bał się, że ktoś rozpozna ofiarę katastrofy lotniczej. Na niekorzyść - 2 miesiące małżeństwa (może amnezja?), które wg naszej wiedzy musiały nastąpić jednak po powrocie z wyspy.

tego teraz ja nie rozumiem:]

 

Piszesz, ze byloby ciekawiej jakby historia Sun byla ff , a historia Jina fb, ale przeciez tak własnie było. To nie teoria, ale fakt:] Jin jest 2 miesiące po małżeństwie z Sun i pracuje dla jej starego. Miał po prostu kupić prezend dla wnuka jakiegoś dyplomaty. To bylo przed katastrofą, dlatego go nie rozpoznali. to był fb. Historia Sun dzieje sie PO powrocie z wyspy, a więć ok 9 miesięcy od katastrofy skoro dała już rade urodzić. Jin musiał zginać gdzieś na wyspie w takim razie i ta historia jest ff

 

albo ja wolno trybie, albo Ty:]

 

bardziej sądziłem, że para się rozstała, a Sun wzdycha do innego Jina.
nie ma to jak znaleźć sobie drugiego meża o tym samym imieniu:] Edytowane przez Stachu
Odnośnik do komentarza
Nawet jesli cała historia japonców skończyłaby sie happy endem to były juz znacznie gorsze odcinki z gorszymi FB. Co do klarownosci i przejrzystości wątku. Na pewno wszyscy spodziewali się jakiegoś zonka z tym dzieckiem, bo to ono było w centrum uwagi. Coż, nie uważam, żeby odcinek był zle skonstruowany. Chcesz powiedzieć. że odkąd zobaczyłeś Jina biegającego za pandą wiedziałeś, że na końcu okarze się, że jednak nie żyje, a to co ogladalismy przez 40 minut było jedna wielką ściemą, dlatego ,że najpierw pokazali jak Jin jest w drodze do szpitala, a potem scene, w ktorej Sun mowi, ze chce zawiadomić męża?

 

Tak, widząc Jina biegnącego z pandą od razu wiedziałem, że nie biegnie do Sun. Nie żebym był jakiś ponadprzeciętnie sprytny, sądziłem że większość tak pomyśli ;) Oczywiście nie wiedziałem, że Jin "nie żyje" - bardziej sądziłem, że para się rozstała, a Sun wzdycha do innego Jina.

 

No, z tym się akurat zgadzam, wiadomo było, że coś jest nie tak. (i twórcy świadomie naprowadzali nas na ten trop, patrz: rozmowa Jina ze sprzedawcą) Ale kiedy okazało się, że Jin nie żyje... no mnie to akruat zaskoczyło. :/ Myślałem raczej, że poprostu nie są już razem z jakiegoś mrocznego i tajemniczego powodu, czyt. jakiegoś wydarzenia, które miało miejsce wcześniej na wyspie i o którym jeszcze nie wiemy. (jak to w tych flashforwardach bywa zwykle)

 

To wszystko jest nieco zbyt proste jak na Losta i byłoby ciekawie, gdyby faktycznie historia Sun stanowiła ff, a wątek Jina - fb. Na korzyść tej teorii świadczy fakt, że Jin biega sobie po mieście swobodnie, nikt go nie poznaje itd., jakby nie bał się, że ktoś rozpozna ofiarę katastrofy lotniczej. Na niekorzyść - 2 miesiące małżeństwa (może amnezja?), które wg naszej wiedzy musiały nastąpić jednak po powrocie z wyspy.

 

No, chyba nie ma wątpliwości, że historia Sun to ff, a wątek Jina fb. :P Nie wiem, co Ci nie gra z tymi 2 miesiącami małżeństwa. ^_-

Odnośnik do komentarza

Historia Jina to na 100% retrospekcje. Wynika to z dwóch faktów - po pierwszze, mamy chiński rok smoka (a więc 2000 albo 2012, bo inne z góry odpadają z wiadomych powodów). Po drugie - Jin pracuje dla pana Paika, więc dzieje się to przed katastrofą. To są dość jasne wskazówki.

 

Sun, rodząc, majaczyła o swoim mężu. Sama zdaje sobie z tego sprawę. Posłuchajcie, co ona mówi na koniec, do grobu.

 

Co do samego odcinka, mam mieszane uczucia. Sam w sobie, jest zrobiony świetnie. Ta historyjka o karmie, i jak Jin rozumie, że gdy żona zdradza, to nie jej wina, tylko jego. Reżyseria świetna. Smaczków wiele - chociażby ten, że Michael ma zmyć plamę krwi na ścianie (jak pamiętamy, Michael zmywał plamy krwi w bunkrze po Anie-Lucii oraz Libby). Poza tym, plama od razu przypomina jeszcze inną plamę w bunkrze, tą na dachu, którą zobaczył Desmond po przybyciu. Nawiązania wstecz aż do II sezonu - to się ceni.

