Minęły dwa dni od ukończenia, więc mogę trochę zebrać myśli i podsumować swoją przygodę.
Całość zajęła mi dokładnie 38h58min na Hard, znalazłem 190 znajdziek, więc trochę się starałem
Materiałów jakoś nie śledziłem, oczywiście widziałem trailer z gitarą, a później ten z mylącym momentem i imprezą, a także gameplay z chowaniem się w trawie przed psim patrolem.
Niestety, przebywając w internecie ciężko nie wpaść na jakieś spoilery, więc akcja w stylu bioshockowego "Would you kindly" nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia, jak mogłaby.
Tzn nie że się nie spodziewałem, bo przesłanki co do postaci, którą będziemy sterować były jasne, ale mimo wszystko wolałbym się dowiedzieć wszystkiego samodzielnie w grze.
Technicznie to majstersztyk - graficznie absolutny top, choć ziarno nie pozwoliło mi w pełni docenić wizualnych wodotrysków.
W każdym razie ilość detali, wykonanie, animacja postaci, ich naturalne odruchy, mokra skóra, ciuchy (w ogóle deszcz to chyba najlepszy w gierkach ever)...
Uwielbiam image Ellie, zwłaszcza w SB
Design miejscówek, zarówno pod kątem eksploracji, możliwości do kombinowania, czy ogólnego poziomu wykonania - absolutny top topów, choć na początku parę razy drażniły niewidzialne ściany czy uproszczona geometria niektórych obiektów na zewnątrz (zaspy śnieżne, powalone drzewa).
W każdym razie, podobnie jak w jedynce, tak i tutaj, każdy budynek, każde wnętrze to masa rzemieślniczej roboty, dłubania w szczegółach, zapełniania pomieszczeń przedmiotami codziennego użytku, które same w sobie opowiadają interesujące historie.
No a w drugiej części gry takie lokacje jak wieżowiec czy szpital to absolutne mistrzostwo klimatyczne - gra światła, cienia, niepokojące odgłosy, ciągłe napięcie...
Dźwiękowo też kapitalnie, zaskakująco dużo motywów muzycznych, do złudzenia przypominających Sicario (zwłaszcza u Abby), odgłosy otoczenia (wprost uwielbiałem wskakiwać do wody, albo przejeżdżać przez strumyki koniem, bo wreszcie ktoś pomyślał o tym głębokim "plum" przy zanurzaniu kończyny), no i oczywiście głosy postaci i ich gra aktorska (choć przyznam, że o ile wiele z dialogów jedynki pamiętam do dziś, tak w dwójce ten poziom "pamiętności" trzyma jedynie początek gry i wizyta Tommy'ego w pokoju Ellie).
Gameplayowo to cymesik, choć formuła jedynki niewiele się tu zmieniła. Wystarczyło jednak ją wzbogacić o kilka nowych ruchów, a otworzyły się ciekawe opcje i możliwości.
Wiadomo, że priorytet ma tu granie stealth i tak też pokonywałem 95% przeciwności losu, ale jak przyszło do otwartej wymiany ognia to również nie było się do czego przyczepić - ruchliwi, kombinujący wrogowie, ciężar broni (w ogóle ich upgrade przy stole, te animacje), dewastująca siła headshotów.
Do tego świetnie zaprojektowane lokacje i dzięki padaniu na plecy, czołganiu się, ukrywaniu w trawie, podkładaniu min czy przeciskaniu przez wąskie szczeliny, można bawić się z przeciwnikiem niczym w MGSV (które w kwestii możliwości nadal oferuje chyba najszerszy ich wachlarz).
Poza starciami to wiadomo - eksploracja, otwieranie szuflad/szafek, zbieranie złomu, czytanie notatek - nie każdemu musi się to podobać, ja zawsze to lubiłem, więc i tu mi sie nie dłużyło.
No i długość gry - przy moim czasie na granie, całość zajęła mi prawie 3 tygodnie i czułem się, jakbym oglądał fajny serial, który zawsze przerywałem w najciekawszym momencie.
Fabularnie... Sprawa dość kontrowersyjna i być może kwestia otwartego umysłu.
Dla mnie tytuł pod tym względem wyjątkowy i bardzo godny marki, którą reprezentuje - to wciąż jest The Last of Us - ponure, mroczne i moralnie niejednoznaczne.
