Skocz do zawartości

Dark Souls


McDrive

Rekomendowane odpowiedzi

No praktycznie każdy boss jest łatwy jak się to tak opisze: unikaj ataków, i wal go, ale zachowując mobilność... Sęk w tym, jak mówię: bardzo krótko trwają te elementy, których trzeba się nauczyć, żeby nie dostać w łeb. Czasami się udaje. Dlatego większość graczy ma nieco inne opinie co do tego, które elementy gry są trudne.

 

Blighttown to jakiś nowy rekordzista... Ciemno jak w d... Nic nie widać... z daleka ktoś do ciebie strzela... Dostajesz obrażenia od trucizn... Zginąłem wiele razy bo po prostu nie wiedziałem, gdzie iść, a kamera + sterowanie + niejasność do końca gdzie można stanąć, a gdzie nie potrafią zabić jak biegasz (w końcu się kapnąłem, że to koło jest duże i można na nim zjechać nie spadając). Poruszasz się bardzo powoli po tym bagnie... Non-stop latają dokoła ciebie kolejne i kolejne muszki... I myślisz: zużywać te mchy żeby nie być zatrutym na bossa, czy nie? Sam boss: Quelaag. Udaje mi się unikać wszystkich jej ataków... Po prostu nie wystarczającą ilość razy, żeby wygrać. Póki co. Ale nocą zamiast o pracy myślałem o tym, co zrobię, jak rozwinę postać i jak będę unikał ataków Quelaag.

 

Gra ogólnie momentami zaskakuje przypomnieniem sobie, że to jednak RPG i niektóre rzeczy, które wydawałyby się bez sensu ze względów estetyki, działają tak a tak, by zapewnić zrównoważony gameplay. Na przykład ciągle zapominam, jak wiele rzeczy w tej grze można normalnie zablokować tarczą, albo nawet sparować, i instynktownie uciekam, waląc fikołki jak powalony... Wielki potwór o siedmiu głowach rzuca się na mnie całym swoim 40-metrowym cielskiem... Blok. Królowa pająków rzyga lawą... Odpowiednią tarczą można to zablokować całkiem nieźle. Ciągle nawet nie próbowałem np. halabard czy włóczni, którymi podobno można atakować zza tarczy, a może to też by na wielu przeciwników pomogło, ale w sumię lubię grać jak gram.

 

Nie chcę nikogo zabijać. Znajdę jakąś dobrą broń to się będę cieszył. Na razie przez wiele godzin w sumie prawie nie zmieniłem sprzętu, bo wszystko jest za ciężkie, żebym utrzymał poniżej 25% obciążenia. Na razie miecz ze smoczego ogona ma największe obrażenia i to robi dużą różnicę móc kogoś załatwić dwukrotnie mniejszą ilością ataków, znacznie uprzyjemnia grę. Wiem, że bronie skalują się do zręczności czy siły - ale na razie bronie jak mój bułat +5, miecz baldierski czy nóż bandyty po prostu są za wolne na większość przeciwników (nóż był użyteczny na kilku bossów).

Edytowane przez ogqozo
Odnośnik do komentarza

Balder Side Sword po ulepszeniu go i odpowiednim dopakowaniu dexterity (30-40) to jedna z najlepszych broni w grze.

Zwykła halabarda też bardzo dobra, sam przeszedłem nią całą grę za 1. razem, a statsy rozkładałem byle jak, tylko trzeba ją ulepszyć (do Anor Londo bez dobrej broni nie ma co iść, ja dałem radę bossowi dopiero po dopakowaniu halabardy do bodajże +10).

Odnośnik do komentarza

W Blighttown... w (pipi)ym Blighttown znalazłem katanę Iaito, spodobało mi się że oprócz skalowania zwinności także zadaje obrażenia od trucizn i krwawienia - na niektórych bossów było to dobre. Godziny w tym (pipi)ym Blighttown dały mi trochę tytanitu, dzięki któremu ulepszyłem ją do Magicznego Iaito +5. Jest lepszy niż miecz z ogona smoka.

