Split/Second (PS3) - cóż to była za podróż, niczym z Michaelem Bay'em po planie jego filmu, gdzie on w roli pasażera ma na kolanach konsolę detonatorów, a na głowie Go Pro z podpiętymi do soczewki zimnymi ogniami. Iście szalona przejażdżka karawanem z nitro, bo taka druga gra może nie powstać. Split/Second to arcade battle car racer, ale zamiast power upów poprzez drifty, unikanie eksplozji i jazdę w tunelu aerodynamicznym ładujemy pasek Power Play. Poziomów jego naładowania jest 3. Za poziom możemy uruchomić w określonym na każdym torze miejscu specjalną akcję, która sprawi że coś wybuchnie, przewróci się, spadnie, rozleci się - generalnie takie detonatory rozwałki, które często niszczą rywali... ale także zły timing może sprawić, że staniemy się ofiarą również. Dlatego dobrze znać trasę i to co się będzie działo. Zwłaszcza, że przeciwnicy też używają Power Play'ów. Tych jest od groma - a to helikopter zrzuci ładunki, a to zawali się most, innym razem ciężarówka zsunie się z mostu, a kiedy indziej stacja benzynowa wyleci w powietrze. Inną sprawą są 3-poziomowe specjalne power playe. To już absolutna, majestatyczna katastrofa, która doprowadza często do masowego zezłomowania i zmiany trasy. Ot, raz wojskowy Herkules efektownie rozbije się na trasie, innym razem pociąg wypadnie z torów na moście i zdemoluje wszystko po drodze, a lotniskowcowi wybuchnie zbiornik paliwa i zacznie się przechylać i myśliwce zaczną na nas się staczać Naprawdę pomysłowość tych masakr zalatuje absurdem jak w mokrym śnie reżysera akcyjniaków z Hollywood.
Całość jest przedstawiona w konwencji szalonego reality show w metropolii "under construction", musimy przechodzić "epizody" (poprzedzone trailerem z lektorem), w których mamy 5 wyścigów normalnych i 1 elitarny, który po odblokowaniu pozwala na awans do następnego epizodu, aż do finału sezonu. Za przechodzenie wyścigów dostajemy kredytu, których uzbieranie konkretnej liczby odblokowuje z góry ustalony pojazd. Te różnią się głównie tym czy są bardziej pod drift, czy bardziej pod kontrolę. No i przyspieszeniem, odpornością i akceleracją - chociaż tak naprawdę odpowiednie używanie power play'ów neguje mocno kwestie czysto wyścigowe. Fury nie są licencjonowane i w sumie są dość potem podobne do siebie, co najwyżej nieco podbite mają statystyki. Tras jest bodajże 15, ale w 3/4 gry mocno mnie już ich powtarzalność znudziła. Oprócz wyścigów klasycznych, mamy eliminatora (co jakiś czas odpada ostatni ze stawki), survival (musimy wyprzedzać ciężarówki, które wyrzucają wybuchowe beczki), air attack i air revenge (musimy unikać rakiet helikoptera bojowego, a w revenge możemy paskiem power play przejąć rakiety i je zwrócić do właściciela ).
Graficznie jest porządnie, wszystko jest efektowne i dorzuca filtry w trakcie wybuchów, przy spektakularnych akcjach możemy odpalić kamerę i zobaczyć z bliska powtórkę tego co właśnie odwaliliśmy. Inną sprawą jest oprawa audio, wybuchy są głośne. Niestety ryk silników to bardziej taki se pomruk. Ale za to plus za autorką ścieżkę dźwiękową. Szczególnie motyw wyścigów kwalifikacyjnych, który jest epicki i progresywny - rozwija się wraz ze zbliżaniem się do mety, wspaniale buduje napięcie ku apogeum i kończy się melodią ulgi i chórków gdy wygramy. Bardzo klimatyczny i w ogóle aż się miło robi. Tu macie go rozbity na etapy, od zapowiedzi, intra, po zakończenie wyścigu:
Gra niestety mimo ciekawej zapowiedzi kolejnej części (ciekawszej chyba nawet od oryginału!) niestety była finansową klapą. Wydanie jej w 2010, gdzie wyszło dużo killerów, jeszcze bijąc się z Blurem, była w bardzo trudnej sytuacji od początku. Padła ofiarą klęski dobrobytu. Dziś można ją też ograć w PS Plus Premium, choć bez online multiplayera czy DLC. Czy warto? Na pewno warto, o ile lubisz spektakularny i absolutny arcade racer, gdzie nawet nie o czysty wyścig chodzi, ale o to jak fajnie można zrobić komuś kuku. No i nacieszyć oko rozdzieranym kawałek po kawałku torem