 

Jednak, jako element większej historii, epizod zawodzi. Od niepamiętnych czasów podejrzewać można było, że szpiegiem Bena na statku jest Michael i że nosi on pseudonim Kevin Johnson. To było tak oczywiste, że nie mogłem w to uwierzyć. A tu - proszę. Nie, żeby to było takie straszne - gdyby do końca serii IV było jeszcze np. 15 odcinków, to byłbym chyba wniebowzięty. Ale kiedy jest tak mało odcinków w sezonie, to oczekuję prawdziwych rewelacji tydzień po tygodniu, tymczasem już drugi odcinek z rzędu nie jest rewelacyjny. Mam nadzieję, że chociaż następny, ostatni przed miesięczną przerwą, będzie prawdziwym szokerem. W końcu nie da się ukryć, że to, co najbardziej uderza w Lost, to powalające zakończenia sezonów. A historia Michaela ma potencjał do wykorzystania, oj tak.

Odnośnik do komentarza

Łe, to w takim razie odcinek kiepskawy... Może przy nazwijmy to 'naturalności' wydarzeń w odcinku spodziewałem się mocniejszej końcówki i jakoś sobie to wmówiłem...

 

Pomijając oczywistość wątku z Majkelem, statek sam w sobie mi się nie podoba. Czuć, że bez polotu jest to poprowadzone. Budują napięcie jeśli chodzi o kapitana, a samo spotkanie z nim to jakiś żart. Na wyspie ni z gruchy, ni z pietruchy wyskakuje Rambo i gada sobie do Jina, ten ze zrozumieniem wybacza żonie. Mdłe i banalne.

Edytowane przez Prude
Odnośnik do komentarza

No kur/wa, ten ep to jakiś żart chyba o_O

To był crossover mody na sukces i ostrego dyżuru, a nie lost. Sam pomysł wymieszania FB i FF świetny, ale twórcy chyba doszli do wniosku, że wszyscy padną na kolana przed taką formułą odcinka i nie zauważą żenujących dialogów i głupich sytuacji. Nigdy jeszcze nie czułem się tak zażenowany podczas oglądania tego serialu, jak podczas sceny przebaczenia. W ogóle to popierdywanie na łódce o karmie, dobrych i złych uczynkach, no litości.

 

Akcja na statku też rozwija się jakby chciała a nie mogła. Kapitan, podobnie jak i cała reszta załogi, okazuje się być leszczem bez charyzmy. No i jeśli tak ma wyglądać dawanie odpowiedzi na ważne kwestie, to ja chyba wolę kolejne pytania i tajemnice.

Powrót Michała - no kto by się spodziewał. Najwiekszym zaskoczeniem jest to, że zgolił brodę i wygląda jak retard. Chyba wypada się tylko cieszyć, że nie zrobili z tego większego halo i nie zostawili na cliffhanger ostatniego odcinka przed przerwą.

Odnośnik do komentarza
wiemy ze ocalala 6 a co z reszta ekipy ktora jest ze 2-3 razy wieksza? Wszyscy umra?

 

A kto powiedzial, ze reszta ma umrzec?

Soro Jack tak bardzo chcial wrocic na wyspe (final 3 sezonu) to mozna z tego wywnioskowac, ze zyja i zostali na niej. Wszystko rozbija sie o okolicznosci opuszczenia wyspy przez ta szostke, bo mozna sie spodziewac jakiegos przekretu albo ukladu (w przypadku Sayida).

Odnośnik do komentarza
wiemy ze ocalala 6 a co z reszta ekipy ktora jest ze 2-3 razy wieksza? Wszyscy umra?

 

W odcinku z ff Sayida podczas rozmowy z Benem ma miejsce nastepujący dialog:

Sayid:Wykorzystałeś to do zwerbowania mnie, abym dla ciebie zabijał.

Ben:Chcesz chronić swoich|przyjaciół czy nie, Sayid?

 

Możemy się domyslać, że Ben i Sayid próbują powstrzymać kogoś (ekipa C.Widmor'e?) przed odnalezieniem wyspy, a jednocześnie chcą ochraniać tych, którzy pozostali na niej.To oznacza, że część rozbitków

żyje nadal na wyspie.

Odnośnik do komentarza
A może Michael czerpie podwójne korzyści z bycia double agentem? :/

Z Benem się mógł umówić, że zostawią jego syna i jego paranormalne zdolności w spokoju. Ale fakt, że ludzie ze statku (i Widmore) nie wiedzą o tym, że jest jednym z pasażerów 815, to trochę bezsens. Ciekawe czy jakoś sensownie to wytłumaczą...

Odnośnik do komentarza

Na to liczę... Jak już mówiłem, następny odcinek albo będzie rozłupywaczem czaszki, albo będzie totalnym zawodem. Normalnie wierzyłbym w to pierwsze, bo "Lost" mnie do tego przyzwyczaił, ale... mam obawy, że strajk scenarzystów naprawdę nie pozwolił im wymyślić czegoś na poziomie poprzednich sezonów i historia nadal będzie się rozwijała w dość przewidywalnym kierunku.

 

Ludzie ze statku na pewno widzieli zdjęcie Michaela i znali jego dane. Powinni też wiedzieć, że Sayid go zna. Z tego wynikałoby, że scena, w której lekarz przedstawia im "Kevina Johnsona", to jedna wielka szopka. Ale po co ona? Nie mam pojęcia. To jest sprawa, której nie da się rozstrzygnąć w sposób "normalny". Albo będzie genialne wytłumaczenie, albo zupełnie naciągane.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...