 

Cholerne Blighttown... już opanowałem, ale nadal kilka miejsc irytuje, i właściwie nie boss czy to całe bagno na dole. Tylko spadanie z wąskich przejść, zwłaszcza gdy przechodzisz rutynową ścieżkę ale omsknęła ci się noga. Wejście jest najgorsze... Bez jaj chyba nigdy nie przeszedłem z Głębin do Blighttown. Te wielkie ogry atakujące we dwóch w połączeniu z wielkim zasięgiem, mocnym ciosem i cienkim przejściem z którego łatwo spaść... Diabelne połączenie. Na szczęście jest drugie wejście, gdzie ogry biegają w nieco szerszym przejściu. Nie chciało mi się też "zwiedzać" Jeziora Popiołów i tego korzenia po drodze, wiem że tam są jakieś skarby dokoła, ale tak długi nudny spacer z możliwością śmierci... nie. Rozwaliłem hydrę i wróciłem, hydra jest w sumie łatwiejsza niż te bijące grzyby.

 

f8f7IVW.png

 

Magicznie Iaito +5 jest spoko, ale nadal chciałbym więcej obrażeń. W sumie nie mam teraz gdzie iść jak do Fortecy Sena i kurde... wpadam a tam taka wielka kobyła bez głowy która ma wielki zasięg, jak się oddalę to skacze na mnie, z daleka strzela do mnie inna dziadyga magią... Poprawiło mi humor, że to mini-boss, bo jakbym miał za każdym przejściem walczyć z tym czymś to bym skisł.

 

(Teraz sobie przypomniałem że walczyłem z jednym z nich dawno temu jak szedłem do lasu, ale to było kurde w ogromnym pokoju, w ogromnym pokoju wszystko jest łatwe).

 

 

Podoba mi się w tej grze że w pewien sposób wszystko ma tu "sens", w rozumieniu RPG-owym, tyle że gra z zewnątrz czasem wygląda jak gra akcji. Choćby to blokowanie siedmiogłowej hydry solidną tarczą z drewna o średnicy z 50 cm. Każdy styl jest tu równowartościowy, choć "na zdrowy rozsądek" mógłby się wydawać nie, i da się grać trzymając w obu rękach wielki miecz, tarczę w prawej, można latać w wielkiej zbroi i ledwo się ruszać albo latać bez niczego i też każdego da się rozwalić... i równie dobrze. W Metroidzie wszystko "ma sens" w sensie akcji, tutaj w sensie bardzo klasycznie rozumianego RPG-a, tak jak ten skrót rozumiano w latach 80. wręcz.

 

O doskonałym wyważeniu tego decyduje w dużej mierze system energii - trzeba jakoś pogodzić możliwość fikołków, ciosów i blokowania tarczą i tak czy siak znaleźć swoje wyczucie rytmu.

Edytowane przez ogqozo
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Doszedłem... doleciałem do Anor Londo, ale trochę się przeraziłem, że robię postępy i może być ode mnie wymagane i póki co łaziłem sobie po świecie i sprawdzałem, gdzie mogę dojść.

 

Sif :(. To był jedyny pierwiastek humanizmu w tej grze. Krótki, ale zawsze. W ogóle cały las to jedyne w miarę normalne miejsce w całym tym syfie. Gra jest niesamowicie ponura i przygnębiająca - trochę się dziwię, że w dzisiejszych czasach mega infantylnej kultury odniosła taki sukces. Cała gra to tylko zabijanie martwych potworów. Po 30 godzinach w ogóle nie ma momentów, które nie byłyby ponure. Przeszedłem katakumby tylko po to, żeby dojść do jeszcze ciemniejszej dupy.

 

 

Czytałem artykuł, że gra pomaga ludziom wychodzić z depresji:

 

http://motherboard.vice.com/read/dont-go-hollow-how-dark-souls-is-defeating-depression

 

Chyba muszę pograć więcej, bo nie działa. I znów: nie chodzi o trudność, tylko o fakt, że nie wiadomo, po co w ogóle się starać. Nawet jak wyszedłem z katakumb to niby fajnie, ale przecież w Kaplicy Firelink to nie zobaczyłem słońca tylko tę ponurość ogarniającą wszystko.

 

 

Po ulepszeniu broni, czuję się mocny. Mam zaklętą katanę i koszę przeciwników dużo łatwiej. W lesie poduczyłem się parowania na duchu koło ogniska, walcząc z Sifem udoskonaliłem walkę na dystans: podnosić tarczę jak atakuje, uchylać się by najlepiej w ogóle uniknąć ciosu, leczyć się nie jak stoi, bo wtedy już za późno i mnie walnie zanim wypiję, ale jak zaczyna wyprowadzać niecelny cios. Nikt mi tego nie powiedział, ale jak się umie używać tarczy to mało co cię zabija w tej grze.

