Zelda i pusty świat xd Jaki świat jest nie pusty? Taki w którym nasrane jest wszystkiego tyle, że co dwa kroki można coś znaleźć? Jak w ubisofciakach z 10 znacznikami na metr kwadratowy? Zelda ma ogromny świat, który na pierwszy rzut oka wydaje się pusty, ale kompletnie taki nie jest, po prostu nie atakuje nas miliardem rzeczy z każdej strony i żeby znaleźć coś ciekawego, to trzeba po prostu iść, poszukać i odkryć. I tutaj właśnie drobne mechaniki, fizyka, minimalistyczna oprawa audio, warunki pogodowe i, co najważniejsze, brak przebodźcowania sprawiają, że nie dość, że samo szukanie jest przyjemnością samą w sobie, to jeszcze znalezienie czegoś fajnego jest przyjemniejsze niż w grach, w których znajduje się coś co dwa kroki. Game design, który doskonale balansuje systemem nagrody w naszych mózgach i odpowiednio dawkuje dopaminkę. To jest cos, czego ubisoft nie rozumie i dlatego wydaje śmieciowe gry, które nudzą po 20 godzinach, bo tam gracz nagradzany jest na każdym kroku za każde pierdnięcie, przez co przyzwyczaja się do tego i wszystko staje się szybko nudne.
I z tymi shrinami to też nie przesadzajmy. 40 z nich to są środowiskowe zadania/odkrycia na głównej mapie, gdzie trzeba rozwiązać jakąś fajną zagadkę, albo znaleźć ukryte miejsce.
Wiadomo, że walka mogłaby być trochę bardziej rozbudowana, nagrody ciekawsze, niszczenie broni lepiej ogarnięte, główne dungeony bardziej zróżnicowane, zagadki wewnątrz shrinów bardziej wyrównane poziomem. No ale kurva świat to jest top tier desingu i nikt mnie nie przekona inaczej i reszta mankamentów to jest pryszcz przy tym jak kurewsko przyjemnie przemierzało mi się Hyrule przez bite 100 godzin bez nawet chwili znużenia.