Wiele osób spodziewało się zwykłego DLC do jedynki, Ellie i Joel biegający za rączkę i ogólnie happy days...
Tego tu nie ma (choć w pewnej formie też się pojawia), a zamiast tego mamy dość bezpardonowe i obcesowe akcje, które są tu nie dla "taniego shock value", a jako katalizator następnych wydarzeń.
Ciężko tu pisać cokolwiek bez spoilerów, ale bioshockujące "would you kindly" nastąpiło w takim, a nie innym momencie, żeby umotywować nagłą chęć wyruszenia na wyprawę, a zabieg z oddaniem w ręce gracza innej, znienawidzonej wręcz postaci, nie od początku (oprócz epizodu), też był IMHO świetny, bo z czasem zacząłem ją rozumieć, a pod koniec zacząłem sympatyzować. Może dałem się złapać na tanie sztuczki, głaskanie piesków itp, ale trudno - według mnie bardzo fajnie to zrobili.
Kapitalny motyw z końcówką gry,
Dwie ostatnie "walki z bossem" niesamowicie niepokojące
Jasne, można przywalić się do wielu rzeczy. Tak, gra jest czasem zbyt nachalna w byciu broszurą LGBTQ+, ale w ogólnym rozrachunku, podczas oglądania napisów końcowych nie pamięta się o tym zbytnio.
Dużo bardziej razi w oczy sarkeesianowanie i wciskanie wszędzie silnych kobiet. Już nawet nie piszę o Abby, choć nie da się obojętnie przejść obok tego wyglądu, ale o tych wszystkich facetów, z których robi się nieudaczników, bigotów, rozhisteryzowane divy, a dookoła rządzą babki. Pamiętam, jak pod koniec gry w SB, tuż przed wejściem na teren wrogiej frakcji, znalazłem list przy jednym z zabitych zwyroli, w którym babka pisze, że jej mąż zginął przy zbieraniu pomidorów, więc uciekła, jest wolna i wróci tu zayebać ich wszystkich, to trochę parskłem, bo ile ku#wa można...
No i Tommy, którego najpierw jego żona (najwyraźniej szefowa Jackson) każe sprowadzić do domu dwóm filigranowym dziewczynkom (obowiązkowo dorzucając "dumbass"), później typ cudownie
że aż poczułem ciarki zażenowania...
Pomijając te kilka drobnych zgrzytów... Dla mnie są to rysy na diamencie, który całościowo jest niesamowicie dobrze oszlifowany - tak, głównie pod kątem technicznym, ale podoba mi się również kolejność zdarzeń, retrospekcje, gameplayowe decyzje i to, w jaki sposób współgrają ze scenariuszem.
Tak jak jedynka miała zakończenie, które mimo, że mnie osobiście satysfakcjonowało (bo sam postąpiłbym podobnie), wiele osób pozostawiło z niesmakiem w ustach, tak i tutaj zakończenie historii bardzo mi się podobało -
- dla mnie idealnie tu pasowało i cokolwiek innego śmierdziało by sztucznością w zaistniałych okolicznościach.
Po ukończeniu miałem problemy z zaśnięciem - nie wiem, czy z powodu końcowych wydarzeń, czy ogólnie z powodu całościowego wrażenia, ale przez około godzinę nieświadomie wracałem do gierki, wspominając to czy tamto.
Następnego dnia w robocie łaziłem rozkojarzony, bo również myślałem o wydarzeniach z The Last of Us Part II - rzadko kiedy gierka wywołuje u mnie takie emocjonalne huśtawki, czy pozostawia w głowie ślad na dłużej. Tutaj się to udało, całość zrobiła na mnie na tyle mocne wrażenie, że nie mam zamiaru grzebać się w detalach czy przypierdzielać do pierdół, byle tylko umniejszyć jej zayebistość.
Dla mnie tytuł absolutnie wyjątkowy, godny następca ukochanej jedynki, praktycznie pod każdym względem od niej lepszy.
A że mniej wygodny i komfortowy... Taki był zamysł twórców i ja to szanuję - zrobiło na mnie wrażenie i zapadło w pamięci, a to chyba najważniejsze.