 

W sumie dawno nic nie sprawiało mi problemów. Ten wielki demon w Fortecy Sena jest tylko trudny, gdy się na niego wpadnie z początku, ale od czego są mapki w internecie i info, że można zeskoczyć dalej i podejść do niego na pełnym życiu i po rozwaleniu maga co w ciebie strzela. Odpuściwszy sobie maksowanie wszystkiego i chęć powąchania absolutnie każdego kąta, gra przebiega dość bezstresowo - let it go. Ogólnie spoko gra, która ma kilka przegiętych momentów i ma wiele, wiele kluczowych rzeczy, których za cholerę nie mówi i nie sygnalizuje, ale od czego jest internet.

Edytowane przez ogqozo
Odnośnik do komentarza

Smutny to był Sif, który żył, miał emocje i można go było faktycznie, hm, skrzywdzić. Smutek to nie to samo co wypranie z uczyć gdzie cała reszta gry to trupy mordujące trupy nie wiadomo do końca po co. Zaczyna mnie to trochę męczyć. Zaglądam do poradników nieco patrząc, co można zrobić z czym, nie wącham już każdego kąta żeby rozwalać przeciwników, którzy mi nic nie dadzą. Rzadko tak robię, nieco to zabija przyjemność z latania sobie i odkrywania niewiadomego, no ale jestem stary, nie mam setek godzin czasu i czuję, że gra mnie do tego nakłoniła. Dzisiaj nieco biegałem po Anor Londo, srebrni rycerze to piękna sprawa jak już ci czarni mnie nauczyli parować i padają jak złoto, ale jak ten wielki skurczybyk w głównej bramie się uleczył gdy ja już padałem to mnie załatwił.

Odnośnik do komentarza

Doszedłem do Slougha i Ornsteina.

 

Urgh...

 

 

Na początku prawie wygrałem, ostatni koleś zeszedł do jakoś może 1/3 HP i w ogóle mnie nie trafiał, no ale... w końcu trafił. Okej, prawie wygrałem od razu, kolejny prosty boss, myślę, już nic mnie w tej grze nie zatrzyma. No niezbyt.

 

Walka jest fajna i sama w sobie nie wydaje się mega trudna. Mogę sobie biegać (poniżej 25% - istotne, bo jak raz poszedłem wyżej to od razu zobaczyłem, ile uników nagle nie wychodzi i dostaję w czambuł), gram na słuchawkach. Ale kurde... no jakoś zawsze mnie zabijają. Hit wieczoru to zdecydowanie ten atak Smougha jak jedzie młotem po ziemi i na końcu podbija. Moż też skręcać, czyli generalnie gdziekolwiek nie pobiegnę, zawsze mnie tym trafi. Ale mniejsza o walkę. Droga do tego bossa to jedna z bardziej męczących. Idziesz, winda, idziesz, idziesz... schody... kurde po drodze 4 wielkich rycerzy, których zatłuczenie zajmuje godzinę, ale też nie za łatwo ich ominąć, bo mają wielki zasięg i walą supermocno. To jest ten wkurzający moment. Nikt mi do końca nie powiedział, co ta gra by straciła, gdybym mógł po prostu powtarzać te trudne sekcje, a nie te średnio trudne, ale długie i męczące sekcje. Nic się nie uczę czekając na windę do bossa, i specjalnie też ciśnienie mi nie rośnie, że ojej, to starcie jest ważne. Po prostu jest to test cierpliwości. Tortura.

 

Innymi słowy, klasyczny Dark Souls. Gra powinna mieć tytuł Dark Souls: Prepare to Walk to the Boss Edition. Bo umieranie to mała część gry, ale powtarzanie tych sekcji... Walka z tym bossem sama w sobie fajna, podoba mi się to wyzwanie, ale ja jestem po prostu zbyt niecierpliwy na to powtarzanie. Jak czasami czytam, że ktoś tam przechodząc grę trzeci raz się gdzieś zaciął na godzinę... Nie wiem, skąd ludzie mają tyle wolnego czasu żeby w takim razie grać w to. Bez jaj gdybym był TAK słaby, żeby godzinę powtarzać srebrnych rycerzy łuczników w Anor Londo to nie wiem, jak by mi się musiało nudzić, żebym dalej grał.

 

Co lepsze, wiem, że to akurat ten boss, po którym otworzy mi się masa przejść do innych miejsc i będę mógł w ogóle robić coś innego ciekawego, niż tylko powtarzać walkę z tym duetem dup.

 

All in all, Dark Souls jest dużo lepsze niż Skyrim i Fallout. Tak że tyle oddam. Ale chyba spasuję.

Edytowane przez ogqozo
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Przyzwałem Solaire'a. Bez jaj przyzwanie Solaire'a było trudniejsze niż ten boss. Srebrni rycerze to niby łatwy łup na parowanie, ale... nie zawsze parowanie wyjdzie. No ale jakoś się udało. Zeszły mi 4 estusy żeby dojść do Solaire'a, potem Solaire stracił pół życia na tych strażnikach. A Ornstein i Slough z nim to po prostu nic, bo nietrudno walić ich, gdy oni nie atakują ciebie, albo tylko jeden no to lokujesz i skaczesz jak atakuje cię, phi. Raz obaj obrócili się na mnie to dostałem jeden cios, uciekłem, wrócili do Solare'a, i to tyle obrażeń przez całą walkę. Mam wielką misę i mogę chodzić w różne miejsca, yeah!

 

W sumie wygląda mi na to, że nie mam już wiele do ulepszenia, niestety. Kupiłem za srogą mamonę włócznię duszy - mocny, ale w jakiej sytuacji wystarczają 4 strzały... Ni na bosa, ni na łażenie po świecie. Żadna broń nie wydaje mi się jakoś DUŻO mocniejsza od mojego zaklętego Iaito, do której pełnego ulepszenia brakuje mi paru niebieskich tytanitów. Inteligencji dodałem parę poziomów - obrażenia czarów wzrosły dosłownie o kilka punktów... Tak więc głównie chyba będę podnosił HP i energię, może też kiedyś dojdę do momentu, gdy będę miał poniżej 25% udźwigu bez pierścienia Havela. Ciągle jednak się uczę np. wymierzania ataków i czasem pierwszy lepszy zombie mi zabierze pół paska gdy źle wyczuję tempo uderzenia. Iaito ma spory zasięg, ale wali dość powoli, jak w sumie wszystkie bronie w Dark Souls.

 

Ale tak jak mówiłem, podoba mi się jaki ta gra ma matematyczny sens. Z czasem człowiek odkrywa, że niemal nic tu się nie da zamashować, zabiegać, bo energia jest zbyt ograniczona, a jak się wie gdzie, to zazwyczaj wystarczy zrobić jeden przewrót raz na jakiś czas i styka. Ataki, które są najbardziej bolesne, prawie zawsze są najbardziej sygnalizowane i najłatwiejsze do skontrowania, zarówno twoje jak i ich. Właściwie więc gra wymaga głównie... wiedzy i właściwych decyzji. Wadą jest natomiast fakt, że niektórych rzeczy gdybym nie przeczytał w internecie, to bym pewnie przez 100 godzin grania nie odkrył bo by mi się nie chciało eksperymentować gdy stawką jest śmierć i powtarzanie.

Edytowane przez ogqozo
Odnośnik do komentarza

W kwestii irytacji związanej z ciągłym wracaniem z ogniska do bossa najwięcej krwi mi tak napsuli chyba 4 królowie. Jakoś zawsze szedłem w jedynce na dex buildy ubrany w jakieś szmaty i nie mogłem sobie pozwolić na zbyt dużo błędów z tymi bydlakami a w walce z nimi wszelka orientacja naszej odległości od nich się totalnie pier.doli dużo czasu poświęciłem ogarnianiu tej walki i dalej czuję że jestem noga. Dodatkowo jeszcze ta droga do nich ... Na pewno moje osobiste top najbardziej irytujacych bossów w serii.

Edytowane przez Dr.Czekolada
Odnośnik do komentarza

Przyzwałem Solaire'a. Bez jaj przyzwanie Solaire'a było trudniejsze niż ten boss. Srebrni rycerze to niby łatwy łup na parowanie, ale... nie zawsze parowanie wyjdzie. No ale jakoś się udało. Zeszły mi 4 estusy żeby dojść do Solaire'a, potem Solaire stracił pół życia na tych strażnikach. A Ornstein i Slough z nim to po prostu nic, bo nietrudno walić ich, gdy oni nie atakują ciebie, albo tylko jeden no to lokujesz i skaczesz jak atakuje cię, phi. Raz obaj obrócili się na mnie to dostałem jeden cios, uciekłem, wrócili do Solare'a, i to tyle obrażeń przez całą walkę. Mam wielką misę i mogę chodzić w różne miejsca, yeah!

 

W sumie wygląda mi na to, że nie mam już wiele do ulepszenia, niestety. Kupiłem za srogą mamonę włócznię duszy - mocny, ale w jakiej sytuacji wystarczają 4 strzały... Ni na bosa, ni na łażenie po świecie. Żadna broń nie wydaje mi się jakoś DUŻO mocniejsza od mojego zaklętego Iaito, do której pełnego ulepszenia brakuje mi paru niebieskich tytanitów. Inteligencji dodałem parę poziomów - obrażenia czarów wzrosły dosłownie o kilka punktów... Tak więc głównie chyba będę podnosił HP i energię, może też kiedyś dojdę do momentu, gdy będę miał poniżej 25% udźwigu bez pierścienia Havela. Ciągle jednak się uczę np. wymierzania ataków i czasem pierwszy lepszy zombie mi zabierze pół paska gdy źle wyczuję tempo uderzenia. Iaito ma spory zasięg, ale wali dość powoli, jak w sumie wszystkie bronie w Dark Souls.

 

Ale tak jak mówiłem, podoba mi się jaki ta gra ma matematyczny sens. Z czasem człowiek odkrywa, że niemal nic tu się nie da zamashować, zabiegać, bo energia jest zbyt ograniczona, a jak się wie gdzie, to zazwyczaj wystarczy zrobić jeden przewrót raz na jakiś czas i styka. Ataki, które są najbardziej bolesne, prawie zawsze są najbardziej sygnalizowane i najłatwiejsze do skontrowania, zarówno twoje jak i ich. Właściwie więc gra wymaga głównie... wiedzy i właściwych decyzji. Wadą jest natomiast fakt, że niektórych rzeczy gdybym nie przeczytał w internecie, to bym pewnie przez 100 godzin grania nie odkrył bo by mi się nie chciało eksperymentować gdy stawką jest śmierć i powtarzanie.

 

Jarek propsuję Twoje zachwyty nad Darkami, ale dlaczego najpierw nie zagrałeś w Demon's Souls?

 

Oto jest pytanie.

Odnośnik do komentarza

A ty Masorz najpierw zagrałeś w King's Field zanim zagrałeś w Demons Souls? Wszyscy mówią, że Demons Souls to gra mniej przystępna i mniej fajna od Dark Souls (i nikt niemal nigdy nie nazwał jej najlepszą grą generacji), więc nie widzę powodu jeszcze się z nią męczyć zamiast z Dark Soulsami.

  • Minusik 1
Odnośnik do komentarza

A ty Masorz najpierw zagrałeś w King's Field zanim zagrałeś w Demons Souls? Wszyscy mówią, że Demons Souls to gra mniej przystępna i mniej fajna od Dark Souls (i nikt niemal nigdy nie nazwał jej najlepszą grą generacji), więc nie widzę powodu jeszcze się z nią męczyć zamiast z Dark Soulsami.

 

jacy "wszyscy"? zamiast wymyślać bajki, wypadało by jednak wpierw choć zajrzeć do dedykowanego jej tematu i sprawdzić choć część opinii tych "wszystkich". 

Odnośnik do komentarza

A ty Masorz najpierw zagrałeś w King's Field zanim zagrałeś w Demons Souls? Wszyscy mówią, że Demons Souls to gra mniej przystępna i mniej fajna od Dark Souls (i nikt niemal nigdy nie nazwał jej najlepszą grą generacji), więc nie widzę powodu jeszcze się z nią męczyć zamiast z Dark Soulsami.

Co ty opowiadasz koles. Demonsy zawsze nr1 a i spokojnie polowa spolecznosci uwaza te czesc za najlepsza.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...